Cztery piętra. Dwieście pokoi do których prowadzą zawiłe korytarze z licznymi ślepymi uliczkami.
Sala balowa wypełniła się po brzegi. Pięknie udekorowana, zgodnie z tradycją Halloween. Nie były to jednak sztuczne pająki, szczury czy nietoperze, dyń również mało. Gęsta mgła otaczała lud, nie pozwalając dojrzeć podłogi. Rezydencja była otwarta dla wszystkich, ciekawscy jak i pary szukające chwili samotności mogły ją zwiedzać do woli, odkrywając tajemnice, otwierając liczne drzwi donikąd, błądząc po labiryncie przerażających pokoi igrających z ludzką psychiką, zastanawiając się co jest jawą a co snem. Ukryte przejścia, schody donikąd, okno w podłodze, pokoje luster, organy grające samoistnie, klatka schodowa dla krasnoludków i wiele, wiele innych. Na razie jednak wszyscy byli w sali balowej, zgodnie z planem. Na balkon wznoszący się wysoko ponad głowy balowiczów wyszedł wysoki, szczupły mężczyzna. Miał on na sobie śnieżnobiały garnitur i maskę w tym samym kolorze. Roztaczało się od niego zimno. Chłodne opanowanie i maniery? Być może.
- Witajcie moi drodzy! - zaczął wolno. Zapadła grobowa cisza, podczas której by można było usłyszeć upadającą szpilkę. - Halloween to noc niezwykła, mam nadzieje, że bal również taki będzie - Gdy to mówił, w jego oku pojawił się złowrogi błysk. Knuł niezwykłą niespodziankę dla gości - Częstujcie się i bawcie do samego rana!
Pstryknął. Orkiestra zaczęła grać. Tajemniczy organizator odszedł. Nikt go już nie widział wśród gości.
środa, 29 października 2014
od Romeo (event)
/Jakiś czas po wydarzeniach z postów Juliette/Romeo. Wiem, wiem, post bardzo krótki ale w evencie takie mają być./
Nie wykazał się oryginalnością. Galowy smoking jak u wszystkich innych, choć oczywiście on wyglądał w nim o niebo lepiej, przykuwając wzrok kobiet. Zdobiona maska idealnie pasowała do eleganckiego stroju. Poprawił muszkę i ruszył na podbój balu. Samotnie przecież nie spędzi tej nocy, to by było głupotą. Dziś zabawa jest najważniejsza, wiec pora się rozruszać. Przebiegły uśmiech przemknął przez jego twarz, rozglądając się po towarzystwie. Jednocześnie wziął z tacy szklankę z alkoholem, by zaraz wypić łyk. Błękitne oczy wyszukiwały okazji, aż natrafiły na Juliette, jak podejrzewał. Tym razem charakterystyczny, kuszący uśmiech został na stałe.
- Witaj - powiedział, stając tuż za nią, będąc już w stu procentach pewien, że to właśnie ona.
(Juliette?)
Nie wykazał się oryginalnością. Galowy smoking jak u wszystkich innych, choć oczywiście on wyglądał w nim o niebo lepiej, przykuwając wzrok kobiet. Zdobiona maska idealnie pasowała do eleganckiego stroju. Poprawił muszkę i ruszył na podbój balu. Samotnie przecież nie spędzi tej nocy, to by było głupotą. Dziś zabawa jest najważniejsza, wiec pora się rozruszać. Przebiegły uśmiech przemknął przez jego twarz, rozglądając się po towarzystwie. Jednocześnie wziął z tacy szklankę z alkoholem, by zaraz wypić łyk. Błękitne oczy wyszukiwały okazji, aż natrafiły na Juliette, jak podejrzewał. Tym razem charakterystyczny, kuszący uśmiech został na stałe.
- Witaj - powiedział, stając tuż za nią, będąc już w stu procentach pewien, że to właśnie ona.
(Juliette?)
od Bena - C.D Vivienne (event)
Dłonie kurczowo zaciskały się na kierownicy. Pewnie były już białe, jednak trudno to stwierdzić, ponieważ były zakryte przez czarne, skórzane rękawiczki. Ludzie wchodzili do paszczy lwa, poubierani w bajkowe kreacje. Suknie które ciągną się po ziemi i te krótkie, do ud pań. Smokingi jak u kelnerów i te jak u książąt. Maski z piórami, koronkami, uszami w wszystkich kolorach tęczy. Przeważała czerń i biel, była również i krwista czerwień, błękit niczym niezachmurzone niebo, zieleń mchu, kolorowe pastele. Czas stać się częścią tego przedstawienia. Z zamyślenia wyrwał go głośny dźwięk, tuż koło ucha. To Max zapukała w szybę. Wyszedł z wozu, poprawiając swe ubranie. Grunt to czuć się dobrze, prawda? Jeśli tak, to Ben nie miał gruntu pod nogami.
- Idziesz? - spytała uśmiechnięta. Pokiwał ponuro głową i ruszył do środka podpierać ściany. Tak jak pomyślał tak i zrobił. Oparł się, skrzyżował ręce na piersi i po prostu obserwował ludzi zaciekawiony ich zachowaniami i tą dziwną maskaradą. Taniec? Toż to zwykłe marnowanie energii by trochę poobracać się i pokołysać.
Przez drzwi weszła kobieta, która od razu zainteresowała Bena. Nie, nie był to przejaw natury romantycznej acz zwykłe rozpoznanie "znajomej". Vivienne czy też Lotka wkroczyła do sali balowej w długiej, czarnej sukni i masce na twarzy. Uniósł kącik ust, obserwując ją. Sama nawet nie zwróciła na niego uwagi. Być może to przez maskę, zakrywającą połowę twarzy, w tym charakterystyczne policzki czy piegi. Teraz jedynie zielone niczym młode liście oczy zdradzały tożsamość. Nie ruszył się z miejsca, już słysząc w głowie "znów się widzimy" wypowiedziane kąśliwym głosem.
(Vivienne?)
- Idziesz? - spytała uśmiechnięta. Pokiwał ponuro głową i ruszył do środka podpierać ściany. Tak jak pomyślał tak i zrobił. Oparł się, skrzyżował ręce na piersi i po prostu obserwował ludzi zaciekawiony ich zachowaniami i tą dziwną maskaradą. Taniec? Toż to zwykłe marnowanie energii by trochę poobracać się i pokołysać.
Przez drzwi weszła kobieta, która od razu zainteresowała Bena. Nie, nie był to przejaw natury romantycznej acz zwykłe rozpoznanie "znajomej". Vivienne czy też Lotka wkroczyła do sali balowej w długiej, czarnej sukni i masce na twarzy. Uniósł kącik ust, obserwując ją. Sama nawet nie zwróciła na niego uwagi. Być może to przez maskę, zakrywającą połowę twarzy, w tym charakterystyczne policzki czy piegi. Teraz jedynie zielone niczym młode liście oczy zdradzały tożsamość. Nie ruszył się z miejsca, już słysząc w głowie "znów się widzimy" wypowiedziane kąśliwym głosem.
(Vivienne?)
od Vivienne - C.D Bena (event)
Przyglądała mu się z głęboką satysfakcją. To było właśnie to, co chciała dziś mieć na sobie.
Długi, czarny, elegancki płaszcz.
Uśmiechnęła się szeroko. Czemu Bal Maskowy ma być kolorowy? Może ktoś woli ponurą wersję? Wspomniała w myślach swój jeden, jedyny Bal i chwyciła się wspomnienia o dziewczynie "przy kości", wyciśniętej w różowy kostium, z blond loczkami, na których wesoło podskakiwały kokardki.
Definicja Balu.
Prychnęła i zdmuchnęła kosmyk włosów z czoła, pochylając się nad materiałem. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał tak nagle, że drgnęła i strąciła stojącą nieopodal filiżankę. Dźwięk tłuczonego szkła obudził drzemiącego Grota, który rozskrzeczał się na dobre. Vivienne w pośpiechu pobiegła otworzyć drzwi, po drodze omal nie zabijając się o syf na podłodze.
- Lotka! - na próg wstąpiła wysoka jak dąb brunetka, z idealnie prostymi włosami i takimi samymi perłowo białymi, równymi zębami. Koloru jej oczy nie dało się stwierdzić, ponieważ codziennie były inne; kto jak kto, ale Lucy była specjalistką od soczewek. Przyjaciółka po gorącym wyściskaniu Vivienne, weszła do środka i zaniemówiła. - Nawet mi nie mów, kiedy ostatnio sprzątałaś - zagroziła, spoglądając na nią spod byka. Lotka więc milczała posłusznie, lawirując sprawnie między stertami ubrań na podłodze, jej harmider był jej ładem. Nagle Lucy przeniosła wzrok na żerdź Grota i zatkała usta ręką z oburzeniem. - Nadal hodujesz tu te wstrętne bydle? - widocznie nie zapomniała jeszcze jakie piekło zgotował jej sokół parę miesięcy temu. Vivienne uśmiechnęła się na samo wspomnienie tego pamiętnego wydarzenia.
Lucy, jak to ona miała w zwyczaju gadała i gadała, a milczenie w jej towarzystwie stawało się nieosiągalnym marzeniem. Lotka czasem lubiła te jej wrodzone gadulstwo, zapełniało pustkę.
Kiedy Vivienne założyła płaszcz, gotowa do wyjścia, przyjaciółka zaprotestowała głośno, kręcąc gwałtownie głową.
- Przepraszam bardzo, ale tak to ja się z tobą nigdzie nie pokażę! Zdejmuj tę szmatę, albo sama ją z ciebie zedrę! - zagroziła. Ona nie przebierała ani w słowach, ani w czynach i mimo wielu protestów Vivienne, była nieugięta.
***
- Teraz dopiero wyglądam jak... - Lotka patrząc na siebie ponuro w lustrze nawet nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów dla wyrażenia swojej dezaprobaty. Lucy natomiast stała za nią i wpatrywała się w jej, a może swoje odbicie z prawdziwym zachwytem. Długa, czarna (jedyna zaleta kreacji) suknia, w górze zapinana jak na gorset, bez ramiączek, co zdaniem Lotki było już prawie bezwstydne, w dole była swobodna i lekko uniesiona. - Jeszcze tylko ten wiejski warkocz... - jednym ruchem ręki przyjaciółka rozplątała jej dzienną fryzurę, sprawiając, że jasne fale spłynęły po ramionach Vivienne.
Ta zaś stała przygarbiona, sukienka była zapięta za mocno, wysokie, sznurowane buty na obcasach ciężkie i niewygodne w porównaniu do zwykłych trampek. Westchnęła i spojrzała z wyrzutem na Lucy, która pociągnęła ją za rękę w stronę drzwi. Lotka chwyciła w biegu maskę i poprzysięgła sobie w duchu, że nigdy więcej.
Ben?
Długi, czarny, elegancki płaszcz.
Uśmiechnęła się szeroko. Czemu Bal Maskowy ma być kolorowy? Może ktoś woli ponurą wersję? Wspomniała w myślach swój jeden, jedyny Bal i chwyciła się wspomnienia o dziewczynie "przy kości", wyciśniętej w różowy kostium, z blond loczkami, na których wesoło podskakiwały kokardki.
Definicja Balu.
Prychnęła i zdmuchnęła kosmyk włosów z czoła, pochylając się nad materiałem. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał tak nagle, że drgnęła i strąciła stojącą nieopodal filiżankę. Dźwięk tłuczonego szkła obudził drzemiącego Grota, który rozskrzeczał się na dobre. Vivienne w pośpiechu pobiegła otworzyć drzwi, po drodze omal nie zabijając się o syf na podłodze.
- Lotka! - na próg wstąpiła wysoka jak dąb brunetka, z idealnie prostymi włosami i takimi samymi perłowo białymi, równymi zębami. Koloru jej oczy nie dało się stwierdzić, ponieważ codziennie były inne; kto jak kto, ale Lucy była specjalistką od soczewek. Przyjaciółka po gorącym wyściskaniu Vivienne, weszła do środka i zaniemówiła. - Nawet mi nie mów, kiedy ostatnio sprzątałaś - zagroziła, spoglądając na nią spod byka. Lotka więc milczała posłusznie, lawirując sprawnie między stertami ubrań na podłodze, jej harmider był jej ładem. Nagle Lucy przeniosła wzrok na żerdź Grota i zatkała usta ręką z oburzeniem. - Nadal hodujesz tu te wstrętne bydle? - widocznie nie zapomniała jeszcze jakie piekło zgotował jej sokół parę miesięcy temu. Vivienne uśmiechnęła się na samo wspomnienie tego pamiętnego wydarzenia.
Lucy, jak to ona miała w zwyczaju gadała i gadała, a milczenie w jej towarzystwie stawało się nieosiągalnym marzeniem. Lotka czasem lubiła te jej wrodzone gadulstwo, zapełniało pustkę.
Kiedy Vivienne założyła płaszcz, gotowa do wyjścia, przyjaciółka zaprotestowała głośno, kręcąc gwałtownie głową.
- Przepraszam bardzo, ale tak to ja się z tobą nigdzie nie pokażę! Zdejmuj tę szmatę, albo sama ją z ciebie zedrę! - zagroziła. Ona nie przebierała ani w słowach, ani w czynach i mimo wielu protestów Vivienne, była nieugięta.
***
- Teraz dopiero wyglądam jak... - Lotka patrząc na siebie ponuro w lustrze nawet nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów dla wyrażenia swojej dezaprobaty. Lucy natomiast stała za nią i wpatrywała się w jej, a może swoje odbicie z prawdziwym zachwytem. Długa, czarna (jedyna zaleta kreacji) suknia, w górze zapinana jak na gorset, bez ramiączek, co zdaniem Lotki było już prawie bezwstydne, w dole była swobodna i lekko uniesiona. - Jeszcze tylko ten wiejski warkocz... - jednym ruchem ręki przyjaciółka rozplątała jej dzienną fryzurę, sprawiając, że jasne fale spłynęły po ramionach Vivienne.
Ta zaś stała przygarbiona, sukienka była zapięta za mocno, wysokie, sznurowane buty na obcasach ciężkie i niewygodne w porównaniu do zwykłych trampek. Westchnęła i spojrzała z wyrzutem na Lucy, która pociągnęła ją za rękę w stronę drzwi. Lotka chwyciła w biegu maskę i poprzysięgła sobie w duchu, że nigdy więcej.
Ben?
od Beatrize (event)
Noc Halloween to czas, w którym nic nie jest takie, na jakie wygląda. Chyba, że jesteś Beatrize. Nie wykazała się oryginalnością, przechodząc przez próg willi w krótkiej, białej sukience z złotymi ozdobami (klik), sztucznymi skrzydłami i delikatnej śnieżnej masce z paroma piórami. Anioł przebrany za anioła, cóż za ironia prawda? Jednak najciemniej jest pod latarnią. Rozejrzała się, na darmo. Być może parę osób poznała, jednak większość nie było widać spod masek. Pomiędzy tańczącymi przemykali kelnerzy, częstując ciastami oraz alkoholem gości. Chwyciła wysoką szklankę z szampanem, gestem dziękując panu w czarnej masce.
Usiadła przy stoliku, obserwując orzechowymi ślepkami różne stworzenia bawiące się w względnym pokoju. Założyła nogę na nogę, jednocześnie starając się wyglądać w miarę skromnie. Natura niewiniątka przezwyciężyła, wcale nie zwracając uwagi na maskę, która przecież zakrywała twarz. Kąciki jej bladoróżowych ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Poprawiła sukienkę i napiła się szampana. Wolna muzyka płynęła przez salę, gdzie źródłem była orkiestra. Wieczór zapowiadał się ciekawie.
Usiadła przy stoliku, obserwując orzechowymi ślepkami różne stworzenia bawiące się w względnym pokoju. Założyła nogę na nogę, jednocześnie starając się wyglądać w miarę skromnie. Natura niewiniątka przezwyciężyła, wcale nie zwracając uwagi na maskę, która przecież zakrywała twarz. Kąciki jej bladoróżowych ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Poprawiła sukienkę i napiła się szampana. Wolna muzyka płynęła przez salę, gdzie źródłem była orkiestra. Wieczór zapowiadał się ciekawie.
BAL
Maskarada na sto par - co za bal.
W taką noc odrzuć twarz,
I stań się maską!
Co za bal!
Ile masek, tyle barw - co za bal!
Cały świat musi twarz zasłonić własną."
Jest już dwudziesta... Co to znaczy? Tak! Bal maskowy. Drzwi willi na wzgórzu stoją otworem i kuszą muzyką. Tutaj każdy może być, tym kim chce.
Odrzuć twarz i baw się dobrze.
"Tutaj plusz, a tam róż,
Tutaj tiul, tam znów król.
Chłop i pop,
Czerń i biel,
Tutaj pik, a tam kier.
Maski!
Idą w ruch - idą w tan,
Z korowodem dam!
I niech szaleństwo trwa!
Tutaj tiul, tam znów król.
Chłop i pop,
Czerń i biel,
Tutaj pik, a tam kier.
Maski!
Idą w ruch - idą w tan,
Z korowodem dam!
I niech szaleństwo trwa!
Czyj to wzrok,
Czyja twarz,
Kto jest kim?
Fakt czy fałsz?
Stary koń, młody lew,
Tutaj pik, a tam trefl,
Maski!
Chłoną noc, chłoną dźwięk,
Aż zamroczy je oślepiający blask!"
Czyja twarz,
Kto jest kim?
Fakt czy fałsz?
Stary koń, młody lew,
Tutaj pik, a tam trefl,
Maski!
Chłoną noc, chłoną dźwięk,
Aż zamroczy je oślepiający blask!"
od Bena - C.D Vivienne
Dom Bena okazał się bliżej, niż mógłby przypuszczać. Dostał się do swego wygodnego mieszkania już po pół godzinie, gdzie miał nadzieje dokończyć w spokoju swoją książkę. Niestety, nie było mu to dane, bowiem każdy kochał denerwować naszego mutanta. Rozwarły się drzwi, bez ostrzeżenia. Przecież kto pamięta o pukaniu? Ot, taka niepotrzebna nikomu drobnostka. Uniósł leniwie wzrok, który napotkał Max, teoretycznie jego młodszą siostrę w postaci brunetki niskiego wzrostu i ponad przeciętnej urodzie. Zamiast jednak drogiej sukni miała na sobie wytarte jeansy i czarną starą koszulkę. Odłożył księgę i wstał, przygotowując się na wszystko...
- Idziesz ze mną na bal - padło stwierdzenie. A jednak prawie na wszystko, bo tego się nie spodziewał.
- Nie. Masz chłopaka, po co chcesz jeszcze mnie ciągać? - zapytał, nie zamierzając się dziś ruszać z miejsca. Nienawidził tłumów, a takie imprezy były mu zupełnie obce. Nie mówiąc o nie posiadaniu umiejętności zwanej tańcem. Nagle: olśnienie - Chcesz mieć na mnie oko, prawda? - Mimowolnie się uśmiechnął. Nie był jednak to uśmiech ukazujący wesołość, szczęście. Był... ponury, wręcz smutny.
- Nie - odpowiedziała łagodnie. Zmiękła, nie chcąc by tak o niej myślał. Za późno. - Po prostu... ruszyłbyś się z domu w innym celu niż... nie ważne. Nie chce nawet o tym myśleć. W każdym razie, idziesz.
- Nie odpuścisz?
- Nie.
Westchnął ciężko. Przynajmniej nie będzie nudno.
Jako, że jeszcze dwie godziny do niego, zaczął szukać jakiejś maski i rozpracowywać, jak założyć smoking. Niedoświadczenie dosyć szybko wyszło na jaw. W końcu skończyło się na tym, że Max musiała pomagać w... prawie wszystkim.
- Zachowujesz się jak dziecko - wygarnęła mu. Zgromił ją wzrokiem, mocując się z krawatem, dopóki się nie zlitowała i zawiązała nieszczęsną ozdobę. Wybór maski padł na czarną, zwykłą i pasującą do reszty. - Logan będzie o dziewiętnastej czterdzieści.
- Pojadę Shellby - zaprotestował. Nieukrywana niechęć do jej chłopaka była mocno uzasadniona: to zwykły, szary człowieczek, nic interesującego. Spojrzał na zegarek. Czerwone cyfry wskazywały 18.30. Wykorzystał wolny czas, by upewnić się, że żaden tatuaż nie wymknął się na zewnątrz. Szczególną uwagą zwrócił na kod na karku, który szczęśliwie został zasłonięty.
(Vivienne? Jak tam Twoje przygotowania?)
- Idziesz ze mną na bal - padło stwierdzenie. A jednak prawie na wszystko, bo tego się nie spodziewał.
- Nie. Masz chłopaka, po co chcesz jeszcze mnie ciągać? - zapytał, nie zamierzając się dziś ruszać z miejsca. Nienawidził tłumów, a takie imprezy były mu zupełnie obce. Nie mówiąc o nie posiadaniu umiejętności zwanej tańcem. Nagle: olśnienie - Chcesz mieć na mnie oko, prawda? - Mimowolnie się uśmiechnął. Nie był jednak to uśmiech ukazujący wesołość, szczęście. Był... ponury, wręcz smutny.
- Nie - odpowiedziała łagodnie. Zmiękła, nie chcąc by tak o niej myślał. Za późno. - Po prostu... ruszyłbyś się z domu w innym celu niż... nie ważne. Nie chce nawet o tym myśleć. W każdym razie, idziesz.
- Nie odpuścisz?
- Nie.
Westchnął ciężko. Przynajmniej nie będzie nudno.
Jako, że jeszcze dwie godziny do niego, zaczął szukać jakiejś maski i rozpracowywać, jak założyć smoking. Niedoświadczenie dosyć szybko wyszło na jaw. W końcu skończyło się na tym, że Max musiała pomagać w... prawie wszystkim.
- Zachowujesz się jak dziecko - wygarnęła mu. Zgromił ją wzrokiem, mocując się z krawatem, dopóki się nie zlitowała i zawiązała nieszczęsną ozdobę. Wybór maski padł na czarną, zwykłą i pasującą do reszty. - Logan będzie o dziewiętnastej czterdzieści.
- Pojadę Shellby - zaprotestował. Nieukrywana niechęć do jej chłopaka była mocno uzasadniona: to zwykły, szary człowieczek, nic interesującego. Spojrzał na zegarek. Czerwone cyfry wskazywały 18.30. Wykorzystał wolny czas, by upewnić się, że żaden tatuaż nie wymknął się na zewnątrz. Szczególną uwagą zwrócił na kod na karku, który szczęśliwie został zasłonięty.
(Vivienne? Jak tam Twoje przygotowania?)
od Vivienne - C.D Bena
- Bo to zazwyczaj mało ważny element, kiedy nie przepadasz za jakąś
osobą i chcesz jak najszybciej wyjść - odłożyła książkę na stół i
spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem, w głębi duszy przewiercając go
na wskroś lodowatym spojrzeniem. Tak naprawdę nie znała go i nie miała
podstaw, aby mu ufać. Równie dobrze wszystko mogło być ukartowane, te
nagłe pojawienie się przed sklepem i niespodziewana bójka, kiedy akurat
ona przechodziła w pobliżu. Nie podobały jej się te "dziwne zbiegi
okoliczności".
- Uratowałaś mi życie - zaczął powoli. Jego wzrok padł na chwilę na książkę, którą przyniosła do pokoju. Zmrużył oczy i przechylił lekko głowę. "List w butelce"... Dłoń Lotki opadła z hukiem na okładkę powieści, jednak pobłażliwy wzrok mężczyzny dał znać, że przeczytał już tytuł.
- Co nie oznacza, że musimy się lubić - przytuliła książkę do piersi, splatając ręce. Spojrzała na niego ze złością. To, że czyta romanse nie oznacza przecież, że jest słaba i płaczliwa. W rzeczywistości to właśnie to oznaczało. Vivienne oczywiście żyła w przekonaniu że jest twarda, a momenty w których czuła, że życie ją przerastała starała się jak najbardziej zminimalizować, tak, że między jedną nieprzespaną nocą (wcale nie z powodu bezsenności) a drugą zapominała całkowicie, że jest krucha i delikatna. Funkcjonowała ze świadomością, iż jest silna i stabilna psychicznie, co oczywiście nie było do końca prawdą.
- Ale jednak zapamiętałem - rzekł, lekko się uśmiechając. Czajnik zagwizdał przeciągle, przerywając ciszę, która nagle zapadła. Vivienne ruszyła do kuchni, żeby go wyłączyć, a gdy wróciła, mężczyzny już nie było. Pomyślała, że może to i lepiej, bo w końcu i tak musiała szykować się na dzisiejszy Bal Maskowy.
Ben?
- Uratowałaś mi życie - zaczął powoli. Jego wzrok padł na chwilę na książkę, którą przyniosła do pokoju. Zmrużył oczy i przechylił lekko głowę. "List w butelce"... Dłoń Lotki opadła z hukiem na okładkę powieści, jednak pobłażliwy wzrok mężczyzny dał znać, że przeczytał już tytuł.
- Co nie oznacza, że musimy się lubić - przytuliła książkę do piersi, splatając ręce. Spojrzała na niego ze złością. To, że czyta romanse nie oznacza przecież, że jest słaba i płaczliwa. W rzeczywistości to właśnie to oznaczało. Vivienne oczywiście żyła w przekonaniu że jest twarda, a momenty w których czuła, że życie ją przerastała starała się jak najbardziej zminimalizować, tak, że między jedną nieprzespaną nocą (wcale nie z powodu bezsenności) a drugą zapominała całkowicie, że jest krucha i delikatna. Funkcjonowała ze świadomością, iż jest silna i stabilna psychicznie, co oczywiście nie było do końca prawdą.
- Ale jednak zapamiętałem - rzekł, lekko się uśmiechając. Czajnik zagwizdał przeciągle, przerywając ciszę, która nagle zapadła. Vivienne ruszyła do kuchni, żeby go wyłączyć, a gdy wróciła, mężczyzny już nie było. Pomyślała, że może to i lepiej, bo w końcu i tak musiała szykować się na dzisiejszy Bal Maskowy.
Ben?
od Alec'a - C.D Katheriny
Ignorował wszystkich. Zawsze tak robił, siedząc pochylony nad swym jedzeniem, od czasu do czasu zielonymi ślepiami zmierzając towarzystwo. Było całkiem głośno, bowiem wszyscy byli niesamowicie ciekawi co takiego robili Łowcy. Niektórzy się domyślili, ponieważ kiedyś były to zajęcia nie tylko dla wybranej grupy, jednak oni siedzieli cicho nie zdradzając się. Jedynie podejrzliwie patrzeli na Łowców i trzymali się jak najdalej. Takich osób odnalazł około pięć, nie licząc tych za plecami jego.
Z ogromnym apetytem zjadając swoją porcje, jak co dzień. Ot, taki ciągle domagający się jedzenia żołądek.
Musiał się trafić jakiś, za przeproszeniem, wrzut na tyłku który musiał dogryźć wszystkim swą "wiedzą". Czego mogło to dotyczyć? Oczywiście ich dzisiejszych zajęć! Nachylił się i teatralnym szeptem zapytał:
- Udało mu się uciec?
Alec się cały spiął, na to niezbyt miłe wspomnienie. Uśmiechnął się ponuro i spojrzał na tego idiotę. Po raz drugi ktoś wygadał coś, co miało być w tajemnicy przez przypadek. Miał nadzieje, że tym razem nie sprawdzi się "do trzech razy sztuka".
- A komuś się udało? - uniósł brwi. Nie było jednak szans na dalszą pogadankę, bo na platformę wszedł Lydecker. Wszyscy zamilkli zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i odwrócili się w jego stronę.
- W związku z zmianą władz mieliście luz. Skończyło się to - wypowiedział złowrogo i zaczął dyktować nowy plan dnia. Wolnego mieli dwie godziny dziennie, cisza nocna od 22 do 4.00, chyba, że oddziały mają zajęcia nocą co również się zdarza. Co było dziś po obiedzie? Tak! Super pozytywne zajęcia na poligonie. Gdy tylko Lydecker zszedł, rozniósł się pomruk niezadowolenia. Wiecie, z czym się wiąrzą zajęcia na poligonie? Rany na plecach, nogach, rękach, głowie przez drut kolczasty które na pewno się nabawią podczas czołgania się pod nim, nie mówiąc o błocie, bo w tym będą cali. Co jeszcze? Siniaki, wycieńczenie i barwy maskujące na twarzy i ból po ewentualnym oberwaniu nabojem gumowym. Słowem: super zabawa. Po obiedzie wszyscy ruszyli na poligon ćwiczebny, znajdujący się w innym krańcu terenu Manticore. Wyglądał jak typowy wojskowy. Parę przeszkód w których trzeba się przeczołgać, parę płaskich ścian z sznurkiem do wspinaczki, drabin i takich, gdzie trzeba wykazać się umiejętnościami skoku. Dla każdego coś bolesnego.
Nie miał trudności w pokonaniu całego, jednak szedł tempem Katheriny, by w razie kłopotów jej pomóc. Nie była przygotowana na coś takiego, co okazało się między innymi przy czołganiu się pod drutem kolczastym. Alec zatrzymał się koło niej, jednocześnie uważając na głowę. Katherina miała już parę ran, głównie na rękach.
- Wybijaj się z nóg i pomagaj rękoma. Uważaj na broń, zapchana błotem nie odpali, lufa do góry - poinstruował, by zaraz pokazać, jednocześnie idąc dalej do przodu. Po kilku chwilach wreszcie mógł spokojnie się wyprostować.
(Katherina?)
Z ogromnym apetytem zjadając swoją porcje, jak co dzień. Ot, taki ciągle domagający się jedzenia żołądek.
Musiał się trafić jakiś, za przeproszeniem, wrzut na tyłku który musiał dogryźć wszystkim swą "wiedzą". Czego mogło to dotyczyć? Oczywiście ich dzisiejszych zajęć! Nachylił się i teatralnym szeptem zapytał:
- Udało mu się uciec?
Alec się cały spiął, na to niezbyt miłe wspomnienie. Uśmiechnął się ponuro i spojrzał na tego idiotę. Po raz drugi ktoś wygadał coś, co miało być w tajemnicy przez przypadek. Miał nadzieje, że tym razem nie sprawdzi się "do trzech razy sztuka".
- A komuś się udało? - uniósł brwi. Nie było jednak szans na dalszą pogadankę, bo na platformę wszedł Lydecker. Wszyscy zamilkli zanim zdążył cokolwiek powiedzieć i odwrócili się w jego stronę.
- W związku z zmianą władz mieliście luz. Skończyło się to - wypowiedział złowrogo i zaczął dyktować nowy plan dnia. Wolnego mieli dwie godziny dziennie, cisza nocna od 22 do 4.00, chyba, że oddziały mają zajęcia nocą co również się zdarza. Co było dziś po obiedzie? Tak! Super pozytywne zajęcia na poligonie. Gdy tylko Lydecker zszedł, rozniósł się pomruk niezadowolenia. Wiecie, z czym się wiąrzą zajęcia na poligonie? Rany na plecach, nogach, rękach, głowie przez drut kolczasty które na pewno się nabawią podczas czołgania się pod nim, nie mówiąc o błocie, bo w tym będą cali. Co jeszcze? Siniaki, wycieńczenie i barwy maskujące na twarzy i ból po ewentualnym oberwaniu nabojem gumowym. Słowem: super zabawa. Po obiedzie wszyscy ruszyli na poligon ćwiczebny, znajdujący się w innym krańcu terenu Manticore. Wyglądał jak typowy wojskowy. Parę przeszkód w których trzeba się przeczołgać, parę płaskich ścian z sznurkiem do wspinaczki, drabin i takich, gdzie trzeba wykazać się umiejętnościami skoku. Dla każdego coś bolesnego.
Nie miał trudności w pokonaniu całego, jednak szedł tempem Katheriny, by w razie kłopotów jej pomóc. Nie była przygotowana na coś takiego, co okazało się między innymi przy czołganiu się pod drutem kolczastym. Alec zatrzymał się koło niej, jednocześnie uważając na głowę. Katherina miała już parę ran, głównie na rękach.
- Wybijaj się z nóg i pomagaj rękoma. Uważaj na broń, zapchana błotem nie odpali, lufa do góry - poinstruował, by zaraz pokazać, jednocześnie idąc dalej do przodu. Po kilku chwilach wreszcie mógł spokojnie się wyprostować.
(Katherina?)
Lud przemówił (Event)
Wyniki
Tak - 7Nie wiem - 1
Nie - 1
Jak widać opcja "tak" wygrała, z czego się bardzo cieszę ^^ Dnia 29.10.2014 o godzinie 20.00 odbędzie się... BAL MASKOWY!
Czas na blogu to 31 października.
INFORMACJE FABULARNE
~ Organizator imprezy jest... nieznany! Wiadomo jedynie, że ma biały garnitur i czarną maskę na większość twarzy.~ Przygotowane jest dużo atrakcji i przede wszystkim wielka niespodzianka, która może sporo namącić w życiu bohaterów
~ Wiecie co oznacza "bal maskowy"? Tak! Wszyscy są w maskach! Skąd więc wiadomo, kim jest tajemniczy nieznajomy?
~ Ukrywajcie swą nadnaturalność, wśród gości są również ludzie.
INFORMACJE
~ Udział w evencie jest dobrowolny i nieobowiązkowy.~ Noc Halloween'owa będzie trwała kilka dni, aż do zakończenia wszelkich wątków związanych z eventem.
~ Podczas trwania wydarzenia, jest możliwość bilokacji (przebywania w dwóch miejscach na raz, czyli w jednej rozgrywce możesz być na Antarktydzie i jednocześnie być na balu maskowym)
~ Duchy mogą wychodzić z miejsc, w których zostały uwiezione.
~ Jako, że wszyscy będą w tej samej sali, to najlepszym rozwiązaniem jest prowadzenie rozgrywki w kilka osób. Jeśli jest to dla Was chaotyczne, można uzgodnić pisanie według ustalonej kolejności.
~ Wskazane jest pisanie krótkich postów, by gra przebiegała sprawniej i szybciej.
~ Na czas gry, będzie wprowadzony MISTRZ GRY.
MISTRZ GRY
Jeśli nie chcecie by MG wcinał się w Wasze życie,
wystarczy, że w komentarzu napiszecie "Nie zezwalam na interwencje MG" i
imiona Waszych postaci.
Mistrz gry, w skrócie MG (ang. Game Master, w skrócie GM) to organizator, narrator oraz sędzia w grach fabularnych. (...) Mistrz gry tworzy dla graczy przygody oraz ma pełną kontrolę nad światem; kontroluje wszystkie wydarzenia zewnętrzne oraz postacie nie sterowane przez graczy (tzw. BN - bohaterowie niezależni). Jedynie mistrz gry dysponuje pełną wiedzą na temat świata i scenariusza gry. Opisuje on innym uczestnikom zabawy to, co widzą ich postacie, oraz określa reakcję otoczenia na ich zachowanie (np. co się stanie jeśli jeden z graczy zechce otworzyć drzwi). Ma też decydujący głos przy interpretacji reguł danego systemu. Jedyną rzeczą, która nie podlega bezpośredniej kontroli przez mistrza gry, są poczynania graczy. Ich decyzje dotyczące zachowania postaci, które odgrywają, oraz poczynań i środków jakie przedsięwezmą, by osiągnąć cel. Co ważne, mistrz gry nie jest przeciwnikiem graczy, choć jego zadania obejmują stawianie wyzwań na drodze ich postaci.Tyle nam powiedziała ciocia Wikipedia. Jak jest jednak w grach PBF oraz RPG, czyli między innymi na naszym blogu? W paru kwestiach ciocia ma rację. Mistrz gry gra postaciami niezależnymi oraz orzeka o skutkach działań. Jednak gracze mają już przedstawiony świat, jak również mają większą władzę i swobodę, niż jest to napisane wyżej. MG więc jest losem: może być kelnerem który przewrócił i wylał szampan na drogą suknie postaci, albo wcielić się w dziennikarkę interesującą się stworzeniami nadnaturalnymi bądź nachalną nastolatkę która koniecznie chce Cię zaprosić do tańca.
Do głównych zadań mistrza gry należy:
- narracja; przedstawienie świata graczom
- odgrywanie roli bohaterów niezależnych
- orzekanie o skutkach działań bohaterów graczy
Nie wolno ignorować postów MG.
UWAGA
Siema wszystkim ;D
Podoba Wam się szablon?
A może wolicie inny?
Jako, że kwestia szablonu nie spoczywa jedynie w moich rękach, ale też Waszych, poszukałam paru szablonów (z których zrobiły się dwa, przepraszam, jestem za wybredna). Będą ładnie ponumerowane i te numerki możecie znaleźć po prawej stronie, gdzie możecie głosować. Standardowo: szablon z największą ilością głosów zostanie naszym nowym wyglądem. Swoje propozycje możecie dawać w komentarzach.
Te wydają mi się lepsze niż obecny, ale na blogu panuje w pewnej części demokracja więc... wybierajcie! Niech lud przemówi!
Propozycja nr. 1
Propozycja nr. 2
Podoba Wam się szablon?
A może wolicie inny?
Jako, że kwestia szablonu nie spoczywa jedynie w moich rękach, ale też Waszych, poszukałam paru szablonów (z których zrobiły się dwa, przepraszam, jestem za wybredna). Będą ładnie ponumerowane i te numerki możecie znaleźć po prawej stronie, gdzie możecie głosować. Standardowo: szablon z największą ilością głosów zostanie naszym nowym wyglądem. Swoje propozycje możecie dawać w komentarzach.
Te wydają mi się lepsze niż obecny, ale na blogu panuje w pewnej części demokracja więc... wybierajcie! Niech lud przemówi!
Propozycja nr. 1
Propozycja nr. 2
~Pinciak
Subskrybuj:
Posty (Atom)