To zdecydowanie mi się nie podobało. Nienawidziłem smaku krwi, szczególnie stworzeń nadnaturalnych. Jedynie demoniczna była znośna, w końcu natura nas tak zaprojektowała. Miałem wielką ochotę wypluć ciecz, jednak powstrzymałem się i z grymasem połknąłem. Przesadzała. Nawet nie czułem tych ran, w końcu mój próg bólu jest kilkanaście razy wyższy od jej, a co dopiero zwykłego człowieka. Odsunąłem się trochę od niej, czując, jak rany się zasklepiają i goją trochę szybciej niż normalnie by to nastąpiło. Trochę tego było. Dwie rany na wardze, dwie na szyi i osiem, dziesięć na plecach. Miło, że się martwi, ale ja jestem demonem. Mi się nic nie stanie.
- Parę małych ranek, a ty już robisz aferę - mruknąłem, by zaraz znów ją do siebie przyciągnąć i pocałować. Taki zwykły romans. Co będzie jutro? Nie wie nikt. Być może pozostanie po nas tylko ślad. Kartka papieru, ulubiona kurtka, zakurzona broń w której naboi brak. A może odwrotnie? Uciekniemy z ich szponów i za sto lat miniemy się na jakiejś ulicy?
Właśnie ta niepewność nas do siebie zbliżyła. Kiedy żyjesz na krawędzi, masz gdzieś konsekwencje. Żyję chwilą. Jestem chodzącym przykładem "żyj szybko" choć do "umieraj młodo" mi się nie śpieszy. Dobrze, koniec z smutkiem i tak dalej. Kiedy oderwała się od moich ust, postanowiłem trochę rozluźnić atmosferę... Choć i tak czułem się zawiedziony pewnym faktem. Spojrzałem na nią i zmarszczyłem brwi z wyraźnym niezadowoleniem, po czym zrobiłem minę zbitego psa.
- Co się stało? - spytała.
- Miałaś spać nago, księżniczko - rzuciłem oskarżającym tonem, chociaż żartobliwie. Tak... miała na sobie ubrania.
(Juliette?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz