-Już myślałem,że się nie obudzisz-mruknąłem
-Jednak tutaj jestem, tak samo jak ty-uśmiechnęła się zadowolona.
Trzymałem ją cały czas,przytulając do siebie, bo na prawdę było mi za nią tak strasznie tęskno. Co z tego,że była u mnie w domu i inne rzeczy.Po prostu nie mogłem tego czasu wytrzymać bez niej.
-Kocham Cię, nie wiem co bym zrobił gdybym Cię stracił-odpowiedziałem
-A ja nie wiem, gdybym to ja ciebie straciła-wyjaśniła
Siedzieliśmy przez pewien czas w ciszy, trwając tak w uścisku, ale w końcu odsunąłem się od niej i pocałowałem namiętnie. Wziąłem butelkę z krwią i podałem dziewczynie.
-Wynagrodzę Ci to wszystko, jak wyzdrowiejesz. Lecz najpierw wypij to, pomoże Ci w regeneracji. -poprosiłem
(?)
środa, 30 lipca 2014
od Katheriny - C.D Romeo
Siedziałam i właśnie sama się przebierałam , miałam już na sobie spodnie , tyle że bluzki nie. Stałam przed lustrem, gdy nagle drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł Alec.
-Jesteś-powiedział, czy bardziej odetchnął
-A czemu miało by mnie nie być?-zapytałam.-Wbiłam kołek w serce Nicolas'owi. Raczej powinien nie żyć.
-Ah sam nie wiem-westchnął i usiadł na łóżku.
-Co to za naburmuszona mina? Przyłaź tu i pomóż mi w ściągnięciu tego gorsetu!-poprosiłam z uśmiechem.
Alec wstał z łóżka i zaśmiał się cicho. Podniosłam swoje włosy do góry, a mężczyzna zaczął powoli rozwiązywać gorset. Po 10 minutach w końcu rozwiązał go, a ja mogłam ściągnąć go. Zrobiłam to i rzuciłam go do torby. Jednak zasłoniłam się ręką i podeszłam do łóżka gdzie był mój stanik. Odwrócona plecami do Alec'a ubrałam na siebie górną część bielizny oraz bluzkę. Usłyszałam ciche mruknięcie niezadowolenia.
-Mogłaś być bez bluzki-powiedział trochę naburmuszony .
Odwróciłam się do niego z uśmiechem i przyjrzałam mu się uważnie od góry do dołu, zaczęłam powoli do niego podchodzić.
-Nie ładnie, to ja musiałam na ciebie czekać -zaśmiałam się i pogroziłam mu palcem.
Alec nadal był w tym smokingu, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Miałam ochotę już się na niego rzucić,ale to było by hm..........jak by to powiedzieć po staroświecku , nie odpowiednie? Przecież coś takiego damie nie przystoi. Zaśmiałam się w duszy , na te dziwne słowa i znalazłam się obok mężczyzny.
Pocałowałam go namiętnie i zachłannie, a Alec przyciągnął mnie gwałtownie do siebie.
-Zauważyłam,że się martwiłeś -mruknęłam
-Kiedy?-zapytał
-Przyszedłem, a twój głos był pełen ulgi,że mnie widzisz-wyjaśniłam-Coś się stało.
-Katherina..........czemu zawsze musisz przerywać takie ładne chwile?-spytał trochę przejęty.
-Oj no, bo ja też się o ciebie martwię -uśmiechnęłam się tajemniczo.
Złapałam go za policzki i pocałowałam namiętnie. Zaraz wylądowałam na łóżku , a Alec zaczął całować moją szyję. Heh, przez ten wyjazd , nawet zapomniałam o tym wszystkim,że stracił pamięć i sobie wszystko przypomina.
(Romeo?)
-Jesteś-powiedział, czy bardziej odetchnął
-A czemu miało by mnie nie być?-zapytałam.-Wbiłam kołek w serce Nicolas'owi. Raczej powinien nie żyć.
-Ah sam nie wiem-westchnął i usiadł na łóżku.
-Co to za naburmuszona mina? Przyłaź tu i pomóż mi w ściągnięciu tego gorsetu!-poprosiłam z uśmiechem.
Alec wstał z łóżka i zaśmiał się cicho. Podniosłam swoje włosy do góry, a mężczyzna zaczął powoli rozwiązywać gorset. Po 10 minutach w końcu rozwiązał go, a ja mogłam ściągnąć go. Zrobiłam to i rzuciłam go do torby. Jednak zasłoniłam się ręką i podeszłam do łóżka gdzie był mój stanik. Odwrócona plecami do Alec'a ubrałam na siebie górną część bielizny oraz bluzkę. Usłyszałam ciche mruknięcie niezadowolenia.
-Mogłaś być bez bluzki-powiedział trochę naburmuszony .
Odwróciłam się do niego z uśmiechem i przyjrzałam mu się uważnie od góry do dołu, zaczęłam powoli do niego podchodzić.
-Nie ładnie, to ja musiałam na ciebie czekać -zaśmiałam się i pogroziłam mu palcem.
Alec nadal był w tym smokingu, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Miałam ochotę już się na niego rzucić,ale to było by hm..........jak by to powiedzieć po staroświecku , nie odpowiednie? Przecież coś takiego damie nie przystoi. Zaśmiałam się w duszy , na te dziwne słowa i znalazłam się obok mężczyzny.
Pocałowałam go namiętnie i zachłannie, a Alec przyciągnął mnie gwałtownie do siebie.
-Zauważyłam,że się martwiłeś -mruknęłam
-Kiedy?-zapytał
-Przyszedłem, a twój głos był pełen ulgi,że mnie widzisz-wyjaśniłam-Coś się stało.
-Katherina..........czemu zawsze musisz przerywać takie ładne chwile?-spytał trochę przejęty.
-Oj no, bo ja też się o ciebie martwię -uśmiechnęłam się tajemniczo.
Złapałam go za policzki i pocałowałam namiętnie. Zaraz wylądowałam na łóżku , a Alec zaczął całować moją szyję. Heh, przez ten wyjazd , nawet zapomniałam o tym wszystkim,że stracił pamięć i sobie wszystko przypomina.
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
Skamieniałem. Ah, już wiem dlaczego Ralph tu była. Chciała dopaść naszych prześladowców. Bardzo głupie zagranie, przyjść tu samemu i próbować zabić wrogów którzy mają przewagę liczebną i mają broń. Niczego się nie nauczyła?
Wbiłem wzrok w podłogę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Skąd wiedzieli, że ja się tu pojawię? Przecież to Katherine chciał ten facet tu ściągnąć. Chyba, że wiedzieli o tym, że tam gdzie ona tam i ja. Wiedzieli o tym, że łączy nas... coś.
Zamknąłem oczy, jak małe dziecko co myśli, że jak to zrobi to problemy znikną. Nie miałem najmniejszej ochoty teraz wszystkiego tłumaczyć. Prędzej się stąd zmywać, zatrzeć ślady i znów "zniknąć". Jak to jest, że gdy już chcę normalnie żyć to nagle wszystkim moim wrogą przypomina się moje istnienie? To się dopiero nazywa złośliwość losu.
Westchnąłem i odwróciłem się by wyjść z pokoju. Zatrzymał mnie jednak głos Nicolas'a, kpiący choć było słychać, że każde słowo sprawia mu ból.
- Ona nie wie, co?
Odwróciłem się na pięcie podszedłem do niego i złapałem za gardło, ściskając mocno. Podniosłem go, tak, że wisiał pół metra nad ziemią. Próbował się wyrwać, ale wciąż dławił się własną krwią. W końcu przestał. Śmiał się chrapliwie.
- Wiesz, wkurzasz mnie - Warknąłem i popchnąłem go mocno na ścianę. Uderzył w nią mocno. Zawróciłem do drzwi, ale zatrzymałem się znów. Przed Katherine.
- Kto chce mnie dopaść? Przeszłość - Odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie - Zrób z nim co chcesz. Ja muszę się stąd zmywać. Czekam w motelu.
Wymknąłem się jak najlepiej z budynku.. Po drodze porozmawiałem z Ralph i kazałem się jej stamtąd zmywać. To był rozkaz, musiała się posłuchać. Z tego co wiem, już jest w drodze do Kanady, gdzie mają się zebrać. Miło.
Wszystko było dobrze, dopóki przede mną nie wyrosło dwóch osiłków z paralizatorami w rękach. Wspomniałem, że prąd to najlepszy sposób na powalenie kogoś takiego jak ja? Oni to chyba wiedzą. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, i oni postanowili to wykorzystać.
- Gdzie się wybierasz? - Spytał jeden.
- Ah, takie imprezy nie są w moim stylu - Odpowiedziałem, jednak oni nie mieli ochoty sobie pogadać. Zauważyłem, że jeden naszykował swoją broń. Dobra, koniec cackania się z nimi. Kopnąłem go w rękę, a ten zaskoczony upuścił paralizator. Złapałem broń szybko, odwróciłem kolesia tyłem do siebie i przyłożyłem paralizator do niego.
- Nie zbliżaj się - Ostrzegłem zimno. Tamten wyjął broń i wycelował we mnie.
- Nie strzelaj, nie strzelaj! - Zaczął błagać facet którego trzymałem.
Usłyszeliśmy klaskanie. Za rogu wyszedł mężczyzna w garniturze. Poznałem go od razu. Co tu robi Biały? No tak chce się zemścić czy coś.
- Nie wyszedłeś z wprawy - Powiedział, podchodząc bliżej. Był już bardzo blisko. Eh, chyba moja tarcza na nic się nie zda. Choć ucieczka byłaby bardziej ryzykowna. Wolę jeszcze chwilę zostać i zobaczyć czego on chce.
- Nie strzelaj! Błagam! - Już prawie ryczał trzymany przeze mnie facet.
- Dobrze. Nie chcę tracić człowieka - Biały się wycofał. Coś jest nie tak. Zmarszczyłem brwi, ale zaraz zrozumiałem. Na szczęście, mam dosyć dobry refleks i zasłoniłem się tym facetem, kiedy Biały wystrzelił pięć kulek. Chyba miał nadzieje, że chociaż jedną mnie trafi. Moja tarcza upadła. Na mnie. Cholera. Spróbowałem się wydostać spod jego cielska i udało mi się to dopiero po chwili. W tej samej chwili Biały wystrzelił. Kula przeszyła moje ramię. Szybko wytrąciłem broń Białego z ręki i zastrzeliłem jego przyjaciela. Po chwilę wycelowałem w niego i wystrzeliłem. Skurczybyk padł na ziemię a ja odetchnąłem. Coś za łatwo jednak z nim poszło. Co tu się dzieje? Nie ważne. Pewnie Katherina już na mnie czeka. Opatrzyłem ranę, która nadal krwawiła. Oczyściłem ją i szybko, amatorsko owinąłem ramię fragmętem koszulki jednego z nich. Poszedłem do naszego motelu, gdzie siedziała ona. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Jesteś - Powiedziałem, wręcz odetchnąłem. Mogli ją dorwać ludzie Białego. Któremu się najwyraźniej zmarło.
( Katherina?)
Wbiłem wzrok w podłogę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Skąd wiedzieli, że ja się tu pojawię? Przecież to Katherine chciał ten facet tu ściągnąć. Chyba, że wiedzieli o tym, że tam gdzie ona tam i ja. Wiedzieli o tym, że łączy nas... coś.
Zamknąłem oczy, jak małe dziecko co myśli, że jak to zrobi to problemy znikną. Nie miałem najmniejszej ochoty teraz wszystkiego tłumaczyć. Prędzej się stąd zmywać, zatrzeć ślady i znów "zniknąć". Jak to jest, że gdy już chcę normalnie żyć to nagle wszystkim moim wrogą przypomina się moje istnienie? To się dopiero nazywa złośliwość losu.
Westchnąłem i odwróciłem się by wyjść z pokoju. Zatrzymał mnie jednak głos Nicolas'a, kpiący choć było słychać, że każde słowo sprawia mu ból.
- Ona nie wie, co?
Odwróciłem się na pięcie podszedłem do niego i złapałem za gardło, ściskając mocno. Podniosłem go, tak, że wisiał pół metra nad ziemią. Próbował się wyrwać, ale wciąż dławił się własną krwią. W końcu przestał. Śmiał się chrapliwie.
- Wiesz, wkurzasz mnie - Warknąłem i popchnąłem go mocno na ścianę. Uderzył w nią mocno. Zawróciłem do drzwi, ale zatrzymałem się znów. Przed Katherine.
- Kto chce mnie dopaść? Przeszłość - Odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie - Zrób z nim co chcesz. Ja muszę się stąd zmywać. Czekam w motelu.
Wymknąłem się jak najlepiej z budynku.. Po drodze porozmawiałem z Ralph i kazałem się jej stamtąd zmywać. To był rozkaz, musiała się posłuchać. Z tego co wiem, już jest w drodze do Kanady, gdzie mają się zebrać. Miło.
Wszystko było dobrze, dopóki przede mną nie wyrosło dwóch osiłków z paralizatorami w rękach. Wspomniałem, że prąd to najlepszy sposób na powalenie kogoś takiego jak ja? Oni to chyba wiedzą. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, i oni postanowili to wykorzystać.
- Gdzie się wybierasz? - Spytał jeden.
- Ah, takie imprezy nie są w moim stylu - Odpowiedziałem, jednak oni nie mieli ochoty sobie pogadać. Zauważyłem, że jeden naszykował swoją broń. Dobra, koniec cackania się z nimi. Kopnąłem go w rękę, a ten zaskoczony upuścił paralizator. Złapałem broń szybko, odwróciłem kolesia tyłem do siebie i przyłożyłem paralizator do niego.
- Nie zbliżaj się - Ostrzegłem zimno. Tamten wyjął broń i wycelował we mnie.
- Nie strzelaj, nie strzelaj! - Zaczął błagać facet którego trzymałem.
Usłyszeliśmy klaskanie. Za rogu wyszedł mężczyzna w garniturze. Poznałem go od razu. Co tu robi Biały? No tak chce się zemścić czy coś.
- Nie wyszedłeś z wprawy - Powiedział, podchodząc bliżej. Był już bardzo blisko. Eh, chyba moja tarcza na nic się nie zda. Choć ucieczka byłaby bardziej ryzykowna. Wolę jeszcze chwilę zostać i zobaczyć czego on chce.
- Nie strzelaj! Błagam! - Już prawie ryczał trzymany przeze mnie facet.
- Dobrze. Nie chcę tracić człowieka - Biały się wycofał. Coś jest nie tak. Zmarszczyłem brwi, ale zaraz zrozumiałem. Na szczęście, mam dosyć dobry refleks i zasłoniłem się tym facetem, kiedy Biały wystrzelił pięć kulek. Chyba miał nadzieje, że chociaż jedną mnie trafi. Moja tarcza upadła. Na mnie. Cholera. Spróbowałem się wydostać spod jego cielska i udało mi się to dopiero po chwili. W tej samej chwili Biały wystrzelił. Kula przeszyła moje ramię. Szybko wytrąciłem broń Białego z ręki i zastrzeliłem jego przyjaciela. Po chwilę wycelowałem w niego i wystrzeliłem. Skurczybyk padł na ziemię a ja odetchnąłem. Coś za łatwo jednak z nim poszło. Co tu się dzieje? Nie ważne. Pewnie Katherina już na mnie czeka. Opatrzyłem ranę, która nadal krwawiła. Oczyściłem ją i szybko, amatorsko owinąłem ramię fragmętem koszulki jednego z nich. Poszedłem do naszego motelu, gdzie siedziała ona. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Jesteś - Powiedziałem, wręcz odetchnąłem. Mogli ją dorwać ludzie Białego. Któremu się najwyraźniej zmarło.
( Katherina?)
Od Lilith
Obudziłam się po kilku godzinach..poruszyłam delikatnie dłonią,poczułam że ktoś ją mocno ściska.
-Obudziłaś się..całe szczęście.-powiedział nadal gładząc moją dłoń.
Po chwili wskoczyła na mnie jgo sunia. Zaczęła lizać moją twarz szczekając i merdając radośnie ogonem.
-Ej Dolca!-śmiałam się.-No już,już! Zostaw mnie!
Posłusznie przestała mnie lizać i usiadła mi na brzuchu. Spojrzałam na Lucas'a..uśmiechał się.
-No Lucas..proszę przytul mnie.-powiedziałam podnosząc się do siadu. Jak prosiłam przytulił mnie mocno i nie miał zamiaru puścić.
(?)
-Obudziłaś się..całe szczęście.-powiedział nadal gładząc moją dłoń.
Po chwili wskoczyła na mnie jgo sunia. Zaczęła lizać moją twarz szczekając i merdając radośnie ogonem.
-Ej Dolca!-śmiałam się.-No już,już! Zostaw mnie!
Posłusznie przestała mnie lizać i usiadła mi na brzuchu. Spojrzałam na Lucas'a..uśmiechał się.
-No Lucas..proszę przytul mnie.-powiedziałam podnosząc się do siadu. Jak prosiłam przytulił mnie mocno i nie miał zamiaru puścić.
(?)
od Lucas'a
Złapałem Lilith i podniosłem ją na ręce. Szedłem spokojnie i powoli do mojego domu, po drodze wstąpiłem do tej kobiety. Zahipnotyzowałem ją by wszystko zapomniała,ale jeszcze przed tym dała mi butelkę swojej krwi. Zabrałem Lili do mnie do domu i położyłem ja u siebie w sypialni,była nieprzytomna, ale nalałem jej krwi do ust, a ona ją połknęła. Moja sunia wbiegła do pokoju i ułożyła się wygodnie przy dziewczynie.
-Pilnuj ją ,idę na dół-powiedziałem cicho
Podniosłem się z krzesła i zszedłem na dół i nalałem sobie zwykłej wody, następnie się jej napiłem i siedziałem w salonie. Byłem podenerwowany, ale po pół godzinie nie wytrzymałem i wróciłem do niej.
Usiadłem na skraju łóżka i wpatrywałem się w moją kochaną Lili.
-Lilith, obudź się.........proszę -wyszeptałem nie spuszczając jej z oka.
Złapałem ją delikatnie za rękę i zacząłem ją po niej gładzić, czekając aż sie wybudzi, o dziwo moja sunia nie wygoniła mnie z pokoju.
(?)
-Pilnuj ją ,idę na dół-powiedziałem cicho
Podniosłem się z krzesła i zszedłem na dół i nalałem sobie zwykłej wody, następnie się jej napiłem i siedziałem w salonie. Byłem podenerwowany, ale po pół godzinie nie wytrzymałem i wróciłem do niej.
Usiadłem na skraju łóżka i wpatrywałem się w moją kochaną Lili.
-Lilith, obudź się.........proszę -wyszeptałem nie spuszczając jej z oka.
Złapałem ją delikatnie za rękę i zacząłem ją po niej gładzić, czekając aż sie wybudzi, o dziwo moja sunia nie wygoniła mnie z pokoju.
(?)
Od Lilith
-Oczywiście że ci wybaczę Lucas..-wyszeptałam.
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego..płakał..?
Przejechałam opuszkiem palca po jego policzku,położyłam na nim dłoń. Pokręcił głową jakby chciał wtulić się w moją dłoń.
-Lucas..ty...
-Tak wiem..-powiedział cicho delikatnie całując wnętrze mojej dłoni.
-Jeszcze nigdy nie widziałam żebyś płakał..
-Musi być ten pierwszy raz,prawda..?-uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech znów się do niego tuląc..nagle zakręciło mi się w głowie..przed oczami widziałam ciemność. Opadłam bezwładnie na Lucas'a..
(?)
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego..płakał..?
Przejechałam opuszkiem palca po jego policzku,położyłam na nim dłoń. Pokręcił głową jakby chciał wtulić się w moją dłoń.
-Lucas..ty...
-Tak wiem..-powiedział cicho delikatnie całując wnętrze mojej dłoni.
-Jeszcze nigdy nie widziałam żebyś płakał..
-Musi być ten pierwszy raz,prawda..?-uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech znów się do niego tuląc..nagle zakręciło mi się w głowie..przed oczami widziałam ciemność. Opadłam bezwładnie na Lucas'a..
(?)
od Lucas'a
Objąłem ją mocno,przyciskając do siebie, a jedną ręką gładziłem ją po włosach, schodząc aż do pleców.
-Ja żyję Lilith. Jestem tutaj-powiedziałem
Dziewczyna cały czas się wtulała we mnie, a ja jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Sam nie wiem ja płaczę?! Tak. Ja płaczę, ale to przecież nie dorzeczne, ja nigdy praktycznie nie płakałem i nie chciałbym jakoś strasznie płakać.
-Lilith, przepraszam,że wcześniej nie przyszedłem. Nie mogłem, musiałem odzyskać siły. A gdybym przyszedł słaby, zabili by i mnie i ciebie-wydukałem
-Lucas....-wyszeptała.
-Nie, naraziłem Cię na śmierć, prawie umarłaś i to wszystko przeze mnie.-załkałem-Proszę wybacz mi........
Cały czas przytulałem ją do siebie nie chcąc nigdzie wypuszczać. Przez ten miesiąc widziałem ją,ale nie mogłem dotknąć , czy też nawet pocałować, to były dla mnie ogromne męki, a ja bez niej nie mogę żyć.
Stałem przytulony do niej, a ona do mnie i się nie odzywałem, czekałem na jej odpowiedź.
(?)
-Ja żyję Lilith. Jestem tutaj-powiedziałem
Dziewczyna cały czas się wtulała we mnie, a ja jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Sam nie wiem ja płaczę?! Tak. Ja płaczę, ale to przecież nie dorzeczne, ja nigdy praktycznie nie płakałem i nie chciałbym jakoś strasznie płakać.
-Lilith, przepraszam,że wcześniej nie przyszedłem. Nie mogłem, musiałem odzyskać siły. A gdybym przyszedł słaby, zabili by i mnie i ciebie-wydukałem
-Lucas....-wyszeptała.
-Nie, naraziłem Cię na śmierć, prawie umarłaś i to wszystko przeze mnie.-załkałem-Proszę wybacz mi........
Cały czas przytulałem ją do siebie nie chcąc nigdzie wypuszczać. Przez ten miesiąc widziałem ją,ale nie mogłem dotknąć , czy też nawet pocałować, to były dla mnie ogromne męki, a ja bez niej nie mogę żyć.
Stałem przytulony do niej, a ona do mnie i się nie odzywałem, czekałem na jej odpowiedź.
(?)
Od Lilith
Zobaczyłam jak dwoje mężczyzn wylatuje przez okno. Podniosłam się szybko w miarę swoich możliwości..tam był..Lucas..!? Szarpał się z jednym z tej całej grupy..przecież widziałam jak..jak umiera.. Potrząsnęłam głową.
Skup się dziewczyno,musisz mu pomóc!-pomyślałam.
Rozejrzałam się po pokoju..był tak jakiś nóż..pamiętam go. To nim mnie cięli i nim też "zabili" Lucas'a. Chwyciłam go i wyszłam z pokoju oraz z budynku.
Nadal się szarpali..jednak wstali z ziemi.
Gdy Lucas uderzył go pięścią w twarz chłopak zachwiał się..tak..to była szansa.
Podeszłam do niego po cichu i wbiłam w jego kark nóż,krzyknął z bólu i upadł dosłownie przede mną.
-Lili..-tylko tyle zdążył wybełkotać po czym skonał.
N-nie mogłam w to uwierzyć...nigdy bym nikogo nie zabiła! A-ale..musiałam..bo jeśli nie on..to zginął by Lucas..
Odsunęłam się znacznie zarówno jak i od zwłok chłopaka jak i Lucas'a.
-Lilith..-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
Stałam niewzruszona.
-Lili..ja..ja..proszę odezwij się..proszę..-mówił cicho nadal mnie tuląc.
-L-Lucas..-wyszlochałam.-Przecież ty..ty..
Uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową po czym mocno się w niego wtuliłam.
Zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
(?)
Skup się dziewczyno,musisz mu pomóc!-pomyślałam.
Rozejrzałam się po pokoju..był tak jakiś nóż..pamiętam go. To nim mnie cięli i nim też "zabili" Lucas'a. Chwyciłam go i wyszłam z pokoju oraz z budynku.
Nadal się szarpali..jednak wstali z ziemi.
Gdy Lucas uderzył go pięścią w twarz chłopak zachwiał się..tak..to była szansa.
Podeszłam do niego po cichu i wbiłam w jego kark nóż,krzyknął z bólu i upadł dosłownie przede mną.
-Lili..-tylko tyle zdążył wybełkotać po czym skonał.
N-nie mogłam w to uwierzyć...nigdy bym nikogo nie zabiła! A-ale..musiałam..bo jeśli nie on..to zginął by Lucas..
Odsunęłam się znacznie zarówno jak i od zwłok chłopaka jak i Lucas'a.
-Lilith..-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
Stałam niewzruszona.
-Lili..ja..ja..proszę odezwij się..proszę..-mówił cicho nadal mnie tuląc.
-L-Lucas..-wyszlochałam.-Przecież ty..ty..
Uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową po czym mocno się w niego wtuliłam.
Zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
(?)
od Lucas'a
Wszyscy zbiegli na dół i aż oniemieli widząc mnie, jak podpalam ciało Luis'a. Nie chciałem się z nimi cackać już do końca. Nie dość miałem dosyć, dałem im szansę ,ale teraz koniec.
-Cóż, teraz załatwimy to trochę inaczej!-warknąłem
-Luis!-wydarł się Ben widząc , jak Luis już praktycznie spłonął.
-Zapytam, grzecznie gdzie jest Lilith!-mruknąłem
-Zobaczysz ją,ale najpewniej martwą -usłyszałem Xavier'a na górnym piętrze.
Poderwałem się na równe nogi i zacząłem szarpać się z Ben'em, w końcu rozsadziłem go na drobne kawałeczki, a raczej bardziej był pokrojony? Spaliłem go tak samo jak Luis'a, no tak dołączy do braciszka.
Odwracając się poczułem silny ból w ramieniu i upadłem na ręce. Zobaczyłem , strzałę z kuszy. Złapałem za koniec i wyciągnąłem ją ze swojego ciała. Podniosłem się znowu i rzuciłem na tego kto trzymał kuszę, a był to Marcus. Doskoczyłem do niego i złapałem za szyję.
-Nie!-krzyczała Amber
Stworzyłem ogień, a dziewczyna zaczęła się palić żywcem, wybiegła z domu, jak najszybciej umiała, ale zanim to zrobiła udało mi się poranić ją od środka. Marcus dziwnym trafem gdy się odwróciłem jego nie było, no tak prawie rozsadziłem mu głowę. Cholera. Zwiali oboje, Amber i Marcus, ale teraz przyszła kolej na Xavier'a. Wybiegłem szybko na górę, gdzie stał Xavier przed drzwiami, pewnie tam była Lilith.
-Odsuń się grzecznie,a nic Ci nie zrobię!-warknąłem
-Nie-dodał stanowczo
-Sam tego chcesz-mruknąłem
Rzuciłem się do biegu i obaj wlecieliśmy do pokoju przez drzwi,które zostały wywalone. Xavier leżał, na ziemi,a ja zauważyłem Lilith na łóżku, już praktycznie nie przytomną. Podszedłem do niej i przeciąłem sobie skórę.
-Wypij, Lilith proszę wypij-poprosiłem
Piłem ludzką krew, a ona zwierzęcą więc moja krew bardziej, o wiele bardziej jej pomoże, tak że uda jej się pokonać ten dziwny lek. Lilith wypiła dość dużo mojej krwi, a zaraz poczułem jak ktoś mnie odrywa od niej i rzuca o ścianę. To był Xavier, no tak tylko on w tym domu został jako żywy. Rzuciłem się na niego wkurzony i zaczęła się walka. Xavier stał się o dziwo silniejszy, no nie sądziłem,że będę z nim tak długo walczyć. Zauważyłem ,że Lilith otwarła oczy i delikatnie podnosi się na rękach. W tej chwili Xavier rzucił się na mnie i obaj wylecieliśmy przez okno.
(?)
-Cóż, teraz załatwimy to trochę inaczej!-warknąłem
-Luis!-wydarł się Ben widząc , jak Luis już praktycznie spłonął.
-Zapytam, grzecznie gdzie jest Lilith!-mruknąłem
-Zobaczysz ją,ale najpewniej martwą -usłyszałem Xavier'a na górnym piętrze.
Poderwałem się na równe nogi i zacząłem szarpać się z Ben'em, w końcu rozsadziłem go na drobne kawałeczki, a raczej bardziej był pokrojony? Spaliłem go tak samo jak Luis'a, no tak dołączy do braciszka.
Odwracając się poczułem silny ból w ramieniu i upadłem na ręce. Zobaczyłem , strzałę z kuszy. Złapałem za koniec i wyciągnąłem ją ze swojego ciała. Podniosłem się znowu i rzuciłem na tego kto trzymał kuszę, a był to Marcus. Doskoczyłem do niego i złapałem za szyję.
-Nie!-krzyczała Amber
Stworzyłem ogień, a dziewczyna zaczęła się palić żywcem, wybiegła z domu, jak najszybciej umiała, ale zanim to zrobiła udało mi się poranić ją od środka. Marcus dziwnym trafem gdy się odwróciłem jego nie było, no tak prawie rozsadziłem mu głowę. Cholera. Zwiali oboje, Amber i Marcus, ale teraz przyszła kolej na Xavier'a. Wybiegłem szybko na górę, gdzie stał Xavier przed drzwiami, pewnie tam była Lilith.
-Odsuń się grzecznie,a nic Ci nie zrobię!-warknąłem
-Nie-dodał stanowczo
-Sam tego chcesz-mruknąłem
Rzuciłem się do biegu i obaj wlecieliśmy do pokoju przez drzwi,które zostały wywalone. Xavier leżał, na ziemi,a ja zauważyłem Lilith na łóżku, już praktycznie nie przytomną. Podszedłem do niej i przeciąłem sobie skórę.
-Wypij, Lilith proszę wypij-poprosiłem
Piłem ludzką krew, a ona zwierzęcą więc moja krew bardziej, o wiele bardziej jej pomoże, tak że uda jej się pokonać ten dziwny lek. Lilith wypiła dość dużo mojej krwi, a zaraz poczułem jak ktoś mnie odrywa od niej i rzuca o ścianę. To był Xavier, no tak tylko on w tym domu został jako żywy. Rzuciłem się na niego wkurzony i zaczęła się walka. Xavier stał się o dziwo silniejszy, no nie sądziłem,że będę z nim tak długo walczyć. Zauważyłem ,że Lilith otwarła oczy i delikatnie podnosi się na rękach. W tej chwili Xavier rzucił się na mnie i obaj wylecieliśmy przez okno.
(?)
Od Lilith
Wszyscy nagle poderwali się z miejsc.
-Słyszeliście to?
-Tak..lepiej chodźmy to sprawdzić.
Wszyscy zeszli na dół jedynie ja i chłopak zostaliśmy.
-Czyli tak..-warknął..
-O co chodzi?-delikatnie dotknęłam dłonią jego policzka.
-No kochanie..daj mi rączkę.-powiedział biorąc do ręki strzykawkę..wyglądała inaczej niż zwykle.-Może to będzie trochę inne ale..nie bój się. Będziesz się czuła o niebo lepiej..
Posłusznie wyprostowałam rękę,wbił igłę w moją skórę..krzyknęłam. Było inaczej niż zwykle..strasznie bolało.
-Przestań.-załkałam.
-No spokojnie..jeszcze moment.-uspokajał mnie.
Po kilkunastu minutach odłożył strzykawkę..
-Połóż się..niedługo będzie ci lepiej.
Delikatnie położył mnie na łóżku,pocałował mnie namiętnie.
-Ale...nie zostawisz mnie prawda..?
-Nie zostawię.-pogłaskał mnie po głowie.
Wyszedł z pokoju zamykając drzwi na kilka zamków.
Czułam się dziwnie..jakieś mrowienie..ale i ukojenie i niesamowitą lekkość.
(?)
Od Lucas'a
Siedziałem a drzewie , ale coś było nie tak. Zeskoczyłem z niego i pognałem na polowanie , upolowałem znów kilka saren, eh tak nie może być. Xavier zachowuje się tak jakby Lilith była jego. Przysięgam zabiję ich wszystkich przy najbliższej okazji, ale jeszcze nie teraz. Biegłem przez las musiałem ,gdzieś iść , do jakiegoś domu opatrzyć rany i wszystko. Dotarłem do domu, jakiejś 35 latki. Przyszedłem do niej i zahipnotyzowałem by mi pomagała.
*miesiąc później*
Odzyskiwałem coraz bardziej siły, bandażowałem sobie ranę na plecach, która powoli się goiła, a również dzięki temu iż karmiłem się ludzką krwią. Wiem ,że to nie było dobre,ale innego wyjścia nie miałem. Przynajmniej nie zabijałem tej kobiety więc jak an razie jest ze mną w porządku. W końcu postanowiłem,że za długo trwa ta szopka. Lilith tam siedzi, faszerują ją narkotykami i myśli,że nie żyję. Ale teraz odzyskałem siły, więc dam radę, mimo że jeszcze rana nie zagoiła się do końca to i tak wiedziałem ,że dam radę. Wróciłem się pod ich dom i czekałem,aż ktoś z niego wyjdzie. Jak widać padło na Luis'a, który właśnie wychodził chyba po narkotyki dla Lilith. Rzuciłem się od razu na niego, łapiąc mocno za szyję.
-Lucas?!-wychrypiał-Ty miałeś nie żyć.
-No cóż , jednak wam nie wyszło-dodałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
Popchnąłem Luis'a na dom, a konkretniej na drzwi wejściowe. Siła uderzenia była tak mocna ,że chłopak rozwalił drzwi swoim ciałem i dopiero zatrzymała go ściana w salonie, jednak i tak zostawił spore wgniecenie.
(?)
*miesiąc później*
Odzyskiwałem coraz bardziej siły, bandażowałem sobie ranę na plecach, która powoli się goiła, a również dzięki temu iż karmiłem się ludzką krwią. Wiem ,że to nie było dobre,ale innego wyjścia nie miałem. Przynajmniej nie zabijałem tej kobiety więc jak an razie jest ze mną w porządku. W końcu postanowiłem,że za długo trwa ta szopka. Lilith tam siedzi, faszerują ją narkotykami i myśli,że nie żyję. Ale teraz odzyskałem siły, więc dam radę, mimo że jeszcze rana nie zagoiła się do końca to i tak wiedziałem ,że dam radę. Wróciłem się pod ich dom i czekałem,aż ktoś z niego wyjdzie. Jak widać padło na Luis'a, który właśnie wychodził chyba po narkotyki dla Lilith. Rzuciłem się od razu na niego, łapiąc mocno za szyję.
-Lucas?!-wychrypiał-Ty miałeś nie żyć.
-No cóż , jednak wam nie wyszło-dodałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
Popchnąłem Luis'a na dom, a konkretniej na drzwi wejściowe. Siła uderzenia była tak mocna ,że chłopak rozwalił drzwi swoim ciałem i dopiero zatrzymała go ściana w salonie, jednak i tak zostawił spore wgniecenie.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Popatrzyłam uważnie na Alec'a, ale nie było sensu się z nim kłócić, wydaje mi się że raczej wiedział co robi.
Jednak zaraz odwróciłam się w stronę starego znajomego i przyjrzałam mu się uważnie.
-Tak, właśnie-odpowiedziałam-Nicolas , nie chcesz się czegoś napić?
-Z przyjemnością panno Katherin.-uśmiechnął się zadowolony
Skinęłam głową i wzięłam głęboki wdech,aż odszedł na chwilę od nas. Odwróciłam się gwałtownie do chłopaka za sobą i popatrzyłam na niego.
-No dobrze, tak więc. Nicolas Rusell. Kotołak, mniej więcej wiek około 1000 lat. Nie będzie łatwo go pokonać -wyjaśniłam
-Nie zatłuczesz mnie za to,że nie posłuchałem?-zapytał
-Na początku chciałam,ale teraz nie-odpowiedziałam spokojnie-Dobrze zrobiłeś, wie że mam sprzymierzeńców, ale on też ich ma.
-Przyniosłem, moi goście-usłyszałam jego głos za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę i wzięłam szklankę od niego , a następnie wyminęłam go i poszłam na górę. Wiedziałam ,że Nicolas pójdzie za mną, a tym bardziej Alec. Eh faceci, zwariować z nimi można.
Weszłam do pokoju, ale zaraz przyszpiliłam Nicolas'a do ściany. Alec stał chwilę w drzwiach,ale zaraz je zamknął.
-Myślisz,że nie wiem jakie sztuczki stosujesz? W szklance jest tatarak, ups marne zagranie-odparłam obojętnie.-Może tobie posmakuje.
Otworzyłam mu buzię i wlałam do niej drinka, a drugi kieliszek zabrałam od Alec'a i wylałam na Nicolas'a.
-Wybacz pomyliłeś się. Alec nie jest kotołakiem-odpowiedziałam
Nicolas siedział na kanapie i zaraz zaczął kasłać trochę krwią, no tak wypaliło mu całe gardło.
-Wiem, o tym szukają go-wychrypiał z uśmiechem
Popatrzyłam na Nicolas'a zszokowana i zaraz odwróciłam się w stronę Alec'a, który stał jak słup i patrzył na niego gniewnie.
-Kto Cię szuka Alec?-zapytałam
(Romeo?)
Jednak zaraz odwróciłam się w stronę starego znajomego i przyjrzałam mu się uważnie.
-Tak, właśnie-odpowiedziałam-Nicolas , nie chcesz się czegoś napić?
-Z przyjemnością panno Katherin.-uśmiechnął się zadowolony
Skinęłam głową i wzięłam głęboki wdech,aż odszedł na chwilę od nas. Odwróciłam się gwałtownie do chłopaka za sobą i popatrzyłam na niego.
-No dobrze, tak więc. Nicolas Rusell. Kotołak, mniej więcej wiek około 1000 lat. Nie będzie łatwo go pokonać -wyjaśniłam
-Nie zatłuczesz mnie za to,że nie posłuchałem?-zapytał
-Na początku chciałam,ale teraz nie-odpowiedziałam spokojnie-Dobrze zrobiłeś, wie że mam sprzymierzeńców, ale on też ich ma.
-Przyniosłem, moi goście-usłyszałam jego głos za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę i wzięłam szklankę od niego , a następnie wyminęłam go i poszłam na górę. Wiedziałam ,że Nicolas pójdzie za mną, a tym bardziej Alec. Eh faceci, zwariować z nimi można.
Weszłam do pokoju, ale zaraz przyszpiliłam Nicolas'a do ściany. Alec stał chwilę w drzwiach,ale zaraz je zamknął.
-Myślisz,że nie wiem jakie sztuczki stosujesz? W szklance jest tatarak, ups marne zagranie-odparłam obojętnie.-Może tobie posmakuje.
Otworzyłam mu buzię i wlałam do niej drinka, a drugi kieliszek zabrałam od Alec'a i wylałam na Nicolas'a.
-Wybacz pomyliłeś się. Alec nie jest kotołakiem-odpowiedziałam
Nicolas siedział na kanapie i zaraz zaczął kasłać trochę krwią, no tak wypaliło mu całe gardło.
-Wiem, o tym szukają go-wychrypiał z uśmiechem
Popatrzyłam na Nicolas'a zszokowana i zaraz odwróciłam się w stronę Alec'a, który stał jak słup i patrzył na niego gniewnie.
-Kto Cię szuka Alec?-zapytałam
(Romeo?)
Od Lilith
Wróciliśmy z powrotem do tego całego mieszkania..
Nie mogłam uwierzyć w to że Lucas..on..on..zginął. To okropne!
Usiadłam wraz z chłopakiem na kanapie..wziął do ręki strzykawkę.
-No mała,daj mi rączkę.-uśmiechnął się do mnie.
-Nie...to boli.-burknęłam.
-No dalej..-pocałował mnie w czoło.
-Dobrze..
Wystawiłam rękę a on wbił igłę w moją skórę..mm..znów to przyjemne uczucie.
Po kilku minutach zabrał ją i odłożył na bok.
-I co? Aż tak bolało?-zaśmiał się.
-Tak...ale teraz jest fajnie.-zachichotałam.
Pocałował mnie w policzek i przygarnął bardziej do siebie.
Oparłam głowę o jego tors i wsłuchiwałam się w ich rozmowy..
Gdy popatrzyłam w stronę okna coś..poruszyło się w gałęziach drzew..znów zapach krwi Lucas'a...ale nikt w tym pokoju nie miał ani trochę tej krwi czy o na ubraniu czy na skórze...
-Lucas...-szepnęłam cichutko.
(?)
Nie mogłam uwierzyć w to że Lucas..on..on..zginął. To okropne!
Usiadłam wraz z chłopakiem na kanapie..wziął do ręki strzykawkę.
-No mała,daj mi rączkę.-uśmiechnął się do mnie.
-Nie...to boli.-burknęłam.
-No dalej..-pocałował mnie w czoło.
-Dobrze..
Wystawiłam rękę a on wbił igłę w moją skórę..mm..znów to przyjemne uczucie.
Po kilku minutach zabrał ją i odłożył na bok.
-I co? Aż tak bolało?-zaśmiał się.
-Tak...ale teraz jest fajnie.-zachichotałam.
Pocałował mnie w policzek i przygarnął bardziej do siebie.
Oparłam głowę o jego tors i wsłuchiwałam się w ich rozmowy..
Gdy popatrzyłam w stronę okna coś..poruszyło się w gałęziach drzew..znów zapach krwi Lucas'a...ale nikt w tym pokoju nie miał ani trochę tej krwi czy o na ubraniu czy na skórze...
-Lucas...-szepnęłam cichutko.
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Przez chwilę nie wiedziałem które z nich mnie bardziej denerwuje: ona czy on. Czy ta dziewczyna nie rozumie, że chce mieć już tą wycieczkę za sobą? Tak, wiem jestem egoistą. Po prostu denerwowało mnie, że nie umie spraw załatwić prosto i szybko. Jak go nie lubi, to niech się z nim rozprawi skoro chciała sobie jechać do niego przez pół świata. A jak go lubi, to niech po prostu powie. Ta kobieca skręto-wiadukto-skrzyżowanio-objazdowość.
Nagle opadła mi szczęka. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu... eh... Cóż. Właśnie zauważyłem, że moja przyjaciółka z "wojska" pojawiła się na tym przyjęciu. Co więcej wyrosła na naprawdę niezłą laskę. Wow. Ledwie ją poznałem w tej sukni. Wyglądała... Jak kobieta. Jaka nowość! Kiedy ostatni raz ją widziałem była chuderlakiem w wojskowych ciuchach.
Eh, pójdę za te myśli do piekła.
Znowu.
Była ode mnie całkiem sporo młodsza. Teraz miała dopiero dwadzieścia lat, czyli tyle ile ja kiedy się rozdzieliliśmy. Ja odszedłem od nich. A teraz zżerała mnie ciekawość gdzie inni. Fixit (Naprawiać)? Bullet (Kula)? Zero? Bugler (Trębacz)? Max?
Tak, wiem głupie imiona, tak samo jak Alec. Jednak trzeba mieć jakieś imię. Trochę dziwnie ludzie by się patrzeli na przedstawiających się numerami już-nie-dzieciaków. Cześć, jestem X5-494, a ty? Dlaczego mam numer zamiast imienia? A, mama była pijana.
Jak widać, trudno by było to wytłumaczyć.
Podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i po prostu przytuliła. Zesztywniałem, nieprzyzwyczajony do takich zachowań.
- Alec! - Zakrzyknęła zduszenie, przez przywarcie do mojej klatki piersiowej. No tak. Stęskniła się, ale również prawie połamała mi kości.
- Yy... Ralph... - Mruknąłem, a ona się odsunęła.
- Przepraszam. Gdzie ty się podziewałeś? Nie widziałam Cię tyle lat! - Powiedziała ciesząc się jak małe dziecko - Przeżyłeś - Dodała cicho. Nie mieliśmy wielkiej szansy na przetrwanie na wrogim terenie, więc jej radość jest jak najbardziej zrozumiała. Tak, owszem uciekaliśmy przed kimś, kto uparcie chciał wyeliminować wszystkie X'y w tym mnie X5'tke i ją, X6'stkę.
- Ty też - Zauważyłem równie spostrzegawczo - Skąd ty się tu wzięłaś? Mieliście być wszyscy w Kanadzie, bez wyjątku.
- A ty? Zwolniony z tego? - Spytała kpiąco, ale zaraz ugryzła się w język - Przepraszam.... Wiele się pozmieniało od tamtego czasu. Daj mi się cieszyć, że Cię widzę! Wiesz... myśleliśmy że.... - Przestała mówić. Wdawała się smutna, wręcz przygnębiona. No tak. Zniknąłem i się do nich nie odzywałem.
- Tylko weź się nie rozbecz. Żyję i mam się całkiem dobrze - Rzuciłem, przewracając oczami. Uśmiechnęła się ponownie, znów wesoło - Więc gdzie inni?
- Max zarządziła rozdzielenie się. Nie wiem gdzie są - Wydawała się lekko tym faktem przejęta. Lekko, bo ciągle się szczerzyła - Bugler ma rodziców i mieszka na jakiejś farmie z tego co wiem. Reszta jest rozproszona po świecie.
- Więc co tu robisz, Ralph?
- Aktualnie mieszkam. A ty? Nienawidzisz samolotów - Powiedziała.
- Załatwiam sprawę, mała. Eh... Muszę iść spotkajmy się za trzy godziny w motelu - Mruknąłem i podałem jej adres.
- Do zobaczenia, Alec - Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek. Będzie zabawnie, jak to Katherina widziała. Hah. W ogóle co za pożegnanie. Kiedyś wystarczyło, że pomachali mi i mogłem odjechać w siną dal. A teraz? Dusiła mnie i pocałowała bo chcę podjeść do innej dziewczyny. To nie zachowanie żołnierza. Byłem zszokowany tym, dopóki nie dowiedziałem się o co jej naprawdę chodzi - Siedzą nam na ogonie. Są tutaj - Wyszeptała cicho, po czym się odsunęła tym razem z sztucznym uśmiechem. Są tutaj. Oni. Frajerzy co ścigają mnie i wszystkie X'y od wielu lat. Nawet teraz. Uczepili się jak rzep psiego ogona. Super. Mnie chcą zabić, najwyraźniej Katherine chcą zabić inne złe typki. Jesteśmy jak magnes na kłopoty.
Myślałem, że już zapomnieli.
Uśmiechnąłem się do niej lekko i spojrzałem w stronę Katheriny i tego bogatego dupka. Pora wkroczyć, nie mam ochoty siedzieć w miejscu.
Miałem gdzieś jej zasady. "Nie pokazuj, że się znamy", "Nie podchodź", "Wtop się w tłum". Niech się wypcha, przeszedłem łącznie szesnaście lat szkolenia, byłem wysłany na cztery misje, mam tytuł oficera, jestem demonem zmodyfikowanym genetycznie, poluje na stworzenia nadnaturalne od bóg wie ilu lat i umiem pokonać wyszkolony pluton zwykłych żołnierzy.
Ale weź to przetłumacz upartej kobiecie.
Podszedłem tam najnormalniej w świecie, po czym obdarzyłem Katherine uśmiechem.
- Zastanawiałem się, gdzie zniknęłaś Kath ale już chyba mam odpowiedź - Powiedziałem zerkając na mężczyznę. Cóż. Raz się żyje.
Najwyżej potem Kath mi przywali, czy spróbuje to zrobić.
- A pan to...? - Spytał facet udawanie miłym tonem.
- Przyjaciel - Odpowiedziała za mnie Katherina. Oczywiście.
- Alec McDowell - Przedstawiłem się, nazwiskiem które przybrałem już dawno, dawno temu. Mówiłem, głupio by było posługiwać się cyframi.
(Kath?)
Nagle opadła mi szczęka. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu... eh... Cóż. Właśnie zauważyłem, że moja przyjaciółka z "wojska" pojawiła się na tym przyjęciu. Co więcej wyrosła na naprawdę niezłą laskę. Wow. Ledwie ją poznałem w tej sukni. Wyglądała... Jak kobieta. Jaka nowość! Kiedy ostatni raz ją widziałem była chuderlakiem w wojskowych ciuchach.
Eh, pójdę za te myśli do piekła.
Znowu.
Była ode mnie całkiem sporo młodsza. Teraz miała dopiero dwadzieścia lat, czyli tyle ile ja kiedy się rozdzieliliśmy. Ja odszedłem od nich. A teraz zżerała mnie ciekawość gdzie inni. Fixit (Naprawiać)? Bullet (Kula)? Zero? Bugler (Trębacz)? Max?
Tak, wiem głupie imiona, tak samo jak Alec. Jednak trzeba mieć jakieś imię. Trochę dziwnie ludzie by się patrzeli na przedstawiających się numerami już-nie-dzieciaków. Cześć, jestem X5-494, a ty? Dlaczego mam numer zamiast imienia? A, mama była pijana.
Jak widać, trudno by było to wytłumaczyć.
Podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i po prostu przytuliła. Zesztywniałem, nieprzyzwyczajony do takich zachowań.
- Alec! - Zakrzyknęła zduszenie, przez przywarcie do mojej klatki piersiowej. No tak. Stęskniła się, ale również prawie połamała mi kości.
- Yy... Ralph... - Mruknąłem, a ona się odsunęła.
- Przepraszam. Gdzie ty się podziewałeś? Nie widziałam Cię tyle lat! - Powiedziała ciesząc się jak małe dziecko - Przeżyłeś - Dodała cicho. Nie mieliśmy wielkiej szansy na przetrwanie na wrogim terenie, więc jej radość jest jak najbardziej zrozumiała. Tak, owszem uciekaliśmy przed kimś, kto uparcie chciał wyeliminować wszystkie X'y w tym mnie X5'tke i ją, X6'stkę.
- Ty też - Zauważyłem równie spostrzegawczo - Skąd ty się tu wzięłaś? Mieliście być wszyscy w Kanadzie, bez wyjątku.
- A ty? Zwolniony z tego? - Spytała kpiąco, ale zaraz ugryzła się w język - Przepraszam.... Wiele się pozmieniało od tamtego czasu. Daj mi się cieszyć, że Cię widzę! Wiesz... myśleliśmy że.... - Przestała mówić. Wdawała się smutna, wręcz przygnębiona. No tak. Zniknąłem i się do nich nie odzywałem.
- Tylko weź się nie rozbecz. Żyję i mam się całkiem dobrze - Rzuciłem, przewracając oczami. Uśmiechnęła się ponownie, znów wesoło - Więc gdzie inni?
- Max zarządziła rozdzielenie się. Nie wiem gdzie są - Wydawała się lekko tym faktem przejęta. Lekko, bo ciągle się szczerzyła - Bugler ma rodziców i mieszka na jakiejś farmie z tego co wiem. Reszta jest rozproszona po świecie.
- Więc co tu robisz, Ralph?
- Aktualnie mieszkam. A ty? Nienawidzisz samolotów - Powiedziała.
- Załatwiam sprawę, mała. Eh... Muszę iść spotkajmy się za trzy godziny w motelu - Mruknąłem i podałem jej adres.
- Do zobaczenia, Alec - Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek. Będzie zabawnie, jak to Katherina widziała. Hah. W ogóle co za pożegnanie. Kiedyś wystarczyło, że pomachali mi i mogłem odjechać w siną dal. A teraz? Dusiła mnie i pocałowała bo chcę podjeść do innej dziewczyny. To nie zachowanie żołnierza. Byłem zszokowany tym, dopóki nie dowiedziałem się o co jej naprawdę chodzi - Siedzą nam na ogonie. Są tutaj - Wyszeptała cicho, po czym się odsunęła tym razem z sztucznym uśmiechem. Są tutaj. Oni. Frajerzy co ścigają mnie i wszystkie X'y od wielu lat. Nawet teraz. Uczepili się jak rzep psiego ogona. Super. Mnie chcą zabić, najwyraźniej Katherine chcą zabić inne złe typki. Jesteśmy jak magnes na kłopoty.
Myślałem, że już zapomnieli.
Uśmiechnąłem się do niej lekko i spojrzałem w stronę Katheriny i tego bogatego dupka. Pora wkroczyć, nie mam ochoty siedzieć w miejscu.
Miałem gdzieś jej zasady. "Nie pokazuj, że się znamy", "Nie podchodź", "Wtop się w tłum". Niech się wypcha, przeszedłem łącznie szesnaście lat szkolenia, byłem wysłany na cztery misje, mam tytuł oficera, jestem demonem zmodyfikowanym genetycznie, poluje na stworzenia nadnaturalne od bóg wie ilu lat i umiem pokonać wyszkolony pluton zwykłych żołnierzy.
Ale weź to przetłumacz upartej kobiecie.
Podszedłem tam najnormalniej w świecie, po czym obdarzyłem Katherine uśmiechem.
- Zastanawiałem się, gdzie zniknęłaś Kath ale już chyba mam odpowiedź - Powiedziałem zerkając na mężczyznę. Cóż. Raz się żyje.
Najwyżej potem Kath mi przywali, czy spróbuje to zrobić.
- A pan to...? - Spytał facet udawanie miłym tonem.
- Przyjaciel - Odpowiedziała za mnie Katherina. Oczywiście.
- Alec McDowell - Przedstawiłem się, nazwiskiem które przybrałem już dawno, dawno temu. Mówiłem, głupio by było posługiwać się cyframi.
(Kath?)
wtorek, 29 lipca 2014
od Katheriny - C.D Romeo
Popatrzyłam na niego trochę zdziwiona i dalej spokojnie z nim tańczyłam.
-Ale ty jesteś opiekuńczy-mruknęłam
-Wcale nie-wybronił się szybko
-Aha, tak więc. Tak znalazłam tą osobę,której szukałam właśnie z nią tańczyłam-wyjaśniłam
-To on-Alec chciał już podejść.
Zatrzymałam go i dalej z nim tańczyłam, przyjrzałam mu się uważnie i zaśmiałam się cicho.
-Nie pokazuj,że mnie znasz bo będziesz miał kłopoty-wyjaśniłam
W końcu znów była zmiana partnerów i wróciłam do starego znajomego. Tańczyłam z nim przez dłuższą chwilę,aż skończyły się wszystkie tańce. Chciałam odejść jednak on zaciągnął mnie delikatnie w ustronne miejsce. Zabrał przy okazji dwie szklanki szampana i podał mi jedną.
-Długo Cię nie było w Bługarii , Katherina-podsumował z uśmiechem
-Nie miałam po co wracać-odpowiedziałam obojętnie i upiłam łyk szampana.
Rozejrzałam się dookoła i napotkałam wzrokiem Alec'a, który szedł w naszą stronę. Popatrzyłam na niego znacząco, by nie ważył się podchodzić. Nie chcę,żeby i on z nim zadarł, bo nie wiadomo czy sobie poradzi.
-Dla czego uciekłaś?-zapytał
-Miałam swoje powody,ale jestem tutaj-odpowiedziałam
-Właśnie o to mi chodziło-uśmiechnął się szelmowsko
-Do prawdy? A niby to po co?-zapytałam
-Jak to? Powspominać stare czasy...........moja droga-dodał i złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam na niego trochę podenerwowana i zabrałam swoją rękę.
-Wykazuje pan wielkie zainteresowanie mną, szkoda jednak że nie mogę tego samego powiedzieć o sobie-odpowiedziałam tak jak mówiło się w dawnych czasach, dość dyplomatycznie? Upiłam ponownie łyk szampana ,aż w końcu odłożyłam go na stolik. Mężczyzna od razu, gdy znów zagrali jakiś kawałek, złapał mnie i poprowadził do tańca.
-Pamiętasz? Jak kiedyś. Przed twoją ucieczką, tańczyliśmy ten taniec ostatni raz-uśmiechnął się
Doskonale pamiętałam ten taniec, wolny walc , z zasadami bez dotykania się a na samym końcu znów normalny tradycyjny walc.
-Pamiętam-odpowiedziałam spokojnie
Szczerze mówiąc irytował mnie już,ale było tutaj pełno ludzi, więc ani ja ani on nie mogliśmy policzyć się właśnie tutaj.
(Romeo?)
-Ale ty jesteś opiekuńczy-mruknęłam
-Wcale nie-wybronił się szybko
-Aha, tak więc. Tak znalazłam tą osobę,której szukałam właśnie z nią tańczyłam-wyjaśniłam
-To on-Alec chciał już podejść.
Zatrzymałam go i dalej z nim tańczyłam, przyjrzałam mu się uważnie i zaśmiałam się cicho.
-Nie pokazuj,że mnie znasz bo będziesz miał kłopoty-wyjaśniłam
W końcu znów była zmiana partnerów i wróciłam do starego znajomego. Tańczyłam z nim przez dłuższą chwilę,aż skończyły się wszystkie tańce. Chciałam odejść jednak on zaciągnął mnie delikatnie w ustronne miejsce. Zabrał przy okazji dwie szklanki szampana i podał mi jedną.
-Długo Cię nie było w Bługarii , Katherina-podsumował z uśmiechem
-Nie miałam po co wracać-odpowiedziałam obojętnie i upiłam łyk szampana.
Rozejrzałam się dookoła i napotkałam wzrokiem Alec'a, który szedł w naszą stronę. Popatrzyłam na niego znacząco, by nie ważył się podchodzić. Nie chcę,żeby i on z nim zadarł, bo nie wiadomo czy sobie poradzi.
-Dla czego uciekłaś?-zapytał
-Miałam swoje powody,ale jestem tutaj-odpowiedziałam
-Właśnie o to mi chodziło-uśmiechnął się szelmowsko
-Do prawdy? A niby to po co?-zapytałam
-Jak to? Powspominać stare czasy...........moja droga-dodał i złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam na niego trochę podenerwowana i zabrałam swoją rękę.
-Wykazuje pan wielkie zainteresowanie mną, szkoda jednak że nie mogę tego samego powiedzieć o sobie-odpowiedziałam tak jak mówiło się w dawnych czasach, dość dyplomatycznie? Upiłam ponownie łyk szampana ,aż w końcu odłożyłam go na stolik. Mężczyzna od razu, gdy znów zagrali jakiś kawałek, złapał mnie i poprowadził do tańca.
-Pamiętasz? Jak kiedyś. Przed twoją ucieczką, tańczyliśmy ten taniec ostatni raz-uśmiechnął się
Doskonale pamiętałam ten taniec, wolny walc , z zasadami bez dotykania się a na samym końcu znów normalny tradycyjny walc.
-Pamiętam-odpowiedziałam spokojnie
Szczerze mówiąc irytował mnie już,ale było tutaj pełno ludzi, więc ani ja ani on nie mogliśmy policzyć się właśnie tutaj.
(Romeo?)
od Lucas'a
Patrzyłem jak Xavier, spaceruje z nią po parku. Kto by pomyślał,że będzie z niego taki delikates dla niej.
-Przepraszam za Lucas'a-usłyszałem od niego
-Zginął?!-zapytała zdziwiona
-Niestety-odpowiedział smutno
Lilith opuściła głowę, a do jej oczu napłynęły łzy, chciałem do niej pobiec, przytulić i powiedzieć,że nic mi nie jest ,ale nie mogłem. Teraz gdy wszyscy myślą,że nie żyję jest dla niej lepiej, o wiele lepiej.
Siedziałem na gałęzi drzewa i zobaczyłem jak Xavier obejmuje ją,przytulając do siebie i uspokaja.
Jest w dobrych rękach więc nie musiałem się martwić. Zawróciłem i znów usiadłem na gałęzi drzewa, niedaleko ich domu. Nasłuchiwałem,każdy szczegół ich rozmowy,tak by nic mi nie umknęło. Wiedziałem,że za parę godzin będę musiał ich zostawić i iść na ponownie polowanie. Eh rana bolała , jak cholera,ale musiałem to wytrzymać.
(?)
-Przepraszam za Lucas'a-usłyszałem od niego
-Zginął?!-zapytała zdziwiona
-Niestety-odpowiedział smutno
Lilith opuściła głowę, a do jej oczu napłynęły łzy, chciałem do niej pobiec, przytulić i powiedzieć,że nic mi nie jest ,ale nie mogłem. Teraz gdy wszyscy myślą,że nie żyję jest dla niej lepiej, o wiele lepiej.
Siedziałem na gałęzi drzewa i zobaczyłem jak Xavier obejmuje ją,przytulając do siebie i uspokaja.
Jest w dobrych rękach więc nie musiałem się martwić. Zawróciłem i znów usiadłem na gałęzi drzewa, niedaleko ich domu. Nasłuchiwałem,każdy szczegół ich rozmowy,tak by nic mi nie umknęło. Wiedziałem,że za parę godzin będę musiał ich zostawić i iść na ponownie polowanie. Eh rana bolała , jak cholera,ale musiałem to wytrzymać.
(?)
Od Lilith
Z uśmiechem na twarzy wyszłam z chłopakiem z budynku na spacer..
Zabrał mnie do jakiegoś parku..o mało ważne..najważniejsze było to że widziałam wiewiórki! Tak wiewióreczki...takie małe,rude i słodziutkie! (XD)
-Ale tu ładnie..-zaśmiałam się.
-No widzisz..-uśmiechnął się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do jego ramienia.
Nagle poczułam jakiś znajomy zapach..to była..krew Lucas'a? Przecież odeszliśmy z tamtego miejsca..nie. Coś mi się musiało zdawać.
-Coś się stało Lili?-zapytał mnie chłopak delikatnie kładąc dłoń na moim policzku.
-Coś mi się wydawało,ale nie ważne!-zaśmiałam się.
-Tyle słodyczy.-zachichotał i pocałował mnie w nosek.
Zachichotałam słodko i znów się do niego przytuliłam. Idąc ścieżką chłopak zatrzymał się na chwilkę i zerwał kwiatka który potem znalazł się w moich włosach.
-Oo..jaki romantyk.-uśmiechnęłam się słodko.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
(?)
Zabrał mnie do jakiegoś parku..o mało ważne..najważniejsze było to że widziałam wiewiórki! Tak wiewióreczki...takie małe,rude i słodziutkie! (XD)
-Ale tu ładnie..-zaśmiałam się.
-No widzisz..-uśmiechnął się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do jego ramienia.
Nagle poczułam jakiś znajomy zapach..to była..krew Lucas'a? Przecież odeszliśmy z tamtego miejsca..nie. Coś mi się musiało zdawać.
-Coś się stało Lili?-zapytał mnie chłopak delikatnie kładąc dłoń na moim policzku.
-Coś mi się wydawało,ale nie ważne!-zaśmiałam się.
-Tyle słodyczy.-zachichotał i pocałował mnie w nosek.
Zachichotałam słodko i znów się do niego przytuliłam. Idąc ścieżką chłopak zatrzymał się na chwilkę i zerwał kwiatka który potem znalazł się w moich włosach.
-Oo..jaki romantyk.-uśmiechnęłam się słodko.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
(?)
od Lucas'a
Siedziałem na drzewie i zastanawiałem się co jest gorsze. To że dali jej narkotyki, czy to że przytula się do Xavier'a. O no proszę jaki miękki się przy niej zrobił i taki słodki. Eh rzygam tęczą, poszedłbym sobie,ale musiałem ich mieć na oku.
-To co robimy? W związku z tym ,że Lucas nie żyje, nie mamy nic do roboty-usłyszałem Amber
-Nie mam pojęcia. Trochę teraz zrobiło się nudno. Chyba ,że zaczniemy normalnie żyć?-zaproponował Marcus
-Nie ma mowy-prychnęła, sprzeciwiając się Amber
Pokręciłem tylko oczami, i właśnie dla tego nie jestem z tą dziewuchą, zawsze liczył się dla niej terror i inne rzeczy. Zauważyłem,że Xavier , gdzieś idzie na spacer z Lilith. No kurka wodna, przecież się nie rozdwoję. Ale chyba bardziej wolę iść za Lilith i ją pilnować.
(?)
-To co robimy? W związku z tym ,że Lucas nie żyje, nie mamy nic do roboty-usłyszałem Amber
-Nie mam pojęcia. Trochę teraz zrobiło się nudno. Chyba ,że zaczniemy normalnie żyć?-zaproponował Marcus
-Nie ma mowy-prychnęła, sprzeciwiając się Amber
Pokręciłem tylko oczami, i właśnie dla tego nie jestem z tą dziewuchą, zawsze liczył się dla niej terror i inne rzeczy. Zauważyłem,że Xavier , gdzieś idzie na spacer z Lilith. No kurka wodna, przecież się nie rozdwoję. Ale chyba bardziej wolę iść za Lilith i ją pilnować.
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Spojrzałem na nią, unosząc wysoko brew. Nie miałem ochoty odejść i zostawić ją. Nie jest tu bezpiecznie. Ah. Martwię się o nią.
- Oczywiście, panienko Petrova - Mruknąłem niechętnie, a potem odszedłem w tłum. Jednak cały czas miałem w zasięgu wzroku Katherine. Aktualnie rozmawiałem z jakąś blondynką. Była ubrana w długą, białą suknię z srebrnymi różami. Mimo wszystko ciągle zerkałem na Kath, a czasem nasze spojrzenia się krzyżowały. Nie była zadowolona z mojego zainteresowania dziewczyną, ale ja się po prostu wtapiam w tłum. Tak jak prosiła, więc co się czepia? Tylko jak JA mam się wtopić w tłum? Lubię kiedy zwracają na mnie uwagę. Spojrzałem na moją rozmówczynię. Miała około dwadzieścia lat, może mniej. Moje usta wygięły się w uśmiechu, który był dla mnie charakterystyczny przy kobietach. Czasem się przydaje znajomość języków.
- Więc skąd jesteś, Alec? - Spytała, udając, że ją to nie obchodzi. Kiepska próba. I jak tu nie wykorzystać faktu, że "niektórym" dziewczyną miękną nogi przy mnie? Znów odzywa się moja skromność
- Z Seattle - Odpowiedziałem i zauważyłem zdziwienie na jej twarzy. Aż tak rzadko pojawiają się tutaj Amerykanie? Nagle zauważyłem, że większość ludzi ruszyła do tańca. W tym Kath z jakimś gościem. Muszę chyba z nią porozmawiać, o tym czy już coś znalazła.
Tak, chcesz zapytać. Wcale nie jesteś zazdrosny o tego frajera w smokingu - Wykłócała się podświadomość. Znowu? To już zaczyna podchodzić pod rozdwojenie jaźni!
Lekko się skłoniłem, szarmanckim gestem i wyciągnąłem rękę do, jak się dowiedziałem, Belli.
- Zatańczysz? - Miękko zapytałem, a ona skinęła głową. Skąd umiem tańczyć: nie wiem. Musiałem się nauczyć kiedyś i tego nie pamiętać.
Co za nowość - Rzuciła z ironią moja podświadomość. Wspominałem, że mnie wkurza? Tak? To dobrze. Bo to najświętsza prawda.
Po jakimś czasie, nastąpiła zmiana partnera.
Kath uniosła wzrok zaskoczona, kiedy pojawiłem się przed nią i przyciągnąłem do siebie. Nie spodziewała się mnie zastać. No tak, nie wie, że umiem tańczyć. Szczerze? Ja kilka minut temu też nie wiedziałem.
- Witaj ponownie - Powiedziałem, uśmiechając się. Miałem lekko ściszony głos - Jak tam sprawa?
( Katherina?)
- Oczywiście, panienko Petrova - Mruknąłem niechętnie, a potem odszedłem w tłum. Jednak cały czas miałem w zasięgu wzroku Katherine. Aktualnie rozmawiałem z jakąś blondynką. Była ubrana w długą, białą suknię z srebrnymi różami. Mimo wszystko ciągle zerkałem na Kath, a czasem nasze spojrzenia się krzyżowały. Nie była zadowolona z mojego zainteresowania dziewczyną, ale ja się po prostu wtapiam w tłum. Tak jak prosiła, więc co się czepia? Tylko jak JA mam się wtopić w tłum? Lubię kiedy zwracają na mnie uwagę. Spojrzałem na moją rozmówczynię. Miała około dwadzieścia lat, może mniej. Moje usta wygięły się w uśmiechu, który był dla mnie charakterystyczny przy kobietach. Czasem się przydaje znajomość języków.
- Więc skąd jesteś, Alec? - Spytała, udając, że ją to nie obchodzi. Kiepska próba. I jak tu nie wykorzystać faktu, że "niektórym" dziewczyną miękną nogi przy mnie? Znów odzywa się moja skromność
- Z Seattle - Odpowiedziałem i zauważyłem zdziwienie na jej twarzy. Aż tak rzadko pojawiają się tutaj Amerykanie? Nagle zauważyłem, że większość ludzi ruszyła do tańca. W tym Kath z jakimś gościem. Muszę chyba z nią porozmawiać, o tym czy już coś znalazła.
Tak, chcesz zapytać. Wcale nie jesteś zazdrosny o tego frajera w smokingu - Wykłócała się podświadomość. Znowu? To już zaczyna podchodzić pod rozdwojenie jaźni!
Lekko się skłoniłem, szarmanckim gestem i wyciągnąłem rękę do, jak się dowiedziałem, Belli.
- Zatańczysz? - Miękko zapytałem, a ona skinęła głową. Skąd umiem tańczyć: nie wiem. Musiałem się nauczyć kiedyś i tego nie pamiętać.
Co za nowość - Rzuciła z ironią moja podświadomość. Wspominałem, że mnie wkurza? Tak? To dobrze. Bo to najświętsza prawda.
Po jakimś czasie, nastąpiła zmiana partnera.
Kath uniosła wzrok zaskoczona, kiedy pojawiłem się przed nią i przyciągnąłem do siebie. Nie spodziewała się mnie zastać. No tak, nie wie, że umiem tańczyć. Szczerze? Ja kilka minut temu też nie wiedziałem.
- Witaj ponownie - Powiedziałem, uśmiechając się. Miałem lekko ściszony głos - Jak tam sprawa?
( Katherina?)
Od Lilith
Gdy się obudziłam leżałam na kanapie..a obok mnie siedział jakiś chłopak.
Z uśmieszkiem przysunęłam się do niego i położyłam głowę na jego kolanach.
-Oo..no patrzcie jaki kotek! Zatrzymajmy ją.
-Jak będziesz ją karmił,załatwisz jej miejsce do spania i trochę narkotyków żeby była spokojna to proszę bardzo.
-Nie ma sprawy.
Chłopak zaczął mnie pieszczotliwie głaskać..hmm.przyznam podobało mi się..
Zamruczałam jak rasowy kociak i rozłożyłam się na kolanach chłopaka.
-Jej..co ona nigdy nie ćpała że tak na nią działa?
-No chyba tak.-powiedziała dziewczyna.
Przytuliłam się do chłopaka oglądając pomieszczenie..nie powiem było tam dość ładnie.
(? Brak weny ;< )
Z uśmieszkiem przysunęłam się do niego i położyłam głowę na jego kolanach.
-Oo..no patrzcie jaki kotek! Zatrzymajmy ją.
-Jak będziesz ją karmił,załatwisz jej miejsce do spania i trochę narkotyków żeby była spokojna to proszę bardzo.
-Nie ma sprawy.
Chłopak zaczął mnie pieszczotliwie głaskać..hmm.przyznam podobało mi się..
Zamruczałam jak rasowy kociak i rozłożyłam się na kolanach chłopaka.
-Jej..co ona nigdy nie ćpała że tak na nią działa?
-No chyba tak.-powiedziała dziewczyna.
Przytuliłam się do chłopaka oglądając pomieszczenie..nie powiem było tam dość ładnie.
(? Brak weny ;< )
od Lucas'a
Leżałem tak z przymkniętymi oczami,ale nie miałem siły się ruszać, byłem zbyt wyczerpany by cokolwiek zrobić. Wszyscy zaczęli się ewakuować z tej posiadłości , ale przystanęli nade mną, zauważyłem ukradkiem,że jeden trzyma Lilith. Wciągnąłem powietrze, tak żeby wyglądało,że już nie żyję.
-Nie żyje- powiedział Marcus stanowczo
-Na prawdę?!-usłyszałem Amber-Sądziłam,że trudniej będzie się z nim rozprawić. Dobra chodźcie zanim płomienie nas dosięgnął.
Widziałem jak ją zabierają i w końcu wypuściłem powietrze i wziąłem głęboki wdech. Leżałem tak bezwładnie,ale płomienie które wcześniej wytworzyłem zniknęły , gdy wyczułem że nie ma ich w lesie, przestał płonąć. Leżałem jeszcze z dobre kilka godzin,aż odzyskałem na tyle siły by podnieść się z ziemi. Zwlokłem się na dół i znalazłem ich spiżarnię. Zostało niewiele ale w zamrażarce wyszukałem jedną butelkę krwi ........ludzkiej?! To na prawdę było bardzo dziwne. Ale nic innego nie miałem do jedzenia więc wypiłem całą butelkę. Od razu poczułem,że odzyskałem część sił. Heh jak widać nie są dość ostrożni, no cóż. Tej krwi wystarczyło na tyle bym mógł zapolować na jakieś zwierzęta. Wyszedłem z ich siedziby i pognałem do lasu. Udało mi się upolować trafem trzy jelenie. Nakarmiłem się dobrze nimi,rany ,te niewielkie zagoiły się całe i zostały tylko blizny. Niestety ta na plecach dalej nie goiła się i sączyła się z niej krew. Sprawdziłem swój plecak i znalazłem o dziwo opatrunek. Zabandażowałem sobie ranę i założyłem sobie bluzę ,którą miałem związaną w pasie. Zapiąłem ją i ruszyłem w dalszą drogę, w stronę miasta. Dość nie będę biegał jako wilk, może jeśli pomyślą,że nie żyję to dadzą spokój Lilith? Nie wiem tego, ale będę musiał ich śledzić to wiem na pewno. Szedłem powolnym krokiem przez ulicę ,która prowadziła do miasta. Powolnym krokiem dotarłem do niego dopiero po południu następnego dnia. Nie było czasu na wracanie do siebie, więc od razu poszedłem znów za miasto, tym razem na drugi kraniec i znalazłem ich siedzibę. Musiałem polować niedaleko w lesie by odzyskiwać siły,ale nie mogłem też za daleko się oddalać , bo chciałem cały czas ich obserwować.
(?)
-Nie żyje- powiedział Marcus stanowczo
-Na prawdę?!-usłyszałem Amber-Sądziłam,że trudniej będzie się z nim rozprawić. Dobra chodźcie zanim płomienie nas dosięgnął.
Widziałem jak ją zabierają i w końcu wypuściłem powietrze i wziąłem głęboki wdech. Leżałem tak bezwładnie,ale płomienie które wcześniej wytworzyłem zniknęły , gdy wyczułem że nie ma ich w lesie, przestał płonąć. Leżałem jeszcze z dobre kilka godzin,aż odzyskałem na tyle siły by podnieść się z ziemi. Zwlokłem się na dół i znalazłem ich spiżarnię. Zostało niewiele ale w zamrażarce wyszukałem jedną butelkę krwi ........ludzkiej?! To na prawdę było bardzo dziwne. Ale nic innego nie miałem do jedzenia więc wypiłem całą butelkę. Od razu poczułem,że odzyskałem część sił. Heh jak widać nie są dość ostrożni, no cóż. Tej krwi wystarczyło na tyle bym mógł zapolować na jakieś zwierzęta. Wyszedłem z ich siedziby i pognałem do lasu. Udało mi się upolować trafem trzy jelenie. Nakarmiłem się dobrze nimi,rany ,te niewielkie zagoiły się całe i zostały tylko blizny. Niestety ta na plecach dalej nie goiła się i sączyła się z niej krew. Sprawdziłem swój plecak i znalazłem o dziwo opatrunek. Zabandażowałem sobie ranę i założyłem sobie bluzę ,którą miałem związaną w pasie. Zapiąłem ją i ruszyłem w dalszą drogę, w stronę miasta. Dość nie będę biegał jako wilk, może jeśli pomyślą,że nie żyję to dadzą spokój Lilith? Nie wiem tego, ale będę musiał ich śledzić to wiem na pewno. Szedłem powolnym krokiem przez ulicę ,która prowadziła do miasta. Powolnym krokiem dotarłem do niego dopiero po południu następnego dnia. Nie było czasu na wracanie do siebie, więc od razu poszedłem znów za miasto, tym razem na drugi kraniec i znalazłem ich siedzibę. Musiałem polować niedaleko w lesie by odzyskiwać siły,ale nie mogłem też za daleko się oddalać , bo chciałem cały czas ich obserwować.
(?)
Od Lilith
-L-Lucas...-powiedziałam bardzo cicho.
Przytulił mnie jeszcze mocniej..wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy,a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy które wkrótce dostały się do moich ust.
-Zabierz mnie stąd..proszę..-wyszlochałam.
-Oczywiście Lilith...-powiedział.
Podniósł się z podłogi trzymając mnie mocno na rękach.
Kiedy przechodziliśmy przez korytarz zobaczyłam dużo kałuż krwi..śladów pazurów na ścianach..nawet wgniecenia. Gdy wyszliśmy z budynku po prostu przeraziło mnie to co zobaczyłam..cały ogród stał w płomieniach..ci ludzie..każde z ledwo trzymało się w jednym kawałku. Jednak gdy ich przeliczyłam..kogoś brakowało.
-L-Lucas..-wyszeptałam.
-Tak..?-spojrzał na mnie zatrzymując się.
-Ch-chyba nie wszyscy..kogoś tam brakuje..-powiedziałam cichutko.
-Co...?-spojrzał na płomienny krąg.-Cholera!
Po chwili Lucas puścił mnie i wylądował na ziemi tak samo jak ja..jednak jego plecy...była na nich ogromne cięcie..a nad nim stał jeden z nich.
-Ty mała zostaniesz z nami..-uśmiechnął się parszywie.
Gdy chciał mnie złapać wysunęłam kły i uderzyłam go z całej siły w twarz. Po tym jak wyglądał stwierdziłam że nie ma aż tyle siły.
-O no proszę..wampirek.-zachichotał głupkowato.
-O-odjedź...-powiedziałam ochrypniętym głosem.
Zaczął się strasznie śmiać,jednak udało mu się mnie złapać. Jego przyjaciele również się wydostali z płomiennego kręgu..wszyscy spojrzeli na prawie że konającego Lucasa.
-Co z nim robimy?-zapytała dziewczyna.
-Jak to co..nie leży i zdycha.
-Jesteś pewien że nie wstanie?
-Oczywiście że tak.
W między czasie jego kumple położyli mnie na ziemi i związali moje ręce i nogi..gdy jeden z nich chciał dotknąć mojego policzka wbiłam w jego dłoń swoje kły. Syknął z bólu i odskoczył ode mnie.
-Ugryzła mnie suka!
-Przeżywasz.-dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do mnie.
Wyjęła z torby jakąś strzykawkę..czy ona...nie,nie,NIE!
Zanim zdążyłam zareagować dziewczyna wbiła igłę w moją rękę..czuła..ulgę..po kilku minutach z dziwacznym uśmiechem spoglądałam na grupę.
-Działa.-zaśmiali się wszyscy.
Jeden z nich wziął mnie na ręce. Wszyscy w szybkim tempie ewakuowali się z lasu..
Zamknęłam oczy i zasnęłam..śnił mi się dzisiejszy dzień,ale lepszy. Spokojnie po pracy wróciłam do Lucas'a i spędziłam z nim miły wieczór..
(?)
Przytulił mnie jeszcze mocniej..wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy,a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy które wkrótce dostały się do moich ust.
-Zabierz mnie stąd..proszę..-wyszlochałam.
-Oczywiście Lilith...-powiedział.
Podniósł się z podłogi trzymając mnie mocno na rękach.
Kiedy przechodziliśmy przez korytarz zobaczyłam dużo kałuż krwi..śladów pazurów na ścianach..nawet wgniecenia. Gdy wyszliśmy z budynku po prostu przeraziło mnie to co zobaczyłam..cały ogród stał w płomieniach..ci ludzie..każde z ledwo trzymało się w jednym kawałku. Jednak gdy ich przeliczyłam..kogoś brakowało.
-L-Lucas..-wyszeptałam.
-Tak..?-spojrzał na mnie zatrzymując się.
-Ch-chyba nie wszyscy..kogoś tam brakuje..-powiedziałam cichutko.
-Co...?-spojrzał na płomienny krąg.-Cholera!
Po chwili Lucas puścił mnie i wylądował na ziemi tak samo jak ja..jednak jego plecy...była na nich ogromne cięcie..a nad nim stał jeden z nich.
-Ty mała zostaniesz z nami..-uśmiechnął się parszywie.
Gdy chciał mnie złapać wysunęłam kły i uderzyłam go z całej siły w twarz. Po tym jak wyglądał stwierdziłam że nie ma aż tyle siły.
-O no proszę..wampirek.-zachichotał głupkowato.
-O-odjedź...-powiedziałam ochrypniętym głosem.
Zaczął się strasznie śmiać,jednak udało mu się mnie złapać. Jego przyjaciele również się wydostali z płomiennego kręgu..wszyscy spojrzeli na prawie że konającego Lucasa.
-Co z nim robimy?-zapytała dziewczyna.
-Jak to co..nie leży i zdycha.
-Jesteś pewien że nie wstanie?
-Oczywiście że tak.
W między czasie jego kumple położyli mnie na ziemi i związali moje ręce i nogi..gdy jeden z nich chciał dotknąć mojego policzka wbiłam w jego dłoń swoje kły. Syknął z bólu i odskoczył ode mnie.
-Ugryzła mnie suka!
-Przeżywasz.-dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do mnie.
Wyjęła z torby jakąś strzykawkę..czy ona...nie,nie,NIE!
Zanim zdążyłam zareagować dziewczyna wbiła igłę w moją rękę..czuła..ulgę..po kilku minutach z dziwacznym uśmiechem spoglądałam na grupę.
-Działa.-zaśmiali się wszyscy.
Jeden z nich wziął mnie na ręce. Wszyscy w szybkim tempie ewakuowali się z lasu..
Zamknęłam oczy i zasnęłam..śnił mi się dzisiejszy dzień,ale lepszy. Spokojnie po pracy wróciłam do Lucas'a i spędziłam z nim miły wieczór..
(?)
od Lucas'a
Szedłem powoli przez korytarz, gdy nagle moim oczom ukazał się Marcus a zaraz za nim stał Xavier. Warknąłem zdenerwowany i przyjąłem postawę do ataku. Przyglądałem się im uważnie, ale zaraz usłyszałem szmer. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem dwóch kolejnych mężczyzn, to był Luis i Ben. Czemu wszyscy mają ochotę mnie zabić, zwróciłem znowu swój wzrok na chłopaków przed sobą,ale ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się jeszcze Amber. Popatrzyłem na nią zszokowany i wpatrywałem się w nią cały czas.
-Proszę, proszę kogo tu do nas przywiało-uśmiechnęła się złowieszczo dziewczyna
-Naszego starego kumpla-zaśmiali się wszyscy
-Nigdy nim nie byłem!-warknąłem
-Ich nie, ale moim tak. Nie pamiętasz Lucuś?-zapytała Amber
-Hah Lucuś!-zaśmiał się Luis
Odwróciłem wzrok i warknąłem na niego, a następnie rzuciłem się na niego wkurzony i zacząłem z nim walczyć. W przeciwieństwie do mnie, trzy osoby były tutaj wilkołakami Luis, Ben oraz Amber, a Xavier i Marcus byli wampirami. Luis zaczął się wyrywać ,a z odsieczą pognał mu jego starszy braciszek Ben. Był już wilkiem, gdy zająłem się Ben'em, Luis pognał szybko do trójki z przodu. Zacząłem walczyć z Ben'em,aż w końcu udało mi się wyrzucić go przez okno. Wyjrzałem przez nie i stwierdziłem,że jednak żyje bo zaczął się delikatnie ruszać. Lusi wściekł się i przemienił w wilka i rzucił na mnie z pazurami. Wyminąłem go sprawnie i gdy się odwróciłem złapałem go za szyję i rzuciłem o ścianę. Luis był młodszy ode mnie ile miał? 17? 18? lat, sam nie wiem, jego brat był w moim wieku to wiem na pewno. No tak został Marcus , Xavier i jeszcze Amber. Ah Amber, od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmieniła dosłownie, no może w charakterze, co nie było dobre, ale przecież to już przeszłość. Jak myślałem to Amber i Marcus rządzili tutaj tym wszystkim ,więc to Xavier podbiegł i chciał ze mną walczyć. Dobrych manewrów nie mam w walce z wampirami, gdy jestem wilkiem więc się przemieniłem. Rzuciłem się do biegu,a gdy ten chciał się na mnie rzucić , wystawiłem rękę i skierowałem tam najwięcej siły. Xavier zatrzymał się , a na jego twarzy pojawiły się czarne pęknięcia, tak jakby szkło pękało. Padł przede mną na ziemię, a jego klatka piersiowa była zapadnięta. Przez parę minut jest unieruchomiony, tak więc cóż. Odwróciłem się w stronę Amber, która schowała się za Marcus'em. Marcus , nie mogę jeszcze dwoje ludzi, czy ja na prawdę tak muszę. Ale wiedziałem,że Amber i Marcus'a będzie najtrudniej pokonać, mieli dobre doświadczenie i byli świetni w walkach. Oboje zaczęli biec w moją stronę, bo jednak zrozumieli ,że pojedynczych ludzie nie należy na mnie nasyłać. Skoczyli w moją stronę,ale ja szybko ich wyminąłem, a następnie przemieniłem w wilka i podskoczyłem do Marcus'a wgryzając mu się w ramię. On wydarł się zdenerwowany. Chciał się wyrwać , jednak cały czas trzymałem go mocno,aż przegryzłem mu rękę na wylot, która zaczęła krwawić. Jak marionetką rzuciłem nim przez szybę i doskoczyłem do Amber.
-Lucas nie! Błagam-poprosiła gdy leżała przygnieciona moimi łapami.-Zapomniałeś co nas łączyło?
Przyjrzałem jej się uważnie, na chwilę wymiękłem , przypominając sobie nasze czasy,które spędziliśmy razem ,ale szybko odgoniłem te myśli.
-To było dawno i nie prawda!-warknąłem. Złapałem ją za koszulkę i podniosłem do góry, a następnie rzuciłem nią o ścianę,tak że straciła przytomność. Otoczyłem ją płomieniami i zaraz popatrzyłem w dół. Sprawiłem,że również ogród zaczął płonąć i tak dobrze,że tylko to jest mały skrawek. Zrobiłem tak by tylko ogród się palił bo tam był Marcus i Ben a las nie płonął.. Xavier leżał na ziemi nie przytomny, Amber też i Luis. Otoczyłem ich kręgiem ognia i wbiegłem do pokoju, gdzie podobno była Lilith.
Gdy zobaczyłem ją ,aż zamarłem, wyglądała okropnie. Podszedłem do niej powoli, bo w sumie byłem wymęczony tym wszystkim i usiadłem przed nią wyczerpany. Złapałem za sztylet z plecaka i rozciąłem sznury, następnie założyłem na nią moją koszulkę i podałem jej bieliznę, bo tylko to zgarnąłem od siebie z domu. Jej ubrania leżały w koncie postrzępione , heh w sumie wyglądały jak ja, chociaż może ja trochę lepiej. Dziewczyna osunęła się bezwładnie w moje ramiona, a ja przytuliłem ja gwałtownie do siebie.
-Lilith-wyszeptałem
(?)
-Proszę, proszę kogo tu do nas przywiało-uśmiechnęła się złowieszczo dziewczyna
-Naszego starego kumpla-zaśmiali się wszyscy
-Nigdy nim nie byłem!-warknąłem
-Ich nie, ale moim tak. Nie pamiętasz Lucuś?-zapytała Amber
-Hah Lucuś!-zaśmiał się Luis
Odwróciłem wzrok i warknąłem na niego, a następnie rzuciłem się na niego wkurzony i zacząłem z nim walczyć. W przeciwieństwie do mnie, trzy osoby były tutaj wilkołakami Luis, Ben oraz Amber, a Xavier i Marcus byli wampirami. Luis zaczął się wyrywać ,a z odsieczą pognał mu jego starszy braciszek Ben. Był już wilkiem, gdy zająłem się Ben'em, Luis pognał szybko do trójki z przodu. Zacząłem walczyć z Ben'em,aż w końcu udało mi się wyrzucić go przez okno. Wyjrzałem przez nie i stwierdziłem,że jednak żyje bo zaczął się delikatnie ruszać. Lusi wściekł się i przemienił w wilka i rzucił na mnie z pazurami. Wyminąłem go sprawnie i gdy się odwróciłem złapałem go za szyję i rzuciłem o ścianę. Luis był młodszy ode mnie ile miał? 17? 18? lat, sam nie wiem, jego brat był w moim wieku to wiem na pewno. No tak został Marcus , Xavier i jeszcze Amber. Ah Amber, od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmieniła dosłownie, no może w charakterze, co nie było dobre, ale przecież to już przeszłość. Jak myślałem to Amber i Marcus rządzili tutaj tym wszystkim ,więc to Xavier podbiegł i chciał ze mną walczyć. Dobrych manewrów nie mam w walce z wampirami, gdy jestem wilkiem więc się przemieniłem. Rzuciłem się do biegu,a gdy ten chciał się na mnie rzucić , wystawiłem rękę i skierowałem tam najwięcej siły. Xavier zatrzymał się , a na jego twarzy pojawiły się czarne pęknięcia, tak jakby szkło pękało. Padł przede mną na ziemię, a jego klatka piersiowa była zapadnięta. Przez parę minut jest unieruchomiony, tak więc cóż. Odwróciłem się w stronę Amber, która schowała się za Marcus'em. Marcus , nie mogę jeszcze dwoje ludzi, czy ja na prawdę tak muszę. Ale wiedziałem,że Amber i Marcus'a będzie najtrudniej pokonać, mieli dobre doświadczenie i byli świetni w walkach. Oboje zaczęli biec w moją stronę, bo jednak zrozumieli ,że pojedynczych ludzie nie należy na mnie nasyłać. Skoczyli w moją stronę,ale ja szybko ich wyminąłem, a następnie przemieniłem w wilka i podskoczyłem do Marcus'a wgryzając mu się w ramię. On wydarł się zdenerwowany. Chciał się wyrwać , jednak cały czas trzymałem go mocno,aż przegryzłem mu rękę na wylot, która zaczęła krwawić. Jak marionetką rzuciłem nim przez szybę i doskoczyłem do Amber.
-Lucas nie! Błagam-poprosiła gdy leżała przygnieciona moimi łapami.-Zapomniałeś co nas łączyło?
Przyjrzałem jej się uważnie, na chwilę wymiękłem , przypominając sobie nasze czasy,które spędziliśmy razem ,ale szybko odgoniłem te myśli.
-To było dawno i nie prawda!-warknąłem. Złapałem ją za koszulkę i podniosłem do góry, a następnie rzuciłem nią o ścianę,tak że straciła przytomność. Otoczyłem ją płomieniami i zaraz popatrzyłem w dół. Sprawiłem,że również ogród zaczął płonąć i tak dobrze,że tylko to jest mały skrawek. Zrobiłem tak by tylko ogród się palił bo tam był Marcus i Ben a las nie płonął.. Xavier leżał na ziemi nie przytomny, Amber też i Luis. Otoczyłem ich kręgiem ognia i wbiegłem do pokoju, gdzie podobno była Lilith.
Gdy zobaczyłem ją ,aż zamarłem, wyglądała okropnie. Podszedłem do niej powoli, bo w sumie byłem wymęczony tym wszystkim i usiadłem przed nią wyczerpany. Złapałem za sztylet z plecaka i rozciąłem sznury, następnie założyłem na nią moją koszulkę i podałem jej bieliznę, bo tylko to zgarnąłem od siebie z domu. Jej ubrania leżały w koncie postrzępione , heh w sumie wyglądały jak ja, chociaż może ja trochę lepiej. Dziewczyna osunęła się bezwładnie w moje ramiona, a ja przytuliłem ja gwałtownie do siebie.
-Lilith-wyszeptałem
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Przyjrzałam mu się uważnie i delikatnie uśmiechnęłam chytrze, a zaraz dalej szliśmy powolnym krokiem.
-Przecież go znam, to on mnie przemienił. Wiem jak wygląda. To właśnie do jego rodzinnego domu idziemy na bal-wyjaśniłam
-Co takiego?!-zdziwił się i zatrzymał gwałtownie
Odwróciłam się do niego zdziwiona i chciałam coś powiedzieć,ale zaraz usłyszałam za sobą jakiś męski głos.
-Katherina!-krzyknął ktoś za mną.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam starego znajomego, które znałam od kąt pamiętam.
-Witaj-uśmiechnęłam się tajemniczo i ukłoniłam się delikatnie.-Aiden......
-Katherina, wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek-dodał zadowolony
-Hah, co czynią gorsety i suknie starodawne -zaśmiałam się
-A to kto?-zapytał i spojrzał na mojego towarzysza.
-Aiden to Alec, Alec to Aiden, mój stary przyjaciel-przedstawiłam ich sobie.
Skinęli głowami i podali sobie dłonie, ale Aiden za chwilę pociągnął mnie delikatnie na bok, więc chwyciłam jedną ręką suknię i poszłam w ustronne miejsce z nim.
-Po co tu przyjechałaś? Nie bezpiecznie tutaj jest teraz dla ciebie-powiedział ostrzegawczo
-Wiem o tym,ale się nie przejmuję -odpowiedziałam spokojnie.
Rozmawialiśmy przez pewien czas, gdy zauważyłam że Vanessa wróciła do Alec'a i zaczęła z nim rozmawiać. Zaraz usłyszałam jej głos bo wołała mnie i poprosiła bym szybko tu przyszłe. Pożegnałam się z Aiden'em i podbiegłam szybko do tej dwójki.
-Serio?! Aiden!-warknęła Vanessa.
-Spokojnie o co chodzi?-zapytałam
-On teraz trzyma z ...-nie dokończyła
-Jak to?-zdziwiłam się
-Tak, nie możesz się z nim spotykać , proszę Cię -poprosiła
-No dobrze......-odpowiedziałam niepewnie.
-Chodźcie zaraz zacznie się bal-dodała szybko.
Tak szybko?! To która już jest godzina, popatrzyłam na zegar na jednym z domów i zauważyłam ,że za kwadrans będzie już 20.
-W porządku-dodałam
Poszliśmy w stronę ogromnego i wystawnego domu, doskonale go znałam, każdy zakamarek wręcz. Weszliśmy do środka, już i tak było dużo w nim osób.
-Alec wtop się w tłum-poprosiłam
(Romeo?)
-Przecież go znam, to on mnie przemienił. Wiem jak wygląda. To właśnie do jego rodzinnego domu idziemy na bal-wyjaśniłam
-Co takiego?!-zdziwił się i zatrzymał gwałtownie
Odwróciłam się do niego zdziwiona i chciałam coś powiedzieć,ale zaraz usłyszałam za sobą jakiś męski głos.
-Katherina!-krzyknął ktoś za mną.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam starego znajomego, które znałam od kąt pamiętam.
-Witaj-uśmiechnęłam się tajemniczo i ukłoniłam się delikatnie.-Aiden......
-Katherina, wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek-dodał zadowolony
-Hah, co czynią gorsety i suknie starodawne -zaśmiałam się
-A to kto?-zapytał i spojrzał na mojego towarzysza.
-Aiden to Alec, Alec to Aiden, mój stary przyjaciel-przedstawiłam ich sobie.
Skinęli głowami i podali sobie dłonie, ale Aiden za chwilę pociągnął mnie delikatnie na bok, więc chwyciłam jedną ręką suknię i poszłam w ustronne miejsce z nim.
-Po co tu przyjechałaś? Nie bezpiecznie tutaj jest teraz dla ciebie-powiedział ostrzegawczo
-Wiem o tym,ale się nie przejmuję -odpowiedziałam spokojnie.
Rozmawialiśmy przez pewien czas, gdy zauważyłam że Vanessa wróciła do Alec'a i zaczęła z nim rozmawiać. Zaraz usłyszałam jej głos bo wołała mnie i poprosiła bym szybko tu przyszłe. Pożegnałam się z Aiden'em i podbiegłam szybko do tej dwójki.
-Serio?! Aiden!-warknęła Vanessa.
-Spokojnie o co chodzi?-zapytałam
-On teraz trzyma z ...-nie dokończyła
-Jak to?-zdziwiłam się
-Tak, nie możesz się z nim spotykać , proszę Cię -poprosiła
-No dobrze......-odpowiedziałam niepewnie.
-Chodźcie zaraz zacznie się bal-dodała szybko.
Tak szybko?! To która już jest godzina, popatrzyłam na zegar na jednym z domów i zauważyłam ,że za kwadrans będzie już 20.
-W porządku-dodałam
Poszliśmy w stronę ogromnego i wystawnego domu, doskonale go znałam, każdy zakamarek wręcz. Weszliśmy do środka, już i tak było dużo w nim osób.
-Alec wtop się w tłum-poprosiłam
(Romeo?)
Od Lilith
Szarpałam się,miotałam..wszystko byle by mnie w końcu wypuścili jednak po dłuższym czasie prób zrozumiałam że to jedynie ich coraz bardziej podnieca. Nie miałam już sił by krzyczeć..mój głos coraz bardziej chrypł..lecz łzy nadal spływały po moich policzkach. Poczułam się brudna gdy poczułam jak obaj mężczyźni doszli. Jednak w końcu mnie zostawili..to co teraz przeżyłam było największą skazą na moim ciele.
Przywiązali mnie ponownie do słupa i ubrali się zostawiając mnie nagą,poranioną i zmarzniętą..
-Niedługo wrócimy mała..mamy gościa.
Oboje zaczęli się obleśnie śmiać i zeszli na dół a do środka weszła dziewczyna.
-No i co? Już zabawiłaś się z moimi kumplami?
Nie odezwałam się tylko spuściłam głowę próbując ją ignorować.
-Więc jesteś dziewczyną Lucas'a tak? Radziłabym ci na niego uważać..nie jest taki za jakiego może się podawać.
-C-co....?-przyznam że nieco mnie zainteresowała.
-Od ilu jesteście razem?
-Od...sama nie wiem..miesiąca..
-Tak też sądziłam. Jeśli się już mu znudziłaś zacznie wychodzić z domu po nocach i będzie wracał nad ranem..nie będzie chciał cię w ogóle dotknąć. Przestanie się tobą interesować. A co to może znaczyć? Kochanka. Radzę ci jak najszybciej z nim zerwać..jeśli w ogóle przeżyjesz..-zaśmiała się parszywie i wyszłam z pomieszczenia zostawiając mnie samą.
O czym ona mówi!? Skąd może niby wiedzieć takie rzeczy!? Lucas mnie kocha..i ja go też..nie ma opcji żeby mnie zdradzał...
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Nie byłem przyzwyczajony do takich wystawowych ciuchów. Trochę mi zajęło doprowadzenie się do porządku w tym stroju, a i tak czułem się jak kelner w jakiejś sztywnej restauracji. Najwięcej miałem problemów z tą muszką, z resztą sobie jakoś poradziłem. W końcu żadna filozofia. Jakoś się prezentuje i raczej wstydu Katherine nie narobię.
Przeczesałem palcami włosy, obserwując Katherine. Wyglądała pięknie, choć staroświecko. Po chwili byliśmy na ulicy. Jakbyśmy przenieśli się w czasie o kilka setek lat. Suknie do ziemi, faceci w smokingach, jakaś wolna muzyka. Katherine się jednak podobało, więc mogłem dla niej zrobić ten wyjątek i wczuć się w tą dziwną imprezę.
- Pamiętam... - Zawiesiłem się. Parę rzeczy. Pamiętałem Cassie, ale jak przez mgłę, co było dziwne. Pamiętałem czasy, które powinienem znać jedynie z książek i westernów. Konie, dziki zachód, pojedynki, pościgi. Wypisz wymaluj western - To nie czas na to.
- Zaraz przyjdę - Mruknęła Vanessa i odeszła. Spojrzałem na Katherine i zauważyłem gorset. Po co jej gorset? Przecież ma ładną sylwetkę.
- Nie lubię gorsetów - Zaśmiałem się lekko, obserwując ją.
- Dlaczego? - Spytała miękko, a ja uśmiechnąłem się drapieżnie.
- Wiesz... trudno się je zdejmuje - Powiedziałem cicho. Pociemniały mi oczy, jednak nie przez stronę demona. Zaraz jednak odwróciłem wzrok, wykorzystując całą samokontrolę. Jesteśmy w nieodpowiednim miejscu. Na środku ulicy. Zatłoczonej ulicy.
Choć miałbym to gdzieś, gdyby nie nasze zadanie.
- Wiesz jak wygląda ten ktoś? - Spytałem, zmieniając temat i rozglądając się, szukając podejrzanych wzrokiem i czekając na jej odpowiedź - To jak szukanie igły w stogu siana.
(Katherina?)
Przeczesałem palcami włosy, obserwując Katherine. Wyglądała pięknie, choć staroświecko. Po chwili byliśmy na ulicy. Jakbyśmy przenieśli się w czasie o kilka setek lat. Suknie do ziemi, faceci w smokingach, jakaś wolna muzyka. Katherine się jednak podobało, więc mogłem dla niej zrobić ten wyjątek i wczuć się w tą dziwną imprezę.
- Pamiętam... - Zawiesiłem się. Parę rzeczy. Pamiętałem Cassie, ale jak przez mgłę, co było dziwne. Pamiętałem czasy, które powinienem znać jedynie z książek i westernów. Konie, dziki zachód, pojedynki, pościgi. Wypisz wymaluj western - To nie czas na to.
- Zaraz przyjdę - Mruknęła Vanessa i odeszła. Spojrzałem na Katherine i zauważyłem gorset. Po co jej gorset? Przecież ma ładną sylwetkę.
- Nie lubię gorsetów - Zaśmiałem się lekko, obserwując ją.
- Dlaczego? - Spytała miękko, a ja uśmiechnąłem się drapieżnie.
- Wiesz... trudno się je zdejmuje - Powiedziałem cicho. Pociemniały mi oczy, jednak nie przez stronę demona. Zaraz jednak odwróciłem wzrok, wykorzystując całą samokontrolę. Jesteśmy w nieodpowiednim miejscu. Na środku ulicy. Zatłoczonej ulicy.
Choć miałbym to gdzieś, gdyby nie nasze zadanie.
- Wiesz jak wygląda ten ktoś? - Spytałem, zmieniając temat i rozglądając się, szukając podejrzanych wzrokiem i czekając na jej odpowiedź - To jak szukanie igły w stogu siana.
(Katherina?)
od Lucas'a
Szedłem powoli i cicho, przysłuchując się uważnie wszystkim odgłosom, nagle usłyszałem strasznie cichy krzyk. Ale jednak wiedziałem czyj ten krzyk jest........... Lilith. Mimo mojego zmęczenia, zebrałem się do biegu i myślałem tylko o tym,by dotrzeć tam jak najszybciej mogłem. Biegłem przez las, przedzierając się przez dziwne krzaki, gąszcza i inne rośliny. Przyśpieszyłem , gdy krzyk nasilił się w moich uszach. Już nic więcej nie słyszałem tylko jej krzyk, pisnąłem cicho czując ból w swoim sercu, to były dla mnie katusze, słysząc ,że ją krzywdzą. W pewnej chwili poczułem jak ktoś wpada na mnie i rzuca mną o drzewo. Otrzepałem się i podniosłem się z ziemi,a zaraz zobaczyłem ze cztery, ogromne, zmutowane psy bojowe.
O pięknie, rozejrzałem się dookoła, ale zaraz moim oczom ukazał się nieopodal jakiś stary dom, przypominający mini zamek. Warknąłem zdenerwowany i skoczyłem sprawnie na psy, podenerwowany. Zabrałem się za jednego,ale powalić je nie było wcale tak łatwo. Zacząłem się z nim szarpać, albo ja nim rzucałem ,albo on mną. To nie była czysta walka, bo były cztery psy, na jednego wilka. Gdy udało mi się skoczyć na tego, co wyglądał bardziej na takiego alfę , przygwoździłem go do ziemi i przegryzłem na wylot szyję, swoimi kłami. Wydał z siebie pisk przerażenia i zdechł szybko. Stałem chwilę nad ciałem tego psa, aż w końcu inne psy znów się na mnie rzuciły , przygniotły mnie wszystkie trzy,ale jakimś cudem udało mi się je odgonić od siebie. Wskoczyłem sprawnie na ziemię i skoczyłem na jednego z nich i wbiłem pazury w jego brzuch. Kolejny pies padł z resztą rozprawiłem się trochę szybciej,aż w końcu wszystkie psy nie żyły. Zawyłem głośno i przeciągle, usiadłem zdyszany,ale gdy usłyszałem znów krzyk mojej ukochanej, podniosłem się i popatrzyłem na starą kamienną posiadłość nieopodal. Ruszyłem najpierw powolnym tempem,ale zaraz przyśpieszyłem go do biegu i przeskoczyłem sprawnie ogrodzenie , domu ,które i tak było niewielkie. Zacząłem walić w drzwi, które były przestarzałe i jednocześnie jeszcze drapałem w nie. W końcu udało mi się je wyważyć i wszedłem do środka. Rozejrzałem się dookoła i szedłem spokojnie przez korytarze jako wilk. Rozglądałem się na wszystkie strony i nasłuchiwałem jakiegoś niebezpieczeństwa. Wyszedłem na następne piętro,gdy przeszukałem parter, ale i tak posiadłość miała ze 3 piętra, tak więc jest troczę do szukania. Poruszałem się cicho i sprawnie tak,że szukanie nie powinno sprawić mi problemów. Jednak ku mojemu zaskoczeniu i większemu zmartwieniu usłyszałem krzyk Lilith,który powtarzał się, z krzykiem był zmieszany również jej płacz. Zacząłem szybko wychodzić po schodach,aż na najwyższe piętro i szedłem znów powolnym krokiem przez korytarz by nie dać się zaskoczyć. Krzyki dobiegały z końca korytarza, a do niego było trochę.
(?)
O pięknie, rozejrzałem się dookoła, ale zaraz moim oczom ukazał się nieopodal jakiś stary dom, przypominający mini zamek. Warknąłem zdenerwowany i skoczyłem sprawnie na psy, podenerwowany. Zabrałem się za jednego,ale powalić je nie było wcale tak łatwo. Zacząłem się z nim szarpać, albo ja nim rzucałem ,albo on mną. To nie była czysta walka, bo były cztery psy, na jednego wilka. Gdy udało mi się skoczyć na tego, co wyglądał bardziej na takiego alfę , przygwoździłem go do ziemi i przegryzłem na wylot szyję, swoimi kłami. Wydał z siebie pisk przerażenia i zdechł szybko. Stałem chwilę nad ciałem tego psa, aż w końcu inne psy znów się na mnie rzuciły , przygniotły mnie wszystkie trzy,ale jakimś cudem udało mi się je odgonić od siebie. Wskoczyłem sprawnie na ziemię i skoczyłem na jednego z nich i wbiłem pazury w jego brzuch. Kolejny pies padł z resztą rozprawiłem się trochę szybciej,aż w końcu wszystkie psy nie żyły. Zawyłem głośno i przeciągle, usiadłem zdyszany,ale gdy usłyszałem znów krzyk mojej ukochanej, podniosłem się i popatrzyłem na starą kamienną posiadłość nieopodal. Ruszyłem najpierw powolnym tempem,ale zaraz przyśpieszyłem go do biegu i przeskoczyłem sprawnie ogrodzenie , domu ,które i tak było niewielkie. Zacząłem walić w drzwi, które były przestarzałe i jednocześnie jeszcze drapałem w nie. W końcu udało mi się je wyważyć i wszedłem do środka. Rozejrzałem się dookoła i szedłem spokojnie przez korytarze jako wilk. Rozglądałem się na wszystkie strony i nasłuchiwałem jakiegoś niebezpieczeństwa. Wyszedłem na następne piętro,gdy przeszukałem parter, ale i tak posiadłość miała ze 3 piętra, tak więc jest troczę do szukania. Poruszałem się cicho i sprawnie tak,że szukanie nie powinno sprawić mi problemów. Jednak ku mojemu zaskoczeniu i większemu zmartwieniu usłyszałem krzyk Lilith,który powtarzał się, z krzykiem był zmieszany również jej płacz. Zacząłem szybko wychodzić po schodach,aż na najwyższe piętro i szedłem znów powolnym krokiem przez korytarz by nie dać się zaskoczyć. Krzyki dobiegały z końca korytarza, a do niego było trochę.
(?)
Od Lilith
-Przestańcie! Dość!-krzyknęłam po raz kolejny mimo już i tak zdartego gardła.
-Oj przesadzasz!-zakpili.-Przecież to nie boli!
Nie dość że nadal byłam przywiązana do tej belki..ehh..rozebrali mnie i w tym momencie dla rozrywki zaczęli bić mnie batem.
-No patrz jak ona słodko wygląda..
-Już wiem czemu Lucas w ogóle na nią poleciał!
-No mów.
-Ciałko ma piękne więc wiesz.
-Czemu ja na to nie wpadłem?
Nabijali się z Lucasa przy okazji mnie torturując.
Myślałam że zginę gdy jeden z nich przejechał ostrym nożem po mojej piersi.
-Patrz jak ładnie.
-Rzeczywiście..ale z ciebie artysta!
-Och no wiem.
Widocznie dużo zabawy sprawiało im torturowanie mnie..
***
Po kilkunastu godzinach ta "zabawa" wreszcie się im znudziła.
-Ej stary.
-No co?
-Co ty na to żeby się trochę zabawić z naszym gościem?-zachichotał.
-Hmm..czemu nie...
Rozwiązali mnie widząc że i tak już nie mam siły czegokolwiek zrobić..rzucili mnie na materac i rozebrali się. Jeden z nich był z przodu a drugi z tyłu..oboje weszli we mnie tak samo agresywnie. Krzyczałam a po moich policzkach spływały łzy..przez cały czas starałam się ich odepchnąć lecz na daremne.
(?)
-Oj przesadzasz!-zakpili.-Przecież to nie boli!
Nie dość że nadal byłam przywiązana do tej belki..ehh..rozebrali mnie i w tym momencie dla rozrywki zaczęli bić mnie batem.
-No patrz jak ona słodko wygląda..
-Już wiem czemu Lucas w ogóle na nią poleciał!
-No mów.
-Ciałko ma piękne więc wiesz.
-Czemu ja na to nie wpadłem?
Nabijali się z Lucasa przy okazji mnie torturując.
Myślałam że zginę gdy jeden z nich przejechał ostrym nożem po mojej piersi.
-Patrz jak ładnie.
-Rzeczywiście..ale z ciebie artysta!
-Och no wiem.
Widocznie dużo zabawy sprawiało im torturowanie mnie..
***
Po kilkunastu godzinach ta "zabawa" wreszcie się im znudziła.
-Ej stary.
-No co?
-Co ty na to żeby się trochę zabawić z naszym gościem?-zachichotał.
-Hmm..czemu nie...
Rozwiązali mnie widząc że i tak już nie mam siły czegokolwiek zrobić..rzucili mnie na materac i rozebrali się. Jeden z nich był z przodu a drugi z tyłu..oboje weszli we mnie tak samo agresywnie. Krzyczałam a po moich policzkach spływały łzy..przez cały czas starałam się ich odepchnąć lecz na daremne.
(?)
od Lucas'a
Siedziałem u siebie w domu, czekając niecierpliwie na Lilith. Czemu jej tak długo nie ma?! 16.........17....18....19..........20.........21........22.........23. Nie wytrzymałem w końcu i złapałem wkurzony za telefon i zadzwoniłem.Całe emocje jednak opadły, gdy czekałem aż moja ukochana odbierze. W końcu odebrała ,ale jednak nic nie powiedziała.
-Halo? Lilith?-odezwałem się
-Niestety, Lilith chwilowo nie może rozmawiać -usłyszałem gruby męski głos.
-Co?! Gdzie ona jest!-warknąłem podenerwowany
-Ah , jest zajęta u nas. Wiesz ciekawie jest tutaj siedzieć z paroma osobami,które mogą zrobić jej krzywdę. Ona jest sama jedna, bezbronna-zaczął
-Kim jesteś?-mruknąłem
-No to już jest szczyt wszystkiego, jak możesz mnie nie znać?-zapytał przez telefon-Ja za to dobrze Cię znam i twoich rodziców też dobrze znałem, no może bardziej moi.......
Zamarłem słysząc o swoich rodzicach. Wziąłem głęboki wdech, nie wiedząc nawet do końca jak na to zareagować. Po głowie chodziły mi różne imiona,ale nie byłem pewien kto to może być, w końcu ktoś mi przyszedł do głowy.
-Marcus-warknąłem , strzelając w ciemno jego imię.
-Brawo, applause -zaśmiał się złowieszczo-Jednak pamiętasz.........
-Gdzie ona jest! Czego chcecie!-warknąłem
-To proste czego chcemy,a raczej kogo-nacisnął na ostatnie słowo
Nie odezwałem się, bo doskonale wiedziałem o co im chodzi, normalnie to bym nie szedł gdyby kogoś innego porwali,ale to była Lilith.
-Gdzie jesteście?!-warknął
-Sam się dowiedz. Podobno jesteś dobrym tropicielem więc nas znajdź -nakazał , zanim zdążyłem coś powiedzieć on się rozłączył. Poleciałem szybko do swojego pokoju i zabrałem plecak i różnoraką broń. Wyparowałem z niego jak burza i przemieniłem się szybko w wilkołaka. Pognałem pod jej pracę, o tej porze nikogo nie było na dworze. Zacząłem węszyć i węszyć,ale ślad urwał się gdy poczułem jakiś samochód ,tyle że nie wiem jaki. Po chwili zauważyłem niedaleko coś znajomego, akurat przy chodniku na ulicy. Przemieniłem się w człowieka, to był pierścień mojego ojca. Założyłem go na rękę i zacząłem delikatnie węszyć,aż udało mi się złapać jakiś trop. Nie byłem pewien ,ale na pewno ciągnął się poza miasto. Znów się przemieniłem i pobiegłem w tamtą stronę za zapachem,który wyczułem. Samochodem szybko się dojedzie, ale kto powiedział że będzie szybko tam dotrzeć jak się jest wilkiem,a po samochód nie chciałem się wracać , skoro i tak czekała mnie do niego już godzina drogi. Po dwóch godzinach biegu , doszedłem do jakiegoś lasu i zwolniłem tempo bo byłem już wyczerpany. co prawda dobrą kondycję mam, ale dwie godziny biegu to był wyczyn. Szedłem powoli przez las, już nawet byłem dość daleko od naszego miasta.
(?)
-Halo? Lilith?-odezwałem się
-Niestety, Lilith chwilowo nie może rozmawiać -usłyszałem gruby męski głos.
-Co?! Gdzie ona jest!-warknąłem podenerwowany
-Ah , jest zajęta u nas. Wiesz ciekawie jest tutaj siedzieć z paroma osobami,które mogą zrobić jej krzywdę. Ona jest sama jedna, bezbronna-zaczął
-Kim jesteś?-mruknąłem
-No to już jest szczyt wszystkiego, jak możesz mnie nie znać?-zapytał przez telefon-Ja za to dobrze Cię znam i twoich rodziców też dobrze znałem, no może bardziej moi.......
Zamarłem słysząc o swoich rodzicach. Wziąłem głęboki wdech, nie wiedząc nawet do końca jak na to zareagować. Po głowie chodziły mi różne imiona,ale nie byłem pewien kto to może być, w końcu ktoś mi przyszedł do głowy.
-Marcus-warknąłem , strzelając w ciemno jego imię.
-Brawo, applause -zaśmiał się złowieszczo-Jednak pamiętasz.........
-Gdzie ona jest! Czego chcecie!-warknąłem
-To proste czego chcemy,a raczej kogo-nacisnął na ostatnie słowo
Nie odezwałem się, bo doskonale wiedziałem o co im chodzi, normalnie to bym nie szedł gdyby kogoś innego porwali,ale to była Lilith.
-Gdzie jesteście?!-warknął
-Sam się dowiedz. Podobno jesteś dobrym tropicielem więc nas znajdź -nakazał , zanim zdążyłem coś powiedzieć on się rozłączył. Poleciałem szybko do swojego pokoju i zabrałem plecak i różnoraką broń. Wyparowałem z niego jak burza i przemieniłem się szybko w wilkołaka. Pognałem pod jej pracę, o tej porze nikogo nie było na dworze. Zacząłem węszyć i węszyć,ale ślad urwał się gdy poczułem jakiś samochód ,tyle że nie wiem jaki. Po chwili zauważyłem niedaleko coś znajomego, akurat przy chodniku na ulicy. Przemieniłem się w człowieka, to był pierścień mojego ojca. Założyłem go na rękę i zacząłem delikatnie węszyć,aż udało mi się złapać jakiś trop. Nie byłem pewien ,ale na pewno ciągnął się poza miasto. Znów się przemieniłem i pobiegłem w tamtą stronę za zapachem,który wyczułem. Samochodem szybko się dojedzie, ale kto powiedział że będzie szybko tam dotrzeć jak się jest wilkiem,a po samochód nie chciałem się wracać , skoro i tak czekała mnie do niego już godzina drogi. Po dwóch godzinach biegu , doszedłem do jakiegoś lasu i zwolniłem tempo bo byłem już wyczerpany. co prawda dobrą kondycję mam, ale dwie godziny biegu to był wyczyn. Szedłem powoli przez las, już nawet byłem dość daleko od naszego miasta.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
-Tak, załatwiamy to, ale. Trafiliśmy na festyn i będziemy musieli się przebrać w starsze stroje-uśmiechnęłam się zadowolona
-Jakie?!-zdziwił się
-Starodawne idź przebrać się w smoking !-zaśmiałam się,a ja muszę wyjść na chwilę i się z kimś spotkać.
Wyszłam z naszego hotelu i rozejrzałam się po mieście, jak ja tutaj dawno nie byłam. Parę lat temu wszystko było inne, ale i tak się nie stęskniłam za paroma rzeczami.Poszłam do apteki zielarskiej, miałam tam dobrą znajomą która niegdyś mnie uratowała, pomagając mojemu ojcu, bym wyjechała stąd. Weszłam do sklepu i od razu zobaczyłam ją za ladą.
-Vanessa-powiedziałam
-Katherina?!-na początku się przestraszyła,ale zaraz uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podbiegła do mnie i przytuliła, a zaraz przyjrzała mi się uważnie
-Co ty tutaj robisz?Czemu wróciłaś?-zapytała
-Mam coś do załatwienia,ale potrzebuję parę swoich starych sukni, wiesz ten festyn-uśmiechnęłam się chytrze
-Jasne chodź-pociągnęła mnie.
Wyszłyśmy ze sklepu, pozmieniało się tutaj oczywiście,ale było wiele domów arystokrackich i hrabiowskich z dawnych czasów. W końcu dotarłyśmy do niej, heh jej posiadłość nic, a nic się nie zmieniła. Weszłyśmy na samą górę do zamkniętego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę, w końcu znalazłam odpowiednią suknię.
-Ah nigdy nie tęskniłam za gorsetami i sukniami z kołami-zaśmiałam się oglądając ją.
-Ja również,ale dzisiaj do tego wracamy, wiesz jest jeszcze bal z tej okazji-dodała
-Stara Bługaria, tutaj ciągle odbywają się jakieś bale-uśmiechnęłam się zadowolona-To dobra okazja by kogoś spotkać. Dobra ty już jesteś ubrana więc chodź do mnie do hotelu, pomożesz mi się przebrać.
Wróciłyśmy się do mnie, oczywiście zabrałyśmy suknię, aż w końcu weszłyśmy do hotelowego pokoju. Stanęłam w drzwiach i wpatrywałam się jak Alec dopina smoking.
-Mrr, wyglądasz bosko-zaśmiałam się chytrze
-Kto to?!-warknął widząc Vanessę
-Stara znajoma i przyjaciółka. Spokojnie-odpowiedziałam-No a teraz wyłaź muszę się przebrać.
Wypchnęłam go za drzwi naszego pokoju i Vanessa pomogła mi ubrać gorset, związała mi go, potem koło i suknia na to. Założyłam jeszcze buty na delikatnym obcasie, a następnie jeszcze rękawiczki, zrobiłam włosy, ale parasola nie miałam już siły brać, nie będę z nim chodzić po mieście, no i jeszcze naszyjnik założyłam.
-No dobra, o której jest bal?-zapytałam
-O 20 , w domu .......wiesz czyim-uśmiechnęła się
-Owszem, dobra do zobaczenia-odpowiedziałam
Vanessa poszła, a ja wyszłam tuż za nią i popatrzyłam na Alec'a który zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Nie uważasz ,że w tym stroju będzie trudno szpiegować i w ogóle?-zapytał
-Nie musimy tego robić. Najważniejsze jest to by, wtopić się w tłum, mimo iż wszyscy mnie tutaj znają. Osoba którą szukamy będzie na balu dzisiaj wieczorem. -wyjaśniłam
-Nie było mowy o balu,ale skoro tak......-westchnął
Uśmiechnęłam się i dygnęłam przed nim tak jak za dawnych czasów i przyjrzałam mu się.
-Panie Alec. Teraz proponuję po zwiedzać -dodałam
Wyszliśmy z hotelu, a na ulicach wszyscy byli po przebierani, czy to dziwne, że strasznie mi się to podobało. Wszystko jak za dawnych lat, po prostu uwielbiam takie imprezy.
-Tak więc jak tam pamięć?-zapytałam
(Romeo? xD)
-Jakie?!-zdziwił się
-Starodawne idź przebrać się w smoking !-zaśmiałam się,a ja muszę wyjść na chwilę i się z kimś spotkać.
Wyszłam z naszego hotelu i rozejrzałam się po mieście, jak ja tutaj dawno nie byłam. Parę lat temu wszystko było inne, ale i tak się nie stęskniłam za paroma rzeczami.Poszłam do apteki zielarskiej, miałam tam dobrą znajomą która niegdyś mnie uratowała, pomagając mojemu ojcu, bym wyjechała stąd. Weszłam do sklepu i od razu zobaczyłam ją za ladą.
-Vanessa-powiedziałam
-Katherina?!-na początku się przestraszyła,ale zaraz uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podbiegła do mnie i przytuliła, a zaraz przyjrzała mi się uważnie
-Co ty tutaj robisz?Czemu wróciłaś?-zapytała
-Mam coś do załatwienia,ale potrzebuję parę swoich starych sukni, wiesz ten festyn-uśmiechnęłam się chytrze
-Jasne chodź-pociągnęła mnie.
Wyszłyśmy ze sklepu, pozmieniało się tutaj oczywiście,ale było wiele domów arystokrackich i hrabiowskich z dawnych czasów. W końcu dotarłyśmy do niej, heh jej posiadłość nic, a nic się nie zmieniła. Weszłyśmy na samą górę do zamkniętego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę, w końcu znalazłam odpowiednią suknię.
-Ah nigdy nie tęskniłam za gorsetami i sukniami z kołami-zaśmiałam się oglądając ją.
-Ja również,ale dzisiaj do tego wracamy, wiesz jest jeszcze bal z tej okazji-dodała
-Stara Bługaria, tutaj ciągle odbywają się jakieś bale-uśmiechnęłam się zadowolona-To dobra okazja by kogoś spotkać. Dobra ty już jesteś ubrana więc chodź do mnie do hotelu, pomożesz mi się przebrać.
Wróciłyśmy się do mnie, oczywiście zabrałyśmy suknię, aż w końcu weszłyśmy do hotelowego pokoju. Stanęłam w drzwiach i wpatrywałam się jak Alec dopina smoking.
-Mrr, wyglądasz bosko-zaśmiałam się chytrze
-Kto to?!-warknął widząc Vanessę
-Stara znajoma i przyjaciółka. Spokojnie-odpowiedziałam-No a teraz wyłaź muszę się przebrać.
Wypchnęłam go za drzwi naszego pokoju i Vanessa pomogła mi ubrać gorset, związała mi go, potem koło i suknia na to. Założyłam jeszcze buty na delikatnym obcasie, a następnie jeszcze rękawiczki, zrobiłam włosy, ale parasola nie miałam już siły brać, nie będę z nim chodzić po mieście, no i jeszcze naszyjnik założyłam.
-No dobra, o której jest bal?-zapytałam
-O 20 , w domu .......wiesz czyim-uśmiechnęła się
-Owszem, dobra do zobaczenia-odpowiedziałam
Vanessa poszła, a ja wyszłam tuż za nią i popatrzyłam na Alec'a który zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Nie uważasz ,że w tym stroju będzie trudno szpiegować i w ogóle?-zapytał
-Nie musimy tego robić. Najważniejsze jest to by, wtopić się w tłum, mimo iż wszyscy mnie tutaj znają. Osoba którą szukamy będzie na balu dzisiaj wieczorem. -wyjaśniłam
-Nie było mowy o balu,ale skoro tak......-westchnął
Uśmiechnęłam się i dygnęłam przed nim tak jak za dawnych czasów i przyjrzałam mu się.
-Panie Alec. Teraz proponuję po zwiedzać -dodałam
Wyszliśmy z hotelu, a na ulicach wszyscy byli po przebierani, czy to dziwne, że strasznie mi się to podobało. Wszystko jak za dawnych lat, po prostu uwielbiam takie imprezy.
-Tak więc jak tam pamięć?-zapytałam
(Romeo? xD)
Od Lilith
***
Leżałam obok Lucasa wciąż uspokajając swój oddech,przytulał mnie do siebie i delikatnie głaskał po głowie.
-Krzyczałaś głośniej niż się spodziewałem..-zachichotał.
-Cicho bądź..-mruknęłam z uśmiechem.
Pocałował mnie w czoło i przygarnął jeszcze bliżej siebie.
Po jakimś czasie usłyszałam brzęczenie..to mój telefon. Odebrałam go i po kilku minutowej rozmowie odłożyłam go na bok..westchnęłam ciężko podnosząc się.
-Co jest?-zapytał widząc że się ubieram.
-Muszę iść..ehh..zachciało im się sesji zdjęciowej a większość ekipy zwija się do domu.-mruknęłam kończąc się ubierać.
-Ale..chyba wpadniesz do mnie jeszcze potem?-zapytał całując mnie w policzek.
-Oczywiście.-zaśmiałam się wychodząc razem z nim z pokoju.
Pożegnałam się zarówno z nim jak i jego sunią po czym wyszłam z mieszkania.
***
Wyszłam z firmy późno..baardzo późno..taksówki ani autobusy już o tej godzinie nie jeździły więc zostało mi przebycie drogi do domu Lucasa na pieszo..
Większość czasu czułam że ktoś za mną idzie,ignorowałam to lecz nie pomagało.
W końcu się odwróciłam..nikogo tam nie było. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się by znów iść jedna przed sobą zobaczyłam jakiegoś faceta. Chciałam uciec jednak za mną też ktoś stał. Złapali mnie po czym związali i zakneblowali. Załadowali mnie do jakiego samochodu a potem..widziałam ciemność.
***
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu..podejrzewam że to było wnętrze jakiegoś starego budynku gdyż byłam przywiązana do jakiejś starej belki nośnej.
Gdy nie widziałam już przez mgłę bardziej się rozejrzałam. Jakiś stary materac..szafa..dziwne.
Nagle do pomieszczenia weszło kilkoro facetów i jakaś dziewczyna.
-Teraz gdy mamy ją Lucas na pewno przyjdzie na odsiecz..
-I wtedy wreszcie z nim skończymy..
-A z nią co zrobimy?
-No jak to? Zostawimy ją dla własnych przyjemności.
Wszyscy zaczęli się śmiać i obmyślać jakieś plany..oni..oni chcą zabić Lucasa!!
Usłyszałam brzęczenie mojego telefonu,chodź z resztą nie tylko ja gdyż jeden z nich podszedł do mnie i wyjął telefon z mojej kieszeni. Odebrał..usłyszałam głos Lucasa.
-Halo? Lilith?
(?)
Leżałam obok Lucasa wciąż uspokajając swój oddech,przytulał mnie do siebie i delikatnie głaskał po głowie.
-Krzyczałaś głośniej niż się spodziewałem..-zachichotał.
-Cicho bądź..-mruknęłam z uśmiechem.
Pocałował mnie w czoło i przygarnął jeszcze bliżej siebie.
Po jakimś czasie usłyszałam brzęczenie..to mój telefon. Odebrałam go i po kilku minutowej rozmowie odłożyłam go na bok..westchnęłam ciężko podnosząc się.
-Co jest?-zapytał widząc że się ubieram.
-Muszę iść..ehh..zachciało im się sesji zdjęciowej a większość ekipy zwija się do domu.-mruknęłam kończąc się ubierać.
-Ale..chyba wpadniesz do mnie jeszcze potem?-zapytał całując mnie w policzek.
-Oczywiście.-zaśmiałam się wychodząc razem z nim z pokoju.
Pożegnałam się zarówno z nim jak i jego sunią po czym wyszłam z mieszkania.
***
Wyszłam z firmy późno..baardzo późno..taksówki ani autobusy już o tej godzinie nie jeździły więc zostało mi przebycie drogi do domu Lucasa na pieszo..
Większość czasu czułam że ktoś za mną idzie,ignorowałam to lecz nie pomagało.
W końcu się odwróciłam..nikogo tam nie było. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się by znów iść jedna przed sobą zobaczyłam jakiegoś faceta. Chciałam uciec jednak za mną też ktoś stał. Złapali mnie po czym związali i zakneblowali. Załadowali mnie do jakiego samochodu a potem..widziałam ciemność.
***
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu..podejrzewam że to było wnętrze jakiegoś starego budynku gdyż byłam przywiązana do jakiejś starej belki nośnej.
Gdy nie widziałam już przez mgłę bardziej się rozejrzałam. Jakiś stary materac..szafa..dziwne.
Nagle do pomieszczenia weszło kilkoro facetów i jakaś dziewczyna.
-Teraz gdy mamy ją Lucas na pewno przyjdzie na odsiecz..
-I wtedy wreszcie z nim skończymy..
-A z nią co zrobimy?
-No jak to? Zostawimy ją dla własnych przyjemności.
Wszyscy zaczęli się śmiać i obmyślać jakieś plany..oni..oni chcą zabić Lucasa!!
Usłyszałam brzęczenie mojego telefonu,chodź z resztą nie tylko ja gdyż jeden z nich podszedł do mnie i wyjął telefon z mojej kieszeni. Odebrał..usłyszałam głos Lucasa.
-Halo? Lilith?
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Obserwowałem ją, grzecznie sobie siedząc. Nawet na nie nie patrzyłem, Kath przecież sobie radziła. Ha, jak łatwo przekonać ich do gadania. Serio. To nie były nawet tortury, zwykłe zastraszanie. Słabe nerwy, zerowe przeszkolenie, minimalna odporność na ból. Bez żadnego zainteresowania zerknąłem na trupa. Takie przewidywalne. A te informacje które przekazała przed śmiercią. Jak można coś takiego wydać? To była jedyna rzecz, która mnie zainteresowała. Ah, Ci zabójcy i koty przemieniające innych! Z naszego życia robi się kiepski babski film w typie wilkołaków i wampirów.
Bułgaria. Europa. Inny kontynent. Co oznacza cholerny samolot. Długa podróż cholernym samolotem. I... Zaraz, tam jest gorąco... Spojrzałem na Katherine wzrokiem męczennika, po czym szybko się spakowałem i wyniosłem truchło. Trochę by się zdziwili, zastając je w pokoju.
*Bułgaria*
Tyle godzin w samolocie, po to by wyjść na parzące słońce. Wynająłem pokój i wyszedłem na chwilę, by przynieść coś z sklepu.
Dwie godziny na gorącym słońcu. Wróciłem właśnie do naszego hotelu, niosąc parę potrzebnych rzeczy. Rzuciłem jej butelkę wody, moja już była prawie pusta. Katherina spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Zgromiłem ją wzrokiem. Podeszła do mnie.
- Ani słowa - Warknąłem zły. Ona sobie nic z tego nie robiła, nadal śmieszyło ją coś, czego nienawidzę. Głupie piegi, które ujawniają się na wielkim słońcu. Wystarczyły dwie godziny. Co będzie jutro? Skrzyżowałem ręce na piersi, żałując, że nie mam jakiegoś kapelusza, czy czegoś. Jedynie okulary, które i tak niewiele dają. - Zajmujemy się tą sprawą, czy chcesz się jeszcze ze mnie pośmiać? - Spytałem, nieco spuszczając z ostrego tonu.
(Kath?)
Bułgaria. Europa. Inny kontynent. Co oznacza cholerny samolot. Długa podróż cholernym samolotem. I... Zaraz, tam jest gorąco... Spojrzałem na Katherine wzrokiem męczennika, po czym szybko się spakowałem i wyniosłem truchło. Trochę by się zdziwili, zastając je w pokoju.
*Bułgaria*
Tyle godzin w samolocie, po to by wyjść na parzące słońce. Wynająłem pokój i wyszedłem na chwilę, by przynieść coś z sklepu.
Dwie godziny na gorącym słońcu. Wróciłem właśnie do naszego hotelu, niosąc parę potrzebnych rzeczy. Rzuciłem jej butelkę wody, moja już była prawie pusta. Katherina spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Zgromiłem ją wzrokiem. Podeszła do mnie.
- Ani słowa - Warknąłem zły. Ona sobie nic z tego nie robiła, nadal śmieszyło ją coś, czego nienawidzę. Głupie piegi, które ujawniają się na wielkim słońcu. Wystarczyły dwie godziny. Co będzie jutro? Skrzyżowałem ręce na piersi, żałując, że nie mam jakiegoś kapelusza, czy czegoś. Jedynie okulary, które i tak niewiele dają. - Zajmujemy się tą sprawą, czy chcesz się jeszcze ze mnie pośmiać? - Spytałem, nieco spuszczając z ostrego tonu.
(Kath?)
od Lucas'a
Pocałowałem ją namiętnie, tłumiąc jej krzyki i jęki, które docierały do moich uszu,a ja miałem z tego satysfakcję.
-Kocham Cię -wyszeptałem
Całowałem ją cały czas, powoli schodząc w dół i całując jej dekolt i przy okazji pieszcząc go.
Wysunąłem się z niej powoli,ale tylko po to by wejść jeszcze szybciej i agresywnie. Lilith krzyknęła ,ale ściszyłem znów jej krzyk zamykając jej usta pocałunkami. Poruszałem się w niej agresywnie i zmysłowo. Dziewczyna oplotła swoje nogi na moich biodrach i przysunęła się bardziej do mnie. Przejechałem rękami po jej plecach i ponowiłem pocałunki.
(?)
Ps. Okej, trzea jakąś akcję zrobić xDD bo ja normalnie nie wiem co pisać od Lucas'a xD :p
-Kocham Cię -wyszeptałem
Całowałem ją cały czas, powoli schodząc w dół i całując jej dekolt i przy okazji pieszcząc go.
Wysunąłem się z niej powoli,ale tylko po to by wejść jeszcze szybciej i agresywnie. Lilith krzyknęła ,ale ściszyłem znów jej krzyk zamykając jej usta pocałunkami. Poruszałem się w niej agresywnie i zmysłowo. Dziewczyna oplotła swoje nogi na moich biodrach i przysunęła się bardziej do mnie. Przejechałem rękami po jej plecach i ponowiłem pocałunki.
(?)
Ps. Okej, trzea jakąś akcję zrobić xDD bo ja normalnie nie wiem co pisać od Lucas'a xD :p
od Katheriny - C.D Romeo
Podeszłam do nich, a jakiekolwiek uśmiechy zeszły mi z twarzy, teraz miałam bardziej kamienny wyraz. Przykucnęłam przy kotołaczce, którą trzymał Alec i przyjrzałam się jej uważnie. Skądś ją znałam ,ale nie bardzo pamiętam skąd.
-Po co tutaj przychodzicie?!-warknęłam
-Nic Ci nie powiem-dodała stanowczo
Podniosłam się od niej i przechyliłam delikatnie głowę.
-Nie? Oj to nie była dobra odpowiedź -powiedziałam złowieszczo i tajemniczo.
Złapałam dziewczynę za kark i zawlokłam do nas do domku. Rzuciłam ją o ścianę i złapałam za swoją torbę. Gdy chciała uciec zagrodziłam jej ręką drogę i przyłożyłam do brzucha. Ta wydarła się w niebo głosy z bólu.
-Co to?-zapytał Alec
Popatrzyłam na niego obojętnie,ale zaraz otworzyłam dłoń która była cała czerwona od pewnej rośliny.
-Roślina, która nas parzy ,aż wypali nas-odpowiedziałam
Ja w przeciwieństwie do niektórych kotołaków ,potrafiłam wytrzymać ból, jaki sprawiała mi ta roślina.
-No mów! Bo wsadzę Ci to do gardła!-rozkazałam
Podeszłam do niej z rośliną i odchyliłam jej głowę. Dziewczyna zaczęła się szarpać, a ja przejechałam rośliną po jej policzku i zatkałam buzię,żeby inni ludzie nie usłyszeli.
-To co powiesz?-zapytałam
-Nigdy!-warknęła
-No trudno-odparłam obojętnie.
Odeszłam na chwilę od niej i podeszłam do torby, wyciągając kołek i podchodząc do niej. Zamachnęłam się,ale zaraz usłyszałam jej pisk - "Zaraz , powiem!".
-No to słucham -odpowiedziałam
-On Cię szuka.....-wychrypiała
-Kto?!-warknęłam
-Ten, kto zabił twoją rodzinę i Cię przemienił-powiedziała-On ich nie zabił, on ich przemienił i ma zamiar dopiero zabić........
Popatrzyłam na nią zszokowana, odeszłam kawałek od niej,ale zaraz szybkim ruchem wbiłam jej kołek w serce, wydarła się ale krótko z zaskoczenia i była już martwa.
-Okej, masz ochotę na wycieczkę do Bługarii?-zapytałam -Matko nie sądziłam,że kiedyś to powiem i tam wrócę.
(Romeo?)
-Po co tutaj przychodzicie?!-warknęłam
-Nic Ci nie powiem-dodała stanowczo
Podniosłam się od niej i przechyliłam delikatnie głowę.
-Nie? Oj to nie była dobra odpowiedź -powiedziałam złowieszczo i tajemniczo.
Złapałam dziewczynę za kark i zawlokłam do nas do domku. Rzuciłam ją o ścianę i złapałam za swoją torbę. Gdy chciała uciec zagrodziłam jej ręką drogę i przyłożyłam do brzucha. Ta wydarła się w niebo głosy z bólu.
-Co to?-zapytał Alec
Popatrzyłam na niego obojętnie,ale zaraz otworzyłam dłoń która była cała czerwona od pewnej rośliny.
-Roślina, która nas parzy ,aż wypali nas-odpowiedziałam
Ja w przeciwieństwie do niektórych kotołaków ,potrafiłam wytrzymać ból, jaki sprawiała mi ta roślina.
-No mów! Bo wsadzę Ci to do gardła!-rozkazałam
Podeszłam do niej z rośliną i odchyliłam jej głowę. Dziewczyna zaczęła się szarpać, a ja przejechałam rośliną po jej policzku i zatkałam buzię,żeby inni ludzie nie usłyszeli.
-To co powiesz?-zapytałam
-Nigdy!-warknęła
-No trudno-odparłam obojętnie.
Odeszłam na chwilę od niej i podeszłam do torby, wyciągając kołek i podchodząc do niej. Zamachnęłam się,ale zaraz usłyszałam jej pisk - "Zaraz , powiem!".
-No to słucham -odpowiedziałam
-On Cię szuka.....-wychrypiała
-Kto?!-warknęłam
-Ten, kto zabił twoją rodzinę i Cię przemienił-powiedziała-On ich nie zabił, on ich przemienił i ma zamiar dopiero zabić........
Popatrzyłam na nią zszokowana, odeszłam kawałek od niej,ale zaraz szybkim ruchem wbiłam jej kołek w serce, wydarła się ale krótko z zaskoczenia i była już martwa.
-Okej, masz ochotę na wycieczkę do Bługarii?-zapytałam -Matko nie sądziłam,że kiedyś to powiem i tam wrócę.
(Romeo?)
poniedziałek, 28 lipca 2014
od Romeo - C.D Katheriny
Naburmuszyłem się, jak małe dziecko, wydymając usta. Kath jedynie się zaśmiała. Mogłem jej nie puszczać. Po chwili przestałem się dąsać i wskoczyłem gładko na dach, by usiąść niedaleko. Nie chciało mi się siedzieć w domku, jestem kimś kto cały czas musi mieć jakieś zajęcie. Co prawda siedzenie na dachu do najciekawszych nie należało, ale zawsze coś.
Znów ten dźwięk. Skupiłem wzrok na miejscu z którego pochodzi i dostrzegłem tam sylwetkę. Wstałem i zeskoczyłem z budynku.
- To pewnie pies - Powiedziałem na tyle głośno, by ten podglądacz też mnie usłyszał. Byłem odwrócony do niego tyłem, by nie zauważył jak takim dużo uproszczonym językiem migowym pokazuje Kath by udawała, iż nic nie słyszała. Sam potajemnie zawróciłem i wskoczyłem na ukryty w mroku budynek, gdzie wcześniej usłyszałem ten hałas. Ten ktoś mnie nie usłyszał. Zaszedłem go albo ją od tyłu i wypchnąłem. To ona. Eh. Spadła z budynku, jednak wylądowała "na czterech łapach" jak na kota przystało. Cholerne kotołaki. Zeskoczyłem szybko i złapałem ją za kark zmuszając by wstała. Tym samym uniemożliwiłem jej poruszanie się. Gdyby spróbowała czegoś, mogłaby ucierpieć. A tego przecież nie chcemy. Na razie, nie chcemy. Czego te koty od nas chcą?
Dziewczyna zesztywniała, zupełnie się nie ruszając.
Katherina zeskoczyła z dachu i podeszła do nas.
- Złapałem kotka - Rzuciłem z uśmiechem.
(Katherina?)
Znów ten dźwięk. Skupiłem wzrok na miejscu z którego pochodzi i dostrzegłem tam sylwetkę. Wstałem i zeskoczyłem z budynku.
- To pewnie pies - Powiedziałem na tyle głośno, by ten podglądacz też mnie usłyszał. Byłem odwrócony do niego tyłem, by nie zauważył jak takim dużo uproszczonym językiem migowym pokazuje Kath by udawała, iż nic nie słyszała. Sam potajemnie zawróciłem i wskoczyłem na ukryty w mroku budynek, gdzie wcześniej usłyszałem ten hałas. Ten ktoś mnie nie usłyszał. Zaszedłem go albo ją od tyłu i wypchnąłem. To ona. Eh. Spadła z budynku, jednak wylądowała "na czterech łapach" jak na kota przystało. Cholerne kotołaki. Zeskoczyłem szybko i złapałem ją za kark zmuszając by wstała. Tym samym uniemożliwiłem jej poruszanie się. Gdyby spróbowała czegoś, mogłaby ucierpieć. A tego przecież nie chcemy. Na razie, nie chcemy. Czego te koty od nas chcą?
Dziewczyna zesztywniała, zupełnie się nie ruszając.
Katherina zeskoczyła z dachu i podeszła do nas.
- Złapałem kotka - Rzuciłem z uśmiechem.
(Katherina?)
Od Lilith
Jęczałam głośno czując jak pieści moją kobiecość.
Wplotłam palce w jego włosy i delikatnie je pociągnęłam.
-No co..?-spytał odsuwając się ode mnie delikatnie.
-Przestaniesz..mnie tak..torturować?-zapytałam nadal jęcząc..włożył we mnie dwa palce,poruszał nimi.
-Nie podoba ci się..?-posmutniał.
-Podoba ale..-zaśmiałam się lekko.
-Ale..?
-Czy ty w końcu to zrobisz czy nie..? Bo jeśli nie zrobisz to chyba cię zabiję..-uśmiechnęłam się.
-Wszystko w swoim czasie..-uśmiechnął się tajemniczo i wrócił do pieszczenia mojej kobiecości.
Robił to przez jakąś godzinkę aż w końcu odpuścił..odsunął się z uśmieszkiem i pocałował mnie zachłannie.
-Jak cię czujesz Kotku..?-wyszeptał mi do ucha.
-Jak w niebie..-wymruczałam mu do ucha i przygryzłam je lekko.
-To świetnie..-również zamruczał.
Usiadł na łóżku opierając się o ramę a mnie posadził sobie na kolanach..zaczęłam całować jego tors..później ramię..i szyję..przygryzałam jego skórę swoimi słodkimi kiełkami.
-Mrr..-zamruczał jak rasowy kociak.
Zachichotałam lekko i wróciłam do jego ust,przygryzłam jego dolną wargę.
Po kilkunastu minutach krzyknęłam czując jak gwałtownie we mnie wszedł.
-Niespodzianka..-wyszeptał mi do ucha.
Z wolnego tempa przeniósł się na niewyobrażalnie szybkie i jak dla mnie przyjemne...krzyczałam jak i jęczałam z rozkoszy.
(?)
Wplotłam palce w jego włosy i delikatnie je pociągnęłam.
-No co..?-spytał odsuwając się ode mnie delikatnie.
-Przestaniesz..mnie tak..torturować?-zapytałam nadal jęcząc..włożył we mnie dwa palce,poruszał nimi.
-Nie podoba ci się..?-posmutniał.
-Podoba ale..-zaśmiałam się lekko.
-Ale..?
-Czy ty w końcu to zrobisz czy nie..? Bo jeśli nie zrobisz to chyba cię zabiję..-uśmiechnęłam się.
-Wszystko w swoim czasie..-uśmiechnął się tajemniczo i wrócił do pieszczenia mojej kobiecości.
Robił to przez jakąś godzinkę aż w końcu odpuścił..odsunął się z uśmieszkiem i pocałował mnie zachłannie.
-Jak cię czujesz Kotku..?-wyszeptał mi do ucha.
-Jak w niebie..-wymruczałam mu do ucha i przygryzłam je lekko.
-To świetnie..-również zamruczał.
Usiadł na łóżku opierając się o ramę a mnie posadził sobie na kolanach..zaczęłam całować jego tors..później ramię..i szyję..przygryzałam jego skórę swoimi słodkimi kiełkami.
-Mrr..-zamruczał jak rasowy kociak.
Zachichotałam lekko i wróciłam do jego ust,przygryzłam jego dolną wargę.
Po kilkunastu minutach krzyknęłam czując jak gwałtownie we mnie wszedł.
-Niespodzianka..-wyszeptał mi do ucha.
Z wolnego tempa przeniósł się na niewyobrażalnie szybkie i jak dla mnie przyjemne...krzyczałam jak i jęczałam z rozkoszy.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Nie wiem sama jak miałam na to zareagować,ale w sumie bez najmniejszego zastanowienia odwzajemniłam jego pocałunki. Nie byłam pewna, czy sobie coś przypomniał czy nie,ale wydawało mi się,że jednak na razie ,prócz tych dwóch rzeczy,które mi powiedział to jeszcze chyba nie. Po dłuższym całowaniu się odsunęłam się na chwilę od niego i spojrzałam mu w oczy. Na moich ustach pojawił się chytry uśmieszek, ale mężczyzna dalej przytrzymywał mnie za nadgarstki. Popatrzyłam na swoje ręce , a potem w jego oczy.
-Mam być jakimś więźniem?-zapytałam ze śmiechem
Alec puścił moje ręce, ale w tym był mój chytry plan, gdy to zrobił popchnęłam go na ziemię. Tak miałam tyle siły, mimo że był dobrze wyszkolonym żołnierzem. Usiadłam mu na biodrach okrakiem i uśmiechnęłam się zadowolona. Nachyliłam się nad nim, przejeżdżając rękami po jego torsie i pocałowałam namiętnie, żarłocznie.
-Jak kiedyś -mruknęłam niedosłyszalnie między pocałunkami.
Trzymałam go za policzki i cały czas całowałam, poczułam jak jego dłonie zaciskają się na moich pośladkach.
-Może i zapomniałeś, nasze przeżycia. Ale i tak pamiętasz jak się uprawia sex-parsknęłam śmiechem
On odwzajemnił mój uśmiech i również delikatnie się zaśmiał. Jego dłonie przesunęły się delikatnie w górę i po chwili pomogłam mu ściągnąć swoją koszulkę. Przysunął się bardziej do mnie i zaczął całować moją szyję, obojczyk i schodził w dół. Przyglądałam mu się uważnie, ale zaraz usłyszałam jakiś hałas niedaleko. Gdy chciał mnie pocałować w usta, przyłożyłam mu palec do ust z chytrym uśmieszkiem.
-Moja kolej na pilnowanie -dodałam
Podniosłam się z niego i zgarnęłam swoją koszulkę. Wyskoczyłam na dach domku i dopiero w tedy założyłam koszulkę. Dźwignęłam się na równe nogi i rozejrzałam się dookoła, wypatrując kogoś nieznajomego.
-Jak mogłaś!-usłyszałam głos z dołu
Wychyliłam głowę i spojrzałam na dół, gdzie stał Alec z zadartą głową do góry, przyglądając mi się bacznie.
-Mogłam- zaśmiałam się rozbawiona
(Romeo?)
-Mam być jakimś więźniem?-zapytałam ze śmiechem
Alec puścił moje ręce, ale w tym był mój chytry plan, gdy to zrobił popchnęłam go na ziemię. Tak miałam tyle siły, mimo że był dobrze wyszkolonym żołnierzem. Usiadłam mu na biodrach okrakiem i uśmiechnęłam się zadowolona. Nachyliłam się nad nim, przejeżdżając rękami po jego torsie i pocałowałam namiętnie, żarłocznie.
-Jak kiedyś -mruknęłam niedosłyszalnie między pocałunkami.
Trzymałam go za policzki i cały czas całowałam, poczułam jak jego dłonie zaciskają się na moich pośladkach.
-Może i zapomniałeś, nasze przeżycia. Ale i tak pamiętasz jak się uprawia sex-parsknęłam śmiechem
On odwzajemnił mój uśmiech i również delikatnie się zaśmiał. Jego dłonie przesunęły się delikatnie w górę i po chwili pomogłam mu ściągnąć swoją koszulkę. Przysunął się bardziej do mnie i zaczął całować moją szyję, obojczyk i schodził w dół. Przyglądałam mu się uważnie, ale zaraz usłyszałam jakiś hałas niedaleko. Gdy chciał mnie pocałować w usta, przyłożyłam mu palec do ust z chytrym uśmieszkiem.
-Moja kolej na pilnowanie -dodałam
Podniosłam się z niego i zgarnęłam swoją koszulkę. Wyskoczyłam na dach domku i dopiero w tedy założyłam koszulkę. Dźwignęłam się na równe nogi i rozejrzałam się dookoła, wypatrując kogoś nieznajomego.
-Jak mogłaś!-usłyszałam głos z dołu
Wychyliłam głowę i spojrzałam na dół, gdzie stał Alec z zadartą głową do góry, przyglądając mi się bacznie.
-Mogłam- zaśmiałam się rozbawiona
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
To wspomnienie nie dawało mi spokoju. Tak, czasem postępuje impulsywnie, ale żeby aż tak? Przecież wystarczyło zrobić trzy proste czynności: skręcić jej kark, pochować i się upić. Tak trudno to zrobić? Dobrze, z ostatnim miałbym mały kłopot gdyż jestem demonem ale... To była bardzo duża cena. Tylko, że mi na niej zależy. Nawet teraz. Na dziewczynie którą ledwie pamiętam. Skutki zachowywania się jak zadłużony piętnastolatek.
- Wydaje mi się, że bardzo dużo - Powiedziałem, wbijając wzrok w podłogę. Ukradkiem jednak na nią zerknąłem. Po chwili z przekonaniem dodałem - Przypomnę sobie. Jestem tego pewny. Godzinę temu nie wiedziałem kim jesteś. A teraz?
Westchnąłem po raz kolejny. Uśmiechnąłem się lekko, by rozweselić tą sytuację. Moje myśli krążyły w około różnych spraw.
Zrób to - Szepnęła podświadomość. Nie byłem przekonany. Miło czasem pokłócić się z samym sobą. A moja podświadomość, czy też inna część mózgu (choć niekoniecznie) chciała coś zrobić, coś co było dosyć.. złe. W tej sytuacji owszem.
Cykor - Znów ten wewnętrzny, irytujący głosik. Dobrze, że to nie jest materialna osoba, bo miałbym ochotę mu przywalić. Skoro dogadać się sam z sobą nie mogę, to jak to robią inni? Ah. Nie robią. Wychodzi na to, że trudno się ze mną dogadać.
Podszedłem do Katheriny, która wydawała się nieco tym faktem zaskoczona. Będzie bardziej. Podświadomość (niekoniecznie) wygrała ze mną.
Walić wszystko, szczególnie zbędne słowa.
Przycisnąłem może nieco za ostro Katherine do ściany, wbijając się w jej wargi w nagłym wybuchu namiętności. Trzymałem ją za nadgarstki, niezbyt mocno i unieruchomiłem. Oczywiście, pozwalając jej jakby co się wycofać. Eh, ta moja ostrożność.
(Katherina?)
- Wydaje mi się, że bardzo dużo - Powiedziałem, wbijając wzrok w podłogę. Ukradkiem jednak na nią zerknąłem. Po chwili z przekonaniem dodałem - Przypomnę sobie. Jestem tego pewny. Godzinę temu nie wiedziałem kim jesteś. A teraz?
Westchnąłem po raz kolejny. Uśmiechnąłem się lekko, by rozweselić tą sytuację. Moje myśli krążyły w około różnych spraw.
Zrób to - Szepnęła podświadomość. Nie byłem przekonany. Miło czasem pokłócić się z samym sobą. A moja podświadomość, czy też inna część mózgu (choć niekoniecznie) chciała coś zrobić, coś co było dosyć.. złe. W tej sytuacji owszem.
Cykor - Znów ten wewnętrzny, irytujący głosik. Dobrze, że to nie jest materialna osoba, bo miałbym ochotę mu przywalić. Skoro dogadać się sam z sobą nie mogę, to jak to robią inni? Ah. Nie robią. Wychodzi na to, że trudno się ze mną dogadać.
Podszedłem do Katheriny, która wydawała się nieco tym faktem zaskoczona. Będzie bardziej. Podświadomość (niekoniecznie) wygrała ze mną.
Walić wszystko, szczególnie zbędne słowa.
Przycisnąłem może nieco za ostro Katherine do ściany, wbijając się w jej wargi w nagłym wybuchu namiętności. Trzymałem ją za nadgarstki, niezbyt mocno i unieruchomiłem. Oczywiście, pozwalając jej jakby co się wycofać. Eh, ta moja ostrożność.
(Katherina?)
od Katheriny - C.D Romeo
Podniosłam delikatnie wzrok na ścianę,ale zaraz odwróciłam się w jego stronę i poderwałam z krzesła. Uśmiechnęłam się pod nosem z lekką chytrością, chyba pierwszy raz do niego od pewnego czasu.
-Pamiętasz.....-mruknęłam
-Na razie tylko tyle-westchnął poirytowany-Czemu,nie może mi się wszystko,teraz przypomnieć!
Popatrzyłam na niego i zaśmiałam się, widząc jego niecierpliwość. Normalnie jak małe dziecko,które nie może się doczekać,aż dostanie zabawkę czy coś.
-Przypomnisz sobie, wkrótce-odpowiedziałam
Chwilę tak stałam wpatrując się w niego,ale poszłam do doktorka i zapytałam czy nie moglibyśmy wrócić do domku hotelowego.
-Ale chciałbym się czegoś dowiedzieć!-zaprotestował
-Działa, tyle możesz wiedzieć i koniec-warknęłam obojętnie
Wyszłam z jego gabinetu i zebrałam swoje i jego rzeczy,a następnie zapakowaliśmy się do auta. Usiadłam na siedzeniu kierowcy, bo jak mu się przypominało wszystko szczątkowo ,to lepiej żeby nie prowadził. Dojechaliśmy znów po około godzinie do naszego domku i weszliśmy do środka. Zaczęłam chować różne rzeczy w szafce, gdy usłyszałam jak Alec, zamyka drzwi i coś do mnie mówi.
-Uratowałaś mi życie, a ja później ocaliłem twoje-wywnioskował
Odwróciłam się do niego, czemu nie przypominał sobie innych rzeczy, nie chciałam do tamtego dnia wracać. Kiedy umierałam słyszałam jego słowa, to było przerażające i nic nie mogłam niestety powiedzieć mu na to. Nie chciałam w ogóle do tego wracać, wspomnienia były bolesne, mogłam go w tedy stracić, tak jak straciłam swoją rodzinę. Ale w tedy nawet nie zastanawiałam się, tylko chciałam go ratować, to było dziwne.
-Tak, zrobiłam to. Może dla tego że nie chciałam Cię stracić,ale chyba w tym momencie , jest to bez znaczenia-odpowiedziałam nie okazując uczuć.
Wiem zachowywałam się dosłownie inaczej niż zawsze. Miałam wahania nastrojów, teraz byłam sobą,ale kiedy się tym wszystkim przejmowałam i łaziłam jak psychopatka to nie. To wszystko, chyba źle na mnie wpływa.
-No to ,przypominaj sobie dalsze części. Sporo zapomniałeś, po tym urazie?-odpowiedziałam
(Romeo?)
-Pamiętasz.....-mruknęłam
-Na razie tylko tyle-westchnął poirytowany-Czemu,nie może mi się wszystko,teraz przypomnieć!
Popatrzyłam na niego i zaśmiałam się, widząc jego niecierpliwość. Normalnie jak małe dziecko,które nie może się doczekać,aż dostanie zabawkę czy coś.
-Przypomnisz sobie, wkrótce-odpowiedziałam
Chwilę tak stałam wpatrując się w niego,ale poszłam do doktorka i zapytałam czy nie moglibyśmy wrócić do domku hotelowego.
-Ale chciałbym się czegoś dowiedzieć!-zaprotestował
-Działa, tyle możesz wiedzieć i koniec-warknęłam obojętnie
Wyszłam z jego gabinetu i zebrałam swoje i jego rzeczy,a następnie zapakowaliśmy się do auta. Usiadłam na siedzeniu kierowcy, bo jak mu się przypominało wszystko szczątkowo ,to lepiej żeby nie prowadził. Dojechaliśmy znów po około godzinie do naszego domku i weszliśmy do środka. Zaczęłam chować różne rzeczy w szafce, gdy usłyszałam jak Alec, zamyka drzwi i coś do mnie mówi.
-Uratowałaś mi życie, a ja później ocaliłem twoje-wywnioskował
Odwróciłam się do niego, czemu nie przypominał sobie innych rzeczy, nie chciałam do tamtego dnia wracać. Kiedy umierałam słyszałam jego słowa, to było przerażające i nic nie mogłam niestety powiedzieć mu na to. Nie chciałam w ogóle do tego wracać, wspomnienia były bolesne, mogłam go w tedy stracić, tak jak straciłam swoją rodzinę. Ale w tedy nawet nie zastanawiałam się, tylko chciałam go ratować, to było dziwne.
-Tak, zrobiłam to. Może dla tego że nie chciałam Cię stracić,ale chyba w tym momencie , jest to bez znaczenia-odpowiedziałam nie okazując uczuć.
Wiem zachowywałam się dosłownie inaczej niż zawsze. Miałam wahania nastrojów, teraz byłam sobą,ale kiedy się tym wszystkim przejmowałam i łaziłam jak psychopatka to nie. To wszystko, chyba źle na mnie wpływa.
-No to ,przypominaj sobie dalsze części. Sporo zapomniałeś, po tym urazie?-odpowiedziałam
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
Nasłuchiwałem. Wiem, to nie fair wobec jej, zgadywanie jej emocji za pomocą słuchu. Martwiła się czymś, podejrzewam. Ale czym? Ah tak. Jej chłopak stracił pamięć w wyniku uderzenia i nie wiadomo czy sobie coś przypomni.
Szczerze, nie wyobrażałem sobie siebie jako "czyjegoś". Sądząc po tym, że tutaj siedzi, to nie były wyłącznie łóżkowe relacje. Kolejna rzecz zupełnie nie w moim stylu. W moim była raczej jedna, długa noc i koniec. Zero wiązania się.
Westchnąłem i upiłem duży łyk. Dlaczego woda? Dlaczego nie jestem jakimś cholernym Jezusem i nie mogę przemieniać wody w wódkę? To by było ciekawe i jakie pomocne! Upiłem kolejny łyk bezsmakowego płynu i zmusiłem się by spojrzeć na Katherine, a dokładnie na jej plecy. Widocznie nie miała ochoty ze mną rozmawiać. Wstałem i podszedłem do karki z moimi wynikami. Zacząłem je przeglądać, szybko wkuwając wszystkie na pamięć. Może mi się to przyda. Z tego co przeczytałem, jest jakaś szansa, że sobie przypomnę całość. Jakaś szansa - Prychnąłem w myślach. Brzmi tak "obiecująco". Jakaś. Mała. Kuźwa. Szansa. Eh, to takie nie fair.
Po raz kolejny zerknąłem na Katherine. Siedziała tak z zamyśloną miną. Uśmiechnąłem się półgębkiem. Wtedy stało się coś... dziwnego. Tak jakbym siedział w kinie i nagle operator przeskoczył z jednego filmu na drugi. Śmiech, woda i ręcznik. I wanna. Wow. Chyba jeszcze nigdy się tak nie śmiałem. I po raz (chyba) pierwszy zmywałem naczynia. Nigdy tego nie robiłem, zraziłem się po pewnym małym wypadku. Rozszerzył się mój uśmiech.
- Pamiętam, że naprawdę nieźle wyglądasz w mojej koszulce - Rzuciłem, patrząc się na nią. Niestety, tylko to. Ej, dlaczego mi się przypomina szczątkowo? Nie jestem kimś cierpliwym i chcę pamiętać wszystko. Teraz, natychmiast.
(Katherina?)
Szczerze, nie wyobrażałem sobie siebie jako "czyjegoś". Sądząc po tym, że tutaj siedzi, to nie były wyłącznie łóżkowe relacje. Kolejna rzecz zupełnie nie w moim stylu. W moim była raczej jedna, długa noc i koniec. Zero wiązania się.
Westchnąłem i upiłem duży łyk. Dlaczego woda? Dlaczego nie jestem jakimś cholernym Jezusem i nie mogę przemieniać wody w wódkę? To by było ciekawe i jakie pomocne! Upiłem kolejny łyk bezsmakowego płynu i zmusiłem się by spojrzeć na Katherine, a dokładnie na jej plecy. Widocznie nie miała ochoty ze mną rozmawiać. Wstałem i podszedłem do karki z moimi wynikami. Zacząłem je przeglądać, szybko wkuwając wszystkie na pamięć. Może mi się to przyda. Z tego co przeczytałem, jest jakaś szansa, że sobie przypomnę całość. Jakaś szansa - Prychnąłem w myślach. Brzmi tak "obiecująco". Jakaś. Mała. Kuźwa. Szansa. Eh, to takie nie fair.
Po raz kolejny zerknąłem na Katherine. Siedziała tak z zamyśloną miną. Uśmiechnąłem się półgębkiem. Wtedy stało się coś... dziwnego. Tak jakbym siedział w kinie i nagle operator przeskoczył z jednego filmu na drugi. Śmiech, woda i ręcznik. I wanna. Wow. Chyba jeszcze nigdy się tak nie śmiałem. I po raz (chyba) pierwszy zmywałem naczynia. Nigdy tego nie robiłem, zraziłem się po pewnym małym wypadku. Rozszerzył się mój uśmiech.
- Pamiętam, że naprawdę nieźle wyglądasz w mojej koszulce - Rzuciłem, patrząc się na nią. Niestety, tylko to. Ej, dlaczego mi się przypomina szczątkowo? Nie jestem kimś cierpliwym i chcę pamiętać wszystko. Teraz, natychmiast.
(Katherina?)
od Lucas'a
Przyjrzałem się jej uważnie, ale zaraz dźwignąłem się na rękach i to zaraz ona była pode mną.
-Nie ładnie pogrywasz-mruknąłem
Przysunąłem się bardziej do niej i pocałowałem namiętnie i żarliwie. Dziewczyna szybkim ruchem pozbyła się mojej koszulki. Hej! To nie fair, ja jestem już cały goły, a ona jeszcze ma na sobie cały komplet bielizny. Oj nie pozwolę na to ,muszę to szybko nadrobić. Przesunąłem swoje pocałunki na niższe partie jej ciała i oczywiście ściągnąłem jej bluzeczkę i rzuciłem, gdzieś w kąt pokoju. Zacząłem całować jej dekolt i zaraz brzuch. Nie zwlekałem również ze ściągnięciem jej biustonosza ,a potem pocałowałem jej piersi i zacząłem je pieścić. Lilith jęczała cicho, gdy to robiłem,ale zaraz szybko zdjąłem jej spodenki i zsunąłem delikatnie, wolno jej majteczki. Zaraz to ona była cała czerwona, gdy na nią spojrzałem roześmiałem się rozbawiony.
-Co Cię tak śmieszy?-oburzyła się
-Ty kotku-mruknąłem całując ją namiętnie w usta-I co teraz role się odwróciły?
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ewidentnie niezadowolona, ale ja zaraz zacząłem ją całować coraz to niżej i niżej. Doszedłem do jej kobiecości i pocałowałem jej wzgórek,a następnie wsunąłem język w nią. Lili jęknęła głośno, a ja się zaśmiałem cicho i pieściłem ją tam.
(?)
-Nie ładnie pogrywasz-mruknąłem
Przysunąłem się bardziej do niej i pocałowałem namiętnie i żarliwie. Dziewczyna szybkim ruchem pozbyła się mojej koszulki. Hej! To nie fair, ja jestem już cały goły, a ona jeszcze ma na sobie cały komplet bielizny. Oj nie pozwolę na to ,muszę to szybko nadrobić. Przesunąłem swoje pocałunki na niższe partie jej ciała i oczywiście ściągnąłem jej bluzeczkę i rzuciłem, gdzieś w kąt pokoju. Zacząłem całować jej dekolt i zaraz brzuch. Nie zwlekałem również ze ściągnięciem jej biustonosza ,a potem pocałowałem jej piersi i zacząłem je pieścić. Lilith jęczała cicho, gdy to robiłem,ale zaraz szybko zdjąłem jej spodenki i zsunąłem delikatnie, wolno jej majteczki. Zaraz to ona była cała czerwona, gdy na nią spojrzałem roześmiałem się rozbawiony.
-Co Cię tak śmieszy?-oburzyła się
-Ty kotku-mruknąłem całując ją namiętnie w usta-I co teraz role się odwróciły?
Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, ewidentnie niezadowolona, ale ja zaraz zacząłem ją całować coraz to niżej i niżej. Doszedłem do jej kobiecości i pocałowałem jej wzgórek,a następnie wsunąłem język w nią. Lili jęknęła głośno, a ja się zaśmiałem cicho i pieściłem ją tam.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Chodziłam po tym dziwacznym pokoju i cały czas myślałam. Alec siedział na krześle i w sumie nie wiem co robił. Lekarz się zmył i poszedł sobie gdzieś indziej. Nie wiem,ale czy ten wyjazd może być jeszcze gorszy!? No bo ja tego już nie mogę zrozumieć, czy to się dzieje w ogóle na prawdę. Chodziłam nerwowo po pokoju,ale w końcu doszłam do wniosku,że muszę się czegoś sama dowiedzieć. Wyszłam z tego pokoiku i poszłam za doktorkiem,który był tuż obok. Weszłam do środka, a ten o mal nie dostał zawału, gdy mnie zobaczył.
-Chyba nie jestem taka straszna?-mruknęłam
-Niestety przyznam ,iż jesteś straszna-powiedział niepewnie
Podeszłam do niego wystawiając kły i złapałam go za szyję, ale zaraz się uśmiechnęłam w jego stronę chytrze.
-Kiedyś bym Cię za to zabiła. Ale cóż według mnie to komplement -odparłam obojętnie i schowałam kły.
-Aha-dodał przerażony
Odeszłam od niego kawałek i usiadłam na jego biurku i przyglądałam u się uważnie.
-Czegoś ciekawego sie mogę jeszcze dowiedzieć na jego temat?-zapytałam
-Dowiesz się chyba, jak odzyska pamięć-wyjaśnił
-No dobrze,ale jakim cudem to wszystko się stało?-dodałam
-Nie wiem,ale może się tego dowiemy, kiedy.....-zaczął
-Tak, tak odzyska pamięć-mruknęłam-Super, dzięki
Rzuciłam mu krótko i wyszłam od niego, wróciłam się do mężczyzny,który został wcześniej pozostawiony, sam sobie. Zastanawiałam się co się teraz stanie, jak odzyska tą całą pamięć, czy będzie lepiej? Czy może zniknę z jego życia na zawsze, a on z mojego? Czy zostaniemy ze sobą? Teraz się tego nie dowiem, na razie muszę się wykazać spokojem i cierpliwością. Weszłam do środka, a on siedział w tym samym miejscu co kilka minut temu. Podeszłam powoli do niego i podałam mu butelkę wody.
-Masz, zwinęłam doktorkowi, jak nie patrzył. Ma tam cały zapas-zaśmiałam się złośliwie
Sama miałam też dla siebie wodę ,więc wzięłam łyka. Usiadłam na krześle, które stało przed krzesłem Alec'a i kawałek w lewą stronę odsunięte. Byłam odwrócona do niego tyłem, jakoś nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać. Heh, co się ze mną dzieję?! Jestem jakaś taka dziwna.........a może? Nie na pewno nie.
-Co jest?-usłyszałam jego głos za sobą
-Nic-odparłam swoim głosem obojętnym- Przypomniałeś sobie coś?
Zapytałam go i podniosłam się z krzesła ,odwracając do niego. Już w końcu kawałek czasu minął, więc może coś mu się przypomniało, lub też może nie?
(Romeo?)
-Chyba nie jestem taka straszna?-mruknęłam
-Niestety przyznam ,iż jesteś straszna-powiedział niepewnie
Podeszłam do niego wystawiając kły i złapałam go za szyję, ale zaraz się uśmiechnęłam w jego stronę chytrze.
-Kiedyś bym Cię za to zabiła. Ale cóż według mnie to komplement -odparłam obojętnie i schowałam kły.
-Aha-dodał przerażony
Odeszłam od niego kawałek i usiadłam na jego biurku i przyglądałam u się uważnie.
-Czegoś ciekawego sie mogę jeszcze dowiedzieć na jego temat?-zapytałam
-Dowiesz się chyba, jak odzyska pamięć-wyjaśnił
-No dobrze,ale jakim cudem to wszystko się stało?-dodałam
-Nie wiem,ale może się tego dowiemy, kiedy.....-zaczął
-Tak, tak odzyska pamięć-mruknęłam-Super, dzięki
Rzuciłam mu krótko i wyszłam od niego, wróciłam się do mężczyzny,który został wcześniej pozostawiony, sam sobie. Zastanawiałam się co się teraz stanie, jak odzyska tą całą pamięć, czy będzie lepiej? Czy może zniknę z jego życia na zawsze, a on z mojego? Czy zostaniemy ze sobą? Teraz się tego nie dowiem, na razie muszę się wykazać spokojem i cierpliwością. Weszłam do środka, a on siedział w tym samym miejscu co kilka minut temu. Podeszłam powoli do niego i podałam mu butelkę wody.
-Masz, zwinęłam doktorkowi, jak nie patrzył. Ma tam cały zapas-zaśmiałam się złośliwie
Sama miałam też dla siebie wodę ,więc wzięłam łyka. Usiadłam na krześle, które stało przed krzesłem Alec'a i kawałek w lewą stronę odsunięte. Byłam odwrócona do niego tyłem, jakoś nie miałam ochoty teraz z nikim rozmawiać. Heh, co się ze mną dzieję?! Jestem jakaś taka dziwna.........a może? Nie na pewno nie.
-Co jest?-usłyszałam jego głos za sobą
-Nic-odparłam swoim głosem obojętnym- Przypomniałeś sobie coś?
Zapytałam go i podniosłam się z krzesła ,odwracając do niego. Już w końcu kawałek czasu minął, więc może coś mu się przypomniało, lub też może nie?
(Romeo?)
niedziela, 27 lipca 2014
Od Lilith
Zaczęłam się cicho śmiać, przyciągnęłam do siebie sunię a ona zaszczekała radośnie liżąc mnie po twarzy.
-Mam własnego ochroniarza.
-Wiem..-mruknął nieco niezadowolony.
Odsunęłam od siebie sunię po pewnym czasie i kazałam wyjść z pokoju,jak kazałam tak zrobiła. Popchnęłam Lucas'a tak że leżał na łóżku,usiadłam mu na biodrach.
-Czujesz się zaniedbany?-uśmiechnęłam się kładąc dłonie na jego torsie.
-Troszkę..-mruknął.
- Biedny..-zaśmiałam się.
Poruszyłam biodrami a w rezultacie Lucas jęknął przeciągle.
-Lilith..-jęknął.-Kocham cię wiesz..?
-Ojej..no przecież wiem.
Poruszyłam jeszcze bardziej biodrami i delikatnie docisnęłam pośladki do miejsca gdzie znajdowałam się jego męskość.
Jęknął przeciągle i zacisnął dłonie na moich udach.
Szybkim ruchem rozpięłam jego spodnie i opuściłam,opuszkami palców przejechałam po wypukłości na jego bokserkach..podwinęłam jego koszulkę i przejechałam językiem po jego podbrzuszu.
Zsunęłam jego bokserki i spojrzałam na jego męskość.
-Kociaku..opanuj się.-powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
Jęknął czując jak zaciskan dłoń na jego członku,zaczęłam przesuwać nią z góry na dół..zbliżyłam do niego twarz i przygryzłam jego koniuszek. Cały czas jęczał i sapał. W końcu wzięłam go do ust i zaczęłam drażnić językiem..po dłuższym czasie poczułam w ustach lepką ciecz..uśmiechnęłam się i połknęłam ją. Odsunęłam.twarz od niego..Lucas był cały czerwony,zbliżyłam się do jego podbrzusza i pocałowałam je.
-Już nie czujesz się zaniedbany?-zachichotałam.
Jako odpowiedź posłał mi romarzony uśmiech.
- Tak też myślałam..
(?)
-Mam własnego ochroniarza.
-Wiem..-mruknął nieco niezadowolony.
Odsunęłam od siebie sunię po pewnym czasie i kazałam wyjść z pokoju,jak kazałam tak zrobiła. Popchnęłam Lucas'a tak że leżał na łóżku,usiadłam mu na biodrach.
-Czujesz się zaniedbany?-uśmiechnęłam się kładąc dłonie na jego torsie.
-Troszkę..-mruknął.
- Biedny..-zaśmiałam się.
Poruszyłam biodrami a w rezultacie Lucas jęknął przeciągle.
-Lilith..-jęknął.-Kocham cię wiesz..?
-Ojej..no przecież wiem.
Poruszyłam jeszcze bardziej biodrami i delikatnie docisnęłam pośladki do miejsca gdzie znajdowałam się jego męskość.
Jęknął przeciągle i zacisnął dłonie na moich udach.
Szybkim ruchem rozpięłam jego spodnie i opuściłam,opuszkami palców przejechałam po wypukłości na jego bokserkach..podwinęłam jego koszulkę i przejechałam językiem po jego podbrzuszu.
Zsunęłam jego bokserki i spojrzałam na jego męskość.
-Kociaku..opanuj się.-powiedziałam ze słodkim uśmiechem.
Jęknął czując jak zaciskan dłoń na jego członku,zaczęłam przesuwać nią z góry na dół..zbliżyłam do niego twarz i przygryzłam jego koniuszek. Cały czas jęczał i sapał. W końcu wzięłam go do ust i zaczęłam drażnić językiem..po dłuższym czasie poczułam w ustach lepką ciecz..uśmiechnęłam się i połknęłam ją. Odsunęłam.twarz od niego..Lucas był cały czerwony,zbliżyłam się do jego podbrzusza i pocałowałam je.
-Już nie czujesz się zaniedbany?-zachichotałam.
Jako odpowiedź posłał mi romarzony uśmiech.
- Tak też myślałam..
(?)
sobota, 26 lipca 2014
od Romeo - C.D Katheriny
Oczywiście. Mnie to zawsze musi spotykać. Ej, jest super niebezpieczna misja: 494 idziesz na przynętę! Ej, trzeba załatwić parę super groźnych spraw, 494 ty się ty zajmiesz! Ej, rozdaje darmową amnezję, 494 ty wydajesz się chętny! Zawsze.
To coś nie ma sensu. Taki wredny sen. Albo ona kłamie a ja wpadłem w to oszustwo. Albo ktoś mi grzebał w umyśle. Też możliwe.
Nie ważne. Ruszyłem za nią, gdy tylko przestałem wyczuwać jej obecność. Doszliśmy aż nad jezioro z plażą*. Patrzyłem jak zdejmuje buty i siada na brzegu.
- Czemu przyszedłeś za mną? - Wydawała się lekko zdenerwowana. Westchnąłem i rozejrzałem się. Żadnej żywej duszy.
- Byłem ciekaw, gdzie Cię poniosło.
- Aha.
Przyjrzałem się jej.
- Nie wiem co tu się dzieje, ale jeśli Cię to pocieszy znam kogoś kto chociażby mógł wyjaśnić parę spraw. Jest to lekarz, zajmujący się badaniami mózgu, jakieś czterdzieści minut drogi stąd. Co o tym myślisz? - Spytałem, unosząc brew. Nie podobało mi się to, ale chciałem mieć chociaż trochę informacji. Nie ufam lekarzom, szczególnie jemu.
*Na miejscu.*
Głośne maszyny do badania głowy to nie moja bajka. Szczególnie, że gdy jestem nerwowy ukazują się wyostrzone zmysły i przez jakieś pięć minut po badaniu krwawiły mi uszy. Au... Na szczęście to całkiem szybko się samo naprawiło. Facet patrzył w wyniki. Znałem go z Manticore, czyli mojej wcześniej wspomnianej "bazie"
- Nigdy więcej - Mruknąłem, krzyżując ręce na piersi. Zignorowali mnie i on i Kath. Fajnie, traktują mnie jak powietrze.
- Pamięć powinna powrócić, ale trzeba dać trochę czasu.
- A może wytłumaczysz, dlaczego zapomniałem wszystko? Dwa razy, tak chciałbym przypomnieć. To raczej normalne nie jest.
- Nie wiem jak to się stało za pierwszym razem, ale drugi to na pewno uraz głowy, spowodowany najpewniej uderzeniem.
- A sprawa z wydarzeniami, które zdarzyły się szmat czasu przed moimi narodzinami? Co, ktoś potrafi przenosić się w czasie, czy co?
Nie odpowiedział, tylko odszedł. No co za dupek.
(Katherina?)
*Pozwoliłam sobie zmienić. Vermont nie ma dostępu do oceanu, musiałaby dojść aż do sąsiedniego stanu, czyli Maine albo New Hampsire.
To coś nie ma sensu. Taki wredny sen. Albo ona kłamie a ja wpadłem w to oszustwo. Albo ktoś mi grzebał w umyśle. Też możliwe.
Nie ważne. Ruszyłem za nią, gdy tylko przestałem wyczuwać jej obecność. Doszliśmy aż nad jezioro z plażą*. Patrzyłem jak zdejmuje buty i siada na brzegu.
- Czemu przyszedłeś za mną? - Wydawała się lekko zdenerwowana. Westchnąłem i rozejrzałem się. Żadnej żywej duszy.
- Byłem ciekaw, gdzie Cię poniosło.
- Aha.
Przyjrzałem się jej.
- Nie wiem co tu się dzieje, ale jeśli Cię to pocieszy znam kogoś kto chociażby mógł wyjaśnić parę spraw. Jest to lekarz, zajmujący się badaniami mózgu, jakieś czterdzieści minut drogi stąd. Co o tym myślisz? - Spytałem, unosząc brew. Nie podobało mi się to, ale chciałem mieć chociaż trochę informacji. Nie ufam lekarzom, szczególnie jemu.
*Na miejscu.*
Głośne maszyny do badania głowy to nie moja bajka. Szczególnie, że gdy jestem nerwowy ukazują się wyostrzone zmysły i przez jakieś pięć minut po badaniu krwawiły mi uszy. Au... Na szczęście to całkiem szybko się samo naprawiło. Facet patrzył w wyniki. Znałem go z Manticore, czyli mojej wcześniej wspomnianej "bazie"
- Nigdy więcej - Mruknąłem, krzyżując ręce na piersi. Zignorowali mnie i on i Kath. Fajnie, traktują mnie jak powietrze.
- Pamięć powinna powrócić, ale trzeba dać trochę czasu.
- A może wytłumaczysz, dlaczego zapomniałem wszystko? Dwa razy, tak chciałbym przypomnieć. To raczej normalne nie jest.
- Nie wiem jak to się stało za pierwszym razem, ale drugi to na pewno uraz głowy, spowodowany najpewniej uderzeniem.
- A sprawa z wydarzeniami, które zdarzyły się szmat czasu przed moimi narodzinami? Co, ktoś potrafi przenosić się w czasie, czy co?
Nie odpowiedział, tylko odszedł. No co za dupek.
(Katherina?)
*Pozwoliłam sobie zmienić. Vermont nie ma dostępu do oceanu, musiałaby dojść aż do sąsiedniego stanu, czyli Maine albo New Hampsire.
od Katheriny - C.D Romeo
-Ale....-zaczęłam jednak doszłam do wniosku,że to nie ma sensu.
Spuściłam wzrok i wbiłam go w ziemię zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi?! Jak to nie było go w tedy na świecie, to w kim ja się zakochałam, kto ze mną spał, z kim spędzałam cały swój czas. Przez kogo pokłóciłam się z moim kochanym przybranym bratem.
-Dziwnie nie?-zapytał uchylając powieki
-Przestań przysłuchiwać się mojemu sercu!-warknęłam
-No co tam ostro?-mruknął
-Nie ważne-prychnęłam podnosząc się na równe nogi.
-Gdzie idziesz?-zapytał siadając na dachu
-Na razie pomyśleć, daleko od ciebie-odparłam obojętnie.
Przeskoczyłam sprawnie na dach drugiego domku i tak,aż do samego końca. Usiadłam na ostatnim domku i tam w sumie położyłam się , i przyglądałam się pięknym gwiazdom. Odetchnęłam głęboko i w bez ruchu myślałam intensywnie. Co się tutaj dzieje? Czemu jak tutaj przyjechałam , on musiał stracić pamięć? Te pytania cały czas mnie nurtowały, nie mogłam się w ogóle od nich uwolnić. Przymknęłam na chwilę oczy, ale gdy tylko to zrobiłam powróciły mi wspomnienia jak byłam z Romeo. Otworzyłam je szybko i usiadłam, a zaraz przeczesałam jedną ręką włosy, wzdychając. Podniosłam się po chwili i zeskoczyłam sprawnie z domku. Poszłam do miasta, w sumie nie wiem po co,ale raczej po to by się odstresować. Księżyc na niebie pięknie świecił, a gwiazdy jaśniały jeszcze mocniej. Poszłam na plażę,która była dość daleko. To nie ta sama plaża, co u nas jest ,ale no cóż. Usiadłam na brzegu , tak że jak przychodziły delikatne fale, moczyły mi nogi, oczywiście buty zdjęłam xD. Wiatr lekko wiał mi w twarz i ta błoga cisza i myśl,że Alec jest daleko dawały mi spokój. Nie wiem czemu,ale ostatnio strasznie dziwnie się czułam, nie mogłam nic z tego zrozumieć. Przymknęłam oczy oddając się rozkoszy ,ale usłyszałam kogoś za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam jego.
-Czemu przyszedłeś za mną?-mruknęłam
-Byłem ciekaw, gdzie Cię poniosło-wyjaśnił.
-Aha...-odparłam niewzruszona i go zignorowałam, znów zamykając oczy i wystawiając ją delikatnie , na wiatr,który unosił delikatnie moje włosy.
(Romeo?)
Spuściłam wzrok i wbiłam go w ziemię zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi?! Jak to nie było go w tedy na świecie, to w kim ja się zakochałam, kto ze mną spał, z kim spędzałam cały swój czas. Przez kogo pokłóciłam się z moim kochanym przybranym bratem.
-Dziwnie nie?-zapytał uchylając powieki
-Przestań przysłuchiwać się mojemu sercu!-warknęłam
-No co tam ostro?-mruknął
-Nie ważne-prychnęłam podnosząc się na równe nogi.
-Gdzie idziesz?-zapytał siadając na dachu
-Na razie pomyśleć, daleko od ciebie-odparłam obojętnie.
Przeskoczyłam sprawnie na dach drugiego domku i tak,aż do samego końca. Usiadłam na ostatnim domku i tam w sumie położyłam się , i przyglądałam się pięknym gwiazdom. Odetchnęłam głęboko i w bez ruchu myślałam intensywnie. Co się tutaj dzieje? Czemu jak tutaj przyjechałam , on musiał stracić pamięć? Te pytania cały czas mnie nurtowały, nie mogłam się w ogóle od nich uwolnić. Przymknęłam na chwilę oczy, ale gdy tylko to zrobiłam powróciły mi wspomnienia jak byłam z Romeo. Otworzyłam je szybko i usiadłam, a zaraz przeczesałam jedną ręką włosy, wzdychając. Podniosłam się po chwili i zeskoczyłam sprawnie z domku. Poszłam do miasta, w sumie nie wiem po co,ale raczej po to by się odstresować. Księżyc na niebie pięknie świecił, a gwiazdy jaśniały jeszcze mocniej. Poszłam na plażę,która była dość daleko. To nie ta sama plaża, co u nas jest ,ale no cóż. Usiadłam na brzegu , tak że jak przychodziły delikatne fale, moczyły mi nogi, oczywiście buty zdjęłam xD. Wiatr lekko wiał mi w twarz i ta błoga cisza i myśl,że Alec jest daleko dawały mi spokój. Nie wiem czemu,ale ostatnio strasznie dziwnie się czułam, nie mogłam nic z tego zrozumieć. Przymknęłam oczy oddając się rozkoszy ,ale usłyszałam kogoś za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam jego.
-Czemu przyszedłeś za mną?-mruknęłam
-Byłem ciekaw, gdzie Cię poniosło-wyjaśnił.
-Aha...-odparłam niewzruszona i go zignorowałam, znów zamykając oczy i wystawiając ją delikatnie , na wiatr,który unosił delikatnie moje włosy.
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
Wróciliśmy do domku, jednak ja zamiast do niego wchodzić, z łatwością wskoczyłem na dach. Lubię moje moce, ułatwiają życie. Usiadłem na dachu, oglądając okolicę. Według oficjalnej wersji, jaką powiedziałem Kath stoję na czatach. Co prawda nie miałem przy sobie żadnej broni, ale mi broń jest nie potrzebna. Dobrze walczę wręcz, pokonałbym nawet najbardziej zawzięte stworzonko. Eh, moja skromność. Wróćmy jednak do prawdziwego celu siedzenia tutaj. Musiałem sobie wszystko przemyśleć. Położyłem się z zamkniętymi oczami. Gwiazdy są piękne, owszem, ale wolałem wyostrzyć słuch, a w tym pomaga między innymi ograniczenie wzroku.
Pamiętam... Pamiętam Chevy. Czarną Impalę. I... To na nic. Nie przypomnę sobie. Cholerna amnezja.
Skupiłem wszelkie myśli, by przypomnieć sobie chociażby mały szczegół. Najmniejszy. Miejsce, słowa, twarz, numer telefonu, zapach, cokolwiek. Jedyne moje wspomnienia pochodzą sprzed pierwszej amnezji. Je pamiętam dokładnie, każdy szczegół. A tutaj... pustka.
Wtedy usłyszałem kroki niedaleko naszego domku. Nasłuchiwałem, jednak po chwili rozpoznałem do kogo należą. Katherina. Widziałem ją jedynie przez kilka godzin, a już rozpoznawałem ją. Dziewczyna również wskoczyła na dach.
- Niezłe "bycie na czatach" - Mruknęła kąśliwie. Spojrzałem na nią, nadal mając lekko przymknięte oczy. Siedziała koło mnie.
- Przecież wiedziałem, że to ty. Poza tym, nasłuchuje - Odpowiedziałem, obserwując ją uważnie. Zaraz jednak ponownie zamknąłem oczy, wsłuchując się. Nic podejrzanego. Miasto budziło się do życia, serce Kath biło mocno a przez tą bliskość moje bębenki miały zamiar niedługo pęknąć, jakiś dzieciak wrzeszczał w oddali, mu zawtórował pies. Nic nadnaturalnego.
Czasem bycie wytrenowanym żołnierzem się przydaje. Choćby teraz nikt nie miał szans podkraść się niezauważony. Nikt już jednak tego nie planował.
- Jak tu wszedłeś? - Doszedł do mnie lekko zdziwiony głos. Uśmiechnąłem się półgębkiem. No tak, nie ma żadnego wejścia na dach a jednak to wysokość jednego piętra.
- Wskoczyłem - Obojętnie powiedziałem. Po sercu naprawdę dużo można się dowiedzieć. Teraz była zdziwiona. Westchnąłem - Myślisz, że wyostrzone zmysły i dużo większa sprawność fizyczna jest normalną cechą demonów? X'y mają to do siebie, że zanim się urodziliśmy trochę pogrzebano nam w genach i dodając do nich zwierzęce, tworząc żołnierzy idealnych. Nie wiem czego mam geny, ale całkiem nieźle mi idzie polowanie, wysoko skaczę i dobrze walczę. Im młodszy model tym bardziej przypomina człowieka. Ja już byłem jednym z tych wyglądających jak ludzie.
- Zaraz, mówiłeś, że Cassie zginęła gdzieś w siedemnastym wieku. Wtedy nie było takiej technologi.
Uniosłem wysoko brew.
- Kotku, mnie wtedy na świecie nie było...
(Katherina?)
Pamiętam... Pamiętam Chevy. Czarną Impalę. I... To na nic. Nie przypomnę sobie. Cholerna amnezja.
Skupiłem wszelkie myśli, by przypomnieć sobie chociażby mały szczegół. Najmniejszy. Miejsce, słowa, twarz, numer telefonu, zapach, cokolwiek. Jedyne moje wspomnienia pochodzą sprzed pierwszej amnezji. Je pamiętam dokładnie, każdy szczegół. A tutaj... pustka.
Wtedy usłyszałem kroki niedaleko naszego domku. Nasłuchiwałem, jednak po chwili rozpoznałem do kogo należą. Katherina. Widziałem ją jedynie przez kilka godzin, a już rozpoznawałem ją. Dziewczyna również wskoczyła na dach.
- Niezłe "bycie na czatach" - Mruknęła kąśliwie. Spojrzałem na nią, nadal mając lekko przymknięte oczy. Siedziała koło mnie.
- Przecież wiedziałem, że to ty. Poza tym, nasłuchuje - Odpowiedziałem, obserwując ją uważnie. Zaraz jednak ponownie zamknąłem oczy, wsłuchując się. Nic podejrzanego. Miasto budziło się do życia, serce Kath biło mocno a przez tą bliskość moje bębenki miały zamiar niedługo pęknąć, jakiś dzieciak wrzeszczał w oddali, mu zawtórował pies. Nic nadnaturalnego.
Czasem bycie wytrenowanym żołnierzem się przydaje. Choćby teraz nikt nie miał szans podkraść się niezauważony. Nikt już jednak tego nie planował.
- Jak tu wszedłeś? - Doszedł do mnie lekko zdziwiony głos. Uśmiechnąłem się półgębkiem. No tak, nie ma żadnego wejścia na dach a jednak to wysokość jednego piętra.
- Wskoczyłem - Obojętnie powiedziałem. Po sercu naprawdę dużo można się dowiedzieć. Teraz była zdziwiona. Westchnąłem - Myślisz, że wyostrzone zmysły i dużo większa sprawność fizyczna jest normalną cechą demonów? X'y mają to do siebie, że zanim się urodziliśmy trochę pogrzebano nam w genach i dodając do nich zwierzęce, tworząc żołnierzy idealnych. Nie wiem czego mam geny, ale całkiem nieźle mi idzie polowanie, wysoko skaczę i dobrze walczę. Im młodszy model tym bardziej przypomina człowieka. Ja już byłem jednym z tych wyglądających jak ludzie.
- Zaraz, mówiłeś, że Cassie zginęła gdzieś w siedemnastym wieku. Wtedy nie było takiej technologi.
Uniosłem wysoko brew.
- Kotku, mnie wtedy na świecie nie było...
(Katherina?)
od Katheriny - C.D Romeo
Popatrzyłam na niego z chytrym uśmieszkiem,ale tak na prawdę pod nim kryło się wielkie zadowolenie,że chociaż to pamięta.
-Jasne, zaopiekuję się nią. Ale gdzie idziesz?-zapytałam podejrzliwie
-Coś załatwić, ale niedługo wrócę.....skoro muszę -mruknął podenerwowany
-Tak musisz-powiedziałam poważnie
Mężczyzna popatrzył na mnie uważnie i wyszedł stamtąd , a ja stałam przez chwilę tak wpatrzona w drzwi. Eh i co ja mam teraz zrobić, ostatnie czekanie skończyło się na tym że stracił po raz kolejny pamięć !
Usiadłam zrezygnowana na łóżku i przeczesałam włosy, ale postanowiłam iść się jakoś odświeżyć. Schowałam dobrze kluczyki i poszłam do łazienki,a następnie weszłam do wanny i zaczęłam się kąpać.
Ale jakoś o dziwo nie miałam na to ochoty i jeszcze weszłam pod prysznic by zmyć z siebie pianę. W tej samej chwili usłyszałam ,że ktoś wchodzi do łazienki , więc się odwróciłam.
-Ro........Alec! Wynoś się stąd! Puka się!-krzyknęłam oburzona i zasłoniłam się ręcznikiem.
-Sorki, zapomniałem pewnej rzeczy-odparł niewzruszony i zabrał coś z szafki.
Za chwilę wyszedł ponownie i usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Skończyłam się myć i wyszłam z łazienki. Ubrałam na siebie czarne spodnie i bluzkę fioletową,którą włożyłam do spodni, a zaraz położyłam się na łóżku. Wzięłam jakąś książkę do ręki i zaczęłam ją czytać, nie wiem w którym momencie ale zasnęłam. Obudził mnie krzyk, trzask okna i drzwi. Zerwałam się szybko z łóżka, ale nikogo nie było w pokoju. Rozejrzałam się dookoła ,ale nikogo nie było. Podniosłam się powoli i zaczęłam przeszukiwać cały domek.
Nikogo, dosłownie nikogo nie było. To co niby się stało? Przecież sól była doskonale rozsypana. Wyszłam powoli z domku i usłyszałam ponownie głuchy krzyk. Wróciłam się z nadnaturalną prędkością do domku i złapałam za swój sztylet, a następnie wzięłam jakiś kołek który miałam w torbie. Coś mi mówiło,że coś niedobrego może się stać. Wyszłam i w tej samej chwili stanęłam na skraju domku, wyskoczyłam na kogoś i przygniotłam go do ziemi. To był kotołak,ale nie wydawało mi się,że jest tu z miłych celów. Szybkim ruchem wbiłam mu kołek w serce, a on zaraz zmarł. Udźwignęłam go i wyniosłam poza hotelek w ustronne miejsce ,a następnie spaliłam. Znów kogoś usłyszałam więc chwyciłam za sztylet, bo kołek niestety się zmarnował i wyskoczyłam z uliczki,ale okazało się,że to Romeo, no Alec.
-Alec!-powiedziałam zdziwiona
-Co ty tutaj robisz?-zapytał podejrzliwie
-Ktoś chciał się włamać do nas, a konkretniej kotołak. Zabiłam go, a teraz właśnie palę -mruknęłam cicho
Popatrzyłam na płomienie,które zaraz ogarnęły całą istotę , ale usłyszałam coś dziwnego "I to swoich!".
Wyrzuciłam szybko tą myśl z głowy i popatrzyłam na mężczyznę.
-A co z Chevy?-zapytał przejęty
-Wszystko w porządku z nią -wytłumaczyłam trochę poirytowana,że tylko samochodem się interesuje,ale no cóż.-A z domku nic nie zniknęło, tak więc nie ma co się martwić. Ale lepiej wracać.
(Romeo?)
-Jasne, zaopiekuję się nią. Ale gdzie idziesz?-zapytałam podejrzliwie
-Coś załatwić, ale niedługo wrócę.....skoro muszę -mruknął podenerwowany
-Tak musisz-powiedziałam poważnie
Mężczyzna popatrzył na mnie uważnie i wyszedł stamtąd , a ja stałam przez chwilę tak wpatrzona w drzwi. Eh i co ja mam teraz zrobić, ostatnie czekanie skończyło się na tym że stracił po raz kolejny pamięć !
Usiadłam zrezygnowana na łóżku i przeczesałam włosy, ale postanowiłam iść się jakoś odświeżyć. Schowałam dobrze kluczyki i poszłam do łazienki,a następnie weszłam do wanny i zaczęłam się kąpać.
Ale jakoś o dziwo nie miałam na to ochoty i jeszcze weszłam pod prysznic by zmyć z siebie pianę. W tej samej chwili usłyszałam ,że ktoś wchodzi do łazienki , więc się odwróciłam.
-Ro........Alec! Wynoś się stąd! Puka się!-krzyknęłam oburzona i zasłoniłam się ręcznikiem.
-Sorki, zapomniałem pewnej rzeczy-odparł niewzruszony i zabrał coś z szafki.
Za chwilę wyszedł ponownie i usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Skończyłam się myć i wyszłam z łazienki. Ubrałam na siebie czarne spodnie i bluzkę fioletową,którą włożyłam do spodni, a zaraz położyłam się na łóżku. Wzięłam jakąś książkę do ręki i zaczęłam ją czytać, nie wiem w którym momencie ale zasnęłam. Obudził mnie krzyk, trzask okna i drzwi. Zerwałam się szybko z łóżka, ale nikogo nie było w pokoju. Rozejrzałam się dookoła ,ale nikogo nie było. Podniosłam się powoli i zaczęłam przeszukiwać cały domek.
Nikogo, dosłownie nikogo nie było. To co niby się stało? Przecież sól była doskonale rozsypana. Wyszłam powoli z domku i usłyszałam ponownie głuchy krzyk. Wróciłam się z nadnaturalną prędkością do domku i złapałam za swój sztylet, a następnie wzięłam jakiś kołek który miałam w torbie. Coś mi mówiło,że coś niedobrego może się stać. Wyszłam i w tej samej chwili stanęłam na skraju domku, wyskoczyłam na kogoś i przygniotłam go do ziemi. To był kotołak,ale nie wydawało mi się,że jest tu z miłych celów. Szybkim ruchem wbiłam mu kołek w serce, a on zaraz zmarł. Udźwignęłam go i wyniosłam poza hotelek w ustronne miejsce ,a następnie spaliłam. Znów kogoś usłyszałam więc chwyciłam za sztylet, bo kołek niestety się zmarnował i wyskoczyłam z uliczki,ale okazało się,że to Romeo, no Alec.
-Alec!-powiedziałam zdziwiona
-Co ty tutaj robisz?-zapytał podejrzliwie
-Ktoś chciał się włamać do nas, a konkretniej kotołak. Zabiłam go, a teraz właśnie palę -mruknęłam cicho
Popatrzyłam na płomienie,które zaraz ogarnęły całą istotę , ale usłyszałam coś dziwnego "I to swoich!".
Wyrzuciłam szybko tą myśl z głowy i popatrzyłam na mężczyznę.
-A co z Chevy?-zapytał przejęty
-Wszystko w porządku z nią -wytłumaczyłam trochę poirytowana,że tylko samochodem się interesuje,ale no cóż.-A z domku nic nie zniknęło, tak więc nie ma co się martwić. Ale lepiej wracać.
(Romeo?)
piątek, 25 lipca 2014
od Romeo - C.D Katheriny
Słuchałem z neutralnym wyrazem twarzy, a zaraz potem kolejny dziś raz parsknąłem śmiechem. Ta historyjka nie wywarła na mnie żadnego wrażenia, tak samo jak jej kiełki czy groźby. Widziałem gorsze rzeczy od ostrych ząbków.
- Co w tym takiego? Spałem z wieloma kobietami, dobijałem wiele kompanów, zabijałem masowo, w tym także rodzeństwa - Powiedziałem obojętnie, po czym zacząłem szukać jakiejś mojej koszulki. Nie będę przy niej paradował bez. Nie żeby mi to przeszkadzało. Jak się okazało, pierwsza na którą się natknąłem miała dziury przy ramionach i pachniała krwią. Eh, czuły węch jednak nie zawsze jest dobry. Zmarszczyłem nos, kiedy ta woń dotarła do mnie. Zapach krwi jest okropny. Odrzuciłem z powrotem koszulkę i wznowiłem poszukiwania. Po chwili wyjąłem jakąś białą i zarzuciłem na siebie, po czym wziąłem broń i już miałem wyjść, ale się zatrzymałem. Wyjąłem z kieszeni kluczyki i rzuciłem jej - Zaopiekuj się moim samochodem, ok? Chevy jest dla mnie ważna.
- Tak... Zaraz, co ty powiedziałeś? - Natychmiast się ożywiła. Odwróciłem się do niej i popatrzyłem na nią jak na idiotkę. Nie usłyszała?
- Powiedziałem, że Chevy jest... - Zatrzymałem się w pół zdania. Chevy. Mój Chevrolet. Weszła w moje posiadanie po tym jak straciłem pamięć - Pamiętam ją. Chevrolet Impala z 1967 roku, legendarny krążownik szos, cudo nie wóz.
Nic jednak poza to. Pamiętałem tylko, że Chevy jest moja i że jest takim moim "kompanem" od bardzo dawna. Nic innego.
(Kath?)
- Co w tym takiego? Spałem z wieloma kobietami, dobijałem wiele kompanów, zabijałem masowo, w tym także rodzeństwa - Powiedziałem obojętnie, po czym zacząłem szukać jakiejś mojej koszulki. Nie będę przy niej paradował bez. Nie żeby mi to przeszkadzało. Jak się okazało, pierwsza na którą się natknąłem miała dziury przy ramionach i pachniała krwią. Eh, czuły węch jednak nie zawsze jest dobry. Zmarszczyłem nos, kiedy ta woń dotarła do mnie. Zapach krwi jest okropny. Odrzuciłem z powrotem koszulkę i wznowiłem poszukiwania. Po chwili wyjąłem jakąś białą i zarzuciłem na siebie, po czym wziąłem broń i już miałem wyjść, ale się zatrzymałem. Wyjąłem z kieszeni kluczyki i rzuciłem jej - Zaopiekuj się moim samochodem, ok? Chevy jest dla mnie ważna.
- Tak... Zaraz, co ty powiedziałeś? - Natychmiast się ożywiła. Odwróciłem się do niej i popatrzyłem na nią jak na idiotkę. Nie usłyszała?
- Powiedziałem, że Chevy jest... - Zatrzymałem się w pół zdania. Chevy. Mój Chevrolet. Weszła w moje posiadanie po tym jak straciłem pamięć - Pamiętam ją. Chevrolet Impala z 1967 roku, legendarny krążownik szos, cudo nie wóz.
Nic jednak poza to. Pamiętałem tylko, że Chevy jest moja i że jest takim moim "kompanem" od bardzo dawna. Nic innego.
(Kath?)
od Katheriny - C.D Romeo
Popatrzyłam na niego i przechyliłam głowę na bok,unosząc brew do góry.
-Tak. Faktycznie, byłeś kompletnie inny-powiedziałam z sarkazmem
-Na prawdę?-zapytał zdziwiony
-Nie! Ale teraz jesteś bardziej żałosny -dodałam obojętnie.
Podniosłam się z łóżka i to samo zrobił Romeo, czy tam Alec. Ah irytujący się zrobił nawet bardzo, miałam ochotę mu oderwał łeb!
-Powiedziałem coś.......-zaczął
-Tak "nie przeginaj". "Źle się to dla ciebie skończy." "Nawet twoje marne moce Cię nie uratują" Tak, tak wszystko wiem, więc możesz sobie darować -wyjaśniłam znudzona.
-Nie igraj lepiej ze mną -dodał poważnie
-Cóż............trochę Ci nie wychodzi. Zważając na to, że właśnie to robię -odparłam wskazując na niego.
-Powoli przeginasz!-warknął
Podszedł do mnie i złapał za ramię, jednak gwałtownie się odwróciłam odpychając go i syknęłam wściekła na niego ukazując kły. Zaraz jednak je schowałam i podeszłam do niego , grożąc delikatnie palcem.
-Powiem tylko, tyle żebyś ty też ze mną nie zadzierał. Nie boję się. To ten błąd -odparłam z chytrym uśmieszkiem.
-Nie?-zapytał podejrzliwie
-Ani trochę -odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami
-Jak to?-dopytał
-Jesteś słodko, jako Alec..........Może wcześniej byłeś lepszy. Ale ciekawie widzieć ciebie jako dawnego. Co mam Ci powiedzieć. Znałam Cię od tej innej strony. Byłeś kimś innym, ale zachowałeś ten sam charakter co teraz. Dosłownie byłeś taki sam, tyle że nie pamiętałeś nic z wcześniej ,prócz jednej osoby-odparłam
-A mianowicie?-zapytał
-Jakaś Cassie, pomogła Ci z tego co wywnioskowałam. Potem ją prawie zamordowano , ty ją dobiłeś. Spotkałeś mnie, próbowałeś zabić , razem z moim bratem. A następnie Ci pomogłam, no i....... cóż byliśmy na plaży. Pocałowałeś mnie i wylądowaliśmy w łóżku u mnie w domu. Reszty nie będę streszczać, bo nie mam ochoty. Ale to przeszłość ,której nie pamiętasz. Stało się to zaledwie kilka godzin temu, wylądowaliśmy tutaj razem. No to w sumie w skrócie, jak najściślej mogłam to wszystko powiedzieć -dodałam.
(Romeo?)
-Tak. Faktycznie, byłeś kompletnie inny-powiedziałam z sarkazmem
-Na prawdę?-zapytał zdziwiony
-Nie! Ale teraz jesteś bardziej żałosny -dodałam obojętnie.
Podniosłam się z łóżka i to samo zrobił Romeo, czy tam Alec. Ah irytujący się zrobił nawet bardzo, miałam ochotę mu oderwał łeb!
-Powiedziałem coś.......-zaczął
-Tak "nie przeginaj". "Źle się to dla ciebie skończy." "Nawet twoje marne moce Cię nie uratują" Tak, tak wszystko wiem, więc możesz sobie darować -wyjaśniłam znudzona.
-Nie igraj lepiej ze mną -dodał poważnie
-Cóż............trochę Ci nie wychodzi. Zważając na to, że właśnie to robię -odparłam wskazując na niego.
-Powoli przeginasz!-warknął
Podszedł do mnie i złapał za ramię, jednak gwałtownie się odwróciłam odpychając go i syknęłam wściekła na niego ukazując kły. Zaraz jednak je schowałam i podeszłam do niego , grożąc delikatnie palcem.
-Powiem tylko, tyle żebyś ty też ze mną nie zadzierał. Nie boję się. To ten błąd -odparłam z chytrym uśmieszkiem.
-Nie?-zapytał podejrzliwie
-Ani trochę -odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami
-Jak to?-dopytał
-Jesteś słodko, jako Alec..........Może wcześniej byłeś lepszy. Ale ciekawie widzieć ciebie jako dawnego. Co mam Ci powiedzieć. Znałam Cię od tej innej strony. Byłeś kimś innym, ale zachowałeś ten sam charakter co teraz. Dosłownie byłeś taki sam, tyle że nie pamiętałeś nic z wcześniej ,prócz jednej osoby-odparłam
-A mianowicie?-zapytał
-Jakaś Cassie, pomogła Ci z tego co wywnioskowałam. Potem ją prawie zamordowano , ty ją dobiłeś. Spotkałeś mnie, próbowałeś zabić , razem z moim bratem. A następnie Ci pomogłam, no i....... cóż byliśmy na plaży. Pocałowałeś mnie i wylądowaliśmy w łóżku u mnie w domu. Reszty nie będę streszczać, bo nie mam ochoty. Ale to przeszłość ,której nie pamiętasz. Stało się to zaledwie kilka godzin temu, wylądowaliśmy tutaj razem. No to w sumie w skrócie, jak najściślej mogłam to wszystko powiedzieć -dodałam.
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
Uniosłem wysoko brew, po czym uśmiechnąłem się wesoło. Zastanowiłem się chwilę. To prawda, jest dużo argumentów za. Ale i wiele przeciw. Choć... przecież nie mogę tak po prostu wsiąść w samochód i odjechać. Muszę się spakować. I wziąć zimną kąpiel, by to przemyśleć. I na sto procent się ogolić. Poza tym jestem ciekawy co tu się dzieje. Straciłem pamięć? Jak? I jak dużo zapomniałem? Eh.. Ruszyłem z powrotem do domku.
- Pogadamy o tym za jakąś godzinę - Rzuciłem, zdejmując kolejno kurtkę i bluzkę. Wszedłem do łazienki zamykając za sobą drzwi.
*Po kąpieli*
Stałem przed umywalką w samych spodniach, rozmyślając o tym wszystkim i przy okazji się goląc. Cóż, wyćwiczyłem podzielną uwagę choć i tak się zaciąłem. Oczywiście. Dokładnie widziałem Katherine przez otwarte już drzwi do łazienki. Siedziała na łóżku i coś robiła. Uśmiechnąłem się półgębkiem, obserwując ją. Po chwili skończyłem i wycierając się wyszedłem z łazienki.
- Więc mów co wiesz, mała - Powiedziałem już nieco łagodniejszym głosem, siadając niedaleko niej. W sumie gdyby chciała się mnie pozbyć, zrobiłaby to już dawno. Nie mówiąc o tym, że przez następne kilka minut będzie moją wspólniczką. Byłem ciekawy tego wszystkiego. Zamyśliłem się - Więc... eh, my na prawdę byliśmy razem?
- Tak trudno w to uwierzyć? - Spytała, a ja pokiwałem głową, nie dbając o to czy ją to urazi. Cóż. Dziś chyba bije wszelkie rekordy bycia chamem i dupkiem.
- Tak, bo ja raczej nie angażuje się emocjonalnie. To głupie i bezcelowe. Chyba jak straciłem pamięć po raz pierwszy, straciłem również cały rozum.
(Katherina?)
- Pogadamy o tym za jakąś godzinę - Rzuciłem, zdejmując kolejno kurtkę i bluzkę. Wszedłem do łazienki zamykając za sobą drzwi.
*Po kąpieli*
Stałem przed umywalką w samych spodniach, rozmyślając o tym wszystkim i przy okazji się goląc. Cóż, wyćwiczyłem podzielną uwagę choć i tak się zaciąłem. Oczywiście. Dokładnie widziałem Katherine przez otwarte już drzwi do łazienki. Siedziała na łóżku i coś robiła. Uśmiechnąłem się półgębkiem, obserwując ją. Po chwili skończyłem i wycierając się wyszedłem z łazienki.
- Więc mów co wiesz, mała - Powiedziałem już nieco łagodniejszym głosem, siadając niedaleko niej. W sumie gdyby chciała się mnie pozbyć, zrobiłaby to już dawno. Nie mówiąc o tym, że przez następne kilka minut będzie moją wspólniczką. Byłem ciekawy tego wszystkiego. Zamyśliłem się - Więc... eh, my na prawdę byliśmy razem?
- Tak trudno w to uwierzyć? - Spytała, a ja pokiwałem głową, nie dbając o to czy ją to urazi. Cóż. Dziś chyba bije wszelkie rekordy bycia chamem i dupkiem.
- Tak, bo ja raczej nie angażuje się emocjonalnie. To głupie i bezcelowe. Chyba jak straciłem pamięć po raz pierwszy, straciłem również cały rozum.
(Katherina?)
od Katheriny - C.D Romeo
Jeśli on sobie myśli,że będę za nim latać przez mojego pół życia to chyba się grubo mylił. Jeszcze te słowa,które przed sekundą usłyszałam i to co zrobił. Było to w jego stylu, ale nie po tym wszystkim.
-No to mam problem-mruknęłam niedosłyszalnie
Chociaż w tej chwili mimo tej ręki, miałam najśmielszą ochotę ponownie mu przywalić w tą twarz. O bosz ludzie, czy ja muszę coś takiego przechodzić właśnie z tym demonem. I to w taki sposób, nie no najchętniej posłałabym go do psychiatryka,żeby go zbadali. Ale to nie jest dobry pomysł bo przecież go znam, albo nie przecież mówi,że ja go w ogóle nie znam. Musiał zapomnieć to od czasu,kiedy Cassie go znalazła. Nie no po prostu super, ale skoro wróciła mu dawna pamięć, a zapomniał to wszystko co się działo gdy był mężczyzną pod imieniem Romeo, to znaczy że mogę mieć niezłe problemy. Jeśli będzie chciał mnie zaatakować, nie mogę się, opierać na tym co było wcześniej bo inaczej zrobi mi krzywdę tak jak przed chwilą. I znów to samo wracamy do nie miłego charakterku, w sumie teraz to bym go jeszcze bardziej zabiła.
-Przyjęłaś?!-warknął
Podniosłam w tej samej chwili na niego wzrok, czułam się jakby go w ogóle tutaj nie było,kiedy myślałam.
Jakby się dosłownie rozpłynął, a ja nawet nie chciałam sobie myśleć co teraz będę musiała zrobić.
-Tak-dodałam poważnym i zdeterminowanym tonem.
Wyprostowałam palce i dało się słychać znów przestawiające się palce,ale tym razem na swoje miejsce.
Zaraz jednak sama stanęłam prosto i przyjrzałam mu się. Nie chciało mi się wierzyć,że coś takiego w ogóle się stało. Nie pamięta niczego, a po tym co się stało z Cassie miał w sobie chodź trochę dobroci,ale chyba teraz to wszystko stracone. Czy to ma sens mu wszystko przypominać , czy też zostawić go w spokoju i zapomnieć o najwspanialszych przeżyciach z nim. Jeśli mój plan się nie powiedzie, będę musiała wybrać to drugie, bo droczyć się z nim i cały czas cierpieć przez niego nie chciałabym.
-Wiem, że przed sekundą nie wiedziałam jak się nazywasz. Bo jakby to powiedzieć, straciłeś pamięć. Film Ci się w końcu urwał, a ja wiem gdzie jesteśmy i wiem gdzie jest twój samochód......-zaczęłam podawać różne argumenty, które wiedziałam doskonale.
(Romeo?)
-No to mam problem-mruknęłam niedosłyszalnie
Chociaż w tej chwili mimo tej ręki, miałam najśmielszą ochotę ponownie mu przywalić w tą twarz. O bosz ludzie, czy ja muszę coś takiego przechodzić właśnie z tym demonem. I to w taki sposób, nie no najchętniej posłałabym go do psychiatryka,żeby go zbadali. Ale to nie jest dobry pomysł bo przecież go znam, albo nie przecież mówi,że ja go w ogóle nie znam. Musiał zapomnieć to od czasu,kiedy Cassie go znalazła. Nie no po prostu super, ale skoro wróciła mu dawna pamięć, a zapomniał to wszystko co się działo gdy był mężczyzną pod imieniem Romeo, to znaczy że mogę mieć niezłe problemy. Jeśli będzie chciał mnie zaatakować, nie mogę się, opierać na tym co było wcześniej bo inaczej zrobi mi krzywdę tak jak przed chwilą. I znów to samo wracamy do nie miłego charakterku, w sumie teraz to bym go jeszcze bardziej zabiła.
-Przyjęłaś?!-warknął
Podniosłam w tej samej chwili na niego wzrok, czułam się jakby go w ogóle tutaj nie było,kiedy myślałam.
Jakby się dosłownie rozpłynął, a ja nawet nie chciałam sobie myśleć co teraz będę musiała zrobić.
-Tak-dodałam poważnym i zdeterminowanym tonem.
Wyprostowałam palce i dało się słychać znów przestawiające się palce,ale tym razem na swoje miejsce.
Zaraz jednak sama stanęłam prosto i przyjrzałam mu się. Nie chciało mi się wierzyć,że coś takiego w ogóle się stało. Nie pamięta niczego, a po tym co się stało z Cassie miał w sobie chodź trochę dobroci,ale chyba teraz to wszystko stracone. Czy to ma sens mu wszystko przypominać , czy też zostawić go w spokoju i zapomnieć o najwspanialszych przeżyciach z nim. Jeśli mój plan się nie powiedzie, będę musiała wybrać to drugie, bo droczyć się z nim i cały czas cierpieć przez niego nie chciałabym.
-Wiem, że przed sekundą nie wiedziałam jak się nazywasz. Bo jakby to powiedzieć, straciłeś pamięć. Film Ci się w końcu urwał, a ja wiem gdzie jesteśmy i wiem gdzie jest twój samochód......-zaczęłam podawać różne argumenty, które wiedziałam doskonale.
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
Przyjrzałem się jej. Znów. Nie miała przy sobie broni, mógłbym więc łatwo ją pokonać. Była szybka, ale widocznie emocjonalnie związana z... wow, nie sądziłem, że kiedyś to powiem: ze mną. To oznaczało, że mnie nie zabije ani nie wyrządzi poważniejszych szkód, co jest mocną przewagą w zwarciu. Ja za to nie wahałbym się przed ukręceniem jej głowy.
Zaraz. Spałem z nią. Dwa razy, z tego co mówiła. Tylko, że ja tego nie pamiętam. Czy to nowy sposób dręczenia żołnierzy? Wkradanie się do umysłu i hartowanie ich pod względem emocjonalnym by przygotować na zdrady? Czy to wszystko jest tylko ich iluzją? To by było nawet całkiem mądre, gdyby nie to, że przecież "moja" baza spłonęła, wraz z całym sprzętem.
Podszedłem do niej o krok. Teraz to dosłownie byliśmy ze sobą blisko.
- Skąd mam niby wiedzieć, że mnie nie okłamiesz, co? - Spytałem, krzyżując ręce na piersi. Była obcą osobą. Silną. To nigdy nie jest dobre połączenie - Poza tym, nic o mnie nie wiesz, mała. Kilka minut temu nawet nie wiedziałaś jak się nazywam... Niemożliwością jest również, żebyśmy byli razem. Nawet głupi wie, jak niepraktyczne są związki. Poza tym, nie angażuje się emocjonalnie. Oh, chyba że pomyślałaś, iż dwie noce coś znaczą, jeśli to w ogóle prawda? - Udawałem zatroskanie, po czym parsknąłem drwiącym śmiechem. Już nie kpiącym. Dosłownie drwiącym. Chciała mnie uderzyć, lecz złapałem ją za pięść i ścisnąłem tak mocno, aż usłyszeliśmy lekko przemieszczające się kości. Przy tej czynności, cały czas patrzyłem jej prosto w oczy z uśmiechem. Może lekko sadystycznym. Nachyliłem się do przodu lekko zniżając głowę, tak że dzieliło nas jedynie kilka centymetrów. Nawet nie pięć - Przeliczasz się - Mruknąłem, puszczając jej pięść. Po chwili odsunąłem się na dwa kroki - Wyjaśnijmy sobie coś, Petrova. Nie wiem czego ode mnie chcesz, ale zapewniam Cię, że jeśli spróbujesz czegokolwiek, to Twoje nadnaturalne moce nie uratują Ci tyłka, przyjęłaś to do wiadomości?
Nawet ona nie pokona trenowanego od dziecka żołnierza i to jednego z najlepszych, że tak skromnie powiem.
(Kath?)
Zaraz. Spałem z nią. Dwa razy, z tego co mówiła. Tylko, że ja tego nie pamiętam. Czy to nowy sposób dręczenia żołnierzy? Wkradanie się do umysłu i hartowanie ich pod względem emocjonalnym by przygotować na zdrady? Czy to wszystko jest tylko ich iluzją? To by było nawet całkiem mądre, gdyby nie to, że przecież "moja" baza spłonęła, wraz z całym sprzętem.
Podszedłem do niej o krok. Teraz to dosłownie byliśmy ze sobą blisko.
- Skąd mam niby wiedzieć, że mnie nie okłamiesz, co? - Spytałem, krzyżując ręce na piersi. Była obcą osobą. Silną. To nigdy nie jest dobre połączenie - Poza tym, nic o mnie nie wiesz, mała. Kilka minut temu nawet nie wiedziałaś jak się nazywam... Niemożliwością jest również, żebyśmy byli razem. Nawet głupi wie, jak niepraktyczne są związki. Poza tym, nie angażuje się emocjonalnie. Oh, chyba że pomyślałaś, iż dwie noce coś znaczą, jeśli to w ogóle prawda? - Udawałem zatroskanie, po czym parsknąłem drwiącym śmiechem. Już nie kpiącym. Dosłownie drwiącym. Chciała mnie uderzyć, lecz złapałem ją za pięść i ścisnąłem tak mocno, aż usłyszeliśmy lekko przemieszczające się kości. Przy tej czynności, cały czas patrzyłem jej prosto w oczy z uśmiechem. Może lekko sadystycznym. Nachyliłem się do przodu lekko zniżając głowę, tak że dzieliło nas jedynie kilka centymetrów. Nawet nie pięć - Przeliczasz się - Mruknąłem, puszczając jej pięść. Po chwili odsunąłem się na dwa kroki - Wyjaśnijmy sobie coś, Petrova. Nie wiem czego ode mnie chcesz, ale zapewniam Cię, że jeśli spróbujesz czegokolwiek, to Twoje nadnaturalne moce nie uratują Ci tyłka, przyjęłaś to do wiadomości?
Nawet ona nie pokona trenowanego od dziecka żołnierza i to jednego z najlepszych, że tak skromnie powiem.
(Kath?)
czwartek, 24 lipca 2014
od Katheriny - C.D Romeo
Stałam wpatrzona w niego, jednak nie chciałam okazywać żadnych emocji. Chwileczkę , Romeo, zaraz duchy, teraz co Alec? Bosz ludzie co się tutaj do jasnej anielki dzieje. Wyciągnęłam sztylet, a w tej samej chwili Romeo, czy też Alec zareagował i chciał mi go wyrwać. Ominęłam go sprawnym ruchem i usiadłam na parapecie bawiąc się sztyletem.
-Nie tylko ty jeden jesteś tutaj nadprzyrodzony -pomachałam sztyletem.
Mężczyzna popatrzył na drzwi,a ja podniosłam się z parapetu i odrzuciłam sztylet na bok, podchodząc do niego.
-Nie zrobię Ci krzywdy. Podsumujmy ......co pamiętasz?-zapytałam
-Że na pewno nie byłem taki. I tak w ogóle kim ty jesteś?-zapytał zdziwiony
Widziałam nadal mi nie ufał, ale chwila co się w tedy stało?! Straciłam go na chwilę, a jemu już się coś dzieje i nic kompletnie nie pamięta. Skrzyżowałam ręce na piersi i przyjrzałam mu się uważnie.
-Katherina Petrova-mruknęłam- Jakby to ująć, znamy się bardzo , bardzo dobrze.
-W jakim sensie bardzo?-zapytał podejrzliwie
-Można powiedzieć, że jesteśmy parą. Sypiałeś ze mną dwa razy. Uratowałam Ci życie ,później ty mnie i takie tam-powiedziałam
-Żarty sobie robisz, mała?-zaśmiał się sztucznie
Popatrzyłam na niego zdziwiona i podeszłam do niego i pocałowałam go. Może to nie był dobry pomysł bo od razu tego pożałowałam. Mężczyzna przykuł mnie do ściany za szyję i przytrzymał mocno. Hah! Jak za dawnych czasów ,kiedy to dosłownie próbował mnie zabić.
-Słuchaj mała, nie wiem w co pogrywasz. Ale nie radzę Ci tego robić!-warknął
Spojrzałam mu w oczy, ale zaraz odepchnęłam go od siebie, a on złapał za sztylet i wyszedł szybkim tempem z domku. Bosz, z tym facetem można oszaleć kiedyś na prawdę.
-Romeo!-wrzasnęłam i wybiegłam za nim
-Nie nazywam się tak!-warknął ,ale nie odwrócił się
Przystanęłam i popatrzyłam na niego, ale postanowiłam zastosować taktykę, taką jak na początku.
-Alec...Nie dziwi Cię, skąd się tutaj wziąłeś?-zaczęłam podchodząc do niego, a on w tej samej chwili się odwrócił-Słuchaj tak na prawdę, nie wiesz jakim cudem się tutaj znalazłeś, czemu tak wyglądasz i w ogóle wszystkiego nie wiesz. Ale na twoje szczęście ja wiem. Dosłownie wiem wszystko, więc jeśli tego chcesz mogę Ci pomóc.....
(Romeo? Czy tam Alec xD)
-Nie tylko ty jeden jesteś tutaj nadprzyrodzony -pomachałam sztyletem.
Mężczyzna popatrzył na drzwi,a ja podniosłam się z parapetu i odrzuciłam sztylet na bok, podchodząc do niego.
-Nie zrobię Ci krzywdy. Podsumujmy ......co pamiętasz?-zapytałam
-Że na pewno nie byłem taki. I tak w ogóle kim ty jesteś?-zapytał zdziwiony
Widziałam nadal mi nie ufał, ale chwila co się w tedy stało?! Straciłam go na chwilę, a jemu już się coś dzieje i nic kompletnie nie pamięta. Skrzyżowałam ręce na piersi i przyjrzałam mu się uważnie.
-Katherina Petrova-mruknęłam- Jakby to ująć, znamy się bardzo , bardzo dobrze.
-W jakim sensie bardzo?-zapytał podejrzliwie
-Można powiedzieć, że jesteśmy parą. Sypiałeś ze mną dwa razy. Uratowałam Ci życie ,później ty mnie i takie tam-powiedziałam
-Żarty sobie robisz, mała?-zaśmiał się sztucznie
Popatrzyłam na niego zdziwiona i podeszłam do niego i pocałowałam go. Może to nie był dobry pomysł bo od razu tego pożałowałam. Mężczyzna przykuł mnie do ściany za szyję i przytrzymał mocno. Hah! Jak za dawnych czasów ,kiedy to dosłownie próbował mnie zabić.
-Słuchaj mała, nie wiem w co pogrywasz. Ale nie radzę Ci tego robić!-warknął
Spojrzałam mu w oczy, ale zaraz odepchnęłam go od siebie, a on złapał za sztylet i wyszedł szybkim tempem z domku. Bosz, z tym facetem można oszaleć kiedyś na prawdę.
-Romeo!-wrzasnęłam i wybiegłam za nim
-Nie nazywam się tak!-warknął ,ale nie odwrócił się
Przystanęłam i popatrzyłam na niego, ale postanowiłam zastosować taktykę, taką jak na początku.
-Alec...Nie dziwi Cię, skąd się tutaj wziąłeś?-zaczęłam podchodząc do niego, a on w tej samej chwili się odwrócił-Słuchaj tak na prawdę, nie wiesz jakim cudem się tutaj znalazłeś, czemu tak wyglądasz i w ogóle wszystkiego nie wiesz. Ale na twoje szczęście ja wiem. Dosłownie wiem wszystko, więc jeśli tego chcesz mogę Ci pomóc.....
(Romeo? Czy tam Alec xD)
Subskrybuj:
Posty (Atom)