wtorek, 4 listopada 2014

od Damona

Skok, oddech, kilka sekund w powietrzu i uderzenie. Chwyciłem w łapy olbrzymie, mleczne kły dziwnego stwora, który śmiał stanąć mi na drodze. Systemy od razu zaczęły ostrzegać przed potencjalnym wrogiem, jeszcze zanim ujrzałem go na własne oczy. Teraz powaliłem go, trzymając za szpile wystające z jego pyska, zaostrzone niczym grot strzały perfekcyjnego i niezawodnego łucznika. Przytrzymywałem łeb stworzenia przy ziemi. Zwierzę wiło się i mruczało z niezadowoleniem. Próbowało chwycić mnie, podciąć oślizgłym ogonem, lecz na marne. Gdy się zmęczył - po kilku godzinach - i przestał wierzgać, wbiłem pod jego skórę swoje pazury. W nim znajdowało się coś na wzór pipetki. Krew - która swoją drogą barwę miała zieloną - wpłynęła do niewielkich pojemniczków w moich rękach i mogłem go uwolnić. Kolejna próbka, niedługo rozpocznę badania. Oderwałem również garść jego futra o barwie popielatej. Wreszcie puściłem go wolno, bo morderstwa to nie moja bajka. Wiedziałem, że wpadnę na niego jeszcze nie raz. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nakazałem systemowi wysunąć pojemniczek z krwią. Przyjrzałem się śluzowatej barwie i zamyśliłem, pomrukując z zainteresowaniem i mrużąc prawe oko. Schowałem nową próbkę z powrotem i wyprostowałem się. Rozejrzałem się wokoło. Cisza, ciemność, pustka. Tak mi się wydawało. Wskoczyłem zręcznie na drzewo, z którego kontynuowałem patrolowanie terenu. Gdzieś między drzewami mignął cień. System nie zdążył wykryć, co to było ze względu na dużą odległość, która mnie od 'tego czegoś' dzieliła. Zaprogramowano mnie jako żołnierza, który chronić ma swojej ojczyzny, więc mimowolnie zeskoczyłem na dół i począłem podążać za tajemniczym cieniem. Później zmieniłem swoją drogą na skoki po większych drzewach. Wreszcie znalazłem się centralnie nad obiektem zainteresowań. Wykonałem skok w dół. Wylądowałem na ziemi zręcznie, ani razu się nie chwiejąc. Przycisnąłem łapą do pnia drzewa nieznajomego... lub raczej nieznajomą. Przyjrzałem jej się. Wyglądała inaczej niż wszystkie kobiety i dziewczyny, które dotychczas widywałem. Miała w sobie jakąś delikatność, która przyciągała mnie w dziwny sposób. Poluźniłem ucisk na jej prawe ramię - bo to właśnie na nim trzymałem rękę - i odsunąłem się na krok, lekko zmieszany.
— Zaszła drobna pomyłka, panienka wybaczy — skłonił się delikatnie. Gdyby nie zbroja, zapewne mogłaby ujrzeć na jego pyszczku wielki rumieniec. — Mam nadzieję, że nie będzie po tym odcisku... — pragnął rozluźnić atmosferę, ale czy się uda? W żartach był kiepski, tak samo w pocieszaniu. Jedynie rady dawał dobre i romantyki wymyślał znośne.

Beatrize? c;

od Alec'a - C.D Katheriny (event)

Objął ją w biodrach jedną ręką i mocnym ruchem przyciągnął bardziej do siebie, ale jednocześnie tak by nie spadła z tej barierki bo zamiast pani Sofy będzie pani Placek a tego nie chcemy. Choć...koty spadają przecież na cztery łapy.
Znów jego myśli odleciały hen daleko. Być może zabrzmi to jak puste romantyczne bzdety, ale przez jego głowę przeleciała myśl, że już nigdy nie chce całować innych warg. Nie powie jednak tego, nienawidzi takich scen jak z babskich filmów więc wolał milczeć. Każdy w tej chwili by powiedział coś typu "kocham Cię", czy coś, ale on nie jest każdym. Odsunął się trochę od niej i spojrzał na nią.
- Wiesz, podoba mi się ta sukienka, ale w tej chwili mam ją ochotę z ciebie zedrzeć - wymruczał.

(Katherina?)

od Ben'a - C.D Vivienne (event)

Ta wielce delikatna skóra wytrzymywała tortury, wszelkie obrażenia, przedzieranie przez kolczaste krzaki było jak łaskotki, jednak na dotyk był szczególnie wyczulony i nic na to nie poradził.
Owszem, był zwykły, równie zwykły jak ludzie pozamykani w oddziałach zamkniętych w psychiatrykach. Pod względem fizycznym był jak inne mutanty z klasy łowców. Miał takie same umiejętności, podobną budowę ciała, wiele cech wspólnych w genach, ba! miał nawet sobowtóra! Jednak zawsze był inny, o czym często był boleśnie uświadamiany. Dlatego jest na tym balu. By grać.
Głośne westchnięcie wydobyło się z jego ust. Podszedł do kotary i zajrzał na salę, jednak policja nadal tam krążyła niczym sfora wygłodniałych psów szukających najsłabszego osobnika, otoczyć i wbić swe ostre kły w jego ciało.
- Chyba tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Zgarną mnie od razu - stwierdził, idąc w głąb rezydencji w poszukiwaniu drugiego wyjścia, na tyłach by uniknąć sfory. Jednocześnie mimowolnie potarł dłońmi swój kark, jakby starał się zmyć wspomnienie dotyku. Nawet nie możecie wyobrazić sobie jego szcześcia, dotyczącego rękawiczek.

(Vivienne? Denne, wiem)

Powitajmy...

Oto X5-713, nasz nowy transgenik.