poniedziałek, 4 sierpnia 2014

od Romeo - C.D Katheriny

Pobiegliśmy w stronę krypty. Kto to może być? Próbowałem się wsłuchać, ale Katherina nie chciała się zatrzymywać. W biegu nie da się nasłuchiwać, bo zbyt wiele hałasów zagłusza. Szybko dotarliśmy do krypty. Nagle Katherina upadła na ziemię, a mnie przeszył prąd. Cóż, widać była za mało śmiertelna dawka, bo zemdlałem dopiero po minucie, przez którą nie byłem zdolny do najmniejszego ruchu. Nienawidzę tego, a oczywiście zawsze ludzie Białego muszą używać paralizatorów. Bo przecież przywalenie w głowę czy choćby jakaś trucizna nie jest aż tak spektakularna!

*Kilka godzin później

Byliśmy w jakimś pomieszczeniu. A dokładnie w małej kawalerce, która nie miała podziału na kuchnie, salon czy łazienkę. Wszystko stało w jednym pokoju. A ja byłem przykuty do grubej rury. Eh? To bardzo nie w stylu zawodowego mordercy. Dostrzegłem dwóch kolesi, jakiegoś olbrzyma i chuderlaka. Super. Robi się gangsterski film.
- Co zrobimy z tą laską? - doszedł mnie męski, gruby i niski głos. To dopiero musi być wielki byk. A ja muszę ratować Katherine.
- Nie jest z Manticore. Zastrzelmy ją - odpowiedział ten chudy.
- Nie... - warknąłem, próbując się wydostać.
- Nic z tego. Tych kajdanek nie zerwiesz - powiedział, śmiejąc się. Cholera. Wyprowadzali Katherine. Znów próbowałem się wyrwać, ciągnąc za kajdanki. Lepszego wyjścia nie widziałem. Czułem ciepłą ciecz, spływającą po moich rękach, jednak nie przejmowałem się nią. Musiałem się wydostać i dopaść tych dupków. Szarpałem się, ile sił, aż w końcu rura puściła. Odwrotnie z kajdankami, ale tym się nie przejmowałem. Zbiegłem na dół. Katherina... Zatrzymałem się. Muszę pomyśleć. Szli w dół, słyszałem jak kierują się korytarzem. Szarpała się, sądząc po śladach w przejściu. Dalej kierowałem się zmysłami. Krzyk. Jak nawigacja, rozbrzmiały słowa w moim umyśle: skręć w prawo. Za dwadzieścia metrów, skręć w lewo. Tam zauważyłem ich. Trzymał Katherine i przyłożył jej pistolet do głowy. Przynajmniej tak sądziłem, bo było ciemno jak w grobowcu. Nagle mnie zobaczył i był szczerze powiedziawszy zdziwiony. Nie sądził, że znajdę go w tym budynku, w dodatku po ciemku.
- Co do chol... - nie dokończył, bo wyrwałem mu broń, swym nadludzkim tempem i ogłuszyłem go z łatwością. Wielka ulga mnie napełniła, gdy znalazłem Katherine. Była cała i zdrowa. - Chodź, kotku - pomogłem jej wstać. Była oszołomiona. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie odgłos odbezpieczania gnata za mną. Odwróciłem się, wraz z Katherine. Stał tam ten chudzielec, z gnatem w ręku. Cóż, na moją gadkę "nie strzelaj, usłyszą nas przecież" nie było szans, bo miał tłumik. Ale stało się coś dziwnego. Nad tym facetem była kratka od szybu wentylacyjnego, która uchyliła się, linka obwiązała się w około jego szyi i podniosła tego mężczyznę. Wisiał tak, dusząc się. Po pośmiertnych drgawkach, przestał się ruszać a morderca puścił go. Nagle z szybu ktoś zeskoczył. Uniosłem brew, nadal trzymając Katherine. To było naprawdę dziwne. Obcy pochylił się nad trupem i wyszeptał jakiś wers z biblii po łacinie (!). Poczułem, jak przy słowie "deus", moje oczy zmieniają barwę na czerń, ale mrugnąłem i już wszystko było ok. Na czarno ubrany, w moim wzroście mężczyzna odwrócił się do nas.
- To się nazywa wielkie wejście! - powiedział, uśmiechając się. Na jego czarnej bluzce, było dokładnie widać srebrny medalion z podobizną Matki Bożej, który był ogromny. Nic dziwnego, gdyby nie to, że ja i on wyglądamy dokładnie tak samo. Dokładnie, każdy szczegół. Może oprócz fryzury. Doskonałe wyczucie czasu ma, prawda?
- Ben? - spytałem. Zrobił minę, jakby uznał mnie za największego idiotę świata.
- A kto? Nie zorientowałeś się, braciszku, że moja śmierć to kolejny, mistrzowski przekręt? Kto jak kto, ale ty?... A to kto? - wskazał na Katherine.

( Katherina?)

Od Lilith

-Jak mam nie płakać Lucas..? Zostawiłam was..-załkałam.
-Przecież..to nie twoja wina..przecież..nie mamy ci tego za złe..cieszymy się że cię widzimy..-powiedział zakładając kosmyk moich włosów za ucho.
Po moich policzkach nadal ciekły łzy..
-Proszę..chodźmy do domu..dobrze..?

(?)

od Lucas'a

Lilith trzymała małego za rączkę, a ja trzymałem jego jedną ręką. Był tak mały że mieścił się na niej dosłownie cały. Gdy Lilith zerknęła na mnie, nie mogłem się powstrzymać, aż mnie kusiło by ją dotknąć. Pogładziłem ją po policzku o dziwo się udało.
-Lucas-wyszeptała i dotknęła mojej dłoni
Czułem jej dłoń, czułem ale tak delikatnie, tak jakby zwykłe powietrze muskało moją skórę.
-Lilith, to chyba największy skarb jaki mamy-wyjaśniłem
-Tak-uśmiechnęła się ,a po jej policzkach pociekły łzy.
-Proszę, skarbie nie płacz-poprosiłem , a głos mi się załamał.
Christopher popatrzył na mnie z uśmiechem na twarzy, jego małe błękitne oczka lśniły jak małe brylanciki.

(?)

Od Lilith

-Czy..czy to..Chris?-"podeszłam" bliżej nich a mały zaczął się jeszcze głośniej śmiać.
To przez małego? Jeju..to..to naprawdę nadzwyczajne. Tak...i mówi to duch co nie?
-Lilith..-wyszeptał.
-Tak Lucas..jestem..po części..-spróbowałam dotknąć jego policzka..znów się nie udało.-Gdybym mogła cię dotknąć..
-Ważne że..że w ogóle cię widzę i..mogę cię słyszeć.-powiedział.
Delikatnie dotknęłam dłonią rączki małego,o dziwo udało mi się..złapał za mój palec z uśmiechem.
-No co malutki? No co?-mówiłam do niego z uśmiechem.
Zaczął się wiercić na rękach Lucasa.
-Mój mały chłopczyk..mój kochany.-zaśmiałam się.
Delikatnie ucałowałam jego czółko..było takie ciepłe..

(?)

od Lucas'a

Siedziałem przy małym, gdy nagle usłyszałem głos Lilith, a zaraz zimny dreszcz przeszedł moje ciało. Usłyszałem potem ciche szlochanie, rozejrzałem się nerwowo nie wiedząc co się dzieje.
-Lilith?-wydusiłem  z trudem
Mały zaczął cicho płakać. Podniosłem się z krzesła i zacząłem go kołysać.
-Spokojnie mały, spokojnie-wyszeptałem
Z niewyjaśnionych powodów mały przestał płakać i patrzył się w jeden punkt , zaraz obok i nad sobą. Zaczął się delikatnie śmiać, a ja podniosłem zdziwiony z nad niego wzrok i zobaczyłem przed sobą strasznie zamazaną sylwetkę. Stałem jak wryty nie wiedząc co robić. Czy ja śnię? Mam jakieś dziwne omamy, po śmierci Lilith, matko co się dzieje?! W miarę wpatrywania się w rozmazaną sylwetkę , ona zaczęła się wyostrzać, gdy Christopher zaczął się wesoło śmiać.
-Lilith to ty?!-zdziwiłem się
-Lucas, ty mnie widzisz i słyszysz?-usłyszałem niewyraźnie jej załamany ,ale jednocześnie zdziwiony głos
-T-tak -wyjaśniłem niepewnie

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Stałam jak słup soli wpatrzona w niego. Ale nic nie mówiłam , milczałam jak grób. Nie chciał żebym mu współczuła. Nie mogłam mu tego obiecać,ale wolałam się nie odzywać. Opuściłam jedynie delikatnie głowę i zerknęłam na przedpokój.
-Katherina?-odezwał się
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego, a zaraz na mojej twarzy zagościł szeroki chytry uśmieszek.
-Pokażę Ci mój pokój , co ty na to-zaproponowałam
-W porządku -zgodził się
Złapałam go za rękę i pociągnęłam po schodach na górę, a zaraz na koniec korytarza i drzwi po lewej stronie. Otworzyłam je , a ona zaskrzypiały i ledwie co trzymały się na zawiasach. W pokoju było to co zawsze, szafy, biurko, łóżka i takie tam. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją, parę moich starych rzeczy, a nic kompletnie nie naruszone.
-No to mój pokój.-zaśmiałam sie
-Dość się wyróżnia-odpowiedział niepewnie
-Tsa.......bo co mój?-zapytałam
-Nie skąd-odparł odwracając wzrok
-Osz ty nie dobry-mruknęłam z uśmiechem
Podeszłam do niego i pocałowałam go namiętnie,ale zaraz oderwaliśmy się od siebie , a ja zerknęłam przez okno. Zobaczyłam tam kogoś, ale przecież nikt tutaj nigdy się nie zapuszczał. Pociągnęłam Alec'a i wybiegłam z domu za postacią, która poszła w stronę krypty. Szłam szybkim krokiem w tamtą stronę , nie zatrzymując się. Mimo iż Alec cały czas coś tam do mnie mówił.

(Romeo?)

od Romeo - C.D Katheriny

Spojrzałem w stronę krypty. Rodzina: takie ładne słowo. Rodzice. W Manticore nie istnieli rodzice, jako troskliwi ludzie opiekujący się dziećmi. Były rodzicielki, owszem. Kobiety których nie znaliśmy, a o ich istnieniu dowiedzieliśmy się niechcący w wieku siedmiu lat. Potem wszystko poszło z górki, wiadomo. Trudno wyobrazić sobie prawie dorosłego człowieka, nie wiedzącego nic o tych sprawach. Swoją drogą, byłoby to komiczne.
- Przykro mi - Powiedziałem cicho.
- A Twoja rodzina? - Spytała po chwili. Spojrzałem na nią. Nie chciałem o tym mówić. Bardzo nie chciałem. Cóż, czasem trzeba się przemóc.
- Nie znałem rodziców. Moja matka była... cóż. Moja matka była kobietą, która za pieniądze zaszła w ciąże, dała zrobić z swoich dzieci transgeniczne mutanty, urodziła je i odeszła sobie z kilkoma tysiącami w kieszeni, choć tego nie jestem pewien. Ojciec to zapewne ktoś z Manticore, mojej "bazy" wojskowej połączonej z laboratorium. Co więcej mówić? Nie mówiono nam nigdy o rodzicach. Z bratem mnie rozdzielono, bo nikt nie mógł nas odróżnić, a moją rodziną był oddział. I ani się waż mi współczuć. Nienawidzę tego. Nie było mi tam źle, mieliśmy dach nad głową, jedzenie, opiekę medyczną i pewność, że nie wylądujemy na ulicy.

(Katherina?)

Od Lilith

Lekarze w natychmiastowym tempie zaczęli podłączać do mnie jakieś maszyny..kroplówki..
Kątem oka spojrzałam na Lucas'a..znów po jego policzkach zaczęły spływać łzy.
Moje oczy zaczęły się powoli zamykać..słyszałam już tylko pikanie..po chwili widziałam już tylko ciemność.
***
Otworzyłam gwałtownie oczy.
Byłam w jakimś pomieszczeniu w ciemniejszych kolorach..było tak tylko moje łóżko a obok mnie był Lucas..nadal płakał.
Chciałam dotknąć jego policzka jednak moje dłoń po prostu przeszła przez niego.
Spojrzałam na siebie i ..co..co!? J-jestem duchem!?
Moje oczy zaszkliły się.
Nie..nie..nie..nie..nie..proszę..
Po jakimś czasie pielęgniarki wyprosiły go z sali.
Poleciałam za nim..poszedł do małego. Siedział przy nim nadal płacząc..mały patrzył na niego nieco wystraszony.
-Nie bój się malutki..-dotknął jego rączki.
Chris złapał za jego palec.
-Lucas..-szepnęłam i chciałam go przytulić lecz...znów przez niego przeszłam,wylądowałam na zimnej podłodze..po moich policzkach zaczęły spływać łzy...już po chwili zaczęłam szlochać. Lucas zaczął się rozglądać zdezorientowany..czy..czy on..słyszał..?

(?)

od Lucas'a

Wciąż biłem się z myślami czy Lilith jeszcze żyje. Przecież to już 8 miesięcy. Tak już tyle ją szukam i ciągle nie mogę znaleźć. Dlaczego akurat mi się to przytrafiło. Czemu mnie musi nienawidzieć wiele ludzi i czemu oni muszą robić mi taką krzywdę. Kolejny dzień , znów zapowiadało się że nic z tego nie wyjdzie.Z tych poszukiwań, które już od niecałego roku organizuję i nie ma efektów. Jednak o dziwo dziś się poszczęściło, złapałem trop. Trop Marcus'a i Amber. Jest nadzieja!. Zerwałem się do biegu już jako człowiek i o dziwo znalazłem się na cmentarzu. Cmentarz?! Lepszego miejsca nie wymyślili tylko cmentarz?! W sumie może po części mieli rację, bo ja przecież ich tam nie szukałem. Nawet nie sądziłem ,że mogli się ukryć na cmentarzu. Po zapachu doszedłem do krypty. Wyważyłem do niej drzwi i wszedłem do środka. Otworzyłem jeden z grobów i jak się okazało, zamiast znaleźć kościotrupa, znalazłem schody. No tak podziemia, to też świetne miejsce na kryjówki. Wskoczyłem szybko do grobu i zbiegłem na dół. Były tutaj dwa tunele, ale zaraz usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem się i ujrzałem Marcus'a. Chłopak rzucił się szybko na mnie, jednak na szybko uniknąłem ataku i przyszpiliłem go do ściany. Złapałem go za szyję, a zaraz się skupiłem. Marcus zaczął się drzeć w niebo głosy, a ja szybkim ruchem oderwałem mu głowę, ułatwiło mi to rozsadzenie jego szyi. Odwróciłem się , ale jednak widziałem delikatne zarysy podziemi, było tu strasznie ciemno, nawet jak dla hybrydy, która ma świetny wzrok. Zaraz poczułem przeszywający ból w policzku i upadłem na ziemię. To była Amber, to na pewno musiała być Amber. Jednak ja rzuciłem w nią głową Marcus'a. Dziewczyna złapała ją i zaraz usłyszałem jej przerażony pisk.
-Marcus! Nie Marcus!-wydarła się
Złapałem ją szybkim ruchem za głowę i walnąłem nią o ścianę. Nie mając dużo czasu, wsłuchałem się i zaraz usłyszałem głośne krzyki Lilith. Szybko skierowałem się w tamtą stronę i wparowałem jak torpeda do pokoju. Najpierw zauważyłem pustą butelkę, potem Lilith i to że miała duży brzuch.
-Lilith!-krzyknąłem
Szybko znalazłem się przy niej i zacząłem ją rozkuwać z kaidanów. Na szczęście chociaż była ubrana ,ale ten brzuch.
-Jesteś w ciąży?-zapytałem
-Do szpitala, Lucas proszę !-krzyknęła z bólu, a po jej policzkach popłynęły łzy.
Podniosłem ją na rękach i wybiegłem szybko , najpierw z krypty, a zaraz ze cmentarza i zabrałem ją do samochodu, który był nie daleko. Posadziłem ja na miejscu pasażera i ruszyłem z kopyta. Już po paru minutach byliśmy w szpitalu. Lekarze wzięli Lilith na badania, słyszałem jej krzyki i zdawało mi się ,że czuję jej cały ból.
-Proszę , ratujcie dziecko-wyszeptała.
Zaraz w sali znalazło się więcej lekarzy, aż mnie zatkało, dosłownie mnie zatkało. Wziąłem głęboki wdech , a po chwili lekarz już rozcinał jej brzuch. Lilith wydzierała się , jakby zdzierali z niej skórę.
-Wszystko będzie dobrze-mówiłem gładząc ją po głowie, mimo że sam nie byłem tego pewny.
Nagle usłyszałem płacz dziecka. Podszedłem tam i dostałem do ręki synka. Co prawda to nie mogło być moje dziecko, pewnie Xavier'a. Z trudem to do mnie dochodziło, ale nie chciałem psuć przez to przyszłości dziecka.  Podszedłem do Lilith i pokazałem jej dziecko.
-Christopher-wyszeptała zmęczona
No prosz. Już zdążyła wymyślić dla niego imię, zacząłem kołysać małego i popatrzyłem na Lilith. Miała jakiś taki nie obecny wzrok.
-Lilith!-niemal że krzyknąłem.
W tej samej chwili mały zaczął płakać. Położna odsunęła mnie, a sama wzięła dziecko. Zaraz znów przy mojej ukochanej było pełno lekarzy.
-Lilith, proszę nie umieraj. Nie umieraj-prosiłem ,a po moich policzkach pociekły łzy. 

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Stałam przed komodą wpatrując się w zdjęcie, gdy Alec wyszedł z pokoju. Nie mogłam oderwać wzroku od tych rysunków, które widniały na zwykłym papierze. Po pewnym czasie zgięłam kartkę i schowałam ją do kieszeni spodni.  To w sumie była stara sypialnia moich rodziców, chodziliśmy tutaj tylko na ważne spotkania i inne rzeczy. W sumie rzadko się w tym pokoju bywało. Odwróciłam się i wyjrzałam przez zakurzone małe okno. Widoki jak zwykle były nieziemskie, ale zaraz usłyszałam jak ktoś gra na pianinie. Alec? On umie grać, no tak pewnie znalazł pianino mojego ojca i brata. Wyszłam spokojnie i wolno z pokoju, a zaraz zeszłam na dół i stanęłam w progu drzwi, do salonu. Przyglądałam się jak Alec gra. To było piękne, nie sądziłam,że tak świetnie potrafi. Po pewnym czasie, w sumie przy końcówce podeszłam do niego i położyłam delikatnie swoją dłoń na jego ramieniu. Alec, na chwilę skończył grać melodię, ale spojrzałam mu w oczy. Mężczyzna chyba wiedział o co mi chodzi bo powtórnie zaczął grać piosenkę, a ja dośpiewywałam (Klik). Stałam przez chwilę  przy nim, ale już po minucie zaczęłam chodzić po salonie i zatrzymałam się przy dużym oknie. Wyjrzałam znów przez nie, tym razem był widok na drogę prowadzącą do krypty, gdzie pochowałam swoją rodzinę. Mimo tego ,że ojciec i brat zdawali się mnie w pewnym momencie nie nawidzieć , to i tak bardzo ich kochałam. W pewnej chwili zorientowałam się że , Alec przestał grać. Poczułam za sobą delikatny wietrzyk, więc się odwróciłam i spojrzałam mężczyźnie w oczy.
Najpierw patrzył w okno,a konkretniej na dróżkę , ale zaraz popatrzył na mnie ,a  ja pocałowałam go namiętnie.
-Co tam jest?-zapytał , pokazując głową na dróżkę.
-Droga do krypty. To tam pochowałam swoich rodziców-wyjaśniłam

(Romeo?)

Od Lilith

Zanim Lucas wyszedł podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
-No już kochanie..połóż się i odpoczywaj.-powiedział.
-Tak.-uśmiechnęłam się do niego i położyłam z powrotem na łóżku.
Opatuliłam się kocykiem i skuliłam..oczy po prostu same się zamknęły..zasnęłam.
Po kilku minutach gdy otworzyłam oczy zobaczyłam nad sobą chłopaka..gdy chciałam krzyknąć szybko zasłonił moje usta i po chwili zakneblował mnie oraz związał.
-Teraz nam się uda..-poznałam ten głos...to..to Marcus,a razem z nim była Amber.
-Mam nadzieję że nie będziesz się z nią zabawiał..bo będę zazdrosna.-burknęła dziewczyna.
-Ależ skąd ci to przyszło do głowy.
Miział ją przez chwile aż w końcu przypomniało mu się po co u jest.
 Wziął mnie na ręce i wraz z dziewczyną wyskoczyli przez okno. Gdy byliśmy już oddaleni od domu Lucasa dziewczyna wbiła mi igłę w rękę..nie..NIE ZNÓW! Zaczęłam się wyrywać jak szalona jednak udało się jej..byłam już spokojna..a po chwili urwał mi się film.
***
Gdy otworzyłam oczy..to nie było to samo miejsce.
Podłoże było zimne i wilgotne tak samo jak ściana do której byłam przykuta...przede mną siedziała Amber i Marcus..ehh..czy ja naprawdę muszę oglądać jak się miziają?
Szybko zamknęłam oczy by na to nie patrzeć.
-Patrz..Lili się obudziła. Ponoć puściła się z Xavier'em..-zakpiła dziewczyna.
-Puszczalska..w typie Lucas'a prawda?-zaśmiał się.
-Tak..kochanie..mogę ja się tym razem pobawić?
-Proszę bardzo.-zachęcił ją.
Otworzyłam przestraszona oczy. Nade mną stała Amber z nożem w dłoni..zaczęłam się szarpać a kajdanki na moich nadgarstkach zaczęły się zaciskać i o dziwo czułam kłucie..
-Nawet nie próbuj..im bardziej szarpiesz tym bardziej się ranisz.
Teraz siedziałam już potulnie..
Dziewczyna przejechała ostrzem noża po moim policzku a zaraz potem wzdłuż szyi..wiadome że zaczął się krwotok..jednak o dziwo zatamowali go po jakimś czasie..czyli chcą się mną bawić dość długo.
Zrobili mi też kilka głębszych ran na udach łopatkach i barkach..ale wiem że na tym się nie skończy.
~ 8 miesięcy później ~ 
Ja już nie wytrzymam tutaj! Tyle miesięcy..myślałam że Lucas..że na pewno mnie znajdzie..może..może przestał szukać? W końcu minęło już tyle miesięcy..może znalazł sobie kogoś? Nie myśl o tym..
Mój brzuch jest już bardzo widoczny..tak..miesiąc i moje maleństwo przyjdzie na świat..ale pewnie i tak..i tak zginę wraz z nim. Mimo to bardzo zdziwiło mnie to że gdy dla zabawy nacinali moją skórę..szczególnie omijali mój brzuch..pewnie zorientowali się kogo to może być dziecko..może dlatego mnie nie zranili w tych okolicach?
***
Był wieczór..moja kobiecość strasznie mnie piekła..podbrzusze bolało.
Nagle wszyscy usłyszeliśmy jakiś trzask..ktoś..ktoś tu przyszedł !? Może..może to Lucas?
Marcus wybiegł z pomieszczenia,Amber też to zrobiła ale przedtem podeszła do mnie i wlała mi jakiś płyn do ust i zmusiła bym to połknęła. Kiedy wybiegła rzucając butelkę zobaczyłam na etykiecie czaszkę z piszczelami..trucizna..nie..nie..nie! Nie teraz! Ja już to czuję..dziecko strasznie kopie..jeśli nie zawiozą mnie do szpitala..to..to ono zginie! Nie obchodzi mnie czy ja przeżyję..nie chce by dziecko umarło! NIE!
Ból nie ustępował a wręcz nasilał.
Zaczęłam krzyczeć zdzierając sobie gardło..proszę..proszę..uratujcie moje dziecko..proszę..

(?)

od Lucas'a

Leżałem przytulając Lilith do siebie. W pewnej chwili poczułem, jakby dziewczyna czegoś się wystraszyła, ale nie chciałem się o to wypytywać. Niech się uspokoi i zapomni o tym wszystkim, to będzie chyba najlepsze. Gdy ją przytulałem, przy okazji jadła jedzenie które jej naszykowałem, w końcu wszystko zniknęło z naszych talerzy. Przytulałem ją jeszcze dobre 20 minut, a Lilith delikatnie zasnęła. Podniosłem się powoli z łóżka, starając się jej nie obudzić, ale jednak nie wyszło.
-Gdzie idziesz?-zapytała
-Spokojnie , idę odnieść talerze -wyjaśniłem
Zebrałem wszystko z łóżka i przykryłem Lilith kocem, a zaraz zszedłem powoli na dół. Włożyłem wszystko do zlewu i zacząłem myć, a następnie porządnie wytarłem. Napiłem się zwykłej wody i nakarmiłem ponownie moją sunię. Za chwilę zacząłem wchodzić po schodach na górę. Otworzyłem drzwi i zastałem pustkę. Rozwalona pościel, wiatr przedzierający się przez otwarte okno, a krzesło obok łóżka wywalone.
-Lilith!-wydarłem się na cały głos.

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Może i tego wszystkiego nie rozumiałem. Jaki sens ma opłakiwanie zmarłych? Jednak nie zamierzałem jej tego wypominać. W końcu widziałem, że to dla niej trudne. Rozejrzałem się po sfajczonym pokoju. To wszystko nie wyglądało za ciekawie. Wszędzie sadza, dom popadał w ruinę. Smutny widok, to musiało być ładne miejsce. Spojrzałem na nią ukradkiem. Chyba chciała być sama. To rozumiałem doskonale. Choć ja wolałbym po prostu zapomnieć. Nie rozdrapywać tego. Taki już jestem. Ona nie. Westchnąłem i ruszyłem do drzwi.
- Jakby co, jestem na dole - Powiedziałem jeszcze, miękkim głosem. Szybko zszedłem po schodach, które niebezpiecznie się to uginały, to skrzypiały. Ruszyłem na wycieczkę po domu. Nie myszkowałem, a raczej cały czas się przed tym powstrzymywałem. Gdy wszedłem do ostatniego, nieprzemierzonego przeze mnie pokoju, stanąłem jak wryty, ale zaraz się otrząsnąłem. Stało tam pianino, w stanie niemal nienaruszonym. Było jedynie trochę brudne. Przejechałem dłonią po klawiszach nie wydając żadnego dźwięku, strząsając kurz. Mimowolnie się uśmiechnąłem i usiadłem na ławce. Uśmiech znikł. Złe wspomnienia jak na złość uderzyły we mnie, ale zignorowałem je.
Zapomnij. To przeszłość - Rozbrzmiał głos w mojej głowie. Był oschły, ostrzegawczy. I zgadzałem się z nim. Po pokoju rozległa się smutna melodia. (Klik) Przymknąłem oczy, wczuwając się w te dźwięki. Starając się zapomnieć o całym świecie. Od tak dawna nie grałem. Ile to już lat? Może jak mi do końca wróci pamięć, będę wiedział. Po chwili utwór przybrał trochę mocniejsze dźwięki, nawet ostrzejsze niż w oryginalnej wersji. Nie skupiałem się już nawet na tym graniu. Po prostu grałem. Jakby to robił ktoś inny. Każda kolejna minuta miała oparcie w moich uczuciach i wspomnieniach. Starych, teraz pewnie byłoby trochę weselej. Starych, dotyczących tego instrumentu i...
Nie.
Nawet nie zorientowałem się, kiedy Katherina stanęła w drzwiach. Dopiero gdy podłoga zaskrzypiała, dowiedziałem się, że ktoś tu jest. Nie przerwałem grania, nie odwróciłem wzroku. Patrzyłem się jedynie na klawisze.


(Katherina?)

Od Lilith

Skuliłam się nieco i przymknęłam oczy,Lucas westchnął ciężko i pogłaskał mnie po głowie.
-No już..nie smuć się..-powiedział.
-Jakoś nie mogę..-westchnęłam.
Położył się obok mnie.
-Chcesz się przytulić?-zapytał rozkładając ramiona
-Tak..-powiedziałam cicho i mocno się do niego przytuliłam.
Objął mnie i delikatnie nami kołysał bym się uspokoiła.
Zamknęłam oczy tuląc się do niego..po chwili usłyszałam jakiś dziwny głos w swojej głowie.
I tak cię złapiemy..nie uciekniesz nam..a Lucas gorzko pożałuje..

(?)

od Lucas'a

Zszedłem na dół z powrotem do kuchni i zacząłem robić coś do jedzenia, ale nie przypilnowałem tostów, a raczej nastawiłem je na najwyższe smażenie i się spaliły. Ah. Durny i porąbany ja. Jak zabieram się za robienie śniadania dla Lilith, to mam robić to porządnie!. Wziąłem i nastawiłem nowe tosty, zrobiłem herbatę i zaraz przygotowałem kanapki z różnymi rzeczami i jeszcze z białym serkiem. Sunia latała po kuchni i czasami szczekała i skakała do mojej nogawki. Podałem jej kawałek szynki, a Dolcia zaczęła ją jeść i dała mi spokój. Skończyłem już po chwili jedzenie i zabrałem je na tacy do góry do mojego pokoju.
Podałem wszystko Lilith  i usiadłem przy niej na łóżku, a zaraz pomogłem jej wygodnie się ułożyć.
-Mam nie miłe wieści-westchnąłem
-Jakie?-zapytała zdziwiona dziewczyna
-Marcus i Amber się wydostali, podczas tej bójki-wyjaśniłem zrezygnowany
-Co takiego?!-niemalże krzyknęła
-Lilith, spokojnie. Nie dam Cię tknąć -obiecałem-Nie chcę,żebyś znów wpadła w ich brudne łabska.  I w sumie wiem,że Ci jest przykro Xavier'a. W końcu był dla ciebie trochę milszy niż reszta,ale cóż. Wiadome.

(?)