Alec trafił do izolatki, ja do tego dziwacznego skrzydła szpitalnego. Miałam ochronę, oraz opiekę medyczną dwadzieścia cztery na dobre. Eh czułam się jak więzień. No w sumie co prawda nim byłam i to dosłownie. Nie mogłam jednak znieść tej myśli,że moje dziecko może być wykorzystywane do eksperymentów i badań. Kiedy to usłyszałam po prostu zamarłam, a po moim ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Nawet już po miesiącu spędzonym w tym miejscu, przestałam liczyć czas. Wiedziałam jednak i zdawałam sobie z tego sprawę, że już niedługo nadejdzie czas porodu. Codziennie przez te miesiące przychodzili do mnie lekarze, rozmawiali o czymś, sprawdzali jak mała się rozwija. A potem zostawiali po kilku godzinach badań i różnych takich. Denerwowało mnie to co chwila. Na początku nie dawałam się nawet im dotknąć, co sprawiło iż jeden lekarz został zabity,a kolejny miał parę kości połamanych. Niestety później to się stało rutyną. Nie mogłam już się tak przemęczać, bo to mogło mieć zły wpływ na małą. Gdy lekarze mnie opuszczali, zostawałam sama w tym zapchlonym pokoju i wyglądałam przez okno na plac. Codziennie,aż do pewnego czasu nie zobaczyłam tam Alec'a. Byłam szczęśliwa,że nic mu nie jest, ale też miałam ochotę ich wszystkich pozabijać , za to co nam robią. Miałam strasznie dużo małych ranek po ukłuciach na brzuchu i na rękach. Nienawidziłam igieł, mimo że nie odczuwałam zbytni bólu gdy mi je wbijali. Nie ufali mi praktycznie nigdy, dla tego zawsze musiał być jakiś mężczyzna by mnie przytrzymać. Nie pozwalali nigdzie wychodzić. Dopiero jakieś dwa dni temu, pozwolili mi wyjść z tego głupiego pokoju, tam gdzie wszystkich dokładniej leczyli. Głównie byli tam sami mężczyźni, którzy byli szczerze zaskoczeni moim widokiem. Mogłam się teraz chodź trochę swobodniej poruszać, ale nadal za mną chodzili. Śledzili. Pilnowali. Oh, to było takie uciążliwe i okropne. W końcu postanowiłam ,że nie będę jakoś często wychodzić z pokoju. Nastał kolejny dzień. Nienawidziłam szczerze wstawania rano , by zjeść śniadanie i zostać znów jakimś doświadczeniem. Czy tak będzie wyglądać każdy mój poranek? Jednak o dziwo, dzisiaj nie weszli do mojego lekarze, tylko ta kobieta. Przewodnicząca temu wszystkiemu. Siedziałam na łóżku i spojrzałam na nią wrogo, spode łba.
-Proszę. Jak tam lekarze się sprawują. Słyszałam o twoim pierwszym wybryku. Pozbawiłaś mnie jednego z lepszych doktorów-powiedziała ozięble
-Było ich nie przydzielać do mnie-warknęłam wkurzona
Kobieta podeszła do mnie i postawiła tacę z jedzeniem na szafce obok. Przystanęła tuż przede mną i przyjrzała mi się uważnie.
-Przez ciebie , znów mamy problemy z 494-oskarżyła mnie.
Spojrzałam na nią obojętnie, w tej samej chwili orientując się, że ona cały czas mówi o Alec'u. No tak Ben i Alec mówili mi o tym wszystkim.
-Nie przeze mnie. Sami go takim zrobiliście-mruknęłam
Spuściłam wzrok, ale jednak zaraz podniosłam się niechętnie z łóżka. Naciągnęłam bluzkę, bardziej na brzuch bo w nocy trochę się podciągnęła. Brzuch był znów większy niż dwa miesiące temu. Kobieta zapatrzyła się na mnie gdy podeszłam do szafy. Odwróciłam się do niej i w tej samej chwili naszła mnie myśl.
-Chcę wyjść na dwór -zażądałam
-Nie możesz. Nie ufam Ci-prychnęła oburzona
-Nie będę siedzieć w tym pokoju do końca swojego życia! Jeśli mam być spokojniejsza i nie pozbyć się paru z twoich ludzi , wypuść mnie chodź na dwór !-warknęłam
Zmierzyłyśmy się uważnie obie, a ona zaraz wyszła z mojego pokoju. Nie wiem czy będę mogła wyjść czy nie. Eh. Czy w ogóle coś wskórałam? Też tego nie wiem. Rozejrzałam się po pokoju i otworzyłam szafę. Zasłoniłam się drzwiami tak by móc się przebrać. Gdy skończyłam wzięłam swoje śniadanie i zaczęłam je jeść. Nie mogłam wybrzydzać musiałam w końcu jakoś się odżywiać, żeby moje dziecko mogło dobrze się rozwijać. Tak , śniadania miałam zróżnicowane, ale jednak dwie rzeczy pozostawały takie same. Codziennie do śniadania, dostawałam dziwaczne witaminy czy coś. Ogółem jakieś leki i krew do picia. Tak mała jest mieszanką kotołaka, więc potrzebowała poniekąd krwi, tak samo jak ja. Usiadłam niechętnie na łóżku, zrezygnowana i zaczęłam rozmyślać, czekając na lekarzy. O dziwo po dwóch godzinach nie zjawili się. Usłyszałam jak z budynku wyszli inni. Wyjrzałam przez okno i dostrzegłam w tłumie Alec'a. W tej samej też chwili usłyszałam jak do mojego pokoju otworzyły się drzwi. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam lekarza, oraz dwóch goryli.
-Czego?!-warknęłam
-Masz, szczęście. Szefowa, obiecała Ci wychodzenie stąd raz na trzy dni-mruknął lekarz.
-A mogę teraz?-zapytałam znudzona.
Zmierzyłam go wzrokiem i sprawnie ominęłam idąc w jakąkolwiek stronę byle by na pole. Po 10 minutach chodzenia po korytarzach, doszliśmy do wyjścia. Wyszłam zadowolona z budynku i z uśmiechem na twarzy, poczułam pierwsze promienie słoneczne na swojej twarzy od długich, dwóch miesięcy. Wzięłam głęboki wdech , świeżego powietrza i postarałam się chodź trochę rozluźnić. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam , że wszystko było pilnie strzeżone i ogrodzone murami, czy też płotem. Tak dosłownie istne więzienie. Odsunęłam się od goryla,który już po chwili stanął za mną i poszłam gdzieś na jakąś ławeczkę na uboczu. Rosła tam trawa, a gdzieniegdzie były też kwiatki. Ale tylko tutaj, bo ogółem plac był przystosowany do ćwiczeń. Zerwałam jednego kwiatka i rozkoszując się światłem słonecznym, i świeżym powietrzem , wpatrywałam się w ćwiczenia ich wszystkich. Alec był gdzieś na końcu więc trochę trudno było mi go dostrzec, w tym tłumie mężczyzn. Mimo iż mam świetny wzrok.
(Alec?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz