Słońce dopiero wkracza na horyzont. Białe obłoki leniwie podróżują po
błękitnym niebie. Wszystko jest piękniejsze tam, gdzie nie ma tych
chol*rnych ludzi. Jezioro kolorów, lubię to miejsce. Nie licząc głośnych
klubów w centrum, to to jest nawet trafieniem w dziesiątkę. Jeśli chce
odetchnąć, oderwać się od wszystkiego.
Wszedłem do nieskazitelnej wody, o czym świadczyła jego przezroczystość.
Po chwili nogi zamoczyła jakaś dziewczyna, nadnaturalna.Chyba mnie nie
zauważyła.Jacy w tych czasach wszyscy są nieostrożni, uśmiechnąłem się
do siebie.Czekałem z omylną nadzieją mężczyzny, że zobaczę coś
więcej.Zanurzyłem się po całą szyję aby bardziej zmniejszyć moją
widoczność.Dziewczyna wyróżniała się spośród tych, które widziałem w
głośnych nocnych klubach. Była spokojna, taka wyjątkowa, cicha,
tajemnicza. Nie potrafię wiele o niej stwierdzić z samych obserwacji,
nie potrafię jej rozgryźć. Widać, że ma inne wartości niż te puste
laleczki z napompowanym biustem. Bacznie obserwowała wszystko wokół
niej. Dłuższą chwile wpatrywała się w niebo.Jakby to było częścią niej.
Czyżby anioł? Nieskazitelny, delikatny. Byłem tak ciekawy jej ruchów,
jej w połowie nie pewnych ruchów. Modliłem się aby nie zobaczyła moich
ubrań, które leżały na brzegu.Lecz mimo jej bacznego rozglądania się,
nie zdołała zauważyć, zaciekawiło ją niebo. Kiedy na nie patrzyła
traciła głowę. Po chwil zdjęła koszulkę, jej piersi były wtedy
przyodziane w biały koronkowy biustonosz. Był delikatny, nie jak te z
którymi się już spotkałem, które były jakby krzykliwe.
Miała krótkie spodenki, chyba stwierdziła, że nie potrzebnie je ściągać.
Ostrożnie zamoczyła nogi, najpierw opuszkiem palców sprawdzając jej
ciepło. Woda była chłodna, po czułem to na własnej skórze, mimo to
zamoczyła nogi.Nie odrywała wzroku tym razem od wody.
Coraz bardziej zadziwiała mnie jej osoba, a uśmiech na mojej twarzy był coraz większy.
W pewnym momencie już skończył się okres mojej szczęśliwiej i
niezauważalnej z jej strony obserwacji. Jej wzrok na dłuższą chwile
spoczął na mojej twarzy, wynurzyłem się bardziej ukazując mój umięśniony
tor, oczywiście nie to było w mojej intencji.Po chwili zerwała ze mnie
wzrok jak oparzona i szybkim tempem zerwała się w stronę brzegu. Mimo
tego, że byłem na większej głębokości niż ona to ja byłem pierwszy na
brzegu. Podniosłem jej koszulkę, którą wcześniej z rzuciła, a ona kiedy
do mnie doszła, zabrała ją ode mnie wyrywając z rąk, po czym zakryła
swój biust.
Po mnie skapywała jeszcze woda, byłem w samych spodenkach, ale w
porównaniu do niej nie miałem takiej możliwości jak ona, by zakryć swe
piersi, iż moja koszulka, była "ciut" dalej.
-Kim ty jesteś? -wydusiła po chwili.
-Nie kojarzysz mnie? Jestem sławnym gwałcicielem z tych stron. Wielu
mówi, że mam opór maniaka, inni, że nie równo pod sufitem albo, że mam
poważne zaburzenia psychiczne.- zażartowałem
Ona jakoś nie śmiała się w głos, tylko lekko się uśmiechnęła. Chociaż
tyle dobrego.Widać, że jest nieśmiała.A ja niestety jestem uporczywie
gadatliwy.
(Beatrize?)
poniedziałek, 20 października 2014
od Romeo - C.D Juliette
Tak jak siedziałem, tak się położyłem, ręce mając pod głową. Było tak wygodnie... Odwróciłem głowę w jej stronę. Nadal byłem zdenerwowany, przez tego suk... przez jej brata. Resztką samokontroli powstrzymałem się, by nie rzucić nim o ścianę a potem wyrwać żywcem serca, pozbawić życia. Głupia pijawka bez instynkt samo zachowawczego. Uśmiechnąłem się mimo zupełnie zepsutego humoru. Juliette bardzo źle się czuła. Hmm... Od czego? Ten demon musiał być potężny... Przekląłem głośno, podnosząc się nagle. Olśniło mnie, skąd znałem go. Ten idiota specjalnie to zrobił, wystawił się, zachował jak szczeniak, nierozsądnie. Bym go nie poznał.
- Co się stało? - spytała zdziwiona.
- Wiem, kto to zrobił.
- Kto?
- Alastair, zdradziecki sukinsyn - mruknąłem. Nie zrozumiała. Westchnąłem głośno - Mój przyjaciel, dopóki lepsza oferta się nie pojawi. Jak widać, jednak pojawiła, skoro postanowił mnie zabić - ponuro wyjaśniłem, wstając. - Jest bardzo, bardzo potężny. Znajdzie nas jeszcze przed świtem.
(Juliette?)
- Co się stało? - spytała zdziwiona.
- Wiem, kto to zrobił.
- Kto?
- Alastair, zdradziecki sukinsyn - mruknąłem. Nie zrozumiała. Westchnąłem głośno - Mój przyjaciel, dopóki lepsza oferta się nie pojawi. Jak widać, jednak pojawiła, skoro postanowił mnie zabić - ponuro wyjaśniłem, wstając. - Jest bardzo, bardzo potężny. Znajdzie nas jeszcze przed świtem.
(Juliette?)
od Bena - C.D Vivienne
Przeciągły, głośny gwizd przeszył powietrze, niefortunnie działając na wyostrzony słuch. Na jego twarzy pojawił się gniewny grymas, wywołany przez ból. Zaraz jednak znikł, zastąpiony jedynie przez zaciśniętą wyraźnie szczękę i zaciśnięte powieki. Szybko zrozumiał, czemu postanowiła zakatować jego uszy: rozległ się trzepot skrzydeł a na jej ramieniu przysiadł dość nietypowy pupilek. Sokół. Szczerze? Lubił je, ale teraz trochę martwił się o siedzenia obite czarną skórą. Nic jednak nie powiedział, jedynie odsunął się gdy wsiadała. Ruszył. Mustang sunął po betonowych ulicach, do tego był przecież stworzony. Położył dłoń na biegu, jednak wtedy... tak! Postanowiła go dotknąć. Tym razem zamiast zwykłego gestu niezadowolenia, jego ręka odskoczyła, a on spojrzał na nią wzrokiem jakby co najmniej oblała go kwasem żrącym.
- Dopadła Cię gorączka, mutancie? - zapytała, a w nim od razu się zagotowało. Diabli wzięli element zaskoczenia i porwali w odmęty piekielne. Zrezygnował z udawanego zdziwienia, to na nic. Chłodne opanowanie przezwyciężyło, wdech, wydech i był krok dalej od zamordowania na miejscu tej kobiety. Kątem oka dostrzegł, jak jej druga ręka się przesuwa, zapewne po nóż który wcześniej, w geście dobrej woli jej oddał. Nie żałował tego, sam zawsze nosił przy sobie broń. Nawet w tej chwili miał trzy noże w swoich skrywkach, Multitool i wcześniej wspomniany pistolet. Przezorny zawsze ubezpieczony, szczególnie, gdy go ściga tajna organizacja rządowa.
Uniósł rękę, która znajdowała się po jej stronie, mając palec wskazujący zwrócony w górę, po czym spojrzał na nią.
- Wolę termin "udoskonalony genetycznie" - powiedział i ponownie zwrócił swe zielone oczy na drogę. Zmienił bieg i mocniej wcisnął pedał gazu. Z silnika wydobył się pomruk zadowolenia, jakby ten samochód miał duszę, a ford wyrwał się do przodu niczym czerwony koń wyścigowy, z dziecinną łatwością wyprzedzający te wszystkie nowoczesne, "super wypasione fury". - Ustalmy coś. Po pierwsze, najważniejsze, nie dotykaj mnie. Nienawidzę tego. Po drugie, nawet nie waż się wyjmować tego noża. Gdybym chciał, byś nie żyła, to dawno leżałabyś trzy metry pod ziemią. Po trzecie, gdzie mieszkasz?
(Vivienne?)
Uniósł rękę, która znajdowała się po jej stronie, mając palec wskazujący zwrócony w górę, po czym spojrzał na nią.
- Wolę termin "udoskonalony genetycznie" - powiedział i ponownie zwrócił swe zielone oczy na drogę. Zmienił bieg i mocniej wcisnął pedał gazu. Z silnika wydobył się pomruk zadowolenia, jakby ten samochód miał duszę, a ford wyrwał się do przodu niczym czerwony koń wyścigowy, z dziecinną łatwością wyprzedzający te wszystkie nowoczesne, "super wypasione fury". - Ustalmy coś. Po pierwsze, najważniejsze, nie dotykaj mnie. Nienawidzę tego. Po drugie, nawet nie waż się wyjmować tego noża. Gdybym chciał, byś nie żyła, to dawno leżałabyś trzy metry pod ziemią. Po trzecie, gdzie mieszkasz?
(Vivienne?)
od Vivienne - C.D Bena
Chciała zaprzeczyć, zaoponować w jakiś sposób. Czuła się dużo lepiej, Amazonki miały to do siebie, że ich rany szybko się bliźniły. Wraz z nadejściem ranka dopłynęły do jej brzegu fale nowej energii.. On i tak dużo dla niej zrobił, a teraz jeszcze miał ją ma karku, obarczony jej problemami; musiał ją odwieźć, chociaż widocznie nie przepadał za jej towarzystwem.
Zauważyła dziwną zależność, że ilekroć zbliżała się, czy przechodziła obok niego odsuwał się jak oparzony. Wiedziała, że bycie potomkinią Amazonek niesie za sobą wiele konsekwencji, ale to pierwszy raz, kiedy ktoś w jej obecności zachowuje się, jakby została zarażona trądem. Zmarszczyła brwi. Coś tu nie grało, zwykli ludzie tak nie postępują...Zebrała włosy w ciasny kucyk na czubku głowy i zlustrowała mężczyznę ponownie wzrokiem, kiedy nakładał kurtkę, odwrócony do niej tyłem.
- Chyba coś zostawiłam - oznajmiła przepraszającym tonem wskazując na sofę w głębi pomieszczenia, tak naprawdę wcale nie mając zamiaru szukać wymyślonej zguby. Podczas gdy on sznurował pieczołowicie buty, Vivienne skręciła za róg, skacząc zgrabnie w plamę cienia. Przerzuciła stos papierów leżących na półce; tysiąc kwitków, tony gazet i reklamowego spamu, zajrzała pod poduszki, układając je potem idealnie tak jak były wcześniej. Wiedziała, że nie powinna szperać mu w rzeczach i przewracać mieszkania do góry nogami, ale ta świadomość nie poruszała znacznie jej sumienia. Błysk na dywanie przyciągnął spojrzenie bystrych oczu; schyliła się i podniosła mały, ale zaskakująco ciężki, chłodny przedmiot. Srebrna kula.
- Znalazłaś? - dobiegł ją lekko zniecierpliwiony głos zza ściany. Przez chwilę wyrwana z zamyślenia nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Słucham? - wróciła do holu z miną niewiniątka, zaciskając palce na gładkiej, zimnej powierzchni. Uniósł brwi, ponawiając pytanie. Wyraźnie uznał ją za trochę opóźnioną, bo wymawiał wyrazy powoli i głośno. Tym lepiej dla niej; im bardziej niepozorna się wydaje, tym groźniejsza jest w rzeczywistości.
- Ah, tak - pokiwała prędko głową i dotknęła ostrza noża. Nadal tam był.
~~
Poranek był zimny i rześki, mroźne powietrze zdawało się osadzać w płucach powodując ból. Nos Vivienne momentalnie stał się czerwony; potarła dłońmi ramiona, a z jej ust wzleciał w niebo gęsty pióropusz pary. Podeszli do auta, które zrobiło niejakie wrażenie na dziewczynie, ale nic nie powiedziała. Podziwiała je w całkowitym milczeniu, tylko rozszerzone źrenice zdradzały jej zachwyt. Zawsze chciała mieć samochód, ale nigdy nie było jej na takowy stać. Musnęła czubkami palców maskę uśmiechając się lekko.
- Wsiadasz? - ponaglił ją mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Vivienne trzymała już dłoń na klamce, kiedy nagle uderzyła ją myśl o jej najwierniejszym i tak właściwie jedynym przyjacielu, na którym mogła zawsze polegać - Grot. Zagwizdała przeciągle, używając do tego dwóch palców. Wysoka częstotliwość chyba raniła uszy chłopaka, bo skrzywił się, robiąc gniewną minę. Czyżby wyczulone zmysły? Trzepot skrzydeł sokoła był jednym z tych dźwięków, których tak bardzo uwielbiała słuchać. Ptak ciężko opadł na jej ramię, wczepiając się szponami w cienki materiał bluzki. Uszczypnął ją lekko w ucho, domagając się pieszczot. Vivienne wsiadła do samochodu, schylając głowę. Od razu zauważyła, że mężczyzna odsunął się, a Grot nastroszył piórka, obserwując go z nieustępliwością godną sokoła. Z radia płynęła spokojna MUZYKA, mijali kolejne nijakie, szare budynki osnute mgłą. Zerknęła na kierowcę, który najwyraźniej niczego się nie spodziewał. Z szybkością pantery dopadającej swoją ofiarę dotknęła jego dłoni. Była bardzo gorąca.
- Dopadła cię gorączka, mutancie? - zapytała, cofając rękę i sięgając po nóż, gdyby w razie czego był potrzebny.
Ben?
Zauważyła dziwną zależność, że ilekroć zbliżała się, czy przechodziła obok niego odsuwał się jak oparzony. Wiedziała, że bycie potomkinią Amazonek niesie za sobą wiele konsekwencji, ale to pierwszy raz, kiedy ktoś w jej obecności zachowuje się, jakby została zarażona trądem. Zmarszczyła brwi. Coś tu nie grało, zwykli ludzie tak nie postępują...Zebrała włosy w ciasny kucyk na czubku głowy i zlustrowała mężczyznę ponownie wzrokiem, kiedy nakładał kurtkę, odwrócony do niej tyłem.
- Chyba coś zostawiłam - oznajmiła przepraszającym tonem wskazując na sofę w głębi pomieszczenia, tak naprawdę wcale nie mając zamiaru szukać wymyślonej zguby. Podczas gdy on sznurował pieczołowicie buty, Vivienne skręciła za róg, skacząc zgrabnie w plamę cienia. Przerzuciła stos papierów leżących na półce; tysiąc kwitków, tony gazet i reklamowego spamu, zajrzała pod poduszki, układając je potem idealnie tak jak były wcześniej. Wiedziała, że nie powinna szperać mu w rzeczach i przewracać mieszkania do góry nogami, ale ta świadomość nie poruszała znacznie jej sumienia. Błysk na dywanie przyciągnął spojrzenie bystrych oczu; schyliła się i podniosła mały, ale zaskakująco ciężki, chłodny przedmiot. Srebrna kula.
- Znalazłaś? - dobiegł ją lekko zniecierpliwiony głos zza ściany. Przez chwilę wyrwana z zamyślenia nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Słucham? - wróciła do holu z miną niewiniątka, zaciskając palce na gładkiej, zimnej powierzchni. Uniósł brwi, ponawiając pytanie. Wyraźnie uznał ją za trochę opóźnioną, bo wymawiał wyrazy powoli i głośno. Tym lepiej dla niej; im bardziej niepozorna się wydaje, tym groźniejsza jest w rzeczywistości.
- Ah, tak - pokiwała prędko głową i dotknęła ostrza noża. Nadal tam był.
~~
Poranek był zimny i rześki, mroźne powietrze zdawało się osadzać w płucach powodując ból. Nos Vivienne momentalnie stał się czerwony; potarła dłońmi ramiona, a z jej ust wzleciał w niebo gęsty pióropusz pary. Podeszli do auta, które zrobiło niejakie wrażenie na dziewczynie, ale nic nie powiedziała. Podziwiała je w całkowitym milczeniu, tylko rozszerzone źrenice zdradzały jej zachwyt. Zawsze chciała mieć samochód, ale nigdy nie było jej na takowy stać. Musnęła czubkami palców maskę uśmiechając się lekko.
- Wsiadasz? - ponaglił ją mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Vivienne trzymała już dłoń na klamce, kiedy nagle uderzyła ją myśl o jej najwierniejszym i tak właściwie jedynym przyjacielu, na którym mogła zawsze polegać - Grot. Zagwizdała przeciągle, używając do tego dwóch palców. Wysoka częstotliwość chyba raniła uszy chłopaka, bo skrzywił się, robiąc gniewną minę. Czyżby wyczulone zmysły? Trzepot skrzydeł sokoła był jednym z tych dźwięków, których tak bardzo uwielbiała słuchać. Ptak ciężko opadł na jej ramię, wczepiając się szponami w cienki materiał bluzki. Uszczypnął ją lekko w ucho, domagając się pieszczot. Vivienne wsiadła do samochodu, schylając głowę. Od razu zauważyła, że mężczyzna odsunął się, a Grot nastroszył piórka, obserwując go z nieustępliwością godną sokoła. Z radia płynęła spokojna MUZYKA, mijali kolejne nijakie, szare budynki osnute mgłą. Zerknęła na kierowcę, który najwyraźniej niczego się nie spodziewał. Z szybkością pantery dopadającej swoją ofiarę dotknęła jego dłoni. Była bardzo gorąca.
- Dopadła cię gorączka, mutancie? - zapytała, cofając rękę i sięgając po nóż, gdyby w razie czego był potrzebny.
Ben?
Subskrybuj:
Posty (Atom)