poniedziałek, 3 listopada 2014

od Vivienne - C.D Bena (event)

Ściągnęła tę głupią maskę, która tylko drażniła piórami i ostrym wykończeniem jej policzki. Cisnęła ją pod nogi, nie mniej wściekła jak on.
- Ty myślałeś, że ja tego chciałam?! Otóż nie! - syknęła ze złością, uderzając go w pierś dłońmi, odpychając z czystą wściekłością odbijającą się w wielkich, szmaragdowych oczach. A Ben? Delikatny jak pański piesek, zachowuje się jakby jego sprawy były najważniejsze, a on sam był pępkiem świata. Udaje ciągle tajemniczą, owianą grozą postać, a jest po prostu najzwyczajniej zmutowany genetycznie, jak parę tysięcy innych mutantów. Powinien kupić sobie jakiś krem nawilżający na tę bardzo wrażliwą skórę. Fuknęła, przeklinając w duchu podły los, który ani razu nie obdarzył jej życzliwą, całkiem normalną osobą. Widocznie ślepy traf musi splatać ze sobą życia dziwaków.
Wyjrzała zza kotary, śledząc wzrokiem policjanta. Krążył między parami jak wilk, czekający aż jeden z baranów oddali się od stada. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem, w duchu obiecując sobie, ze jak najszybciej wyjdzie z miasta. Jeszcze dziś w nocy.
Spojrzała na Bena, który stał jak stał, przewiercając ją chłodnym spojrzeniem. - Możesz iść, nikt cię tu nie trzyma. I spokojnie, nie mam zamiaru cię dotykać - prychnęła, unosząc ręce w górę.

Ben?

od Bena - C.D Vivienne (event)

Wszystkie mięśnie momentalnie się spięły, płuca gwałtownie zaczerpnęły powietrza ani myśląc go wypuszczać. Odsunął się minimalnie, jednocześnie nie chcąc zwracać na ich osoby uwagi, choć miał ochotę odskoczyć jak najdalej się da i upewnić, że już nigdy nie poczuje jej dotyku na sobie. Trudno wyjaśnić, czemu był dla niego jak tortura, sam nie wiedział, ale był pewien, że to nie jest miłe uczucie.
- Obejmij mnie w talii, udawaj że tańczymy.
- Puść mnie. Proszę - szepnął, jednak kobieta nie zastosowała się. Westchnął ciężko i objął ją niepewnie i bardzo lekko. - Postaraj się nie dotykać bezpośrednio mojej skóry - powiedział jeszcze, naśladując wszystkich w około i nawet mu się to udawało. Uwagę jednak przykuła policja, stojąca przy wejściu i rozmawiająca z organizatorem. ben był pewien, że to o niego chodzi, trudno bowiem już zliczyć o ile zbrodni jest oskarżony. Zabójstwa z szczególnym okrucieństwem, bezczeszczenie zwłok, kradzieże, przemyt, nielegalny handel, fałszywki i ucieczka z więzienia, która była jedynym bezpodstawnym zarzutem, bowiem popełnił ją Alec. Gdy byli przy wejściu z sali do reszty rezydencji, niepostrzeżenie wepchnął tam Vivienne jednocześnie samemu wchodząc. Przykuł ją do ściany, starając się opanować nadchodzącą furię. Zacisnął szczękę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał, by szybko się od niej odsunąć, poza zasięg rąk. Nadal czuł to okropne uczucie na szyi.

(Vivienne?)

od Katheriny - C.D Alec'a (event)

Spojrzała na niego z chytrym uśmieszkiem i rozejrzała się uważnie po sali. Do środka weszli jacyś policjanci. Nie chciała mieć na karku gostków z jakiegoś tam powodu. Złapała Alec'a za ręce i pociągnęła w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro.
-Chciałabym pozwiedzać -zaśmiała się zadowolona
-Na pewno tylko tyle?-zapytał podejrzliwie
-Na pewno-przytaknęła pewnie
Odwróciła się na chwilę i zerknęła na niego przez ramie , widząc jego trochę przygnębioną minę, z jej odpowiedzi. Zatrzymała się i odwróciła do niego niego z uśmiechem.
-Ktoś tu chyba, chce czegoś więcej-dodała z chytrym uśmieszkiem.
Przybliżył się do niej, jednak ona pokręciła przecząco głową i znalazła nie dość że pokój to jeszcze wyjście na balkon. Był wieczór, a przynajmniej na górze nie zauważy ich policja. Podniosła głowę do góry, stając przy barierce , wpatrując się w piękną pełnię księżyca. Odwróciła się i zaraz centralnie za nią stał Alec. Uśmiechnęła się do niego zawadiacko i pocałowała go namiętnie, oraz zachłannie. Napierał na nią, całym swoim ciałem , a zaraz posadził ją na barierce i dalej całował. Stopniowo schodził w dół, a zaraz drażnił zębami i językiem jej szyję.
-Miło-zamruczała z rozkoszy.
Potem zszedł jeszcze niżej, zsuwając z jej ramiona, ramiączko od czarnej sukienki. Przejechała delikatnie ręką po jego włosach, a zaraz przyciągnęła jego usta do swoich, w gorącym pocałunku.

(Alec?)

od Vivienne (event)

Para zaczęła obściskiwać się w jednym z ciemnych, ustronnych kątów. Vivienne odwróciła wzrok z niesmakiem.
Oto definicja miłości XXI wieku.
Ujęła zgrabnie między palce kieliszek, po czym oparła się o blat, leniwie oglądając wirujące w rytm muzyki pary; mężczyzn, rozkochujących w sobie panie za sprawą tony żelu na włosach i marnej imitacji mięśni, które pozostają raczej w dalszym zaniku mimo pozornych starań ich naprężenia, damy, które uwodzą nie urodą oraz inteligencją, bo jak tak spojrzeć to zdecydowana. Większość przedstawicielek płci pięknej tych cech po prostu nie posiadała, a odkrytym wręcz do pępka dekoltem i wyciśniętym w lśniący lateks tyłkiem.
Czasami Vivienne miała ochotę rzucić wszystko i teleportować się na księżyc, a patrząc na scenę rozgrywającą się przed jej oczami-stosunkowo często, żeby nie powiedzieć "ciągle".
Jej wzrok przykuło drobne zamieszanie przy drzwiach wejściowych; na szybie dostrzegła szybki taniec czerwonego światła przeplatanego niebieskimi błyskami. Psy.
Jakby na potwierdzone jej myśli do holu wkroczył funkcjonariusz, chyba jedyny mężczyzna na sali posiadający na wyłączność prawdziwe mięśnie. Gliniarz poprosił stojącego przy drzwiach lokaja o listę gości. Vivienne była pewna, że chodzi o nią. Oczywiście miała na tyle oleju w głowie, aby podać fałszywe imię i nazwisko, ale niewykluczone, że mieli jej rysopis; po pierwszej i ostatniej, miała nadzieję, wpadce przy robocie sąsiedzi jej ofiary mogli usłyszeć odgłosy szamotaniny albo co gorsza zobaczyć jak Lotka ucieka zraniona. Teraz ściągała na siebie uwagę siedząc samotnie przy barze. Odstawiła kieliszek z nietkniętą zawartością na blat i zsunęła się zgrabnie z krzesła. Wzrokiem powędrowała do przyglądającemu się jej z uwagą Benowi. Skinęła do niego głową, dając znak, aby podszedł. Ten zmarszczył brwi i niepewnie zbliżył się do Vivienne. Nie zdążył nic powiedzieć, jak zarzuciła mu ręce na ramiona.
- Obejmij mnie w talii, udawaj że tańczymy - szepnęła, prawie w ogóle nie poruszając wargami.

Ben?