- To nie jest moje dziecko. Nawet jeśli w mojej i jego krwi... - warknąłem, ale przerwała mi. Albo mi się wydawało, albo przez jej twarz przemknął cień strachu. No tak. Jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły, a nawet jeśli nie kierowałem tego na nią. A teraz? Najchętniej bym ją po prostu zabił... albo zerwał z niej ubrania, ale do obu czynów posunąć się nie mogę.
- Jej - poprawiła mnie cicho. Podrażniło mnie to jeszcze bardziej. Zacisnąłem zęby próbując powstrzymać chęć zabójstwa i kontynuowałem.
- Jej krwi jest choć małe podobieństwo, to i tak nigdy nie była, nie jest i nie będzie moją córką, rozumiesz? N-i-e j-e-s-t m-o-j-ą c-ó-r-k-ą. To, że byłem w jego ciele, kiedy TO się działo, to nie moja wina. Zrzucasz na wszystkich winę! Ja może jestem złem całego tego świata, bo opętałem jakiegoś dupka?! Patrz! Teraz też jestem w obcym ciele. Nie sądzę, bym mógł polować będąc czarnym dymem! Mówisz, że nie walczę o ciebie. Oskarżasz mnie o to! Wiesz czemu? - ściszyłem głos, uspokajając się. To już nie było przesączone nienawiścią warknięcie. - Za każdym razem, gdy zamykam oczy widzę Was razem. Nie mogę już nawet na ciebie patrzeć. Nie obchodzi mnie, co czujesz do niego. Nie obchodzi mnie, co czujesz do mnie. Jesteś dla mnie już tylko niemiłym wspomnieniem i nauczką na przyszłość.
Powiedziałem to i odszedłem.
(Katherina?)