Odsunęła się. To bolało. Byłem tak bardzo spragniony jej dotyku. Choćby przypadkowego otarcia się o siebie. Co ta dziewczyna ze mną robi?
Wiedziałem, że ona chce za wszelką cenę bronić dziecko. Rozumiem ją. Oddałbym za nie obie życie, są ważniejsze od kogokolwiek na tym świecie... To dziwne. Pierwszy raz od wielu lat, jest ktoś ważniejszy ode mnie. Ktoś, kogo muszę chronić, kim muszę się opiekować. Za niecałe cztery miesiące, moja córeczka przyjdzie na świat. Co ja wtedy zrobię?
Spojrzałem na nią, unosząc brew. Co ja robiłem? Ja tu się zbytnio nie liczę. Zastanowiłem się chwilę, myśląc co jej odpowiedzieć.
- Nic ciekawego. Dużo piłem. Głównie rozmawiałem z Benem, czy spotykałem się w moim transgenicznym gronie. Trochę walczyłem, bo jednak mam sporo wrogów. Przede wszystkim... Martwiłem się bardzo o Was - wzruszyłem ramionami. Uśmiechnąłem się do niej, ale zaraz coś sobie przypomniałem. - Eh... Dużo się ostatnio wydarzyło....
- To prawda - przytaknęła.
- Twoja obietnica jest nadal aktualna? - spytałem cicho, patrząc na nią. Osobno byliśmy silni, niezależni, wyzwoleni. Umieliśmy sobie radzić sami, byliśmy niemal niepokonani. A razem? Miękcy, bezbronni, stanowiliśmy łatwy cel. A mimo to nie umiałem jej opuścić.
- Jaka?
- Chciałbym wychowywać moją córkę, Kath - mruknąłem bardziej stanowczo, pewnie. Nie odsunie mnie od siebie. Nie teraz.
( Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz