piątek, 5 grudnia 2014

od Juliette - C.D Romeo (event)

Nie chciałam być jak to stwierdzili jego kolejną "zabawką", ale też wiedziałam, że nie mam żadnego wpływu na jakie kol wiek jego zachowania. Wie co robi i jest pewien tego konsekwencji, więc nie powinnam się wtrącać, nie mam zamiaru się z nim kłócić.
Widziałam całe zajście. Nie ukrywam, że było mi głupio, wszystkie uczucia wypłynęły jak krew z rozdrapanego strupa. Nie potrafiłam ich zatamować.
-Romeo...- zaczęłam cichym głosem nie patrząc mu w oczy, ale błądząc gdzieś wzrokiem nie mogąc odnaleźć bezpiecznego miejsca do ustawienia wzroku.
-Nie musiałeś tego robić.- odparłam, a on lekko wsunął rękę mi w talii, chwytając jeszcze drugą, zaczęliśmy się poruszać jak w wolnym tańcu przystało.
-To był jeden z efektowniejszych sposobów abyś szybciej dostrzegła swój błędny pogląd- wyszeptał mi do ucha, rozprowadzając fale gęsiej skórki po moim ciele.
-No i też nie mogę zaprzeczyć, że nie był tym jednym z przyjemniejszych.- próbowałam się uśmiechnąć, ale czułam się fatalnie. Mój stan był nie określony, zdołałam unieść tylko jeden kącik ust.
-Wszystko w porządku?-zmrużył oczy
-Tak.- wymamrotałam
-Nie wierzysz mi-stwierdził, agresywnie ściskając mój nadgarstek,a ręką będąca na talii przyciągnął do siebie.
-Wierzę- w końcu uniosłam oczy, by móc spojrzeć w jego. Wtedy on uśmiechnął się po czym po wędrował po podłodze. Nie wytrzymałam objęłam go za szyję, po chwili poczułam jego dłonie.
-Wiem, że ci się to nie podoba,ale- przerwał jej dość przyjemnym głosem
-Przeciwnie.-wtedy byłam już kompletnie zdezorientowana. Lekko się odsunęłam, patrząc mu pytająco w oczy. Po chwili nie wiem w jaki sposób, ale nasze usta połączył namiętny pocałunek, z którego nie mogliśmy i nie chcieliśmy się uwolnić, oboje. Moje ręce ponownie objęły go za szyje, po czym zaczęły bawić się jego włosami.
muzyka przyśpieszyła, wszyscy ruszali się w jej rytm, tylko my żyliśmy sobą. Rozchyliłam usta, zaczął delikatnie muskać moją szyję. Poczułam ponownie jego obecność targającą w podniecający sposób moimi zmysłami.
(Romeo?)

od Romeo (event)

To koniec. Wreszcie jego piekło się kończy, przynajmniej miało. Odetchnął głośno gdy wyszła. Uśmiech znikł, zacisnął powieki i ciężko usiadł, chowając twarz w dłoniach. Choć w środku rozrywała go nadnaturalna siła, był po prostu zmęczony. Chciałby ją, Kath, nienawidzić. Chce ją nienawidzić. Próbuje ją nienawidzić. Było by o wiele łatwiej, gdyby ją nienawidził. Czasami nawet myślał, że tak jest... ale wtedy ją spotykał. Pamiętał dokładnie ich pierwsze spotkanie, podczas którego celował do niej z broni i jej odwagę - czy też przejaw braku instynktu samozachowawczego - która go strasznie irytowała. Wtedy wszystko było inne i wbrew pozorom, proste. Jego świat ograniczał się do polowań i zemsty. Był sam. Sam jeździł samochodem, sam jadł, spał, funkcjonował. W pewnym momencie jego życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Poznał Kath i zaprosił ją do swego życia. Zapłacił za to wysoką cenę, nie ma co. Opuścił ręce, pokiwał głową i wyszedł, znów będąc bezdusznym sobą. Dość szybko odszukał Juliette. Siedziała na schodach i nie wyglądała na szczęśliwą. Wbrew pozorom był dość troskliwą osobą i nawet przejmował się Juliette. Usiadł koło niej.
- Cześć - powiedział.
- Odejdź - zażądała. 
- Nie.
- Czemu mi nie powiedziałeś o Hunter? - spytała lodowatym tonem. Uniósł wysoko brwi, musząc chwilę się wysilić by odszukać w wspomnieniach to imię. Na nic, jednak zaraz się zorientował o kogo chodzi.
- Po co miałbym Ci o niej mówić? - zapytał rozbawiony.
- No nie wiem... może dlatego, że jest Twoją c... - nie dokończyła, bo przerwał jej. Najpierw się roześmiał, choć w środku rósł gniew do tego skurczybyka Aleca. On naprawdę kochał niszczyć mu życie.
- Hunter? Moją córką? To chciałaś powiedzieć?
- Tak - wyjawiła cicho.
- Zaskoczę Cię kochanie, ale ojcem jest Alec. A teraz przepraszam, zaraz wrócę. Bardzo nie lubię, gdy ktoś kłamie bądź zataja prawdę.
I wszedł z powrotem do środka, czując narastającą, rozrywającą go od środka złość. Kłamca, podły, obrzydliwy kłamca. Czy tylko dlatego? Nie. Ale teraz miał dobre wytłumaczenie by go sprać na kwaśne jabłko. Doszedł do nich tańczących, bezceremonialnie przerywając im. Przyzwoitość? A cóż to takiego?
- Musimy porozmawiać - rzekł do mężczyzny oschłym, lodowatym głosem wskazującym, że dobrych zamiarów to Romek nie ma.
- Nie ma o czym. - Alec wzruszył ramionami.
- O, jest - zapewnił.
- Czego chcesz - wtrąciła się Kath. Raczył na nią spojrzeć błękitnymi ślepiami, leniwie, bez pośpiechu.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, koteczku.
W końcu Alec poszedł. Weszli znów na korytarz w którym była gęsta mgła. Odwrócił się w stronę Alec'a, który skrzyżował ręce na swojej piersi nie przejmując się sytuacją. Był odważny czy też głupi? Wszystko wskazywało na to drugie.
- Okłamałeś Juliette i wpakowałeś mnie w długie tłumaczenie się.
Nie zwracali najmniejszej uwagi na Kath, która również wyszła z sali. Nie wtrącała się. To byłoby jak wejście pomiędzy walczące lwy.
- Wielka sprawa. Przecież to Twoja zabawka. Ja to wiem, ty to wiesz. Co Ci na niej zależy? - wzruszył ramionami. - Poza tym dobrze zdaje sobie sprawę, że mnie nie zabijesz. Nawet nie skrzywdzisz.
- I tu się mylisz.
Wystarczyła chwila, by Alec znalazł się na ścianie, roztrzaskany przez magiczną moc. Upadł na ziemię, a Romeo jakby nigdy nic podszedł do niego i uklęknął, podnosząc jedną dłoń. Obrócił ją, a Alec zaczął się dławić własną krwią która dodatkowo została podgrzana przez napastnika. Taka sztuczka, dość nieprzyjemna. Wypluł dość dużą ilość posoki z ust, która teraz spływała po jego brodzie.
- To za miesiące bycia uwięzionym w Twojej głowie. Nie było przyjemnie - stwierdził z podłym uśmiechem. Kath nie mogła zareagować, została tak trochę unieruchomiona przez moc Romeo. Coś za silny był, prawda? Owszem. Można powiedzieć, że jechał na red bullu, czyli krwi innych demonów która dodaje mu sił. Po kilku litrach jest w stanie nawet rozerwać kogoś bez dotykania. Miało to konsekwencje, ale kto by się nimi przejmował.
- Idź do diabła - usłyszał.
- Byłem. Całkiem miły gość - wzruszył ramionami, po czym znów przekręcił dłoń. Rezultat ten sam, może nawet trochę silniejszy - To za kłamstwo. - Sytuacja znów się powtórzyła.
- A to? - spytał słabym głosem.
- Na pewno jeszcze kiedyś zajdziesz mi za skórę.
Wstał i ruszył do wyjścia, ale zatrzymał się przy Kath. Już jego moc została cofnięta. Byli blisko, prawie stykali się ciałami. Nachylił się lekko, do jej ucha. Tak blisko...
- Nie denerwuj mnie, Kath. Wystarczy jedno, ot, pstryknięcie - pstryknął - by unieważnić pewien pakt... - widząc jej wyraz twarzy uśmiechnął się szeroko. Jeszcze bardziej ściszył głos - Wiesz, to zabawne. Kiedyś błagałaś mnie bym wyzwolił w sobie demona, a dziś drżysz przed nim ze strachu.
Wyszedł.

(Kath, Juliette?)