Jeden krok, by być bliżej nieba.
Jeden krok, by dostać się do raju.
Dalej, Beatrize, nie stchórz ponownie. Pamiętasz, jak się robi pierwszy krok, pamiętasz jak się spada by zaraz unieść się w powietrzu, pośród białych chmur. Pamiętasz, jak się lata. Nie bój się. Nie patrz w dół. Po prostu skocz...
Spojrzałam w dół, na ulicę pogrążone w mroku. Gdzieś tam ktoś stłukł butelkę, para postanowiła dać upust pożądania w mrocznej uliczce, jakaś kobieta czekała na autobus nocny, pięciu mężczyzn wracało z pijackiej przygody. Stałam na starym budynku, dokładnie na krawędzi. Odetchnęłam zimnym powietrzem powoli i cofnęłam się, przeczesując dłonią włosy. Codzienna rutyna, próby zmuszenia się do rozwinięcia skrzydeł, które w naczyniu były niczym innym jak ciemnym pyłem i ta chęć skoczenia, wypróbowania ich. Powoli weszłam przez okno do mojego niezbyt ładnego pokoiku na poddaszu. Ściany z czerwonej, gołej i w niektórych miejscach skruszonej cegły wydawały się krzyczeć o zapomnieniu tego miejsca przez świat, jednak przeczył temu materac pod ścianą i biurko ubarwione kredkami, farbami, drewnem, figurkami i nożem do strugania. Wyszłam z ponurej kamienicy, na zimny, mokry beton, zwany chodnikiem. Przebrnąwszy ulice, nachlapane przez pracowite niebo i chmury o krzywych pyskach, dotarłam do kawiarni, gdzie powoli zajęłam swoje miejsce, obite czerwoną skórą w ciemnym odcieniu. Podeszła do mnie dobrze znana kelnerka, która wydawała się jednak mnie nie pamiętać. Nadal nie potrafiłam się do tego przyzwyczaić. Jak oni umieją rozmawiać? Śmiać się z obcymi ludźmi? Dlaczego pamiętają głośne, rozpite towarzystwo, które wpada raz na sto lat, a będącą codziennie tutaj cichą dziewczynę nie? Nie wzięłam do ręki menu, znając je już na pamięć.
- Czym mogę służyć? - spytała swoim miłym głosem, jak zwykle. Uniosłam wzrok, zamiast wbijać go bezczynnie w swoje ręce.
- Poproszę gorącą czekoladę - powiedziałam, a po paru chwilach stała pięknie pachnąca filiżanka przede mną. Wzięłam ją w rękę, upiłam łyka i zajęłam się swoimi sprawami, mianowicie bazgrałam czarnym ołówkiem po kartce. Po jakimś czasie usłyszałam, jak drzwi poruszają dzwoneczek, obwieszczający, że ktoś przyszedł. Żłopnęłam z filiżanki i powróciłam do bazgrania, wiedząc, że przecież nikt nie zwróci na mnie uwagi. Tak było zawsze, jest i tak najpewniej zostanie.
( Angelo?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz