Spojrzałem na nią, nadal mając trochę spazmatyczny oddech. Nic dziwnego. Zatrzymałem powietrze w płucach po czym powoli je wypuściłem.
- Muszę iść - powiedziałem niechętnie. - Przecież nie mogę tutaj zostać.
Leżałem z nią tak jeszcze chwilę, ale w końcu wstałem i ubrałem się. Nachyliłem się jeszcze nad mym kotkiem i pocałowałem ją przeciągle.
- Pojutrze się spotkamy na dworze, będę. Nie martw się o mnie - powiedziałem, po czym pożegnałem się z nią i wyszedłem z jej celi. Strażnik zaprowadził mnie tak, żeby nikt nas nie widział do mojego "pokoju". Od razu położyłem się na łóżku korzystając, że mam jeszcze jakiś czas wolnego. Dłużej u Kath zostać nie mogłem: obchód lekarzy to naprawdę irytująca sprawa. Jednocześnie obmyślałem plan ucieczki z tego więzienia.
Już od rana drugiego dnia nie mogłem usiedzieć spokojnie, skupić się na zajęciach ani nic, myślałem tylko o końcu musztry, a gdy się skończyła od razu podszedłem do wyjścia z placu, od strony budynku. Czekałem na Kath, która zjawiła się kilka minut później. Uśmiechnąłem się do niej, jednak postanowiłem się zbytnio do niej nie zbliżać, w końcu izolatka to niezbyt ciekawe miejsce, szczególnie gdy jest się w nim tydzień. Bez jedzenia, ale chociaż dawali nam raz dziennie buteleczkę wody, to i tak dobrze. Najbardziej jednak zniechęcało mnie brak możliwości widzenia się z Kath.
- Cześć kotek. Jak się czujecie? - spytałem. Ten strażnik dziwnie się na mnie patrzył, jakby chciał mnie stąd wygonić.
- Nie powinieneś być gdzie indziej? - warknął.
- Mam jeszcze kilka minut - powiedziałem.
(Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz