Skok, oddech, kilka sekund w powietrzu i uderzenie. Chwyciłem w łapy
olbrzymie, mleczne kły dziwnego stwora, który śmiał stanąć mi na drodze.
Systemy od razu zaczęły ostrzegać przed potencjalnym wrogiem, jeszcze
zanim ujrzałem go na własne oczy. Teraz powaliłem go, trzymając za
szpile wystające z jego pyska, zaostrzone niczym grot strzały
perfekcyjnego i niezawodnego łucznika. Przytrzymywałem łeb stworzenia
przy ziemi. Zwierzę wiło się i mruczało z niezadowoleniem. Próbowało
chwycić mnie, podciąć oślizgłym ogonem, lecz na marne. Gdy się zmęczył -
po kilku godzinach - i przestał wierzgać, wbiłem pod jego skórę swoje
pazury. W nim znajdowało się coś na wzór pipetki. Krew - która swoją
drogą barwę miała zieloną - wpłynęła do niewielkich pojemniczków w moich
rękach i mogłem go uwolnić. Kolejna próbka, niedługo rozpocznę badania.
Oderwałem również garść jego futra o barwie popielatej. Wreszcie
puściłem go wolno, bo morderstwa to nie moja bajka. Wiedziałem, że
wpadnę na niego jeszcze nie raz. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nakazałem
systemowi wysunąć pojemniczek z krwią. Przyjrzałem się śluzowatej barwie
i zamyśliłem, pomrukując z zainteresowaniem i mrużąc prawe oko.
Schowałem nową próbkę z powrotem i wyprostowałem się. Rozejrzałem się
wokoło. Cisza, ciemność, pustka. Tak mi się wydawało. Wskoczyłem
zręcznie na drzewo, z którego kontynuowałem patrolowanie terenu. Gdzieś
między drzewami mignął cień. System nie zdążył wykryć, co to było ze
względu na dużą odległość, która mnie od 'tego czegoś' dzieliła.
Zaprogramowano mnie jako żołnierza, który chronić ma swojej ojczyzny,
więc mimowolnie zeskoczyłem na dół i począłem podążać za tajemniczym
cieniem. Później zmieniłem swoją drogą na skoki po większych drzewach.
Wreszcie znalazłem się centralnie nad obiektem zainteresowań. Wykonałem
skok w dół. Wylądowałem na ziemi zręcznie, ani razu się nie chwiejąc.
Przycisnąłem łapą do pnia drzewa nieznajomego... lub raczej nieznajomą.
Przyjrzałem jej się. Wyglądała inaczej niż wszystkie kobiety i
dziewczyny, które dotychczas widywałem. Miała w sobie jakąś delikatność,
która przyciągała mnie w dziwny sposób. Poluźniłem ucisk na jej prawe
ramię - bo to właśnie na nim trzymałem rękę - i odsunąłem się na krok,
lekko zmieszany.
— Zaszła drobna pomyłka, panienka wybaczy — skłonił się delikatnie.
Gdyby nie zbroja, zapewne mogłaby ujrzeć na jego pyszczku wielki
rumieniec. — Mam nadzieję, że nie będzie po tym odcisku... — pragnął
rozluźnić atmosferę, ale czy się uda? W żartach był kiepski, tak samo w
pocieszaniu. Jedynie rady dawał dobre i romantyki wymyślał znośne.
Beatrize? c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz