Nie miał pojęcia, co się stało. W jednej chwili stał w mieście, w oknach widział zaciekawionych ludzi i stres rósł, a zaraz potem... znajdował się tam, gdzie poznał Beatrize. Jak na pstryknięcie palcem przenieśli się w miejsce oddalone o dobre kilka kilometrów. Damon rozejrzał się zdumionym wzrokiem. W życiu nie przeżył czegoś takiego. Uczucie towarzyszące temu nagłemu przeniesieniu się było... niezwykłe. Jakby całe jego wnętrze zawirowało, a potem nagła lekkość. I z powrotem powrót do normalności. Kiedy pojawili się pod TAMTYM drzewem, gdzie wszystko się zaczęło... chwilowo stracił słuch. Przeciągliwy pisk dudnił mu w głowie przez trzy sekundy i zaraz wszystko wróciło do normy. Widocznie jakiś efekt uboczny. Nawet nie spostrzegł, że anielica upadła na kolana. #713 patrzył na towarzyszkę otrzepującą się z resztek kurzu. Widział, że chwieje się na nogach. Użycie tej... zdolności z pewnością kosztowało ją sporo energii...
— Co ty zrobiłaś? — spytał po chwili, a w jego głosie nadal dźwięczało spore zdziwienie.
— Przeteleportowałam nas... — odparła słabym głosem.
Nie był pewien, czy ta cała teleportacja była dobrym pomysłem. Nie chciał, by przez niego coś jej się stało. Nawet jeżeli to była zwykła chwilowa słabość to i tak z jego winy czuła się źle.
— Wszystko dobrze? — zapytał niepewnie, obserwując ją.
— Tak, w porządku... — tuż po udzieleniu odpowiedzi białowłosa przechyliła się niebezpiecznie na bok.
Szybka reakcja Damona sprawiła, że grawitacja nie wygrała tej bitwy. Przytrzymał ją.
— Nie wydaje mi się... — mruknął. Nie podobało mu się to. Ta cała magia... On po prostu wolał technologię, nowoczesność, a nie czary mary i pyłki wróżek. — Wydaje mi się, że powinnaś odpocząć. — dodał jeszcze.
— To zbędne, przejdzie mi. Norma, zawsze tak jest... — rzekła wolno z półprzymkniętymi oczami.
Wolno cofnął swoje ręce. Mimo tych wszystkich zapewnień wolał być gotowy na wszystko, dlatego nie odstępował jej nawet na krok, a przynajmniej taki był jego zamiar. Wtem jego wzrok przykuła cudowna tęcza. Warto wspomnieć, że miejsce, w którym się znajdywali położone było na delikatnym wzniesieniu. Podszedł bliżej krańca ów wzgórza.
— Cudowny widok, prawda? Rzadko zdarzało mi się widywać tak mocne kolory u wszelkich tęcz. Zawsze bawiły mnie te opowiastki, że na jej końcu znaleźć można garniec złota... — zaśmiał się cicho, kręcąc przecząco głową i nie dowierzając głupocie ludzkiej. — A ciebie? — zdziwił się, gdy przez dłuższy czas nie otrzymywał odpowiedzi. — Beatrize? — odwrócił się wolno.
Nie widział jej... dopóki nie skierował wzroku nieco niżej. Spostrzegł ją na ziemi, nieprzytomną. W ułamku sekundy znalazł się tuż przy niej, klęcząc.
— Wszystko dobrze, tak? Te twoje zapewnienia... — burknął. Wiedział, że nie można ufać takim słowom, bo każdy mówi tak tylko po to, by nie martwić drugiej osoby. Że też wcześniej na to nie wpadł.
Nie miał pojęcia, co zrobić z nieprzytomnym aniołem. Ile czasu są w tym "transie"? Czy wolno próbować je budzić? Kompletna pustka. Dlaczego musi być aniołem?! Stworzeniem, o którym on nic nie wie?! Nie mając pomysłów, delikatnie chwycił ją na swoje ramiona. Była leciutka jak piórko. Do jego "domu" nie było zbyt blisko, ale jeżeli posłuży się transgeniczną szybkością...
Po kilku minutach byli na miejscu. Mieszkał w starej chacie w głębi lasu, tuż przy wielkim jeziorze. Nad zbiornikiem wodnym unosiła się teraz tajemnicza mgła. Wszedłszy do środka, w pierwszej kolejności ułożył dziewczynę wygodnie na swoim łóżku. Dodatkowo delikatnie przykrył ją mięciutkim kocykiem. Nie wiedział, co dalej zrobić. Denerwował się. Usiadł przy drewnianym stoliku, na którym stał spory kubek. Kubek ze specjalną cieczą, tylko dla niego. Jeżeli inne stworzenie napiłoby się go... to na pewno skończyłoby się śmiercią. Popijał więc i czekał niecierpliwie na pobudkę anielicy. Zależało mu na niej i nie pozwoliłby na skrzywdzenie jej. Czuł się winny, bo to z jego powodu zapadła decyzja o teleportacji...
Beatrize? XD Musiałam. c:
czwartek, 13 listopada 2014
od Beatrize - C.D Damona
Podążyła za jego wzrokiem, napotykając jakąś młodą kobietę, widocznie zainteresowaną jej niecodziennym towarzyszem. Po chwili znikła, zapewne informując swą rodzinę o przebierańcu czającym się w mieście. Damon wydawał się zdenerwowany zaistniałą sytuacją, postanowiła więc uratować go. Pewnie nie zdążyliby umknąć przed ciekawskimi ślepiami, postanowiła więc bardziej skuteczną metodę. Złapała go mocno i po chwili byli w miejscu, w którym się spotkali. Taki bajer aniołów, pozwalający na szybkie przemieszczanie się. Było jednak parę skutków ubocznych, choć miała nadzieje, że na zapuszkowanego psa działać nie będą. Tylko anioły w miarę dobrze to znosiły, choć mocno słabły, a kiedy przy samym fakcie były osłabione... wtedy najczęściej po prostu mdlały lub silnie krwawiły.
Teraz udało się bez większych problemów, choć Beatrize upadła na kolana. Spod białych pasem włosów które opadły na jej bladą twarz spojrzała na Damona orzechowymi ślepiami. Zszokowany rozglądał się, jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi. Powoli wstała, otrzepując się z resztek ziemi które zadomowiły się na jej czarnych getrach.
(Damon?)
Teraz udało się bez większych problemów, choć Beatrize upadła na kolana. Spod białych pasem włosów które opadły na jej bladą twarz spojrzała na Damona orzechowymi ślepiami. Zszokowany rozglądał się, jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi. Powoli wstała, otrzepując się z resztek ziemi które zadomowiły się na jej czarnych getrach.
(Damon?)
od Max - C.D Bena
Prawy sierpowy może się powtórzyć, ależ nie ma żadnego problemu! Ona z chęcią wyżyje się na irytującym braciszku.
— Oj, igrasz z ogniem, koleś... — mruknęła, przewracając jednocześnie oczami.
W jednej chwili poczuła okropny chłód. Zimno przeszyło ją aż po same kości. Najwyraźniej zapomniała o tym, że wypadałoby się przebrać. Łatwo mówić "przebrać", gdy ma się przy sobie swoje ubrania. Teraz była u tego śmieciarza, a przecież nie pożyczy od niego niczego. Na samą myśl... bleah! Musiała jakoś wytrzymać. Nadal padało, a do domu miała daleko. Nawet bardzo. Spojrzała na chłopaka, który wciąż się z niej nabijał.
— No już, żebyś czasami płuc ze śmiechu nie wypluł! — rzuciła rozdrażniona. Rozbawiła go znowu, jeszcze bardziej. — Naprawdę zabawne, ha ha... — prychnęła.
Postawiła kilka kroków w przód. Nie wiedziała, że uleciało z niej aż tyle wody, by powstała kałuża. W wyniku swej nieuwagi... cóż, poślizgnęła się. Zarzuciło ją wprost na komodę, która spowodowała, że nie przewróciła się. Dziękowała temu meblowi za uratowanie przed obiciem sobie czterech liter. Nawet nie musiała patrzeć na Bena, by wiedzieć, że ten aktualnie kładzie się ze śmiechu. Ścięła go morderczym wzrokiem.
— Hej, bo będę zmuszona cię dotknąć! Twoja zmora, braciszku... — już wiedziała, w jaki sposób wypracować sobie szacunek. Wystarczy kilka chwil i będzie jadł jej z ręki... Tylko czy aby wojowniczka się nie przeliczyła? Nieważne, miała nadzieję, że "groźba" zadziała.
Ben? X"D
— Oj, igrasz z ogniem, koleś... — mruknęła, przewracając jednocześnie oczami.
W jednej chwili poczuła okropny chłód. Zimno przeszyło ją aż po same kości. Najwyraźniej zapomniała o tym, że wypadałoby się przebrać. Łatwo mówić "przebrać", gdy ma się przy sobie swoje ubrania. Teraz była u tego śmieciarza, a przecież nie pożyczy od niego niczego. Na samą myśl... bleah! Musiała jakoś wytrzymać. Nadal padało, a do domu miała daleko. Nawet bardzo. Spojrzała na chłopaka, który wciąż się z niej nabijał.
— No już, żebyś czasami płuc ze śmiechu nie wypluł! — rzuciła rozdrażniona. Rozbawiła go znowu, jeszcze bardziej. — Naprawdę zabawne, ha ha... — prychnęła.
Postawiła kilka kroków w przód. Nie wiedziała, że uleciało z niej aż tyle wody, by powstała kałuża. W wyniku swej nieuwagi... cóż, poślizgnęła się. Zarzuciło ją wprost na komodę, która spowodowała, że nie przewróciła się. Dziękowała temu meblowi za uratowanie przed obiciem sobie czterech liter. Nawet nie musiała patrzeć na Bena, by wiedzieć, że ten aktualnie kładzie się ze śmiechu. Ścięła go morderczym wzrokiem.
— Hej, bo będę zmuszona cię dotknąć! Twoja zmora, braciszku... — już wiedziała, w jaki sposób wypracować sobie szacunek. Wystarczy kilka chwil i będzie jadł jej z ręki... Tylko czy aby wojowniczka się nie przeliczyła? Nieważne, miała nadzieję, że "groźba" zadziała.
Ben? X"D
od Damona - C.D Beatrize
Kiedy Beatrize rozpoczynała swoją opowieść, gdzieś na plecach wcisnął ledwo wyczuwalny i praktycznie niewidzialny przycisk. Uruchomił się dyktafon. Wszystko to, co powiedziała zostało nagrane. Nie zamierzał wykorzystać tego niecnie. Po prostu zbierał informacje do swojej "wikipedii" o paranormalnych zjawiskach. Potem odsłucha, teraz nie ma czasu. A więc stworzył ją Bóg. Norma, to w końcu anioł. Kiedy przed swoją opowieścią rzekła do Damona, że ma dobre serce... zrobiło mu się ciepło i miło.
— Zatem u ciebie też nie było zbyt kolorowo... — zaśmiał się cicho i niepewnie. Atmosfera zrobiła się z lekka sztywna, dlatego wolał rzucić coś dla odstresowania. Przynajmniej spróbował.
W międzyczasie pogoda nieco się poprawiła. #713 zauważył to wówczas gdy do jego uszu przestał dobiegać dźwięk kropel deszczu odbijających się od blaszanego dachu. Pohukiwanie, które wywoływała burza również ucichło. Wyczuwał już tylko delikatne wstrząsy ziemi, nie było nic słychać. Przez niewielkie okienko w dachu wpadło światło słoneczne.
— Już chyba po wszystkim. — stwierdziła cicho białowłosa.
Przyznał jej rację. Chwilę później zaproponował opuszczenie pomieszczenia. Kiwnęła jedynie głową. Zeszła pierwsza, potem on. Znów jakieś czary i drabinko-schody zniknęły. Gdy tylko opuścił kamienicę, do jego nozdrzy wdarł się zapach świeżości. Wziął głęboki wdech i odetchnął, wzdychając przy tym z przyjemnością.
— Opuśćmy miasto zanim mieszkańcy... — jego wzrok przykuła jakaś młoda kobieta w oknie z domu naprzeciwko. Obserwowała go z błyskiem zainteresowania w oku. Ciemne ślepia sprawiały, że czuł się nieswojo — ...zauważą mnie... — dokończył znacznie ciszej, nie spuszczając z niej wzroku. Kobieta w oknie powiedziała ktoś do kogoś obok siebie i zniknęła. — Beatrize... — Damon wypowiedział niepewnie imię swej towarzyszki, a potem wolno przeniósł na nią wzrok. — Chyba już pora zejść ze sceny... Nie wydaje mi się, bym był tutaj mile widziany... — teraz non stop rozglądał się. Zaniepokojenie wzrosło, serce przyspieszyło rytm. System prześwietlał każdy zakamarek. Czuł, że zagrożenie jest coraz większe.
Anielicy nie groziło nic, bo wyglądała jak zwykły człowiek, ale on... wręcz przeciwnie.
Beatrize? XD
— Zatem u ciebie też nie było zbyt kolorowo... — zaśmiał się cicho i niepewnie. Atmosfera zrobiła się z lekka sztywna, dlatego wolał rzucić coś dla odstresowania. Przynajmniej spróbował.
W międzyczasie pogoda nieco się poprawiła. #713 zauważył to wówczas gdy do jego uszu przestał dobiegać dźwięk kropel deszczu odbijających się od blaszanego dachu. Pohukiwanie, które wywoływała burza również ucichło. Wyczuwał już tylko delikatne wstrząsy ziemi, nie było nic słychać. Przez niewielkie okienko w dachu wpadło światło słoneczne.
— Już chyba po wszystkim. — stwierdziła cicho białowłosa.
Przyznał jej rację. Chwilę później zaproponował opuszczenie pomieszczenia. Kiwnęła jedynie głową. Zeszła pierwsza, potem on. Znów jakieś czary i drabinko-schody zniknęły. Gdy tylko opuścił kamienicę, do jego nozdrzy wdarł się zapach świeżości. Wziął głęboki wdech i odetchnął, wzdychając przy tym z przyjemnością.
— Opuśćmy miasto zanim mieszkańcy... — jego wzrok przykuła jakaś młoda kobieta w oknie z domu naprzeciwko. Obserwowała go z błyskiem zainteresowania w oku. Ciemne ślepia sprawiały, że czuł się nieswojo — ...zauważą mnie... — dokończył znacznie ciszej, nie spuszczając z niej wzroku. Kobieta w oknie powiedziała ktoś do kogoś obok siebie i zniknęła. — Beatrize... — Damon wypowiedział niepewnie imię swej towarzyszki, a potem wolno przeniósł na nią wzrok. — Chyba już pora zejść ze sceny... Nie wydaje mi się, bym był tutaj mile widziany... — teraz non stop rozglądał się. Zaniepokojenie wzrosło, serce przyspieszyło rytm. System prześwietlał każdy zakamarek. Czuł, że zagrożenie jest coraz większe.
Anielicy nie groziło nic, bo wyglądała jak zwykły człowiek, ale on... wręcz przeciwnie.
Beatrize? XD
od Bena - C.D Max
Woda z jego siostry ciągle skapywała na podłogę, a pod jej nogami zrobiła się już całkiem sporych rozmiarów kałuża. Postanowił nie zwracać na to uwagę, najwyżej każe Max to zmywać, bo sam sprzątać jej bałaganu nie zamierza.
Rozbawiały go takie pogadanki o związkach, miłości czy rozstaniach. Dosyć się tego nasłuchał od brata czy też Katheriny. Trudno jest się więc dziwić jego reakcji, tak kpiącej i wrednej w stosunku do Max. Ona mogła mu połamać kości, on mógł jej trochę podokuczać, to i tak nic poważnego. Odruchowo obronnie poruszył rękami, gdy skarpetki zwinięte w kulę trafiły go w głowę, po czym spojrzał na nią. Złość za rzut znikła, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech, który on natychmiast odwzajemnił. Nie raz przyjmował na siebie ciosy od Max, przy których przecież uderzenie skarpetkami to nic. Nie umie zliczyć, ile razy choćby zarobił pięknego prawego sierpowego, ponieważ troszeczkę przegiął. Bywa.
- Niech zgadnę: ja też może kiedyś wpadnę na swego jedynego tak jak on, będziemy się kochać, pobierzemy się i będziemy mieli dom z równo skoszonym trawnikiem, psa i śliczne, zmutowane dzieciątka - powiedział, przedrzeźniając ją i jednocześnie się uśmiechając podle. Takie marzenia wydawały mu się niedorzeczne i głupie,
(Max?)
Rozbawiały go takie pogadanki o związkach, miłości czy rozstaniach. Dosyć się tego nasłuchał od brata czy też Katheriny. Trudno jest się więc dziwić jego reakcji, tak kpiącej i wrednej w stosunku do Max. Ona mogła mu połamać kości, on mógł jej trochę podokuczać, to i tak nic poważnego. Odruchowo obronnie poruszył rękami, gdy skarpetki zwinięte w kulę trafiły go w głowę, po czym spojrzał na nią. Złość za rzut znikła, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech, który on natychmiast odwzajemnił. Nie raz przyjmował na siebie ciosy od Max, przy których przecież uderzenie skarpetkami to nic. Nie umie zliczyć, ile razy choćby zarobił pięknego prawego sierpowego, ponieważ troszeczkę przegiął. Bywa.
- Niech zgadnę: ja też może kiedyś wpadnę na swego jedynego tak jak on, będziemy się kochać, pobierzemy się i będziemy mieli dom z równo skoszonym trawnikiem, psa i śliczne, zmutowane dzieciątka - powiedział, przedrzeźniając ją i jednocześnie się uśmiechając podle. Takie marzenia wydawały mu się niedorzeczne i głupie,
(Max?)
od Beatrize - C.D Damona
Przyjrzała mu się, nie przerywając opowieści, dając mu wolną rękę. Pozwalając się wygadać, opowiedzieć trochę. Lubiła słuchać o innych, sama zazwyczaj milcząc. Dlaczego ludzie - bądź nieludzie - zazwyczaj wyjawiali jej więcej niż innym? Nie wiadomo. Być może to przez fakt bycia aniołem.
- Masz dobre serce. Przy takiej przeszłości trudno zachować tą cechę. - stwierdziła. Westchnęła cicho, wiedząc, że musi się zrewanżować. Co miała opowiadać? Jest tylko aniołem, historia wszystkich jest do bólu podobna. - Ja się nie urodziłam, acz zostałam stworzona. Znam jedynie "ojca" i swoje bardzo liczne rodzeństwo. Podzieleni na poszczególne chóry, żyliśmy w spokoju, kiedy bóg tworzył ziemię. Odgrywaliśmy swe role sumiennie, dopóki stwórca nie wpadł na pomysł ludzi. Wszyscy się cieszyli, dopóki bóg nie pokochał ich bardziej niż nas, a potem każąc się kłaniać. Archanioł Lucyfer się zbuntował, odmówił, za co nasz ojciec stracił go z ziemi. W jego ślad poszło razem dwieście aniołów, teraz porozrzucanych po świecie, bądź już dawno martwych. Ja zostałam w niebie, wypełniając rozkazy "z góry". Od czasu do czasu schodziłam na ziemię, jednak wolałam być w Edenie. Około dwudziestego wieku zaczęli mówić, że bóg nas zostawił bądź umarł, przez co w niebie wybuchły zamieszki. Zmęczona tymi ciągłymi wojnami zeszłam na ziemię i,... jestem tutaj. Taka moja historia w dużym skrócie.
(Damon?)
- Masz dobre serce. Przy takiej przeszłości trudno zachować tą cechę. - stwierdziła. Westchnęła cicho, wiedząc, że musi się zrewanżować. Co miała opowiadać? Jest tylko aniołem, historia wszystkich jest do bólu podobna. - Ja się nie urodziłam, acz zostałam stworzona. Znam jedynie "ojca" i swoje bardzo liczne rodzeństwo. Podzieleni na poszczególne chóry, żyliśmy w spokoju, kiedy bóg tworzył ziemię. Odgrywaliśmy swe role sumiennie, dopóki stwórca nie wpadł na pomysł ludzi. Wszyscy się cieszyli, dopóki bóg nie pokochał ich bardziej niż nas, a potem każąc się kłaniać. Archanioł Lucyfer się zbuntował, odmówił, za co nasz ojciec stracił go z ziemi. W jego ślad poszło razem dwieście aniołów, teraz porozrzucanych po świecie, bądź już dawno martwych. Ja zostałam w niebie, wypełniając rozkazy "z góry". Od czasu do czasu schodziłam na ziemię, jednak wolałam być w Edenie. Około dwudziestego wieku zaczęli mówić, że bóg nas zostawił bądź umarł, przez co w niebie wybuchły zamieszki. Zmęczona tymi ciągłymi wojnami zeszłam na ziemię i,... jestem tutaj. Taka moja historia w dużym skrócie.
(Damon?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)