piątek, 17 października 2014

od Beatrize

Jeden krok, by być bliżej nieba.
Jeden krok, by dostać się do raju.
Dalej, Beatrize, nie stchórz ponownie. Pamiętasz, jak się robi pierwszy krok, pamiętasz jak się spada by zaraz unieść się w powietrzu, pośród białych chmur. Pamiętasz, jak się lata. Nie bój się. Nie patrz w dół. Po prostu skocz...
Spojrzałam w dół, na ulicę pogrążone w mroku. Gdzieś tam ktoś stłukł butelkę, para postanowiła dać upust pożądania w mrocznej uliczce, jakaś kobieta czekała na autobus nocny, pięciu mężczyzn wracało z pijackiej przygody. Stałam na starym budynku, dokładnie na krawędzi. Odetchnęłam zimnym powietrzem powoli i cofnęłam się, przeczesując dłonią włosy. Codzienna rutyna, próby zmuszenia się do rozwinięcia skrzydeł, które w naczyniu były niczym innym jak ciemnym pyłem i ta chęć skoczenia, wypróbowania ich. Powoli weszłam przez okno do mojego niezbyt ładnego pokoiku na poddaszu. Ściany z czerwonej, gołej i w niektórych miejscach skruszonej cegły wydawały się krzyczeć o zapomnieniu tego miejsca przez świat, jednak przeczył temu materac pod ścianą i biurko ubarwione kredkami, farbami, drewnem, figurkami i nożem do strugania. Wyszłam z ponurej kamienicy, na zimny, mokry beton, zwany chodnikiem. Przebrnąwszy ulice, nachlapane przez pracowite niebo i chmury o krzywych pyskach, dotarłam do kawiarni, gdzie powoli zajęłam swoje miejsce, obite czerwoną skórą w ciemnym odcieniu. Podeszła do mnie dobrze znana kelnerka, która wydawała się jednak mnie nie pamiętać. Nadal nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić. Jak oni umieją rozmawiać? Śmiać się z obcymi ludźmi? Dlaczego pamiętają głośne, rozpite towarzystwo, które wpada raz na sto lat, a będącą codziennie tutaj cichą dziewczynę nie? Nie wzięłam do ręki menu, znając je już na pamięć.
- Czym mogę służyć? - spytała swoim miłym głosem, jak zwykle. Uniosłam wzrok, zamiast wbijać go bezczynnie w swoje ręce.
- Poproszę gorącą czekoladę - powiedziałam, a po paru chwilach stała pięknie pachnąca filiżanka przede mną. Wzięłam ją w rękę, upiłam łyka i zajęłam się swoimi sprawami, mianowicie bazgrałam czarnym ołówkiem po kartce. Po jakimś czasie usłyszałam, jak drzwi poruszają dzwoneczek, obwieszczający, że ktoś przyszedł. Żłopnęłam z filiżanki i powróciłam do bazgrania, wiedząc, że przecież nikt nie zwróci na mnie uwagi. Tak było zawsze, jest i tak najpewniej zostanie.


( Angelo?)

od Romeo - C.D Juliette

Spojrzałem obojętnie na cierpiącą wampirzycę. Nigdy nie okazywałem uczuć, nie mówiąc o tym, że moja empatia już dawno zaginęła. Powoli uniosłem wzrok na demona, który widocznie się świetnie bawił, choć był zdziwiony, że i ja nie padam na kolana z bólu.
- Szczeniackie sztuczki - mruknąłem, by po chwili skupienia i skoncentrowania mocy, odepchnąć ich i przytwierdzić do ściany, jednocześnie przerywając bezlitosne wyrywanie serca żywcem, bo wiem, że to o to im chodziło. Złapałem Juliette i szybko wyprowadziłem, od razu wsadzając do samochodu i odjechałem z piskiem opon. Dopiero po kilku minutach drogi, zjechałem w spokojną, ciemną ulicę, jedną z takich co zamieszkuje margines społeczeństwa. Raczej demony nie wpadną na to, że pojadę w miejsce gdzie zazwyczaj jest nas najwięcej. Co prawda w takich miejscach nasza rozrywka ogranicza się do skąpo ubranych pań i przystojnych panów, hektolitrów alkoholu i innych niezbyt pochlebnych rozrywek. Nasza rasa jest najbardziej grzeszną z wszystkich, w końcu jesteśmy demonami. Zatrzymałem się i spojrzałem na Juliette, która nadal dochodziła do siebie. Ja też odpoczywałem po użyciu najbardziej wyczerpującej mocy. Demona było po sto kroć trudniej pokonać umiejętnościami, niż człowieka czy inne stworzenia nadnaturalne. Był już dzień, a jako, że wiedziałem jak bardzo drażni słońce wampiry, rzuciłem jej okulary przeciwsłoneczne i zdjąłem z siebie kurtkę (miała krótki rękaw na sobie). Przy okazji wyjąłem moją piersiówkę i pociągnąłem sporego łyka, by to jakoś odreagować.
- Jak się czujesz? - spytałem.

(Juliette?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Patrzyłem, jak Katherina bije się z dwoma trangenikami, a po chwili doszedł trzeci, tym razem z jej grupy. Wykorzystując zamieszanie, szybko wziąłem flagę i dosyć szybkim tempem ruszyłem. Nie moją pełną prędkością, ponieważ zmarnowałbym zbyt dużo energii. Wolałem biec trochę wolniej a dłużej. Szybko przedarłem się przez jezioro, co skutecznie uniemożliwiało wytropienie mnie po zapachu. Los mi również sprzyjał, ponieważ wiatr wiał na moją korzyść, czyli nie niosąc mojego zapachu im, a wręcz przeciwnie: ich mi. Dzięki temu mogłem sprawnie namierzyć chcących mnie atakować. Po przedostaniu się na brzeg, dalej szedłem, aż do pewnego bezpiecznego miejsca. Przy okazji badałem teren, pod kątem możliwości ucieczki. Kilka metrów w prawo była już siatka. Eh... Schowałem flagę (trudno było ją schować, bo jest ogromna i usztywniona by ktoś nie wepchnął jej do szczeliny, czy coś) w korycie rzeki, po czym usiadłem na kamienistym brzegu i przemyłem twarz zimną wodą, wycieńczony. Nagle usłyszałem jakiś hałas, ale to na szczęście dwójka wojowników z naszej grupy. Spojrzałem na nich, gdy zeskoczyli w dół, ponieważ rzekę otaczały dość strome i wysokie brzegi.
- Mają jeszcze dwadzieścia minut - poinformowała dziewczyna, a chłopak stanął na czatach, jednocześnie tak, by nie być łatwym do wytropienia.
- Katherina wypatruje z drzew - ostrzegłem. Dlatego wybrałem to dno rzeki. Z drzewa nie idzie nas znaleźć. Ona również podeszła do wody i się ochłodziła. Już po kilku chwilach wstałem i wyskoczyłem z naszej kryjówki. Jakie było moje zdziwienie, kiedy gdy szedłem znalazłem małe niedopatrzenie w płocie. Przyjrzałem się temu i dość szybko odkryłem, że płot jest uszkodzony i to nawet dość mocno. Pewnie jakieś zwierze zachciało się tu dostać. Teraz wystarczyło parę dni grzebania przy tym, by zrobić wystarczająco dużą dziurę na przejście. Postanowiłem więc szybko znaleźć Katherine, by jej pokazać to. Udało mi się, dzięki pomyślnemu wiatrowi. Była sama.
- Katherina... - powiedziałem, łapiąc oddech. I zanim się spostrzegłem, postanowiła mnie znów powalić. Złapałem ją i stanowczo przyszpiliłem do drzewa. - Posłuchaj... wiem jak możemy stąd uciec. Jakieś osiemset siedemdziesiąt metrów stąd, płot jest poważnie uszkodzony.
- Alec, nie ładnie jest tak kłamać.
- Nie kłamię. Myślisz, że ta durna gra jest ważniejsza do wydostania stąd ciebie i Hunter? - spytałem dosyć zimno. Wtedy zrozumiała, że to naprawdę - Choć. Myślę, że za jakiś tydzień będziemy mogli myśleć, jak przemycić Hunter.
I zacząłem iść w kierunku znaleziska.

( Katherina?)

od Katheriny - C.D Alec'a

Spojrzałam na jego ciemne oczy i uśmiechnęłam się zadowolona. Przyglądałam mu się uważnie i podniosłam delikatnie głowę.
-Brzmi kusząco-zamruczałam mu do ucha. -Ale wiesz, nie poddam się. Nie mam zamiaru, znów skończyć uwięziona , hmm a raczej przywiązana do drzewa.  Drugi raz nie chce tak skończyć.
Alec uśmiechnął się jeszcze szerzej i schylił swoją twarz. Dzieliły nas centymetry. Uwolniłam jedną rękę i gdy chciał mnie pocałować przyłożyłam mu do ust.
-A, nie dostaniesz bo jesteś niegrzeczny-uśmiechnęłam się kąśliwie
W tej samej chwili usłyszałam czyjeś kroki.Zaraz obok nas przebiegł jeden z mojej grupy. Pokazałam mu głową gdzie ma biec i przyjrzałam się Alec'owi.
-Nie powstrzymasz go?-zapytałam z uśmieszkiem.
Alec pokręcił przecząco głową zadowolony, jednak zaraz zaczął nad czymś myśleć. Pewnie jak mnie unieruchomić.  No nie. Czy on nie może dać sobie spokoju?! Ah no w sumie jesteśmy po przeciwnych drużynach tak więc cóż. Gdy Alec w pewnym momencie podparł się na jednej ręce i zaczął grzebać w kieszeniach, szybko przewróciłam go na plecy. Znowu ja górą! Tak!
-A nie mówiłam, że Cię rozczaruję -uśmiechnęłam się
Przytrzymałam jego ręce, jednak szybko zniknęłam mu z oczu bez słowa, odskakując. Moja strategia? Taka co przedtem. Weszłam na te drzewa i zauważyłam dość spory kawałek dalej tych dwóch gostków z flagą. Z mojej grupy mężczyzna , był niedaleko nich. Uśmiechnęłam się zadowolona i chciałam się wybić, jednak ktoś złapał mnie za nogę odwróciłam się i zobaczyłam Alec'a.
-Alec!-warknęłam zdenerwowana
Chciał mnie zdjąć z drzewa, ale się szarpałam i się nie dała. W końcu udało mi się wybić, tak że zleciałam na sam dół, na mężczyznę który trzymał flagę. Podparłam się i zaraz poczułam jak ktoś mnie podnosi i rzuca kawałek dalej. Obiłam się trochę o drzewo ,ale zaraz jednak podniosłam.
-To nie było miłe -mruknęłam wkurzona
Rzuciłam się na jednego z nich, ale oczywiście musiałam też odpychać ataki drugiego. Na prawdę nie było to miłe połączenie. W pewnej chwili dostałam w twarz. Siła uderzenia była taka, że upadłam na ziemię. Na szczęście w tej samej chwili pojawił się jeden z mojej grupy. Nie próżnowałam gdy zaatakował jednego z nich. Sama szybko wstałam na równe nogi i rzuciłam się na drugiego. Po raz kolejny, muszę znosić tak długo walkę. No naprawdę super!

(Alec?)

od Juliette - C.D Romeo

Ma nie wyparzoną gębę, ale ja nigdzie się nie wybieram, nie mam zamiaru patrzeć na tą gębę kiedy będzie martwa.Nie przypuszczałam, że tak szybko będę miała zaszczyt powitać szefuńcia, ale coś czuje, że zaraz go pożegnamy.Wyciągnęłam moje dwa skarby, konkretnie dwa glock'i 18C. Rodzaj pistoletu
samoczynno-samopowtarzalna. Umożliwia strzelanie pojedyncze i seriami, a w magazynku wyjątkowe naboje dla demonów.Jak cudownie mieć takie cacuszka w łapkach.
Nie chciałam się przez niego przepychać, a stał w drzwiach sypialni.Skoro już myślał o tym oknie, a nikt nie zajmuje się frontowymi drzwiami, trzeba to wykorzystać.
Wedle życzenia użyłam okna.Załatwiłam po cichu kilku będących na zewnątrz, chowając w jakiś krzakach ich ciała.
Oparłam się plecami do ściany, obok miejsca gdzie były frontowe drzwi.Wzdłuż ciała miałam ułożone ręce, w których zaciskałam te dwa pistolety.Kiedy wyczułam moment uniosłam dwa, pocałowałam je, mamrocząc jakieś słowa, kolejno wystrzelając kilku stojących w głębi pokoju. Romeo nie czekając na moment, również zajął się wysyłaniem ich na inny świat.Schowałam się za kanapą, osłaniając Romeo.Zostało już tylko czterech.Zgubiłam szefa, może uciekł?
Wampirzym tempem stanęłam obok Romeo, osłanialiśmy sobie tyły.
-Myślałeś, ze ucieknę?- zapytałam zabijając demona
-Miałem taką nadzieję.
Po chwili poczułam bezwładność.Praktycznie całego ciała.Opadłam na kolana wypuszczając pistolety z rąk.
Jeden z nich uderzając o ziemię wystrzelił raniąc mi nogę. Nie mogłam nawet powiedzieć "ała". Może jakoś wyjątkowo to mnie nie rani, ale jednak jest to jakiś stopień bólu.Prze chwile Romeo nawet nie zauważył, że jakiś demon mnie obezwładnił. Znalazłam szefa. To była jego "demoniczna sprawka". Romeo natychmiast się odwrócił patrząc na mnie i trwając w jakimś zagubieniu, niezdecydowaniu.Jakby nie wiedział co robić. Gdybym mogła ruszyć ustami. Od razu przeklęła bym go, a następnie kazała bym mu się wynieść.W tamtym momencie miałam wrażenie, że wyczytał to z moich oczu. Nie wierzyłam, że lojalność, czy sumienie kazało mu zostać.Wdzięczność? Nie. Nie wiem dlaczego to zrobił. Miał drogę wolną, do puki sztylet zanurzony w wodzie święconej, nie został mu podsunięty pod gardło.Wtedy już było ich tylko 2 (szef i jego wyjątkowy, powyżej przeciętnej demoniczny sługa, nie tak głupi jak pozostali.)
W tamtym momencie nie tylko czułam ból serca, ale i cierpienie wnętrza. Miałam wrażenie tak ogromnego bólu, jakby w środku mojej piersi był wbity kołek.Nie potrafiłam okazać bólu przez własną bezwładność.
Tylko ta jedna łza, tak srebrna, bo pojawiła się tak od niedawna, doskonale ukazała mój ból, spływając po policzku.

(?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Widocznie Katherina uznała moje biodra za wygodne, ponieważ sobie na nich usiadła. Nie powiem, żeby mi to pomagało w skupieniu się. Przegryzłem wargę, patrząc na nią, gdy właśnie wygłaszała mi swoją przemowę. Wie gdzie jest flaga? To ciekawe, ponieważ ciągle się przemieszczamy. Po chwili uśmiechnąłem się, jednocześnie uwalniając wargę w uścisku zębów. Widząc, ze raczej się nie podniosę, więc z łatwością przewróciłem Katherine na plecy. Leżałem na niej całym ciężarem, więc nie udało jej się mnie przewrócić na plecy. Mi tam się to podobało, zważywszy na to, że przed chwilą siedziała na mnie okrakiem, moje biodra znajdowały się pomiędzy jej nogami. Hmm... Kocham walkę w parterze z dziewczynami. Dawało to ciekawe możliwości. Kątem oka zauważyłem, że mój towarzysz już wstał i się zmył, najpewniej by bronić flagę, sądząc, że sobie dam radę.
- Nigdzie się stąd nie ruszasz - powiedziałem pewnie.
- Jak mnie powstrzymasz? - spytała. Roześmiałem się.
- Będę tak Cię trzymał do końca "zabawy"? Albo lepiej, zwiążę Cię moją koszulką - zaproponowałem, unosząc brew i ściszając głos który nabrał głębszej barwy, a moje oczy momentalnie pociemniały z pożądania. Nie czas był jednak na to, poza tym tutaj kręci się mnóstwo X5 i strażników, którym się pewnie nie spodoba taki widok. Hm... w sumie, to ten trening mi się spodobał, choć teraz muszę wymyślić jak ją unieruchomić i zwiać.

(Katherina? XD)

Nowy członek!

To moja postać, więc nie napiszę standardowego "Witamy" :D
Oto.... nasz nowy aniołek, Beatrize!


od Katheriny - C.D Alec'a

Szarpałam się ciągle, gdy Alec odbiegł. Stanęłam na chwilę i zaczęłam myśleć co zrobić?! Jak się moge wydostać. Rozejrzałam się dookoła, ale ani jednej przydatnej rzeczy nie było w pobliżu! No co za pech!
Odwróciłam się trochę za siebie i w końcu doszłam do wniosku, że jest inne wyjście. Wydłużyłam swoje kły, jak i pazury. Najpierw starałam się jakoś pazurami przeciąć tą linkę jednak się nie dało, nie mogłam dobrze wygiąć rąk.  Potem zębami co dziwnie wyglądało, ale było dość skuteczne by osłabić linkę. . Po dłuższym czasie napięłam wszystkie mięśnie i z całej siły odepchnęłam się od drzewa nogami, tym samym uwalniając się. Nabrałam powietrza nosem by wyczuć zapach Alec'a. Pobiegłam zaraz za nim, śledząc go i zbytnio się nie wychylając. Miał pewnie jakiś plan. Może chcą przenieś flagę? Tak na pewno coś w tym stylu. Pobiegłam za swoją grupą również, w sumie Alec za nią podążał. Wskoczyłam znów na drzewo i zauważyłam że parę-naście osób walczy z przeciwną drużyną. Zauważyłam w tłumie Alec'a i innych dwóch mężczyzn, którzy wymykali się z flagą.
-Słodko-uśmiechnęłam się chytrze.
Przeskoczyłam na kolejne drzewa i tak dalej, śledząc uważnie każdy ich ruch. Znów się nie wychylałam. Nie było po co, dobrze byli uzbrojeni, wolałam trochę odczekać, może się uda? A może znów mój kochany chłopak przywiąże mnie do drzewa? W końcu jeden z tych którzy pilnowali flagę oddzielił się od drugiego, bo coś usłyszał i chciał to sprawdzić. Dobra to będzie ciekawie. Byłam za nim i szybko zeskoczyłam z drzewa na niego z zaskoczenia. Mężczyzna poleciał na ziemię przygnieciony mną. Ale jednak wyższość nie trwała długo, bo zrzucił mnie z siebie. Szybko uniknęłam jego ciosu i zaserwowałam mu kopniaka w brzuch.
Zgiął się na chwilę, a ja znów go kopnęłam ,ale tym razem w twarz. Mężczyzna upadł na ziemię, ale zaraz się podniósł. Jest silniejszy niż się spodziewałam. Odskoczyłam, gdy znów wymierzył atak i wylądowałam na gałęzi. Miałam tu większe pole popisu, niż w tedy kiedy nie mogłam używać pazurów ani kłów. Skoczyłam znowu na niego tym razem z pazurami. Podrapałam mu klatkę piersiową. Nie miał głębokich ran, wręcz przeciwnie, ale ślad zostanie, a krew cóż. Popatrzył na mnie wkurzony, a ja wymierzyłam cios w jego twarz, a potem podcięłam mu gwałtownie nogi. Upadł na ziemię, a ja poprawiłam swoją koszulkę.
-Szybko się uczę -dodałam zadowolona
Odwróciłam się i usłyszałam szelest. Wskoczyłam na drzewo by się ukryć i zaraz zauważyłam kogoś. Nie chciałam wyostrzać wzroku i długo nie zastanawiając się skoczyłam na mężczyznę. Przykułam go do ziemi i zaraz zorientowałam się, że to Alec.
-No, nie ładnie mnie tak wiązać -pogroziłam mu placem.
Alec spróbował się podnieść , ale nie pozwoliłam mu mocniej, go przyciskając. Usiadłam sobie wygodnie na jego biodrach, ale dalej go trzymałam.
-Twój kolega....hm troszkę mu się oberwało. Znów. To był błąd zostawiając mnie samą przywiązaną do drzewa. Musisz się tego nauczyć. I ponownie wiem , gdzie jest flaga, tyle że tym razem jest tam tylko jedna osoba- uśmiechnęłam się chytrze.

(Alec?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Na razie wygrywaliśmy, choć szybko się zorientowałem, że to może się za chwilę zmienić. Spojrzałem zaskoczony na Katherinę.
- Tak się nie bawię - mruknąłem i szybko zeskoczyłem, by ją złapać i przytrzasnąć do drzewa - Nie miej mi tego za złe - zaśmiałem się i ją przywiązałem linką... którą zdobyłem odwiązując flagę od kija, na którym była zawieszona. Spojrzałem na unieruchomioną Kath, która cały czas chciała by ją wypuścić, po czym pocałowałem ją zachłannie, uciszając jednocześnie. - Do zobaczenia, kochanie - powiedziałem, kładąc nacisk na ostatnie słowo i pognałem za resztą jej grupy, w celu szybkiego pozbycia się wroga. Tylko najpierw musiałem jakoś ich rozdzielić, bo sam nie dam rady ich pokonać wszystkich. Jak najprędzej dopadłem pierwszego z nich, który postanowił działać na własną rękę. Po długiej, wyczerpującej walce padł na ziemię, a ja ruszyłem na dalsze łowy, jednocześnie, natrafiając na dwójkę z mojego oddziału kazałem im przenieść flagę. To będzie długa bitwa...


(Katherina?)

od Katheriny - C.D Alec'a

Spojrzałam na niego zszokowana, aż wreszcie zabrał od mojej buzi rękę. Odwzajemniłam jego uśmiech, zadowolona.
-Cześć -zaśmiałam się stosunkowo cicho
Byłam w sumie dość zadowolona, że mu się poprawił humor. I dobrze, nie chciałam by chodził jakiś smutny czy coś. Przytuliłam go do siebie, ale jednak zaraz musiałam się odsunąć.
-Hm.. przeciwne drużyny, a ja zamierzam zdobyć flagę -wyszczerzyłam zęby w chytrym uśmieszku.
-A ja musiałbym Cię jakoś wyeliminować -dodał kąśliwie
-Ale tego nie zrobisz-stwierdziłam i przejechałam palcem po jego torsie.
Zaraz to ja go przyciskałam do drzewa i uśmiechnęłam się delikatnie. Trzymałam go za ramiona i spojrzałam mu w oczy. Zbliżyłam się delikatnie i pocałowałam go namiętnie, ale krótko. Niech tęskni.Odsunęłam się zaraz jednak i odwróciłam na pięcie. Zerknęłam na niego przez ramię i posłałam mu oczko.
-Muszę się zbierać, by pomóc mojej drużynie wygrać -dodałam zadowolona i odbiegłam od niego.
Wiedziałam, że nie było sensu go pytać, gdzie mają flagę bo by mi nie powiedział. Musiałam sama ją znaleźć.
Znaczy może inni wyczaili gdzie jest. W końcu znalazłam jednego ze swoich.Nigdy nie odpowiadało mi rozdzielanie się jeśli chodziło o coś takiego. Ale cóż czasami ktoś ma większe szanse w pojedynkę, a czasami nie.
-Znalazłeś coś?-zapytałam po chwili
-Nie, inni chyba też nie-wzruszył ramionami
Skinęłam głową i rozejrzałam się dookoła. Drzewa........drzewa! Szybko wskoczyłam na jedno drzewo , wykorzystując umiejętności kotołaka i wspięłam się na sam szczyt.  Rozejrzałam się dookoła uważnie i nie dość , że namierzyłam flagę to jeszcze odnalazłam naszą grupę. I widziałam gdzie są ludzie z Alec'a grupy.  Szybko zeskoczyłam z drzewa i spojrzałam na mężczyznę, który chwilowo mi towarzyszył.
-Idziemy po resztę ,znalazłam flagę -uśmiechnęłam się
Wspinałam się od czasu do czasu na drzewa namierzając wszystkich. Kierowałam chłopaka i parę innych osób których już znaleźliśmy. W końcu zeskoczyłam z drzewa tuż za Alec'em.
-Bu.....-powiedziałam.
Alec odskoczył i spojrzał na mnie trochę zdziwiony. Wskazałam palcem na resztę lasu, gdy usłyszeliśmy szelest.
-Kochanie, będziesz tak miły i nie będziesz mi wchodzić  w drogę?-zaśmiałam się
Spojrzałam na niego i złapałam go, a zaraz wskoczyliśmy na drzewo. Tuż obok nas przebiegła moja grupa, a ja przyjrzałam się im. Okej ja muszę też iść za nimi.
-Alec , to co widzimy się potem, czy za chwilę?-zaśmiałam się
Zeskoczyłam z drzewa i pognałam za swoimi.

(Alec?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Ta noc upłynęła bezsennie. Być może to moja wybujała wyobraźnia, jednak przez cały czas słyszałem skrobanie, warczenie, gryzienie. Gdyby nie moja umiejętność widzenia w ciemności, oszalałbym. Tak przynajmniej miałem tą namiastkę bezpieczeństwa, że nigdzie tu nie czai się wściekły nomlin czy tam nemlin. Nawet nie zmrużyłem oczu, pokonując chęć pójścia do strażnika po środki nasenne. Nie wiadomo przecież, co by tak naprawdę mi dali i nie chcę się przekonywać na własnej skórze. Rano była tak jak zwykle żołnierska pobudka: trąbka skutecznie wygania wszystkich śpiochów z łóżek. Na szczęście potrafię wytrzymać bardzo długi czas bez spania, więc nawet nie byłem zmęczony. Szybko się ubrałem, umyłem i ruszyłem na śniadanie. Wziąłem swoją porcję, a kiedy nikt nie patrzył, wsadziłem witaminy do portfela którego miałem w kieszeni. Wszyscy tutaj wyglądali jak klony: bojówki w jasne moro, błękitne koszulki. Szybko odszukałem wzrokiem oddział i usiadłem na swoim miejscu. Dziś było inaczej: wszyscy siedzieli cicho. Katherina była widocznie zdziwiona, ja nie za bardzo. Dziś przecież piątek. Dzień prania mózgu. Nikt nie chciał iść na te zajęcia. Kiedyś były codziennie, teraz co tydzień więc powinni się cieszyć. Szybko zjadłem swoją porcję.
Standardowo po musztrze mieliśmy zajęcia. Tym razem jednak nie były to zajęcia z pracy w grupie, tylko z strategi, co oznaczało, że nasz oddział dzielił się na pół i mieliśmy przejąć sztandar drugiej grupy. Los chciał, że ja i Katherina byliśmy w przeciwnej drużynie, a moja drużyna miała sztandar. Hmm.. Może być zabawnie. Zaciekle broniliśmy naszego... "skarbu". X5 z klasy wojowników bronili (mieli zdolności typowe dla wojowników, ja dla łowców [np. stan łowcy]), a ja i taka jedna dziewczyna działaliśmy w pojedynkę powoli eliminując wroga. Po pewnym czasie wpadłem na trop Katheriny i postanowiłem zrobić jej niespodziankę. Również była sama. Zaszedłem ją od tyłu, szybko złapałem i przycisnąłem do drzewa, jednocześnie zakrywając jej buzię dłonią, by nie krzyczała.
- Cześć kotku - powiedziałem i uśmiechnąłem się do niej szeroko, zabierając rękę.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Alec'a

Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego zszokowana. Nie miałam pojęcia co on tutaj przechodził. Ale nie pytałam się go, a on mi też tego do końca nie mówił. Kucnęłam  przed nim i ujęłam jego pod brudek.
-Wiem, że to są oklepane słowa i nie zwrócą Ci twojej miłości i nie zmienią przeszłości. Ale przykro mi-odpowiedziałam spokojnie.
Zaraz Alec przyciągnął mnie mocno do siebie ,ale i jednocześnie posadził mnie na swoich kolanach, wtulając się we mnie. Musiały go boleć te wspomnienia. Może nie potrzebnie pytałam? Objęłam go delikatnie , w milczeniu . Nie odzywałam się , tak samo jak on. Chyba oboje potrzebowaliśmy teraz tej ciszy by wszystko  sobie poukładać. To  dla tego on się tak o mnie martwi. Nie chce mnie stracić , tak jak przedtem inną kobietę,która pozostała dalej w jego sercu. Westchnęłam cicho i przytuliłam go mocniej do siebie.
-Przepraszam-odpowiedziałam, patrząc w ścianę zaraz za nami. Alec podniósł delikatnie głowę i spojrzał na mnie. On nigdy nie płakał tak więc cóż.
-Za co?-zapytał
-Nie musiałam pytać. Ale coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie sam mi parę rzeczy powiesz-dodałam.-Teraz, nie chcę Cię już męczyć z tymi tematami.
-Kath.....-zaczął i pogładził mnie po policzku.
Zmierzyłam go wzrokiem i przybliżyłam się do niego,a  następnie musnęłam delikatnie jego wargi.  Alec dalej mnie trzymał za policzek i gdy tylko chciałam się cofnąć. On przybliżył do mnie twarz i ponowił pocałunek.
-Kocham Cię -mruknęłam między pocałunkami.
-Ja ciebie też -odpowiedział spokojnie.
Spojrzałam mu w oczy i uśmiechnęłam się delikatnie, jednak zaraz usłyszeliśmy oboje kroki. Pocałowałam go jeszcze przeciągle i pobiegłam szybko do swojego pokoju. Weszłam tam i w sumie przez pół nocy nie mogłam zasnąć, rozmyślając o różnych rzezach. Ale co tam, dla nas kotołaków wystarczy że prześpimy nawet 2 godziny w środku nocy. Obudziłam się dopiero nad ranem, gdy mieliśmy iść na śniadanie.

(Alec?)

od Romeo - C.D Juliette

Stanąłem pod drzwiami sypialni, przeklinając w duszy Juliette za wyważenie drzwi. Znaczy dobry element zaskoczenia, ale teraz obrony mam zero, nic również oprócz linii soli nie oddziela mnie od demonów. Zacząłem szybko obliczać nasze szanse na przeżycie. Mam sześć naboi w Colt'cie i kolejne sześć w kieszeni, które się na razie nie przydadzą, bo naładowanie tak starego colta trwa wieki, w końcu to broń czarno-prochowa. Nie powinienem się zdradzać, że mam jedną z najpotężniejszych broni świata, ale nie poradzimy sobie z taką ilością demonów na raz. Wyjąłem Petersona* i wycelowałem w nich, kiedy pojawili się przed drzwiami. Przyjrzałem się jednocześnie przeciwnikom, których naliczyłem około dziesięciu. Jednego z nich poznałem: miał w końcu ranę po sztylecie między oczami. Nas nie jest tak łatwo zabić. Niestety, czy może stety?
- Kto Was przysłał? - spytałem zimno. Wyśmieli mnie.
- Nie strzelisz.
- Chcecie się przekonać? - odbezpieczyłem broń. Kilkoro z nich zeszli z linii ognia. - Jeśli chcecie mnie zabić, ustawcie się w kolejce.
Wtedy na początek wszedł pewien demon, którego skądś kojarzyłem. Nie wiem skąd, po prostu jakbym go znał.
- Tak się składa, Romeo, że jestem na początku tej kolejki.
- Sądzę, że wampirzyca w mojej sypialni stoi przed tobą, była szybsza. Poczekaj grzecznie na swoją kolej - parsknąłem, jednocześnie dając trochę czasu Juliette, by się usunęła z tego motelu. Przecież jest okno w sypialni.

(Juliette?)

*Pełna nazwa: Colt Texas Peterson.

od Alec'a - C.D Katheriny

Siedziałem sobie na łóżku, patrząc w jeden punkt. Nie zareagowałem nawet, gdy do mojego pokoju weszła Katherina, jednak gdy zaczęła mówić, w końcu spojrzałem na nią swoimi zielonymi ślepiami i westchnąłem ciężko, kiedy padło pytanie.
- Chodzi o ten psychiatryk, prawda? - uniosłem brwi. Wiedziałem, że o to właśnie idzie. Idiota musiał o tym wspomnieć. - To nic takiego. Nie jestem świrem.
Milczała. Po chwili postanowiłem jej trochę opowiedzieć, skoro tak bardzo chce. Mało, bo przecież nie pyta o nic konkretnego.
- Więc.... Wylądowałem tam, gdy miałem dziesięć lat, dwa miesiące po ucieczce oddziału w którym był Ben. Jako, że to mój bliźniak, uznali, że należę do grupy podwyższonego ryzyka. Spędziłem tam... z rok. To jak teraz my żyjemy, to bajka w porównaniu do psychiatryka. Trenowałem z oddziałami "psycho", czyli mutantami które mają moce... trudno to określić. Było parę osób z lekką telekinezą, telepatią, "ludzie komputery", telesugestia... Moja kariera poza skrzydłem psycho nie trwała zbyt długo, ponieważ już po dwóch latach mnie tam zgarnęli ponownie. Powód? Odkryto, że Ben jest dosyć mocno rąbnięty i chcieli sprawdzić, czy przypadkiem nie jest to uwarunkowane genetycznie, więc ponownie byłem w grupie podwyższonego ryzyka i znów musiałem trenować z tamtymi oddziałami. Kolejne półtora roku w piekle. Ponownie zostałem wypuszczony, więc musiałem się zrehabilitować. Zgłaszałem się na wszystkie misje, ciężko trenowałem, nigdy nie sprzeciwiałem się rozkazom. Wtedy nawet nie wiedziałem, że tak można. Zbyt mocno miałem wpojone posłuszeństwo, osiągnęło to poziom w którym wypełnienie polecenia było ważniejsze niż cokolwiek. Aż w końcu, gdy miałem około osiemnaście lat... mówiłem Ci, że była pewna dziewczyna przed tobą. I pewnie już wiesz, że stała jej się krzywda z mojej winy... To mocno nadszarpnęło moją psychikę. Wypełniałem rozkazy... i wtedy po raz pierwszy uświadomiłem sobie, że mogą się mylić. Gdybym sprzeciwił się choćby pięć minut wcześniej... Nic by jej się nie stało. Ale stało się. Manticore od razu postanowiło zrobić ze mną porządek. Pamiętam... tortury, pięć miesięcy wśród nemlinów i kolejne półtora roku w psychiatryku, tym razem jednak było dużo gorzej niż wcześniej. W końcu byłem buntownikiem, co? Miesiąc później po moim wyjściu, Manticore spłonęła w płomieniach, które miały zabić również wszystkie mutanty w niej. Nie udało się, jak widzisz.


(Katherina?)