wtorek, 21 października 2014

od Vivienne - C.D Bena

Do pewnego momentu jej towarzysz był znośny, chociaż zawsze dało się uchwycić w jego głosie nutę wyższości, jakby uważał się za superbohatera. To, że ją uratował, "przykro" stwierdzić, nie dawało mu takiego przywileju. Zresztą ona o nic nie prosiła, doskonale poradziłaby sobie sama, potrzebne jej było tylko parę minut, ale on widocznie na siłę chciał zgrywać dobrą, całkiem bezinteresowną duszę, by teraz, po opatrzeniu jej ran czy tego chciała czy nie i zapewnienie jej dachu nad głową na jedną noc po prostu uważać ją za nieporadną, łatwowierną i co ważniejsze pokorną owieczką. Ale owieczki, zwłaszcza takie pozorowane, także mają swoje granice, a w stosunku do zarozumiałych dupków były one nadzwyczaj wąskie i łatwe do przekroczenia.
-Masz rację, ustalmy coś. Po pierwsze nie rozkazujesz mi, po drugie zatrzymujesz się tu i teraz, po trzecie wysiadam i nie wchodzimy sobie w drogę dla twojego bezpieczeństwa - przeniknęła go szmaragdem swoich dużych oczu, nie spuszczając z niego wzroku ani na sekundę, pozostając tak bez mrugnięcia powiekami. Długie, smukłe palce oplatały rękojeść noża, gotowe w każdej chwili zacisnąć się i wyszarpnąć sztylet, by zadać cios. Mimo, iż czuła głupią więź z napuszonym mutantem za kierownicą, bo inaczej nie da nazwać się uczucia łączącego cię z nowo poznaną osobą przez waszą odmienność, której nie znosisz i vice versa, nie ufała mu jako Vivienne.
A jako Amazonka dodatkowo nie potrafiła się podporządkować, to nie leżało w jej dzikiej naturze.
Chłopak tylko zaśmiał się na jej słowa, jadąc dalej i podkręcił głośność radia na 16 z podłym uśmiechem malującym się na twarzy. Lotka zmrużyła oczy i sięgnęła do klamki, chcąc otworzyć drzwi samochodu. Pędzli ponad sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, ale nie zważała na to. Nie będzie słuchała tego gbura tylko dlatego, że to jego samochód, że to on ją uratował i że właściwie nie ma stąd drogi ucieczki. No, oprócz tej jednej, oczywistej - skok.

Ben :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz