Słuchałem z neutralnym wyrazem twarzy, a zaraz potem kolejny dziś raz parsknąłem śmiechem. Ta historyjka nie wywarła na mnie żadnego wrażenia, tak samo jak jej kiełki czy groźby. Widziałem gorsze rzeczy od ostrych ząbków.
- Co w tym takiego? Spałem z wieloma kobietami, dobijałem wiele kompanów, zabijałem masowo, w tym także rodzeństwa - Powiedziałem obojętnie, po czym zacząłem szukać jakiejś mojej koszulki. Nie będę przy niej paradował bez. Nie żeby mi to przeszkadzało. Jak się okazało, pierwsza na którą się natknąłem miała dziury przy ramionach i pachniała krwią. Eh, czuły węch jednak nie zawsze jest dobry. Zmarszczyłem nos, kiedy ta woń dotarła do mnie. Zapach krwi jest okropny. Odrzuciłem z powrotem koszulkę i wznowiłem poszukiwania. Po chwili wyjąłem jakąś białą i zarzuciłem na siebie, po czym wziąłem broń i już miałem wyjść, ale się zatrzymałem. Wyjąłem z kieszeni kluczyki i rzuciłem jej - Zaopiekuj się moim samochodem, ok? Chevy jest dla mnie ważna.
- Tak... Zaraz, co ty powiedziałeś? - Natychmiast się ożywiła. Odwróciłem się do niej i popatrzyłem na nią jak na idiotkę. Nie usłyszała?
- Powiedziałem, że Chevy jest... - Zatrzymałem się w pół zdania. Chevy. Mój Chevrolet. Weszła w moje posiadanie po tym jak straciłem pamięć - Pamiętam ją. Chevrolet Impala z 1967 roku, legendarny krążownik szos, cudo nie wóz.
Nic jednak poza to. Pamiętałem tylko, że Chevy jest moja i że jest takim moim "kompanem" od bardzo dawna. Nic innego.
(Kath?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz