- Juliette.-wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.
- Słucham? -powiedział zadowolony, wszystko słyszał, ale potrzebował satysfakcji, jeszcze większej.
- Konegunda.-odparłam
- Juliette? Tak? - powiedział. Mówiłam? Doskonale wszystko słyszał. Ach te demony.Słyszą to co chcieliby usłyszeć. Zaśmiałam się wewnętrznie.
- Więc Juliett, jakie masz wobec mnie intencje?
- Oczywiście,że chcę się z tobą przespać, przecież nic się nie zmieniło- odparłam z sarkazmem.
- Z chęcią, ale może kiedy indziej.
- Jeżeli chcesz na prawdę to wiedzieć to nie wiem czy to odpowiednie miejsce.
- Moim zdaniem jest inaczej-zaprzeczył
- Tak? Puść mnie. -powiedziałam, a on dziwnie na mnie spojrzał.-No co? Przecież jesteś tak boski i silny, że nawet nie będę próbowała ci uciec.- odsunął się, a ja dzięki wampirzym umiejętnościom wskoczyłam na dach budynku.Z kopałam z niego martwe ciało demona, którego przed chwilą zabiłam.Kiedy upadło obok mojego nowego kolegi pojawiłam się szybko obok ciała ocierając krew z ust.
- Bezpiecznie, to może tu było.Ciebie nikt nie musi śledzić ja tam mam troche inaczej, no to wróćmy.-stanęłam na przeciw niego i przyciągnęłam go do siebie tak aby przyciskał mnie do ściany całym swoim ciałem.
- No to co idziemy gdzieś indziej?-uśmiechnęłam się.
- Jasne Księżniczko. -zaśmiał się
- A to skąd wziąłeś? Wyciągnąłeś z mojej przeszłości? Masz aż takie umiejętności?-spojrzałam na niego pytająco
- Nie strzelałem- powiedział dumnie, a ja przewróciłam oczami.
- To idziemy? Czy mam zaaranżować ucieczkę? -zapytałam już trochę pretensjonalnie.
- A ciało księżniczko? -zapytał licząc na kolejną moją błyskotliwą odpowiedź.Przykucnął przy martwym ciele i miał trochę rozczarowany wyraz twarzy.-Nie był jednym z początkujących.-szepnął-Porządna banda cię śledzi.
- Tak, wiem- powiedziałam ukrywają z zewnątrz wewnętrzne uczucie strachu.To u mnie praktycznie nieznane uczucie.
- Dobra zajmę się ciałem-powiedziałam
- Nigdzie sama nie pójdziesz-powiedział zdenerwowany
- Kto powiedział, że będę to taszczyć? Nie mam na to ochoty.- odparłam przykucając przy zwłokach.
- Co ty...-przerwałam mu-Nie bądź bezczelny, 1 min. ciszy.-odparłam z sarkazmem. Wbiłam ostre kły w ciało tego cholernego demona, już nie chłepcząc krwi, ale wpuszczałam jad.
-Po sprawie.-powiedziałam krżyżując ręce.
-Na żłopałaś się krwi i co myślisz, że ciało od tak- pstryknął palcami - zniknie?
-Właśnie tak! Tylko nie rozumiem? Po co ten sarkazm? - Jego twarz zatonęła w moich dłoniach bacznie mi się przyglądał.
- Spójrz- szepnęłam mu do ucha nakierowując wzrok na ciało które w szybszym czasie się wysusza.-niedługo pozostanie tylko szkielet, a jutro może tylko jego prochy, wiatr je rozniesie nikt tego nie ujży-uśmiechałam się
- No to teraz możemy iść powiedział z obojętnym wyrazem twarzy.
- No to chodźmy-powiedziałam chcąc go ominąć, a wtedy chwycił mnie za nadgarstek
- Nie pójdziemy tak. Mimo wszystko nie możesz mi zwiać.
- To co może pójdziemy pod rączkę?
- Świetny pomysł-wyciągnął dłoń,a ja niechętnie ją chwyciłam, po tym on przyciągnął mnie do siebie.-Wole mieć cię bliżej. Objął mnie jedną ręką w biodrze.
- Już nie pójdziemy za rączki?
- Nie-odparł po czym wyszliśmy na ulice.
- Mam ochotę cie uderzyć! zabierz tą łapę!
- Udam, że tego nie słyszałem.
Poszliśmy w centrum miasta.Wśród tylu ludzi nikt nam nic nie zrobi, a poza tym tam był mój samochód.
- Już możesz mnie puścić razem nie wsiądziemy.
- To gdzie jedziemy? -zapytał siedząc już obok.
- Zobaczysz-odparłam
- Nie tym tonem, księżniczko-ja tylko zmierzyłam go wzrokiem.
- Jesteśmy! -krzyknęłam mu do ucha budząc go z drzemki.
- Co to ma być?
- Jesteśmy na opuszczonych magazynach.Jedyne co tu może być to bezdomni. Jak na razie jesteś drugim nadzwyczajnym.
- Jak miło.
Weszliśmy na dach.Z niego widzieliśmy wszystkie magazyny na obrzeżu, a dalej tętniące z życiem miasto. Nad nami granatowe niebo i lśniący księżyc.
Nogi zwisały mi z dachu po chwil on usiadł obok mnie.
- Obawiam się, że nie warto było tu przyjeżdżać. Było od razu mnie zabić.
-Zrobił bym to,ale obiecałem cie się z tobą prześpię-zaśmiał się
-Masz dziwne poczucie humoru. Przejdźmy do konkretów masz pewnie lepsze rzeczy do roboty .Owszem, śledziłam cię w celu zabicia.
-To już wiem.-przerwał
-Pewien demon zagroził mi śmiercią jeżeli nie przyniosę mu twojej głowy.Wiele o tobie słyszałam i próbowałam wielu innych sztuczek by tylko nie musieć cię zabić, ale widocznie bardzo mu na tobie zależy.
-Musiałaś sobie czymś u niego przeskrobać.
-Tak, masz rację z ogromną przyjemnością zabiłam wszystkich jego krewnych, a zabijając ciebie zyskałabym tylko kilka dni życia więcej.Więc albo pójdę do niego i powiem mu, że cię nie zabiję wtedy oni to zrobią albo- przerwały mi moje zmysły które zaczęły wariować.
- Uważaj! -krzyknęłam rzucając się na niego w celu uniknięcia strzały. - Znaleźli nas.
-Spostrzegawcza jesteś.-powiedział spode mnie.
- Czujesz? - kolejne strzały leciały nad naszymi głowami.
- Tak, truskawkowa otchłań, nowe perfumy?
- Nie!- nadal leżąc na nim wzięłam strzałę wbitą w ziemię w zasięgu mojej ręki.-czujesz to? -wbiłam strzałę obok jego głowy.
- Woda święcona- szepnął
- Właśnie, spadamy nie wiadomo ilu ich jest.-powiedziałam
- Fajnie tylko musisz ze mnie zejść- powiedział
Szybko z małymi otarciami znaleźliśmy się w samochodzie, tym razem to on usiadł za kierownicą.
- Wiesz-zaczął, odpalając samochód- chyba nie mogę cię zabić.Uratowałaś mi życie-spojrzał na mnie z uśmiechem
- Nie ma za co, poza tym słodko śpisz-zaśmiałam się. Kiedy spojrzałam przez okno ukazała mi się sylwetka demona.
-Ruszaj!-krzyknęłam, a na dach zdążył skoczyć demon
-Wedle życzenia.
-Zajmę się nim, ty jakoś stąd wyjedź.
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz