wtorek, 21 października 2014

od Katheriny - C.D Alec'a

Katherina wpatrywała się w niego szczerze nie dowierzając. Nie chciała tego robić. Nawet nie miała zamiaru, ale to była natura kotołaka. Zacisnęłam ręce w pięści i spojrzała w oczy ukochanemu. Nigdy tak na prawdę nie była w pełni sił. Gdyby codziennie się odżywiała krwią ludzką, czy też zwierzęcą codziennie i raz na miesiąc ludzką, była by o wiele silniejsza. Jednak nie preferowała zbyt częstych polowań. Nie lubiła się wychylać. Nie mogła się wychylać!
-Alec-wychrypiała nie chcąc przyjąć jego propozycji. - Nie mogę-dodała stanowczo.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. Oferował jej ratunek, swoją krew która mogła by jej dać siły na kolejne miesiące. Jednak ona nie potrafiła..... Nie mogła. Po prostu nie mogła tego zrobić. Co z tego, że była bardzo spragniona. Jak człowiek na pustyni bez wody.
-Katherina-podkreślił trochę ostrym tonem.-Widziałem jak się zachowujesz. Ledwie już się kontrolujesz. A ja nie chcę byś wylądowała w jakiejś klitce czy czymś innym.
Zadrżała na samą myśl , o różnych sposobach, jakie oni mogli mieć. Alec wskazał głową pokoje. No tak pora wracać do pokoi. Weszli do środka, jednak dziewczyna zamiast pójść do swojego pokoju, została wciągnięta przez mężczyznę do jego.
-Alec, co ty......-nie dokończyła
W ułamku sekundy zauważyła jak Alec przecina sobie delikatnie skórę na szyi i przyciska ją mocno do siebie. Katherina otworzyła szeroko oczy , czując zapach jego krwi. Chciała odsunąć się od niego, ale nie mogła. Nie dawał jej.
-Alec, proszę........-wydukała
-Ja też Cię proszę -odpowiedział poważnie.
Dziewczyna przybliżyła się delikatnie do jego szyi i zlizała kapiącą krew. Jeszcze nie była pewna czy to zrobić. Wahała się. Serce Alec'a przyśpieszyło , gdy tylko poczuł jej oddech, na swojej szyi.
-Alec-wyszeptała miękko.
Przysunęła się delikatniej i tym razem to ona go objęła. Najpierw pocałowała delikatnie jego szyję, a potem się wgryzła. Po jej policzku spłynęła jedna łza zagubienia. Jedna, tak dawno nie płakała. I nie chciała tego robić. Nie chciała pokazać, swoich słabości. To mogłoby ją zniszczyć. W końcu po chwili, Alec się rozluźnił i opuścił spokojnie ręce. Katherine ulżyło, że był teraz spokojny. Odsunęłam się od niego, już po minucie i szybko przyłożyłam mu do szyi chusteczkę. Odwróciłam wzrok zażenowana całym zajściem i starłam pozostałość jego krwi z ust.
-Dziękuję i.........przepraszam-westchnęła
Była na siebie zła że to zrobiła. Że się nie powstrzymała. Że nie potrafiła tego zrobić, gdy jej ukochany się przeciął. Ale poniekąd zmusił ją do tego. Stała tak wbijając wzrok w ścianę obok.

(Alec?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Słuchał jej, zastanawiając się nad tym wszystkim. I oczywiście puścił ją, bo nie chciał mieć strażników na karku, którzy bez mrugnięcia okiem zgrabnieliby ich do aresztu. Areszt równa się doba siedzenia w ciasnej klitce i gapienia się w ekran, który wyświetla materiały dyscyplinujące. Gorzej, niż podczas prania mózgu, choć zasady te same. Dla osób trzecich, niezwiązanych z Manticore takie przywołanie do porządku może być brutalne, jednak jest zaskakująco skuteczne, choć są skutki uboczne. Można spojrzeć chociaż na Bena, dla którego ważne są tylko takie wartości, jak "Misja, obowiązek, dyscyplina". Na szczęście większość nie reagowała aż tak intensywnie na to.
- Nie wpuszczą nas do skrzydła szpitalnego. Strażnicy są wszędzie. I tak dziwne, że oficer nas puścił. On nawet umierającego ustawi w szeregu i każe stać prosto - powiedział. - Co najwyżej możesz się ze mnie nap...
- Nie - przerwała mu surowo. Przeklął w myślach i spojrzał na nią spode łba. Nie była to dla niego łatwa decyzja, picie krwi go odrażało, ale teraz proponował swoją żyłę, by była w pełni sił a ona odmawia. Poczuł się co najmniej urażony.
- Mam udoskonaloną krew, regeneruje się w max godzinę, a innego wyjścia nie masz - argumentował najmożliwiej cicho, by nie usłyszał nas jakiś przechodzień. "Pijesz krew: automatycznie jesteś nemlinem. Taki mamy klimat, cóż poradzić."

(Katherina?)

od Vivienne - C.D Bena

Do pewnego momentu jej towarzysz był znośny, chociaż zawsze dało się uchwycić w jego głosie nutę wyższości, jakby uważał się za superbohatera. To, że ją uratował, "przykro" stwierdzić, nie dawało mu takiego przywileju. Zresztą ona o nic nie prosiła, doskonale poradziłaby sobie sama, potrzebne jej było tylko parę minut, ale on widocznie na siłę chciał zgrywać dobrą, całkiem bezinteresowną duszę, by teraz, po opatrzeniu jej ran czy tego chciała czy nie i zapewnienie jej dachu nad głową na jedną noc po prostu uważać ją za nieporadną, łatwowierną i co ważniejsze pokorną owieczką. Ale owieczki, zwłaszcza takie pozorowane, także mają swoje granice, a w stosunku do zarozumiałych dupków były one nadzwyczaj wąskie i łatwe do przekroczenia.
-Masz rację, ustalmy coś. Po pierwsze nie rozkazujesz mi, po drugie zatrzymujesz się tu i teraz, po trzecie wysiadam i nie wchodzimy sobie w drogę dla twojego bezpieczeństwa - przeniknęła go szmaragdem swoich dużych oczu, nie spuszczając z niego wzroku ani na sekundę, pozostając tak bez mrugnięcia powiekami. Długie, smukłe palce oplatały rękojeść noża, gotowe w każdej chwili zacisnąć się i wyszarpnąć sztylet, by zadać cios. Mimo, iż czuła głupią więź z napuszonym mutantem za kierownicą, bo inaczej nie da nazwać się uczucia łączącego cię z nowo poznaną osobą przez waszą odmienność, której nie znosisz i vice versa, nie ufała mu jako Vivienne.
A jako Amazonka dodatkowo nie potrafiła się podporządkować, to nie leżało w jej dzikiej naturze.
Chłopak tylko zaśmiał się na jej słowa, jadąc dalej i podkręcił głośność radia na 16 z podłym uśmiechem malującym się na twarzy. Lotka zmrużyła oczy i sięgnęła do klamki, chcąc otworzyć drzwi samochodu. Pędzli ponad sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, ale nie zważała na to. Nie będzie słuchała tego gbura tylko dlatego, że to jego samochód, że to on ją uratował i że właściwie nie ma stąd drogi ucieczki. No, oprócz tej jednej, oczywistej - skok.

Ben :3

od Beatrize - C.D Angela

Dziewczyna rozglądała się po domu, w myślach jednocześnie podziwiając, jak i zastanawiając się po co chłopakowi z kotem tak wielka nieruchomość. Nie umiała jak zwykle wbijać wzrok w podłogę. Do piersi przyciskała swój zeszyt, wyglądając jak taka sierota. W nowym otoczeniu nie czula się ani pewnie, ani bezpiecznie. Zastanawiała się również jaki był powód zaproszenia do domu. Nieprzywykła do takich propozycji, ale bardziej się ucieszyła niz zniechęciła.
Gdy zostały przedstawione, spojrzała na kota,który kotem tak naprawdę nie był. Od razu wiedziała, że ma do czynienia z czarownicą.
- Witaj - powiedziała Beatrize, do czarnej kotki o imieniu Killer. Doprawdy, ciekawe imię. Cóź mordowała? Myszy? Zwierzak prychnął jedynie. To był dość wyraźny komunikat, o nieechęci jaka żywi do lekko zaskoczonej Beatrize - Ona chyba mnie nie lubi - szepnęła do Angelo. Było to wymalowane na kocim pyszczku. Raczej nie pomoglo to Beatrize przywyczaić się do nowego miejsca.

(Angelo?)