Spojrzałam na niego z żalem i przysunęłam się do niego trochę bliżej. Pogładziłam go delikatnie po policzku, wpatrując się w jego oczy.
-Nie przepraszaj-odetchnęłam spokojnie.
Po chwili wahania, pocałowałam go delikatnie w usta, ale nie pozwoliłam by znów stracił swoją kontrolę.
-Byłbym Ci zrobił krzywdę -westchnął zrezygnowany.
-Alec nie obwiniaj się, spokojnie. Nic się nie stało-powiedziałam.
Przysunęłam się jeszcze bliżej i położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Wziął głęboki wdech, jakby czuł się trochę nieswojo czy tym bardziej czuł się zakłopotany.
-A co z nadgarstkami?-zapytał przejęty.
Zerknęłam na swoje nadgarstki, w sumie nie myślałam o nich, ale gdy na nie spojrzałam zauważyłam że mam je czerwone. Zaczęły piec i trochę boleć. Podniosłam zaraz wzrok na Alec'a i uśmiechnęłam się do niego czule.
-Nic. Jest wszystko w porządku z nimi-skłamałam z uśmiechem.
-Nie bolą ?-chciał się upewnić.
-Nie-odpowiedziałam pewnie i spokojnie.
-To dobrze-odetchnął z ulgą.
Już niedługo.............Już niedługo wyjeżdżamy z tych stanów i wracamy na naszą wyspę. Tam powinien być raczej normalny spokój. Leżeliśmy w milczeniu, a przez moją głowę toczyło się wiele myśli. Nie mogłam sobie tego dosłownie poukładać. Co się z nami działo?! Co się dzieje w ogóle z Alec'em?! Czemu nic nie mówi? Czemu to ukrywa? Zerkałam na niego od czasu do czasu milcząc. Zapytać się ? Powie co na prawdę się dzieje. Nie potrzebnie chyba w ogóle Ben ciągnął Alec'a za sobą do klubu. Cholera! A trzeba było go pilnować.
-Alec powiesz co się dzieje?-zapytałam spokojnie
(Alec?)
PS. Kiedy oni w ogóle wylatują?? xD
środa, 27 sierpnia 2014
od Romeo - C.D Katheriny
Jak to się w ogóle stało? Powiedzmy, że zwierzęca natura którą mi dostarczono wraz z przydatnymi umiejętnościami takimi jak wielka siła, wydostała się z klatki w której tkwiła odkąd wyszedłem z Manticore. A nawet tam, była częściowo tłumiona.
Dźwięk mojego imienia trochę mnie ocucił, jednak dopiero po paru chwilach doszły do mnie jej słowa. "To przestaje być fajne". Echo jej wypowiedzi roznosiło mi się po umyśle. Zorientowałem się w sytuacji. Możliwe, że jednak używam zbyt dużo siły. Hah, "możliwe". Jeszcze trochę a pogruchotałbym jej nadgarstki. Puściłem jej ręce i lekko się podparłem by na nią spojrzeć. Nie jestem jakimś neandertalczykiem, nie będę robić nic wbrew jej woli.
Nie zrobisz jej nigdy krzywdy, co? A teraz? - znów moja podświadomość się odezwała. A ja czułem, jak coś, zapewne ten dupkowaty demon próbuje się wyrwać. Jak mu tam? Romeo. Siadaj i milcz, skoro nie chcesz się wynosić z mojego ciała. Tylko, że naprawdę silnie próbował przejąć dowodzenie, bo czułem jakby rozrywał żywcem moje wnętrzności. Być może ból, być może wcześniej wspomniane słowa Kath pomogły mi odzyskać trzeźwe myślenie.
- Przestać? - spytałem cicho. Po chwili wahania, kiwnęła głową. Westchnąłem zamykając na chwilę oczy i wykorzystując strzępy swej samokontroli, udało mi się odsunąć i opaść koło niej. Przez kilka sekund leżałem tak bez ruchu, by zaraz odwrócić się w jej stronę. Moja psychika była w strzępach, widocznie rozszarpana przez ostatnie wydarzenia i tego... czegoś w mojej głowie.
Wypraszam sobie - warknął ten obcy głos.
Zignorowałem go.
Nigdy nie będzie mną. Nie przejmie nade mną kontroli. Szczególnie tak szczeniackim zagraniem jak niszczenie od środka.
Spojrzałem na nią, delikatnie kręcąc na jej brzuchu kółka kciukiem, nadal wystawiając na próbę swoją samokontrole, która najwidoczniej wyjechała na wakacje.
- Przepraszam - powiedziałem, a emocje powoli opadły, niczym po wielkiej bitwie kurz. A mnie zaatakowało sumienie.
(Katherina?)
od Katheriny - C.D Romeo
To wszystko mnie zszokowało. Jego powrót do domu, zachowanie...........jego wygląd. Czy coś się złego stało? I oczywiście jak zwykle nie mogę go zrozumieć. Pocałował mnie. Nagle znienacka, trochę zmuszając mnie bym to odwzajemniła, a zaraz jeszcze ostro przyciągnął do siebie. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej , chcąc odsunąć się od niego chociaż na krok. Nie mogłam. Byłam zbyt słaba ,a on mi nawet na to nie pozwalał. Po minucie odpuściłam. Nie ma co. Przecież ja z nim nie wygram. O dziwo dość spokojnie przeniosłam ręce na jego szyję.
-Alec....-mruknęłam przez pocałunki. Jednak wysłowić się , kompletnie nie miałam jak. Alec cały czas mnie całował, mocno przyciskając do siebie , a niekiedy błądząc rękami po moim ciele przy okazji ściskając je.
Dogadać. To się chyba z nim raczej nie dogadam. Jakoś w tej chwili czułam się dziwnie mają przy sobie ukochanego. Zachowywał się kompletnie...............kompletnie jak Ben?! Może nie do końca, ale było to bardzo zbliżone. W jednej chwili poczułam ,jak uderzam plecami o ścianę, do której przyszpilił mnie Alec.
Ponowił swoje zachłanne i ostre pocałunki, jednak po chwili zaczął schodzić w dół. Zjechał rękami na moje biodra i ściągnął mi szybkim ruchem koszulkę. Złapał mnie za pośladki i ścisnął je mocno, podnosząc do góry, a ja oplotłam swoje nogi na jego biodrach. Mimowolnie roześmiałam się trochę rozbawiona. Wiedziałam ,że teraz w tej chwili kochanie się było ryzykowne. Przy tym zwłaszcza , że Alec nie wiem....... obudziły się jego zmysły? Czy on w ogóle potrafi nad tym zapanować?! Moje rozmyślenia przerwał fakt, że w tej chwili znalazłam się na łóżku. Przejechałam rękami po jego plecach i sama mu ściągnęłam koszulkę. Alec nachylił się nade mną i ścisnął mocno moje nadgarstki, przyciskając mnie bardziej do łóżka. Czułam to, a raczej nie miałam żadnych wątpliwości co do tego , że Alec się nie powstrzymywał. Może to przez ten klub? Tak to na pewno przez ten klub..... Strasznie się zmienił zaraz po tym wszystkim. Próbowałam się jakoś poruszyć, ale Alec unieruchomił mnie i dalej przyciskał. Nie wiem czy mam się postarać jakoś to zaprzestać czy w ogóle oddać mu się jak zwykle, co wiązało się z ryzykiem. Mężczyzna całował moją szyję, ale jednak czułam, że coś jest nie tak.
-Alec, to przestaje być ......hm fajne?-wyszeptałam. Sama w sumie nie wiedziałam jakich słów użyć na to wszystko, pierwsze lepsze co mi przyszło do głowy, to powiedziałam. Jednak o dziwo on zignorował chyba mój głos, bo wrócił do namiętnego całowania moich ust. Heh, nie słuchał mnie no cóż ..... Trudno. Odwzajemniłam jego pocałunki i może trochę odgoniłam od siebie te wszystkie myśli.
(Alec?)
-Alec....-mruknęłam przez pocałunki. Jednak wysłowić się , kompletnie nie miałam jak. Alec cały czas mnie całował, mocno przyciskając do siebie , a niekiedy błądząc rękami po moim ciele przy okazji ściskając je.
Dogadać. To się chyba z nim raczej nie dogadam. Jakoś w tej chwili czułam się dziwnie mają przy sobie ukochanego. Zachowywał się kompletnie...............kompletnie jak Ben?! Może nie do końca, ale było to bardzo zbliżone. W jednej chwili poczułam ,jak uderzam plecami o ścianę, do której przyszpilił mnie Alec.
Ponowił swoje zachłanne i ostre pocałunki, jednak po chwili zaczął schodzić w dół. Zjechał rękami na moje biodra i ściągnął mi szybkim ruchem koszulkę. Złapał mnie za pośladki i ścisnął je mocno, podnosząc do góry, a ja oplotłam swoje nogi na jego biodrach. Mimowolnie roześmiałam się trochę rozbawiona. Wiedziałam ,że teraz w tej chwili kochanie się było ryzykowne. Przy tym zwłaszcza , że Alec nie wiem....... obudziły się jego zmysły? Czy on w ogóle potrafi nad tym zapanować?! Moje rozmyślenia przerwał fakt, że w tej chwili znalazłam się na łóżku. Przejechałam rękami po jego plecach i sama mu ściągnęłam koszulkę. Alec nachylił się nade mną i ścisnął mocno moje nadgarstki, przyciskając mnie bardziej do łóżka. Czułam to, a raczej nie miałam żadnych wątpliwości co do tego , że Alec się nie powstrzymywał. Może to przez ten klub? Tak to na pewno przez ten klub..... Strasznie się zmienił zaraz po tym wszystkim. Próbowałam się jakoś poruszyć, ale Alec unieruchomił mnie i dalej przyciskał. Nie wiem czy mam się postarać jakoś to zaprzestać czy w ogóle oddać mu się jak zwykle, co wiązało się z ryzykiem. Mężczyzna całował moją szyję, ale jednak czułam, że coś jest nie tak.
-Alec, to przestaje być ......hm fajne?-wyszeptałam. Sama w sumie nie wiedziałam jakich słów użyć na to wszystko, pierwsze lepsze co mi przyszło do głowy, to powiedziałam. Jednak o dziwo on zignorował chyba mój głos, bo wrócił do namiętnego całowania moich ust. Heh, nie słuchał mnie no cóż ..... Trudno. Odwzajemniłam jego pocałunki i może trochę odgoniłam od siebie te wszystkie myśli.
(Alec?)
Od Romeo - C.D Katheriny
Wszedłem do domu.
- Czy ten dzień, może być jeszcze bardziej pokręcony? - westchnąłem, po czym oznajmiłem, niezbyt zadowolony - Mam robotę
- Jaką?
- Ben mi powiedział, że jeden z mojego oddziału wpadł w pułapkę syreny - mruknąłem i upiłem łyka burbonu z gwinta. Wstała.
- Idę z tobą, ostatni raz jak poszedłeś sam, straciłeś pamięć.
- Raczej odzyskałem - upomniałem ją i wyszliśmy.
*Przed budynkiem*
Staliśmy przed klubem z dancingiem, gdzie aż się roiło od mężczyzn. Wchodziła też akurat pracownica, odziana jedynie w pończochy, naprawdę mini, skórzaną spódniczkę oraz stanik z ćwiekami. Została od razu wpuszczona. Kath już ruszyła do wejścia, ale zatrzymałem ją. Naprawdę myśli, że tam tak po prostu wejdzie?
- Nie wpuszczą Cię. Wpuszczają jedynie pracownice - wytłumaczyłem. Uniosła brew, ale zaraz skrzyżowała ręce na piersi.
- To jak mam tam wejść?
- Z tyłu jest casting. Biorą tylko najlepsze. Wezmą Cię przecież.
- Chyba żartujesz.
- Nie bądź taka skromna - zaśmiałem się, choć wiedziałem, że nie o to jej chodzi. Spojrzała na mnie rozwścieczona i poszła na tyły. Gdy przyszedł Ben, pomóc, weszliśmy do środka i rozdzieliliśmy się.
*Kilkanaście minut później*
W milczeniu obserwowałem tańczącą blondynkę, która wyraźnie wiedziała jak wykorzystać swe atuty. Rękami powoli, kusząco przejechała od żeber które opinał czerwony gorset, przez talię i biodra aż do swych ud. Ok, wiem. Nie powinienem tak ją "rozbierać wzrokiem" ruszając lekko głową w takt muzyki podczas gdy ona tańczyła aż tak blisko, niemal pomiędzy moimi rozchylonymi mocno nogami, ale przecież miałem się wtopić w tłum napalonych, pijących mężczyzn. I wtapiam się.
Podpierałem się dłonią o podłokietnik, bardzo ale to bardzo miękkiego fotela, w którym się niemal zapadałem. Byłem odchylony lekko do tyłu, a fotel był na tyle niski, żeby zapewnić idealny widok na tańczące panie, w tym wypadku Veronice. Wiem, że głowę miałem idealnie na wysokości jej ud, a dzięki lekko podniesionej głowy przez ów odchylenie do tyłu, miałem widok na pewne niezwykle interesujące partie jej ciała. Po chwili dziewczyna tańcząca do tej pory tyłem, odwróciła się do mnie, by kontynuować taniec. Przestałem się podpierać, obserwując ją i przegryzając wargę. A mimo wszystko, nie skupiałem się w stu procentach na ślicznej dziewczynie. Moje myśli ciągle uciekały do Katheriny. Dziewczynie wyraźnie się spodobałem, bo pozwalała sobie na bardzo intymny taniec, choć nie jestem pewien. To doskonałe aktorki.
Mimowolnie przeszedłem na tryb łowcy, skupiając całą swą uwagę na niej. Uwolniłem z swoich zębów wargę, przyglądając jej się niczym łowca swej następnej ofierze. Jeśli ja byłem wilkiem, to ona małą, bezbronną sarenką. Wyostrzony wzrok się nieźle przydawał, choć słuch lekko przeszkadzał. Dziewczyna przeczesała palcami włosy, prostując się. Ten ruch uwolnił jej zapach, który sprawił, że nieświadomie wbiłem palce w fotel, aż zbielały mi knykcie. Instynkt szalał, tak samo jak moje myśli. Miałem wielką ochotę doprowadzić ją do krzyku, jednak obie części świadomości miały na to inny plan. To była zdecydowanie zbyt niebezpieczna zabawa, gdyż przez chwilę, o zgrozo, zacząłem w pewnym sensie rozumieć Ben'a. Byliśmy łowcami. Drapieżnikami. Zabójcami... zamilcz. I to wszystko, przez jeden taniec?!
I wtedy przyszło ukojenie. Zauważyłem Katherine, która cudem się tu dostała. Mój mały kotek, szedł w naszym kierunku.
- Ok, wystarczy, mała - powiedziałem, jednocześnie łapiąc ją lekko za biodra. Przestała tańczyć. Nie była zbytnio zadowolona, spojrzała na mnie z lekkim grymasem. Puściłem jej biodra, ręce kładąc na kolanach.
- To nie koniec piosenki! - mruknęła, bawiąc się pasmem swych włosów.
- Wiesz, jesteś taka piękna - skomplementowałem ją, by tylko odeszła Grymas zszedł, a na jego miejsce wstąpił uśmiech. Również się uśmiechnąłem, swoim typowym, słodkim uśmiechem - Idź, zatańcz dla mojego brata, he? - powiedziałem miękko, wiedząc, że Ben mnie za to zabije. Albo wręcz przeciwnie. Nie ważne. Wyjąłem z portwela należytość za taniec dla mnie i dla Ben'a, po czym jej podałem. Wzieła pieniądze z uśmiechem, odwróciła się i odeszła machając biodrami. Spojrzałem na Katherine
- A więc tak szukasz tego zarażonego? - spytała zdenerwowana. Złapałem ją i jednym ruchem posadziłem sobie na kolanach, mimo, że się opierała mówiąc "hej, ej!" a jako, że jak już wspominałem, to odchylony do tyłu, strasznie miękki fotel, opadła mi na pierś. Uśmiechnąłem się do niej. Siedziała tak, oparta prawą łopatką o moje lewe ramię, mając nogi pod moją prawą ręką, którą delikatnie ją gładziłem.
- Muszę się wtopić w tłum, Katherina. Biały ma tu kogoś, jeśli nas pozna będzie po nas - powiedziałem, trzymając ją.
- Gdzie?
- Na drugiej.
Nie zrozumiała. Kiwnąłem głową "na drugą", gdzie siedział koleś przy stoliku. Mało go było widać, bo wszędzie byli albo napaleni zboczeńcy, albo tańczące "damy".
- Widzisz? Nie pije, nie ma dziewczyny, tylko obserwuje - wytłumaczyłem. Widzieliśmy, jak nachyla się nad nim jakaś kobieta, jednak jednym ruchem odprawił ją. To było oczywiste, że coś tu nie gra. Nagle na nas spojrzał, a my od razu odwróciliśmy wzrok. Spojrzałem na Katherine.
- Musimy coś wymyślić...
- Dlaczego wtedy zamiast załatwić tego gościa, gapiłeś się na tyłek jakiejś dziewczyny?
- Sądzę, że powinniśmy najpierw zająć się tym.
- Powiedz.
- A ty myśl.
- Myślę.
- Gadasz.
- I myślę.
- Wątpię - zripostowałem i oberwałem od Katheriny po głowie. Spojrzałem na nią zirytowany - Właśnie straciłaś napiwek.
I wtedy zobaczyłem, ów zarażonego X5. Był to nie przesadnie umięśniony blondyn, o bardzo mocnych i ostrych rysach. 479 siedział, rozmawiając z przyklejoną do niego dziewczyną. Syrena, było to widać, szczególnie gdy zaczęła go ciągnąć w stronę wyjścia. Wtedy też dostrzegłem kod na jego szyi.
- Znalazłem ich - mruknąłem i wstaliśmy. Ruszyliśmy do wyjścia, a ja wyjąłem sztylet. Robota poszła szybko, tylko, że 479 oberwał sztyletem. Patrzył na nas przestraszony, ale zaraz się rozluźnił widząc mnie.
- Cześć, 494 - mruknął, przeczesując palcami włosy.
- Kath, poznaj 497, 497 poznaj Kath.
- Możecie mi mówić John.
Chwilę rozmawialiśmy, jednak ja nie mogłem myśleć o tym wszystkim. Myślałem jedynie o celu, który sobie obrał mój instynkt.
Zdecydowanie zdolności łowieckie są niezwykle upierdliwe. Owszem, bardzo przydatne w tropieniu, ale jest pewien problem. Nie mogę wyrzucić sobie mojego celu z głowy, ciągle myślę tylko o tym, nie ma szans na uwolnienie się. Dlatego właśnie zrezygnowałem z tego trybu, ale zbyt długo nie używany zaczął świrować i bez mojej woli obrał sobie za cel blondi z klubu. Słysząc najmniejszy szmer odwracałem się mając niewiarygodnie silną potrzebę podążenia za nim. Mimowolnie szukałem jej zapachu wśród innych. Wyłapywałem jej twarz z tłumu. Nie, nie z pożądania jej ciała w kontekście seksualnym. Chciałem ją po prostu pozbawić życia. I to wszystko, przez jeden, głupi taniec.
Siedziałem dziś na swoim ulubionym fotelu w Kawalerce i oglądałem telewizję, wcześniej szwendałem się po mieście niczym bezpański kundel, trochę również porozmawiałem z Ben'em, który większość czasu spędził u Max.
- Alec? - spytała cicho Katherina.
- Muszę iść - odezwałem się, wstając i wychodząc. Szybko ją znalazłem, gdyż ona raczej nie ma powodu do maskowania swego zapachu. Nie wiedziałem co robiłem, podążałem za swym instynktem, który aktualnie przejął nade mną całkowicie kontrolę. Ten wieczór nie skończy się dobrze. Panie i panowie, strzeżcie się, gdyż własnie pachnąca różami blondi stanęła przede mną, odziana jedynie w niewiele zasłaniającą, czerwoną sukienkę. Podeszła blisko, na swoich niewiarygodnie wysokich obcasach. Miłe spotkanie w przytulnej, ciemnej uliczce, gdzie nikt nie usłyszy jej krzyku.
- Alec - wymruczała. Uśmiechnąłem się bardziej zwierzęcym uśmiechem niż ludzkim. Dziś niewiele było ze mnie człowieka.
- Witaj - odpowiedziałem niskim, gardłowym głosem lekko przypominającym warczenie. Również się uśmiechnęła i, wyczytując z jej ruchu ciała, otworzyła mi furtkę mówiąc jakby "bierz co chcesz". Przybliżyłem się, patrząc na nią. Oparła się o moją pierś, by dosięgnąć do ucha, choć sądzę, że to nie był jedyny powód.
- Miałam, nadzieje, że Cię jeszcze zobaczę - wyszeptała kusząco. Oczywiście to była gra, kłamała. Ale kogo to obchodzi. Przyszpiliłem ją do ściany, łapiąc za biodra dokładnie w miejscu, gdzie wczoraj. Poczułem, jakby pod moimi palcami przeszedł prąd. Położyła swe ręce na moim karku, przyciągając mocno do siebie. Jedną z swoich rąk podniosłem, by zaraz palcem przejechać po jej wardze.
Sięgnąłem do moich spodni, po pewną bardzo przydatną rzecz w zbliżeniach tego typu, bez której trudno byłoby się obejść.
Zaraz potem, wbiłem jej sztylet w zagłębienie pod mostkiem, a ręką zasłoniłem usta by stłumić krzyk. Ostrze mocno pociągnąłem do góry, pozbawiając marnego żywota kobietę o imieniu Veronica. Puściłem rękojeść, a jej ciało opadło na ziemię. Oparłem się plecami o zimną ścianę, kiedy powoli do mnie docierało, co właśnie się wydarzyło. Zabiłem ją, zupełnie bez powodu. Przynajmniej nie umarła taką śmiercią, jak większość moich dawnych ofiar. Dlaczego to do mnie wraca? Schowałem twarz w dłoniach, nie wytrzymując już tego wszystkiego. Miałem przez tyle lat spokój! Dlaczego teraz, akurat, kuźwa, teraz?! Cały czas czułem, jakbym nie był sam, we własnym umyśle. Moja psychika powoli podupadała, czułem jak zapadam się we swej świadomości. I wtedy nagle mnie olśniło.
Nagle jestem demonem. Ten obcy głos, wtedy. Nie mówię o mojej wrednej podświadomości, tylko tamtym głosie podczas jednej z nocy z Kath. Sama Kath. Myśli, że nie jestem sam w własnej głowie. Ta dziewczyna. To wszystko. Kath nazywała mnie Romeo. Demon, który się pode mnie podszył, miał na imię Romeo.
Ok, to mocno godzi moje ego, ale najwyraźniej jakiś demon-samobójca wkradł się do mojego umysłu i kiedy oberwałem czymś w łeb, on jakby osunął się w głąb mózgu, a kontrolę zyskałem ja. Wow. To.. wszystko dziwne. I teraz próbuje mnie załamać psychicznie, by mnie osłabić, a wtedy znów obejmie władze.
Co za dupek.
Już nie wiedziałem nic. Zupełnie nic. Szedłem przez miasto, nie wiedząc gdzie, nie wiedząc czy prowadzi mnie obcy demon, czy moje własne, obudzone i rozwścieczone świeżą krwią. Wiem, że nie do końca byłem sobą. Wszedłem do domu, gdzie zastałem Katherine.
- Co się stało? - spytała. Podszedłem do niej, jednak ona cofnęła się, widocznie chcąc mieć przestrzeń dla siebie.
- Nic - powiedziałem, a może skłamałem. Na pewno nie byłem sobą... a może jednak byłem. Byłem tym, kim byłem przed jej poznaniem, czy może odzyskaniem pamięci. Poza tym, jak wspominałem, moje wewnętrzne demony się obudziły i nie chciały odpuścić. Cały czas robiłem kroki w jej stronę, a ona się cofała. Chciała porozmawiać, uuu...
- Ignorowałeś mnie - zarzuciła.
- Teraz też? - zdziwiłem się, a ona natrafiła na ścianę za plecami. Zręcznie mnie uniknęła i znów oddaliła się na parę metrów.
- Alec, pytam naprawdę, co się dzieje? Jesteś blady, moż... - nie dokończyła, bo przerwałem jej, namiętnym pocałunkiem. Językiem rozchyliłem jej wargi, "zmuszając" ją by odwzajemniła pocałunek. Po chwili mocno pogłębiłem go, jednocześnie przyciągając do siebie Katherine, w niezbyt delikatnym geście. Dziś nie miałem ochoty na bycie choćby w najmniejszym stopniu delikatny, po raz pierwszy nie przejmując się, że zrobię jej krzywdę. Ok, ostatnie wydarzenia przysłoniły mi trochę racjonalne myślenie. Coś chciało przestać się powstrzymywać i teraz wydostało się na zewnątrz.
(Katherina?)
- Czy ten dzień, może być jeszcze bardziej pokręcony? - westchnąłem, po czym oznajmiłem, niezbyt zadowolony - Mam robotę
- Jaką?
- Ben mi powiedział, że jeden z mojego oddziału wpadł w pułapkę syreny - mruknąłem i upiłem łyka burbonu z gwinta. Wstała.
- Idę z tobą, ostatni raz jak poszedłeś sam, straciłeś pamięć.
- Raczej odzyskałem - upomniałem ją i wyszliśmy.
*Przed budynkiem*
Staliśmy przed klubem z dancingiem, gdzie aż się roiło od mężczyzn. Wchodziła też akurat pracownica, odziana jedynie w pończochy, naprawdę mini, skórzaną spódniczkę oraz stanik z ćwiekami. Została od razu wpuszczona. Kath już ruszyła do wejścia, ale zatrzymałem ją. Naprawdę myśli, że tam tak po prostu wejdzie?
- Nie wpuszczą Cię. Wpuszczają jedynie pracownice - wytłumaczyłem. Uniosła brew, ale zaraz skrzyżowała ręce na piersi.
- To jak mam tam wejść?
- Z tyłu jest casting. Biorą tylko najlepsze. Wezmą Cię przecież.
- Chyba żartujesz.
- Nie bądź taka skromna - zaśmiałem się, choć wiedziałem, że nie o to jej chodzi. Spojrzała na mnie rozwścieczona i poszła na tyły. Gdy przyszedł Ben, pomóc, weszliśmy do środka i rozdzieliliśmy się.
*Kilkanaście minut później*
W milczeniu obserwowałem tańczącą blondynkę, która wyraźnie wiedziała jak wykorzystać swe atuty. Rękami powoli, kusząco przejechała od żeber które opinał czerwony gorset, przez talię i biodra aż do swych ud. Ok, wiem. Nie powinienem tak ją "rozbierać wzrokiem" ruszając lekko głową w takt muzyki podczas gdy ona tańczyła aż tak blisko, niemal pomiędzy moimi rozchylonymi mocno nogami, ale przecież miałem się wtopić w tłum napalonych, pijących mężczyzn. I wtapiam się.
Podpierałem się dłonią o podłokietnik, bardzo ale to bardzo miękkiego fotela, w którym się niemal zapadałem. Byłem odchylony lekko do tyłu, a fotel był na tyle niski, żeby zapewnić idealny widok na tańczące panie, w tym wypadku Veronice. Wiem, że głowę miałem idealnie na wysokości jej ud, a dzięki lekko podniesionej głowy przez ów odchylenie do tyłu, miałem widok na pewne niezwykle interesujące partie jej ciała. Po chwili dziewczyna tańcząca do tej pory tyłem, odwróciła się do mnie, by kontynuować taniec. Przestałem się podpierać, obserwując ją i przegryzając wargę. A mimo wszystko, nie skupiałem się w stu procentach na ślicznej dziewczynie. Moje myśli ciągle uciekały do Katheriny. Dziewczynie wyraźnie się spodobałem, bo pozwalała sobie na bardzo intymny taniec, choć nie jestem pewien. To doskonałe aktorki.
Mimowolnie przeszedłem na tryb łowcy, skupiając całą swą uwagę na niej. Uwolniłem z swoich zębów wargę, przyglądając jej się niczym łowca swej następnej ofierze. Jeśli ja byłem wilkiem, to ona małą, bezbronną sarenką. Wyostrzony wzrok się nieźle przydawał, choć słuch lekko przeszkadzał. Dziewczyna przeczesała palcami włosy, prostując się. Ten ruch uwolnił jej zapach, który sprawił, że nieświadomie wbiłem palce w fotel, aż zbielały mi knykcie. Instynkt szalał, tak samo jak moje myśli. Miałem wielką ochotę doprowadzić ją do krzyku, jednak obie części świadomości miały na to inny plan. To była zdecydowanie zbyt niebezpieczna zabawa, gdyż przez chwilę, o zgrozo, zacząłem w pewnym sensie rozumieć Ben'a. Byliśmy łowcami. Drapieżnikami. Zabójcami... zamilcz. I to wszystko, przez jeden taniec?!
I wtedy przyszło ukojenie. Zauważyłem Katherine, która cudem się tu dostała. Mój mały kotek, szedł w naszym kierunku.
- Ok, wystarczy, mała - powiedziałem, jednocześnie łapiąc ją lekko za biodra. Przestała tańczyć. Nie była zbytnio zadowolona, spojrzała na mnie z lekkim grymasem. Puściłem jej biodra, ręce kładąc na kolanach.
- To nie koniec piosenki! - mruknęła, bawiąc się pasmem swych włosów.
- Wiesz, jesteś taka piękna - skomplementowałem ją, by tylko odeszła Grymas zszedł, a na jego miejsce wstąpił uśmiech. Również się uśmiechnąłem, swoim typowym, słodkim uśmiechem - Idź, zatańcz dla mojego brata, he? - powiedziałem miękko, wiedząc, że Ben mnie za to zabije. Albo wręcz przeciwnie. Nie ważne. Wyjąłem z portwela należytość za taniec dla mnie i dla Ben'a, po czym jej podałem. Wzieła pieniądze z uśmiechem, odwróciła się i odeszła machając biodrami. Spojrzałem na Katherine
- A więc tak szukasz tego zarażonego? - spytała zdenerwowana. Złapałem ją i jednym ruchem posadziłem sobie na kolanach, mimo, że się opierała mówiąc "hej, ej!" a jako, że jak już wspominałem, to odchylony do tyłu, strasznie miękki fotel, opadła mi na pierś. Uśmiechnąłem się do niej. Siedziała tak, oparta prawą łopatką o moje lewe ramię, mając nogi pod moją prawą ręką, którą delikatnie ją gładziłem.
- Muszę się wtopić w tłum, Katherina. Biały ma tu kogoś, jeśli nas pozna będzie po nas - powiedziałem, trzymając ją.
- Gdzie?
- Na drugiej.
Nie zrozumiała. Kiwnąłem głową "na drugą", gdzie siedział koleś przy stoliku. Mało go było widać, bo wszędzie byli albo napaleni zboczeńcy, albo tańczące "damy".
- Widzisz? Nie pije, nie ma dziewczyny, tylko obserwuje - wytłumaczyłem. Widzieliśmy, jak nachyla się nad nim jakaś kobieta, jednak jednym ruchem odprawił ją. To było oczywiste, że coś tu nie gra. Nagle na nas spojrzał, a my od razu odwróciliśmy wzrok. Spojrzałem na Katherine.
- Musimy coś wymyślić...
- Dlaczego wtedy zamiast załatwić tego gościa, gapiłeś się na tyłek jakiejś dziewczyny?
- Sądzę, że powinniśmy najpierw zająć się tym.
- Powiedz.
- A ty myśl.
- Myślę.
- Gadasz.
- I myślę.
- Wątpię - zripostowałem i oberwałem od Katheriny po głowie. Spojrzałem na nią zirytowany - Właśnie straciłaś napiwek.
I wtedy zobaczyłem, ów zarażonego X5. Był to nie przesadnie umięśniony blondyn, o bardzo mocnych i ostrych rysach. 479 siedział, rozmawiając z przyklejoną do niego dziewczyną. Syrena, było to widać, szczególnie gdy zaczęła go ciągnąć w stronę wyjścia. Wtedy też dostrzegłem kod na jego szyi.
- Znalazłem ich - mruknąłem i wstaliśmy. Ruszyliśmy do wyjścia, a ja wyjąłem sztylet. Robota poszła szybko, tylko, że 479 oberwał sztyletem. Patrzył na nas przestraszony, ale zaraz się rozluźnił widząc mnie.
- Cześć, 494 - mruknął, przeczesując palcami włosy.
- Kath, poznaj 497, 497 poznaj Kath.
- Możecie mi mówić John.
Chwilę rozmawialiśmy, jednak ja nie mogłem myśleć o tym wszystkim. Myślałem jedynie o celu, który sobie obrał mój instynkt.
Zdecydowanie zdolności łowieckie są niezwykle upierdliwe. Owszem, bardzo przydatne w tropieniu, ale jest pewien problem. Nie mogę wyrzucić sobie mojego celu z głowy, ciągle myślę tylko o tym, nie ma szans na uwolnienie się. Dlatego właśnie zrezygnowałem z tego trybu, ale zbyt długo nie używany zaczął świrować i bez mojej woli obrał sobie za cel blondi z klubu. Słysząc najmniejszy szmer odwracałem się mając niewiarygodnie silną potrzebę podążenia za nim. Mimowolnie szukałem jej zapachu wśród innych. Wyłapywałem jej twarz z tłumu. Nie, nie z pożądania jej ciała w kontekście seksualnym. Chciałem ją po prostu pozbawić życia. I to wszystko, przez jeden, głupi taniec.
Siedziałem dziś na swoim ulubionym fotelu w Kawalerce i oglądałem telewizję, wcześniej szwendałem się po mieście niczym bezpański kundel, trochę również porozmawiałem z Ben'em, który większość czasu spędził u Max.
- Alec? - spytała cicho Katherina.
- Muszę iść - odezwałem się, wstając i wychodząc. Szybko ją znalazłem, gdyż ona raczej nie ma powodu do maskowania swego zapachu. Nie wiedziałem co robiłem, podążałem za swym instynktem, który aktualnie przejął nade mną całkowicie kontrolę. Ten wieczór nie skończy się dobrze. Panie i panowie, strzeżcie się, gdyż własnie pachnąca różami blondi stanęła przede mną, odziana jedynie w niewiele zasłaniającą, czerwoną sukienkę. Podeszła blisko, na swoich niewiarygodnie wysokich obcasach. Miłe spotkanie w przytulnej, ciemnej uliczce, gdzie nikt nie usłyszy jej krzyku.
- Alec - wymruczała. Uśmiechnąłem się bardziej zwierzęcym uśmiechem niż ludzkim. Dziś niewiele było ze mnie człowieka.
- Witaj - odpowiedziałem niskim, gardłowym głosem lekko przypominającym warczenie. Również się uśmiechnęła i, wyczytując z jej ruchu ciała, otworzyła mi furtkę mówiąc jakby "bierz co chcesz". Przybliżyłem się, patrząc na nią. Oparła się o moją pierś, by dosięgnąć do ucha, choć sądzę, że to nie był jedyny powód.
- Miałam, nadzieje, że Cię jeszcze zobaczę - wyszeptała kusząco. Oczywiście to była gra, kłamała. Ale kogo to obchodzi. Przyszpiliłem ją do ściany, łapiąc za biodra dokładnie w miejscu, gdzie wczoraj. Poczułem, jakby pod moimi palcami przeszedł prąd. Położyła swe ręce na moim karku, przyciągając mocno do siebie. Jedną z swoich rąk podniosłem, by zaraz palcem przejechać po jej wardze.
Sięgnąłem do moich spodni, po pewną bardzo przydatną rzecz w zbliżeniach tego typu, bez której trudno byłoby się obejść.
Zaraz potem, wbiłem jej sztylet w zagłębienie pod mostkiem, a ręką zasłoniłem usta by stłumić krzyk. Ostrze mocno pociągnąłem do góry, pozbawiając marnego żywota kobietę o imieniu Veronica. Puściłem rękojeść, a jej ciało opadło na ziemię. Oparłem się plecami o zimną ścianę, kiedy powoli do mnie docierało, co właśnie się wydarzyło. Zabiłem ją, zupełnie bez powodu. Przynajmniej nie umarła taką śmiercią, jak większość moich dawnych ofiar. Dlaczego to do mnie wraca? Schowałem twarz w dłoniach, nie wytrzymując już tego wszystkiego. Miałem przez tyle lat spokój! Dlaczego teraz, akurat, kuźwa, teraz?! Cały czas czułem, jakbym nie był sam, we własnym umyśle. Moja psychika powoli podupadała, czułem jak zapadam się we swej świadomości. I wtedy nagle mnie olśniło.
Nagle jestem demonem. Ten obcy głos, wtedy. Nie mówię o mojej wrednej podświadomości, tylko tamtym głosie podczas jednej z nocy z Kath. Sama Kath. Myśli, że nie jestem sam w własnej głowie. Ta dziewczyna. To wszystko. Kath nazywała mnie Romeo. Demon, który się pode mnie podszył, miał na imię Romeo.
Ok, to mocno godzi moje ego, ale najwyraźniej jakiś demon-samobójca wkradł się do mojego umysłu i kiedy oberwałem czymś w łeb, on jakby osunął się w głąb mózgu, a kontrolę zyskałem ja. Wow. To.. wszystko dziwne. I teraz próbuje mnie załamać psychicznie, by mnie osłabić, a wtedy znów obejmie władze.
Co za dupek.
Już nie wiedziałem nic. Zupełnie nic. Szedłem przez miasto, nie wiedząc gdzie, nie wiedząc czy prowadzi mnie obcy demon, czy moje własne, obudzone i rozwścieczone świeżą krwią. Wiem, że nie do końca byłem sobą. Wszedłem do domu, gdzie zastałem Katherine.
- Co się stało? - spytała. Podszedłem do niej, jednak ona cofnęła się, widocznie chcąc mieć przestrzeń dla siebie.
- Nic - powiedziałem, a może skłamałem. Na pewno nie byłem sobą... a może jednak byłem. Byłem tym, kim byłem przed jej poznaniem, czy może odzyskaniem pamięci. Poza tym, jak wspominałem, moje wewnętrzne demony się obudziły i nie chciały odpuścić. Cały czas robiłem kroki w jej stronę, a ona się cofała. Chciała porozmawiać, uuu...
- Ignorowałeś mnie - zarzuciła.
- Teraz też? - zdziwiłem się, a ona natrafiła na ścianę za plecami. Zręcznie mnie uniknęła i znów oddaliła się na parę metrów.
- Alec, pytam naprawdę, co się dzieje? Jesteś blady, moż... - nie dokończyła, bo przerwałem jej, namiętnym pocałunkiem. Językiem rozchyliłem jej wargi, "zmuszając" ją by odwzajemniła pocałunek. Po chwili mocno pogłębiłem go, jednocześnie przyciągając do siebie Katherine, w niezbyt delikatnym geście. Dziś nie miałem ochoty na bycie choćby w najmniejszym stopniu delikatny, po raz pierwszy nie przejmując się, że zrobię jej krzywdę. Ok, ostatnie wydarzenia przysłoniły mi trochę racjonalne myślenie. Coś chciało przestać się powstrzymywać i teraz wydostało się na zewnątrz.
(Katherina?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)