Stał oparty o zimną ścianę korytarza, czekając na swą ukochaną. Długo jej to wszystko zajmowało, ale nie chciał się mieszać, zapewne by bardziej pogorszył sprawę swoimi uwagami i kłótliwą naturą, padłoby kilka słów za dużo i znów jeszcze by trafił "niechcący" pod ciężarówkę, ot, taka ciamajda. W końcu na horyzoncie pojawiła się Kath, która widocznie już wyszła z szafy*, by po chwili spojrzeć na niego.
- A mogliśmy zostać na górze - stwierdził, uśmiechając się do niej szeroko. Nie chciał poruszać tematu związanego z pewnym demonem, jak będzie potrzebowała rozmowy to co jej szkodzi po prostu mu powiedzieć? Choć.. wolałby nie. Wydaje się silny, podtrzymuje na duszy swą ukochaną ale tak naprawdę ostatnie wydarzenia zniszczyły mu psychikę, którą tak desperacko próbuje ratować. Nie ma siły już na to wszystko, nie mówiąc o tym pasożycie, który ciągle ich gnębił. I jeszcze sprawa małej Hunter... gdy tylko nikt nie patrzył, zdejmował z twarzy maskę i topił to wszystko w alkoholu. Uśmiech to rzecz, którą można zakryć wszystko, nawet to. Czy w tym mieście nie ma kogoś bez kłopotów? On znów wplątuje się w alkohol, cierpiąc w milczeniu. Ona spiera się z dwoma mężczyznami i musiała oddać córkę. Ta dziewczyna, Juliette, przed chwilą wybiegła z płaczem, co raczej nie wskazuje na szczęśliwy żywot. Romeo stracił kogoś bardzo, bardzo ważnego, więc wplątuje się w co nowsze kłopoty. Max również różowo nie ma, a Ben... to Ben, facet, który chorób psychicznych ma więcej niż włosów na głowie, regularne drgawki a przy życiu trzymają go jedynie tabletki i sam musi sobie z tym radzić.
Ta wyspa ściąga nieszczęścia na ludzi i nie-ludzi.
(Katherina?)
*Wejście do pomieszczenia, w którym się znajdowali Romeo i Juliette prowadziło przez tylną ścianę szafy, jak Narnia xd