Alec trafił do izolatki, ja do tego dziwacznego skrzydła szpitalnego. Miałam ochronę, oraz opiekę medyczną dwadzieścia cztery na dobre. Eh czułam się jak więzień. No w sumie co prawda nim byłam i to dosłownie. Nie mogłam jednak znieść tej myśli,że moje dziecko może być wykorzystywane do eksperymentów i badań. Kiedy to usłyszałam po prostu zamarłam, a po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Nawet już po miesiącu spędzonym w tym miejscu, przestałam liczyć czas. Wiedziałam jednak i zdawałam sobie z tego sprawę, że już niedługo nadejdzie czas porodu. Codziennie przez te miesiące przychodzili do mnie lekarze, rozmawiali o czymś, sprawdzali jak mała się rozwija. A potem zostawiali po kilku godzinach badań i różnych takich. Denerwowało mnie to co chwila. Na początku nie dawałam się nawet im dotknąć, co sprawiło iż jeden lekarz został zabity,a kolejny miał parę kości połamanych. Niestety później to się stało rutyną. Nie mogłam już się tak przemęczać, bo to mogło mieć zły wpływ na małą. Gdy lekarze mnie opuszczali, zostawałam sama w tym zapchlonym pokoju i wyglądałam przez okno na plac. Codziennie,aż do pewnego czasu nie zobaczyłam tam Alec'a. Byłam szczęśliwa,że nic mu nie jest, ale też miałam ochotę ich wszystkich pozabijać , za to co nam robią. Miałam strasznie dużo małych ranek po ukłuciach na brzuchu i na rękach. Nienawidziłam igieł, mimo że nie odczuwałam zbytni bólu gdy mi je wbijali. Nie ufali mi praktycznie nigdy, dla tego zawsze musiał być jakiś mężczyzna by mnie przytrzymać. Nie pozwalali nigdzie wychodzić. Dopiero jakieś dwa dni temu, pozwolili mi wyjść z tego głupiego pokoju, tam gdzie wszystkich dokładniej leczyli. Głównie byli tam sami mężczyźni, którzy byli szczerze zaskoczeni moim widokiem. Mogłam się teraz chodź trochę swobodniej poruszać, ale nadal za mną chodzili. Śledzili. Pilnowali. Oh, to było takie uciążliwe i okropne. W końcu postanowiłam ,że nie będę jakoś często wychodzić z pokoju. Nastał kolejny dzień. Nienawidziłam szczerze wstawania rano , by zjeść śniadanie i zostać znów jakimś doświadczeniem. Czy tak będzie wyglądać każdy mój poranek? Jednak o dziwo, dzisiaj nie weszli do mojego lekarze, tylko ta kobieta. Przewodnicząca temu wszystkiemu. Siedziałam na łóżku i spojrzałam na nią wrogo, spode łba.
-Proszę. Jak tam lekarze się sprawują. Słyszałam o twoim pierwszym wybryku. Pozbawiłaś mnie jednego z lepszych doktorów-powiedziała ozięble
-Było ich nie przydzielać do mnie-warknęłam wkurzona
Kobieta podeszła do mnie i postawiła tacę z jedzeniem na szafce obok. Przystanęła tuż przede mną i przyjrzała mi się uważnie.
-Przez ciebie , znów mamy problemy z 494-oskarżyła mnie.
Spojrzałam na nią obojętnie, w tej samej chwili orientując się, że ona cały czas mówi o Alec'u. No tak Ben i Alec mówili mi o tym wszystkim.
-Nie przeze mnie. Sami go takim zrobiliście-mruknęłam
Spuściłam wzrok, ale jednak zaraz podniosłam się niechętnie z łóżka. Naciągnęłam bluzkę, bardziej na brzuch bo w nocy trochę się podciągnęła. Brzuch był znów większy niż dwa miesiące temu. Kobieta zapatrzyła się na mnie gdy podeszłam do szafy. Odwróciłam się do niej i w tej samej chwili naszła mnie myśl.
-Chcę wyjść na dwór -zażądałam
-Nie możesz. Nie ufam Ci-prychnęła oburzona
-Nie będę siedzieć w tym pokoju do końca swojego życia! Jeśli mam być spokojniejsza i nie pozbyć się paru z twoich ludzi , wypuść mnie chodź na dwór !-warknęłam
Zmierzyłyśmy się uważnie obie, a ona zaraz wyszła z mojego pokoju. Nie wiem czy będę mogła wyjść czy nie. Eh. Czy w ogóle coś wskórałam? Też tego nie wiem. Rozejrzałam się po pokoju i otworzyłam szafę. Zasłoniłam się drzwiami tak by móc się przebrać. Gdy skończyłam wzięłam swoje śniadanie i zaczęłam je jeść. Nie mogłam wybrzydzać musiałam w końcu jakoś się odżywiać, żeby moje dziecko mogło dobrze się rozwijać. Tak , śniadania miałam zróżnicowane, ale jednak dwie rzeczy pozostawały takie same. Codziennie do śniadania, dostawałam dziwaczne witaminy czy coś. Ogółem jakieś leki i krew do picia. Tak mała jest mieszanką kotołaka, więc potrzebowała poniekąd krwi, tak samo jak ja. Usiadłam niechętnie na łóżku, zrezygnowana i zaczęłam rozmyślać, czekając na lekarzy. O dziwo po dwóch godzinach nie zjawili się. Usłyszałam jak z budynku wyszli inni. Wyjrzałam przez okno i dostrzegłam w tłumie Alec'a. W tej samej też chwili usłyszałam jak do mojego pokoju otworzyły się drzwi. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam lekarza, oraz dwóch goryli.
-Czego?!-warknęłam
-Masz, szczęście. Szefowa, obiecała Ci wychodzenie stąd raz na trzy dni-mruknął lekarz.
-A mogę teraz?-zapytałam znudzona.
Zmierzyłam go wzrokiem i sprawnie ominęłam idąc w jakąkolwiek stronę byle by na pole. Po 10 minutach chodzenia po korytarzach, doszliśmy do wyjścia. Wyszłam zadowolona z budynku i z uśmiechem na twarzy, poczułam pierwsze promienie słoneczne na swojej twarzy od długich, dwóch miesięcy. Wzięłam głęboki wdech , świeżego powietrza i postarałam się chodź trochę rozluźnić. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam , że wszystko było pilnie strzeżone i ogrodzone murami, czy też płotem. Tak dosłownie istne więzienie. Odsunęłam się od goryla,który już po chwili stanął za mną i poszłam gdzieś na jakąś ławeczkę na uboczu. Rosła tam trawa, a gdzieniegdzie były też kwiatki. Ale tylko tutaj, bo ogółem plac był przystosowany do ćwiczeń. Zerwałam jednego kwiatka i rozkoszując się światłem słonecznym, i świeżym powietrzem , wpatrywałam się w ćwiczenia ich wszystkich. Alec był gdzieś na końcu więc trochę trudno było mi go dostrzec, w tym tłumie mężczyzn. Mimo iż mam świetny wzrok.
(Alec?)
piątek, 10 października 2014
od Alec'a - C.D Katheriny
Podążyłem wzrokiem zaskoczony za ruchami Katheriny. Nie stałem jednak jak kołek, ponieważ po ułamku sekundy, gdy już się otrząsnąłem, postanowiłem pomóc. Zauważyłem kontem oka, jak jakiś facet do nas zmierza. Obezwładniłem go, pozbawiając broni. Upadł na klęczki, a ja uderzyłem go w głowę kolbą pistoletu.. Jak się okazało, na tyle mocno by jego serce już nigdy nie zabiło Koleś którego trzymała Kath nie odpowiadał, tylko uśmiechał się kpiąco. Dopiero po paru groźbach i martwych kolegach odzyskał głos. I postanowił uraczyć nas odpowiedzią.
- Manticore - wykrztusił. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego unosząc brew. Co z tego, że właśnie szło na nas dwóch uzbrojonych po zęby ludzi.
- To czemu wtedy pytaliście o Katherine? - spytałem cicho, ale zaraz musiałem ponownie walczyć. Przerzuciłem jednego przez ramię, a drugiemu złamałem nogę kopnięciem, po czym skręciłem kark. Chroniłem również Katherine, więc nie było mi łatwo.
- Kto Cię pytał?
- Kath, to dwie inne grupy - mruknąłem. Faceci z którymi aktualnie walczyłem byli całkiem nieźli, ale nie dawali mi rady (dwóch na jednego? no co za ludzie). Jednak kiedy odwróciłem się by zablokować cios jednego z nich.... moje ciało przeszedł impuls. Na tyle mocny, że nie mogłem się ruszyć, a po chwili moje nogi zmiękły i upadłem na zimny chodnik. Mięśnie niekontrolowanie spinały się. Wiecie jak wygląda ktoś porażony prądem, prawda? Ten paralizator spokojnie zabiłby człowieka. Miałem mroczki przed oczami, palce próbowały się czegoś schwytać, z gardła nie mógł wydobyć się nawet jęk.
- Alec! - usłyszałem i gość który użył przeciwko mnie swojej broni upadł koło. Odetchnąłem, leżąc już w normalniej pozycji. Nie czułem zupełnie nóg. No, mógłbym wstać na upartego, ale wątpliwe czy bym przeszedł chociaż parę metrów. Na moje nieszczęście w naszą stronę szło paru innych ludzi. Byłem strasznie śpiący. Tak chciało mi się spać.... Zamknąć oczy... Trochę się podniosłem, jednak ich było za dużo. Ja, mocno osłabiony i Katherina w ciąży... To musiało źle się skończyć. Pamiętam już tylko mocne uderzenie w głowę. Mimo wszystko, myślałem tylko czy Katherinie się nic nie stało. Ani jej, ani mojej małej córeczce. Nie może im się nic stać.
Obudziłem się w jakiejś sali. Nie poznawałem tego miejsca. Byłem przywZnów przesłuchanie? Mogli by wymyślić coś lepszego. Wtedy usłyszałem za ścianą oddech. Szybki, płytki. Oszalałe bicie serca. I drugie serce, bijące ciszej ale kilkanaście razy szybciej. Żyją.
- Nic Wam nie jest? - spytałem głośno, na tyle by mnie usłyszały.
- Alec?
- Tak - odetchnąłem, słysząc jej głos. Wtedy drzwi do pomieszczenia w którym się znajdowałem rozwarły się. Stanęła w nich kobieta około czterdziestki. Miała krótkie, blond włosy, trochę zmarszczek, raczej chuda i niska. W wizytowym czy tam biurowym stroju, odcienie bieli i błękitu. Podeszła do mnie. Nie sama, niedaleko niej było jeszcze paru gości którzy pewnie mieli mnie pilnować. Miło. Bardzo, cholernie, miło. Podeszła od tyłu i poczułem jak ostrym gestem zsuwa ze mnie kurtkę, po czym przejechała palcem po kodzie kreskowym. Już dawno go nie usuwałem (można, lecz to działa na dosyć krótko) i był już cały na wierzchu. Zatrzymała się dłużej na końcówce, w której były zawarte trzy ostatnie liczby: czyli mój numer. Wiedziała, że jestem X5, więc oszczędziła mi pytań.
- 494 - mruknęła cicho i odeszła - Pilnujcie go - i wyszła. Usłyszałem, jak wchodzi do Katheriny. Napiąłem wszystkie mięśnie, jeszcze nie do końca sprawne po potraktowaniu prądem. Nasłuchiwałem. Obcasy stukały o podłogę. Specjalnie umożliwili mi podsłuchiwanie.
- Jak się czujesz? - spytała tym oschłym głosem obca kobieta. Poważnie grała mi na nerwach i nie przewidywałem jej zbyt długiego życia.
- A co Cię to obchodzi.
- Obchodzi wiele. Nosisz w brzuchu dziecko jednego z naszych żołnierzy, a pech sprawił, że żadnego z potomków jakiegokolwiek X5 nie zdążyliśmy zbadać. Jesteście naszą szansą - powiedziała i opuściła pomieszczenie, by znów wejść do mojego.
Boże. Właśnie dzieje się to, czego się bałem najbardziej. Moje dziecko urodzi się i będzie wychowywać w Manticore. Sparaliżował mnie strach, gniew, smutek. Wszystko na raz. Spojrzałem swoimi lekko zaszklonymi, zielonymi oczami. Bardzo rzadko pozwalałem sobie aż na tak skrajne emocje. To był pierwszy raz od wielu, wielu lat kiedy moje oczy to szklanki.
- Nie zrobisz tego - szepnąłem. Podeszła. - Masz mnie. Czemu jej nie wypuścisz? Czemu ich nie wypuścisz? Po co Ci one?
- Tak jak myślałam. Z tobą zawsze były problemy. Chcesz znów wylądować w psychiatryku? Da się to zrobić, 494. - Być może Katherina to słyszała. Nie obchodziło mnie to. Chcę tylko, by przeżyły i zwiały jak najdalej z tego piekła.
- Wypuść je - warknąłem.
- Nie. To dziecko będzie idealnym materiałem na badania.
- Nie! - uniosłem się i jeden z jej goryli mocno mnie uderzył. Na tyle, bym razem z krzesełkiem runął na ziemię. Ale zostałem podniesiony wraz z krzesłem.
- To nie Twój wybór - powiedziała. Spojrzała na goryli - Do izolatki. Nie martw się, wypuścimy Cię z niej jak sobie tylko przypomnisz, gdzie Twoje miejsce. potem trafisz do swojego nowego oddziału i sprawdzimy co z tobą dalej robić. A ją - wskazała na ścianę, za którą była Katherina - do skrzydła szpitalnego, do pokoju.
*Dwa miesiące później*
Siedziałem w tej izolatce ponad miesiąc. Cechowała się tym, że byłem obserwowany dwa cztery na dobę i od nowa uczonym jak się zachować. Że mam podawać numer, nie imię. Że jestem nic nie wartym śmieciem, który został stworzony by zabijać i zostać zabitym. Kolejny miesiąc był dokładnie taki sam jak osiem lat temu. Musztry, treningi. Nie podpadałem nikomu i skupiałem się na zadaniach. Trudne do uczynienia, bo ciągle myślałem o mojej małej Katherinie. Co się z nią dzieje? Nie widziałem jej. Nie było mi dane jej widzieć ani razu, gdy lądowałem w skrzydle szpitalnym (co działo się co jakieś dwa tygodnie z powodu obrażeń, badania mieliśmy w tym samym skrzydle co mieszkaliśmy) zawsze byłem tak daleko od niej, jak tylko się dało. Może miała okno z widokiem na plac? Przynajmniej ona mnie by widziała. I wiedziała, że mi nic nie jest.
Nie mogłem się uśmiechać. Po prostu zapomniałem jak to się robi. Całe dnie, pomijając te wszystkie prania mózgu, lekcje, musztry, treningi i badania siedziałem w pokoju. Próbowali mnie złamać, ale drugi raz się nie dam. Nie. Co prawda ta szefowa wymyślała coraz nowsze sposoby. Podporządkowywałem się, ale nie udało im się do końca tego zrobić.
( Katherina?)
- 494 - mruknęła cicho i odeszła - Pilnujcie go - i wyszła. Usłyszałem, jak wchodzi do Katheriny. Napiąłem wszystkie mięśnie, jeszcze nie do końca sprawne po potraktowaniu prądem. Nasłuchiwałem. Obcasy stukały o podłogę. Specjalnie umożliwili mi podsłuchiwanie.
- Jak się czujesz? - spytała tym oschłym głosem obca kobieta. Poważnie grała mi na nerwach i nie przewidywałem jej zbyt długiego życia.
- A co Cię to obchodzi.
- Obchodzi wiele. Nosisz w brzuchu dziecko jednego z naszych żołnierzy, a pech sprawił, że żadnego z potomków jakiegokolwiek X5 nie zdążyliśmy zbadać. Jesteście naszą szansą - powiedziała i opuściła pomieszczenie, by znów wejść do mojego.
Boże. Właśnie dzieje się to, czego się bałem najbardziej. Moje dziecko urodzi się i będzie wychowywać w Manticore. Sparaliżował mnie strach, gniew, smutek. Wszystko na raz. Spojrzałem swoimi lekko zaszklonymi, zielonymi oczami. Bardzo rzadko pozwalałem sobie aż na tak skrajne emocje. To był pierwszy raz od wielu, wielu lat kiedy moje oczy to szklanki.
- Nie zrobisz tego - szepnąłem. Podeszła. - Masz mnie. Czemu jej nie wypuścisz? Czemu ich nie wypuścisz? Po co Ci one?
- Tak jak myślałam. Z tobą zawsze były problemy. Chcesz znów wylądować w psychiatryku? Da się to zrobić, 494. - Być może Katherina to słyszała. Nie obchodziło mnie to. Chcę tylko, by przeżyły i zwiały jak najdalej z tego piekła.
- Wypuść je - warknąłem.
- Nie. To dziecko będzie idealnym materiałem na badania.
- Nie! - uniosłem się i jeden z jej goryli mocno mnie uderzył. Na tyle, bym razem z krzesełkiem runął na ziemię. Ale zostałem podniesiony wraz z krzesłem.
- To nie Twój wybór - powiedziała. Spojrzała na goryli - Do izolatki. Nie martw się, wypuścimy Cię z niej jak sobie tylko przypomnisz, gdzie Twoje miejsce. potem trafisz do swojego nowego oddziału i sprawdzimy co z tobą dalej robić. A ją - wskazała na ścianę, za którą była Katherina - do skrzydła szpitalnego, do pokoju.
*Dwa miesiące później*
Siedziałem w tej izolatce ponad miesiąc. Cechowała się tym, że byłem obserwowany dwa cztery na dobę i od nowa uczonym jak się zachować. Że mam podawać numer, nie imię. Że jestem nic nie wartym śmieciem, który został stworzony by zabijać i zostać zabitym. Kolejny miesiąc był dokładnie taki sam jak osiem lat temu. Musztry, treningi. Nie podpadałem nikomu i skupiałem się na zadaniach. Trudne do uczynienia, bo ciągle myślałem o mojej małej Katherinie. Co się z nią dzieje? Nie widziałem jej. Nie było mi dane jej widzieć ani razu, gdy lądowałem w skrzydle szpitalnym (co działo się co jakieś dwa tygodnie z powodu obrażeń, badania mieliśmy w tym samym skrzydle co mieszkaliśmy) zawsze byłem tak daleko od niej, jak tylko się dało. Może miała okno z widokiem na plac? Przynajmniej ona mnie by widziała. I wiedziała, że mi nic nie jest.
Nie mogłem się uśmiechać. Po prostu zapomniałem jak to się robi. Całe dnie, pomijając te wszystkie prania mózgu, lekcje, musztry, treningi i badania siedziałem w pokoju. Próbowali mnie złamać, ale drugi raz się nie dam. Nie. Co prawda ta szefowa wymyślała coraz nowsze sposoby. Podporządkowywałem się, ale nie udało im się do końca tego zrobić.
( Katherina?)
od Katheriny - C.D Alec'a
Uśmiechnęłam się delikatnie do Alec'a i podniosłam wzrok, kierując go na okno. Wyjrzałam przez nie, patrząc i widząc, że jest wspaniała pogoda. Podeszłam do Alec'a i ujęłam jego twarz, a następnie pocałowałam go w usta.
-Dziękuję, że przyszedłeś -odpowiedziałam- A może masz ochotę gdzieś wyjść?
Alec spojrzał mi w oczy i skinął delikatnie głową. Odwróciłam się i poszłam po kurtkę i buty, a zaraz wyszliśmy oboje z domu. Promienie słoneczne, od razu delikatnie mnie zaślepiły, do puki się do tego światła nie przyzwyczaiłam. Poszliśmy powolnym krokiem w stronę miasta. Oczywiście nie zapomniałam jednej bardzo ważnej rzeczy, którą od miesiąca brałam ze sobą. A konkretniej schowane parę sztyletów w ubraniu.
Odetchnęłam głęboko , gdy zbliżaliśmy się do miasta. Ostatnio to był rejon , moich zabójstw i innych rzeczy. Rozejrzałam się dookoła, wypatrując jakiegoś dziwnego zagrożenia. Ulga. Nie było nikogo podejrzanego, ale i tak pewnie potem ktoś się zjawi. Zerknęłam na Alec'a i poszliśmy w stronę parku.
-Chyba nigdy nie byliśmy na takiej prawdziwej randce, która jest dla wszystkich normalnych par-zaśmiałam się
-Ale my chyba nie jesteśmy normalni-dodał rozbawiony
Skinęłam głową z uśmiechem. Poszliśmy powoli przez park, gdzie w sumie było strasznie mało osób. Wszystko było w porządku, do czasu gdy znów nie zauważyłam czarnej furgonetki niedaleko. Przystanęłam i odwróciłam się na chwilę za siebie. Ktoś za nami szedł. Tyle , że tym razem było ich dwóch. O. Czyżbym wykończyła im ludzi czy coś. Spojrzałam znacząco na Alec'a i odwróciłam się niespodziewanie za siebie , przygwożdżając mężczyznę do drzewa. Wyciągnęłam szybkim ruchem sztylet zza paska i przystawiłam mu do gardła.
-No ostatnio nie miałam okazji, zapytać się twoich koleżków. Kto was nasłał !-warknęłam przez zęby
(Alec?)
-Dziękuję, że przyszedłeś -odpowiedziałam- A może masz ochotę gdzieś wyjść?
Alec spojrzał mi w oczy i skinął delikatnie głową. Odwróciłam się i poszłam po kurtkę i buty, a zaraz wyszliśmy oboje z domu. Promienie słoneczne, od razu delikatnie mnie zaślepiły, do puki się do tego światła nie przyzwyczaiłam. Poszliśmy powolnym krokiem w stronę miasta. Oczywiście nie zapomniałam jednej bardzo ważnej rzeczy, którą od miesiąca brałam ze sobą. A konkretniej schowane parę sztyletów w ubraniu.
Odetchnęłam głęboko , gdy zbliżaliśmy się do miasta. Ostatnio to był rejon , moich zabójstw i innych rzeczy. Rozejrzałam się dookoła, wypatrując jakiegoś dziwnego zagrożenia. Ulga. Nie było nikogo podejrzanego, ale i tak pewnie potem ktoś się zjawi. Zerknęłam na Alec'a i poszliśmy w stronę parku.
-Chyba nigdy nie byliśmy na takiej prawdziwej randce, która jest dla wszystkich normalnych par-zaśmiałam się
-Ale my chyba nie jesteśmy normalni-dodał rozbawiony
Skinęłam głową z uśmiechem. Poszliśmy powoli przez park, gdzie w sumie było strasznie mało osób. Wszystko było w porządku, do czasu gdy znów nie zauważyłam czarnej furgonetki niedaleko. Przystanęłam i odwróciłam się na chwilę za siebie. Ktoś za nami szedł. Tyle , że tym razem było ich dwóch. O. Czyżbym wykończyła im ludzi czy coś. Spojrzałam znacząco na Alec'a i odwróciłam się niespodziewanie za siebie , przygwożdżając mężczyznę do drzewa. Wyciągnęłam szybkim ruchem sztylet zza paska i przystawiłam mu do gardła.
-No ostatnio nie miałam okazji, zapytać się twoich koleżków. Kto was nasłał !-warknęłam przez zęby
(Alec?)
od Romeo - C.D Juliette
Mogę być oazą spokoju, ale nie wtedy, kiedy ktoś włamuje się do mojej głowy. "Zablokowałem" do niej dostęp. Ot taka umiejętność, której nauczyła mnie przyjaciółka. Przydatna. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się, zagradzając jej drogę.
- Cóż to za łowca, który nie umie sam demona wygonić? Nawet ja to potrafię, choć sam nim jestem - powiedziałem kpiąco.
- Przesuń się.
- Nie. Zostajesz tutaj - powiedziałem. Ou, zostaje tutaj choćbym musiał ją tutaj zatrzymać siłą. Nie pozwolę, by znów doszło do identycznej sytuacji, naprawdę mi się znudziło powstrzymywania kogoś by mnie nie zabił. Nieznajoma chciała mnie ominąć, jednak ponownie przygwoździłem ją do ściany. - Powiedziałem Ci coś, uparciuchu.
(Julietta? Króciutkie, wiem)
- Cóż to za łowca, który nie umie sam demona wygonić? Nawet ja to potrafię, choć sam nim jestem - powiedziałem kpiąco.
- Przesuń się.
- Nie. Zostajesz tutaj - powiedziałem. Ou, zostaje tutaj choćbym musiał ją tutaj zatrzymać siłą. Nie pozwolę, by znów doszło do identycznej sytuacji, naprawdę mi się znudziło powstrzymywania kogoś by mnie nie zabił. Nieznajoma chciała mnie ominąć, jednak ponownie przygwoździłem ją do ściany. - Powiedziałem Ci coś, uparciuchu.
(Julietta? Króciutkie, wiem)
od Julietty - C.D Romeo
- Mogę się z tobą przespać, ale nie na pierwszej randce-zaśmiałam się
- Co ty powiedziałaś?! Czy bezczelnie włamałaś się do mojej głowy?- powiedział dosyć zdenerwowany
- Nie używa bym tutaj słowa bezczelnie, może jednak łatwo, bez przeszkód, jak po maśle.Mam jeszcze wiele innych zalet.-zaśmiałam się
- Chyba raczej wad.
- Wad też mam wiele -powiedziałam obojętnie, próbując wyjść z ciemnej uliczki, ale krótka chwila, a on już mi to uniemożliwia.
- Gdzie się wybierasz?- zapytał mierząc mnie wzrokiem
- Idę sprawić sobie więcej gadżetów, więcej lepszych gadżetów żeby cię zabić.-powiedziałam i usłyszałam tylko jego śmiech-Możesz mnie lekceważyć, ale chyba mnie nie doceniasz.
- Wzajemnie. -odparł niewzruszony-Kim więc jesteś?
- Wampirem mającym ogromne problemy z ego którego nie potrafi poskromić- mrugnęłam do niego.- A teraz drogi panie idę poszukać dla ciebie egzorcysty- zaśmiałam się
(?)
- Co ty powiedziałaś?! Czy bezczelnie włamałaś się do mojej głowy?- powiedział dosyć zdenerwowany
- Nie używa bym tutaj słowa bezczelnie, może jednak łatwo, bez przeszkód, jak po maśle.Mam jeszcze wiele innych zalet.-zaśmiałam się
- Chyba raczej wad.
- Wad też mam wiele -powiedziałam obojętnie, próbując wyjść z ciemnej uliczki, ale krótka chwila, a on już mi to uniemożliwia.
- Gdzie się wybierasz?- zapytał mierząc mnie wzrokiem
- Idę sprawić sobie więcej gadżetów, więcej lepszych gadżetów żeby cię zabić.-powiedziałam i usłyszałam tylko jego śmiech-Możesz mnie lekceważyć, ale chyba mnie nie doceniasz.
- Wzajemnie. -odparł niewzruszony-Kim więc jesteś?
- Wampirem mającym ogromne problemy z ego którego nie potrafi poskromić- mrugnęłam do niego.- A teraz drogi panie idę poszukać dla ciebie egzorcysty- zaśmiałam się
(?)
od Alec'a - C.D Katheriny
Jeszcze raz powie ktoś, że nie jestem do końca ojcem tego dziecka, to nie ręczę za siebie. Na prawdę.... Hmm, w co ja się wpakowałem? Nie ważne. Muszę pociągnąć to do końca. Może kiedyś to wszystko się ułoży.
- Skoro nie zabraniasz, to czemu ciągle bredzisz o tym ojcostwie? Robisz to za każdym razem, jakbym o tym nie wiedział. Poza tym... przecież go tu nie ma. Odpuścił - by jakoś rozluźnić atmosferę, zacząłem żartować. Jak zawsze - Nie widzę go tu jeszcze. Może jest pod łóżkiem? A w szafie? Sprawdzałaś szafę? - spytałem, rozglądając się teatralnym gestem. Mimowolnie parsknęła śmiechem. Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Nie byłem kimś, kto się czymś zbytnio przejmuje. Żyje się raz, trzeba dużo się śmiać i korzystać z wszystkiego co daje los. Brzmi beznadziejnie i oklepanie, ale to prawda. Mi łatwo było wszystko zrozumieć, zupełnie nie przejmowałem się problemami. Znaczy przejmowałem się, ale tego nie okazywałem, wolałem świecić szczęściem. Mi jest trudno, jej też, ktoś musi sprawiać wrażenie silnego i podtrzymywać na duszy drugiego, prawda?
(Katherina?)
- Skoro nie zabraniasz, to czemu ciągle bredzisz o tym ojcostwie? Robisz to za każdym razem, jakbym o tym nie wiedział. Poza tym... przecież go tu nie ma. Odpuścił - by jakoś rozluźnić atmosferę, zacząłem żartować. Jak zawsze - Nie widzę go tu jeszcze. Może jest pod łóżkiem? A w szafie? Sprawdzałaś szafę? - spytałem, rozglądając się teatralnym gestem. Mimowolnie parsknęła śmiechem. Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Nie byłem kimś, kto się czymś zbytnio przejmuje. Żyje się raz, trzeba dużo się śmiać i korzystać z wszystkiego co daje los. Brzmi beznadziejnie i oklepanie, ale to prawda. Mi łatwo było wszystko zrozumieć, zupełnie nie przejmowałem się problemami. Znaczy przejmowałem się, ale tego nie okazywałem, wolałem świecić szczęściem. Mi jest trudno, jej też, ktoś musi sprawiać wrażenie silnego i podtrzymywać na duszy drugiego, prawda?
(Katherina?)
od Romeo - C.D Juliette
Zdecydowanie uwielbiam silne kobiety. Nieznajoma właśnie taka była i pewnie bym się nią zainteresował w wiadomym sensie, jednak aktualnie nie miałem najmniejszej ochoty na randki. Jednak pobawić się trochę mogę, prawda? Zabawić w kotka i myszkę?
Starcie dwóch największych drapieżników. Drogi demonów i wampirów co prawda rzadko się krzyżowały. My nie pijemy krwi, więc konkurencją nie jesteśmy, ale to co płynie w naszych żyłach sprawia, że krwiopijcy chcą nam się dobrać do szyi. Większość nie ryzykuje: demony to groźni przeciwnicy, dla paru uzależniających łyków nie warto ryzykować. Słusznie. Z kolei my nie mieszamy się do ich spraw, bo po co? Tak oto dwie najbardziej wpływowe rasy żyją z sobą w względnym spokoju. Czasem jest on zaburzany, przez takich osobników jak właśnie pani na przeciwko. Byłem niemal pewny, że nie obrała mnie za cel przypadkiem. Być może sprawa cennej krwi, być może ktoś już sobie zaciera ręce na moją głowę na srebrnym półmisku. Przyjrzałem jej się pilnym wzrokiem, a gdy zadała mi pytanie wysoko uniosłem brew. Chyba role jej się pomyliły.
- Ja tutaj zadaję pytania, mała - powiedziałem. - Bardzo mnie ciekawi kim jesteś i dlaczego postanowiłaś mnie... - spojrzałem na nóż - podźgać i wysłać do piekła. Nie wierzę w tą bajkę "bo tak". Jak koleś jest przystojny, to się z nim śpi a nie próbuje zabić.
(Juliette?)
Starcie dwóch największych drapieżników. Drogi demonów i wampirów co prawda rzadko się krzyżowały. My nie pijemy krwi, więc konkurencją nie jesteśmy, ale to co płynie w naszych żyłach sprawia, że krwiopijcy chcą nam się dobrać do szyi. Większość nie ryzykuje: demony to groźni przeciwnicy, dla paru uzależniających łyków nie warto ryzykować. Słusznie. Z kolei my nie mieszamy się do ich spraw, bo po co? Tak oto dwie najbardziej wpływowe rasy żyją z sobą w względnym spokoju. Czasem jest on zaburzany, przez takich osobników jak właśnie pani na przeciwko. Byłem niemal pewny, że nie obrała mnie za cel przypadkiem. Być może sprawa cennej krwi, być może ktoś już sobie zaciera ręce na moją głowę na srebrnym półmisku. Przyjrzałem jej się pilnym wzrokiem, a gdy zadała mi pytanie wysoko uniosłem brew. Chyba role jej się pomyliły.
- Ja tutaj zadaję pytania, mała - powiedziałem. - Bardzo mnie ciekawi kim jesteś i dlaczego postanowiłaś mnie... - spojrzałem na nóż - podźgać i wysłać do piekła. Nie wierzę w tą bajkę "bo tak". Jak koleś jest przystojny, to się z nim śpi a nie próbuje zabić.
(Juliette?)
od Juliette - C.D Romeo
-A może, jestem twoją psychofanką ? - powiedziałam rozmasowując swoje obolałe nadgarstki.On tylko głośno się zaśmiał.
-A ja po prostu chcę tymi nożami odciąć ci garść włosów aby mieć jakiś kontakt z tobą? -uniosłam na niego wzrok.
-Tak, oczywiście nożem zanurzonym w wodzie święconej.- zmierzył mnie wzrokiem.Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, a wewnątrz mieściłam w sobie zrezygnowanie.
-No dobra. Nie owijajmy w bawełnę...-powiedziałam przewracając oczami i przycisnęłam go do ściany z takim uderzeniem, aż po ścianie powędrowało pęknięcie.
-Twarda jesteś.-stwierdził z uśmiechem-Ale ja jestem twardy i boski- powiedział przyciskając mnie do ściany.
-Okej.Z tobą w ten sposób nie będę się bawić- westchnęłam z ironią.
-A więc? Grzecznie mi powiesz?
-Jasne.-po mojej odpowiedzi rozluźnił chwyt, a ja wyciągnęłam z jego kieszeni buteleczkę whisky, też lubię wypić.Próbował mi ją zabrać kiedy ją opróżniałam, ale powstrzymałam go ręką.
-proszę.-powiedziałam wręczając mu pustą już butelkę.
-Smakowało?-zmierzył mnie wzrokiem
-Od ciebie? Oczywiście.-zaśmiałam się
-Dobra, koniec tych czułości.Mów dlaczego mnie śledziłaś.
-Rozumiem, że wersja o psychopatce odpada? -spojrzałam na niego, ale nie musiałam uzyskiwać odpowiedzi, jego wyraz twarzy mówił wszystko.-Okej.Więc jaram się zabijaniem innych robię to kiedy mi się nudzi - powiedziałam oglądając swoje paznokcie- Szczególnie lubię zabijać takich jak ty. No i szczególnie takich przystojnych.-zaśmiałam się- A kim jestem.To już pewnie mniej cie obchodzi...-Skrzyżowałam ręce i oparłam się o ścianę- A ty? teraz twoja kolej i proszę bez przekrętów.
(?)
-A ja po prostu chcę tymi nożami odciąć ci garść włosów aby mieć jakiś kontakt z tobą? -uniosłam na niego wzrok.
-Tak, oczywiście nożem zanurzonym w wodzie święconej.- zmierzył mnie wzrokiem.Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek, a wewnątrz mieściłam w sobie zrezygnowanie.
-No dobra. Nie owijajmy w bawełnę...-powiedziałam przewracając oczami i przycisnęłam go do ściany z takim uderzeniem, aż po ścianie powędrowało pęknięcie.
-Twarda jesteś.-stwierdził z uśmiechem-Ale ja jestem twardy i boski- powiedział przyciskając mnie do ściany.
-Okej.Z tobą w ten sposób nie będę się bawić- westchnęłam z ironią.
-A więc? Grzecznie mi powiesz?
-Jasne.-po mojej odpowiedzi rozluźnił chwyt, a ja wyciągnęłam z jego kieszeni buteleczkę whisky, też lubię wypić.Próbował mi ją zabrać kiedy ją opróżniałam, ale powstrzymałam go ręką.
-proszę.-powiedziałam wręczając mu pustą już butelkę.
-Smakowało?-zmierzył mnie wzrokiem
-Od ciebie? Oczywiście.-zaśmiałam się
-Dobra, koniec tych czułości.Mów dlaczego mnie śledziłaś.
-Rozumiem, że wersja o psychopatce odpada? -spojrzałam na niego, ale nie musiałam uzyskiwać odpowiedzi, jego wyraz twarzy mówił wszystko.-Okej.Więc jaram się zabijaniem innych robię to kiedy mi się nudzi - powiedziałam oglądając swoje paznokcie- Szczególnie lubię zabijać takich jak ty. No i szczególnie takich przystojnych.-zaśmiałam się- A kim jestem.To już pewnie mniej cie obchodzi...-Skrzyżowałam ręce i oparłam się o ścianę- A ty? teraz twoja kolej i proszę bez przekrętów.
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Ona znów to robi. Ja jestem winy, a ona czysta jak łza! Akurat w tej historii, ja jestem tym poszkodowanym. Przypominam, że żyłem sobie spokojnie, dopóki nie zostałem zaatakowany przez niewiadomego sprawce (już wiemy czemu tamten łowca mnie wysłał na to polowanie, chciał uratować sobie tyłek), nie straciłem panowania nad ciałem, a wtedy ona się bezczelnie zabawiała z Alecem. I jeszcze teraz mówi mi prosto w oczy, że mam ją nie oskarżać... Eh. Katherina to naprawdę irytujące stworzenie. Zmieniła się również bardzo. Cały czas mi zawraca głowę, jakby chciała ze mnie i przy okazji z tego drugiego uczynić latające za nią pieski z wywieszonym językiem, które robią wszystko by ją odzyskać. Przelicza się. Nie będę tego robić. Wolę wrócić do dawnego tanu rzeczy, jeszcze sprzed poznaniem Katheriny. I zamierzam to zrobić. To jest ucieczka? Nie. To powrót do wolności.
Nie zareagowałem jakoś specjalnie na jej dotyk. Przyglądałem jej się, starając opanować niespokojne serce. Lecz kiedy jej usta musnęły moje... Chciałem ją przyciągnąć do siebie, jednak nie mogłem. Chciałem oddać pocałunek, nie mogłem. Sparaliżowało mnie. To dobrze. Nigdy sobie bym nie wybaczył, gdybym teraz tak po prostu to zrobił. Szybko zniknęła. Wzruszyłem obojętnie ramionami i sam odszedłem, kierując się prosto do motelu w którym mieszkałem.
Nie zareagowałem jakoś specjalnie na jej dotyk. Przyglądałem jej się, starając opanować niespokojne serce. Lecz kiedy jej usta musnęły moje... Chciałem ją przyciągnąć do siebie, jednak nie mogłem. Chciałem oddać pocałunek, nie mogłem. Sparaliżowało mnie. To dobrze. Nigdy sobie bym nie wybaczył, gdybym teraz tak po prostu to zrobił. Szybko zniknęła. Wzruszyłem obojętnie ramionami i sam odszedłem, kierując się prosto do motelu w którym mieszkałem.
od Katheriny - C.D Romeo
Spojrzałam za nim zdziwiona. Jeszcze tak chwilę stałam pod tą ścianą, ale jednak zastanawiałam się czy czegoś nie zrobić. Poszłam za nim i znów zatrzymał się w dość ustronnym miejscu.
-Nie wierzę Ci! Nie sądzę, że nie chcesz wiedzieć o moich uczuciach do ciebie-mruknęłam-To ciebie pierwszego poznałam, a później był Alec'a. Okłamujesz samego siebie i jeszcze mnie. Ciągle nienawidzisz mnie dla tego, że sypiałam z Alec'em? Poniekąd i z tobą, skoro byłeś w jego głowie. A nie przyszło Ci do głowy, że ja też ucierpiałam na tym wszystkim? Naprawdę nie przyszło?! -warknęłam-Nie planowałam tego, że zakocham się w was obu. I mimo tego, że w tej chwili obaj poniekąd mnie wkurzacie, to nie potrafię tak po prostu odejść....... Od tamtego razu, śniliście się mi obaj. Przez miesiąc nie widziałam każdego z was, a starałam się o was zapominać gdy zabijałam tych , który chcą mnie zabić. Właśnie...........skoro mnie nienawidzisz i nie potrafisz na mnie patrzeć...to czemu mi pomogłeś tego dnia w barze? -dodałam podniosłam na niego wzrok i popatrzyłam mu w oczy. Zbliżyłam się na krok.
-Nie chcesz mnie widzieć? W porządku, już nigdy nie zobaczysz mnie na żywe oczy, skoro tak bardzo tego chcesz. Mogę być dla ciebie tylko szarą mgłą ,którą zepchniesz w głębiny swojego umysłu. A ja nie zapomnę, co razem przeżyliśmy, a co potem przeżyłam z Alec'em. -mruknęłam
Podeszłam jeszcze do niego bliżej i ujęłam jego twarz w swoje dłonie. Romeo bacznie mi się przyglądał, a ja musnęłam jego usta. Czułam, że ledwie co powstrzymywał się by nie ponowić pocałunku. Odsunęłam się od niego i znów spojrzałam mu w oczy.
-Tak więc żegnaj -odpowiedziałam, starając ukryć się emocje i zaraz z prędkością kotołaka zniknęłam mu z oczu. Zaszyłam się w głąb miasta i najlepiej poszłam się czegoś napić. Nie zrobię tym krzywdy małej, już zdołałam się o tym przekonać. Usiadłam przy barku i zamówiłam to co najbardziej lubię. Burbon. Tak nie ma to jak świetny alkohol po głupich i dziwnych dniach , wybrykach. Zwłaszcza tych moich. Nie wiem co już mam myśleć o niektórych sytuacjach. Czy ja jestem jakaś porąbana , że to zrobiłam?! Tak najwidoczniej tak, ale ryzyko to mój konik. Nie mam nic przeciwko ryzyku. Zawsze je lubiłam
(Romeo?)
-Nie wierzę Ci! Nie sądzę, że nie chcesz wiedzieć o moich uczuciach do ciebie-mruknęłam-To ciebie pierwszego poznałam, a później był Alec'a. Okłamujesz samego siebie i jeszcze mnie. Ciągle nienawidzisz mnie dla tego, że sypiałam z Alec'em? Poniekąd i z tobą, skoro byłeś w jego głowie. A nie przyszło Ci do głowy, że ja też ucierpiałam na tym wszystkim? Naprawdę nie przyszło?! -warknęłam-Nie planowałam tego, że zakocham się w was obu. I mimo tego, że w tej chwili obaj poniekąd mnie wkurzacie, to nie potrafię tak po prostu odejść....... Od tamtego razu, śniliście się mi obaj. Przez miesiąc nie widziałam każdego z was, a starałam się o was zapominać gdy zabijałam tych , który chcą mnie zabić. Właśnie...........skoro mnie nienawidzisz i nie potrafisz na mnie patrzeć...to czemu mi pomogłeś tego dnia w barze? -dodałam podniosłam na niego wzrok i popatrzyłam mu w oczy. Zbliżyłam się na krok.
-Nie chcesz mnie widzieć? W porządku, już nigdy nie zobaczysz mnie na żywe oczy, skoro tak bardzo tego chcesz. Mogę być dla ciebie tylko szarą mgłą ,którą zepchniesz w głębiny swojego umysłu. A ja nie zapomnę, co razem przeżyliśmy, a co potem przeżyłam z Alec'em. -mruknęłam
Podeszłam jeszcze do niego bliżej i ujęłam jego twarz w swoje dłonie. Romeo bacznie mi się przyglądał, a ja musnęłam jego usta. Czułam, że ledwie co powstrzymywał się by nie ponowić pocałunku. Odsunęłam się od niego i znów spojrzałam mu w oczy.
-Tak więc żegnaj -odpowiedziałam, starając ukryć się emocje i zaraz z prędkością kotołaka zniknęłam mu z oczu. Zaszyłam się w głąb miasta i najlepiej poszłam się czegoś napić. Nie zrobię tym krzywdy małej, już zdołałam się o tym przekonać. Usiadłam przy barku i zamówiłam to co najbardziej lubię. Burbon. Tak nie ma to jak świetny alkohol po głupich i dziwnych dniach , wybrykach. Zwłaszcza tych moich. Nie wiem co już mam myśleć o niektórych sytuacjach. Czy ja jestem jakaś porąbana , że to zrobiłam?! Tak najwidoczniej tak, ale ryzyko to mój konik. Nie mam nic przeciwko ryzyku. Zawsze je lubiłam
(Romeo?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)