poniedziałek, 29 września 2014

od Romeo - C.D Katheriny

Zupełnie ją zignorowałem, zamawiając kolejną kolejkę burbonu. Powstrzymałem jednak barmana gdy chciał zabrać butelkę, dając mu do zrozumienia, że ma ją zostawić mi. Policzy mi trochę więcej, ale aktualnie się tym nie przejmowałem. Siedziałem tak na hokerze przy barze i piłem, niezbyt zwracając uwagę na zamieszanie w koło. Uniosłem tylko butelkę i szklankę, gdy jakiś mężczyzna padł na blat, by nie wylał przypadkiem alkoholu. Dokończyłem pić i wyszedłem na tył baru, jakoś pomóc Kath. W końcu była w ciąży i to zaawansowanej! Właśnie, jaką magią jej aż tak nie widać brzucha? Dziecko będzie w wielkości orzecha laskowego, czy co? Oparłem się o ścianę barkiem i nadal mając zupełnie wyłożone na wszystko użyłem wspaniałej mocy jaką jest telekineza. Obu gości wylądowało na przeciwległych ścianach i nie mogli się ruszyć. Wyczerpująca moc, ale skuteczna. Sprawiłem, że ich karki wykrzywiły się nienaturalnie, aż było słychać trzaśnięcie. Padli na ziemię, martwi. Napiłem się wprost z butelki kilka łyków i spojrzałem na kociaka, nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wpatrywała się we mnie, zaskoczona, a może wręcz zszokowana.
- Co? - spytałem obojętnie, unosząc brew. Nie wie, że to ja. No tak, mam nowe ciało. - Ktoś musiał ich nauczyć, jak się traktuje kobiety.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

Siedziałam w tym domu z dobre dwie godziny. Wszystko było na prawdę takie dziwne. Chyba koniec w tej chwili nie mam już sił i muszę gdzieś wyjść. Jakoś nie wydaje mi się, że nasze dziecko będzie mieć jakieś problemy , że podczas ciąży się czegoś napiję. Wyszłam szybko na górę do swojej sypialni. Muszę się ukrywać, ale przecież Ci ludzie nie będą mnie szukać w zatłoczonych miejscach. Podeszłam do szafy i wyjęłam luźną czarną bluzkę, na mój styl. Jeansową marynarkę oraz skórzane spodnie i czarne buty. Cieszyłam się  z tego , że moja ciąża nie była jakoś strasznie widoczna. Wystarczyło ubrać odpowiednie ciuchy i trochę zaokrąglony brzuszek, stawał się niewidoczny. Poszłam do łazienki. Ostatnio zaniedbałam się trochę. Włosy były ledwie co podkręcone. Po paru minutach doprowadziłam je do idealnego stanu i umalowałam się jak zawsze. Odetchnęłam głęboko. Złapałam za torebkę i wyszłam z tego głupiego domu. Alec nie wracał,zgaduję że coś innego go zatrzymało, czy coś. Sama już nie wiem, ale może będzie wiedział gdzie chwilowo się zatrzymałam. Poszłam do miasta i zauważyłam niedaleko Ben'a. Och jeszcze tego mi brakowało.
-Ben-uśmiechnęłam się delikatnie
-Katherina....... długo się nie widzieliśmy-podsumował
-Faktycznie-przyznałam
-Gdzie idziesz?-zapytał zaciekawiony
-Muszę się odstresować, ale bardziej tak sama -zaśmiałam się -Nie pogniewasz się, ale muszę iść.
-W porządku-skinął głową.-Zadzwoń jak będziesz czegoś potrzebować.
Ominęłam go i poszłam w swoją stronę. Nie chcę mówić o tym wszystkim co ostatnio się wydarzyło. Weszłam do pierwszego lepszego baru i usiadłam zaraz przy barmanie. Mój ulubiony alkohol. Burbon. Dawno, dawno już tego nie piłam. No cóż kto powiedział , że muszę być jakaś święta zwłaszcza teraz. Zamówiłam go i zaraz wypiłam pierwszą szklankę. Och jak mi tego brakowało. Brakowało mi tego życia, niezależnego, że nie musiałam się o wszystkich bać i troszczyć. Za dużo tego. Eh. Zmiękłam ostatnio. Zauważyłam w pewnym momencie w odbiciu w lustrze, jakichś kolesi. Znałam ich, to oni nas zaatakowali. Podniosłam się powoli z miejsca jak gdyby nigdy nic i zaszyłam się w najciemniejszym zakamarku baru. Wiedziałam, że może gdzieś niedaleko kręci się Romeo. Tak pewnie już w nowym ciele, eh już sama nie wiem. W pewnej chwili zorientowałam się, że usiadłam obok jakiegoś mężczyzny. Niewiele starszego od Alec'a. Przyjrzałam mu się uważnie i zauważyłam znajomy błysk w oku. Ktoś dobrze mi raczej znany. Schyliłam głowę powoli w dół , gdy zauważyłam że mężczyźni przeszli tuż obok stolika. Odeszli kawałek więc znów napiłam się swojego burbonu. W  pewnym momencie ich wzrok powędrował na mnie. Wspaniale kolejne kłopoty. Ale właśnie co Ci tutaj robią, skoro Romeo zabił wszystkich innych. Chyba , że oni......No tak oni jeździli i mnie szukali, no to jest logiczne.
-To ona-usłyszałam jednego
Podniosłam się gwałtownie z miejsca. Oni już w tej samej chwili znaleźli się obok mnie. Złapałam jednego za rękę i przerzuciłam go przez ramię, tak, że wpadł na stół. Muszę odświeżyć swoją walkę. Na prawdę. Prześlizgnęłam się szybko i sprawnie obok drugiego. Wybiegłam szybko z baru, jednak tylnym wejściem. Zauważyłam jak jakiś czarny zadbany samochód odjeżdża spod baru. Ktoś kto wynajął tych ludzi na pewno.  Odwróciłam się za siebie i w tej samej chwili zablokowałam cios, jednego z mężczyzn.  Zaraz jednak musiałam drugiego kopnąć w brzuch, ponieważ stał obok. Dzięki Ci panie, za buty w tej chwili na obcasie.
-Dwóch na jednego to chyba trochę nie fair!-mruknęłam , jakoś odpychając ich ataki.
Formy przez tą ciążę nie straciłam. No kurka, w sumie gdzie kotołak w ciąży stracił by tak świetną formę. 

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Każde jej słowo było jak kolejny sztylet, ale słuchałem jej z pokerową miną, oparty o framugę drzwi. Nie dawałem po sobie poznać jak to wszystko boli, ale wiedziałem, że tak będzie. Szczerze? Nie chciałem innego pożegnania. Nie chciałem smutnych wyżaleń, chciałem po prostu wyrzucić z siebie miłość i zastąpić ją nienawiścią. Ruszyłem do samochodu, którym tu przyjechałem. Widać było, że jest niekoniecznie mój: z stacyjki wystawała rączka noża, który posłużył za kluczyk. Na razie moja impala do niczego się nie nadaje... Wsiadłem do niego i odjechałem. Tak po prostu, nie odwracając się za siebie. Wiecie co było najśmieszniejsze? Przez miesiące jak Alec ją rzucił cierpiała, a teraz zrobiła dosłownie to samo. No nic. Szybko dojechałem do mojego domu, jednak ledwie się zmusiłem by tam wejść. Za dużo się tu działo. Westchnąłem. Pora znaleźć sobie nowe ciało. Najpierw jednak zadzwoniłem do kolegi (Castiela) który miał przewieść Impalę do siebie i dałem mu na przechowanie Colta, który przecież jest mój. Ah, no i kupiłem bilety na lot do Nowego Jorku.
Zdjąłem kurtkę i koszulkę (szczerze, McDowell miał okropny gust) i naciąłem tatuaż, który nie pozwalał mi odejść. A potem po prostu opuściłem to ciało, na swój demoniczny sposób. Alec się jeszcze nie obudził, ale to kwestia godziny, może paru. Dosyć mocno go uśpiłem. Jako dym szybko przedostałem się do szpitala. Tam może znajdę jakieś ciało, które będzie puste. Tak jak sądziłem, był jakiś mężczyzna który leżał w śpiączce. Właśnie mieli go odłączać.
- 3...2...1... - i lekarz nacisnął guzik, a w tym samym momencie gdy nie patrzyli, przedostałem się do ciała. Pusto, wreszcie. Podniosłem się gwałtownie. Nienawidziłem zmian ciała. Spojrzałem na zszokowanych lekarzy, swoimi nowymi, niebieskimi ślepiami i przeczesałem palcami kruczoczarne włosy. Od razu mi się spodobało moje nowe naczynie. Według karty miało dwadzieścia osiem lat, to niezbyt wiele, jako że ludzie żyją do stu.
- Macie tu może cheeseburgery? - spytałem. Miałem niski głos, to dobrze. Nie wytrzymałbym z jakimś piskliwym.

*Dwie godziny później*
Wydostałem się z szpitala, kupiłem jakieś fajne ciuchy, przebrałem się. Jeszcze trzy godziny jestem na tej cholernej wyspie. Usiadłem w jakimś barze i piłem burbon.



(Katheriny?)


od Katheriny - C.D Romeo

Muszę przyznać, zabolały mnie jego słowa. Nie wiem jak to będzie, gdy podobno Romeo odejdzie i wróci Alec. Spojrzałam na niego w milczeniu,a  Romeo w końcu wyszedł z mojego domu . Stałam tak przez chwilę , zastanawiając się co teraz robić. Drzwi były zamknięte. Złapałam za klamkę i szybko je otworzyłam, ku mojemu zaskoczeniu Romeo ,dalej stał tam. Popatrzyłam na niego zdziwiona. Myślałam, że jest już daleko. Nachylił się delikatnie nade mną, jednak odsunęłam się powoli ,bacznie przyglądając mu się. Odwróciłam od niego wzrok i przygryzłam wargę.
-Nie chcesz mnie widzieć, na oczy, to lepiej już sobie iść -mruknęłam
Jednak zaraz coś sobie przypomniałam. Romeo patrzył na mnie, a ja znów zerknęłam na niego.
-Takie pytanie specyficzne. Skoro byłeś w umyśle Alec'a. To czego chcieli mężczyźni,którzy go złapali?-zapytałam poważnie
Romeo wydawał się być trochę zdziwiony tym pytaniem,a  ja nadal mu się przyglądałam. Tym razem byłam poważna, musiałam się dowiedzieć czego chcieli.
-Ciebie-odpowiedział chłodno
Stałam tak przez chwilę i zastanawiałam się nad wszystkim. Ja też już nie miałam siły patrzyć na niego. Alec też mnie zdenerwował. Ale jak widać nic mu nie było, prócz tego , że był w głowie Romeo. Przełknęłam ciężko ślinę, nie chciałam tego mówić, ale musiałam. Nie mogłam znów tak po prostu wszystkim pozwolić się zranić. Nie teraz, nie w tej chwili. Muszę sobie jakoś wszystko poukładać, a przede wszystkim gdzieś się zaszyć. Chcę gdzie wyjechać, do starych znajomych, a może gdzieś indziej. Przynajmniej odczekać trochę,aż to się wszystko skończy. Podniosłam wzrok zdeterminowana i uniosłam kąciki ust. Przez pewien czas tak, trwałam bijąc się  z myślami i własnym umysłem. Zacisnęłam szczękę , ale zaraz znów ją otworzyłam.
-Zejdź mi z oczu. Tak masz rację. Wiesz co bawiłam się tobą. Nie kocham Cię, bo przecież to ALEC jest prawdziwym ojcem dziecka. I wiesz, jednak przemyślałam sobie wszystko i jak na razie przekaż , ojcu mojego dziecka , że teraz obaj macie się trzymać ode mnie z daleka. Nie tylko on mnie stracił, ale i ty też. Powiedz, że tak nie jest?........ Właśnie. I wiesz, faktycznie mam nadzieję, że się już nigdy nie spotkamy-syknęłam
Poczułam, że serce zaczyna mi szybciej bić , a żołądek podszedł mi do gardła. Ledwie co udało mi się to wszystko powiedzieć. Spojrzałam na niego kamiennym wzrokiem i zamknęłam gwałtownym ruchem przed nim drzwi. Skłamałam, a to kłamstwo drogo mnie kosztowało. Znaczy nie wszystko nim było, ale i tak to bolało. Oparłam się o ścianę obok drzwi i odetchnęłam głęboko. Dotknęłam swojego brzucha , który i tak nie był wybitnie duży.
-Ty wiesz, mała. Przynosisz mi tyle cierpienia. Mam przez ciebie kłopoty-mruknęłam do siebie, ale jednak delikatnie się uśmiechnęłam.

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Patrzyłem na nią nadal, swoimi czarnymi ślepiami. Drżałem ze złości, która rozsadzała mnie od środka. Jak ja się w to w ogóle pakowałem?
Nie próbowałem się wychylać?! Ona sobie chyba kpi! Eh... Spróbowałem powstrzymać wściekłość. Zrobiłem krok w jej stronę, już trochę spokojniejszy. Wiedziałem, że mnie nie kocha... A może to ja chciałem tak myśleć?
- Chce się pożegnać.... Czemu mi to utrudniasz? - spytałem, Pora zakończyć to wszystko, odejść dopóki nie jest za późno. Co ja gadam?! Już jest za późno - Nie chcę już Twojej miłości. - powiedziałem, modląc się w duchu (oczywiście przenośnia, demonowi nie wypada się modlić) by nie było widać, że mam zaszklone oczy - Nie chcę czuć Twojego dotyku. Nie chcę słyszeć Twojego głosu. Nie chcę słyszeć Twojego bicia serca. Nie chcę Cię nawet widzieć, Katherino. Wiesz czemu? Bo to wszystko mi przypomina, że już nigdy nie będziesz moim małym kociakiem. Więc... żegnaj...cie - dodałem po chwili, patrząc na jej brzuch. Być może chociaż troszeczkę mnie jest w tym dziecku.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

Stałam tak wpatrując się w ........ już nie mogłam się połapać w tym wszystkim. Faktycznie to o tym Alec mówił. Że jest w nim demon i to wszystko, ale przedtem wydawało się to dla mnie niedorzeczne. Wzięłam głęboki wdech, zaciskając dłonie w pięść.
-Romeo-wydukałam
Obaj myślą, że są marionetkami dla mnie. Alec uważa, że kocham Romea, a Romeo uważa, że kocham Alec'a. Może mi powiecie jeszcze, że moje dziecko ma dwóch ojców! No to , to już jest totalna przesada.
-Czyli jednak pamiętasz-odpowiedział bez emocji
Czułam się dziwnie, na prawdę bardzo dziwnie. I weź tu człowieku miej , normalne spokojne życie. Zwłaszcza teraz..... Nie sądziłam , że zostanę matką i właśnie teraz wszyscy upominają się o to co zrobiłam jakiś czas temu. Już sama nie wiedziałam którego kocham, czy w ogóle że jednego kocham, czy też obu. Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego trochę poważniejąc. Nie był taki jak wcześniej, jak pierwszy raz spotkaliśmy się. Powiedziałam mu w tedy, że go nienawidzę i kocham. No kurcze co innego gdyby był w innym ciele. Strasznie się czuję, wiedząc że Alec i Romeo są w jednym. Jak w ogóle to możliwie?! A no w sumie jest możliwe, skoro tak się stało. Nie muszę się wziąć w garść, nie mogę przecież cały czas ubolewać nad wszystkim. Ostatnio zbyt słaba się stałam, zbyt........ zbyt łatwo dawałam się pokonać. Nie, przecież zanim ich poznałam, potrafiłam sobie doskonale radzić. Przez ten cały czas.....Eh. To wszystko wydaje się teraz takie głupie. Romeo patrzył na mnie nie okazując żadnych emocji. Stałam tak milcząc i rozmyślając na właśnie sprawą, która w tej chwili się odbyła. Podłoga zaskrzypiała, a Romeo skierował się w stronę drzwi. Szybkim ruchem złapałam go za rękę, zaciskając na jej palce. Odwrócił się. Spojrzałam mu głęboko w oczy, z gniewem. Byłam na niego zła, na niego i na siebie. I na Alec'a. No obu. Na całą naszą trójkę!
-Skoro mnie kochasz, czy też kochałeś, to czemu nie starałeś się wychylić?! Siedziałeś i milczałeś, obserwując nas. Myślisz , że było mi łatwo gdy okazało się , że no cóż jeden z was przejął znów kontrolę. Nie właśnie nie! Nie wiedziałam co się dzieje. A ty cały czas oskarżasz wszystkich tylko nie siebie. Ukrywałem się cały czas i według ciebie kocham Alec'a. Chcesz bym Ci powiedziała, że Cię nie kocham tak? -warknęłam, przyjrzałam mu się uważnie i zauważyłam błysk w jego oku- Nie powiem tego. Bo nie wiem w tej chwili nawet jak na to zareagować. Nie wiem czy kocham tylko jednego z was czy też obu. I spójrz, to wszystko doprowadziło też że jestem w ciąży. Czy jestem z tego zadowolona? Poniekąd tak, ale poniekąd też zważywszy na taką sytuację, to i też po części. Nie wiem w jakim stopniu,ale to też twoje dziecko. I wiesz co ..........może i przez ten cały czas byłam z Alec'em, ale nie zapomniałam tego, że byłeś też na początku ty Romeo. I nie dam Ci jasnej odpowiedzi,którego z was kocham. Bo nie potrafię. Wiem jedno, że obaj mnie wkurzyliście. Totalnie i bezczelnie okłamując z tym wszystkim! Myślisz, że moje życie jest idealne? POUKŁADANE?! No więc NIE. Od moich narodzin może życie nie jest idealne, cały czas mam same kłopoty. Nawet z tą sytuacją, twoją i Alec'a!
Zacisnęłam bardziej palce, na jego ręce jednak zaraz puściłam go i odsunęłam się od niego. Podniosłam głowę, nie chcąc znów tak jakby stawać się słabą. Spojrzałam mu ponownie w oczy. W jego demoniczne oczy.

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Wyjrzałem przez okno, jednak nie na tyle by mnie zobaczyli. Max jeździ motorem, więc to na sto procent nie ona, Logan mógł ją przecież podwieźć, ale to na pewno nie jego wóz. Bena również. Prawą ręką wyjąłem z mojej torby która leżała na szafce, broń i odbezpieczyłem ją. Wyostrzyłem najmocniej jak umiałem wzrok, by dostrzec kto siedzi za kółkiem. Oh. Kłopoty. Czarna furgonetka już nie była dobrym znakiem, tak samo jak nieznajomy mężczyzna który w niej siedział. A tym bardziej pistolet, który wyjmował właśnie spod kurtki.
Wiedziałem, że nie będę mógł obronić Katheriny, ona sama również sobie nie poradzi. Cholera. Stres połączony z strachem o życie i ich i swoje wprowadziły mnie w stan łowcy. On zawsze się objawiał, kiedy w grę wchodziło zagrożenie życia, mimo, że służył on do polowań nie walki czy ucieczki. Łatwo było zobaczyć, że jestem już w tym "trybie", że tak powiem. Serce bijące trzy razy szybciej niż u przestraszonego człowieka sprawiło, że do krwi dostała się ogromna ilość adrenaliny, przez co zacząłem oddychać szybciej. Źrenice się powiększyły tak bardzo, że nie było widać prawie tęczówek. Widziałem to w odbiciu, w szybie. Słuch i węch się kilkakrotnie polepszył. Przydatna umiejętność ale... moje serce nadal ledwie co działało. Jeśli się zaraz stąd nie wydostaniemy, to mój własny organizm mnie zabije. Wolałbym już oberwać kulką w łeb. Skrzywiłem się i szybko odsunąłem się od okna i zacząłem wzrokiem szukać drogi ucieczki. Nie możemy uciec przez tylne wyjście, bo skoro ten tak jawnie się tutaj pojawił, to to jest pułapka. Szkolenie Manticore się jednak przydaje.
Słyszałem bicie serca kolesia w samochodzie i trzech przy tylnym wyjściu. Ale nie tylko. Ku mojej uciesze, słyszałem również serce Katheriny i naszej córeczki. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Co z tego, że właśnie umieram.
- Co się stało? - spytała Katherina.
- Słyszę jej serce - powiedziałem, ale zaraz spoważniałem gdy usłyszeliśmy trzask drzwi od samochodu. - Chodź - mruknąłem i pociągnąłem Katherine za sobą. W końcu w moim obowiązku jest ją chronić, prawda? Kiedy mężczyzna podszedł do drzwi wejściowych, otworzyłem je i obezwładniłem go. Nie wiem jak mi się to udało. Wiem, że w ułamek sekundy pokonałem trzy metry i pozbawiłem go broni. Uderzyłem go z całej siły w głowę. Padł na ziemię, a ja prawie bym do niego dołączył. Ból był nie do wytrzymania. Oddychałem ciężko, zgięty w pół. Spojrzałem na motocykl... miał przebite opony. Eh... Zabiję ich. Ja po prostu ich zabiję za to.
- Idź - powiedziałem do Katheriny.
- Nie.
- Kotek, to nie jest cholerny babski film i nie będziemy bawić się w dramaty! Idź, zanim tu przyjdą. Mamy większe szanse osobno.
- Alec...
- Chcesz bym przeżył? To idź. Razem nie mamy żadnych szans - warknąłem zdenerwowany. Być może przez ten stan łowcy, być może przez zmęczenie.
- Będę w...
- Nie mów mi. Im mniej wiem, tym lepiej - stwierdziłem. Niepewnie, ale poszła. Nie bałem się o nią aż tak, ona również miała broń. Spojrzałem na swoją i sprawdziłem magazynek. Powinienem dać radę się obronić czterema kulami. Słyszałem jak szli do mnie. Westchnąłem. Wykorzystując resztę siły jaką miałem, załadowałem ponownie magazynek i odbezpieczyłem broń. Jasne, że nie miałem żadnych szans w tym stanie, ale bez walki się nie poddam.



Jedyne co pamiętam, to jak mnie zaatakowali. A teraz... wiadro zimnej wody wylądowało na mojej głowie. Podskoczyłem w miejscu zaskoczony, biorąc głęboki wdech i gwałtownie otwierając oczy. Zaraz jednak jęknąłem z bólu. Bolała mnie strasznie głowa, widać musiałem oberwać. Szybko zauważyłem, że byłem związany. Moje ręce były przewiązane z tyłu metalową linką, która wrzynała się w moje nadgarstki. No ludzie, kilka miesięcy temu dopiero wygoiły się moje ślady od kajdanek! Przede mną stało dwóch kolesi, nie znałem ich jednak.
Wszystko mnie bolało. Mięśnie od wysiłku, głowa od uderzenia, serce od stanu łowcy, żebra, wszystko. Oparłem się o oparcie (masło maślane, heh), wykorzystując każdą chwilę na odpoczynek. Potem nie będzie mi to dane, bo raczej nie mieli dobrych zamiarów.
- Gdzie jest Katherina Petrova? - spytał jeden z nich zimno. O proszę, chodzi o Katherine! Już myślałem, że znów coś ode mnie chcą.
- Kto? - zdziwiłem się unosząc brew. I wtedy ten sam facet z całej siły walnął mnie w twarz. Poruszyłem szczęką, by ją wstawić na swoje miejsce. Czułem ból, owszem, ale nie umiem zliczyć ile razy byłem tak bity. W Manticore przygotowywali nas do tortur w dość specyficzny sposób, bo właśnie nas torturując. Poza tym raz zepsułem misję i wtedy obrywałem dopóki nie straciłem przytomności. Oblewali mnie wodą i robili to ponownie. I znów. I znów. Wiem więc coś o obrywaniu.
- Pytam jeszcze raz - wrzasnął - GDZIE JEST KATHERINA PETROVA?
Ten drugi podszedł i nachylił się.
- Lepiej mu powiedz, zanim się rozkręci. Dobrze Ci radzę.
- Bawicie się w dobrego i złego glinę? - parsknąłem kpiąco. I znów oberwałem. Gdyby krzesełko nie było przymocowane do podłogi, do najpewniej teraz wylądowałbym na betonie. Nie wydam przecież Kath, nie mogę.
- Gdzie ona jest? - spytał ten "dobry glina".
- Idź do diabła.
I znów oberwałem. Temu pierwszemu widocznie się to spodobało i zamiast jednego porządnego uderzenia, zaserwował mi trzy. Cudem nie odpłynąłem.
Czułem jak po policzku spływa strużka krwi.
To trwało jeszcze długo. Łącznie naliczyłem dwadzieścia cztery uderzenia, zemdlałem tylko raz. Mój organizm był zbyt wycieńczony na taką serie, więc na dwudziestym czwartym uderzeniu stało się to znowu. I znów zostałem oblany zimną wodą. Spojrzałem na nich, ledwie unosząc głowę. Nie wydam jej. Nawet nie mam jak, nie wiem gdzie ona jest.
- Gdzie?
- Nie wiem - powiedziałem. I znów oberwałem, a świat nagle się stał taki zamglony, mniej ostry. A jednak to było mniej drastyczne niż w Manticore. Tam się nie cackali i od razu by zaczęli mnie katować fizycznie i psychicznie. To drugie było najgorsze.
- Skurczybyk jest wytrzymały - stwierdził jeden z nich. Już nawet nie wiem który. Przestałem ich rozpoznawać, za bardzo się rozmyli.
Przestałem liczyć uderzenia po trzydziestym. Wiem, że moje ciało się chciało poddać, ale nie mogłem. Po prostu nie mogłem.
W końcu odpłynąłem kolejny raz. I nie zbudziło mnie wiadro wody.


Z PERSPEKTYWY ROMEO
Tyle miesięcy w ciasnej klatce, jako bierny obserwator. Nie przejmowałem kontroli. Po prostu nie umiałem, mimo przeżytych lat. Czasem przestawałem patrzeć, słuchać, ucichałem bo nie mogłem znieść widoku Katheriny. Szczęśliwej z nim. Dręczyłem go gdy z nią zerwał, bo był najsłabszy psychicznie, ale... od kiedy ta czarnowłosa medium przyszła, nie mogłem się odezwać, byłem jakby uśpiony. No, najpierw próbowała mnie wyrzucić z tego ciała, jednak nie mogłem wyjść. Ten cholerny tatuaż broniący przed opętaniem, uniemożliwiający wejście działał także w drugą stronę: nie mogłem wyjść. A wieść o jej ciąży... zniszczyła mnie. Nadal ją kochałem. Bardzo, bardzo ją kochałem, mimo, że połowicznie ją po prostu nienawidziłem za to wszystko. Jak ona mogła to robić? Wiedząc, że ja tu jestem, widzę, czuję? Tak, ja spowodowałem wypadek. Chciałem się pozbyć tego dupka, a zamiast tego... tylko ich do siebie zbliżyłem. To cholernie boli. Jakby wbiła mi nóż prosto w serce. Tak bardzo nie cierpiałem nawet w piekle. Taki ból jest sto razy gorszy niż rozrywanie na kawałki.
"Kochasz mnie, czy nienawidzisz?"
Te słowa wypowiedziałem do niej ja. Dwa czy tam trzy dni przed tym, jak zostałem pozbawiony kontroli nad ciałem a ona poznała Alec'a.
"I jedno i drugie"
Zacisnąłem pięści, a raczej zrobiłbym to gdybym mó... o boże, ja właśnie zacisnąłem pięści. Otworzyłem powoli oczy, było pusto w pomieszczeniu. Widocznie stało się to samo co wtedy: jeden stracił przytomności, drugi odzyskał kontrolę. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Moje demoniczne moce zaczęły mocno wspierać krew transgenika i już po chwili czułem jak serce się regeneruje. Za nim poszły inne narządy. Po jakiś czterech, pięciu godzinach całkowicie wyzdrowiałem. Kocham tą niezniszczalność demonów. Nie wiem jak mi się to udało, ale po chwili metalowa linka upadła na ziemię, a ja mogłem wstać. Zachwiałem się, ale udało mi się ustać na nogach.
W lustrze zauważyłem, że miałem czarne, demoniczne oczy. Podszedłem do niego i przejrzałem się. Uśmiechnąłem się zadowolony i po chwili moje ślepia były normalne. Jak dobrze móc poruszać palcami, chodzić, wyprostować się!
Zepchnąłem tego dupka w najczarniejsze miejsce umysłu, pozbawiając go zdolności obserwowania, myślenia, słyszenia. Dosłownie go uśpiłem i zostałem w głowie sam.
Z łatwością wydostałem się stamtąd, mordując wszystkich co stanęli mi na drodze. Jednocześnie myślałem nad tym wszystkim: jak to możliwe, że kochamy ten sam rodzaj muzyki? Że oboje kochamy Impalę? Katherine (no, ją najbardziej)? Jedzenie? Telewizję? Chyba, że...
No proszę. A więc nasze odczucia, uczucia zmieszały się podczas pobytu w jego głowie! No co za przypadek! I tak gnoja nienawidziłem, ale to mi trochę poprawiło humor.
Od razu skierowałem kroki do domu Kath. Nie było jej tam. Ani w moim domu. Ani w domu Bena (oczywiście sprawdzałem tak, by się na niego nie nadziać). Dopiero po godzinie wpadłem, gdzie może być i dosyć szybko dotarłem do domu nad urwiskiem. Zapukałem. Otworzyła mi.
- Al.. - chciała powiedzieć "Alec", ale jej przerwałem.
- Nie. Może mnie nie pamiętasz - zacząłem, wchodząc do domu, przechodząc koło niej. Rozglądałem się, mając ręce w kieszeniach. - Poznaliśmy się... rok temu? Coś koło tego. Straciłem poczucie czasu w klatce, tu w środku - wskazałem na głowę, a potem ponownie opuściłem rękę - Nie ważne. Próbowałem Cię zabić, postrzeliłem Twojego przybranego brata, ty mi pomogłaś w pewnej sprawie. Spaliśmy ze sobą, padło parę ważnych słów, ale dla jednego z nas najwyraźniej nie miały znaczenia. Nie ładnie robić tak nadzieje. Uratowałaś mnie przed szponami pewnej istoty, a ja oddałem za ciebie życie idąc do najgorszego miejsca jakie istniejąc i przez dwa miesiące cierpiałem najgorsze katusze jakie istnieją, dzień w dzień. Dwa miesiące na Ziemi to dwadzieścia lat w piekle, wiesz? Ale to nieważne. Potem znów ze sobą spaliśmy i wyjechaliśmy na "weekendzik" do Stanów. Niestety, właściciel tego ciała postanowił dać znać o swojej obecności i przez następne... kilka miesięcy biernie oglądałem wydarzenia. Nazywam się Romeo, kojarzysz mnie? - zakończyłem, nadal wędrując po tym pomieszczeniu w domu, w ogóle nie zdradzając emocji. Miałem pokerową minę, mimo, że ledwie to wszystko wytrzymywałem. Odwróciła się w moją stronę - Nie martw się, pojąłem, że nie jestem mile widziany i nie zamierzam psuć Ci Twojego idealnego życia. Chcę się tylko pożegnać. Wezmę swą Impalę, colta i już mnie nigdy nie zobaczysz. Ah, no i oddam Ci tego chłoptasia i tak już mnie porządnie wkurza.


(Katherina?)