Słuchałem jej, nie okazując zbytnio emocji. Ta obojętność była silniejsza ode mnie. Milczałem przez wszystkie jej słowa, wyrzuty nie wiedząc co powiedzieć. Nie mogłem powiedzieć prawdy. Pomyślałaby, że znów kłamię. To nie powinno się zdarzyć. Powinna być teraz szczęśliwa, daleko ode mnie. Z kimś innym. A tu proszę. Teraz nie mogę jej opuścić. Przecież... Nie chcę, by moje dziecko dorastało bez rodziców, czy choćby bez jednego z nich. Wiem, jak to nie mieć nikogo i nie chcę by to samo stało się mojemu potomkowi. Choćby to miałaby być tylko nieobecność ojca. Eh... Będę ojcem. Nadal ta informacja do mnie do końca nie docierała.
- Nie dałabyś rady mnie zabić - mruknąłem. Zaraz jednak, widząc jej ból, porzuciłem bycie takim. Porzuciłem bycie wredną szmirą, w końcu musiałem teraz jakoś, choć trochę, to wszystko naprawić. Choćby miałoby to być powierzchniowe. Dla dobra dziecka. W końcu to moja krew, prawda? Spojrzałem na nią. Stałem tuż za nią, dzieliło nas ledwie kilkanaście centymetrów. Była odwrócona tyłem, więc wpatrywałem się w jej tył głowy. - Wiem, że to boli. Wiem, że już się pozbierałaś, już byłaś... szczęśliwa. Miałaś ułożone życie, mimo, że był w nim mój brat. Wiem. Ale tak jak mówiłem, chcę być przy moim dziecku. Nie możesz tego zrozumieć? Postaw się w mojej sytuacji. Co Twoim zdaniem miałbym zrobić? Odejść, zapominając o tym małym kotku, którego najpewniej nigdy bym nie zobaczył? A ty byś odeszła? Słucham. Czy ty byś tak po prostu poszła swoją drogą?
Odpowiedź nie nadchodziła. Westchnąłem. Czułem wiele, bardzo silnych emocji i zupełnie nie wiedziałem na co się zdać. Kochałem, tak bardzo kochałem Katherinę. Ale ona myśli, że moja miłość była sztuczna, udawana. Niech tak myśli. Lepiej dla niej. Bardziej nie będę mógł już jej skrzywdzić, a gdyby nadal mnie kochała... oh. Wtedy mógłbym, nawet nieświadomie.
Miałem już tego przykład. I mimo upływu lat, nie mogłem zapomnieć o Rachel, która niestety zbliżyła się za blisko i się sparzyła. Mocno, bardzo, bardzo mocno sparzyła. Co najśmieszniejsze, Rachel myślała a Katherina myśli, że moje uczucia co do obu były kłamstwem. A oba były jak najbardziej prawdziwe. Nie powinienem rozdrapywać przeszłości.
Po kilku chwilach, odezwałem się cicho.
- Jak Ci się podoba misiek?
(Katherina?)
wtorek, 9 września 2014
Od Lilith
Zdziwiło mnie to..no w sumie często mnie przytula ale teraz to palnął pytanie.
-Emm..zależy w jakim sensie..-mruknęłam kładąc dłonie na jego ramionach.
Zaśmiał się cicho i trącił mój policzek noskiem.
-Powiedzmy że..nie ma konkretnego tematu co do pytania.-wyszeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się delikatnie i cmoknęłam go w policzek.
-Kochanie..no proszę..zabawmy się trochę.
-Niewyżyty.-zachichotałam.
-No co! Dawno się nie kochaliśmy!-załkał.
-Przeżywasz..-pogłaskałam go po policzku.
-No proooszę..-jęknął.
-Nie myślałam że kiedykolwiek będziesz tak jęczał tylko dlatego że nie chcę się z tobą kochać.
-Nie chcesz?-zrobił smutne oczka.
-Nie patrz tak na mnie..no jakoś tak..
-Mogłaś mówić!
-Wiedziałam że będziesz od razu robił te swoje wielkie oczyska.
-Ja wcale takich nie robię.-zaśmiał się.
Po chwili zaczął składać na moich ustach delikatne aczkolwiek namiętne pocałunki.
Odsunęłam się po jakimś czasie.
-Lucas proszę..-westchnęłam.
-Dobra przepraszam.-burknął.
Zaśmiałam się cicho i pocałowałam go lekko w policzek.
-Wybaczysz czy będziesz nadąsany?
-Przecież masz prawo nie mieć ochoty..
***
Było już około południa..dziwne było to że nagle zadzwonił ktoś do drzwi.
Zdziwiony Lucas poszedł otworzyć..usłyszałam jakieś śmiechy i męskie głosy..on ma tutaj jakiś znajomych? Miejmy nadzieję że nie będą mnie widzieć..znaczy wiem że nie będą.
(?)
-Emm..zależy w jakim sensie..-mruknęłam kładąc dłonie na jego ramionach.
Zaśmiał się cicho i trącił mój policzek noskiem.
-Powiedzmy że..nie ma konkretnego tematu co do pytania.-wyszeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się delikatnie i cmoknęłam go w policzek.
-Kochanie..no proszę..zabawmy się trochę.
-Niewyżyty.-zachichotałam.
-No co! Dawno się nie kochaliśmy!-załkał.
-Przeżywasz..-pogłaskałam go po policzku.
-No proooszę..-jęknął.
-Nie myślałam że kiedykolwiek będziesz tak jęczał tylko dlatego że nie chcę się z tobą kochać.
-Nie chcesz?-zrobił smutne oczka.
-Nie patrz tak na mnie..no jakoś tak..
-Mogłaś mówić!
-Wiedziałam że będziesz od razu robił te swoje wielkie oczyska.
-Ja wcale takich nie robię.-zaśmiał się.
Po chwili zaczął składać na moich ustach delikatne aczkolwiek namiętne pocałunki.
Odsunęłam się po jakimś czasie.
-Lucas proszę..-westchnęłam.
-Dobra przepraszam.-burknął.
Zaśmiałam się cicho i pocałowałam go lekko w policzek.
-Wybaczysz czy będziesz nadąsany?
-Przecież masz prawo nie mieć ochoty..
***
Było już około południa..dziwne było to że nagle zadzwonił ktoś do drzwi.
Zdziwiony Lucas poszedł otworzyć..usłyszałam jakieś śmiechy i męskie głosy..on ma tutaj jakiś znajomych? Miejmy nadzieję że nie będą mnie widzieć..znaczy wiem że nie będą.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Stałam wpatrując się w niego. Słuchałam go uważnie,ale już nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Czy mogę mu zaufać, czy mogę mu drugi raz uwierzyć? Odwróciłam od niego wzrok i zacisnęłam palce na drzwiach. Odetchnęłam głęboko i cofnęłam się od niego.
-Nie, było by takich problemów, gdyby nie ostatnie wydarzenia-mruknęłam-I co ? Mam na to się zgodzić, a potem będę patrzeć jak krzywdzisz też nasze dziecko?
Alec uniósł kąciki ust, jednak zamknęłam te drzwi i weszłam z powrotem do kuchni. Stałem opierając się o blat. Nie wiedząc, czy mogę to zrobić czy nie. Nie czułam się już do końca bezpieczna w jego obecności. Nie chciałam go widzieć, nie mogłam znieść samego faktu , że tutaj jest. Nie mogłam wytrzymać tego napięcia. Wpakowałam się w koszmarne rzeczy,ale sam fakt, że mam dziecko z Alec'em. To mnie przerasta! Nie wiem co mam z tym zrobić to raz, a dwa on ...............on miał przestać dla mnie istnieć. Miał być tylko niemiłym wspomnieniem ,wygnanym w najdalsze zakątki mojego umysłu. A tu proszę, mam już dziecko które będzie mi o nim przypominało i na dodatek on sam wrócił z tego powodu. Szkoda, że Ben nie mógł tego ukryć.........zachować w tajemnicy,tak jak go o to prosiłam. Nie zrobił tego. Nie wiem czemu? Dla mojego dobra czy co?
-Gdyby Ci na mnie zależało, przyszedł byś gdy leżałam ranna -wyszeptałam
Zacisnęłam palce w pięści i odwróciłam się do niego, opierając o blat. Spojrzałam na niego, stał w progu, jednak gdy odwróciłam się do niego , podszedł trochę bliżej.
-Żałuję, że nie mogę Ci tego zabronić. Żałuję też , że gdy będziesz tutaj przychodzić, będę musiała cię oglądać -powiedziałam - Już się pozbierałam z tego, a ty nagle tutaj wracasz! To boli! Po tym wszystkim co zrobiłeś.............. nawet miałam ochotę Cię zabić. Ale tego nie zrobię.
(Alec?)
-Nie, było by takich problemów, gdyby nie ostatnie wydarzenia-mruknęłam-I co ? Mam na to się zgodzić, a potem będę patrzeć jak krzywdzisz też nasze dziecko?
Alec uniósł kąciki ust, jednak zamknęłam te drzwi i weszłam z powrotem do kuchni. Stałem opierając się o blat. Nie wiedząc, czy mogę to zrobić czy nie. Nie czułam się już do końca bezpieczna w jego obecności. Nie chciałam go widzieć, nie mogłam znieść samego faktu , że tutaj jest. Nie mogłam wytrzymać tego napięcia. Wpakowałam się w koszmarne rzeczy,ale sam fakt, że mam dziecko z Alec'em. To mnie przerasta! Nie wiem co mam z tym zrobić to raz, a dwa on ...............on miał przestać dla mnie istnieć. Miał być tylko niemiłym wspomnieniem ,wygnanym w najdalsze zakątki mojego umysłu. A tu proszę, mam już dziecko które będzie mi o nim przypominało i na dodatek on sam wrócił z tego powodu. Szkoda, że Ben nie mógł tego ukryć.........zachować w tajemnicy,tak jak go o to prosiłam. Nie zrobił tego. Nie wiem czemu? Dla mojego dobra czy co?
-Gdyby Ci na mnie zależało, przyszedł byś gdy leżałam ranna -wyszeptałam
Zacisnęłam palce w pięści i odwróciłam się do niego, opierając o blat. Spojrzałam na niego, stał w progu, jednak gdy odwróciłam się do niego , podszedł trochę bliżej.
-Żałuję, że nie mogę Ci tego zabronić. Żałuję też , że gdy będziesz tutaj przychodzić, będę musiała cię oglądać -powiedziałam - Już się pozbierałam z tego, a ty nagle tutaj wracasz! To boli! Po tym wszystkim co zrobiłeś.............. nawet miałam ochotę Cię zabić. Ale tego nie zrobię.
(Alec?)
od Romeo - C.D Katheriny
Kilkoma krokami pokonałem dzielącą nas odległość i stanąłem z nią twarzą w twarz. No, prawie, bo była ode mnie niższa. Zaraz pożałowałem naszej bliskości, gdyż czułem jak pomiędzy nami przechodzi jakby prąd. Stłumiłem jednak to i skupiłem się na ważniejszych sprawach. Nachyliłem się lekko, mając nadal w głowie jej słowa, które miały mnie stąd wygonić. Myśli, że uda jej się mnie pozbyć? Przelicza się, oj jak bardzo. Nie zamierzam odejść.
- Nie - powiedziałem. Obserwowałem, jak się denerwuje moją prostą odmową. Po chwili się odsunąłem, byle tylko tego nie czuć. Nie czuć, jak bardzo ją kocham i pragnę. Była zdecydowanie za blisko, jednak na szczęście to nieznośne uczucie lekko straciło na sile. Lekko. Zawsze, gdy już jest dobrze, sprawy muszą się aż tak komplikować? Dlaczego to zawsze przytrafia się mnie? No tak, los lubi się znęcać nad zmutowanymi pół ludźmi z trudną przyszłością, podstawowe prawo wszechświata, niemal tak oczywiste jak kromka chleba spadająca zawsze na posmarowaną stronę. - Mógłbym Ci opowiadać dniami i nocami, jak bardzo jesteście dla mnie ważni, ale i tak mi nie uwierzysz. Nie ufasz mi, bo Cię zraniłem. Możesz mnie stąd wyrzucić, możesz mnie nienawidzić, odpychać od siebie, - wymieniałem, całkiem ostrym tonem - rzucać szklankami, uderzyć mnie, co mi się w sumie należy, ale i tak będziesz musiała zaakceptować - trochę złagodniał mój głos - to, że i tak będę przy tobie ze względu na naszą, hmm, małą, słodką wpadkę. Nienawidzisz mnie? Słusznie! Powinnaś mnie nienawidzić. Ale nie zabraniaj mi opieki, spotkań z moim dzieckiem. Nie zabraniaj mi patrzenia jak dorasta, nie zabraniaj mi bycia ojcem.
(Kath? Przepraszam, że takie krótkie)
- Nie - powiedziałem. Obserwowałem, jak się denerwuje moją prostą odmową. Po chwili się odsunąłem, byle tylko tego nie czuć. Nie czuć, jak bardzo ją kocham i pragnę. Była zdecydowanie za blisko, jednak na szczęście to nieznośne uczucie lekko straciło na sile. Lekko. Zawsze, gdy już jest dobrze, sprawy muszą się aż tak komplikować? Dlaczego to zawsze przytrafia się mnie? No tak, los lubi się znęcać nad zmutowanymi pół ludźmi z trudną przyszłością, podstawowe prawo wszechświata, niemal tak oczywiste jak kromka chleba spadająca zawsze na posmarowaną stronę. - Mógłbym Ci opowiadać dniami i nocami, jak bardzo jesteście dla mnie ważni, ale i tak mi nie uwierzysz. Nie ufasz mi, bo Cię zraniłem. Możesz mnie stąd wyrzucić, możesz mnie nienawidzić, odpychać od siebie, - wymieniałem, całkiem ostrym tonem - rzucać szklankami, uderzyć mnie, co mi się w sumie należy, ale i tak będziesz musiała zaakceptować - trochę złagodniał mój głos - to, że i tak będę przy tobie ze względu na naszą, hmm, małą, słodką wpadkę. Nienawidzisz mnie? Słusznie! Powinnaś mnie nienawidzić. Ale nie zabraniaj mi opieki, spotkań z moim dzieckiem. Nie zabraniaj mi patrzenia jak dorasta, nie zabraniaj mi bycia ojcem.
(Kath? Przepraszam, że takie krótkie)
od Lucas'a
Spojrzałem na Lilith czule, karmiąc nadal małego przy tym.
-To dobrze-uśmiechnąłem się-Kocham Cię.
-Ja ciebie też -odpowiedziała zadowolona
Nakarmiłem małego Chris'a, aż położyłem go na kanapie i przykryłem. Mały strasznie szybko rósł o dziwo. Zastanawiałem się co będzie dalej. Stanąłem zdziwiony, wpatrując się w małego.
-O co chodzi?-zapytała Lilith
-Nic, tylko szybko rośnie-uśmiechnąłem się
-Tak, też to zauważyłam-przyznała cicho
Przytuliłem ją gwałtownie do siebie , bardzo zadowolony.
-Na co masz ochotę?-zapytałem zaciekawiony
(?)
-To dobrze-uśmiechnąłem się-Kocham Cię.
-Ja ciebie też -odpowiedziała zadowolona
Nakarmiłem małego Chris'a, aż położyłem go na kanapie i przykryłem. Mały strasznie szybko rósł o dziwo. Zastanawiałem się co będzie dalej. Stanąłem zdziwiony, wpatrując się w małego.
-O co chodzi?-zapytała Lilith
-Nic, tylko szybko rośnie-uśmiechnąłem się
-Tak, też to zauważyłam-przyznała cicho
Przytuliłem ją gwałtownie do siebie , bardzo zadowolony.
-Na co masz ochotę?-zapytałem zaciekawiony
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Nie zwracałam zbytnio na niego uwagi. Akurat zajmowałam się sprzątaniem pokoju i omijałam cały czas Alec'a nie patrząc na niego. Przechodziłam z pokoju do pokoju , czy plątałam się po domu. Alec cały czas chodził trochę za mną. Stanęłam w końcu w swoim pokoju i spojrzałam na niego.
-Po co w ogóle tu jesteś? Miałeś nie wracać-powiedziałam bez emocji
-Bo jesteś w ciąży. Bo to moje dziecko-wyjaśnił -I się martwię.
-Martwisz się?-zapytałam kpiąco.
Bolało mnie to , że przyszedł, że wrócił , zaraz po tym jak mnie potraktował. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się co miałam w tej chwili zrobić. Nie chciałam go zabijać, chociaż po tym wszystkim miałam wielką ochotę.
-Nie wierzę Ci. -powiedziałam po dłuższej chwili
-Katherino.........-zaczął
-Nie. Nie wierzę już w żadne twoje słowo-przerwałam mu.
Spojrzałam na niego gniewnie i z wyrzutami, a następnie wyminęłam go ponownie i zeszłam na dół. Nie mogłam się denerwować. Nie mogłam, bo ostatnim razem skończyło się to dość dużym bólem. Zrobiłam sobie herbatę z werbeną, zawsze to piłam. Uciszałam fakt , że chciałam bardzo się napić jakiegoś alkoholu. Znaczy myślę, że nie zaszkodziło by mu to, ale na razie się wstrzymam. Wypiłam szybko herbatę, ale nie wiem czy to był dobry pomysł. Zaraz przed progiem zobaczyłam Alec'a.
-Wróciłeś.........hm trzeba było pomyśleć, zanim mnie rzuciłeś to raz. A dwa nie wracasz dla nas obojga tylko z tego faktu, że mam dziecko-mruknęłam.
Alec chciał coś powiedzieć, jednak poczułam silny ból w brzuchu. Kurcze, werbeny też nie lubisz?! Pobiegłam szybko do łazienki. Oczywiście Alec pobiegł za mną, ale zamknęłam przed nim drzwi na zamek. Mój organizm usilnie chciał się pozbyć werbeny. Nigdy mu na to nie pozwalałam, ale teraz to było mocniejsze.......to wszystko. Może ze względu na dziecko. Po 10 minutach udręki , usiadłam po turecku na podłodze i odetchnęłam głęboko. Podniosłam się po chwili i przepłukałam twarz. Już było dobrze, już było wszystko lepiej. Czyli mam odstawić werbenę na ten cały czas, no nie będzie ciekawie. Wyszłam z łazienki, przed którą stał Alec. Znów go ominęłam i podeszłam do drzwi które otworzyłam na oścież. Spojrzałam znacząco na Alec'a ,który najwidoczniej był zszokowany moim zachowaniem.
-Lepiej będzie jeśli wyjdziesz-powiedziałam bez emocji, w sumie z trudem je powstrzymywałam, by nie wybuchnąć, czy coś innego powiedzieć.Czułam się dziwnie mając go zaraz przed sobą. Wraca tutaj, jak gdyby nigdy nic , tylko dla tego, że jestem w ciąży. A jeszcze trzy miesiące temu tak paskudnie mnie potraktował. Nie miałam ochoty widzieć go na oczy. Odzyskiwałam na reszcie spokój, ale kiedy byłam przy nim nie wiedziałam jak się czuć. Z jednej strony byłam szczęśliwa że nic mu nie jest, a z drugiej nie ufałam mu.
(Alec?)
-Po co w ogóle tu jesteś? Miałeś nie wracać-powiedziałam bez emocji
-Bo jesteś w ciąży. Bo to moje dziecko-wyjaśnił -I się martwię.
-Martwisz się?-zapytałam kpiąco.
Bolało mnie to , że przyszedł, że wrócił , zaraz po tym jak mnie potraktował. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się co miałam w tej chwili zrobić. Nie chciałam go zabijać, chociaż po tym wszystkim miałam wielką ochotę.
-Nie wierzę Ci. -powiedziałam po dłuższej chwili
-Katherino.........-zaczął
-Nie. Nie wierzę już w żadne twoje słowo-przerwałam mu.
Spojrzałam na niego gniewnie i z wyrzutami, a następnie wyminęłam go ponownie i zeszłam na dół. Nie mogłam się denerwować. Nie mogłam, bo ostatnim razem skończyło się to dość dużym bólem. Zrobiłam sobie herbatę z werbeną, zawsze to piłam. Uciszałam fakt , że chciałam bardzo się napić jakiegoś alkoholu. Znaczy myślę, że nie zaszkodziło by mu to, ale na razie się wstrzymam. Wypiłam szybko herbatę, ale nie wiem czy to był dobry pomysł. Zaraz przed progiem zobaczyłam Alec'a.
-Wróciłeś.........hm trzeba było pomyśleć, zanim mnie rzuciłeś to raz. A dwa nie wracasz dla nas obojga tylko z tego faktu, że mam dziecko-mruknęłam.
Alec chciał coś powiedzieć, jednak poczułam silny ból w brzuchu. Kurcze, werbeny też nie lubisz?! Pobiegłam szybko do łazienki. Oczywiście Alec pobiegł za mną, ale zamknęłam przed nim drzwi na zamek. Mój organizm usilnie chciał się pozbyć werbeny. Nigdy mu na to nie pozwalałam, ale teraz to było mocniejsze.......to wszystko. Może ze względu na dziecko. Po 10 minutach udręki , usiadłam po turecku na podłodze i odetchnęłam głęboko. Podniosłam się po chwili i przepłukałam twarz. Już było dobrze, już było wszystko lepiej. Czyli mam odstawić werbenę na ten cały czas, no nie będzie ciekawie. Wyszłam z łazienki, przed którą stał Alec. Znów go ominęłam i podeszłam do drzwi które otworzyłam na oścież. Spojrzałam znacząco na Alec'a ,który najwidoczniej był zszokowany moim zachowaniem.
-Lepiej będzie jeśli wyjdziesz-powiedziałam bez emocji, w sumie z trudem je powstrzymywałam, by nie wybuchnąć, czy coś innego powiedzieć.Czułam się dziwnie mając go zaraz przed sobą. Wraca tutaj, jak gdyby nigdy nic , tylko dla tego, że jestem w ciąży. A jeszcze trzy miesiące temu tak paskudnie mnie potraktował. Nie miałam ochoty widzieć go na oczy. Odzyskiwałam na reszcie spokój, ale kiedy byłam przy nim nie wiedziałam jak się czuć. Z jednej strony byłam szczęśliwa że nic mu nie jest, a z drugiej nie ufałam mu.
(Alec?)
od Romeo - C.D Ben'a
Siedziałem, zupełnie nie wiedząc co powiedzieć, zrobić. Miałem nadzieje, że Katherina o mnie zapomni i w końcu mi też się uda. Że bylibyśmy dla siebie jedynie mglistym wspomnieniem. Ale ta wiadomość... Kath jest w ciąży. Ze mną. Będę ojcem, najpewniej wspaniałego dziecka. Większość osób by się pewnie przeraziła, ale nie ja. Bardziej się martwię o to, co dalej. Zerwałem z Katheriną, nienawidzi mnie ale to MOJE dziecko. O boże... To moje dziecko. Tego się bałem. Że wszystko się ułoży. Będziemy mieli dziecko, rodzinę. A potem to runie. Wiedziałem, że to w końcu runie. Ale teraz... to droga w jedną stronę.
Ben wyszedł ode mnie jakieś dziesięć minut temu. Nie siedział długo. Jedynie powiedział parę słów i wyszedł. A ja muszę iść do Kath. Zobaczyć ją. Nie widziałem jej dwa miesiące, a tu proszę. Jaka niespodzianka. Wsiadłem do impali i pojechałem. Długo myślałem i w końcu zmęczony tym wszystkim włączyłem muzykę. Z głośników wylała się jedna z wesołych piosenek, tych łagodniejszych. Ładnych.
Nagle:
"Dalej, mój krnąbrny synu..."
- No serio? - mruknąłem i przełączyłem. Wreszcie coś, co mnie tak nie dręczyło. "Black Sabbath" zespołu Black Sabbath z albumu "Black Sabbath" to naprawdę świetna piosenka. Całkiem smutna i ponura. I taka demoniczna. Ten samochód chyba naprawdę ma duszę i specjalnie wybiera takie piosenki. Po chwili dojechałem pod dom Katheriny. Wysiadłem i po prostu wszedłem do domu. Raczej mnie rozpozna, w końcu jestem w krótkim rękawku. Wyglądałem... jak ja. Z lekkim zarostem, swoimi krótkimi włosami i przystojną twarzą. No proszę, nadal skromnością nie grzeszę. Szybko wyczułem gdzie jest Katherina. Stanąłem w progu jej pokoju, skrzyżowałem dłonie na piersi i oparłem się o framugę.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - spytałem cicho. Przyjrzałem się jej. Piękna, jak zawsze. Z lekko, ale prawie niewidocznie zaokrąglonym brzuchem. W sumie dostrzegłem to tylko dlatego, że miałem okazję już dokładnie zbadać jej ciało i po prostu dla mnie była to mała różnica. To dopiero trzeci miesiąc, nie było więc tego prawie widać. Zobaczymy za miesiąc. Wtedy spojrzałem jej w oczy. Nie wiem, czy chciała mnie zabić, czy nie. I nie obchodziło mnie to. Ważniejsze od jej zamiarów wobec mnie było dziecko.
- W ogóle - odpowiedziała. Było widać, że boli ją mój widok.
Parsknąłem śmiechem.
- Nie zamierzałaś mi powiedzieć, że zostanę ojcem? Pragnę przypomnieć, że to jest i moje dziecko. A ja nie zamierzam pozwolić, by moje dziecko było pół sierotą - powiedziałem. Tak, miałem zostawić ją w spokoju, odejść. Ale nie umiałem. Nie teraz, kiedy okazało się, że będziemy mieli dziecko.
(Katherina?)
Ben wyszedł ode mnie jakieś dziesięć minut temu. Nie siedział długo. Jedynie powiedział parę słów i wyszedł. A ja muszę iść do Kath. Zobaczyć ją. Nie widziałem jej dwa miesiące, a tu proszę. Jaka niespodzianka. Wsiadłem do impali i pojechałem. Długo myślałem i w końcu zmęczony tym wszystkim włączyłem muzykę. Z głośników wylała się jedna z wesołych piosenek, tych łagodniejszych. Ładnych.
Nagle:
"Dalej, mój krnąbrny synu..."
- No serio? - mruknąłem i przełączyłem. Wreszcie coś, co mnie tak nie dręczyło. "Black Sabbath" zespołu Black Sabbath z albumu "Black Sabbath" to naprawdę świetna piosenka. Całkiem smutna i ponura. I taka demoniczna. Ten samochód chyba naprawdę ma duszę i specjalnie wybiera takie piosenki. Po chwili dojechałem pod dom Katheriny. Wysiadłem i po prostu wszedłem do domu. Raczej mnie rozpozna, w końcu jestem w krótkim rękawku. Wyglądałem... jak ja. Z lekkim zarostem, swoimi krótkimi włosami i przystojną twarzą. No proszę, nadal skromnością nie grzeszę. Szybko wyczułem gdzie jest Katherina. Stanąłem w progu jej pokoju, skrzyżowałem dłonie na piersi i oparłem się o framugę.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? - spytałem cicho. Przyjrzałem się jej. Piękna, jak zawsze. Z lekko, ale prawie niewidocznie zaokrąglonym brzuchem. W sumie dostrzegłem to tylko dlatego, że miałem okazję już dokładnie zbadać jej ciało i po prostu dla mnie była to mała różnica. To dopiero trzeci miesiąc, nie było więc tego prawie widać. Zobaczymy za miesiąc. Wtedy spojrzałem jej w oczy. Nie wiem, czy chciała mnie zabić, czy nie. I nie obchodziło mnie to. Ważniejsze od jej zamiarów wobec mnie było dziecko.
- W ogóle - odpowiedziała. Było widać, że boli ją mój widok.
Parsknąłem śmiechem.
- Nie zamierzałaś mi powiedzieć, że zostanę ojcem? Pragnę przypomnieć, że to jest i moje dziecko. A ja nie zamierzam pozwolić, by moje dziecko było pół sierotą - powiedziałem. Tak, miałem zostawić ją w spokoju, odejść. Ale nie umiałem. Nie teraz, kiedy okazało się, że będziemy mieli dziecko.
(Katherina?)
od Ben'a - C.D Katheriny
Nie mogłem w to uwierzyć. Przez większość czasu sądziłem, że X5 są bezpłodne, tak samo jak X6 i reszta idąca w górę. A tu... No tak, mówiąc, że zdolne do posiadania potomstwa są tylko starsze modele, uwzględnili również mój.
- Nie będę w tym siedzieć. Nie wplączesz mnie w to - powiedziałem, kręcąc głową. Znów nie zdradzałem emocji.
- Ben...
- Nie - warknąłem. Po chwili się uspokoiłem i łagodnym głosem kontynuowałem - nie zamierzam siedzieć cicho. Potem będzie na mnie, że nie powiedziałem. Rób co chcesz, ale ja zamierzam mu powiedzieć. Chyba zasługuje by wiedzieć, co?
I wyszedłem. Oh, Alec nie będzie zadowolony.
- Nie będę w tym siedzieć. Nie wplączesz mnie w to - powiedziałem, kręcąc głową. Znów nie zdradzałem emocji.
- Ben...
- Nie - warknąłem. Po chwili się uspokoiłem i łagodnym głosem kontynuowałem - nie zamierzam siedzieć cicho. Potem będzie na mnie, że nie powiedziałem. Rób co chcesz, ale ja zamierzam mu powiedzieć. Chyba zasługuje by wiedzieć, co?
I wyszedłem. Oh, Alec nie będzie zadowolony.
(Alec?)
od Katheriny
Stałam chwilę tak, śledząc go wzrokiem, ale zaraz jęknęłam cicho z bólu. Nie tylko z powodu tego iż mam ranę, ale też z tego powodu , że poczułam się dziwnie. Eh dziwne to wszystko ostatnio jest. Odwróciłam się w końcu i poszłam w głąb miasta , tak jak wcześniej zamierzałam. Po drodze o dziwo napotkałam Max, z którą zaczęłam rozmawiać. Postanowiłyśmy, że obie udamy się do baru. Zamówiłyśmy drinki i ku naszej uciesze przyszedł też Joshua, po tym jak Max do niego dzwoniła.
-I jak tam rana?-zapytała zaciekawiona Max
-Jak najlepiej. Zaczyna się goić,ale nadal boli do zniesienia, chociaż czasami też nie-zaśmiałam się
-Znów normalny tryb życia prowadzisz?-zapytała
-Normalny nie. Trochę taki jak wcześniej-wyjaśniłam z uśmiechem
-No o to mi chodziło. Bo w końcu nie jesteśmy normalni?-zaśmialiśmy się wszyscy
Skinęłam głową i napiłam się swojego drinka. Rozmawiałam z nimi przez dłuższy czas, o tym co planujemy w najbliższym czasie w ogóle o wszystkim o czym się dało. Pomijając przy tym oczywiście sprawy sercowe. Za dwa miesiące miał być jakiś koncert czy coś, nic nie było do końca pewne. Ogółem miała być impreza. Postanowiliśmy, że wszyscy pójdziemy. Moim zadaniem było, żeby wyciągnąć jakoś na tą imprezę Ben'a.
*** (Dwie miesiące później XD)
Wstałam wcześnie rano. Rana była już praktycznie zagojona. Dość długo się goiła. No cóż dla mnie to był szok. Podniosłam się z łóżka i poszłam spokojnie do łazienki. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i również ręcznik. Za godzinę miał przyjść akurat Ben. No i trzeba będzie go przekonać do tej imprezy. Wyszłam po 20 minutach z pod prysznica i ubrałam jak na razie bieliznę. Przejrzałam się w lustrze, aż w pewnej chwili poczułam dziwne kopnięcie?! Przyjrzałam się jeszcze dokładniej nie wiedziałam co o tym myśleć. Położyłam dłoń na brzuchu i znów to poczułam.
-Czy to możliwe-wyszeptałam sama do siebie zszokowana.
Jakoś dużej zmiany nie było, może trochę mój brzuch był bardziej zaokrąglony, ale tak to, to takie stworzenia jak my.........hm no nie rosną nam jakoś specjalnie brzuchy podczas ciąży. Odetchnęłam głęboko zastanawiając się jakim cudem do tego doszło?! Stałam chwilę tak przed lustrem sparaliżowana ,aż usłyszałam dzwonek do drzwi.
-No nie!-warknęłam na siebie
Szybko ubrałam się w ciuchy i zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Ben'a. No tak odwiedzał mnie raz w tygodniu bo tak to , załatwiał swoje sprawy. Zaprosiłam go do domu i weszliśmy do kuchni. Milczałam przez większość czasu, aż usiadłam na przeciwko Ben'a.
-Jutro jest impreza. Chciałam się zapytać czy pójdziesz -uśmiechnęłam się
Ben zrobił zszokowaną minę i pokiwał przecząco głową. No tak może podam inny argument.
-Max idzie i bardzo chciała,żebyś ty też szedł. Chyba jej nie odmówisz-dodałam chytrze.
-Eh......... Serio?-mruknął przygnębiony, skinęłam głową-Okej, ale nie na długo.
Widać nie był z tego zadowolony,ale co z tego. Wypiliśmy herbatę w ciszy. Kurcze jakoś tak nie jestem dzisiaj gadatliwa. Może tego nie zauważy. Zabrałam kubki i wsadziłam je do kranu. Usłyszałam,że Ben wstaje od stołu. Odwróciłam się gwałtownie czując , że jest za mną.
-Katherina , coś się dzieje?-zapytał podejrzliwie
Spojrzałam mu w oczy, zacinając się i po prostu nie wiedząc czy mu to powiedzieć, czy nie. Wpatrywałam się w niego ,aż wymiękły mi kolana i ominęłam go gwałtownie siadając na krześle.
-Nie-odpowiedziałam szybko
-Jakoś w to nie wierzę -powiedział podchodząc do mnie
-To uwierz -dodałam i podniosłam się gwałtownie.
To chyba było najgorsze co zrobiłam, bo jęknęłam cicho i złapałam się za brzuch. Kurcze czy to dziecko nie lubi jak się wkurzam czy jak.
-Czy......Czy ty?-zaczął się jąkać.
-Tak! Nie wiem jakim cudem i mnie to denerwuje. Ale nikomu ani słowa-mruknęłam
Usiadłam ponownie na krześle i westchnęłam cicho opierając głowę na ręce i przyglądając się niepewnie reakcji Ben'a.
(?)
-I jak tam rana?-zapytała zaciekawiona Max
-Jak najlepiej. Zaczyna się goić,ale nadal boli do zniesienia, chociaż czasami też nie-zaśmiałam się
-Znów normalny tryb życia prowadzisz?-zapytała
-Normalny nie. Trochę taki jak wcześniej-wyjaśniłam z uśmiechem
-No o to mi chodziło. Bo w końcu nie jesteśmy normalni?-zaśmialiśmy się wszyscy
Skinęłam głową i napiłam się swojego drinka. Rozmawiałam z nimi przez dłuższy czas, o tym co planujemy w najbliższym czasie w ogóle o wszystkim o czym się dało. Pomijając przy tym oczywiście sprawy sercowe. Za dwa miesiące miał być jakiś koncert czy coś, nic nie było do końca pewne. Ogółem miała być impreza. Postanowiliśmy, że wszyscy pójdziemy. Moim zadaniem było, żeby wyciągnąć jakoś na tą imprezę Ben'a.
*** (Dwie miesiące później XD)
Wstałam wcześnie rano. Rana była już praktycznie zagojona. Dość długo się goiła. No cóż dla mnie to był szok. Podniosłam się z łóżka i poszłam spokojnie do łazienki. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy i również ręcznik. Za godzinę miał przyjść akurat Ben. No i trzeba będzie go przekonać do tej imprezy. Wyszłam po 20 minutach z pod prysznica i ubrałam jak na razie bieliznę. Przejrzałam się w lustrze, aż w pewnej chwili poczułam dziwne kopnięcie?! Przyjrzałam się jeszcze dokładniej nie wiedziałam co o tym myśleć. Położyłam dłoń na brzuchu i znów to poczułam.
-Czy to możliwe-wyszeptałam sama do siebie zszokowana.
Jakoś dużej zmiany nie było, może trochę mój brzuch był bardziej zaokrąglony, ale tak to, to takie stworzenia jak my.........hm no nie rosną nam jakoś specjalnie brzuchy podczas ciąży. Odetchnęłam głęboko zastanawiając się jakim cudem do tego doszło?! Stałam chwilę tak przed lustrem sparaliżowana ,aż usłyszałam dzwonek do drzwi.
-No nie!-warknęłam na siebie
Szybko ubrałam się w ciuchy i zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Ben'a. No tak odwiedzał mnie raz w tygodniu bo tak to , załatwiał swoje sprawy. Zaprosiłam go do domu i weszliśmy do kuchni. Milczałam przez większość czasu, aż usiadłam na przeciwko Ben'a.
-Jutro jest impreza. Chciałam się zapytać czy pójdziesz -uśmiechnęłam się
Ben zrobił zszokowaną minę i pokiwał przecząco głową. No tak może podam inny argument.
-Max idzie i bardzo chciała,żebyś ty też szedł. Chyba jej nie odmówisz-dodałam chytrze.
-Eh......... Serio?-mruknął przygnębiony, skinęłam głową-Okej, ale nie na długo.
Widać nie był z tego zadowolony,ale co z tego. Wypiliśmy herbatę w ciszy. Kurcze jakoś tak nie jestem dzisiaj gadatliwa. Może tego nie zauważy. Zabrałam kubki i wsadziłam je do kranu. Usłyszałam,że Ben wstaje od stołu. Odwróciłam się gwałtownie czując , że jest za mną.
-Katherina , coś się dzieje?-zapytał podejrzliwie
Spojrzałam mu w oczy, zacinając się i po prostu nie wiedząc czy mu to powiedzieć, czy nie. Wpatrywałam się w niego ,aż wymiękły mi kolana i ominęłam go gwałtownie siadając na krześle.
-Nie-odpowiedziałam szybko
-Jakoś w to nie wierzę -powiedział podchodząc do mnie
-To uwierz -dodałam i podniosłam się gwałtownie.
To chyba było najgorsze co zrobiłam, bo jęknęłam cicho i złapałam się za brzuch. Kurcze czy to dziecko nie lubi jak się wkurzam czy jak.
-Czy......Czy ty?-zaczął się jąkać.
-Tak! Nie wiem jakim cudem i mnie to denerwuje. Ale nikomu ani słowa-mruknęłam
Usiadłam ponownie na krześle i westchnęłam cicho opierając głowę na ręce i przyglądając się niepewnie reakcji Ben'a.
(?)
od Romeo
Szedłem ulicą. Nie główną, tylko bocznymi uliczkami, unikając ludzi. Miasto ostatnio nagromadziło się od osób, których znam. Było ich stanowczo za dużo.
Nie pamiętam, co się stało po tym jak przyszła Pamela. Położyłem się na łóżku, rozpoczął się seans i film mi się urwał. W pamięci była już tylko czarna plama. Nie wiem, czy jej się udało. Nie słyszałem już go, ale nie byłem pewien, czy po prostu ten pasożyt nie ucichł na chwilę. To wszystko mnie już dobijało.
Ale zamiast się nad sobą użalać jak przez ostatni miesiąc, wziąłem się za siebie. Zacząłem ćwiczyć, wreszcie się golić, wychodzić do miasta. Myślałem nad wylotem stąd, daleko, daleko. Znów zacząć od nowa. Zarobić parę groszy, znów zacząć pracować w firmie, gdzie pracowałem kiedyś i jakoś żyć. Tam. Tutaj nie umiałem.
Była noc, nawet chłodna ale nie na tyle by chodzić w kurtce, jak zawsze. Skórzana kurtka by ugotowała mnie po prostu. Założyłem więc na siebie czarną koszulkę z długimi rękawami, mimo, że nie odczuwałem aż tak mocno temperatury jak ludzie. Zdecydowanie powiększona średnia temperatura mojego ciała sprawiała, że hipotermii bym się nie nabawił a tym bardziej nie byłoby mi zimno przez powiew wiatru.
I wtedy zobaczyłem Katherinę, jak szła naprzeciwko. Miała się wyraźnie dobrze, była szczęśliwa gdy mnie zobaczyła, a jednocześnie to nie mnie zauważyła. Wzięła mnie za Ben'a. Widać to. Mogła mnie pomylić: schudłem ostatnio i włosy mi urosły. Zamierzałem je ściąć niedługo, naprawdę nie wiem jak sobie radzi z tymi kudłami wchodzącymi w oczy, Ben. Podeszła, a mnie mimowolnie zabiło mocniej serce. Nie wiedziałem, co czuję gdy ona podeszła. Szczęście, ból, zazdrość do Ben'a. Eh. Postanowiłem go trochę poudawać. Wiem, że odsypia teraz w hotelu, więc przez najbliższe cztery godziny go nie będzie, więc chyba nie obrazi się, jak sprawdzę, jak sobie radzi Katherina?
- Ben - powiedziała. Trzymała się w bezpiecznej odległości, widocznie nie chcąc mnie dotknąć. Bardzo tego chciałem, ale przecież Ben się boi dotyku.
- Cześć, Katherina. Lepiej się czujesz? - spytałem, nie zdradzając emocji ani w słowach, ani w uczynkach czy nawet oczach.
- Tak... - po chwili jakby się zastanowiła. I nagle zauważyłem, że zmienił jej się nastrój. Tak w mgnieniu oka, co ona w ciąży jest? Zesmutniała, pewnie na złe wspomnienie - Widziałeś gdzieś Alec'a? - spytała. Jakby się martwiła. Oszukuje siebie. Nienawidzi mnie. Nawet teraz, gdy myślała, że jestem Ben'em, patrzyła na mnie dziwnie - Nagle znikł.
Ugryzłem się w język, zanim rzuciłem "martwisz się?". On by takiego czegoś nie powiedział, od razu zorientowałaby się kim jestem.
- Widziałem go dzisiaj - rzekłem, jakby nigdy nic. Oh, widzę ciągle go. W lustrach, w szybach, wszędzie. I nienawidzę tego. Po chwili westchnąłem ciężko. Moja mała Katherina. Ok, niech się pozbiera. I znajdzie sobie kogoś... Tak, mimo wszystko jestem bardzo opiekuńczy. Nie chciałbym, żeby jej się coś stało. Ale nie okażę tego - Przepraszam Katherina, muszę iść. Żegnaj - pożegnałem się jeszcze i odszedłem w swoją stronę.
(Kath?)
Nie pamiętam, co się stało po tym jak przyszła Pamela. Położyłem się na łóżku, rozpoczął się seans i film mi się urwał. W pamięci była już tylko czarna plama. Nie wiem, czy jej się udało. Nie słyszałem już go, ale nie byłem pewien, czy po prostu ten pasożyt nie ucichł na chwilę. To wszystko mnie już dobijało.
Ale zamiast się nad sobą użalać jak przez ostatni miesiąc, wziąłem się za siebie. Zacząłem ćwiczyć, wreszcie się golić, wychodzić do miasta. Myślałem nad wylotem stąd, daleko, daleko. Znów zacząć od nowa. Zarobić parę groszy, znów zacząć pracować w firmie, gdzie pracowałem kiedyś i jakoś żyć. Tam. Tutaj nie umiałem.
Była noc, nawet chłodna ale nie na tyle by chodzić w kurtce, jak zawsze. Skórzana kurtka by ugotowała mnie po prostu. Założyłem więc na siebie czarną koszulkę z długimi rękawami, mimo, że nie odczuwałem aż tak mocno temperatury jak ludzie. Zdecydowanie powiększona średnia temperatura mojego ciała sprawiała, że hipotermii bym się nie nabawił a tym bardziej nie byłoby mi zimno przez powiew wiatru.
I wtedy zobaczyłem Katherinę, jak szła naprzeciwko. Miała się wyraźnie dobrze, była szczęśliwa gdy mnie zobaczyła, a jednocześnie to nie mnie zauważyła. Wzięła mnie za Ben'a. Widać to. Mogła mnie pomylić: schudłem ostatnio i włosy mi urosły. Zamierzałem je ściąć niedługo, naprawdę nie wiem jak sobie radzi z tymi kudłami wchodzącymi w oczy, Ben. Podeszła, a mnie mimowolnie zabiło mocniej serce. Nie wiedziałem, co czuję gdy ona podeszła. Szczęście, ból, zazdrość do Ben'a. Eh. Postanowiłem go trochę poudawać. Wiem, że odsypia teraz w hotelu, więc przez najbliższe cztery godziny go nie będzie, więc chyba nie obrazi się, jak sprawdzę, jak sobie radzi Katherina?
- Ben - powiedziała. Trzymała się w bezpiecznej odległości, widocznie nie chcąc mnie dotknąć. Bardzo tego chciałem, ale przecież Ben się boi dotyku.
- Cześć, Katherina. Lepiej się czujesz? - spytałem, nie zdradzając emocji ani w słowach, ani w uczynkach czy nawet oczach.
- Tak... - po chwili jakby się zastanowiła. I nagle zauważyłem, że zmienił jej się nastrój. Tak w mgnieniu oka, co ona w ciąży jest? Zesmutniała, pewnie na złe wspomnienie - Widziałeś gdzieś Alec'a? - spytała. Jakby się martwiła. Oszukuje siebie. Nienawidzi mnie. Nawet teraz, gdy myślała, że jestem Ben'em, patrzyła na mnie dziwnie - Nagle znikł.
Ugryzłem się w język, zanim rzuciłem "martwisz się?". On by takiego czegoś nie powiedział, od razu zorientowałaby się kim jestem.
- Widziałem go dzisiaj - rzekłem, jakby nigdy nic. Oh, widzę ciągle go. W lustrach, w szybach, wszędzie. I nienawidzę tego. Po chwili westchnąłem ciężko. Moja mała Katherina. Ok, niech się pozbiera. I znajdzie sobie kogoś... Tak, mimo wszystko jestem bardzo opiekuńczy. Nie chciałbym, żeby jej się coś stało. Ale nie okażę tego - Przepraszam Katherina, muszę iść. Żegnaj - pożegnałem się jeszcze i odszedłem w swoją stronę.
(Kath?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)