poniedziałek, 13 października 2014

od Alec'a - C.D Katheriny

Szefowa dotrzymała słowa. Gdy zacząłem wykonywać jej rozkazy, odpuściła mi trochę. Niewiele, ale jednak. Mogłem już sam chodzić po Manticore, tylko do strefy szpitalnej miałem zakaz. Oczywiście nie było tak, że mogłem plątać się bez celu. To pozwolenie obowiązywało jeśli miałem określony powód. Zostałem wezwany, "odwiedzałem partnerkę" w wiadomym celu, szedłem na stołówkę, ćwiczenia, badania. Próbowałem dowiedzieć się od lekarzy coś o Kath i dziecku, ale za każdym razem słyszałem "to już nie Twoja sprawa". Eh... Serio?

***
Minął już miesiąc. Ani słowa od Katheriny. Nie dała nawet znać o sobie. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Bardzo martwiłem się o nią, przecież by tak nagle nie przestała się odzywać. Może coś się stało? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Chciałbym do niej chociaż zajrzeć... gdyby nie to, że witaminowy ochroniarz został przeniesiony. A ja i tak miałem bardzo zawalony dzień. Musiałem jakoś to przeżyć. Nie mogłem się skupić na niczym, dopóki o dwunastej nie wracałem do pokoju i mogłem spokojnie opracowywać plan ucieczki. Niestety, Manticore jest pilnie strzeżona. Patrole, mury... Być może dalibyśmy radę uciec, gdyby nie nasza córeczka. Kath będzie osłabiona zapewne następne kilka miesięcy, nie mówiąc o tym, jak tu uciec niosąc dziecko. A jednak czułem, że każdy kolejny dzień zbliża mnie do przełomu. Pranie mózgu dawało efekty, choć sam bałem się to przyznać.
Przeżyje. Przynajmniej to się liczy.

(Katherina?)

od Romeo - C.D Juliette

To zdecydowanie mi się nie podobało. Nienawidziłem smaku krwi, szczególnie stworzeń nadnaturalnych. Jedynie demoniczna była znośna, w końcu natura nas tak zaprojektowała. Miałem wielką ochotę wypluć ciecz, jednak powstrzymałem się i z grymasem połknąłem. Przesadzała. Nawet nie czułem tych ran, w końcu mój próg bólu jest kilkanaście razy wyższy od jej, a co dopiero zwykłego człowieka. Odsunąłem się trochę od niej, czując, jak rany się zasklepiają i goją trochę szybciej niż normalnie by to nastąpiło. Trochę tego było. Dwie rany na wardze, dwie na szyi i osiem, dziesięć na plecach. Miło, że się martwi, ale ja jestem demonem. Mi się nic nie stanie.
- Parę małych ranek, a ty już robisz aferę - mruknąłem, by zaraz znów ją do siebie przyciągnąć i pocałować. Taki zwykły romans. Co będzie jutro? Nie wie nikt. Być może pozostanie po nas tylko ślad. Kartka papieru, ulubiona kurtka, zakurzona broń w której naboi brak. A może odwrotnie? Uciekniemy z ich szponów i za sto lat miniemy się na jakiejś ulicy?
Właśnie ta niepewność nas do siebie zbliżyła. Kiedy żyjesz na krawędzi, masz gdzieś konsekwencje. Żyję chwilą. Jestem chodzącym przykładem "żyj szybko" choć do "umieraj młodo" mi się nie śpieszy. Dobrze, koniec z smutkiem i tak dalej. Kiedy oderwała się od moich ust, postanowiłem trochę rozluźnić atmosferę... Choć i tak czułem się zawiedziony pewnym faktem. Spojrzałem na nią i zmarszczyłem brwi z wyraźnym niezadowoleniem, po czym zrobiłem minę zbitego psa.
- Co się stało? - spytała.
- Miałaś spać nago, księżniczko - rzuciłem oskarżającym tonem, chociaż żartobliwie. Tak... miała na sobie ubrania.

(Juliette?)

Od Juliette - C.D Romeo

Złączyłam nasze usta namiętnym pocałunkiem nadal zostawiając go głodnym, nie dając mu wszystkiego czego moje usta mogły by mu dać.
-Z chęcią- powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy, może spojrzę w nie ostatni raz.- Chyba, że nie dożyje- szepnęłam
-Kiepski żart.-objął mnie ponownie w talii przyciągając do siebie. Serio?! Znów! Wszystko słyszał.
Spojrzał mi w oczy z niedowierzaniem, jakby przez nie ujrzał moje wnętrze.
-Ty nie żartujesz.-stwierdził
-Ja nigdy nie żartuje- czułam jak braknie mi głosu w gardle.Wampirzym tempem uwolniłam się z jego objęcia
i zamknęłam się w łazience.
-Księżniczko-zaśmiał się stojąc pod drzwiami.-Liczę do trzech i wywarzam drzwi-powiedział ubierając się.
-Trzy.- odparł, a wtedy wyszłam z łazienki, już ubrana. -Masz wyczucie.
-Owszem i nie tylko.- uśmiechnęłam się z nadzieją, że zapomniał o naszym wcześniejszym temacie.Wplotłam ręce w jego włosy, bawiąc się nimi.On powoli i chytrze zbliżał się do moich ust, kiedy nagle pchnął mnie na łóżko.Element zaskoczenia, tak? Jego ręce przyszpiliły moje do łóżka, a nasze oczy będąc na przeciwko siebie były zmuszone na siebie patrzeć.
-To skończysz grzecznie temat? Ja jestem pamiętliwy.- zmierzył mnie wzrokiem. Uniosłam wargi do jego ust, przywierając do nich.
-Nie ważne-odchodziło zręcznie od tematu.W powietrzu uniósł się zapach krwi.Koszulka Romeo powoli zaczęła zmieniać kolor przez płynącą krew.
-To moja sprawka?
-Co? Moje chęci na ciebie?-uśmiechnął się
-Nie ta krew.- skarciłam go wzrokiem.-Puść mnie- poprosiłam. Gdybym mogła uwolniła bym się sama, ale teraz trzymał mnie jak za pierwszym razem naszego spotkania.Grzecznie zrobił to o co go poprosiłam.
Już nawet nie myślałam o te ucieczce, moje zabawy mogą się źle dla niego skończyć.Tak, trudno mi to przyznać, ale martwiłam się o niego.W końcu poczułam, że mam sumienie.
Ściągnęłam mu koszulkę rzucając do prania.
-Będziesz nadal ssać moją krew?- stanęłam za nim oglądając rany, były głębokie.
-Jesteś bardzo smaczny, zjadła bym cię całego, ale chce cię mieć na dłużej -zaśmiałam się
Zaczęłam grzebać mu po szufladach w poszukiwaniu jakiegoś noża, sztyletu. W końcu mi się udało, ma niezły burdel w tym swoim domku.
-Po co ci ten nóż?- zapytał robiąc duże oczy
-Jestem psychiczna chce cię zabić.-powiedziałam z sarkazmem wymykającym się mi z ust
Przecięłam sobie żyły z wewnętrznej strony nadgarstka, po płynęła z nich rubinowa krew.
-Pij - rozkazałam mu, on dziwnie na mnie spojrzał
-Aż tyle masz alkoholu we krwi?
-Nie, moja krew cię uzdrowi, ale wątpię czy obejmuje to choroby psychiczne.- przywarłam mu rękę do ust.
Poczułam jak drży mi ręka i wędruje po niej jakby grupa mrówek. Po chwili odłączył usta od mojej ręki.
Prychnęłam śmiechem, ubrudził się jak małe dziecko.Pocałowałam go delikatnie zlizując z nich resztki krwi, a moje ręce powędrowały na jego plecy, sprawdzając czy rany z nich zniknęły. Odetchnęłam z ulgą, nadal liżąc namiętnie jego usta.
(?)

od Katheriny - C.D Alec'a

I znów coś zakuło mnie w sercu, na jego słowa. Ugh. Jak nie to nie! Nie chce ze mną rozmawiać w porządku, to w najbliższym czasie też nie będę przychodziła na spotkania, skoro tak ma mnie traktować. Ja też cierpię z tego powodu, że pozwoliłam na jego zdradę. Nie uśmiecha mi się to wcale ,a wcale. Ale musimy jakoś to przeżyć. Alec jest tym załamany. Nawet nie ma chęci tego wszystkiego powyjaśniać.
-A niech to!-warknęłam i uderzyłam z całej siły i z impetem w drzewo.
Przebiegło po nim dość duże pęknięcie i zaraz drzewo załamało się i wylądowało na ziemi. Gdy tylko huk rozniósł się po całych zabudowaniach, ja złapałam się za brzuch. Uklęknęłam czując niewyobrażalni ból, który spowodowała moja córeczka. Zaraz przybiegli strażnicy i jeszcze lekarz. Dowlekli mnie wreszcie do pokoju i położyli na łóżku.
-Za dużo emocji-pogroził lekarz
-On dajcie wy wszyscy wreszcie mi święty spokój!-powiedziałam przez zęby
Zaraz jednak poczułam ukucie w ramieniu i ból zaczął powoli przechodzić. Odetchnęłam i nie wiem,ale chyba usnęłam.

***

Dwie godziny później obudziłam się w tej samej pozycji co zasnęłam. I w tej samej chwili również wszedł lekarz. Podparłam się na łokciach, a on mi dał szklankę wody.
-Masz zakaz, wychodzenia na dwór do końca ciąży-zarządał
-Niby dla czego?!-warknęłam
-Jeśli taki wpływ Alec'a na ciebie, wywołuje twoją agresję. To dziecko może w którymś momencie zrobić Ci krzywdę. Jest spokojne tylko w tedy gdy ty jesteś spokojna i nie wykonujesz gwałtownych ruchów.  Tak na marginesie dziecko powinno urodzić się w połowie 9 miesiąca. Tak przewidujemy-wyjaśnił
Przyjrzał mi się uważnie, a następnie pokręcił tylko głową i wyszedł. Półtorej miesiąca znów uwięziona w tym pokoju. To są jakieś kpiny! Westchnęłam i dotknęłam swojego brzucha i z powrotem położyłam głowę na poduszce wbijając wzrok w ścianę.


(Alec?)