Zerknęła trochę poirytowana na tego głupiego strażnika. On cały czas za mną chodził. Nie lubiłam mieć za sobą, jakiegoś typka, który był jak cień. Ugh. Czy może być coś gorszego od takiego goryla?!
-Hej-uśmiechnęłam się zadowolona
Tak Alec wolał się teraz nie zbliżać. Wiedzieliśmy, że to może się skończyć wylądowaniem jego w izolatce. Strażnik przyglądał nam się uważnie, ale jednak zaraz odszedł kawałek dalej. Przyjrzałam się uważnie Alec'owi zaciekawiona.
-Jak idzie na treningach?-zapytałam ciekawa
-Dość dobrze, ale nie lubię tego-mruknął-Nie mogłem się dzisiaj skupić. Tak bardzo chciałem Cię zobaczyć.
Uśmiechnęłam się jeszcze promienniej i skinęłam głową. Rozejrzałam się uważnie, zauważając , że reszta jego oddziału idzie na ustalone miejsce.
-Nie martw się , mi na razie nic nie jest-zaśmiałam się
Spojrzałam trochę rozczarowana, gdy za tym wielkim tłumem dostrzegłam tego ich oficera. Odwróciłam sie szybko do Alec'a i popatrzyłam mu w oczy.
-Kocham Cię. A teraz leć. Nie chcę by znów Ci się dostało-powiedziałam z uśmiechem
Alec chciał bardzo do mnie podejść , jednak się powstrzymał i szybko pobiegł do swojego oddziału. Spojrzałam za nim i zaraz usłyszałam jak ktoś staje obok mnie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na ich szefową. Huh. Miło, złożyła mi wizytę, która rzadko się zdarza. No proszę może, ma coś do mnie.
-Masz szczęście-mruknęła zdenerwowana- Te ich ostatnie opóźnienia...........Ale wkrótce się to zmieni.
Odwróciłam się w jej stronę z kamienną miną, a zaraz nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą i teraz patrzyłyśmy sobie prosto w oczy.
-Było by fajniej, gdybyś pilnowała własnego nosa-prychnęłam
Chciała się odezwać, jednak zaraz zauważyłam strażnika i lekarza, który wyłonił się zza drzwi budynku.
-A teraz, odsuń się. Muszę przecież wracać do siebie-dodałam kąśliwie, nie zważając na jej reakcję.
I tak o to spotkały się dwie kobiety o silnym charakterze. Dziwne, że to wszystko nie wybuchło z naszych krótkich kłótni. Wróciłam do siebie do pokoju, ale jednak nie był on pusty, o dziwo lekarze tam na mnie nie czekali. Zauważyłam jedynie oficera , z oddziału Alec'a. Drzwi za mną zostały zatrzaśnięte, a mężczyzna przyjrzał mi się uważnie. Uniósł kąciki ust, jednak nie dałam mu dojść do słowa.
-Niech zgadnę. Przyszedłeś tutaj, wypominać mi fakt iż mam zły wpływ na jednego z waszych-mruknęłam-Daruj sobie, już wysłuchuję to od waszej szefowej -dodałam sycząc wkurzona
Nie obchodziło mnie ich zdanie, na temat mojego związku z Alec'em. Po prostu wisiało mi to co oni o tym sądzili. Mężczyzna podszedł do mnie i złapał mnie za ramię, jednak szybko wysuwając kły , wykręciłam mu rękę.
-Kotołaki-prychnął
Zanim coś jeszcze usłyszałam, on odepchnął mnie od siebie i wyszedł.
(Alec?)
sobota, 11 października 2014
od Alec'a - C.D Katheriny
Spojrzałem na nią, nadal mając trochę spazmatyczny oddech. Nic dziwnego. Zatrzymałem powietrze w płucach po czym powoli je wypuściłem.
- Muszę iść - powiedziałem niechętnie. - Przecież nie mogę tutaj zostać.
Leżałem z nią tak jeszcze chwilę, ale w końcu wstałem i ubrałem się. Nachyliłem się jeszcze nad mym kotkiem i pocałowałem ją przeciągle.
- Pojutrze się spotkamy na dworze, będę. Nie martw się o mnie - powiedziałem, po czym pożegnałem się z nią i wyszedłem z jej celi. Strażnik zaprowadził mnie tak, żeby nikt nas nie widział do mojego "pokoju". Od razu położyłem się na łóżku korzystając, że mam jeszcze jakiś czas wolnego. Dłużej u Kath zostać nie mogłem: obchód lekarzy to naprawdę irytująca sprawa. Jednocześnie obmyślałem plan ucieczki z tego więzienia.
Już od rana drugiego dnia nie mogłem usiedzieć spokojnie, skupić się na zajęciach ani nic, myślałem tylko o końcu musztry, a gdy się skończyła od razu podszedłem do wyjścia z placu, od strony budynku. Czekałem na Kath, która zjawiła się kilka minut później. Uśmiechnąłem się do niej, jednak postanowiłem się zbytnio do niej nie zbliżać, w końcu izolatka to niezbyt ciekawe miejsce, szczególnie gdy jest się w nim tydzień. Bez jedzenia, ale chociaż dawali nam raz dziennie buteleczkę wody, to i tak dobrze. Najbardziej jednak zniechęcało mnie brak możliwości widzenia się z Kath.
- Cześć kotek. Jak się czujecie? - spytałem. Ten strażnik dziwnie się na mnie patrzył, jakby chciał mnie stąd wygonić.
- Nie powinieneś być gdzie indziej? - warknął.
- Mam jeszcze kilka minut - powiedziałem.
(Katherina?)
- Muszę iść - powiedziałem niechętnie. - Przecież nie mogę tutaj zostać.
Leżałem z nią tak jeszcze chwilę, ale w końcu wstałem i ubrałem się. Nachyliłem się jeszcze nad mym kotkiem i pocałowałem ją przeciągle.
- Pojutrze się spotkamy na dworze, będę. Nie martw się o mnie - powiedziałem, po czym pożegnałem się z nią i wyszedłem z jej celi. Strażnik zaprowadził mnie tak, żeby nikt nas nie widział do mojego "pokoju". Od razu położyłem się na łóżku korzystając, że mam jeszcze jakiś czas wolnego. Dłużej u Kath zostać nie mogłem: obchód lekarzy to naprawdę irytująca sprawa. Jednocześnie obmyślałem plan ucieczki z tego więzienia.
Już od rana drugiego dnia nie mogłem usiedzieć spokojnie, skupić się na zajęciach ani nic, myślałem tylko o końcu musztry, a gdy się skończyła od razu podszedłem do wyjścia z placu, od strony budynku. Czekałem na Kath, która zjawiła się kilka minut później. Uśmiechnąłem się do niej, jednak postanowiłem się zbytnio do niej nie zbliżać, w końcu izolatka to niezbyt ciekawe miejsce, szczególnie gdy jest się w nim tydzień. Bez jedzenia, ale chociaż dawali nam raz dziennie buteleczkę wody, to i tak dobrze. Najbardziej jednak zniechęcało mnie brak możliwości widzenia się z Kath.
- Cześć kotek. Jak się czujecie? - spytałem. Ten strażnik dziwnie się na mnie patrzył, jakby chciał mnie stąd wygonić.
- Nie powinieneś być gdzie indziej? - warknął.
- Mam jeszcze kilka minut - powiedziałem.
(Katherina?)
od Juliette - C.D Romeo
-Nie dziękuję.Nie musisz się o mnie aż tak martwić.-uśmiechnęłam się. Byłam już tym wszystkim zmęczona.Próba zabicia go,nie udana.Ucieczka od bandy demonów, pomyślnie.Te wszystkie rozmowy, ehh. Nienawidzę mówić o sobie.
Orzeźwiający prysznic jakby zmył ze mnie te wszystkie dzisiejsze brudy.Poczułam się lepiej, może nie doskonale, ale lepiej. Ze świadomością kim jestem i jak skończę, nie można chodzić z wlepionym uśmiechem na twarzy. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
-Może i jestem wampirem, ale potrzebuję odpoczynku.S-n-u.-tłumaczyłam-Nie rozumiesz? Śpisz na podłodze.
-Co ty do mnie mówisz?- zakpił ze mnie
-To co słyszałeś.Nie będę spała z tobą nago w jednym łóżku.
-Przykro mi, ale ja się nigdzie stąd nie wybieram.-rzucił się na łóżko.Westchnęłam głośno.
Nie powiem jest pociągający, nie zaprzeczę również, że muszę hamować się przed czymś czego mogę żałować moje wampirze zmysły.
Usiadłam z przeciwnej strony łóżka, po czym położyłam się obok niego.
-Na prawdę myślisz, pijąc z tej samej szklanki mogę cię zabić? -zaśmiałam się. On chyba nie znał odpowiedzi. Przysunęłam się do niego i namiętnie pochłonęłam jego usta, można powiedzieć, że wręcz moje wargi miażdżyły jego, ale nadal zachowując delikatność.Nie stawiał żadnego oporu, a wiedziałam jakie miał chęci do życia w tym ciele, ale nie myślał o tym, nie myślał o śmierci.
-Czujesz jak cię coś zabija?-zapytałam z uśmiechem
-Nie jeszcze nie-odwzajemnił pocałunek. Chyba już się dowiedział, że jad nie zawsze tkwi w moich kłach tylko kiedy tego zapragnę,a jakoś nie pragnęłam jego śmierci. Czułam się o niebo bardziej niż dziwnie.
To było niezwykłe uczucie, ale wątpię czy dla niego to coś znaczy, więc jak pewnie i mi przystało należy pozostać obojętnym.
(?)
Orzeźwiający prysznic jakby zmył ze mnie te wszystkie dzisiejsze brudy.Poczułam się lepiej, może nie doskonale, ale lepiej. Ze świadomością kim jestem i jak skończę, nie można chodzić z wlepionym uśmiechem na twarzy. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
-Może i jestem wampirem, ale potrzebuję odpoczynku.S-n-u.-tłumaczyłam-Nie rozumiesz? Śpisz na podłodze.
-Co ty do mnie mówisz?- zakpił ze mnie
-To co słyszałeś.Nie będę spała z tobą nago w jednym łóżku.
-Przykro mi, ale ja się nigdzie stąd nie wybieram.-rzucił się na łóżko.Westchnęłam głośno.
Nie powiem jest pociągający, nie zaprzeczę również, że muszę hamować się przed czymś czego mogę żałować moje wampirze zmysły.
Usiadłam z przeciwnej strony łóżka, po czym położyłam się obok niego.
-Na prawdę myślisz, pijąc z tej samej szklanki mogę cię zabić? -zaśmiałam się. On chyba nie znał odpowiedzi. Przysunęłam się do niego i namiętnie pochłonęłam jego usta, można powiedzieć, że wręcz moje wargi miażdżyły jego, ale nadal zachowując delikatność.Nie stawiał żadnego oporu, a wiedziałam jakie miał chęci do życia w tym ciele, ale nie myślał o tym, nie myślał o śmierci.
-Czujesz jak cię coś zabija?-zapytałam z uśmiechem
-Nie jeszcze nie-odwzajemnił pocałunek. Chyba już się dowiedział, że jad nie zawsze tkwi w moich kłach tylko kiedy tego zapragnę,a jakoś nie pragnęłam jego śmierci. Czułam się o niebo bardziej niż dziwnie.
To było niezwykłe uczucie, ale wątpię czy dla niego to coś znaczy, więc jak pewnie i mi przystało należy pozostać obojętnym.
(?)
od Katheriny - C.D Alec'a
Przeniosłam delikatnie na niego wzrok z chytrym uśmieszkiem.
-Słucham?-zachichotałam cicho
Poruszyłam ponownie biodrami ocierając się o jego męskość. Sama po pewnym czasie jęknęłam czując rozkosz. Zbliżyłam się do jego twarzy i pocałowałam go namiętnie, zaraz jednak zeszłam na jego tors , całując go po nim. Alec przyciągnął mnie do siebie, całując ponownie, a ja delikatnie opuściłam swoje biodra wsuwając go w siebie. Jęknęłam cicho, czując jeszcze większą rozkosz. Nie chciałam przecież, żeby wszyscy nas usłyszeli. W końcu, no cóż nie sądzę, że znów to zrobimy w najbliższym czasie. Nie możemy praktycznie się widywać , więc jest nie zbyt miło. Dlatego postanowiłam to wykorzystać iż dzisiaj do mnie przyszedł. Splotłam swoje palce z jego i zaczęłam powoli poruszać biodrami. Jęczałam cicho , pomiędzy pocałunkami. Jednak Alec nie pozostawał tylko przy pieszczeniu mojej szyi jak i ust. Zszedł delikatnie w dół, na moje piersi i zaczął je całować. Zassał kolejno każdy z moich sutków, a ja znów jęknęłam z rozkoszy. Alec jednak w pewnym momencie przewrócił mnie z powrotem na plecy. Popatrzyłam na niego, jednak nie miałam mu tego za złe.
-Wybacz , kotku-wyszeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się zadowolona i skinęłam głową. Alec wysunął się we mnie i wszedł trochę bardziej agresywnie. Zadrżałam gdy jego ręce znów wędrowały po moim ciele. Alec pchnął jeszcze kilka razy, aż doszedł do końca. Pocałował mnie dogłębnie i przeciągle, a zaraz wysunął się ze mnie i położył tuż obok mnie. Odwróciłam się szybko do niego i przytuliłam, chcąc czuć bijące od niego ciepło. Zerknęłam jeszcze na zegarek. 12 minut. Tylko nie to. Czemu zostało mi tak mało czasu z nim?! Odetchnęłam głęboko i położyłam głowę na torsie Alec'a. Przynajmniej chwilowo był spokój. Spojrzałam na niego i zgarnęłam tylko z podłogi szybko bieliznę,a on ubrał swoją. Wróciliśmy na łóżko i znów wróciłam do wcześniejszej pozycji. Przysunęłam się jeszcze bardziej i westchnęłam cicho. Alec to wyczuł i pogładził mnie po włosach, a zaraz na mnie spojrzał.
-O co chodzi?-zapytał troskliwie
-Alec. Eh. Nie chcę żebyś szedł. Co jeśli znowu, nas od siebie odciągnął. Co jeśli nie pozwolą nam się dosłownie widywać i w ogóle? I tak już ledwie przeżyłam bez ciebie przez te dwa miesiące-mruknęłam
(Alec?)
-Słucham?-zachichotałam cicho
Poruszyłam ponownie biodrami ocierając się o jego męskość. Sama po pewnym czasie jęknęłam czując rozkosz. Zbliżyłam się do jego twarzy i pocałowałam go namiętnie, zaraz jednak zeszłam na jego tors , całując go po nim. Alec przyciągnął mnie do siebie, całując ponownie, a ja delikatnie opuściłam swoje biodra wsuwając go w siebie. Jęknęłam cicho, czując jeszcze większą rozkosz. Nie chciałam przecież, żeby wszyscy nas usłyszeli. W końcu, no cóż nie sądzę, że znów to zrobimy w najbliższym czasie. Nie możemy praktycznie się widywać , więc jest nie zbyt miło. Dlatego postanowiłam to wykorzystać iż dzisiaj do mnie przyszedł. Splotłam swoje palce z jego i zaczęłam powoli poruszać biodrami. Jęczałam cicho , pomiędzy pocałunkami. Jednak Alec nie pozostawał tylko przy pieszczeniu mojej szyi jak i ust. Zszedł delikatnie w dół, na moje piersi i zaczął je całować. Zassał kolejno każdy z moich sutków, a ja znów jęknęłam z rozkoszy. Alec jednak w pewnym momencie przewrócił mnie z powrotem na plecy. Popatrzyłam na niego, jednak nie miałam mu tego za złe.
-Wybacz , kotku-wyszeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się zadowolona i skinęłam głową. Alec wysunął się we mnie i wszedł trochę bardziej agresywnie. Zadrżałam gdy jego ręce znów wędrowały po moim ciele. Alec pchnął jeszcze kilka razy, aż doszedł do końca. Pocałował mnie dogłębnie i przeciągle, a zaraz wysunął się ze mnie i położył tuż obok mnie. Odwróciłam się szybko do niego i przytuliłam, chcąc czuć bijące od niego ciepło. Zerknęłam jeszcze na zegarek. 12 minut. Tylko nie to. Czemu zostało mi tak mało czasu z nim?! Odetchnęłam głęboko i położyłam głowę na torsie Alec'a. Przynajmniej chwilowo był spokój. Spojrzałam na niego i zgarnęłam tylko z podłogi szybko bieliznę,a on ubrał swoją. Wróciliśmy na łóżko i znów wróciłam do wcześniejszej pozycji. Przysunęłam się jeszcze bardziej i westchnęłam cicho. Alec to wyczuł i pogładził mnie po włosach, a zaraz na mnie spojrzał.
-O co chodzi?-zapytał troskliwie
-Alec. Eh. Nie chcę żebyś szedł. Co jeśli znowu, nas od siebie odciągnął. Co jeśli nie pozwolą nam się dosłownie widywać i w ogóle? I tak już ledwie przeżyłam bez ciebie przez te dwa miesiące-mruknęłam
(Alec?)
od Romeo - C.D Juliette
Nigdy nie słyszałem o czymś takim jak "obóz dla demonów", jednak nie jestem jakiś obeznany. Jedynie kojarzę imiona najsilniejszych z nas i główne cechy, które pozwalają ich unikać. Mimo, że jakoś dziwnie mi to wszystko brzmi, jeden element pasuje idealnie: gnębienie i tortury. Jesteśmy obeznani w tym, w sumie demony to rasa która do perfekcji zadawanie bólu. Piekło to ciągłe tortury i to sto razy gorsze niż te, co ona przeżywała, ale byłoby całkiem miłe gdyby nie inne demony. Sam to przeżyłem i to właśnie z ich ręki. Do dziś pamiętam ten wybór podczas mojego pierwszego tam pobytu. Mogłem przejąć ostrze, jednak wszystko ma swoją cenę. Przestaną torturować, jeśli sam zacznę to robić. Cóż, zacząłem. Dlatego wizja brutalnych (pewnie również niewyżytych, ale pominę to), okrutnych i żądnych krwi moich kuzynów w ogóle mnie nie ruszyła. Taka prawda, znałem swoją rasę w końcu. Myślicie, że co powstaje z najgorszych szmir (w końcu za coś musieli wylądować w piekle) które się torturuje a potem same torturują? Na pewno nic dobrego. Napiłem się prosto z butelki parę łyków. Nie napiję się przecież z szklanki po niej, nie jestem głupi i nie śpieszy mi się do grobu.
Ruszyłem do łazienki, po czym otworzyłem jej drzwi i zaprosiłem gestem dłoni do środka. Oparłem się o framugę, mając skrzyżowane na piersi ręce.
- Łazienka - powiedziałem, choć raczej to widziała. Weszła do środka. - Pomóc Ci w czymś? - zapytałem z tym uwodzicielskim uśmiechem. Chyba moje intencje bardziej oczywiste być nie mogły, ale nie dbałem o to. Bo po co?
(Juliette?)
Ruszyłem do łazienki, po czym otworzyłem jej drzwi i zaprosiłem gestem dłoni do środka. Oparłem się o framugę, mając skrzyżowane na piersi ręce.
- Łazienka - powiedziałem, choć raczej to widziała. Weszła do środka. - Pomóc Ci w czymś? - zapytałem z tym uwodzicielskim uśmiechem. Chyba moje intencje bardziej oczywiste być nie mogły, ale nie dbałem o to. Bo po co?
(Juliette?)
od Alec'a - C.D Katheriny
Hmm.... Trochę dziwne uczucie kochać się w Manticore. Na razie jednak o tym nie myślałem, za bardzo rozpraszała mnie Katherina i tęsknota za nią. Po raz pierwszy nieszczęście nas do siebie przybliżyło, zamiast oddalić. Wreszcie.
Stęskniłem się za nią, bardzo. Mój mały kotek. Niby tyle minęło, a ona nic się nie zmieniła. Tak jak się spodziewałem, po chwili wylądowałem na plecach pod nią. Ona uwielbiała być na górze, ja uwielbiałem być na górze przez co umieliśmy czasem kilkanaście razy pod rząd przewracać drugą połówkę na plecy, ale teraz niech się nacieszy górowaniem. W końcu jest w ciąży. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale wyglądała nawet w takiej sytuacji seksownie. No cóż.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją, słysząc jej jęk. Dopóki tego nie usłyszy nikt z zewnątrz (choć bez przesady, aż tacy głośni to my nigdy nie byliśmy) to jest dobrze.
Ok, czuję się zdominowany. Teraz to Kath decydowała praktycznie o wszystkim. Za pierwszym razem (tym naszym pierwszym razem) dosyć źle się z tym czułem, ale teraz w ogóle mi to nie przeszkadzało, nawet dobrze mi było.
Taaa, trzeba się jeszcze pozbyć paru części bielizny. Z stanikiem poszło łatwo i po chwili leżał na podłodze, ale problem zrobił się przy majtkach. Po kilku chwilach ubarwionych naszym niepohamowanym śmiechem przy niektórych momentach użarliśmy się z ostatkami częściami odzieży jej i sekundę później moimi. I znów siedziała na moich biodrach i jak zawsze drażniła mnie ( w dobrym sensie... chyba) swoimi ruchami. Ok, wybaczyłbym jej, gdyby nie to, że ona to robi specjalnie. Dłonie miałem na jej biodrach, jednak nie powstrzymywałem jej przed tymi torturami.
- Kath - jęknąłem cicho.
(Katherina? XD)
Stęskniłem się za nią, bardzo. Mój mały kotek. Niby tyle minęło, a ona nic się nie zmieniła. Tak jak się spodziewałem, po chwili wylądowałem na plecach pod nią. Ona uwielbiała być na górze, ja uwielbiałem być na górze przez co umieliśmy czasem kilkanaście razy pod rząd przewracać drugą połówkę na plecy, ale teraz niech się nacieszy górowaniem. W końcu jest w ciąży. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale wyglądała nawet w takiej sytuacji seksownie. No cóż.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją, słysząc jej jęk. Dopóki tego nie usłyszy nikt z zewnątrz (choć bez przesady, aż tacy głośni to my nigdy nie byliśmy) to jest dobrze.
Ok, czuję się zdominowany. Teraz to Kath decydowała praktycznie o wszystkim. Za pierwszym razem (tym naszym pierwszym razem) dosyć źle się z tym czułem, ale teraz w ogóle mi to nie przeszkadzało, nawet dobrze mi było.
Taaa, trzeba się jeszcze pozbyć paru części bielizny. Z stanikiem poszło łatwo i po chwili leżał na podłodze, ale problem zrobił się przy majtkach. Po kilku chwilach ubarwionych naszym niepohamowanym śmiechem przy niektórych momentach użarliśmy się z ostatkami częściami odzieży jej i sekundę później moimi. I znów siedziała na moich biodrach i jak zawsze drażniła mnie ( w dobrym sensie... chyba) swoimi ruchami. Ok, wybaczyłbym jej, gdyby nie to, że ona to robi specjalnie. Dłonie miałem na jej biodrach, jednak nie powstrzymywałem jej przed tymi torturami.
- Kath - jęknąłem cicho.
(Katherina? XD)
od Juliette - C.D Romeo
-Chevrolety? ja też lubię te samochody.-zaczęłam zmieniać temat.Słabo mi to wychodzi
-Księżniczko, koniec tych przekrętów.
-Nie jestem pewna, czy mogę ci zaufać...
-Gdybyś nie mogła, nie chciała nie przedstawiłabyś mi swojego imienia, ani nie uratowałabyś mi życia.
-No może masz rację.-spuściłam wzrok-Daj klucz.- powiedziałam nerwowo, on nie pewnie podał mi go do ręki.Ja zamknęłam drzwi.
-Jakieś objawy maniaka?-zignorowałam to po prostu głupie pytanie.
-Okej.Więc jestem wampirem, który jeżeli tylko chce może wprowadzić śmiertelny jad w każde chodzące stworzenie, ale jakoś się złożyło, że głównie padło na demony.- odparłam szybko, łapiąc powietrze.
-Jakoś się złożyło? Demony? Mhhmm...- ten jego wzrok...
-Niedługo będziesz o mnie wiedział więcej niż kto kol wiek inny!- odparłam z pretensją
-Moje uroki przyciągają nie tylko ciało, ale i umysł- powiedział starając być przy tym uwodzicielski, a ja wysłałam mu spojrzenie pogardy.
-Kiedy jeszcze byłam wampirem nie znających swoich możliwości, nie potrafiącym panować na sobą, swoim ciałem, uczuciami, kiedy byłam kompletnie nikim trafiłam na...można powiedzieć pewnego rodzaju obóz, dokładniej obóz dla demonów.Nie było ciekawie. Nie wiedziałam jak to się stało? Jak mogli by popełnić taki błąd?! Może to było celowo? Nie wiem... W każdym razie na początku dawałam sobie radę.Trzymałam się na uboczu, ale pewnego dnia nie potrafiłam robić tego co inni.Oddział w którym byłam przydzielona dowiedział się kim jestem.Nie zgłosił tego naczelnym. Byłam ich prywatną zabawką, jedyną rozrywką we wszystkich tego słowa znaczeniu.Wiesz jak wiele istnieje tortur dla wampirów? Wszystkie przeżyłam, a wtedy tak przeklinałam moją wytrzymałość, mogłam spokojnie zdechnąć, odetchnąć, ale kiedy otwierałam oczy znów czułam ból, okropny ból.Miałam ochotę przeszyć się kołkiem.Czułam się zbrukana, zmieszana z piachem.Miałam już wszystkiego dosyć, ale te wszystkie uczucia złączyły się i zmieniły w jedno, silniejsze, w nienawiść, nienawiść do demonów.Byłam tak nią przesiąknięta, że nawet moje kły zyskały jad nienawiści.Wybiłam wszystkich.Tych z oddziału w ten sposób jaki oni mnie torturowali, zostawiłam sobie ich na koniec, kiedy już wiedzieli, że nie mają ucieczki. Taka wisienka na torcie. Patrzyłam jak umierają.Na końcu spaliłam ten piepr*ony obóz.
-Dobra, może whisky?-w jednym ręku trzymał dla mnie w drugim dla siebie.
-Z chęcią.-wybiłam obie porcje.
-Ta druga miała być dla mnie.-odparł mierząc mnie wzrokiem
-Udam, że tego nie słyszałam- uśmiechnęłam się do niego-Muszę wziąć prysznic-westchnęłam-Może pokażesz mi łazienkę?- spojrzałam na niego pytająco
(?)
-Księżniczko, koniec tych przekrętów.
-Nie jestem pewna, czy mogę ci zaufać...
-Gdybyś nie mogła, nie chciała nie przedstawiłabyś mi swojego imienia, ani nie uratowałabyś mi życia.
-No może masz rację.-spuściłam wzrok-Daj klucz.- powiedziałam nerwowo, on nie pewnie podał mi go do ręki.Ja zamknęłam drzwi.
-Jakieś objawy maniaka?-zignorowałam to po prostu głupie pytanie.
-Okej.Więc jestem wampirem, który jeżeli tylko chce może wprowadzić śmiertelny jad w każde chodzące stworzenie, ale jakoś się złożyło, że głównie padło na demony.- odparłam szybko, łapiąc powietrze.
-Jakoś się złożyło? Demony? Mhhmm...- ten jego wzrok...
-Niedługo będziesz o mnie wiedział więcej niż kto kol wiek inny!- odparłam z pretensją
-Moje uroki przyciągają nie tylko ciało, ale i umysł- powiedział starając być przy tym uwodzicielski, a ja wysłałam mu spojrzenie pogardy.
-Kiedy jeszcze byłam wampirem nie znających swoich możliwości, nie potrafiącym panować na sobą, swoim ciałem, uczuciami, kiedy byłam kompletnie nikim trafiłam na...można powiedzieć pewnego rodzaju obóz, dokładniej obóz dla demonów.Nie było ciekawie. Nie wiedziałam jak to się stało? Jak mogli by popełnić taki błąd?! Może to było celowo? Nie wiem... W każdym razie na początku dawałam sobie radę.Trzymałam się na uboczu, ale pewnego dnia nie potrafiłam robić tego co inni.Oddział w którym byłam przydzielona dowiedział się kim jestem.Nie zgłosił tego naczelnym. Byłam ich prywatną zabawką, jedyną rozrywką we wszystkich tego słowa znaczeniu.Wiesz jak wiele istnieje tortur dla wampirów? Wszystkie przeżyłam, a wtedy tak przeklinałam moją wytrzymałość, mogłam spokojnie zdechnąć, odetchnąć, ale kiedy otwierałam oczy znów czułam ból, okropny ból.Miałam ochotę przeszyć się kołkiem.Czułam się zbrukana, zmieszana z piachem.Miałam już wszystkiego dosyć, ale te wszystkie uczucia złączyły się i zmieniły w jedno, silniejsze, w nienawiść, nienawiść do demonów.Byłam tak nią przesiąknięta, że nawet moje kły zyskały jad nienawiści.Wybiłam wszystkich.Tych z oddziału w ten sposób jaki oni mnie torturowali, zostawiłam sobie ich na koniec, kiedy już wiedzieli, że nie mają ucieczki. Taka wisienka na torcie. Patrzyłam jak umierają.Na końcu spaliłam ten piepr*ony obóz.
-Dobra, może whisky?-w jednym ręku trzymał dla mnie w drugim dla siebie.
-Z chęcią.-wybiłam obie porcje.
-Ta druga miała być dla mnie.-odparł mierząc mnie wzrokiem
-Udam, że tego nie słyszałam- uśmiechnęłam się do niego-Muszę wziąć prysznic-westchnęłam-Może pokażesz mi łazienkę?- spojrzałam na niego pytająco
(?)
od Katheriny - C.D Alec'a
Zerknęłam na zegarek. Jeszcze 45 minut, mogę się z nim widzieć. Te dwa miesiące były prawdziwą męką. Nie byłam pewna czy przez te 2 miesiące wytrzymam tutaj bez wyrządzenia komuś krzywdy. Wszystkich chętnie bym wymordowała, ale tak się nie da. Gdy usłyszałam jego słowa o prawdziwej randce, uśmiechnęłam się szerzej.
-W porządku-zaśmiałam się cicho
Przyjrzałam mu się dokładnie i przyciągnęłam go do siebie całując namiętnie. Brakowało mi jego bliskości. Alec gwałtownie ,chodź delikatnie przytrzasnął mnie do ściany i zaczął dogłębnie całować. Wiedziałam że jemu tego również brakowało. Uśmiechnęłam się między naszymi pocałunkami. Alec wędrował rękami po moim ciele rozgrzewając je. Zadrżałam pod subtelnym dotykiem jego dłoni. Mężczyzna zsunął ręce na moje pośladki i podniósł mnie do góry. Oplotłam nogi na jego biodrach, zadowolona.
-Cięższa się zrobiłaś od ostatniego razu-zażartował.
-Na prawdę? Nie zauważyłam-zaśmiałam się
Wplotłam palce w jego włosy i ponowiłam pocałunki. Alec powoli zaczął schodzić ustami w dół. Całował moją szyję i drażnił ją zębami. Schodził powoli coraz niżej, ale bluzka mu przeszkadzała. Chwyciłam za dół jej i ściągnęłam ją z siebie. Alec uśmiechnął się promienniej, gdy zobaczył mój brzuch. Zaśmiałam się cicho widząc jego minę. Spojrzał mi głęboko w oczy i znów zaczął mnie całować. Nim się obejrzałam znalazłam się na łóżku. Przyjrzałam się uważnie Alec'owi i zauważyłam jedno niedopatrzenie. A mianowicie, że on nadal był w koszulce. Zdjęłam mu ją i przejechałam delikatnie pazurem po jego torsie.
-A ty jesteś bardziej umięśniony niż wcześniej-zamruczałam kusząco.
-Nic się nie zmieniłaś w takich sytuacjach-parsknął ze śmiechu.
-I nie zamierzam -uśmiechnęłam się chytrze.
Muszę przyznać, Alec na prawdę nabrał masy mięśniowej.No tak jak wreszcie urodzę, to sama znów będę musiała dokładniej ćwiczyć. Dźwignęłam się na rękach, penetrując wzrokiem ciało Alec'a i zaraz rozpięłam jego pasek. Następnie zajęłam się rozporkiem i zsunęłam z niego spodnie. Alec zrobił to samo z moimi spodniami. Uśmiechnęłam się i udało mi się wreszcie znaleźć na górze. Usiadłam wygodnie na biodrach Alec'a i nachyliłam się nad nim. Moje włosy opadły , zakrywając moja i jego twarz jak zasłona. Wbiłam się w jego usta dość zachłannie i chytrze. Czułam jak jego mosiężne dłonie zjechały po moich plecach, na pośladki, a zaraz potem na uda, które ścisnął. Jęknęłam cicho i przygryzłam delikatnie wargę wpatrując się w niego.
(Alec?)
-W porządku-zaśmiałam się cicho
Przyjrzałam mu się dokładnie i przyciągnęłam go do siebie całując namiętnie. Brakowało mi jego bliskości. Alec gwałtownie ,chodź delikatnie przytrzasnął mnie do ściany i zaczął dogłębnie całować. Wiedziałam że jemu tego również brakowało. Uśmiechnęłam się między naszymi pocałunkami. Alec wędrował rękami po moim ciele rozgrzewając je. Zadrżałam pod subtelnym dotykiem jego dłoni. Mężczyzna zsunął ręce na moje pośladki i podniósł mnie do góry. Oplotłam nogi na jego biodrach, zadowolona.
-Cięższa się zrobiłaś od ostatniego razu-zażartował.
-Na prawdę? Nie zauważyłam-zaśmiałam się
Wplotłam palce w jego włosy i ponowiłam pocałunki. Alec powoli zaczął schodzić ustami w dół. Całował moją szyję i drażnił ją zębami. Schodził powoli coraz niżej, ale bluzka mu przeszkadzała. Chwyciłam za dół jej i ściągnęłam ją z siebie. Alec uśmiechnął się promienniej, gdy zobaczył mój brzuch. Zaśmiałam się cicho widząc jego minę. Spojrzał mi głęboko w oczy i znów zaczął mnie całować. Nim się obejrzałam znalazłam się na łóżku. Przyjrzałam się uważnie Alec'owi i zauważyłam jedno niedopatrzenie. A mianowicie, że on nadal był w koszulce. Zdjęłam mu ją i przejechałam delikatnie pazurem po jego torsie.
-A ty jesteś bardziej umięśniony niż wcześniej-zamruczałam kusząco.
-Nic się nie zmieniłaś w takich sytuacjach-parsknął ze śmiechu.
-I nie zamierzam -uśmiechnęłam się chytrze.
Muszę przyznać, Alec na prawdę nabrał masy mięśniowej.No tak jak wreszcie urodzę, to sama znów będę musiała dokładniej ćwiczyć. Dźwignęłam się na rękach, penetrując wzrokiem ciało Alec'a i zaraz rozpięłam jego pasek. Następnie zajęłam się rozporkiem i zsunęłam z niego spodnie. Alec zrobił to samo z moimi spodniami. Uśmiechnęłam się i udało mi się wreszcie znaleźć na górze. Usiadłam wygodnie na biodrach Alec'a i nachyliłam się nad nim. Moje włosy opadły , zakrywając moja i jego twarz jak zasłona. Wbiłam się w jego usta dość zachłannie i chytrze. Czułam jak jego mosiężne dłonie zjechały po moich plecach, na pośladki, a zaraz potem na uda, które ścisnął. Jęknęłam cicho i przygryzłam delikatnie wargę wpatrując się w niego.
(Alec?)
od Alec'a - C.D Katheriny
Wiedziałem, że Kath też będzie wzbudzać zainteresowanie. Mało kto tutaj widział kotołaka na żywe oczy. Wyjątkami są lekarze jeszcze za czasów X1, X2 i X3, ale oni już w większości nie żyją. I nie mówimy tu o śmierci naturalnej, wszyscy zostali wyeliminowani gdy chcieli opuścić Manticore. W końcu kotołak był natchnieniem do stworzenia pewnej grupy wcześniejszych X, właśnie pół kotów. Niestety, dali trochę za dużo kota i zdecydowanie one mają więcej z kociaków niż Katherina. Wygląd, zachowanie, ogon. Sylwetka co prawda ludzka, ale reszta nie do końca.
Nigdy nie myślałem jednak, że zrobią z Kath taką świnkę doświadczalną. Jest w ciąży, mogli by jej trochę odpuścić. Skoro teraz jest tak źle, to co z nią będzie jak mała się urodzi?!... Eh. Muszę je stąd wydostać. Za wszelką cenę, muszę je stąd wydostać. One sobie nie poradzą. Tak, Kath mówi, że da radę. No proszę, jakby to było takie łatwe, to już dawno nas by tutaj nie było. Ja przecież też kiedyś walczyłem. Pomińmy to, że zostałem przywiązany do krzesełka i torturowany, aż nie zmądrzałem. Nie dałem rady i jeszcze za to oberwałem. Eh.
Spojrzałem na nią, po czym pocałowałem ją przeciągle.
- Ok - szepnąłem. - Poza tym, nie martw się o mnie. Chyba zapomniałaś, że Manticora była moim domem przez dwadzieścia lat - powiedziałem.
- Przestań już.
- Dobrze. Wiesz, gdy tylko Was stąd wydostanę... do zabiorę Cię na taką prawdziwą randkę. Niezbyt się na tym znam, ale postaram się tego nie zepsuć - obiecałem. Uśmiechnąłem się do niej. Tak dawno tego nie robiłem. Kiedyś umiałem być w Manticore szczęśliwy, ale teraz... nie miałem powodu. Eh, koniec myślenia o tym. Zostały nam ledwie czterdzieści dwie minuty.
(Katherina?)
Nigdy nie myślałem jednak, że zrobią z Kath taką świnkę doświadczalną. Jest w ciąży, mogli by jej trochę odpuścić. Skoro teraz jest tak źle, to co z nią będzie jak mała się urodzi?!... Eh. Muszę je stąd wydostać. Za wszelką cenę, muszę je stąd wydostać. One sobie nie poradzą. Tak, Kath mówi, że da radę. No proszę, jakby to było takie łatwe, to już dawno nas by tutaj nie było. Ja przecież też kiedyś walczyłem. Pomińmy to, że zostałem przywiązany do krzesełka i torturowany, aż nie zmądrzałem. Nie dałem rady i jeszcze za to oberwałem. Eh.
Spojrzałem na nią, po czym pocałowałem ją przeciągle.
- Ok - szepnąłem. - Poza tym, nie martw się o mnie. Chyba zapomniałaś, że Manticora była moim domem przez dwadzieścia lat - powiedziałem.
- Przestań już.
- Dobrze. Wiesz, gdy tylko Was stąd wydostanę... do zabiorę Cię na taką prawdziwą randkę. Niezbyt się na tym znam, ale postaram się tego nie zepsuć - obiecałem. Uśmiechnąłem się do niej. Tak dawno tego nie robiłem. Kiedyś umiałem być w Manticore szczęśliwy, ale teraz... nie miałem powodu. Eh, koniec myślenia o tym. Zostały nam ledwie czterdzieści dwie minuty.
(Katherina?)
od Romeo - C.D Juliette
Nie ma to jak demon na dachu samochodu. Skurczybyk musiał być wyjątkowo zawzięty, z reguły jesteśmy rasą dosyć leniwą. To nas odróżnia od wampirów: one wolą siłę fizyczną a my siedzieć na tyłkach używając mocy. Znaczy walczyć również nieźle umiemy.
Zahamowałem ostro, przez co demon spadł nam przed maskę. Z piskiem opon ruszyłem, a on ledwie zdążył się uratować przed kołami. Kiedy wyjeżdżaliśmy, włączyłem muzykę, ustawiając na kanał z rockiem. Juliette spojrzała na mnie.
- Żarty sobie robisz? Ścigają nas! - zdenerwowała się. Uśmiechnąłem się jedynie, po czym skręciłem w stronę miasta.
- Musimy zmienić samochód, ten znają - powiedziałem, by po jakiś dwudziestu minut zaparkować w środku miasta - Wysiadaj.
Posłusznie wysiadła. Złapałem ją za nadgarstek i prowadziłem parę metrów, po czym skręciłem w prawo kiedy zobaczyłem tamtych gości. Jednocześnie uważałem na Juliette, mała potrafi zabić demona a to jest bardzo niespotykana umiejętność. Znaczy wysłać do piekła to dużo osób umie, ale zabić? Na świecie jest jedynie kilka rzeczy, które potrafią nas pozbawić życia na zawsze. Być może dlatego mało kto targa się na nas. Nie mówiąc, że umie nieźle pozbyć się ciała. Jedno jest pewne: nie pozwolę jej się ugryźć, zdążyłem polubić to ciało.
Otworzyłem drzwi mojego samochodu. Chevrolet Impala 67 wyróżnia się z tłumu, ale kogo to obchodzi? Tak, właśnie. Naprawiłem moje cacko. Wsiedliśmy do niej, a ja włożyłem odpowiednią kasetę i włączyłem muzykę. Nie umiem długo wytrzymać bez niej. Wylał się z głośników stary rock. Tak... nic w tym samochodzie nie ma mniej niż dwadzieścia lat.
- Pozwól, że tym razem to ja nas gdzieś zabiorę - powiedziałem tonem z nutką jadu. Po paru minutach byliśmy niedaleko granicy z zniszczoną częścią miasta, przy motelu "Red". Nikt za nami nie jechał, to dobry znak. Wyszedłem z auta, bawiąc się kluczykami do mojego pokoju, po czym ruszyłem do jednego z pokoi. Jak wyglądały? To był ciąg parterowych mini domków. Otworzyłem drzwi do jednego z nich, po czym klucze rzuciłem na biurko. Weszła za mną.
- Mogłabym poznać Twoje imię? - spytała, podchodząc do mnie. Spojrzałem na nią.
- Romeo.
- Żartujesz?
- Nie. - wzruszyłem ramionami z poważnym wyrazem twarzy. - A teraz powiedz mi, księżniczko, jak do jasnej cholery zabiłaś demona.
(Juliette?)
Zahamowałem ostro, przez co demon spadł nam przed maskę. Z piskiem opon ruszyłem, a on ledwie zdążył się uratować przed kołami. Kiedy wyjeżdżaliśmy, włączyłem muzykę, ustawiając na kanał z rockiem. Juliette spojrzała na mnie.
- Żarty sobie robisz? Ścigają nas! - zdenerwowała się. Uśmiechnąłem się jedynie, po czym skręciłem w stronę miasta.
- Musimy zmienić samochód, ten znają - powiedziałem, by po jakiś dwudziestu minut zaparkować w środku miasta - Wysiadaj.
Posłusznie wysiadła. Złapałem ją za nadgarstek i prowadziłem parę metrów, po czym skręciłem w prawo kiedy zobaczyłem tamtych gości. Jednocześnie uważałem na Juliette, mała potrafi zabić demona a to jest bardzo niespotykana umiejętność. Znaczy wysłać do piekła to dużo osób umie, ale zabić? Na świecie jest jedynie kilka rzeczy, które potrafią nas pozbawić życia na zawsze. Być może dlatego mało kto targa się na nas. Nie mówiąc, że umie nieźle pozbyć się ciała. Jedno jest pewne: nie pozwolę jej się ugryźć, zdążyłem polubić to ciało.
Otworzyłem drzwi mojego samochodu. Chevrolet Impala 67 wyróżnia się z tłumu, ale kogo to obchodzi? Tak, właśnie. Naprawiłem moje cacko. Wsiedliśmy do niej, a ja włożyłem odpowiednią kasetę i włączyłem muzykę. Nie umiem długo wytrzymać bez niej. Wylał się z głośników stary rock. Tak... nic w tym samochodzie nie ma mniej niż dwadzieścia lat.
- Pozwól, że tym razem to ja nas gdzieś zabiorę - powiedziałem tonem z nutką jadu. Po paru minutach byliśmy niedaleko granicy z zniszczoną częścią miasta, przy motelu "Red". Nikt za nami nie jechał, to dobry znak. Wyszedłem z auta, bawiąc się kluczykami do mojego pokoju, po czym ruszyłem do jednego z pokoi. Jak wyglądały? To był ciąg parterowych mini domków. Otworzyłem drzwi do jednego z nich, po czym klucze rzuciłem na biurko. Weszła za mną.
- Mogłabym poznać Twoje imię? - spytała, podchodząc do mnie. Spojrzałem na nią.
- Romeo.
- Żartujesz?
- Nie. - wzruszyłem ramionami z poważnym wyrazem twarzy. - A teraz powiedz mi, księżniczko, jak do jasnej cholery zabiłaś demona.
(Juliette?)
od Juliette - C.D Romeo
- Juliette.-wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
- Słucham? -powiedział zadowolony, wszystko słyszał, ale potrzebował satysfakcji, jeszcze większej.
- Konegunda.-odparłam
- Juliette? Tak? - powiedział. Mówiłam? Doskonale wszystko słyszał. Ach te demony.Słyszą to co chcieliby usłyszeć. Zaśmiałam się wewnętrznie.
- Więc Juliett, jakie masz wobec mnie intencje?
- Oczywiście,że chcę się z tobą przespać, przecież nic się nie zmieniło- odparłam z sarkazmem.
- Z chęcią, ale może kiedy indziej.
- Jeżeli chcesz na prawdę to wiedzieć to nie wiem czy to odpowiednie miejsce.
- Moim zdaniem jest inaczej-zaprzeczył
- Tak? Puść mnie. -powiedziałam, a on dziwnie na mnie spojrzał.-No co? Przecież jesteś tak boski i silny, że nawet nie będę próbowała ci uciec.- odsunął się, a ja dzięki wampirzym umiejętnościom wskoczyłam na dach budynku.Z kopałam z niego martwe ciało demona, którego przed chwilą zabiłam.Kiedy upadło obok mojego nowego kolegi pojawiłam się szybko obok ciała ocierając krew z ust.
- Bezpiecznie, to może tu było.Ciebie nikt nie musi śledzić ja tam mam troche inaczej, no to wróćmy.-stanęłam na przeciw niego i przyciągnęłam go do siebie tak aby przyciskał mnie do ściany całym swoim ciałem.
- No to co idziemy gdzieś indziej?-uśmiechnęłam się.
- Jasne Księżniczko. -zaśmiał się
- A to skąd wziąłeś? Wyciągnąłeś z mojej przeszłości? Masz aż takie umiejętności?-spojrzałam na niego pytająco
- Nie strzelałem- powiedział dumnie, a ja przewróciłam oczami.
- To idziemy? Czy mam zaaranżować ucieczkę? -zapytałam już trochę pretensjonalnie.
- A ciało księżniczko? -zapytał licząc na kolejną moją błyskotliwą odpowiedź.Przykucnął przy martwym ciele i miał trochę rozczarowany wyraz twarzy.-Nie był jednym z początkujących.-szepnął-Porządna banda cię śledzi.
- Tak, wiem- powiedziałam ukrywają z zewnątrz wewnętrzne uczucie strachu.To u mnie praktycznie nieznane uczucie.
- Dobra zajmę się ciałem-powiedziałam
- Nigdzie sama nie pójdziesz-powiedział zdenerwowany
- Kto powiedział, że będę to taszczyć? Nie mam na to ochoty.- odparłam przykucając przy zwłokach.
- Co ty...-przerwałam mu-Nie bądź bezczelny, 1 min. ciszy.-odparłam z sarkazmem. Wbiłam ostre kły w ciało tego cholernego demona, już nie chłepcząc krwi, ale wpuszczałam jad.
-Po sprawie.-powiedziałam krżyżując ręce.
-Na żłopałaś się krwi i co myślisz, że ciało od tak- pstryknął palcami - zniknie?
-Właśnie tak! Tylko nie rozumiem? Po co ten sarkazm? - Jego twarz zatonęła w moich dłoniach bacznie mi się przyglądał.
- Spójrz- szepnęłam mu do ucha nakierowując wzrok na ciało które w szybszym czasie się wysusza.-niedługo pozostanie tylko szkielet, a jutro może tylko jego prochy, wiatr je rozniesie nikt tego nie ujży-uśmiechałam się
- No to teraz możemy iść powiedział z obojętnym wyrazem twarzy.
- No to chodźmy-powiedziałam chcąc go ominąć, a wtedy chwycił mnie za nadgarstek
- Nie pójdziemy tak. Mimo wszystko nie możesz mi zwiać.
- To co może pójdziemy pod rączkę?
- Świetny pomysł-wyciągnął dłoń,a ja niechętnie ją chwyciłam, po tym on przyciągnął mnie do siebie.-Wole mieć cię bliżej. Objął mnie jedną ręką w biodrze.
- Już nie pójdziemy za rączki?
- Nie-odparł po czym wyszliśmy na ulice.
- Mam ochotę cie uderzyć! zabierz tą łapę!
- Udam, że tego nie słyszałem.
Poszliśmy w centrum miasta.Wśród tylu ludzi nikt nam nic nie zrobi, a poza tym tam był mój samochód.
- Już możesz mnie puścić razem nie wsiądziemy.
- To gdzie jedziemy? -zapytał siedząc już obok.
- Zobaczysz-odparłam
- Nie tym tonem, księżniczko-ja tylko zmierzyłam go wzrokiem.
- Jesteśmy! -krzyknęłam mu do ucha budząc go z drzemki.
- Co to ma być?
- Jesteśmy na opuszczonych magazynach.Jedyne co tu może być to bezdomni. Jak na razie jesteś drugim nadzwyczajnym.
- Jak miło.
Weszliśmy na dach.Z niego widzieliśmy wszystkie magazyny na obrzeżu, a dalej tętniące z życiem miasto. Nad nami granatowe niebo i lśniący księżyc.
Nogi zwisały mi z dachu po chwil on usiadł obok mnie.
- Obawiam się, że nie warto było tu przyjeżdżać. Było od razu mnie zabić.
-Zrobił bym to,ale obiecałem cie się z tobą prześpię-zaśmiał się
-Masz dziwne poczucie humoru. Przejdźmy do konkretów masz pewnie lepsze rzeczy do roboty .Owszem, śledziłam cię w celu zabicia.
-To już wiem.-przerwał
-Pewien demon zagroził mi śmiercią jeżeli nie przyniosę mu twojej głowy.Wiele o tobie słyszałam i próbowałam wielu innych sztuczek by tylko nie musieć cię zabić, ale widocznie bardzo mu na tobie zależy.
-Musiałaś sobie czymś u niego przeskrobać.
-Tak, masz rację z ogromną przyjemnością zabiłam wszystkich jego krewnych, a zabijając ciebie zyskałabym tylko kilka dni życia więcej.Więc albo pójdę do niego i powiem mu, że cię nie zabiję wtedy oni to zrobią albo- przerwały mi moje zmysły które zaczęły wariować.
- Uważaj! -krzyknęłam rzucając się na niego w celu uniknięcia strzały. - Znaleźli nas.
-Spostrzegawcza jesteś.-powiedział spode mnie.
- Czujesz? - kolejne strzały leciały nad naszymi głowami.
- Tak, truskawkowa otchłań, nowe perfumy?
- Nie!- nadal leżąc na nim wzięłam strzałę wbitą w ziemię w zasięgu mojej ręki.-czujesz to? -wbiłam strzałę obok jego głowy.
- Woda święcona- szepnął
- Właśnie, spadamy nie wiadomo ilu ich jest.-powiedziałam
- Fajnie tylko musisz ze mnie zejść- powiedział
Szybko z małymi otarciami znaleźliśmy się w samochodzie, tym razem to on usiadł za kierownicą.
- Wiesz-zaczął, odpalając samochód- chyba nie mogę cię zabić.Uratowałaś mi życie-spojrzał na mnie z uśmiechem
- Nie ma za co, poza tym słodko śpisz-zaśmiałam się. Kiedy spojrzałam przez okno ukazała mi się sylwetka demona.
-Ruszaj!-krzyknęłam, a na dach zdążył skoczyć demon
-Wedle życzenia.
-Zajmę się nim, ty jakoś stąd wyjedź.
(?)
- Słucham? -powiedział zadowolony, wszystko słyszał, ale potrzebował satysfakcji, jeszcze większej.
- Konegunda.-odparłam
- Juliette? Tak? - powiedział. Mówiłam? Doskonale wszystko słyszał. Ach te demony.Słyszą to co chcieliby usłyszeć. Zaśmiałam się wewnętrznie.
- Więc Juliett, jakie masz wobec mnie intencje?
- Oczywiście,że chcę się z tobą przespać, przecież nic się nie zmieniło- odparłam z sarkazmem.
- Z chęcią, ale może kiedy indziej.
- Jeżeli chcesz na prawdę to wiedzieć to nie wiem czy to odpowiednie miejsce.
- Moim zdaniem jest inaczej-zaprzeczył
- Tak? Puść mnie. -powiedziałam, a on dziwnie na mnie spojrzał.-No co? Przecież jesteś tak boski i silny, że nawet nie będę próbowała ci uciec.- odsunął się, a ja dzięki wampirzym umiejętnościom wskoczyłam na dach budynku.Z kopałam z niego martwe ciało demona, którego przed chwilą zabiłam.Kiedy upadło obok mojego nowego kolegi pojawiłam się szybko obok ciała ocierając krew z ust.
- Bezpiecznie, to może tu było.Ciebie nikt nie musi śledzić ja tam mam troche inaczej, no to wróćmy.-stanęłam na przeciw niego i przyciągnęłam go do siebie tak aby przyciskał mnie do ściany całym swoim ciałem.
- No to co idziemy gdzieś indziej?-uśmiechnęłam się.
- Jasne Księżniczko. -zaśmiał się
- A to skąd wziąłeś? Wyciągnąłeś z mojej przeszłości? Masz aż takie umiejętności?-spojrzałam na niego pytająco
- Nie strzelałem- powiedział dumnie, a ja przewróciłam oczami.
- To idziemy? Czy mam zaaranżować ucieczkę? -zapytałam już trochę pretensjonalnie.
- A ciało księżniczko? -zapytał licząc na kolejną moją błyskotliwą odpowiedź.Przykucnął przy martwym ciele i miał trochę rozczarowany wyraz twarzy.-Nie był jednym z początkujących.-szepnął-Porządna banda cię śledzi.
- Tak, wiem- powiedziałam ukrywają z zewnątrz wewnętrzne uczucie strachu.To u mnie praktycznie nieznane uczucie.
- Dobra zajmę się ciałem-powiedziałam
- Nigdzie sama nie pójdziesz-powiedział zdenerwowany
- Kto powiedział, że będę to taszczyć? Nie mam na to ochoty.- odparłam przykucając przy zwłokach.
- Co ty...-przerwałam mu-Nie bądź bezczelny, 1 min. ciszy.-odparłam z sarkazmem. Wbiłam ostre kły w ciało tego cholernego demona, już nie chłepcząc krwi, ale wpuszczałam jad.
-Po sprawie.-powiedziałam krżyżując ręce.
-Na żłopałaś się krwi i co myślisz, że ciało od tak- pstryknął palcami - zniknie?
-Właśnie tak! Tylko nie rozumiem? Po co ten sarkazm? - Jego twarz zatonęła w moich dłoniach bacznie mi się przyglądał.
- Spójrz- szepnęłam mu do ucha nakierowując wzrok na ciało które w szybszym czasie się wysusza.-niedługo pozostanie tylko szkielet, a jutro może tylko jego prochy, wiatr je rozniesie nikt tego nie ujży-uśmiechałam się
- No to teraz możemy iść powiedział z obojętnym wyrazem twarzy.
- No to chodźmy-powiedziałam chcąc go ominąć, a wtedy chwycił mnie za nadgarstek
- Nie pójdziemy tak. Mimo wszystko nie możesz mi zwiać.
- To co może pójdziemy pod rączkę?
- Świetny pomysł-wyciągnął dłoń,a ja niechętnie ją chwyciłam, po tym on przyciągnął mnie do siebie.-Wole mieć cię bliżej. Objął mnie jedną ręką w biodrze.
- Już nie pójdziemy za rączki?
- Nie-odparł po czym wyszliśmy na ulice.
- Mam ochotę cie uderzyć! zabierz tą łapę!
- Udam, że tego nie słyszałem.
Poszliśmy w centrum miasta.Wśród tylu ludzi nikt nam nic nie zrobi, a poza tym tam był mój samochód.
- Już możesz mnie puścić razem nie wsiądziemy.
- To gdzie jedziemy? -zapytał siedząc już obok.
- Zobaczysz-odparłam
- Nie tym tonem, księżniczko-ja tylko zmierzyłam go wzrokiem.
- Jesteśmy! -krzyknęłam mu do ucha budząc go z drzemki.
- Co to ma być?
- Jesteśmy na opuszczonych magazynach.Jedyne co tu może być to bezdomni. Jak na razie jesteś drugim nadzwyczajnym.
- Jak miło.
Weszliśmy na dach.Z niego widzieliśmy wszystkie magazyny na obrzeżu, a dalej tętniące z życiem miasto. Nad nami granatowe niebo i lśniący księżyc.
Nogi zwisały mi z dachu po chwil on usiadł obok mnie.
- Obawiam się, że nie warto było tu przyjeżdżać. Było od razu mnie zabić.
-Zrobił bym to,ale obiecałem cie się z tobą prześpię-zaśmiał się
-Masz dziwne poczucie humoru. Przejdźmy do konkretów masz pewnie lepsze rzeczy do roboty .Owszem, śledziłam cię w celu zabicia.
-To już wiem.-przerwał
-Pewien demon zagroził mi śmiercią jeżeli nie przyniosę mu twojej głowy.Wiele o tobie słyszałam i próbowałam wielu innych sztuczek by tylko nie musieć cię zabić, ale widocznie bardzo mu na tobie zależy.
-Musiałaś sobie czymś u niego przeskrobać.
-Tak, masz rację z ogromną przyjemnością zabiłam wszystkich jego krewnych, a zabijając ciebie zyskałabym tylko kilka dni życia więcej.Więc albo pójdę do niego i powiem mu, że cię nie zabiję wtedy oni to zrobią albo- przerwały mi moje zmysły które zaczęły wariować.
- Uważaj! -krzyknęłam rzucając się na niego w celu uniknięcia strzały. - Znaleźli nas.
-Spostrzegawcza jesteś.-powiedział spode mnie.
- Czujesz? - kolejne strzały leciały nad naszymi głowami.
- Tak, truskawkowa otchłań, nowe perfumy?
- Nie!- nadal leżąc na nim wzięłam strzałę wbitą w ziemię w zasięgu mojej ręki.-czujesz to? -wbiłam strzałę obok jego głowy.
- Woda święcona- szepnął
- Właśnie, spadamy nie wiadomo ilu ich jest.-powiedziałam
- Fajnie tylko musisz ze mnie zejść- powiedział
Szybko z małymi otarciami znaleźliśmy się w samochodzie, tym razem to on usiadł za kierownicą.
- Wiesz-zaczął, odpalając samochód- chyba nie mogę cię zabić.Uratowałaś mi życie-spojrzał na mnie z uśmiechem
- Nie ma za co, poza tym słodko śpisz-zaśmiałam się. Kiedy spojrzałam przez okno ukazała mi się sylwetka demona.
-Ruszaj!-krzyknęłam, a na dach zdążył skoczyć demon
-Wedle życzenia.
-Zajmę się nim, ty jakoś stąd wyjedź.
(?)
od Katheriny - C.D Alec'a
Gdy usłyszałam otwieranie drzwi, spodziewałam się raczej najgorszego. Po raz kolejny , że lekarze do mnie przyjdą. Już i tak od śniadania mnie męczyli , dopiero miałam od nich odpoczynku półgodziny. W tej samej chwili usłyszałam głos mojego ukochanego. Podniosłam wzrok i zerwałam się z łóżka, rzucając mu się na szyję.
-Alec!-wyszeptałam zadowolona, a jednocześnie bardzo....bardzo szczęśliwa.
Poczułam, jak mosiężne ręce Alec'a, przytulają mnie jeszcze mocniej do siebie. Skrzywiłam się czując, ból po igłach ,które znów mi dzisiaj wbijali. Ale jakoś mu tego nie pokazywałam. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Alec ujął jedną ręką mój policzek i pocałował namiętnie, czule.
-Jak Ci się udało tutaj dostać?-zapytałam zdziwiona
-Jest, taki jeden strażnik, który za witaminy, którymi nas karmią zrobi wszystko-uśmiechnął się zadowolony.
Odsunął mnie delikatnie od siebie i kucnął przede mną, dotykając mojego brzucha i przyglądając mu się.
-Cześć mała-pogładził mnie po nim
Uśmiechnęłam się widząc go zadowolonego i w tej samej chwili moja dziewczynka , poruszyła się. Przyjrzałam mu się, aż w końcu Alec znów podniósł się i spojrzał na mnie.
-Urósł Ci ten brzuch coś -zaśmiał się delikatnie
-Jak nie mógł, skoro mała w nim rośnie -uśmiechnęłam się
Zaraz jednak przypomniałam sobie słowa ten szefowej. Zadrżałam , mając nieobecny wzrok i chyba bardziej przerażony. Alec popatrzył na mnie i delikatnie ręką , przesunął moją głowę, bym spojrzała na niego.
-Alec, ja.........Ona nie może , naszej małej dostać -wydukałam
Mężczyzna ponownie przytulił mnie do siebie mocno i zaczął gładzić po moich plecach. Cała się trzęsłam, znaczy jakoś nigdy nie przejmowałam się co mi zrobią, ale jeśli chodzi o moje dziecko...To jestem tym przerażona.
-Czemu Cię nie było na dwóch spotkaniach?-zapytałam niepewnie
Chciałam na chwilę przestać myśleć o tym, co oni będą chcieli robić z moim dzieckiem. Nie chciałam się tym zadręczać. Po prostu, czułam jak mogłabym za chwilę się załamać na tą myśl.
-Niestety wsadzili mnie do izolatki-wyjaśnił niechętnie
-Rozumiem. Dobrze, że przyszedłeś-odetchnęłam z ulgą.
Przez te dwa razy, gdy wychodziłam na dwór , Ci ludzie z jego oddziału przyglądali mi się cały czas. Nawet jego oficer. Coś mi się wydaje, że niedługo może mi złożyć wizytę z szefową. Najchętniej zamordowałabym ich wszystkich, z resztą nie tylko ja. Alec też tego chciał. Oboje nie mogliśmy w ogóle w to uwierzyć, że trafiliśmy tutaj. Głównie byliśmy przekonani, że Manticore nigdy się nie odbuduje. A tu jednak. Proszę, mieliśmy spokój i tu nagle taki obrót spraw. Przez te dwa wyjścia, ciągle myślałam, gdzie podział się Alec. Ale jednak już poznałam wyjaśnienie. Ta s*ka wpakowała mojego Alec'a do izolatki, po raz drugi.
-Jak się w ogóle czujesz? ?I nasza mała?-zapytał z troską
-W porządku. Ale jednak lekarze nie są zafascynowani tylko ją. Są podnieceni tym iż spotkali kotołaka. Według waszej szefowej. Nikt z że tak powiem personelu nie widział nigdy kotołaka. Jest dość z tego faktu też zadowolona, że tu jestem-mruknęłam wkurzona
-Coś Ci zrobili?!-zapytał od razu przejęty i to na maksa.
Alec zaczął oglądać moje ciało i podwinął mi bluzkę z brzucha. Zauważył małe ukłucia na moim brzuchu i niektórych partiach ciała. Zauważyłam jak napina mięśnie, a ja szybko go złapałam za ramiona.
-Alec to nic. Wszystko jest z nami w porządku. Na prawdę -powiedziałam szybko-Proszę nie martw się o nas. Musisz się teraz skupić na tym, by nie podpaść nikomu.
-Ale oni Cię tutaj wykorzystują i eksperymentują na tobie. Kto wie co zrobią jak urodzisz -dodał wściekły.
Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na niego zdziwiona. Nie myślałam o sobie, tylko głównie o małej. Ale gdy Alec coś takie przytoczył, to nie mogłam w to uwierzyć.
-Proszę nie mów tak-mruknęłam-Nic mi nie będzie. Poradzę sobie.... Pozbawiłam tą waszą szefową, jednego z najlepszych lekarzy, a drugi niedługo będzie zdejmował gipsy.
-Ale nie poradzisz sobie , kiedy przyjdzie paru goryli i.....-odetchnął
-Alec skończ! Nie chcę o tym mówić. Nie widzieliśmy się o dwa miesiące i spotkaliśmy się po tym czasie , a drugi raz spotykamy się po tygodniu. Chcę porozmawiać o czymś innym. -poprosiłam-Nie chcę słyszeć co oni tutaj robili innym kobietą czy coś. Dam sobie radę i jeśli będą chcieli mi coś zrobią to wylądują na drugiej stronie. Już nie jeden raz radziłam sobie z takimi jak oni. Nie dam zrobić sobie i małej większej krzywdy. -dodałam zapewniając.
Wpatrywałam się w Alec'a ciągle i milczałam. Widać było, że się zastanawiał. Ale nie chciałam by z mojego powodu, ucierpiał. Ja potrafię przecież znieść dziwaczne eksperymenty, ale nie zniosłabym tego, gdyby Alec ciągle z mojej winy obrywał.
-Proszę -poprosiłam cicho
(Alec?)
-Alec!-wyszeptałam zadowolona, a jednocześnie bardzo....bardzo szczęśliwa.
Poczułam, jak mosiężne ręce Alec'a, przytulają mnie jeszcze mocniej do siebie. Skrzywiłam się czując, ból po igłach ,które znów mi dzisiaj wbijali. Ale jakoś mu tego nie pokazywałam. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Alec ujął jedną ręką mój policzek i pocałował namiętnie, czule.
-Jak Ci się udało tutaj dostać?-zapytałam zdziwiona
-Jest, taki jeden strażnik, który za witaminy, którymi nas karmią zrobi wszystko-uśmiechnął się zadowolony.
Odsunął mnie delikatnie od siebie i kucnął przede mną, dotykając mojego brzucha i przyglądając mu się.
-Cześć mała-pogładził mnie po nim
Uśmiechnęłam się widząc go zadowolonego i w tej samej chwili moja dziewczynka , poruszyła się. Przyjrzałam mu się, aż w końcu Alec znów podniósł się i spojrzał na mnie.
-Urósł Ci ten brzuch coś -zaśmiał się delikatnie
-Jak nie mógł, skoro mała w nim rośnie -uśmiechnęłam się
Zaraz jednak przypomniałam sobie słowa ten szefowej. Zadrżałam , mając nieobecny wzrok i chyba bardziej przerażony. Alec popatrzył na mnie i delikatnie ręką , przesunął moją głowę, bym spojrzała na niego.
-Alec, ja.........Ona nie może , naszej małej dostać -wydukałam
Mężczyzna ponownie przytulił mnie do siebie mocno i zaczął gładzić po moich plecach. Cała się trzęsłam, znaczy jakoś nigdy nie przejmowałam się co mi zrobią, ale jeśli chodzi o moje dziecko...To jestem tym przerażona.
-Czemu Cię nie było na dwóch spotkaniach?-zapytałam niepewnie
Chciałam na chwilę przestać myśleć o tym, co oni będą chcieli robić z moim dzieckiem. Nie chciałam się tym zadręczać. Po prostu, czułam jak mogłabym za chwilę się załamać na tą myśl.
-Niestety wsadzili mnie do izolatki-wyjaśnił niechętnie
-Rozumiem. Dobrze, że przyszedłeś-odetchnęłam z ulgą.
Przez te dwa razy, gdy wychodziłam na dwór , Ci ludzie z jego oddziału przyglądali mi się cały czas. Nawet jego oficer. Coś mi się wydaje, że niedługo może mi złożyć wizytę z szefową. Najchętniej zamordowałabym ich wszystkich, z resztą nie tylko ja. Alec też tego chciał. Oboje nie mogliśmy w ogóle w to uwierzyć, że trafiliśmy tutaj. Głównie byliśmy przekonani, że Manticore nigdy się nie odbuduje. A tu jednak. Proszę, mieliśmy spokój i tu nagle taki obrót spraw. Przez te dwa wyjścia, ciągle myślałam, gdzie podział się Alec. Ale jednak już poznałam wyjaśnienie. Ta s*ka wpakowała mojego Alec'a do izolatki, po raz drugi.
-Jak się w ogóle czujesz? ?I nasza mała?-zapytał z troską
-W porządku. Ale jednak lekarze nie są zafascynowani tylko ją. Są podnieceni tym iż spotkali kotołaka. Według waszej szefowej. Nikt z że tak powiem personelu nie widział nigdy kotołaka. Jest dość z tego faktu też zadowolona, że tu jestem-mruknęłam wkurzona
-Coś Ci zrobili?!-zapytał od razu przejęty i to na maksa.
Alec zaczął oglądać moje ciało i podwinął mi bluzkę z brzucha. Zauważył małe ukłucia na moim brzuchu i niektórych partiach ciała. Zauważyłam jak napina mięśnie, a ja szybko go złapałam za ramiona.
-Alec to nic. Wszystko jest z nami w porządku. Na prawdę -powiedziałam szybko-Proszę nie martw się o nas. Musisz się teraz skupić na tym, by nie podpaść nikomu.
-Ale oni Cię tutaj wykorzystują i eksperymentują na tobie. Kto wie co zrobią jak urodzisz -dodał wściekły.
Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na niego zdziwiona. Nie myślałam o sobie, tylko głównie o małej. Ale gdy Alec coś takie przytoczył, to nie mogłam w to uwierzyć.
-Proszę nie mów tak-mruknęłam-Nic mi nie będzie. Poradzę sobie.... Pozbawiłam tą waszą szefową, jednego z najlepszych lekarzy, a drugi niedługo będzie zdejmował gipsy.
-Ale nie poradzisz sobie , kiedy przyjdzie paru goryli i.....-odetchnął
-Alec skończ! Nie chcę o tym mówić. Nie widzieliśmy się o dwa miesiące i spotkaliśmy się po tym czasie , a drugi raz spotykamy się po tygodniu. Chcę porozmawiać o czymś innym. -poprosiłam-Nie chcę słyszeć co oni tutaj robili innym kobietą czy coś. Dam sobie radę i jeśli będą chcieli mi coś zrobią to wylądują na drugiej stronie. Już nie jeden raz radziłam sobie z takimi jak oni. Nie dam zrobić sobie i małej większej krzywdy. -dodałam zapewniając.
Wpatrywałam się w Alec'a ciągle i milczałam. Widać było, że się zastanawiał. Ale nie chciałam by z mojego powodu, ucierpiał. Ja potrafię przecież znieść dziwaczne eksperymenty, ale nie zniosłabym tego, gdyby Alec ciągle z mojej winy obrywał.
-Proszę -poprosiłam cicho
(Alec?)
od Alec'a - C.D Katheriny
Dziwnie jest się tu znajdować. Znam większość twarzy, mam do nich dobrą pamięć. A oni? Wydają się spokojni, jakby po długiej przerwie znów byli w domu. Prane mózgu? Zapewne. To z lekka przerażające, ale taka jest Manticore.
Pobudka o trzeciej, trzy godziny wcześniej niż normalnie. Powód? Ćwiczenia w terenie, wymagające takiej właśnie pory dnia. Poskutkowało to tym, że o siódmej, wtedy gdy jest musztra, połowa z nas padała i zasypiała w losowych miejscach, niczym po imprezie. Na stołówce zamiast gwaru rozmów, była błoga cisza. Nie dali nikomu spać, przecież wstając nawet o drugiej można normalnie funkcjonować. Po stołówce, biegiem na musztrę. Plac to duży, betonowy kwadrat ogrodzony wysoką na trzy metry, metalową siatką na której szczycie był drut kolczasty. Po stronie wschodniej i południowej były szare, betonowe budynki w kształcie kloców, a po zachodniej i północnej las w którym mieliśmy zajęcia w terenie, głównie strategię i przetrwanie. Ustawiliśmy się w szeregach od północnej strony placyku, a oficera nadal śladu nie ma. Łatwo było ich poznać. Ciemnozielone, jednolite stroje, czapki na głowach. Zanim oficer przyszedł, rozejrzałem się jeszcze. Pełno mężczyzn i kobiet, w wieku naprawdę różnym. Znaczy w moim szeregu były tylko X5, przed nami jak i za nami to samo. Wszyscy jak klony. Te same czarne, ciężkie buty, te same bojówki w jasnym moro, te same blado błękitne koszulki. Zero podziału na ciuchy męskie i damskie, jedynie rozmiarami się różniły. Tutaj nie było czegoś takiego, jak widoczny podział. Dziewczyny były dokładnie tak samo traktowane, nikt tutaj się nawet by nie zawahał by uderzyć swoją rówieśniczkę prosto w szczękę. Wspólne prysznice, wspólne łazienki, czasem wspólne pokoje (choć my, X5 mamy już osobno, pojedynczo małe pokoiki), wspólne treningi. Stanąłem na baczność, gdy oficer się przechadzał pomiędzy szeregami. Niektórzy mieli pecha i dostali się na celownik, tak jak pewien niewiele młodszy chłopak jakieś trzy osoby w prawo. Niestety, oficer postanowił się na kimś wyżyć.
- Co to za wytytłane buty?! - Jak każdy żołnierz, mówił donośnym, głośnym głosem, ale teraz to krzyczał patrząc z góry na nieszczęśnika, który jednak trwał niewzruszony. Nie dlatego, że taki był. Gdyby okazał emocje, oberwało by mu się bardziej. Tak, miało mu się oberwać za brudne buciory - Nie szanujesz siebie i swojej jednostki! Do kanceru, już!
Został zabrany do kanceru, a oficer kontynuował przechadzkę, przyglądając nam się. Zaraz jednak na plac weszła ta blondynka i gestem oddelegowała dupka. Sama przeszła się, aż zatrzymała się przede mną. Stałem na baczność, patrząc się przed siebie. Nie w nią, nie w jej oczy. Przed siebie, tak jak stać powinienem. W końcu każde moje nieposłuszeństwo może się odbić na Kath, lepiej więc być grzecznym i spokojnym, mimo, że miałem ochotę ją udusić gołymi rękami.
- Twój numer - zażądała odpowiedzi, w trybie rozkazującym. Znała mój numer, ale sprawdzała mnie. Jeszcze miesiąc temu odpowiadałem zawzięcie "nazywam się Alec!" dopóki nie zamknęła mnie w ciasnym.. czymś, które okazało się zmniejszać. Znaczy podłoga i sufit się do siebie przysuwały. Wyszło na to, że w końcu siedziałem w na pewno nie naturalnej pozycji. Przez tydzień. Bez jedzenia, picia, przestrzeni do życia. Może lepiej powiedzieć jej ten cholerny numer.
- Cztery dziewięć cztery - powiedziałem bez zająknięcia. Uśmiechnęła się.
- Mnie nie oszukasz, wiem co myślisz - stwierdziła. Odeszła. Reszta musztry przebiegła spokojnie. To co zawsze: wykonywanie rozkazów. Potem rozgrzewka i walka wręcz. Po pierwszym tygodniu ćwiczeń, moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Zbyt długo nie ćwiczyłem. Teraz już jednak było wszystko dobrze, radziłem sobie nieźle, nawet bardzo nieźle.
Właśnie zmierzaliśmy do wyjścia z placu, do lasu na zajęcia z strategi. Było to niczym zabawa: dwa oddziały walczą z sobą, próbując zdobyć flagę którą ma któraś z drużyn. Proste zadanie? Nie koniecznie. Wszystkie ruchy były dozwolone, oprócz zabójstwa. Mogliśmy sobie łamać kości, rozcinać się nawzajem, ranić, torturować, wszystko co dusza zapragnie. Jednak kiedy zmierzałem do wyjścia, z jednej strony boiska na drugie, zauważyłem... Katherine. Właśnie stała po drugiej stronie Placu, od strony budynków. Ona.. ona tam stała. Specjalnie teraz ją wypuścili: kiedy ja miałem iść. Nie przewidzieli, że będą malutkie opóźnienia. Niewiele myśląc, podbiegłem do niej i ją przytuliłem. Rozpęd zrobił swoje i razem dosyć wolno zrobiliśmy kilka kroków, ona do tyłu ja do przodu. W końcu natrafiliśmy na siatkę. Przytulałem ją mocno, wplątując palce prawej ręki w jej włosy, a drugą mając na jej plecach. No, nieźle urósł jej brzuch, ale teraz nawet nie miałem czasu by jakoś się na tym skupić.
- Katherina - odetchnąłem z ulgą, po raz pierwszy od dwóch miesięcy się uśmiechając. Lekko, bo gdy tylko to zrobiłem, trochę mnie bolała twarz. Co z tego. Miałem w ramionach mojego małego kotka. Ona również mnie przytuliła. - Martwiłem się o Was. Bardzo.
- Cztery dziewięć cztery - rozległ się głos. Zignorowałem go, nie chcąc puszczać jej. Ja się wychowałem w Manticore, byłem przyzwyczajony do takiego życia, ale jak ona może się czuć? Eh... Nie. Nie pozwolę, by moje dziecko się tu wychowało.
Odsunąłem się od niej na kilka centymetrów i pocałowałem ją, namiętnie i przeciągle. Oj, oberwie mi się za to od oficera. Już czułem na sobie dziwne spojrzenia innych. Romansowanie, nawet drobne czułość, ba, nawet przytulanie się było zabronione, seks był dozwolony jedynie w celach naukowych. W końcu mieliśmy być zimni, zdystansowani. A ja? Właśnie plułem im w twarz takim zachowaniem. Tutaj mnie przecież nie ukarzą, najwyżej wyląduje znów w izolatce.
- Muszę iść - powiedziałem, niechętnie się odsuwając. - Możesz wychodzić na dwór?
- Tak.
- Co ile?
- Trzy dni.
- Za trzy dni - pożegnałem się z nią i ponownie pocałowałem.
*Siedem dni później*
Dziś o szóstej czterdzieści zostałem wypuszczony z izolatki. Dosyć krótko mnie trzymali, jak na złamanie dwóch punktów regulaminu. Po pierwsze, opuściłem miejsce zbiórki. Po drugie, złamałem zakaz o czułościach. No proszę.
Jedyne co mnie gnębiło, to to, że przegapiłem dwa spotkania z Katheriną. Postanowiłem więc wykorzystać pewną wiedzę. Otóż jeden z strażników uwielbia witaminy, którymi nas karmią. Przez pół miesiąca, odkąd się dowiedziałem o tym, zbierałem te witaminy i chowałem. Teraz przekupiłem strażnika, by mnie zabrał do Katheriny.
Była około czternasta, kiedy przechodziłem przez próg skrzydła szpitalnego. Prowadził mnie ten gostek, który uwielbia witaminy. Otworzył pancerne drzwi do pokoju mojego kotka. Szybko wszedłem do środka, a drzwi się za mną zatrzasły.
- Masz godzinę, pośpiesz się. Nie chcę zostać rozstrzelanym - mruknął strażnik. - I nie zapomnij o zapłacie, 494.
Odszedł od drzwi, więc nawet nie miałem szans mu odpowiedzieć. Spojrzałem na Katherinę. Uśmiechnąłem się.
- Cześć, kotek.
(Katherina?)
Został zabrany do kanceru, a oficer kontynuował przechadzkę, przyglądając nam się. Zaraz jednak na plac weszła ta blondynka i gestem oddelegowała dupka. Sama przeszła się, aż zatrzymała się przede mną. Stałem na baczność, patrząc się przed siebie. Nie w nią, nie w jej oczy. Przed siebie, tak jak stać powinienem. W końcu każde moje nieposłuszeństwo może się odbić na Kath, lepiej więc być grzecznym i spokojnym, mimo, że miałem ochotę ją udusić gołymi rękami.
- Twój numer - zażądała odpowiedzi, w trybie rozkazującym. Znała mój numer, ale sprawdzała mnie. Jeszcze miesiąc temu odpowiadałem zawzięcie "nazywam się Alec!" dopóki nie zamknęła mnie w ciasnym.. czymś, które okazało się zmniejszać. Znaczy podłoga i sufit się do siebie przysuwały. Wyszło na to, że w końcu siedziałem w na pewno nie naturalnej pozycji. Przez tydzień. Bez jedzenia, picia, przestrzeni do życia. Może lepiej powiedzieć jej ten cholerny numer.
- Cztery dziewięć cztery - powiedziałem bez zająknięcia. Uśmiechnęła się.
- Mnie nie oszukasz, wiem co myślisz - stwierdziła. Odeszła. Reszta musztry przebiegła spokojnie. To co zawsze: wykonywanie rozkazów. Potem rozgrzewka i walka wręcz. Po pierwszym tygodniu ćwiczeń, moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Zbyt długo nie ćwiczyłem. Teraz już jednak było wszystko dobrze, radziłem sobie nieźle, nawet bardzo nieźle.
Właśnie zmierzaliśmy do wyjścia z placu, do lasu na zajęcia z strategi. Było to niczym zabawa: dwa oddziały walczą z sobą, próbując zdobyć flagę którą ma któraś z drużyn. Proste zadanie? Nie koniecznie. Wszystkie ruchy były dozwolone, oprócz zabójstwa. Mogliśmy sobie łamać kości, rozcinać się nawzajem, ranić, torturować, wszystko co dusza zapragnie. Jednak kiedy zmierzałem do wyjścia, z jednej strony boiska na drugie, zauważyłem... Katherine. Właśnie stała po drugiej stronie Placu, od strony budynków. Ona.. ona tam stała. Specjalnie teraz ją wypuścili: kiedy ja miałem iść. Nie przewidzieli, że będą malutkie opóźnienia. Niewiele myśląc, podbiegłem do niej i ją przytuliłem. Rozpęd zrobił swoje i razem dosyć wolno zrobiliśmy kilka kroków, ona do tyłu ja do przodu. W końcu natrafiliśmy na siatkę. Przytulałem ją mocno, wplątując palce prawej ręki w jej włosy, a drugą mając na jej plecach. No, nieźle urósł jej brzuch, ale teraz nawet nie miałem czasu by jakoś się na tym skupić.
- Katherina - odetchnąłem z ulgą, po raz pierwszy od dwóch miesięcy się uśmiechając. Lekko, bo gdy tylko to zrobiłem, trochę mnie bolała twarz. Co z tego. Miałem w ramionach mojego małego kotka. Ona również mnie przytuliła. - Martwiłem się o Was. Bardzo.
- Cztery dziewięć cztery - rozległ się głos. Zignorowałem go, nie chcąc puszczać jej. Ja się wychowałem w Manticore, byłem przyzwyczajony do takiego życia, ale jak ona może się czuć? Eh... Nie. Nie pozwolę, by moje dziecko się tu wychowało.
Odsunąłem się od niej na kilka centymetrów i pocałowałem ją, namiętnie i przeciągle. Oj, oberwie mi się za to od oficera. Już czułem na sobie dziwne spojrzenia innych. Romansowanie, nawet drobne czułość, ba, nawet przytulanie się było zabronione, seks był dozwolony jedynie w celach naukowych. W końcu mieliśmy być zimni, zdystansowani. A ja? Właśnie plułem im w twarz takim zachowaniem. Tutaj mnie przecież nie ukarzą, najwyżej wyląduje znów w izolatce.
- Muszę iść - powiedziałem, niechętnie się odsuwając. - Możesz wychodzić na dwór?
- Tak.
- Co ile?
- Trzy dni.
- Za trzy dni - pożegnałem się z nią i ponownie pocałowałem.
*Siedem dni później*
Dziś o szóstej czterdzieści zostałem wypuszczony z izolatki. Dosyć krótko mnie trzymali, jak na złamanie dwóch punktów regulaminu. Po pierwsze, opuściłem miejsce zbiórki. Po drugie, złamałem zakaz o czułościach. No proszę.
Jedyne co mnie gnębiło, to to, że przegapiłem dwa spotkania z Katheriną. Postanowiłem więc wykorzystać pewną wiedzę. Otóż jeden z strażników uwielbia witaminy, którymi nas karmią. Przez pół miesiąca, odkąd się dowiedziałem o tym, zbierałem te witaminy i chowałem. Teraz przekupiłem strażnika, by mnie zabrał do Katheriny.
Była około czternasta, kiedy przechodziłem przez próg skrzydła szpitalnego. Prowadził mnie ten gostek, który uwielbia witaminy. Otworzył pancerne drzwi do pokoju mojego kotka. Szybko wszedłem do środka, a drzwi się za mną zatrzasły.
- Masz godzinę, pośpiesz się. Nie chcę zostać rozstrzelanym - mruknął strażnik. - I nie zapomnij o zapłacie, 494.
Odszedł od drzwi, więc nawet nie miałem szans mu odpowiedzieć. Spojrzałem na Katherinę. Uśmiechnąłem się.
- Cześć, kotek.
(Katherina?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)