sobota, 6 września 2014

od Ben'a - C.D Katheriny

Tak, wiem, to nie jest dobry pomysł siedzenie przy byłej dziewczynie mojego brata, która próbuje o nim zapomnieć. Ale ja też święty nie jestem i miałem gdzieś to, że wyglądałem identycznie jak on. A raczej on wygląda identycznie jak ja.
- Nic ciekawego - powiedziałem ogólnikowo. Co miałem jej opowiadać? Upiłem łyka zimnego napoju, który przyniósł ukojenie w ten palący dzień. Nadal się kiepsko czułem w mieście, ale było już dużo lepiej. W ogóle źle się czułem rozmawiając tak z Katheriną, czy z kimkolwiek innym. To było nowe, nieznajome. Czułem się jak ryba wyrzucona na ląd, nie wiedziałem co robić, jak się zachować. Kątem oka dostrzegłem transgenicznego siedzącego z znajomymi i popijającego drinka. No tak, nie tylko ja nie lubię takich temperatur. Nie mówiąc o tym, że na plaży należało się rozebrać, co za tym idzie: odsłonić kod. A to wiązało się z niepotrzebnym ryzykiem.
Po kilku minutach, odezwała się, przyciszonym głosem gdy kelner odszedł. O, to będzie pytanie poufne, zaczyna się robić ciekawie.
- Mówiłeś prawdę, że nie chciałbyś długo żyć?
Spojrzałem na nią, zdjąłem okulary z nosa i schowałem je w kurtce, po to by móc na nią tak po prostu, otwarcie spojrzeć.
- Tak - odpowiedziałem krótko - Wygłosisz teraz jakąś mowę? Nie mam ochoty jej słuchać. Zmieńmy temat. Pomyślmy... Czy na tej wyspie jest zawsze tak cholernie gorąco? - spytałem, upijając kolejnego drinka. Kath uniosła brew.
- "Cholernie"?
- Podłapałem trochę słownictwo przez te szesnaście, niedługo siedemnaście lat - wytłumaczyłem, wzruszając ramionami.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Spojrzałam na niego i zaśmiałam się rozbawiona. Skinęłam głową, dając znak żebyśmy szli dalej. Przeszliśmy trochę połowę plaży, aż wreszcie wróciliśmy się do miasta. Było o wiele mniej ludzi niż na plaży, w sumie prawie w ogóle nie było ludzi. No tak ładna pogoda, to przecież muszą siedzieć na plaży. Spojrzałam na Ben'a, któremu najwidoczniej było gorąco.
-Chodź do baru. Stawiam drinka z kostkami lodu-zaśmiałam się
Ben ruszył zaraz za mną i weszliśmy do pomieszczenia z klimatyzacją. Było o wiele chłodniej niż na polu. Usiedliśmy zaraz przy barze, a ja zamówiłam dla nas dwa drinki z kostkami lodu. Zaraz już mieliśmy je przed sobą. Chwyciłam szybko szklankę i upiłam łyka. Spojrzałam na Ben'a ,który chyba był trochę bardziej zadowolony. W barze nie było prawie nikogo, ogółem mało osób i było chłodno.
-Dziękuję -odpowiedziałam
-Za co?-zdziwił się trochę
-Za to, że wyciągnąłeś mnie  z domu. Przez prawie miesiąc się stamtąd nie ruszałam , tak więc wiesz-wyjaśniłam
-Sporo czasu. Aż tak Cię w ogóle to załamało?-zapytał się
-Można powiedzieć, że tak. Bo na prawdę myślałam, że wszystko się jakoś ułoży w końcu. Nie wyobrażałam sobie tak na prawdę , że Alec jest do czegoś takiego zdolny. Nie wyglądał na takiego, co by tylko się mną bawił-dodałam - W ogóle widziałeś się z nim?
-Nie. Od tego samego dnia co ty, go nie widziałem-wyjaśnił spokojnie
-Trochę to dziwne........-mruknęłam. No nie znowu się zaczyna. Martwienie się o Alec'a. Ale przecież mnie rzucił. To koniec. Sam to wyraźnie powiedział. Więc sama również muszę sobie dać spokój z nim. Ale faktycznie nie zapomnę o nim skoro Ben siedzi obok mnie.
-W ogóle , co robiłeś przez ten miesiąc?-zapytałam zaciekawiona

(Ben?)

od Romeo

Perspektywa Alec'a

Miesiąc. Miesiąc walki żywcem zdjętej z "Jekyll & Hyde". Kłótnia o moje ciało, zniszczenie psychiczne i fizyczne. Po miesiącu, byłem jak zombie. Wszystko było kopią kopi kopi. Wiedziałem, jak silne są wyrzuty sumienia, ale te połączone z psycholem w głowie były nie do wytrzymania. W domu nie było już żadnego będącego w całości lustra, błądziłem od rogu do rogu. Trochę wychodziłem na zewnątrz, by zająć myśli. Było to głównie naprawianie samochodu. Tak to moim okienkiem na świat był telewizor. Nadawali ciągle to samo i to samo, jakbym został zamknięty w pętli czasowej. Jak w "Dniu Świstaka" Harolda Ramisa. Miałem mnóstwo nie przespanych godzin, a jak już mi się udało zasnąć, budziłem się przez koszmar. Dziś miała przyjechać Pamela, moja znajoma medium. Uwielbiałem ją, była wiecznie uśmiechnięta i zabawna. Miałem nadzieje, że jakoś na mnie to przeleje. Wstałem dziś jak zwykle, podszedłem do umywalki, jednak postanowiłem coś zrobić ze sobą. Trudno będzie, gdy się nie ma lustra. Eh... Zaimprowizowałem, wyłamałem lusterko z jednego samochodu i zamocowałem nad umywalką. Ok. Wyszorowałem zęby, umyłem twarz, wykąpałem się - jak zwykle. Trochę po uciszałem tego gównianego demona który japy zamknąć nie chciał i przez to już mnie głowa bolała. Eh. Ogoliłem się, zanim na mojej szczęce nie wyrósł sad. Ubrałem się w jakieś normalne ciuchy, nie tylko białą podkoszulkę jak to robiłem przez ostatni.. miesiąc? Nie miałem gdzie wychodzić, więc wtedy zakładałem na siebie jakieś podkoszulki i żyłem swym zmęczonym przez demona życiem. Teraz założyłem czarną, normalną koszulkę i zamiast włączyć telewizora, pochłaniacza czasu chodziłem nerwowo po domu. Wtedy usłyszałem dzwonek. Natychmiast otworzyłem, nie przejmując się jak to wyglądało. Była niską, czarnowłosą kobietą około trzydziestki, o promiennym zaraźliwym uśmiechu. Posiadała surową urodę, ale raczej w pozytywnym sensie. Wyglądała jak taka typowa metalówa: oprócz tego uśmiechu. Ah i kompletnie białych oczu, wyglądających jakby wydłubała je demonowi. Takiemu dziwnemu demonowi.
- Alec! - zawołała wesoła - eh, ale od ciebie idzie zła energia. Uśmiech! Nie ściemniaj mi tu, nadal mam więcej zmysłów niż normalni ludzie.
Wspominałem, że jest medium?
- Jestem nie w humorze, siedzi we mnie demon, pamiętasz? - spytałem. Weszła przez próg i zastanawiałem się, jak ona chodzi bez użycia żadnej laski ani nic. Nie obijała się o nic, a przecież była ślepa. Nie miała w ogóle oczu, te jej białe były szklane.
- Nie martw się, wyciągnę tego skurczybyka - zaśmiała się, a mnie znów zaatakował w myślach. Już nawet nie wiem co mówił, nie miałem siły o tym myśleć, skupiać się na nim. A niech sobie pogada. Wiem, że piekielnie mnie bolała głowa.
Cóż za porównanie - odezwał się jego ponury głos.
- Chcę go wysłać do piekła - warknąłem.
Oh, nie zrobisz tego. Pomyślałeś o... - zaczął, ale nie dałem mu dokończyć. "O, właśnie, że zrobię" uprzedziłem go.
- Ok. Kładź się... gdzieś, usunę go z ciebie w miarę możliwości - powiedziała wesoło. Położyłem się na łóżku.
- To może boleć - ostrzegła.

(C.D.N)

od Ben'a - C.D Katheriny

Musiałem ciągle sobie powtarzać, dlaczego to robię by się nie wycofać. I jeszcze musiałem się starać nie okazywać, jak bardzo nie lubię takich miejsc. Nie lubię słońca. Nienawidzę zatłoczonych miast. Nienawidzę zatłoczonych plaż. Nienawidzę tłoku. Nienawidzę być dotykany, choćby przypadkiem. Nienawidzę wzroku ludzi na sobie. Nienawidzę w ogóle ludzi. I wychodzi na to, że to ja marudzę, choćby w myślach. Z kurtki wyjąłem okulary przeciwsłoneczne, które praktycznie od razu założyłem na nos. Były przydatne, słońce mnie nie raziło.
Niechętnie zdjąłem buty i skarpetki, czując pod stopami piasek. Nie byłem przyzwyczajony do tego uczucia, więc od razu zdawało mi się nie być przyjemne. Nie wchodziłem do wody nawet trochę, jedynie oparłem się o jakąś dużo większą ode mnie skałę i obserwowałem Katherinę. I znów jestem cichym obserwatorem, który nie raczy się odezwać. Zdjąłem kurtkę, zarzuciłem ją sobie na ramię i skrzyżowałem dłonie na piersi. Tak lepiej. Po chwili przeniosłem wzrok na wodę. Rzadko kiedy bywałem na plaży, jakoś nie zachęcał mnie widok czy ciepła woda, odstraszała mnie za to ogromna liczba brudnych, półnagich ludzi powciskanych koło siebie jak świnie w chlewie. Na szczęście byliśmy na tej mniej zaludnionej części, gdzie było dużo mniej ludzi. Nadal za dużo.
- Często chodzisz na plażę? - spytałem, znów przenosząc wzrok na nią. Nie mogła tego zobaczyć, przez moje przeciwsłoneczne okulary.
- Chodziłam, ostatnio nie miałam czasu... Byłeś w ogóle kiedyś na plaży?
- Tak. W Los Angeles - odpowiedziałem, przeczesując palcami swoje włosy. Były już trochę za długie, gdyż opadały mi na czoło i zapowiadały, że niedługo będą mi wchodzić w oczy. - Więc teraz co? - spytałem, starając się mieć miły ton. Było mi potwornie gorąco w czarnych ciuchach, bo zanosiło się na to, że temperatura jest taka jak mojego ciała, a to źle wróżyło. Ponad 39 stopni... eh. Co jest z tą cholerną wyspą? Patelnia to jest, czy co?

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Spojrzałam zszokowana na Ben'a. No teraz to mnie zdziwił, no ale oderwanie się od problemów i wyjście gdzieś. To raczej był dobry pomysł.
-W porządku. -przytaknęłam-A tak na marginesie. Nie marudzę.
Ben uśmiechnął się jeszcze szerzej , a ja wybiegłam na górę po schodach i jakoś zatuszowałam już trochę mniej podkrążone oczy. Dwie dobrze przespane noce i wrócę do siebie. Wróciłam z powrotem na dół i zabrałam ze sobą kurtkę.
-Od razu lepiej -usłyszałam za sobą głos Ben'a.
Popatrzyłam na niego kątem oka przez ramię i tylko uśmiechnęłam się tajemniczo. Zaczęliśmy iść w stronę miasta.
-To....... gdzie chcesz iść?-zapytał zaciekawiony
-Wiesz, gdziekolwiek nie mogę przecież chować się przed światem?-powiedziałam niepewnie
-Dokładnie. Przypomnij sobie co sama mi mówiłaś-poczuł mnie szybko.
-Och jakiś ty miły. Dziękuję, że moje własne nauki mi wypominasz -powiedziałam kąśliwie
-No cóż. Ktoś jednak musi- odpowiedział obojętnie
Pokręciłam tylko głową i doszliśmy po paru minutach do miasta. No jak miło przed sekundą tu byłam, ale tylko w parku. Ale cóż teraz trzeba gdzieś indziej się wybrać. Rozejrzałam się dookoła, będąc już prawie w centrum miasta. Gdzie by tu można pójść . No kurcze przecież znam to miasto na wylot, a nie wiem gdzie można iść w fajne miejsce? Coś ze mną chyba jest nie tak.
-No to prowadź-odpowiedział
-Tyle, że nie wiem gdzie możemy iść -zaśmiałam się rozbawiona
-No mówiłem, gdzie tylko chcesz-wzruszył ramionami
-A ty? Gdzie chcesz iść. Bar, klub..........na plażę?Może na plażę.-mruknęłam
-No to kierunek plaża-odpowiedział i ruszył w jakąkolwiek stronę.
-Em, Ben plaża jest w prawo-zaśmiałam się
Ben odwrócił się w moją stronę  i zaraz ruszył już w dobrym kierunku. Poszłam zaraz za nim i kiedy weszliśmy na plażę zdjęłam buty. Był ładny słoneczny dzień. Przecież nie należy zawsze chodzić po mieście, w takie dni. Ale w sumie musiałam ściągnąć buty no bo cóż, w butach na obcasie nigdy nie jest dane chodzić po piasku. Przystanęłam na chwilę przed wodą, tak że nadchodząca fala delikatnie musnęła moje stopy, a wiatr delikatnie wiał mi w twarz. Przymknęłam oczy i wystawiłam głowę do słońca.
-Jak przyjemnie. Tego mi brakowało-wyszeptałam zadowolona

(Ben?)

od Ben'a - C.D Katheriny

Słuchałem jej cierpliwie, by zaraz znów zobojętnieć. Siedziałem sobie na krześle, odchylony lekko do tyłu. Myślałem nad tym wszystkim. Zastanawiałem się nad zachowaniem Alec'a, ale nic nie umiałem wykombinować. Wiem, że coś mi nie grało, a Katherina była zbyt załamana by to dostrzec. To wszystko nie miało sensu. Na pewno to nie było takie proste. A my gadamy sobie jak te psiapsiółki. Eh, jak ja się nisko stoczyłem. Nie ważne. Muszę się zastanowić, o co mogło chodzić Alec'owi. Przecież tak po prostu by nie rzucił wszystkiego i zaszył się pod ziemię.
- Trudno Ci będzie zapomnieć o nim, przez pewnego nie do końca człowieka siedzącego właśnie u ciebie w domu - rzuciłem, uśmiechając się lekko. Wyglądałem przecież identycznie jak Alec. Eh, ale i tak nie będę jej często odwiedzał. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Jak na przykład moja misja. Ta prawdziwa. Ostatnio ją mocno zajechałem, teraz chciałem to naprawić. Potrzebuje jedynie kilka sztuk broni, maszynkę do tatuażu, jakiegoś człowieka lub niekoniecznie, las oraz jakieś odosobnione miejsce. I kajdanki. Większość z nich już mam, ale muszę jeszcze parę rzeczy zdobyć. Między innymi człowieka, godnego człowieczka. Tak. Ah, jeszcze muszę odwiedzić sobie kościół. Maxi nie będzie zadowolona, ale co z tego? Wezwie policję? Manticore? A może połamie mi nogi? Ha, ha.
- Nie wiem co Ci poradzić - zacząłem - patrzysz na kogoś kto nigdy nie miał zawodu miłosnego bo ma miłostki gdzieś. Więc... ja może już lepiej pójdę, zanim ucierpi moja twarz albo brzuch. Do widzenia, Katherino.... A, jest tu na wyspie kościół?
- Tak - powiedziała zdziwiona i zapisała mi adres.
- Czyli wierzysz w boga? - spytała po chwili.
- Nie - odpowiedziałem i wyszedłem. Oh, nie szukałem w kościele żadnego boga. Zaraz jednak wróciłem, ale nie przechodziłem przez próg tylko oparłem się o framugę. - Ok, to może poczekać. Zbieraj się, zrób coś ze sobą i chodź.
- Gdzie?
- Gdzie chcesz. Tylko nie marudź, bo Cię zaknebluje - mruknąłem z uśmiechem.

( Katherina?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Zaprosiłam go do domu i nalałam nam alkoholu. Westchnęłam głęboko , a Ben usiadł sobie przy stole. Ja natomiast przystanęłam , opierając się o blat. Zaczęłam mu wszystko wyjaśniać, opowiadać, tłumaczyć. Z każdym zdaniem Ben'a mina stawała się coraz bardziej zszokowana.  Gdy skończyłam mówić mu wszystko usiadłam zrezygnowana na blacie. Nawet nie chciałam do tego wracać. Ten miesiąc spędziłam, na chęci zapomnienia o tym wszystkim. Cóż jednak nic ,kompletnie nic mi w tym nie pomogło!
-Jak widać, Alec bawił się mną -odpowiedziałam niezrażona już tym.
-Jakoś w to nie wierzę -zaprzeczył szybko zdziwiony
-A jednak-dodałam obojętnie
Ben popatrzył na mnie. Zmieniłam się gdy byłam z Alec'em. Ale teraz stałam się całkowicie sobą, jeszcze przed tym jak go poznałam. Nie wiem, ale Ben cały czas przyglądał mi się zszokowany. Może nie mógł mnie poznać ze względu na takie zmiany. Ale jak na razie, nie mogłam sobie poradzić z tym, że byłam wymordowana. A powoli można powiedzieć, nawet uchodziło ze mnie życie.
-Nie udawaj, że Cię to nie obchodzi-mruknął-Przecież widać to po tobie że cierpisz.
-Nie. Koniec z byciem miłym. Alec mnie już nie obchodzi. To głupia durna przeszłość, która prześladuje mnie od kąt go nie ma-warknęłam, jednak nie na niego. Sama na siebie. Byłam wściekła na siebie. Byłam wściekła, załamana. Tyle emocji na raz , toczyłam walkę z samą sobą.
-Jak widać strasznie Cię to wymęczyło-podsumował
-Na prawdę? Nie zauważyłam tego . -mruknęłam krzyżując ręce na piersi.
Byłam zła, każdy dzień to tylko kolejne wkurzanie się na siebie i rozwalanie ściany. No tak piękna ściana w salonie, która była już któryś raz naprawiana. Westchnęłam cicho i upiłam łyk alkoholu.
-Nie wiem co robić. Jak na razie chcę skupić się na zapomnieniu o nim. A zaraz potem muszę zająć się na reszcie sobą. Chyba zrobię sobie wakacje-dodałam cicho, spuszczając wzrok.

(Ben?)

od Ben'a - C.D Katheriny

Zszokowany wstałem i rękami otrzepałem z tyłu kurtkę, która pewnie była cała w piachu. I znów odzyskałem spokój, będąc znów bezuczuciowym zombie. Co najdziwniejsze, ona też się taka wydawała. Ok, coś się stało. Coś takiego, że ona rzuciła się na mnie z nożem i w dodatku myślała, że ja to Alec. Wyrwałem jej nóż. Próbowała zrobić to samo, ale nie udało się jej. Patrzyłem na nią. Wyglądała okropnie, miała podkrążone oczy, była blada i bez życia.
A ja byłem wściekły. I ona się dziwi, dlaczego nie lubię być dotykany, skoro poza jednym wyjątkiem ciągle chciała mi zrobić krzywdę.
- Wyglądasz okropnie - powiedziałem bezpośrednio.
- Dziękuje, normalnie każda dziewczyna chce to usłyszeć - rzuciła kąśliwie, jednak słabym głosem. Spojrzałem na nią, westchnąłem cicho, podrapałem się po głowie, za prawym uchem i w końcu wydusiłem z siebie:
- Co się stało?
Tak, nie powinno mnie to interesować, ale ciekawiło mnie to. Nie widziałem jej miesiąc, tak sobie zjawiam się u niej a ona rzuca się na mnie z nożem. Chyba jest mi winna wyjaśnienia, prawda? Nie mówiąc o tym, że Alec też nigdzie się na horyzoncie nie pojawiał. Miesiąc temu zniknął i nikt, dosłownie nikt go nie widział. A byłem już u niego w domu, jednak nikogo nie było a drzwi były zamknięte. Zaczynało już mnie to irytować. Jakby nagle uleciało z niej życie a on zapadł się pod ziemię.... O k*rwa. Oni zerwali. Ale serio zerwanie aż tak by ich zniszczyło?

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

Ta cała rozmowa była okropna. Nawet nie wiedziałam w którym momencie moje oczy zaszkliły się od łez. Odprowadziłam Alec'a wzrokiem i wzięłam głęboki wdech patrząc na wyjście z baru. Wiedziałam, że to źle będzie się znów zakochać.  Miał rację byłam naiwna, po raz drugi. Po raz drugi ktoś mnie dogłębnie zranił. Przebił na wylot. Teraz to już nie byłam sobą. Byłam rozdarta na biliony małych kawałeczków, które jeszcze bardziej się rozrywały po tym wydarzeniu. Otarłam wierzchem dłoni łzy z moich policzków i podniosłam się z krzesła. Wyszłam z baru i wzięłam głęboki wdech po raz kolejny. Skierowałam się szybkim korkiem do swojego domu. Koniec z tym mam tego dość. Znów wracam do dawnej siebie. Bez uczuć, czy jak zwykle wredna. Chyba to koniec wszystkiego. Stanęłam pod domem i weszłam do środka. Jednak gdy znalazłam się w środku swojego domu, uderzyła mnie fala wspomnień , nie tylko tego co przeżyłam z Alec'em ,ale też inne. Krzyknęłam wściekła i uderzyłam z pięści w ścianę, na której zostało dość spore wgniecenie. Po moich policzkach znów zaczęły płynąć łzy, a ja się rozpłakałam i osunęłam się , siadając pod ścianą. Nie wiem przez ile płakałam, ale chyba znów wszystkie łzy wypłakałam. Jednak o dziwo było ich dość mało. Podniosłam się ledwie na własne nogi i powolnym krokiem doszłam do kuchni. Wyciągnęłam z szafki najmocniejsze co miałam i upiłam dość spory łyk. Czy właśnie tak będzie wyglądać moje życie do końca? No chyba niestety przez wieczność? Do puki ktoś mnie nie zabije. Napiłam się po raz kolejny alkoholu i poszłam na górę. Wzięłam ręcznik i poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic by się odświeżyć. Przy okazji przemyłam twarz i umyłam włosy. Wyszłam z łazienki po godzinie w samym ręczniku, owiniętym na moim ciele. Wróciłam się do swojego pokoju i zrzuciłam z siebie ręcznik, a następnie ubrałam dolną bieliznę i piżamę. Chcąc już o tym jak najszybciej zapomnieć, położyłam się do łóżka i zamknęłam oczy. Sen....... Sen myślałam, że będzie dobrym rozwiązanie.

*** (Miesiąc później)

Znów to samo. Kolejna noc nie przespana. Chyba wyglądałam jak zombie. Nie wysypiałam się. Nic kompletnie i nie miałam na nic siły. Jednak musiałam iść zapolować, bo jeszcze trochę i stracę już całkowicie siły. Ubrałam się jak zwykle na swój styl. Czarna kurtka, jednak tym razem leginsy i dopasowana tunika, nie zabrakło nawet butów na obcasie . Pobiegłam do parku, w sumie o tej porze nikogo prawie nie było. Więc łatwo będzie zapolować na jakiegoś człowieka. No mój kochany domek, był trochę oddalony od miasta, tak więc był spokój. Trochę oddalony max. 3 km. Ale i tak tłumy przechadzały się tamtędy. Już gdy weszłam do parku wyczułam niedaleko jakiegoś człowieka. Pobiegłam w tamtą stronę i pożywiłam się nim. Rzuciłam go na ziemię nie przytomnego. Za pół godziny dojdzie do siebie. Nic mu przecież nie będzie. Poszłam jeszcze coś kupić i wróciłam się do domu. Zaczęłam przygotowywać sobie normalne ludzkie śniadanie. Gdy nagle zobaczyłam przed swoim domem................. Alec'a?! Wybiegłam szybko z domu i nawet nie wiem w którym momencie złapałam za nóż kuchenny. Rzuciłam się na niego z krzykiem.
-Ty draniu!-krzyknęłam
Powaliłam go na ziemię i chciałam mu wbić nóż w brzuch. Sama nie wiem czemu tak odruchowo, ale jednak złapał mnie za rękę i zatrzymał przed swoim brzuchem.
-Ej , że Katherina co jest?!-zapytał zszokowany-To ja Ben!!!!!
Nachylona nad nim zamarłam i wpatrywałam się w jego oczy. Odsunęłam się trochę i podwinęłam rękawy kurtki. Faktycznie to był Ben. O matko co ja zrobiłam!.  Podniosłam się z niego i zaczęłam się bawić nożem. Przejechałam nim po swojej ręce, pozostawiając przecięcie i odwróciłam się tyłem do Ben'a.
-Przepraszam-powiedziałam bez emocji

(Ben?)

Od Lilith

-Dobry wampirek po mamusi.-uśmiechnęłam się delikatnie.
-No oczywiście że po mamusi..-zaśmiał się siadając na blacie karmiąc małego.
-Wiesz co..kiedy uda nam się przywrócić mnie do żywych..będziesz miał mniej obowiązków.
-Oj przestań..lubię się nim opiekować.-powiedział.
-Ale chyba niezbyt lubisz wstawać o piątej nad ranem żeby go uspokoić gdy płacze co?-zaśmiałam się.
-No taki mały minus..ale i tak będę się nim zajmował.
-Skoro tak to lubisz to rozdzielimy obowiązki zgoda?
-Niech ci będzie.-pocałował mnie w policzek.-Ale po tym jak już wszystko się skończy..nie będziesz mogła się przez jakiś czas przemęczać jasne?
-Jasne jak słońce.

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Spojrzałem na Max, która westchnęła głęboko. Martwiła się o tą dziewczynę, przecież nie wiadomo czy przypadkiem jakiś X5 lub X6 nie przyłączył się do tej bandy popaprańców. Max jednak dała za wygraną i rozejrzała się. Coś mnie jednak gnębiło.
- Max, od kiedy to ty tutaj rządzisz? - spytałem. Uniosła na mnie swój wzrok i skrzyżowała ręce na piersi. No tak. Zapomniałem. To Ben'a lubi, ja ją wkurzam. Jakoś mi to nie przeszkadzało, dlaczego miałoby? Mnie to i tak nie interesuje.
- Odkąd nie ma Zack'a - rzuciła obojętnie. Kiwnąłem głową. Zack, z tego co wiem, był przywódcą w jej oddziele. No przecież nie Ben - Wszyscy na górę! - krzyknęła, słysząc jak przygotowują się do wejścia. Ci źli, oczywiście.
Wszyscy zaczęli wchodzić na górę oprócz nas, bo Max nas zatrzymała.
- Joshua, zajmij się Katheriną - wydała polecenie. Tak, Max to urodzona przywódczyni. Ja też, ale nie chciało mi się kłócić.
- Co?! - oburzyła się Kath.
- Nie masz przeszkolenia wojskowego, nie martw się, nie będziesz jakoś pod lufą. Po prostu on z łatwością powali wszystkich. A Alec i Ben są bardziej potrzebni tutaj.
Po kilku chwilach oporu, weszła na górę.
- Do czego Ci jestem potrzebny, szefowo? - rzuciłem kpiąco. Ben się zaraz zjawił koło nas, stając w bezpiecznej odległości od nas oboje.
- Po pierwsze, nie zabijamy. Zrzucą to na nas, mutanty mówiąc jakimi to jesteśmy potworami. Po drugie... Czy sufit jest wytrzymały? - spytała. Kiwnąłem głową.

*Dziesięć minut później*
Przygotowaliśmy się do.... ataku. Ja, Max, Ben i trzech innych byliśmy na... suficie. A dokładniej, na belkach pod sufitem. Wtedy wtargnęło tu kilkoro strażników z Manticore. Powoli przemierzało pokój, a my się przesunęliśmy tak, by obezwładnić przynajmniej jednego. Ben zniknął w innym pomieszczeniu, podążając śladem czterech ludzi. I wtedy, Max dała znak. Ok, skok w dół nie był straszny, sama walka krótka i pięciu facetów z którymi walczyłem padło na ziemię. Co za marne istoty, wystarczyło jedynie parę kopniaków i jedno uderzenie. W milczeniu powoli w bojowej pozycji wszedłem do pomieszczenia gdzie powinien być Ben. Zaraz jednak wyprostowałem się, widząc jak czterej mężczyźni leżą na ziemi, martwi. Wszyscy mieli podobne obrażenia. Ręce (lub jedną rękę) wyrwane ze stawów, połamane lub wręcz zmiażdżone karki i parę innych obrażeń. I wszyscy nie mieli zębów. Kiedy on powyrywał im zęby? Tak, jego wizytówka. Powyrywane zęby. Dlatego Max mówiła, że bawi się w dentystę. Boże... Tak jakby ktoś zapomniał, że Ben jest potworem.
- Chodź - szepnąłem. Nawet ja bym czegoś takiego nie zrobił. A oni najpewniej żyli, kiedy robił swoją "operację" na ich zębach.
Wbiegliśmy na górę, jeszcze powalając dwóch atakujących nas gości. Żaden z nich nie zdążył nawet wystrzelić kuli. Na górze, szykowaliśmy się dalej. Cała walka poszła gładko. Pozbyliśmy się tych natrętów. Stałem oparty o ścianę w holu i wypatrywałem Katheriny. Ben, z tego co zauważyłem został ranny i siedziała przy nim Max, opatrując go. Rozmawiali, on o czymś zawzięcie opowiadał. Czasem się śmieli, czasem poważnieli ale było widać, że Ben'owi sprawia to frajdę. Po chwili dostrzegłem Katherinę. Podszedłem do niej z uśmiechem.
- Cześć, kociaku.
Wtedy kątem oka, dostrzegłem jak podchodzi do nas Joshua.
- Eh. Joshua i Max idą. - powiedział. Jak Kali z "W pustyni i w puszczy". Kali to, Kali tamto. Jak można mówić o sobie w trzeciej osobie? Kiwnąłem głową.
- Pa, wielkoludzie.
- Pa, średnioludzie - odpowiedział i odszedł. W ogóle wszyscy odeszli. Został jedynie Ben.
- Nie idziesz z nimi? - zagadałem do Ben'a. Pokręcił głową, ale było widać, że chciałby iść. Mimo to, nie poszedł. Nie będę się wgłębiać w jego psychikę.
- Powinniśmy już iść - powiedział i odeszliśmy.

*Kilka godzin później*
Siedziałem w barze, pijąc kolejną już dzisiaj butelkę whiskey. Cholerna zmutowana tolerancja na procenty. Muszę to zrobić?
Muszę.
Muszę.
Muszę.
Nie, to mnie jakoś nie przekonuje. A jednak... Lepiej żeby teraz trochę pocierpiała i zapomniała o mnie lub pamiętała o mnie jako o zimnym draniu niż później cierpiała, tęskniąc. Albo co gorsza, oglądała moją śmierć. Czy to przez Manticore, czy przez np. nieudane wygonienie demona. Oh... tak bardzo ją kocham. I znów mi się dostało przez to.
Katherina podeszła do mnie. Umówiliśmy się tutaj, teraz. Odwróciłem się do niej z przylepionym sztucznym uśmiechem. Nie mogę przełożyć tego? Nie. Muszę to zrobić dziś.
- Cześć, Kath - rzuciłem.
- O co chodzi? - spytała, siadając koło mnie i opierając się o barek. Zaczyna się. Wyłączyłem w sobie wszelkie dobre emocje, przełączając się na tryb "dupek".
- O nas... To koniec - powiedziałem, jakbyśmy gadali o powietrzu - Nie lubię się przywiązywać.
- Co ty mówisz? - spytała, marszcząc brwi.
- To nie ma sensu.
- Co?
- To wszystko. My. Nie chcesz ze mną chodzić, z wzajemnością. Łudzisz się, że jestem tym samym gościem którego poznałaś na tej wyspie, a ja... Oh, jeszcze nie wiesz? Wykorzystałem to. Wykorzystałem Ciebie i Twoją miłość do gościa który nie istnieje. To wszystko kłamstwo. Bawiłem się tobą, a ty mi na to pozwalałaś. Byłaś moją zabawką, darmowym teatrzykiem, prywatnym kinem. Jesteś taka naiwna, niewinna. Sama się o to prosiłaś - zaśmiałem się.
- Alec...
- Nie rozumiesz? Kłamałem. Z wszystkim, kłamałem. Nawet nie wiesz, ile dziewczyn nabiera się na takie bajery.
- Dymaj się! - krzyknęła, nie wiem czy zła, czy zrozpaczona. Miałem ochotę krzyknąć "Katherino, muszę to zrobić, siedzi we mnie demon i nie chcę Cię skrzywdzić!" niczym w taniej komedii romantycznej. Nie mogłem jednak tego zrobić. Wtedy by zaczęło się "pomogę Ci, przejdziemy przez to". A ja nie chcę. Nie chcę przez to przechodzić. Nie mogę, nie mam na to czasu. A mój czas ucieka. Przepraszam Cię Katherino za to, co zaraz powiem...
- Zrobiliśmy to i to nie raz, kotku - rzuciłem i uśmiechnąłem się kpiąco. I wtedy dostałem od Katheriny w twarz. Uderzyła mnie otwartą dłonią w prawy policzek. Spojrzałem na nią, pocierając obolałe miejsce. Oh, dobrze. Ma mnie za drania. Tylko dlaczego to tak boli? I wcale nie mówię o policzku. Tak bardzo chciałem ją przytulić i osuszyć jej łzy. Ale nie mogłem. Nie mogłem pójść na żywioł, zostać z nią. Założyć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie. Nie mogłem. Kiedy ostatni raz poszedłem na żywioł, ktoś umarł. Nie chciałem znowu tego powtarzać.
- Żegnaj, naiwny kociaku - powiedziałem znów z tym uśmiechem i odszedłem. Gdy tylko zniknąłem z jej pola widzenia, moje oczy się zaszkliły a uśmiech znikł. Cały czas powtarzałem sobie "musiałem" jednak to nic nie pomogło. Wróciłem do swojego domku na wysypisku, będąc już jedynie cieniem dawnego Alec'a. Wszedłem do domu i skierowałem się do łazienki. Przemyłem twarz wodą. To już koniec. Uniosłem wzrok na lustro. Ta twarz. Ta osoba. Ten koleś, który tak zranił Kath, zabawił się jej uczuciami. Był draniem. Nie wytrzymałem z złości i z całej siły uderzyłem w taflę lustra. Szkło pękło i spadło do umywalki, raniąc moją pięść. Ale przynajmniej już nie widziałem go. Nie widziałem siebie. Mojego największego wroga. Stałem tak i złość zastąpiły wyrzuty sumienia. I nie tylko, gdyż moje myśli zaatakował ten gówniany demon. Słyszałem jego kpiący głos.
"I co ty sobie myślałeś? Jesteś NIKIM. Nic nie wartym śmieciem! Powinieneś spłonąć wraz z większością śmieci z Manticore". Jęknąłem i zsunąłem się na podłogę, zasłaniając swoje uszy dłońmi. Nic to nie dało.

(Katherina?)

od Lucas'a

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się ciepło w jej stronę.
-Na pewno będzie szczęśliwy tak jak ja-odpowiedziałem
-No nie jestem pewna-westchnęła cicho
-A to dla czego nie? Jesteś jego mamą. Na pewno będzie dobrze-powtórzyłem
Lilith skinęła delikatnie głową , a ja dalej ją przytulałem. Tuliliśmy się do siebie przez dłuższy czas, aż usłyszeliśmy na górze Chris'a. Westchnąłem cicho i poszliśmy do pokoju, tam gdzie obudził się właśnie mały. Wziąłem go na ręce i zacząłem kołysać. No tak znów był głodny. Wróciliśmy się na dół, a Lilith przygotowała mleko. Znów to samo co zawsze, przecinanie nadgarstka, dawanie do mleka malca , krew i zaklejanie nadgarstka. W końcu mleko było gotowe, a ja zacząłem karmić Chris'a.
-Będzie z niego dobry wampir-uśmiechnąłem się

(?)

Od Lilith

-Tak myślisz..?-szepnęłam.
-Uda nam się..jesteśmy już tutaj..nie wycofamy się.
Kiwnęłam delikatnie głową równocześnie wtulając się w niego.
Pogłaskał mnie delikatnie po głowie i pocałował w czoło..mimo wszystko poczułam jego ciepłe i miękkie wargi..
-Znów będziesz ze mnę..będzie cudownie.-powiedział.
Zamknęłam oczy i trwałam przez dłuższy czas w jego ramionach,delikatnie nami kołysał.
-Lucas..naprawdę..jeszcze w życiu nikt nie chciał się aż tak dla mnie poświęcać..
-Ale ja ciebie kocham pamiętasz? Zrobię dla ciebie wszystko..robię to dla nas,dla ciebie..dla małego..
-Co do Chrisa...jak myślisz,jak zareaguje widząc mnie po ożywieniu? Jeśli się w ogóle uda oczywiście..

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Zbiegliśmy szybko na dół z Alec'em oraz Joshuą. Podeszłam do Max, która podciągnęła mnie delikatnie na bok. Zaraz zauważyłam Kerry ,która tym razem plątała się po domu przerażona.
-Tak nie może być-uprzedziła mnie szybko
-Dobra w porządku. Ale o co Ci chodzi?-zapytałam zdziwiona
-O Kerry, a kogo by innego-mruknęła zdenerwowana i wskazała na nią.
Odetchnęłam głęboko patrząc na nią i spuściłam ramiona. Matko tak to faktycznie nie może być. I co my mamy niby z nią w tej chwili zrobić.
-Trzeba się jej pozbyć -powiedziała wkurzona
Spojrzałam na Kerry, o matko gdyby się tak nie zachowywała było by dobrze. Podeszłam szybko do niej i złapałam ją za rękę. Pociągnęłam ją na górę, aż do swojej sypialni.
-Katherina, co ty robisz?-zapytała przerażona
-Kerry koniec z tym zachowaniem rozumiesz! Wyskakujesz teraz przez balkon i uciekasz jak najdalej stąd jeśli chcesz żyć. Jednak ............ weź to ze sobą. -mruknęłam
Podałam jej pistolet i wyprowadziłam a balkon. Kerry rzucała się i krzyczała, że nie chce, jednak zepchnęłam ją z balkonu,a  dziewczyna wylądowała spokojnie na ziemi. Dziewczyna spojrzała na mnie z dołu wściekła, ale gdy zaraz usłyszałyśmy czyjeś krzyki ona pognała prosto przed siebie. Pobiegło za nią kilkunastu ludzi, a ja by tylko nie dostać schowałam się znów do pokoju. Jednak i tak dostało się do niego trochę kul ,które przebiły okna. Wybiegłam szybko z pokoju i wpadłam na Joshua, któremu się przyjrzałam.
-Co się stało?-zapytał zdziwiony
-Nie nic, mały ostrzał -odpowiedziałam szybko. -Chodźmy na dół.
Zbiegliśmy szybko na dół, a Max wyjrzała przez okno trochę zdziwiona. Popatrzyła na mnie z pytającym wzrokiem.
-Co się dzieje?-zapytał Alec
-Trochę ludzi odbiegło gdzieś -wyjaśniła dziewczyna
-Pobiegli za Kerry-wzruszyłam ramionami
-Co takiego?!-zapytała cała czwórka, a konkretniej Max , Ben i Alec.
-No to było dobre wyjście. Przydała się na coś, zamiast biegać po domu przerażona. -dodałam
-Ty zdajesz sobie sprawę , że oni ją zabiją?-zapytał Alec
-Bardziej ona ich. Mimo tego zachowania, Kerry potrafi racjonalnie myśleć. Zwieje i dobrze. Potem pewnie znajdzie Rey'a, a my właśnie pozbyliśmy się mniejszej części wroga-wyjaśniłam

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Wszystko będzie dobrze? Nic nie będzie dobrze. Oh, jakby wiedziała co ja zrobię dziś wieczorem... To nasz ostatni dzień. Przylepiłem jednak na usta uśmiech sztuczny. Pocałowałem ją jeszcze i zeszliśmy na dół. A przynajmniej zeszlibyśmy, gdyby nie Joshua, dwumetrowy pół pies. Raczej miał ciało jak człowiek, może był trochę bardziej owłosiony i miał pazury. Tylko twarz się różniła. Była... eh, miał taki podobny do psa nos, spłaszczony i "zlewający" się z policzkami. Był też ogromny. A, i wargi miał jakby psie. Oraz zęby. Nie da się tego wytłumaczyć. Warknął na Kath, ale zaraz ponownie się uśmiechnął, widząc, że ona nie jest jednak całkowicie kotem.
- Jestem Joshua - powiedział, ujął jej rękę i potrząsnął mocno. Zaśmiałem się, widząc jej zakłopotanie. No tak.
- Katherina - odpowiedziała. Wtedy on spojrzał na mnie.
- Średnioludzie! Choć, pokażę Ci coś - powiedział, złapał mnie i wciągnął do jednego z pokoi. Tam wisiała, teraz przymocowana flaga. - Joshua to namalował.
- Wow, obraz "Joshua nr. 1000"? - spytałem, marszcząc brwi.
- Nie! To nasza flaga - powiedział. Przyjrzałem się jej. Były na niej trzy barwy: na dole czarny, potem czerwony a na samej górze biały. A po środku leciał ogromny, biały gołąb, będący na razie na paśmie czerwonym i zmierzający ku białemu. A na czarnym paśmie, były jakby smugi czerwonego, jakby farba się wylała. Kod kreskowy.
Joshua wskazał na czarny pas.
- Stąd się wydostaliśmy - powiedział - mrok. Manticore. A to - wskazał na kod kreskowy - to to, co łączy nas wszystkich. Kod kreskowy na karku. To my - wskazał na gołębia - jesteśmy na paśmie czerwonym, paśmie wojen i rozlewu krwi, po to by dostać się jako zwycięzcy na pasmo białe: pokoju i zrozumienia. Gdzie będziemy mogli wyjść na ulicę, bez krzyków.
Uśmiechnąłem się i kiwnąłem flagą. Joshua się cofnął kilka kroków i jak to on, musiał coś rozbić. Odskoczył i wpadł na inną rzecz.
- Eh, naprawi się to! - mówił gorączkowo.
- Przestań - uspokoiłem go. Kath i ja nadal przyglądaliśmy się fladze.
- Pomożesz mi ją wywiesić? - spytał. Kiwnąłem głową i cudem, nie zostając zestrzeleni wywiesiliśmy flagę za oknem.
- Przygotować się! - usłyszeliśmy głos Max - Na pozycje i według planu, już!

(Katherina?)
Ta akcja i tak dalej zaraz, tylko niech się pozbędą ogona XD

od Lucas'a

Po dwóch godzinach rozmowy z nią, w końcu skończyliśmy. Objaśniła mi wszystko i powiedziała, że najpóźniej za tydzień mamy być w Hiszpanii. Odetchnąłem głęboko i poszedłem po Lilith, żeby ona też się z nią pożegnała. Zeszliśmy na dół i obie się pożegnały ze sobą. Zamknąłem za nią drzwi i odwróciłem się do Lili.
-I co?-zapytała niepewnie
-Masz szczęście możemy tutaj zostać jeszcze max 3 dni-uśmiechnąłem się
-Wspaniale! A gdzie dalej?-dopytała się z entuzjazmem
-Do Hiszpanii-dodałem rozbawiony
Przyciągnąłem ją do siebie całując namiętnie , ale zaraz oderwałem się od niej i przytuliłem mocno do siebie.
-Mówiła, że ożywienie Ciebie będzie trudne. Ale damy radę.-oznajmiłem pewnie

(?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Trochę stałam zdziwiona. Przypatrywałam się również Max, ale też reszcie grupy. No po prostu jakby więcej kłopotów nie mogło być.
-Ja bym się nie spodziewała. Że zawita tutaj tyle mutantów. Ben masz mi coś spóźnionego do powiedzenia-zwróciłam się do niego.
-Em....... niespodzianka, poinformowałem o tym Max-powiedział rozbawiony
Przytaknęłam głową i przewróciłam oczami na jego słowa. Zaraz sobie przypomniałam, że na górze jest Kerry. Szybkim ruchem wyszłam na górę i zauważyłam, że są otworzone drzwi. Kerry niemal że rozwaliła krzesło na którym siedziała, bo przed nią stał Bruto. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do mężczyzny.
-Spokojnie. Bruto, ona jest tu z nami-uprzedziłam spokojnie.
Mężczyzna skinął głową i zaczął przeszukiwać pokój, a ja zabrałam Kerry na dół do towarzystwa. Stanęła jak wryta widząc tyle ludzi w tym domu. Tak to była nowość......Jeszcze wczoraj byliśmy tutaj tylko we czwórkę ,a  tutaj proszę. Tyle osób. Dziewczyna mojego przyszywanego brata, poszła , gdzieś gdzie nie było okien i w ciszy tam siedziała.
-Nie wytrzymam -mruknęłam wkurzona
-Coś nie tak?-zapytała Max
-A i owszem. Nie mam pojęcia jak walczyć i jednocześnie chronić Kerry. Przepraszam bardzo, ale w takich sytuacjach powinna wykazać chodź trochę odwagi-dodałam przygnębiona tą sytuacją.
-Aż tak źle jest?-dopytywała się
Skinęłam głową i wyjaśniłam jej wszystko. Jednak zaraz sobie przypomniałam, że jestem w tych ciuchach co w nocy jak byłam na polu z Ben'em. No tak akurat nie będę walczyć, z resztą ten strój to nie był mój styl. Gdy skończyłam ze wszystkimi rozmawiać wyszłam na górę do siebie do pokoju i ubrałam od razu czarne skórzane spodnie. Bluzkę na ramiączkach i do tego skórzana kurtka, oraz czarne buty. Założyłam sobie specjalny pasek na udzie gdzie miałam sztylet i przy okazji swój własny pistolet zaraz za paskiem przy spodniach. Spięłam szybko włosy w kucyka. Otworzyłam drzwi , ale przed nimi zobaczyłam Alec'a. Podniosłam delikatnie głowę i spojrzałam mu w oczy.
-Spodziewałeś się, że to tak szybko przyjdzie?-zapytałam
-Nie-westchnął głęboko
Przyjrzał mi się uważnie i uśmiechnął się szczęśliwy,a  zaraz złapał za gumkę na moich włosach i ściągnął mi ją.
-Tak lepiej -powiedział zadowolony
Odwzajemniłam jego uśmiech i ujęłam jego policzek w dłoń,a  następnie pocałowałam namiętnie. Alec przyciągnął mnie szybko do siebie i objął , przyciskając mocno do siebie. Chwyciłam się go delikatnie i oparłam głowę o jego ramię.
-Wszystko będzie dobrze-wyszeptałam-Pamiętaj, że kocham Ciebie i tylko Ciebie.

(Alec?)