-Już myślałem,że się nie obudzisz-mruknąłem
-Jednak tutaj jestem, tak samo jak ty-uśmiechnęła się zadowolona.
Trzymałem ją cały czas,przytulając do siebie, bo na prawdę było mi za nią tak strasznie tęskno. Co z tego,że była u mnie w domu i inne rzeczy.Po prostu nie mogłem tego czasu wytrzymać bez niej.
-Kocham Cię, nie wiem co bym zrobił gdybym Cię stracił-odpowiedziałem
-A ja nie wiem, gdybym to ja ciebie straciła-wyjaśniła
Siedzieliśmy przez pewien czas w ciszy, trwając tak w uścisku, ale w końcu odsunąłem się od niej i pocałowałem namiętnie. Wziąłem butelkę z krwią i podałem dziewczynie.
-Wynagrodzę Ci to wszystko, jak wyzdrowiejesz. Lecz najpierw wypij to, pomoże Ci w regeneracji. -poprosiłem
(?)
środa, 30 lipca 2014
od Katheriny - C.D Romeo
Siedziałam i właśnie sama się przebierałam , miałam już na sobie spodnie , tyle że bluzki nie. Stałam przed lustrem, gdy nagle drzwi do pokoju się otworzyły i wszedł Alec.
-Jesteś-powiedział, czy bardziej odetchnął
-A czemu miało by mnie nie być?-zapytałam.-Wbiłam kołek w serce Nicolas'owi. Raczej powinien nie żyć.
-Ah sam nie wiem-westchnął i usiadł na łóżku.
-Co to za naburmuszona mina? Przyłaź tu i pomóż mi w ściągnięciu tego gorsetu!-poprosiłam z uśmiechem.
Alec wstał z łóżka i zaśmiał się cicho. Podniosłam swoje włosy do góry, a mężczyzna zaczął powoli rozwiązywać gorset. Po 10 minutach w końcu rozwiązał go, a ja mogłam ściągnąć go. Zrobiłam to i rzuciłam go do torby. Jednak zasłoniłam się ręką i podeszłam do łóżka gdzie był mój stanik. Odwrócona plecami do Alec'a ubrałam na siebie górną część bielizny oraz bluzkę. Usłyszałam ciche mruknięcie niezadowolenia.
-Mogłaś być bez bluzki-powiedział trochę naburmuszony .
Odwróciłam się do niego z uśmiechem i przyjrzałam mu się uważnie od góry do dołu, zaczęłam powoli do niego podchodzić.
-Nie ładnie, to ja musiałam na ciebie czekać -zaśmiałam się i pogroziłam mu palcem.
Alec nadal był w tym smokingu, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Miałam ochotę już się na niego rzucić,ale to było by hm..........jak by to powiedzieć po staroświecku , nie odpowiednie? Przecież coś takiego damie nie przystoi. Zaśmiałam się w duszy , na te dziwne słowa i znalazłam się obok mężczyzny.
Pocałowałam go namiętnie i zachłannie, a Alec przyciągnął mnie gwałtownie do siebie.
-Zauważyłam,że się martwiłeś -mruknęłam
-Kiedy?-zapytał
-Przyszedłem, a twój głos był pełen ulgi,że mnie widzisz-wyjaśniłam-Coś się stało.
-Katherina..........czemu zawsze musisz przerywać takie ładne chwile?-spytał trochę przejęty.
-Oj no, bo ja też się o ciebie martwię -uśmiechnęłam się tajemniczo.
Złapałam go za policzki i pocałowałam namiętnie. Zaraz wylądowałam na łóżku , a Alec zaczął całować moją szyję. Heh, przez ten wyjazd , nawet zapomniałam o tym wszystkim,że stracił pamięć i sobie wszystko przypomina.
(Romeo?)
-Jesteś-powiedział, czy bardziej odetchnął
-A czemu miało by mnie nie być?-zapytałam.-Wbiłam kołek w serce Nicolas'owi. Raczej powinien nie żyć.
-Ah sam nie wiem-westchnął i usiadł na łóżku.
-Co to za naburmuszona mina? Przyłaź tu i pomóż mi w ściągnięciu tego gorsetu!-poprosiłam z uśmiechem.
Alec wstał z łóżka i zaśmiał się cicho. Podniosłam swoje włosy do góry, a mężczyzna zaczął powoli rozwiązywać gorset. Po 10 minutach w końcu rozwiązał go, a ja mogłam ściągnąć go. Zrobiłam to i rzuciłam go do torby. Jednak zasłoniłam się ręką i podeszłam do łóżka gdzie był mój stanik. Odwrócona plecami do Alec'a ubrałam na siebie górną część bielizny oraz bluzkę. Usłyszałam ciche mruknięcie niezadowolenia.
-Mogłaś być bez bluzki-powiedział trochę naburmuszony .
Odwróciłam się do niego z uśmiechem i przyjrzałam mu się uważnie od góry do dołu, zaczęłam powoli do niego podchodzić.
-Nie ładnie, to ja musiałam na ciebie czekać -zaśmiałam się i pogroziłam mu palcem.
Alec nadal był w tym smokingu, co jeszcze bardziej dodawało mu uroku. Miałam ochotę już się na niego rzucić,ale to było by hm..........jak by to powiedzieć po staroświecku , nie odpowiednie? Przecież coś takiego damie nie przystoi. Zaśmiałam się w duszy , na te dziwne słowa i znalazłam się obok mężczyzny.
Pocałowałam go namiętnie i zachłannie, a Alec przyciągnął mnie gwałtownie do siebie.
-Zauważyłam,że się martwiłeś -mruknęłam
-Kiedy?-zapytał
-Przyszedłem, a twój głos był pełen ulgi,że mnie widzisz-wyjaśniłam-Coś się stało.
-Katherina..........czemu zawsze musisz przerywać takie ładne chwile?-spytał trochę przejęty.
-Oj no, bo ja też się o ciebie martwię -uśmiechnęłam się tajemniczo.
Złapałam go za policzki i pocałowałam namiętnie. Zaraz wylądowałam na łóżku , a Alec zaczął całować moją szyję. Heh, przez ten wyjazd , nawet zapomniałam o tym wszystkim,że stracił pamięć i sobie wszystko przypomina.
(Romeo?)
od Romeo - C.D Katheriny
Skamieniałem. Ah, już wiem dlaczego Ralph tu była. Chciała dopaść naszych prześladowców. Bardzo głupie zagranie, przyjść tu samemu i próbować zabić wrogów którzy mają przewagę liczebną i mają broń. Niczego się nie nauczyła?
Wbiłem wzrok w podłogę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Skąd wiedzieli, że ja się tu pojawię? Przecież to Katherine chciał ten facet tu ściągnąć. Chyba, że wiedzieli o tym, że tam gdzie ona tam i ja. Wiedzieli o tym, że łączy nas... coś.
Zamknąłem oczy, jak małe dziecko co myśli, że jak to zrobi to problemy znikną. Nie miałem najmniejszej ochoty teraz wszystkiego tłumaczyć. Prędzej się stąd zmywać, zatrzeć ślady i znów "zniknąć". Jak to jest, że gdy już chcę normalnie żyć to nagle wszystkim moim wrogą przypomina się moje istnienie? To się dopiero nazywa złośliwość losu.
Westchnąłem i odwróciłem się by wyjść z pokoju. Zatrzymał mnie jednak głos Nicolas'a, kpiący choć było słychać, że każde słowo sprawia mu ból.
- Ona nie wie, co?
Odwróciłem się na pięcie podszedłem do niego i złapałem za gardło, ściskając mocno. Podniosłem go, tak, że wisiał pół metra nad ziemią. Próbował się wyrwać, ale wciąż dławił się własną krwią. W końcu przestał. Śmiał się chrapliwie.
- Wiesz, wkurzasz mnie - Warknąłem i popchnąłem go mocno na ścianę. Uderzył w nią mocno. Zawróciłem do drzwi, ale zatrzymałem się znów. Przed Katherine.
- Kto chce mnie dopaść? Przeszłość - Odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie - Zrób z nim co chcesz. Ja muszę się stąd zmywać. Czekam w motelu.
Wymknąłem się jak najlepiej z budynku.. Po drodze porozmawiałem z Ralph i kazałem się jej stamtąd zmywać. To był rozkaz, musiała się posłuchać. Z tego co wiem, już jest w drodze do Kanady, gdzie mają się zebrać. Miło.
Wszystko było dobrze, dopóki przede mną nie wyrosło dwóch osiłków z paralizatorami w rękach. Wspomniałem, że prąd to najlepszy sposób na powalenie kogoś takiego jak ja? Oni to chyba wiedzą. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, i oni postanowili to wykorzystać.
- Gdzie się wybierasz? - Spytał jeden.
- Ah, takie imprezy nie są w moim stylu - Odpowiedziałem, jednak oni nie mieli ochoty sobie pogadać. Zauważyłem, że jeden naszykował swoją broń. Dobra, koniec cackania się z nimi. Kopnąłem go w rękę, a ten zaskoczony upuścił paralizator. Złapałem broń szybko, odwróciłem kolesia tyłem do siebie i przyłożyłem paralizator do niego.
- Nie zbliżaj się - Ostrzegłem zimno. Tamten wyjął broń i wycelował we mnie.
- Nie strzelaj, nie strzelaj! - Zaczął błagać facet którego trzymałem.
Usłyszeliśmy klaskanie. Za rogu wyszedł mężczyzna w garniturze. Poznałem go od razu. Co tu robi Biały? No tak chce się zemścić czy coś.
- Nie wyszedłeś z wprawy - Powiedział, podchodząc bliżej. Był już bardzo blisko. Eh, chyba moja tarcza na nic się nie zda. Choć ucieczka byłaby bardziej ryzykowna. Wolę jeszcze chwilę zostać i zobaczyć czego on chce.
- Nie strzelaj! Błagam! - Już prawie ryczał trzymany przeze mnie facet.
- Dobrze. Nie chcę tracić człowieka - Biały się wycofał. Coś jest nie tak. Zmarszczyłem brwi, ale zaraz zrozumiałem. Na szczęście, mam dosyć dobry refleks i zasłoniłem się tym facetem, kiedy Biały wystrzelił pięć kulek. Chyba miał nadzieje, że chociaż jedną mnie trafi. Moja tarcza upadła. Na mnie. Cholera. Spróbowałem się wydostać spod jego cielska i udało mi się to dopiero po chwili. W tej samej chwili Biały wystrzelił. Kula przeszyła moje ramię. Szybko wytrąciłem broń Białego z ręki i zastrzeliłem jego przyjaciela. Po chwilę wycelowałem w niego i wystrzeliłem. Skurczybyk padł na ziemię a ja odetchnąłem. Coś za łatwo jednak z nim poszło. Co tu się dzieje? Nie ważne. Pewnie Katherina już na mnie czeka. Opatrzyłem ranę, która nadal krwawiła. Oczyściłem ją i szybko, amatorsko owinąłem ramię fragmętem koszulki jednego z nich. Poszedłem do naszego motelu, gdzie siedziała ona. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Jesteś - Powiedziałem, wręcz odetchnąłem. Mogli ją dorwać ludzie Białego. Któremu się najwyraźniej zmarło.
( Katherina?)
Wbiłem wzrok w podłogę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Skąd wiedzieli, że ja się tu pojawię? Przecież to Katherine chciał ten facet tu ściągnąć. Chyba, że wiedzieli o tym, że tam gdzie ona tam i ja. Wiedzieli o tym, że łączy nas... coś.
Zamknąłem oczy, jak małe dziecko co myśli, że jak to zrobi to problemy znikną. Nie miałem najmniejszej ochoty teraz wszystkiego tłumaczyć. Prędzej się stąd zmywać, zatrzeć ślady i znów "zniknąć". Jak to jest, że gdy już chcę normalnie żyć to nagle wszystkim moim wrogą przypomina się moje istnienie? To się dopiero nazywa złośliwość losu.
Westchnąłem i odwróciłem się by wyjść z pokoju. Zatrzymał mnie jednak głos Nicolas'a, kpiący choć było słychać, że każde słowo sprawia mu ból.
- Ona nie wie, co?
Odwróciłem się na pięcie podszedłem do niego i złapałem za gardło, ściskając mocno. Podniosłem go, tak, że wisiał pół metra nad ziemią. Próbował się wyrwać, ale wciąż dławił się własną krwią. W końcu przestał. Śmiał się chrapliwie.
- Wiesz, wkurzasz mnie - Warknąłem i popchnąłem go mocno na ścianę. Uderzył w nią mocno. Zawróciłem do drzwi, ale zatrzymałem się znów. Przed Katherine.
- Kto chce mnie dopaść? Przeszłość - Odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie - Zrób z nim co chcesz. Ja muszę się stąd zmywać. Czekam w motelu.
Wymknąłem się jak najlepiej z budynku.. Po drodze porozmawiałem z Ralph i kazałem się jej stamtąd zmywać. To był rozkaz, musiała się posłuchać. Z tego co wiem, już jest w drodze do Kanady, gdzie mają się zebrać. Miło.
Wszystko było dobrze, dopóki przede mną nie wyrosło dwóch osiłków z paralizatorami w rękach. Wspomniałem, że prąd to najlepszy sposób na powalenie kogoś takiego jak ja? Oni to chyba wiedzą. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, i oni postanowili to wykorzystać.
- Gdzie się wybierasz? - Spytał jeden.
- Ah, takie imprezy nie są w moim stylu - Odpowiedziałem, jednak oni nie mieli ochoty sobie pogadać. Zauważyłem, że jeden naszykował swoją broń. Dobra, koniec cackania się z nimi. Kopnąłem go w rękę, a ten zaskoczony upuścił paralizator. Złapałem broń szybko, odwróciłem kolesia tyłem do siebie i przyłożyłem paralizator do niego.
- Nie zbliżaj się - Ostrzegłem zimno. Tamten wyjął broń i wycelował we mnie.
- Nie strzelaj, nie strzelaj! - Zaczął błagać facet którego trzymałem.
Usłyszeliśmy klaskanie. Za rogu wyszedł mężczyzna w garniturze. Poznałem go od razu. Co tu robi Biały? No tak chce się zemścić czy coś.
- Nie wyszedłeś z wprawy - Powiedział, podchodząc bliżej. Był już bardzo blisko. Eh, chyba moja tarcza na nic się nie zda. Choć ucieczka byłaby bardziej ryzykowna. Wolę jeszcze chwilę zostać i zobaczyć czego on chce.
- Nie strzelaj! Błagam! - Już prawie ryczał trzymany przeze mnie facet.
- Dobrze. Nie chcę tracić człowieka - Biały się wycofał. Coś jest nie tak. Zmarszczyłem brwi, ale zaraz zrozumiałem. Na szczęście, mam dosyć dobry refleks i zasłoniłem się tym facetem, kiedy Biały wystrzelił pięć kulek. Chyba miał nadzieje, że chociaż jedną mnie trafi. Moja tarcza upadła. Na mnie. Cholera. Spróbowałem się wydostać spod jego cielska i udało mi się to dopiero po chwili. W tej samej chwili Biały wystrzelił. Kula przeszyła moje ramię. Szybko wytrąciłem broń Białego z ręki i zastrzeliłem jego przyjaciela. Po chwilę wycelowałem w niego i wystrzeliłem. Skurczybyk padł na ziemię a ja odetchnąłem. Coś za łatwo jednak z nim poszło. Co tu się dzieje? Nie ważne. Pewnie Katherina już na mnie czeka. Opatrzyłem ranę, która nadal krwawiła. Oczyściłem ją i szybko, amatorsko owinąłem ramię fragmętem koszulki jednego z nich. Poszedłem do naszego motelu, gdzie siedziała ona. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Jesteś - Powiedziałem, wręcz odetchnąłem. Mogli ją dorwać ludzie Białego. Któremu się najwyraźniej zmarło.
( Katherina?)
Od Lilith
Obudziłam się po kilku godzinach..poruszyłam delikatnie dłonią,poczułam że ktoś ją mocno ściska.
-Obudziłaś się..całe szczęście.-powiedział nadal gładząc moją dłoń.
Po chwili wskoczyła na mnie jgo sunia. Zaczęła lizać moją twarz szczekając i merdając radośnie ogonem.
-Ej Dolca!-śmiałam się.-No już,już! Zostaw mnie!
Posłusznie przestała mnie lizać i usiadła mi na brzuchu. Spojrzałam na Lucas'a..uśmiechał się.
-No Lucas..proszę przytul mnie.-powiedziałam podnosząc się do siadu. Jak prosiłam przytulił mnie mocno i nie miał zamiaru puścić.
(?)
-Obudziłaś się..całe szczęście.-powiedział nadal gładząc moją dłoń.
Po chwili wskoczyła na mnie jgo sunia. Zaczęła lizać moją twarz szczekając i merdając radośnie ogonem.
-Ej Dolca!-śmiałam się.-No już,już! Zostaw mnie!
Posłusznie przestała mnie lizać i usiadła mi na brzuchu. Spojrzałam na Lucas'a..uśmiechał się.
-No Lucas..proszę przytul mnie.-powiedziałam podnosząc się do siadu. Jak prosiłam przytulił mnie mocno i nie miał zamiaru puścić.
(?)
od Lucas'a
Złapałem Lilith i podniosłem ją na ręce. Szedłem spokojnie i powoli do mojego domu, po drodze wstąpiłem do tej kobiety. Zahipnotyzowałem ją by wszystko zapomniała,ale jeszcze przed tym dała mi butelkę swojej krwi. Zabrałem Lili do mnie do domu i położyłem ja u siebie w sypialni,była nieprzytomna, ale nalałem jej krwi do ust, a ona ją połknęła. Moja sunia wbiegła do pokoju i ułożyła się wygodnie przy dziewczynie.
-Pilnuj ją ,idę na dół-powiedziałem cicho
Podniosłem się z krzesła i zszedłem na dół i nalałem sobie zwykłej wody, następnie się jej napiłem i siedziałem w salonie. Byłem podenerwowany, ale po pół godzinie nie wytrzymałem i wróciłem do niej.
Usiadłem na skraju łóżka i wpatrywałem się w moją kochaną Lili.
-Lilith, obudź się.........proszę -wyszeptałem nie spuszczając jej z oka.
Złapałem ją delikatnie za rękę i zacząłem ją po niej gładzić, czekając aż sie wybudzi, o dziwo moja sunia nie wygoniła mnie z pokoju.
(?)
-Pilnuj ją ,idę na dół-powiedziałem cicho
Podniosłem się z krzesła i zszedłem na dół i nalałem sobie zwykłej wody, następnie się jej napiłem i siedziałem w salonie. Byłem podenerwowany, ale po pół godzinie nie wytrzymałem i wróciłem do niej.
Usiadłem na skraju łóżka i wpatrywałem się w moją kochaną Lili.
-Lilith, obudź się.........proszę -wyszeptałem nie spuszczając jej z oka.
Złapałem ją delikatnie za rękę i zacząłem ją po niej gładzić, czekając aż sie wybudzi, o dziwo moja sunia nie wygoniła mnie z pokoju.
(?)
Od Lilith
-Oczywiście że ci wybaczę Lucas..-wyszeptałam.
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego..płakał..?
Przejechałam opuszkiem palca po jego policzku,położyłam na nim dłoń. Pokręcił głową jakby chciał wtulić się w moją dłoń.
-Lucas..ty...
-Tak wiem..-powiedział cicho delikatnie całując wnętrze mojej dłoni.
-Jeszcze nigdy nie widziałam żebyś płakał..
-Musi być ten pierwszy raz,prawda..?-uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech znów się do niego tuląc..nagle zakręciło mi się w głowie..przed oczami widziałam ciemność. Opadłam bezwładnie na Lucas'a..
(?)
Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego..płakał..?
Przejechałam opuszkiem palca po jego policzku,położyłam na nim dłoń. Pokręcił głową jakby chciał wtulić się w moją dłoń.
-Lucas..ty...
-Tak wiem..-powiedział cicho delikatnie całując wnętrze mojej dłoni.
-Jeszcze nigdy nie widziałam żebyś płakał..
-Musi być ten pierwszy raz,prawda..?-uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech znów się do niego tuląc..nagle zakręciło mi się w głowie..przed oczami widziałam ciemność. Opadłam bezwładnie na Lucas'a..
(?)
od Lucas'a
Objąłem ją mocno,przyciskając do siebie, a jedną ręką gładziłem ją po włosach, schodząc aż do pleców.
-Ja żyję Lilith. Jestem tutaj-powiedziałem
Dziewczyna cały czas się wtulała we mnie, a ja jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Sam nie wiem ja płaczę?! Tak. Ja płaczę, ale to przecież nie dorzeczne, ja nigdy praktycznie nie płakałem i nie chciałbym jakoś strasznie płakać.
-Lilith, przepraszam,że wcześniej nie przyszedłem. Nie mogłem, musiałem odzyskać siły. A gdybym przyszedł słaby, zabili by i mnie i ciebie-wydukałem
-Lucas....-wyszeptała.
-Nie, naraziłem Cię na śmierć, prawie umarłaś i to wszystko przeze mnie.-załkałem-Proszę wybacz mi........
Cały czas przytulałem ją do siebie nie chcąc nigdzie wypuszczać. Przez ten miesiąc widziałem ją,ale nie mogłem dotknąć , czy też nawet pocałować, to były dla mnie ogromne męki, a ja bez niej nie mogę żyć.
Stałem przytulony do niej, a ona do mnie i się nie odzywałem, czekałem na jej odpowiedź.
(?)
-Ja żyję Lilith. Jestem tutaj-powiedziałem
Dziewczyna cały czas się wtulała we mnie, a ja jeszcze mocniej ją do siebie przytuliłem, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Sam nie wiem ja płaczę?! Tak. Ja płaczę, ale to przecież nie dorzeczne, ja nigdy praktycznie nie płakałem i nie chciałbym jakoś strasznie płakać.
-Lilith, przepraszam,że wcześniej nie przyszedłem. Nie mogłem, musiałem odzyskać siły. A gdybym przyszedł słaby, zabili by i mnie i ciebie-wydukałem
-Lucas....-wyszeptała.
-Nie, naraziłem Cię na śmierć, prawie umarłaś i to wszystko przeze mnie.-załkałem-Proszę wybacz mi........
Cały czas przytulałem ją do siebie nie chcąc nigdzie wypuszczać. Przez ten miesiąc widziałem ją,ale nie mogłem dotknąć , czy też nawet pocałować, to były dla mnie ogromne męki, a ja bez niej nie mogę żyć.
Stałem przytulony do niej, a ona do mnie i się nie odzywałem, czekałem na jej odpowiedź.
(?)
Od Lilith
Zobaczyłam jak dwoje mężczyzn wylatuje przez okno. Podniosłam się szybko w miarę swoich możliwości..tam był..Lucas..!? Szarpał się z jednym z tej całej grupy..przecież widziałam jak..jak umiera.. Potrząsnęłam głową.
Skup się dziewczyno,musisz mu pomóc!-pomyślałam.
Rozejrzałam się po pokoju..był tak jakiś nóż..pamiętam go. To nim mnie cięli i nim też "zabili" Lucas'a. Chwyciłam go i wyszłam z pokoju oraz z budynku.
Nadal się szarpali..jednak wstali z ziemi.
Gdy Lucas uderzył go pięścią w twarz chłopak zachwiał się..tak..to była szansa.
Podeszłam do niego po cichu i wbiłam w jego kark nóż,krzyknął z bólu i upadł dosłownie przede mną.
-Lili..-tylko tyle zdążył wybełkotać po czym skonał.
N-nie mogłam w to uwierzyć...nigdy bym nikogo nie zabiła! A-ale..musiałam..bo jeśli nie on..to zginął by Lucas..
Odsunęłam się znacznie zarówno jak i od zwłok chłopaka jak i Lucas'a.
-Lilith..-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
Stałam niewzruszona.
-Lili..ja..ja..proszę odezwij się..proszę..-mówił cicho nadal mnie tuląc.
-L-Lucas..-wyszlochałam.-Przecież ty..ty..
Uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową po czym mocno się w niego wtuliłam.
Zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
(?)
Skup się dziewczyno,musisz mu pomóc!-pomyślałam.
Rozejrzałam się po pokoju..był tak jakiś nóż..pamiętam go. To nim mnie cięli i nim też "zabili" Lucas'a. Chwyciłam go i wyszłam z pokoju oraz z budynku.
Nadal się szarpali..jednak wstali z ziemi.
Gdy Lucas uderzył go pięścią w twarz chłopak zachwiał się..tak..to była szansa.
Podeszłam do niego po cichu i wbiłam w jego kark nóż,krzyknął z bólu i upadł dosłownie przede mną.
-Lili..-tylko tyle zdążył wybełkotać po czym skonał.
N-nie mogłam w to uwierzyć...nigdy bym nikogo nie zabiła! A-ale..musiałam..bo jeśli nie on..to zginął by Lucas..
Odsunęłam się znacznie zarówno jak i od zwłok chłopaka jak i Lucas'a.
-Lilith..-podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
Stałam niewzruszona.
-Lili..ja..ja..proszę odezwij się..proszę..-mówił cicho nadal mnie tuląc.
-L-Lucas..-wyszlochałam.-Przecież ty..ty..
Uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową po czym mocno się w niego wtuliłam.
Zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
(?)
od Lucas'a
Wszyscy zbiegli na dół i aż oniemieli widząc mnie, jak podpalam ciało Luis'a. Nie chciałem się z nimi cackać już do końca. Nie dość miałem dosyć, dałem im szansę ,ale teraz koniec.
-Cóż, teraz załatwimy to trochę inaczej!-warknąłem
-Luis!-wydarł się Ben widząc , jak Luis już praktycznie spłonął.
-Zapytam, grzecznie gdzie jest Lilith!-mruknąłem
-Zobaczysz ją,ale najpewniej martwą -usłyszałem Xavier'a na górnym piętrze.
Poderwałem się na równe nogi i zacząłem szarpać się z Ben'em, w końcu rozsadziłem go na drobne kawałeczki, a raczej bardziej był pokrojony? Spaliłem go tak samo jak Luis'a, no tak dołączy do braciszka.
Odwracając się poczułem silny ból w ramieniu i upadłem na ręce. Zobaczyłem , strzałę z kuszy. Złapałem za koniec i wyciągnąłem ją ze swojego ciała. Podniosłem się znowu i rzuciłem na tego kto trzymał kuszę, a był to Marcus. Doskoczyłem do niego i złapałem za szyję.
-Nie!-krzyczała Amber
Stworzyłem ogień, a dziewczyna zaczęła się palić żywcem, wybiegła z domu, jak najszybciej umiała, ale zanim to zrobiła udało mi się poranić ją od środka. Marcus dziwnym trafem gdy się odwróciłem jego nie było, no tak prawie rozsadziłem mu głowę. Cholera. Zwiali oboje, Amber i Marcus, ale teraz przyszła kolej na Xavier'a. Wybiegłem szybko na górę, gdzie stał Xavier przed drzwiami, pewnie tam była Lilith.
-Odsuń się grzecznie,a nic Ci nie zrobię!-warknąłem
-Nie-dodał stanowczo
-Sam tego chcesz-mruknąłem
Rzuciłem się do biegu i obaj wlecieliśmy do pokoju przez drzwi,które zostały wywalone. Xavier leżał, na ziemi,a ja zauważyłem Lilith na łóżku, już praktycznie nie przytomną. Podszedłem do niej i przeciąłem sobie skórę.
-Wypij, Lilith proszę wypij-poprosiłem
Piłem ludzką krew, a ona zwierzęcą więc moja krew bardziej, o wiele bardziej jej pomoże, tak że uda jej się pokonać ten dziwny lek. Lilith wypiła dość dużo mojej krwi, a zaraz poczułem jak ktoś mnie odrywa od niej i rzuca o ścianę. To był Xavier, no tak tylko on w tym domu został jako żywy. Rzuciłem się na niego wkurzony i zaczęła się walka. Xavier stał się o dziwo silniejszy, no nie sądziłem,że będę z nim tak długo walczyć. Zauważyłem ,że Lilith otwarła oczy i delikatnie podnosi się na rękach. W tej chwili Xavier rzucił się na mnie i obaj wylecieliśmy przez okno.
(?)
-Cóż, teraz załatwimy to trochę inaczej!-warknąłem
-Luis!-wydarł się Ben widząc , jak Luis już praktycznie spłonął.
-Zapytam, grzecznie gdzie jest Lilith!-mruknąłem
-Zobaczysz ją,ale najpewniej martwą -usłyszałem Xavier'a na górnym piętrze.
Poderwałem się na równe nogi i zacząłem szarpać się z Ben'em, w końcu rozsadziłem go na drobne kawałeczki, a raczej bardziej był pokrojony? Spaliłem go tak samo jak Luis'a, no tak dołączy do braciszka.
Odwracając się poczułem silny ból w ramieniu i upadłem na ręce. Zobaczyłem , strzałę z kuszy. Złapałem za koniec i wyciągnąłem ją ze swojego ciała. Podniosłem się znowu i rzuciłem na tego kto trzymał kuszę, a był to Marcus. Doskoczyłem do niego i złapałem za szyję.
-Nie!-krzyczała Amber
Stworzyłem ogień, a dziewczyna zaczęła się palić żywcem, wybiegła z domu, jak najszybciej umiała, ale zanim to zrobiła udało mi się poranić ją od środka. Marcus dziwnym trafem gdy się odwróciłem jego nie było, no tak prawie rozsadziłem mu głowę. Cholera. Zwiali oboje, Amber i Marcus, ale teraz przyszła kolej na Xavier'a. Wybiegłem szybko na górę, gdzie stał Xavier przed drzwiami, pewnie tam była Lilith.
-Odsuń się grzecznie,a nic Ci nie zrobię!-warknąłem
-Nie-dodał stanowczo
-Sam tego chcesz-mruknąłem
Rzuciłem się do biegu i obaj wlecieliśmy do pokoju przez drzwi,które zostały wywalone. Xavier leżał, na ziemi,a ja zauważyłem Lilith na łóżku, już praktycznie nie przytomną. Podszedłem do niej i przeciąłem sobie skórę.
-Wypij, Lilith proszę wypij-poprosiłem
Piłem ludzką krew, a ona zwierzęcą więc moja krew bardziej, o wiele bardziej jej pomoże, tak że uda jej się pokonać ten dziwny lek. Lilith wypiła dość dużo mojej krwi, a zaraz poczułem jak ktoś mnie odrywa od niej i rzuca o ścianę. To był Xavier, no tak tylko on w tym domu został jako żywy. Rzuciłem się na niego wkurzony i zaczęła się walka. Xavier stał się o dziwo silniejszy, no nie sądziłem,że będę z nim tak długo walczyć. Zauważyłem ,że Lilith otwarła oczy i delikatnie podnosi się na rękach. W tej chwili Xavier rzucił się na mnie i obaj wylecieliśmy przez okno.
(?)
Od Lilith
Wszyscy nagle poderwali się z miejsc.
-Słyszeliście to?
-Tak..lepiej chodźmy to sprawdzić.
Wszyscy zeszli na dół jedynie ja i chłopak zostaliśmy.
-Czyli tak..-warknął..
-O co chodzi?-delikatnie dotknęłam dłonią jego policzka.
-No kochanie..daj mi rączkę.-powiedział biorąc do ręki strzykawkę..wyglądała inaczej niż zwykle.-Może to będzie trochę inne ale..nie bój się. Będziesz się czuła o niebo lepiej..
Posłusznie wyprostowałam rękę,wbił igłę w moją skórę..krzyknęłam. Było inaczej niż zwykle..strasznie bolało.
-Przestań.-załkałam.
-No spokojnie..jeszcze moment.-uspokajał mnie.
Po kilkunastu minutach odłożył strzykawkę..
-Połóż się..niedługo będzie ci lepiej.
Delikatnie położył mnie na łóżku,pocałował mnie namiętnie.
-Ale...nie zostawisz mnie prawda..?
-Nie zostawię.-pogłaskał mnie po głowie.
Wyszedł z pokoju zamykając drzwi na kilka zamków.
Czułam się dziwnie..jakieś mrowienie..ale i ukojenie i niesamowitą lekkość.
(?)
Od Lucas'a
Siedziałem a drzewie , ale coś było nie tak. Zeskoczyłem z niego i pognałem na polowanie , upolowałem znów kilka saren, eh tak nie może być. Xavier zachowuje się tak jakby Lilith była jego. Przysięgam zabiję ich wszystkich przy najbliższej okazji, ale jeszcze nie teraz. Biegłem przez las musiałem ,gdzieś iść , do jakiegoś domu opatrzyć rany i wszystko. Dotarłem do domu, jakiejś 35 latki. Przyszedłem do niej i zahipnotyzowałem by mi pomagała.
*miesiąc później*
Odzyskiwałem coraz bardziej siły, bandażowałem sobie ranę na plecach, która powoli się goiła, a również dzięki temu iż karmiłem się ludzką krwią. Wiem ,że to nie było dobre,ale innego wyjścia nie miałem. Przynajmniej nie zabijałem tej kobiety więc jak an razie jest ze mną w porządku. W końcu postanowiłem,że za długo trwa ta szopka. Lilith tam siedzi, faszerują ją narkotykami i myśli,że nie żyję. Ale teraz odzyskałem siły, więc dam radę, mimo że jeszcze rana nie zagoiła się do końca to i tak wiedziałem ,że dam radę. Wróciłem się pod ich dom i czekałem,aż ktoś z niego wyjdzie. Jak widać padło na Luis'a, który właśnie wychodził chyba po narkotyki dla Lilith. Rzuciłem się od razu na niego, łapiąc mocno za szyję.
-Lucas?!-wychrypiał-Ty miałeś nie żyć.
-No cóż , jednak wam nie wyszło-dodałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
Popchnąłem Luis'a na dom, a konkretniej na drzwi wejściowe. Siła uderzenia była tak mocna ,że chłopak rozwalił drzwi swoim ciałem i dopiero zatrzymała go ściana w salonie, jednak i tak zostawił spore wgniecenie.
(?)
*miesiąc później*
Odzyskiwałem coraz bardziej siły, bandażowałem sobie ranę na plecach, która powoli się goiła, a również dzięki temu iż karmiłem się ludzką krwią. Wiem ,że to nie było dobre,ale innego wyjścia nie miałem. Przynajmniej nie zabijałem tej kobiety więc jak an razie jest ze mną w porządku. W końcu postanowiłem,że za długo trwa ta szopka. Lilith tam siedzi, faszerują ją narkotykami i myśli,że nie żyję. Ale teraz odzyskałem siły, więc dam radę, mimo że jeszcze rana nie zagoiła się do końca to i tak wiedziałem ,że dam radę. Wróciłem się pod ich dom i czekałem,aż ktoś z niego wyjdzie. Jak widać padło na Luis'a, który właśnie wychodził chyba po narkotyki dla Lilith. Rzuciłem się od razu na niego, łapiąc mocno za szyję.
-Lucas?!-wychrypiał-Ty miałeś nie żyć.
-No cóż , jednak wam nie wyszło-dodałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
Popchnąłem Luis'a na dom, a konkretniej na drzwi wejściowe. Siła uderzenia była tak mocna ,że chłopak rozwalił drzwi swoim ciałem i dopiero zatrzymała go ściana w salonie, jednak i tak zostawił spore wgniecenie.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Popatrzyłam uważnie na Alec'a, ale nie było sensu się z nim kłócić, wydaje mi się że raczej wiedział co robi.
Jednak zaraz odwróciłam się w stronę starego znajomego i przyjrzałam mu się uważnie.
-Tak, właśnie-odpowiedziałam-Nicolas , nie chcesz się czegoś napić?
-Z przyjemnością panno Katherin.-uśmiechnął się zadowolony
Skinęłam głową i wzięłam głęboki wdech,aż odszedł na chwilę od nas. Odwróciłam się gwałtownie do chłopaka za sobą i popatrzyłam na niego.
-No dobrze, tak więc. Nicolas Rusell. Kotołak, mniej więcej wiek około 1000 lat. Nie będzie łatwo go pokonać -wyjaśniłam
-Nie zatłuczesz mnie za to,że nie posłuchałem?-zapytał
-Na początku chciałam,ale teraz nie-odpowiedziałam spokojnie-Dobrze zrobiłeś, wie że mam sprzymierzeńców, ale on też ich ma.
-Przyniosłem, moi goście-usłyszałam jego głos za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę i wzięłam szklankę od niego , a następnie wyminęłam go i poszłam na górę. Wiedziałam ,że Nicolas pójdzie za mną, a tym bardziej Alec. Eh faceci, zwariować z nimi można.
Weszłam do pokoju, ale zaraz przyszpiliłam Nicolas'a do ściany. Alec stał chwilę w drzwiach,ale zaraz je zamknął.
-Myślisz,że nie wiem jakie sztuczki stosujesz? W szklance jest tatarak, ups marne zagranie-odparłam obojętnie.-Może tobie posmakuje.
Otworzyłam mu buzię i wlałam do niej drinka, a drugi kieliszek zabrałam od Alec'a i wylałam na Nicolas'a.
-Wybacz pomyliłeś się. Alec nie jest kotołakiem-odpowiedziałam
Nicolas siedział na kanapie i zaraz zaczął kasłać trochę krwią, no tak wypaliło mu całe gardło.
-Wiem, o tym szukają go-wychrypiał z uśmiechem
Popatrzyłam na Nicolas'a zszokowana i zaraz odwróciłam się w stronę Alec'a, który stał jak słup i patrzył na niego gniewnie.
-Kto Cię szuka Alec?-zapytałam
(Romeo?)
Jednak zaraz odwróciłam się w stronę starego znajomego i przyjrzałam mu się uważnie.
-Tak, właśnie-odpowiedziałam-Nicolas , nie chcesz się czegoś napić?
-Z przyjemnością panno Katherin.-uśmiechnął się zadowolony
Skinęłam głową i wzięłam głęboki wdech,aż odszedł na chwilę od nas. Odwróciłam się gwałtownie do chłopaka za sobą i popatrzyłam na niego.
-No dobrze, tak więc. Nicolas Rusell. Kotołak, mniej więcej wiek około 1000 lat. Nie będzie łatwo go pokonać -wyjaśniłam
-Nie zatłuczesz mnie za to,że nie posłuchałem?-zapytał
-Na początku chciałam,ale teraz nie-odpowiedziałam spokojnie-Dobrze zrobiłeś, wie że mam sprzymierzeńców, ale on też ich ma.
-Przyniosłem, moi goście-usłyszałam jego głos za sobą.
Odwróciłam się w jego stronę i wzięłam szklankę od niego , a następnie wyminęłam go i poszłam na górę. Wiedziałam ,że Nicolas pójdzie za mną, a tym bardziej Alec. Eh faceci, zwariować z nimi można.
Weszłam do pokoju, ale zaraz przyszpiliłam Nicolas'a do ściany. Alec stał chwilę w drzwiach,ale zaraz je zamknął.
-Myślisz,że nie wiem jakie sztuczki stosujesz? W szklance jest tatarak, ups marne zagranie-odparłam obojętnie.-Może tobie posmakuje.
Otworzyłam mu buzię i wlałam do niej drinka, a drugi kieliszek zabrałam od Alec'a i wylałam na Nicolas'a.
-Wybacz pomyliłeś się. Alec nie jest kotołakiem-odpowiedziałam
Nicolas siedział na kanapie i zaraz zaczął kasłać trochę krwią, no tak wypaliło mu całe gardło.
-Wiem, o tym szukają go-wychrypiał z uśmiechem
Popatrzyłam na Nicolas'a zszokowana i zaraz odwróciłam się w stronę Alec'a, który stał jak słup i patrzył na niego gniewnie.
-Kto Cię szuka Alec?-zapytałam
(Romeo?)
Od Lilith
Wróciliśmy z powrotem do tego całego mieszkania..
Nie mogłam uwierzyć w to że Lucas..on..on..zginął. To okropne!
Usiadłam wraz z chłopakiem na kanapie..wziął do ręki strzykawkę.
-No mała,daj mi rączkę.-uśmiechnął się do mnie.
-Nie...to boli.-burknęłam.
-No dalej..-pocałował mnie w czoło.
-Dobrze..
Wystawiłam rękę a on wbił igłę w moją skórę..mm..znów to przyjemne uczucie.
Po kilku minutach zabrał ją i odłożył na bok.
-I co? Aż tak bolało?-zaśmiał się.
-Tak...ale teraz jest fajnie.-zachichotałam.
Pocałował mnie w policzek i przygarnął bardziej do siebie.
Oparłam głowę o jego tors i wsłuchiwałam się w ich rozmowy..
Gdy popatrzyłam w stronę okna coś..poruszyło się w gałęziach drzew..znów zapach krwi Lucas'a...ale nikt w tym pokoju nie miał ani trochę tej krwi czy o na ubraniu czy na skórze...
-Lucas...-szepnęłam cichutko.
(?)
Nie mogłam uwierzyć w to że Lucas..on..on..zginął. To okropne!
Usiadłam wraz z chłopakiem na kanapie..wziął do ręki strzykawkę.
-No mała,daj mi rączkę.-uśmiechnął się do mnie.
-Nie...to boli.-burknęłam.
-No dalej..-pocałował mnie w czoło.
-Dobrze..
Wystawiłam rękę a on wbił igłę w moją skórę..mm..znów to przyjemne uczucie.
Po kilku minutach zabrał ją i odłożył na bok.
-I co? Aż tak bolało?-zaśmiał się.
-Tak...ale teraz jest fajnie.-zachichotałam.
Pocałował mnie w policzek i przygarnął bardziej do siebie.
Oparłam głowę o jego tors i wsłuchiwałam się w ich rozmowy..
Gdy popatrzyłam w stronę okna coś..poruszyło się w gałęziach drzew..znów zapach krwi Lucas'a...ale nikt w tym pokoju nie miał ani trochę tej krwi czy o na ubraniu czy na skórze...
-Lucas...-szepnęłam cichutko.
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Przez chwilę nie wiedziałem które z nich mnie bardziej denerwuje: ona czy on. Czy ta dziewczyna nie rozumie, że chce mieć już tą wycieczkę za sobą? Tak, wiem jestem egoistą. Po prostu denerwowało mnie, że nie umie spraw załatwić prosto i szybko. Jak go nie lubi, to niech się z nim rozprawi skoro chciała sobie jechać do niego przez pół świata. A jak go lubi, to niech po prostu powie. Ta kobieca skręto-wiadukto-skrzyżowanio-objazdowość.
Nagle opadła mi szczęka. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu... eh... Cóż. Właśnie zauważyłem, że moja przyjaciółka z "wojska" pojawiła się na tym przyjęciu. Co więcej wyrosła na naprawdę niezłą laskę. Wow. Ledwie ją poznałem w tej sukni. Wyglądała... Jak kobieta. Jaka nowość! Kiedy ostatni raz ją widziałem była chuderlakiem w wojskowych ciuchach.
Eh, pójdę za te myśli do piekła.
Znowu.
Była ode mnie całkiem sporo młodsza. Teraz miała dopiero dwadzieścia lat, czyli tyle ile ja kiedy się rozdzieliliśmy. Ja odszedłem od nich. A teraz zżerała mnie ciekawość gdzie inni. Fixit (Naprawiać)? Bullet (Kula)? Zero? Bugler (Trębacz)? Max?
Tak, wiem głupie imiona, tak samo jak Alec. Jednak trzeba mieć jakieś imię. Trochę dziwnie ludzie by się patrzeli na przedstawiających się numerami już-nie-dzieciaków. Cześć, jestem X5-494, a ty? Dlaczego mam numer zamiast imienia? A, mama była pijana.
Jak widać, trudno by było to wytłumaczyć.
Podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i po prostu przytuliła. Zesztywniałem, nieprzyzwyczajony do takich zachowań.
- Alec! - Zakrzyknęła zduszenie, przez przywarcie do mojej klatki piersiowej. No tak. Stęskniła się, ale również prawie połamała mi kości.
- Yy... Ralph... - Mruknąłem, a ona się odsunęła.
- Przepraszam. Gdzie ty się podziewałeś? Nie widziałam Cię tyle lat! - Powiedziała ciesząc się jak małe dziecko - Przeżyłeś - Dodała cicho. Nie mieliśmy wielkiej szansy na przetrwanie na wrogim terenie, więc jej radość jest jak najbardziej zrozumiała. Tak, owszem uciekaliśmy przed kimś, kto uparcie chciał wyeliminować wszystkie X'y w tym mnie X5'tke i ją, X6'stkę.
- Ty też - Zauważyłem równie spostrzegawczo - Skąd ty się tu wzięłaś? Mieliście być wszyscy w Kanadzie, bez wyjątku.
- A ty? Zwolniony z tego? - Spytała kpiąco, ale zaraz ugryzła się w język - Przepraszam.... Wiele się pozmieniało od tamtego czasu. Daj mi się cieszyć, że Cię widzę! Wiesz... myśleliśmy że.... - Przestała mówić. Wdawała się smutna, wręcz przygnębiona. No tak. Zniknąłem i się do nich nie odzywałem.
- Tylko weź się nie rozbecz. Żyję i mam się całkiem dobrze - Rzuciłem, przewracając oczami. Uśmiechnęła się ponownie, znów wesoło - Więc gdzie inni?
- Max zarządziła rozdzielenie się. Nie wiem gdzie są - Wydawała się lekko tym faktem przejęta. Lekko, bo ciągle się szczerzyła - Bugler ma rodziców i mieszka na jakiejś farmie z tego co wiem. Reszta jest rozproszona po świecie.
- Więc co tu robisz, Ralph?
- Aktualnie mieszkam. A ty? Nienawidzisz samolotów - Powiedziała.
- Załatwiam sprawę, mała. Eh... Muszę iść spotkajmy się za trzy godziny w motelu - Mruknąłem i podałem jej adres.
- Do zobaczenia, Alec - Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek. Będzie zabawnie, jak to Katherina widziała. Hah. W ogóle co za pożegnanie. Kiedyś wystarczyło, że pomachali mi i mogłem odjechać w siną dal. A teraz? Dusiła mnie i pocałowała bo chcę podjeść do innej dziewczyny. To nie zachowanie żołnierza. Byłem zszokowany tym, dopóki nie dowiedziałem się o co jej naprawdę chodzi - Siedzą nam na ogonie. Są tutaj - Wyszeptała cicho, po czym się odsunęła tym razem z sztucznym uśmiechem. Są tutaj. Oni. Frajerzy co ścigają mnie i wszystkie X'y od wielu lat. Nawet teraz. Uczepili się jak rzep psiego ogona. Super. Mnie chcą zabić, najwyraźniej Katherine chcą zabić inne złe typki. Jesteśmy jak magnes na kłopoty.
Myślałem, że już zapomnieli.
Uśmiechnąłem się do niej lekko i spojrzałem w stronę Katheriny i tego bogatego dupka. Pora wkroczyć, nie mam ochoty siedzieć w miejscu.
Miałem gdzieś jej zasady. "Nie pokazuj, że się znamy", "Nie podchodź", "Wtop się w tłum". Niech się wypcha, przeszedłem łącznie szesnaście lat szkolenia, byłem wysłany na cztery misje, mam tytuł oficera, jestem demonem zmodyfikowanym genetycznie, poluje na stworzenia nadnaturalne od bóg wie ilu lat i umiem pokonać wyszkolony pluton zwykłych żołnierzy.
Ale weź to przetłumacz upartej kobiecie.
Podszedłem tam najnormalniej w świecie, po czym obdarzyłem Katherine uśmiechem.
- Zastanawiałem się, gdzie zniknęłaś Kath ale już chyba mam odpowiedź - Powiedziałem zerkając na mężczyznę. Cóż. Raz się żyje.
Najwyżej potem Kath mi przywali, czy spróbuje to zrobić.
- A pan to...? - Spytał facet udawanie miłym tonem.
- Przyjaciel - Odpowiedziała za mnie Katherina. Oczywiście.
- Alec McDowell - Przedstawiłem się, nazwiskiem które przybrałem już dawno, dawno temu. Mówiłem, głupio by było posługiwać się cyframi.
(Kath?)
Nagle opadła mi szczęka. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu... eh... Cóż. Właśnie zauważyłem, że moja przyjaciółka z "wojska" pojawiła się na tym przyjęciu. Co więcej wyrosła na naprawdę niezłą laskę. Wow. Ledwie ją poznałem w tej sukni. Wyglądała... Jak kobieta. Jaka nowość! Kiedy ostatni raz ją widziałem była chuderlakiem w wojskowych ciuchach.
Eh, pójdę za te myśli do piekła.
Znowu.
Była ode mnie całkiem sporo młodsza. Teraz miała dopiero dwadzieścia lat, czyli tyle ile ja kiedy się rozdzieliliśmy. Ja odszedłem od nich. A teraz zżerała mnie ciekawość gdzie inni. Fixit (Naprawiać)? Bullet (Kula)? Zero? Bugler (Trębacz)? Max?
Tak, wiem głupie imiona, tak samo jak Alec. Jednak trzeba mieć jakieś imię. Trochę dziwnie ludzie by się patrzeli na przedstawiających się numerami już-nie-dzieciaków. Cześć, jestem X5-494, a ty? Dlaczego mam numer zamiast imienia? A, mama była pijana.
Jak widać, trudno by było to wytłumaczyć.
Podeszła do mnie z wielkim uśmiechem na twarzy i po prostu przytuliła. Zesztywniałem, nieprzyzwyczajony do takich zachowań.
- Alec! - Zakrzyknęła zduszenie, przez przywarcie do mojej klatki piersiowej. No tak. Stęskniła się, ale również prawie połamała mi kości.
- Yy... Ralph... - Mruknąłem, a ona się odsunęła.
- Przepraszam. Gdzie ty się podziewałeś? Nie widziałam Cię tyle lat! - Powiedziała ciesząc się jak małe dziecko - Przeżyłeś - Dodała cicho. Nie mieliśmy wielkiej szansy na przetrwanie na wrogim terenie, więc jej radość jest jak najbardziej zrozumiała. Tak, owszem uciekaliśmy przed kimś, kto uparcie chciał wyeliminować wszystkie X'y w tym mnie X5'tke i ją, X6'stkę.
- Ty też - Zauważyłem równie spostrzegawczo - Skąd ty się tu wzięłaś? Mieliście być wszyscy w Kanadzie, bez wyjątku.
- A ty? Zwolniony z tego? - Spytała kpiąco, ale zaraz ugryzła się w język - Przepraszam.... Wiele się pozmieniało od tamtego czasu. Daj mi się cieszyć, że Cię widzę! Wiesz... myśleliśmy że.... - Przestała mówić. Wdawała się smutna, wręcz przygnębiona. No tak. Zniknąłem i się do nich nie odzywałem.
- Tylko weź się nie rozbecz. Żyję i mam się całkiem dobrze - Rzuciłem, przewracając oczami. Uśmiechnęła się ponownie, znów wesoło - Więc gdzie inni?
- Max zarządziła rozdzielenie się. Nie wiem gdzie są - Wydawała się lekko tym faktem przejęta. Lekko, bo ciągle się szczerzyła - Bugler ma rodziców i mieszka na jakiejś farmie z tego co wiem. Reszta jest rozproszona po świecie.
- Więc co tu robisz, Ralph?
- Aktualnie mieszkam. A ty? Nienawidzisz samolotów - Powiedziała.
- Załatwiam sprawę, mała. Eh... Muszę iść spotkajmy się za trzy godziny w motelu - Mruknąłem i podałem jej adres.
- Do zobaczenia, Alec - Stanęła na palcach i pocałowała mnie w policzek. Będzie zabawnie, jak to Katherina widziała. Hah. W ogóle co za pożegnanie. Kiedyś wystarczyło, że pomachali mi i mogłem odjechać w siną dal. A teraz? Dusiła mnie i pocałowała bo chcę podjeść do innej dziewczyny. To nie zachowanie żołnierza. Byłem zszokowany tym, dopóki nie dowiedziałem się o co jej naprawdę chodzi - Siedzą nam na ogonie. Są tutaj - Wyszeptała cicho, po czym się odsunęła tym razem z sztucznym uśmiechem. Są tutaj. Oni. Frajerzy co ścigają mnie i wszystkie X'y od wielu lat. Nawet teraz. Uczepili się jak rzep psiego ogona. Super. Mnie chcą zabić, najwyraźniej Katherine chcą zabić inne złe typki. Jesteśmy jak magnes na kłopoty.
Myślałem, że już zapomnieli.
Uśmiechnąłem się do niej lekko i spojrzałem w stronę Katheriny i tego bogatego dupka. Pora wkroczyć, nie mam ochoty siedzieć w miejscu.
Miałem gdzieś jej zasady. "Nie pokazuj, że się znamy", "Nie podchodź", "Wtop się w tłum". Niech się wypcha, przeszedłem łącznie szesnaście lat szkolenia, byłem wysłany na cztery misje, mam tytuł oficera, jestem demonem zmodyfikowanym genetycznie, poluje na stworzenia nadnaturalne od bóg wie ilu lat i umiem pokonać wyszkolony pluton zwykłych żołnierzy.
Ale weź to przetłumacz upartej kobiecie.
Podszedłem tam najnormalniej w świecie, po czym obdarzyłem Katherine uśmiechem.
- Zastanawiałem się, gdzie zniknęłaś Kath ale już chyba mam odpowiedź - Powiedziałem zerkając na mężczyznę. Cóż. Raz się żyje.
Najwyżej potem Kath mi przywali, czy spróbuje to zrobić.
- A pan to...? - Spytał facet udawanie miłym tonem.
- Przyjaciel - Odpowiedziała za mnie Katherina. Oczywiście.
- Alec McDowell - Przedstawiłem się, nazwiskiem które przybrałem już dawno, dawno temu. Mówiłem, głupio by było posługiwać się cyframi.
(Kath?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)