poniedziałek, 17 listopada 2014

od Bena - C.D Max

Miał dziś dobry humor, co było widać i słychać, jego śmiech to ten piękny dźwięk, którego usłyszeć jest dane jedynie paru wybrańcom. Zazwyczaj był wręcz depresyjny, a przy Max jakby nieobecny, z ciągle spuszczonym wzrokiem i myślami które odpłynęły już daleko czasem miał też tendencje do denerwowania i irytowania młodszej siostry... Właśnie. Siostry. Nigdy jej tak nie traktował, ale trudno oczekiwać rodzinnych zachowań od kogoś, kto właściwie nie wie co to znaczy. W efekcie ich relacje były niezwykle zagmatwane. Owszem, umiał ją uderzyć, walczyć - byli na tym samym poziomie, skoro ona mogła go uderzyć, to on nie mógł oddać? Nie tego ich uczyli - ale gdyby groziło jej niebezpieczeństwo oddałby wszystko by tylko dać jej szanse. Co prawda nie sądził, że ona zrobiłaby to samo, w końcu to Ben jest "tym złym" ale to nic nie zmieniało. Nie da się ukryć, że ją kocha swym zniszczonym, martwym sercem. Powróćmy jednak do teraźniejszości, zamiast zagłębiać się w ich relacje.Jej wzrok mógłby zabić, jednak zignorował go. Dopiero groźba go uspokoiła. Jako typowy socjopata, nagle uległ zmianie, przemieniając się o sto osiemdziesiąt stopni. Tym razem to jego wzrok był zabójczy i ciut psychopatyczny. Podniósł się z kanapy trochę, opierając ponownie plecami o kanapę.
- Czy ty mi grozisz? - spytał zimnym głosem. Zaraz zmarszczył nierozumnie brwi - Dotykiem? I masz nadzieje, że jak mnie dotkniesz to... no nie wiem, zniknę? - zaproponował, ukrywając jak bardzo nie chciałby, by jej groźba się spełniła. Co prawda Max jakoś tolerował ale i tak tego nie lubił. Zaostrzona forma hafefobii*, nic się na to nie poradzi.

(Max?)

*Paniczny strach przed byciem dotykanym, strach przed dotykiem.

od Damona - C.D Beatrize

Co za szok! Tak jeszcze nigdy się nie wystraszył! Całe szczęście, że nie przerzucił jej przez siebie, bo to mogłoby być naprawdę bolesne. Napędziła mu niezłego stracha. Odwrócił się zaraz po chwili.
— W porządku... — odetchnął głęboko i po chwili zaczął się głośno śmiać. Dotarło do niego to, jak ta sytuacja zabawnie wyglądała. — Nic ci nie jest? — spytał, nie mogąc się opanować. W sensie... nie mogąc opanować chichotu.
— Nie, nie. Teraz już naprawdę jest dobrze. — uśmiechnęła się delikatnie, co on odwzajemnił.
— Mam nadzieję. Na szczęście jesteś lekka i szybko udało mi się tu dotrzeć. Bałem się, że to coś poważnego. Wyrzuty sumienia zaczęły mnie nawet dręczyć... — zaśmiał się. — Nie wiem, ile anioły są zazwyczaj nieprzytomne. Znaczy nie wiedziałem, bo teraz już wiem — poprawił się. — Może masz ochotę na coś do picia? — zaproponował.
— Jeżeli to nie byłby problem... Szklankę wody. — rzuciła cicho.
— Żaden problem — uśmiechnął się, gdy podawał jej "zamówienie". — Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała to śmiało mów, nie krępuj się.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową. Co dalej robić? Damon podszedł do drzwi i otworzył je, wychylając się na zewnątrz. Dopiero słońce zachodziło. Uśmiechnął się pod nosem. Postanowił zabrać Beatrize na spacer przy jeziorze. Miło spędzą czas, pogadają trochę... Wszystko dla zdrowia. Zaproponował jej więc przechadzkę, a kiedy się zgodziła - wyruszyli. Po jakimś czasie usiedli sobie na wzniesieniu pod wielkim drzewem, a nieco niżej chlupotała woda. Spad był stromy, a powierzchnia przy krańcu powierzchni miękka, więc jeżeli ktoś podszedłby za blisko to mogłoby się zakończyć nieplanowaną kąpielą, a potem zapewne zapaleniem płuc. Dlatego siedzieli na ziemi z odstępem od krawędzi. Gawędzili wesoło. Tematy były przeróżne. W pewnej chwili położył dłoń na karku i wymacał drobny łańcuszek. Ostrożnie ściągnął z szyi swój nieśmiertelnik, który zwykł nosić pod zbroją. Niepewnie założył go anielicy. Kiedy spojrzała na niego nieco zdziwionym wzrokiem, uśmiechnął się delikatnie.
— Pasuje ci... Zatrzymaj go. — rzekł cicho, utrzymując z nią kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę.
Niebo powoli zmieniało kolor. Delikatna purpura sprawiała, że otoczenie było pełne uroków.

Beatrize? xd