Popatrzyłam na niego trochę zdziwiona i dalej spokojnie z nim tańczyłam.
-Ale ty jesteś opiekuńczy-mruknęłam
-Wcale nie-wybronił się szybko
-Aha, tak więc. Tak znalazłam tą osobę,której szukałam właśnie z nią tańczyłam-wyjaśniłam
-To on-Alec chciał już podejść.
Zatrzymałam go i dalej z nim tańczyłam, przyjrzałam mu się uważnie i zaśmiałam się cicho.
-Nie pokazuj,że mnie znasz bo będziesz miał kłopoty-wyjaśniłam
W końcu znów była zmiana partnerów i wróciłam do starego znajomego. Tańczyłam z nim przez dłuższą chwilę,aż skończyły się wszystkie tańce. Chciałam odejść jednak on zaciągnął mnie delikatnie w ustronne miejsce. Zabrał przy okazji dwie szklanki szampana i podał mi jedną.
-Długo Cię nie było w Bługarii , Katherina-podsumował z uśmiechem
-Nie miałam po co wracać-odpowiedziałam obojętnie i upiłam łyk szampana.
Rozejrzałam się dookoła i napotkałam wzrokiem Alec'a, który szedł w naszą stronę. Popatrzyłam na niego znacząco, by nie ważył się podchodzić. Nie chcę,żeby i on z nim zadarł, bo nie wiadomo czy sobie poradzi.
-Dla czego uciekłaś?-zapytał
-Miałam swoje powody,ale jestem tutaj-odpowiedziałam
-Właśnie o to mi chodziło-uśmiechnął się szelmowsko
-Do prawdy? A niby to po co?-zapytałam
-Jak to? Powspominać stare czasy...........moja droga-dodał i złapał mnie za rękę.
Popatrzyłam na niego trochę podenerwowana i zabrałam swoją rękę.
-Wykazuje pan wielkie zainteresowanie mną, szkoda jednak że nie mogę tego samego powiedzieć o sobie-odpowiedziałam tak jak mówiło się w dawnych czasach, dość dyplomatycznie? Upiłam ponownie łyk szampana ,aż w końcu odłożyłam go na stolik. Mężczyzna od razu, gdy znów zagrali jakiś kawałek, złapał mnie i poprowadził do tańca.
-Pamiętasz? Jak kiedyś. Przed twoją ucieczką, tańczyliśmy ten taniec ostatni raz-uśmiechnął się
Doskonale pamiętałam ten taniec, wolny walc , z zasadami bez dotykania się a na samym końcu znów normalny tradycyjny walc.
-Pamiętam-odpowiedziałam spokojnie
Szczerze mówiąc irytował mnie już,ale było tutaj pełno ludzi, więc ani ja ani on nie mogliśmy policzyć się właśnie tutaj.
(Romeo?)
wtorek, 29 lipca 2014
od Lucas'a
Patrzyłem jak Xavier, spaceruje z nią po parku. Kto by pomyślał,że będzie z niego taki delikates dla niej.
-Przepraszam za Lucas'a-usłyszałem od niego
-Zginął?!-zapytała zdziwiona
-Niestety-odpowiedział smutno
Lilith opuściła głowę, a do jej oczu napłynęły łzy, chciałem do niej pobiec, przytulić i powiedzieć,że nic mi nie jest ,ale nie mogłem. Teraz gdy wszyscy myślą,że nie żyję jest dla niej lepiej, o wiele lepiej.
Siedziałem na gałęzi drzewa i zobaczyłem jak Xavier obejmuje ją,przytulając do siebie i uspokaja.
Jest w dobrych rękach więc nie musiałem się martwić. Zawróciłem i znów usiadłem na gałęzi drzewa, niedaleko ich domu. Nasłuchiwałem,każdy szczegół ich rozmowy,tak by nic mi nie umknęło. Wiedziałem,że za parę godzin będę musiał ich zostawić i iść na ponownie polowanie. Eh rana bolała , jak cholera,ale musiałem to wytrzymać.
(?)
-Przepraszam za Lucas'a-usłyszałem od niego
-Zginął?!-zapytała zdziwiona
-Niestety-odpowiedział smutno
Lilith opuściła głowę, a do jej oczu napłynęły łzy, chciałem do niej pobiec, przytulić i powiedzieć,że nic mi nie jest ,ale nie mogłem. Teraz gdy wszyscy myślą,że nie żyję jest dla niej lepiej, o wiele lepiej.
Siedziałem na gałęzi drzewa i zobaczyłem jak Xavier obejmuje ją,przytulając do siebie i uspokaja.
Jest w dobrych rękach więc nie musiałem się martwić. Zawróciłem i znów usiadłem na gałęzi drzewa, niedaleko ich domu. Nasłuchiwałem,każdy szczegół ich rozmowy,tak by nic mi nie umknęło. Wiedziałem,że za parę godzin będę musiał ich zostawić i iść na ponownie polowanie. Eh rana bolała , jak cholera,ale musiałem to wytrzymać.
(?)
Od Lilith
Z uśmiechem na twarzy wyszłam z chłopakiem z budynku na spacer..
Zabrał mnie do jakiegoś parku..o mało ważne..najważniejsze było to że widziałam wiewiórki! Tak wiewióreczki...takie małe,rude i słodziutkie! (XD)
-Ale tu ładnie..-zaśmiałam się.
-No widzisz..-uśmiechnął się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do jego ramienia.
Nagle poczułam jakiś znajomy zapach..to była..krew Lucas'a? Przecież odeszliśmy z tamtego miejsca..nie. Coś mi się musiało zdawać.
-Coś się stało Lili?-zapytał mnie chłopak delikatnie kładąc dłoń na moim policzku.
-Coś mi się wydawało,ale nie ważne!-zaśmiałam się.
-Tyle słodyczy.-zachichotał i pocałował mnie w nosek.
Zachichotałam słodko i znów się do niego przytuliłam. Idąc ścieżką chłopak zatrzymał się na chwilkę i zerwał kwiatka który potem znalazł się w moich włosach.
-Oo..jaki romantyk.-uśmiechnęłam się słodko.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
(?)
Zabrał mnie do jakiegoś parku..o mało ważne..najważniejsze było to że widziałam wiewiórki! Tak wiewióreczki...takie małe,rude i słodziutkie! (XD)
-Ale tu ładnie..-zaśmiałam się.
-No widzisz..-uśmiechnął się do mnie.
Odwzajemniłam uśmiech i przytuliłam się do jego ramienia.
Nagle poczułam jakiś znajomy zapach..to była..krew Lucas'a? Przecież odeszliśmy z tamtego miejsca..nie. Coś mi się musiało zdawać.
-Coś się stało Lili?-zapytał mnie chłopak delikatnie kładąc dłoń na moim policzku.
-Coś mi się wydawało,ale nie ważne!-zaśmiałam się.
-Tyle słodyczy.-zachichotał i pocałował mnie w nosek.
Zachichotałam słodko i znów się do niego przytuliłam. Idąc ścieżką chłopak zatrzymał się na chwilkę i zerwał kwiatka który potem znalazł się w moich włosach.
-Oo..jaki romantyk.-uśmiechnęłam się słodko.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
(?)
od Lucas'a
Siedziałem na drzewie i zastanawiałem się co jest gorsze. To że dali jej narkotyki, czy to że przytula się do Xavier'a. O no proszę jaki miękki się przy niej zrobił i taki słodki. Eh rzygam tęczą, poszedłbym sobie,ale musiałem ich mieć na oku.
-To co robimy? W związku z tym ,że Lucas nie żyje, nie mamy nic do roboty-usłyszałem Amber
-Nie mam pojęcia. Trochę teraz zrobiło się nudno. Chyba ,że zaczniemy normalnie żyć?-zaproponował Marcus
-Nie ma mowy-prychnęła, sprzeciwiając się Amber
Pokręciłem tylko oczami, i właśnie dla tego nie jestem z tą dziewuchą, zawsze liczył się dla niej terror i inne rzeczy. Zauważyłem,że Xavier , gdzieś idzie na spacer z Lilith. No kurka wodna, przecież się nie rozdwoję. Ale chyba bardziej wolę iść za Lilith i ją pilnować.
(?)
-To co robimy? W związku z tym ,że Lucas nie żyje, nie mamy nic do roboty-usłyszałem Amber
-Nie mam pojęcia. Trochę teraz zrobiło się nudno. Chyba ,że zaczniemy normalnie żyć?-zaproponował Marcus
-Nie ma mowy-prychnęła, sprzeciwiając się Amber
Pokręciłem tylko oczami, i właśnie dla tego nie jestem z tą dziewuchą, zawsze liczył się dla niej terror i inne rzeczy. Zauważyłem,że Xavier , gdzieś idzie na spacer z Lilith. No kurka wodna, przecież się nie rozdwoję. Ale chyba bardziej wolę iść za Lilith i ją pilnować.
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Spojrzałem na nią, unosząc wysoko brew. Nie miałem ochoty odejść i zostawić ją. Nie jest tu bezpiecznie. Ah. Martwię się o nią.
- Oczywiście, panienko Petrova - Mruknąłem niechętnie, a potem odszedłem w tłum. Jednak cały czas miałem w zasięgu wzroku Katherine. Aktualnie rozmawiałem z jakąś blondynką. Była ubrana w długą, białą suknię z srebrnymi różami. Mimo wszystko ciągle zerkałem na Kath, a czasem nasze spojrzenia się krzyżowały. Nie była zadowolona z mojego zainteresowania dziewczyną, ale ja się po prostu wtapiam w tłum. Tak jak prosiła, więc co się czepia? Tylko jak JA mam się wtopić w tłum? Lubię kiedy zwracają na mnie uwagę. Spojrzałem na moją rozmówczynię. Miała około dwadzieścia lat, może mniej. Moje usta wygięły się w uśmiechu, który był dla mnie charakterystyczny przy kobietach. Czasem się przydaje znajomość języków.
- Więc skąd jesteś, Alec? - Spytała, udając, że ją to nie obchodzi. Kiepska próba. I jak tu nie wykorzystać faktu, że "niektórym" dziewczyną miękną nogi przy mnie? Znów odzywa się moja skromność
- Z Seattle - Odpowiedziałem i zauważyłem zdziwienie na jej twarzy. Aż tak rzadko pojawiają się tutaj Amerykanie? Nagle zauważyłem, że większość ludzi ruszyła do tańca. W tym Kath z jakimś gościem. Muszę chyba z nią porozmawiać, o tym czy już coś znalazła.
Tak, chcesz zapytać. Wcale nie jesteś zazdrosny o tego frajera w smokingu - Wykłócała się podświadomość. Znowu? To już zaczyna podchodzić pod rozdwojenie jaźni!
Lekko się skłoniłem, szarmanckim gestem i wyciągnąłem rękę do, jak się dowiedziałem, Belli.
- Zatańczysz? - Miękko zapytałem, a ona skinęła głową. Skąd umiem tańczyć: nie wiem. Musiałem się nauczyć kiedyś i tego nie pamiętać.
Co za nowość - Rzuciła z ironią moja podświadomość. Wspominałem, że mnie wkurza? Tak? To dobrze. Bo to najświętsza prawda.
Po jakimś czasie, nastąpiła zmiana partnera.
Kath uniosła wzrok zaskoczona, kiedy pojawiłem się przed nią i przyciągnąłem do siebie. Nie spodziewała się mnie zastać. No tak, nie wie, że umiem tańczyć. Szczerze? Ja kilka minut temu też nie wiedziałem.
- Witaj ponownie - Powiedziałem, uśmiechając się. Miałem lekko ściszony głos - Jak tam sprawa?
( Katherina?)
- Oczywiście, panienko Petrova - Mruknąłem niechętnie, a potem odszedłem w tłum. Jednak cały czas miałem w zasięgu wzroku Katherine. Aktualnie rozmawiałem z jakąś blondynką. Była ubrana w długą, białą suknię z srebrnymi różami. Mimo wszystko ciągle zerkałem na Kath, a czasem nasze spojrzenia się krzyżowały. Nie była zadowolona z mojego zainteresowania dziewczyną, ale ja się po prostu wtapiam w tłum. Tak jak prosiła, więc co się czepia? Tylko jak JA mam się wtopić w tłum? Lubię kiedy zwracają na mnie uwagę. Spojrzałem na moją rozmówczynię. Miała około dwadzieścia lat, może mniej. Moje usta wygięły się w uśmiechu, który był dla mnie charakterystyczny przy kobietach. Czasem się przydaje znajomość języków.
- Więc skąd jesteś, Alec? - Spytała, udając, że ją to nie obchodzi. Kiepska próba. I jak tu nie wykorzystać faktu, że "niektórym" dziewczyną miękną nogi przy mnie? Znów odzywa się moja skromność
- Z Seattle - Odpowiedziałem i zauważyłem zdziwienie na jej twarzy. Aż tak rzadko pojawiają się tutaj Amerykanie? Nagle zauważyłem, że większość ludzi ruszyła do tańca. W tym Kath z jakimś gościem. Muszę chyba z nią porozmawiać, o tym czy już coś znalazła.
Tak, chcesz zapytać. Wcale nie jesteś zazdrosny o tego frajera w smokingu - Wykłócała się podświadomość. Znowu? To już zaczyna podchodzić pod rozdwojenie jaźni!
Lekko się skłoniłem, szarmanckim gestem i wyciągnąłem rękę do, jak się dowiedziałem, Belli.
- Zatańczysz? - Miękko zapytałem, a ona skinęła głową. Skąd umiem tańczyć: nie wiem. Musiałem się nauczyć kiedyś i tego nie pamiętać.
Co za nowość - Rzuciła z ironią moja podświadomość. Wspominałem, że mnie wkurza? Tak? To dobrze. Bo to najświętsza prawda.
Po jakimś czasie, nastąpiła zmiana partnera.
Kath uniosła wzrok zaskoczona, kiedy pojawiłem się przed nią i przyciągnąłem do siebie. Nie spodziewała się mnie zastać. No tak, nie wie, że umiem tańczyć. Szczerze? Ja kilka minut temu też nie wiedziałem.
- Witaj ponownie - Powiedziałem, uśmiechając się. Miałem lekko ściszony głos - Jak tam sprawa?
( Katherina?)
Od Lilith
Gdy się obudziłam leżałam na kanapie..a obok mnie siedział jakiś chłopak.
Z uśmieszkiem przysunęłam się do niego i położyłam głowę na jego kolanach.
-Oo..no patrzcie jaki kotek! Zatrzymajmy ją.
-Jak będziesz ją karmił,załatwisz jej miejsce do spania i trochę narkotyków żeby była spokojna to proszę bardzo.
-Nie ma sprawy.
Chłopak zaczął mnie pieszczotliwie głaskać..hmm.przyznam podobało mi się..
Zamruczałam jak rasowy kociak i rozłożyłam się na kolanach chłopaka.
-Jej..co ona nigdy nie ćpała że tak na nią działa?
-No chyba tak.-powiedziała dziewczyna.
Przytuliłam się do chłopaka oglądając pomieszczenie..nie powiem było tam dość ładnie.
(? Brak weny ;< )
Z uśmieszkiem przysunęłam się do niego i położyłam głowę na jego kolanach.
-Oo..no patrzcie jaki kotek! Zatrzymajmy ją.
-Jak będziesz ją karmił,załatwisz jej miejsce do spania i trochę narkotyków żeby była spokojna to proszę bardzo.
-Nie ma sprawy.
Chłopak zaczął mnie pieszczotliwie głaskać..hmm.przyznam podobało mi się..
Zamruczałam jak rasowy kociak i rozłożyłam się na kolanach chłopaka.
-Jej..co ona nigdy nie ćpała że tak na nią działa?
-No chyba tak.-powiedziała dziewczyna.
Przytuliłam się do chłopaka oglądając pomieszczenie..nie powiem było tam dość ładnie.
(? Brak weny ;< )
od Lucas'a
Leżałem tak z przymkniętymi oczami,ale nie miałem siły się ruszać, byłem zbyt wyczerpany by cokolwiek zrobić. Wszyscy zaczęli się ewakuować z tej posiadłości , ale przystanęli nade mną, zauważyłem ukradkiem,że jeden trzyma Lilith. Wciągnąłem powietrze, tak żeby wyglądało,że już nie żyję.
-Nie żyje- powiedział Marcus stanowczo
-Na prawdę?!-usłyszałem Amber-Sądziłam,że trudniej będzie się z nim rozprawić. Dobra chodźcie zanim płomienie nas dosięgnął.
Widziałem jak ją zabierają i w końcu wypuściłem powietrze i wziąłem głęboki wdech. Leżałem tak bezwładnie,ale płomienie które wcześniej wytworzyłem zniknęły , gdy wyczułem że nie ma ich w lesie, przestał płonąć. Leżałem jeszcze z dobre kilka godzin,aż odzyskałem na tyle siły by podnieść się z ziemi. Zwlokłem się na dół i znalazłem ich spiżarnię. Zostało niewiele ale w zamrażarce wyszukałem jedną butelkę krwi ........ludzkiej?! To na prawdę było bardzo dziwne. Ale nic innego nie miałem do jedzenia więc wypiłem całą butelkę. Od razu poczułem,że odzyskałem część sił. Heh jak widać nie są dość ostrożni, no cóż. Tej krwi wystarczyło na tyle bym mógł zapolować na jakieś zwierzęta. Wyszedłem z ich siedziby i pognałem do lasu. Udało mi się upolować trafem trzy jelenie. Nakarmiłem się dobrze nimi,rany ,te niewielkie zagoiły się całe i zostały tylko blizny. Niestety ta na plecach dalej nie goiła się i sączyła się z niej krew. Sprawdziłem swój plecak i znalazłem o dziwo opatrunek. Zabandażowałem sobie ranę i założyłem sobie bluzę ,którą miałem związaną w pasie. Zapiąłem ją i ruszyłem w dalszą drogę, w stronę miasta. Dość nie będę biegał jako wilk, może jeśli pomyślą,że nie żyję to dadzą spokój Lilith? Nie wiem tego, ale będę musiał ich śledzić to wiem na pewno. Szedłem powolnym krokiem przez ulicę ,która prowadziła do miasta. Powolnym krokiem dotarłem do niego dopiero po południu następnego dnia. Nie było czasu na wracanie do siebie, więc od razu poszedłem znów za miasto, tym razem na drugi kraniec i znalazłem ich siedzibę. Musiałem polować niedaleko w lesie by odzyskiwać siły,ale nie mogłem też za daleko się oddalać , bo chciałem cały czas ich obserwować.
(?)
-Nie żyje- powiedział Marcus stanowczo
-Na prawdę?!-usłyszałem Amber-Sądziłam,że trudniej będzie się z nim rozprawić. Dobra chodźcie zanim płomienie nas dosięgnął.
Widziałem jak ją zabierają i w końcu wypuściłem powietrze i wziąłem głęboki wdech. Leżałem tak bezwładnie,ale płomienie które wcześniej wytworzyłem zniknęły , gdy wyczułem że nie ma ich w lesie, przestał płonąć. Leżałem jeszcze z dobre kilka godzin,aż odzyskałem na tyle siły by podnieść się z ziemi. Zwlokłem się na dół i znalazłem ich spiżarnię. Zostało niewiele ale w zamrażarce wyszukałem jedną butelkę krwi ........ludzkiej?! To na prawdę było bardzo dziwne. Ale nic innego nie miałem do jedzenia więc wypiłem całą butelkę. Od razu poczułem,że odzyskałem część sił. Heh jak widać nie są dość ostrożni, no cóż. Tej krwi wystarczyło na tyle bym mógł zapolować na jakieś zwierzęta. Wyszedłem z ich siedziby i pognałem do lasu. Udało mi się upolować trafem trzy jelenie. Nakarmiłem się dobrze nimi,rany ,te niewielkie zagoiły się całe i zostały tylko blizny. Niestety ta na plecach dalej nie goiła się i sączyła się z niej krew. Sprawdziłem swój plecak i znalazłem o dziwo opatrunek. Zabandażowałem sobie ranę i założyłem sobie bluzę ,którą miałem związaną w pasie. Zapiąłem ją i ruszyłem w dalszą drogę, w stronę miasta. Dość nie będę biegał jako wilk, może jeśli pomyślą,że nie żyję to dadzą spokój Lilith? Nie wiem tego, ale będę musiał ich śledzić to wiem na pewno. Szedłem powolnym krokiem przez ulicę ,która prowadziła do miasta. Powolnym krokiem dotarłem do niego dopiero po południu następnego dnia. Nie było czasu na wracanie do siebie, więc od razu poszedłem znów za miasto, tym razem na drugi kraniec i znalazłem ich siedzibę. Musiałem polować niedaleko w lesie by odzyskiwać siły,ale nie mogłem też za daleko się oddalać , bo chciałem cały czas ich obserwować.
(?)
Od Lilith
-L-Lucas...-powiedziałam bardzo cicho.
Przytulił mnie jeszcze mocniej..wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy,a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy które wkrótce dostały się do moich ust.
-Zabierz mnie stąd..proszę..-wyszlochałam.
-Oczywiście Lilith...-powiedział.
Podniósł się z podłogi trzymając mnie mocno na rękach.
Kiedy przechodziliśmy przez korytarz zobaczyłam dużo kałuż krwi..śladów pazurów na ścianach..nawet wgniecenia. Gdy wyszliśmy z budynku po prostu przeraziło mnie to co zobaczyłam..cały ogród stał w płomieniach..ci ludzie..każde z ledwo trzymało się w jednym kawałku. Jednak gdy ich przeliczyłam..kogoś brakowało.
-L-Lucas..-wyszeptałam.
-Tak..?-spojrzał na mnie zatrzymując się.
-Ch-chyba nie wszyscy..kogoś tam brakuje..-powiedziałam cichutko.
-Co...?-spojrzał na płomienny krąg.-Cholera!
Po chwili Lucas puścił mnie i wylądował na ziemi tak samo jak ja..jednak jego plecy...była na nich ogromne cięcie..a nad nim stał jeden z nich.
-Ty mała zostaniesz z nami..-uśmiechnął się parszywie.
Gdy chciał mnie złapać wysunęłam kły i uderzyłam go z całej siły w twarz. Po tym jak wyglądał stwierdziłam że nie ma aż tyle siły.
-O no proszę..wampirek.-zachichotał głupkowato.
-O-odjedź...-powiedziałam ochrypniętym głosem.
Zaczął się strasznie śmiać,jednak udało mu się mnie złapać. Jego przyjaciele również się wydostali z płomiennego kręgu..wszyscy spojrzeli na prawie że konającego Lucasa.
-Co z nim robimy?-zapytała dziewczyna.
-Jak to co..nie leży i zdycha.
-Jesteś pewien że nie wstanie?
-Oczywiście że tak.
W między czasie jego kumple położyli mnie na ziemi i związali moje ręce i nogi..gdy jeden z nich chciał dotknąć mojego policzka wbiłam w jego dłoń swoje kły. Syknął z bólu i odskoczył ode mnie.
-Ugryzła mnie suka!
-Przeżywasz.-dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do mnie.
Wyjęła z torby jakąś strzykawkę..czy ona...nie,nie,NIE!
Zanim zdążyłam zareagować dziewczyna wbiła igłę w moją rękę..czuła..ulgę..po kilku minutach z dziwacznym uśmiechem spoglądałam na grupę.
-Działa.-zaśmiali się wszyscy.
Jeden z nich wziął mnie na ręce. Wszyscy w szybkim tempie ewakuowali się z lasu..
Zamknęłam oczy i zasnęłam..śnił mi się dzisiejszy dzień,ale lepszy. Spokojnie po pracy wróciłam do Lucas'a i spędziłam z nim miły wieczór..
(?)
Przytulił mnie jeszcze mocniej..wtuliłam się w niego i zamknęłam oczy,a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy które wkrótce dostały się do moich ust.
-Zabierz mnie stąd..proszę..-wyszlochałam.
-Oczywiście Lilith...-powiedział.
Podniósł się z podłogi trzymając mnie mocno na rękach.
Kiedy przechodziliśmy przez korytarz zobaczyłam dużo kałuż krwi..śladów pazurów na ścianach..nawet wgniecenia. Gdy wyszliśmy z budynku po prostu przeraziło mnie to co zobaczyłam..cały ogród stał w płomieniach..ci ludzie..każde z ledwo trzymało się w jednym kawałku. Jednak gdy ich przeliczyłam..kogoś brakowało.
-L-Lucas..-wyszeptałam.
-Tak..?-spojrzał na mnie zatrzymując się.
-Ch-chyba nie wszyscy..kogoś tam brakuje..-powiedziałam cichutko.
-Co...?-spojrzał na płomienny krąg.-Cholera!
Po chwili Lucas puścił mnie i wylądował na ziemi tak samo jak ja..jednak jego plecy...była na nich ogromne cięcie..a nad nim stał jeden z nich.
-Ty mała zostaniesz z nami..-uśmiechnął się parszywie.
Gdy chciał mnie złapać wysunęłam kły i uderzyłam go z całej siły w twarz. Po tym jak wyglądał stwierdziłam że nie ma aż tyle siły.
-O no proszę..wampirek.-zachichotał głupkowato.
-O-odjedź...-powiedziałam ochrypniętym głosem.
Zaczął się strasznie śmiać,jednak udało mu się mnie złapać. Jego przyjaciele również się wydostali z płomiennego kręgu..wszyscy spojrzeli na prawie że konającego Lucasa.
-Co z nim robimy?-zapytała dziewczyna.
-Jak to co..nie leży i zdycha.
-Jesteś pewien że nie wstanie?
-Oczywiście że tak.
W między czasie jego kumple położyli mnie na ziemi i związali moje ręce i nogi..gdy jeden z nich chciał dotknąć mojego policzka wbiłam w jego dłoń swoje kły. Syknął z bólu i odskoczył ode mnie.
-Ugryzła mnie suka!
-Przeżywasz.-dziewczyna przewróciła oczami i podeszła do mnie.
Wyjęła z torby jakąś strzykawkę..czy ona...nie,nie,NIE!
Zanim zdążyłam zareagować dziewczyna wbiła igłę w moją rękę..czuła..ulgę..po kilku minutach z dziwacznym uśmiechem spoglądałam na grupę.
-Działa.-zaśmiali się wszyscy.
Jeden z nich wziął mnie na ręce. Wszyscy w szybkim tempie ewakuowali się z lasu..
Zamknęłam oczy i zasnęłam..śnił mi się dzisiejszy dzień,ale lepszy. Spokojnie po pracy wróciłam do Lucas'a i spędziłam z nim miły wieczór..
(?)
od Lucas'a
Szedłem powoli przez korytarz, gdy nagle moim oczom ukazał się Marcus a zaraz za nim stał Xavier. Warknąłem zdenerwowany i przyjąłem postawę do ataku. Przyglądałem się im uważnie, ale zaraz usłyszałem szmer. Odwróciłem się za siebie i zobaczyłem dwóch kolejnych mężczyzn, to był Luis i Ben. Czemu wszyscy mają ochotę mnie zabić, zwróciłem znowu swój wzrok na chłopaków przed sobą,ale ku mojemu zaskoczeniu pojawiła się jeszcze Amber. Popatrzyłem na nią zszokowany i wpatrywałem się w nią cały czas.
-Proszę, proszę kogo tu do nas przywiało-uśmiechnęła się złowieszczo dziewczyna
-Naszego starego kumpla-zaśmiali się wszyscy
-Nigdy nim nie byłem!-warknąłem
-Ich nie, ale moim tak. Nie pamiętasz Lucuś?-zapytała Amber
-Hah Lucuś!-zaśmiał się Luis
Odwróciłem wzrok i warknąłem na niego, a następnie rzuciłem się na niego wkurzony i zacząłem z nim walczyć. W przeciwieństwie do mnie, trzy osoby były tutaj wilkołakami Luis, Ben oraz Amber, a Xavier i Marcus byli wampirami. Luis zaczął się wyrywać ,a z odsieczą pognał mu jego starszy braciszek Ben. Był już wilkiem, gdy zająłem się Ben'em, Luis pognał szybko do trójki z przodu. Zacząłem walczyć z Ben'em,aż w końcu udało mi się wyrzucić go przez okno. Wyjrzałem przez nie i stwierdziłem,że jednak żyje bo zaczął się delikatnie ruszać. Lusi wściekł się i przemienił w wilka i rzucił na mnie z pazurami. Wyminąłem go sprawnie i gdy się odwróciłem złapałem go za szyję i rzuciłem o ścianę. Luis był młodszy ode mnie ile miał? 17? 18? lat, sam nie wiem, jego brat był w moim wieku to wiem na pewno. No tak został Marcus , Xavier i jeszcze Amber. Ah Amber, od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmieniła dosłownie, no może w charakterze, co nie było dobre, ale przecież to już przeszłość. Jak myślałem to Amber i Marcus rządzili tutaj tym wszystkim ,więc to Xavier podbiegł i chciał ze mną walczyć. Dobrych manewrów nie mam w walce z wampirami, gdy jestem wilkiem więc się przemieniłem. Rzuciłem się do biegu,a gdy ten chciał się na mnie rzucić , wystawiłem rękę i skierowałem tam najwięcej siły. Xavier zatrzymał się , a na jego twarzy pojawiły się czarne pęknięcia, tak jakby szkło pękało. Padł przede mną na ziemię, a jego klatka piersiowa była zapadnięta. Przez parę minut jest unieruchomiony, tak więc cóż. Odwróciłem się w stronę Amber, która schowała się za Marcus'em. Marcus , nie mogę jeszcze dwoje ludzi, czy ja na prawdę tak muszę. Ale wiedziałem,że Amber i Marcus'a będzie najtrudniej pokonać, mieli dobre doświadczenie i byli świetni w walkach. Oboje zaczęli biec w moją stronę, bo jednak zrozumieli ,że pojedynczych ludzie nie należy na mnie nasyłać. Skoczyli w moją stronę,ale ja szybko ich wyminąłem, a następnie przemieniłem w wilka i podskoczyłem do Marcus'a wgryzając mu się w ramię. On wydarł się zdenerwowany. Chciał się wyrwać , jednak cały czas trzymałem go mocno,aż przegryzłem mu rękę na wylot, która zaczęła krwawić. Jak marionetką rzuciłem nim przez szybę i doskoczyłem do Amber.
-Lucas nie! Błagam-poprosiła gdy leżała przygnieciona moimi łapami.-Zapomniałeś co nas łączyło?
Przyjrzałem jej się uważnie, na chwilę wymiękłem , przypominając sobie nasze czasy,które spędziliśmy razem ,ale szybko odgoniłem te myśli.
-To było dawno i nie prawda!-warknąłem. Złapałem ją za koszulkę i podniosłem do góry, a następnie rzuciłem nią o ścianę,tak że straciła przytomność. Otoczyłem ją płomieniami i zaraz popatrzyłem w dół. Sprawiłem,że również ogród zaczął płonąć i tak dobrze,że tylko to jest mały skrawek. Zrobiłem tak by tylko ogród się palił bo tam był Marcus i Ben a las nie płonął.. Xavier leżał na ziemi nie przytomny, Amber też i Luis. Otoczyłem ich kręgiem ognia i wbiegłem do pokoju, gdzie podobno była Lilith.
Gdy zobaczyłem ją ,aż zamarłem, wyglądała okropnie. Podszedłem do niej powoli, bo w sumie byłem wymęczony tym wszystkim i usiadłem przed nią wyczerpany. Złapałem za sztylet z plecaka i rozciąłem sznury, następnie założyłem na nią moją koszulkę i podałem jej bieliznę, bo tylko to zgarnąłem od siebie z domu. Jej ubrania leżały w koncie postrzępione , heh w sumie wyglądały jak ja, chociaż może ja trochę lepiej. Dziewczyna osunęła się bezwładnie w moje ramiona, a ja przytuliłem ja gwałtownie do siebie.
-Lilith-wyszeptałem
(?)
-Proszę, proszę kogo tu do nas przywiało-uśmiechnęła się złowieszczo dziewczyna
-Naszego starego kumpla-zaśmiali się wszyscy
-Nigdy nim nie byłem!-warknąłem
-Ich nie, ale moim tak. Nie pamiętasz Lucuś?-zapytała Amber
-Hah Lucuś!-zaśmiał się Luis
Odwróciłem wzrok i warknąłem na niego, a następnie rzuciłem się na niego wkurzony i zacząłem z nim walczyć. W przeciwieństwie do mnie, trzy osoby były tutaj wilkołakami Luis, Ben oraz Amber, a Xavier i Marcus byli wampirami. Luis zaczął się wyrywać ,a z odsieczą pognał mu jego starszy braciszek Ben. Był już wilkiem, gdy zająłem się Ben'em, Luis pognał szybko do trójki z przodu. Zacząłem walczyć z Ben'em,aż w końcu udało mi się wyrzucić go przez okno. Wyjrzałem przez nie i stwierdziłem,że jednak żyje bo zaczął się delikatnie ruszać. Lusi wściekł się i przemienił w wilka i rzucił na mnie z pazurami. Wyminąłem go sprawnie i gdy się odwróciłem złapałem go za szyję i rzuciłem o ścianę. Luis był młodszy ode mnie ile miał? 17? 18? lat, sam nie wiem, jego brat był w moim wieku to wiem na pewno. No tak został Marcus , Xavier i jeszcze Amber. Ah Amber, od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmieniła dosłownie, no może w charakterze, co nie było dobre, ale przecież to już przeszłość. Jak myślałem to Amber i Marcus rządzili tutaj tym wszystkim ,więc to Xavier podbiegł i chciał ze mną walczyć. Dobrych manewrów nie mam w walce z wampirami, gdy jestem wilkiem więc się przemieniłem. Rzuciłem się do biegu,a gdy ten chciał się na mnie rzucić , wystawiłem rękę i skierowałem tam najwięcej siły. Xavier zatrzymał się , a na jego twarzy pojawiły się czarne pęknięcia, tak jakby szkło pękało. Padł przede mną na ziemię, a jego klatka piersiowa była zapadnięta. Przez parę minut jest unieruchomiony, tak więc cóż. Odwróciłem się w stronę Amber, która schowała się za Marcus'em. Marcus , nie mogę jeszcze dwoje ludzi, czy ja na prawdę tak muszę. Ale wiedziałem,że Amber i Marcus'a będzie najtrudniej pokonać, mieli dobre doświadczenie i byli świetni w walkach. Oboje zaczęli biec w moją stronę, bo jednak zrozumieli ,że pojedynczych ludzie nie należy na mnie nasyłać. Skoczyli w moją stronę,ale ja szybko ich wyminąłem, a następnie przemieniłem w wilka i podskoczyłem do Marcus'a wgryzając mu się w ramię. On wydarł się zdenerwowany. Chciał się wyrwać , jednak cały czas trzymałem go mocno,aż przegryzłem mu rękę na wylot, która zaczęła krwawić. Jak marionetką rzuciłem nim przez szybę i doskoczyłem do Amber.
-Lucas nie! Błagam-poprosiła gdy leżała przygnieciona moimi łapami.-Zapomniałeś co nas łączyło?
Przyjrzałem jej się uważnie, na chwilę wymiękłem , przypominając sobie nasze czasy,które spędziliśmy razem ,ale szybko odgoniłem te myśli.
-To było dawno i nie prawda!-warknąłem. Złapałem ją za koszulkę i podniosłem do góry, a następnie rzuciłem nią o ścianę,tak że straciła przytomność. Otoczyłem ją płomieniami i zaraz popatrzyłem w dół. Sprawiłem,że również ogród zaczął płonąć i tak dobrze,że tylko to jest mały skrawek. Zrobiłem tak by tylko ogród się palił bo tam był Marcus i Ben a las nie płonął.. Xavier leżał na ziemi nie przytomny, Amber też i Luis. Otoczyłem ich kręgiem ognia i wbiegłem do pokoju, gdzie podobno była Lilith.
Gdy zobaczyłem ją ,aż zamarłem, wyglądała okropnie. Podszedłem do niej powoli, bo w sumie byłem wymęczony tym wszystkim i usiadłem przed nią wyczerpany. Złapałem za sztylet z plecaka i rozciąłem sznury, następnie założyłem na nią moją koszulkę i podałem jej bieliznę, bo tylko to zgarnąłem od siebie z domu. Jej ubrania leżały w koncie postrzępione , heh w sumie wyglądały jak ja, chociaż może ja trochę lepiej. Dziewczyna osunęła się bezwładnie w moje ramiona, a ja przytuliłem ja gwałtownie do siebie.
-Lilith-wyszeptałem
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
Przyjrzałam mu się uważnie i delikatnie uśmiechnęłam chytrze, a zaraz dalej szliśmy powolnym krokiem.
-Przecież go znam, to on mnie przemienił. Wiem jak wygląda. To właśnie do jego rodzinnego domu idziemy na bal-wyjaśniłam
-Co takiego?!-zdziwił się i zatrzymał gwałtownie
Odwróciłam się do niego zdziwiona i chciałam coś powiedzieć,ale zaraz usłyszałam za sobą jakiś męski głos.
-Katherina!-krzyknął ktoś za mną.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam starego znajomego, które znałam od kąt pamiętam.
-Witaj-uśmiechnęłam się tajemniczo i ukłoniłam się delikatnie.-Aiden......
-Katherina, wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek-dodał zadowolony
-Hah, co czynią gorsety i suknie starodawne -zaśmiałam się
-A to kto?-zapytał i spojrzał na mojego towarzysza.
-Aiden to Alec, Alec to Aiden, mój stary przyjaciel-przedstawiłam ich sobie.
Skinęli głowami i podali sobie dłonie, ale Aiden za chwilę pociągnął mnie delikatnie na bok, więc chwyciłam jedną ręką suknię i poszłam w ustronne miejsce z nim.
-Po co tu przyjechałaś? Nie bezpiecznie tutaj jest teraz dla ciebie-powiedział ostrzegawczo
-Wiem o tym,ale się nie przejmuję -odpowiedziałam spokojnie.
Rozmawialiśmy przez pewien czas, gdy zauważyłam że Vanessa wróciła do Alec'a i zaczęła z nim rozmawiać. Zaraz usłyszałam jej głos bo wołała mnie i poprosiła bym szybko tu przyszłe. Pożegnałam się z Aiden'em i podbiegłam szybko do tej dwójki.
-Serio?! Aiden!-warknęła Vanessa.
-Spokojnie o co chodzi?-zapytałam
-On teraz trzyma z ...-nie dokończyła
-Jak to?-zdziwiłam się
-Tak, nie możesz się z nim spotykać , proszę Cię -poprosiła
-No dobrze......-odpowiedziałam niepewnie.
-Chodźcie zaraz zacznie się bal-dodała szybko.
Tak szybko?! To która już jest godzina, popatrzyłam na zegar na jednym z domów i zauważyłam ,że za kwadrans będzie już 20.
-W porządku-dodałam
Poszliśmy w stronę ogromnego i wystawnego domu, doskonale go znałam, każdy zakamarek wręcz. Weszliśmy do środka, już i tak było dużo w nim osób.
-Alec wtop się w tłum-poprosiłam
(Romeo?)
-Przecież go znam, to on mnie przemienił. Wiem jak wygląda. To właśnie do jego rodzinnego domu idziemy na bal-wyjaśniłam
-Co takiego?!-zdziwił się i zatrzymał gwałtownie
Odwróciłam się do niego zdziwiona i chciałam coś powiedzieć,ale zaraz usłyszałam za sobą jakiś męski głos.
-Katherina!-krzyknął ktoś za mną.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam starego znajomego, które znałam od kąt pamiętam.
-Witaj-uśmiechnęłam się tajemniczo i ukłoniłam się delikatnie.-Aiden......
-Katherina, wyglądasz lepiej niż kiedykolwiek-dodał zadowolony
-Hah, co czynią gorsety i suknie starodawne -zaśmiałam się
-A to kto?-zapytał i spojrzał na mojego towarzysza.
-Aiden to Alec, Alec to Aiden, mój stary przyjaciel-przedstawiłam ich sobie.
Skinęli głowami i podali sobie dłonie, ale Aiden za chwilę pociągnął mnie delikatnie na bok, więc chwyciłam jedną ręką suknię i poszłam w ustronne miejsce z nim.
-Po co tu przyjechałaś? Nie bezpiecznie tutaj jest teraz dla ciebie-powiedział ostrzegawczo
-Wiem o tym,ale się nie przejmuję -odpowiedziałam spokojnie.
Rozmawialiśmy przez pewien czas, gdy zauważyłam że Vanessa wróciła do Alec'a i zaczęła z nim rozmawiać. Zaraz usłyszałam jej głos bo wołała mnie i poprosiła bym szybko tu przyszłe. Pożegnałam się z Aiden'em i podbiegłam szybko do tej dwójki.
-Serio?! Aiden!-warknęła Vanessa.
-Spokojnie o co chodzi?-zapytałam
-On teraz trzyma z ...-nie dokończyła
-Jak to?-zdziwiłam się
-Tak, nie możesz się z nim spotykać , proszę Cię -poprosiła
-No dobrze......-odpowiedziałam niepewnie.
-Chodźcie zaraz zacznie się bal-dodała szybko.
Tak szybko?! To która już jest godzina, popatrzyłam na zegar na jednym z domów i zauważyłam ,że za kwadrans będzie już 20.
-W porządku-dodałam
Poszliśmy w stronę ogromnego i wystawnego domu, doskonale go znałam, każdy zakamarek wręcz. Weszliśmy do środka, już i tak było dużo w nim osób.
-Alec wtop się w tłum-poprosiłam
(Romeo?)
Od Lilith
Szarpałam się,miotałam..wszystko byle by mnie w końcu wypuścili jednak po dłuższym czasie prób zrozumiałam że to jedynie ich coraz bardziej podnieca. Nie miałam już sił by krzyczeć..mój głos coraz bardziej chrypł..lecz łzy nadal spływały po moich policzkach. Poczułam się brudna gdy poczułam jak obaj mężczyźni doszli. Jednak w końcu mnie zostawili..to co teraz przeżyłam było największą skazą na moim ciele.
Przywiązali mnie ponownie do słupa i ubrali się zostawiając mnie nagą,poranioną i zmarzniętą..
-Niedługo wrócimy mała..mamy gościa.
Oboje zaczęli się obleśnie śmiać i zeszli na dół a do środka weszła dziewczyna.
-No i co? Już zabawiłaś się z moimi kumplami?
Nie odezwałam się tylko spuściłam głowę próbując ją ignorować.
-Więc jesteś dziewczyną Lucas'a tak? Radziłabym ci na niego uważać..nie jest taki za jakiego może się podawać.
-C-co....?-przyznam że nieco mnie zainteresowała.
-Od ilu jesteście razem?
-Od...sama nie wiem..miesiąca..
-Tak też sądziłam. Jeśli się już mu znudziłaś zacznie wychodzić z domu po nocach i będzie wracał nad ranem..nie będzie chciał cię w ogóle dotknąć. Przestanie się tobą interesować. A co to może znaczyć? Kochanka. Radzę ci jak najszybciej z nim zerwać..jeśli w ogóle przeżyjesz..-zaśmiała się parszywie i wyszłam z pomieszczenia zostawiając mnie samą.
O czym ona mówi!? Skąd może niby wiedzieć takie rzeczy!? Lucas mnie kocha..i ja go też..nie ma opcji żeby mnie zdradzał...
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Nie byłem przyzwyczajony do takich wystawowych ciuchów. Trochę mi zajęło doprowadzenie się do porządku w tym stroju, a i tak czułem się jak kelner w jakiejś sztywnej restauracji. Najwięcej miałem problemów z tą muszką, z resztą sobie jakoś poradziłem. W końcu żadna filozofia. Jakoś się prezentuje i raczej wstydu Katherine nie narobię.
Przeczesałem palcami włosy, obserwując Katherine. Wyglądała pięknie, choć staroświecko. Po chwili byliśmy na ulicy. Jakbyśmy przenieśli się w czasie o kilka setek lat. Suknie do ziemi, faceci w smokingach, jakaś wolna muzyka. Katherine się jednak podobało, więc mogłem dla niej zrobić ten wyjątek i wczuć się w tą dziwną imprezę.
- Pamiętam... - Zawiesiłem się. Parę rzeczy. Pamiętałem Cassie, ale jak przez mgłę, co było dziwne. Pamiętałem czasy, które powinienem znać jedynie z książek i westernów. Konie, dziki zachód, pojedynki, pościgi. Wypisz wymaluj western - To nie czas na to.
- Zaraz przyjdę - Mruknęła Vanessa i odeszła. Spojrzałem na Katherine i zauważyłem gorset. Po co jej gorset? Przecież ma ładną sylwetkę.
- Nie lubię gorsetów - Zaśmiałem się lekko, obserwując ją.
- Dlaczego? - Spytała miękko, a ja uśmiechnąłem się drapieżnie.
- Wiesz... trudno się je zdejmuje - Powiedziałem cicho. Pociemniały mi oczy, jednak nie przez stronę demona. Zaraz jednak odwróciłem wzrok, wykorzystując całą samokontrolę. Jesteśmy w nieodpowiednim miejscu. Na środku ulicy. Zatłoczonej ulicy.
Choć miałbym to gdzieś, gdyby nie nasze zadanie.
- Wiesz jak wygląda ten ktoś? - Spytałem, zmieniając temat i rozglądając się, szukając podejrzanych wzrokiem i czekając na jej odpowiedź - To jak szukanie igły w stogu siana.
(Katherina?)
Przeczesałem palcami włosy, obserwując Katherine. Wyglądała pięknie, choć staroświecko. Po chwili byliśmy na ulicy. Jakbyśmy przenieśli się w czasie o kilka setek lat. Suknie do ziemi, faceci w smokingach, jakaś wolna muzyka. Katherine się jednak podobało, więc mogłem dla niej zrobić ten wyjątek i wczuć się w tą dziwną imprezę.
- Pamiętam... - Zawiesiłem się. Parę rzeczy. Pamiętałem Cassie, ale jak przez mgłę, co było dziwne. Pamiętałem czasy, które powinienem znać jedynie z książek i westernów. Konie, dziki zachód, pojedynki, pościgi. Wypisz wymaluj western - To nie czas na to.
- Zaraz przyjdę - Mruknęła Vanessa i odeszła. Spojrzałem na Katherine i zauważyłem gorset. Po co jej gorset? Przecież ma ładną sylwetkę.
- Nie lubię gorsetów - Zaśmiałem się lekko, obserwując ją.
- Dlaczego? - Spytała miękko, a ja uśmiechnąłem się drapieżnie.
- Wiesz... trudno się je zdejmuje - Powiedziałem cicho. Pociemniały mi oczy, jednak nie przez stronę demona. Zaraz jednak odwróciłem wzrok, wykorzystując całą samokontrolę. Jesteśmy w nieodpowiednim miejscu. Na środku ulicy. Zatłoczonej ulicy.
Choć miałbym to gdzieś, gdyby nie nasze zadanie.
- Wiesz jak wygląda ten ktoś? - Spytałem, zmieniając temat i rozglądając się, szukając podejrzanych wzrokiem i czekając na jej odpowiedź - To jak szukanie igły w stogu siana.
(Katherina?)
od Lucas'a
Szedłem powoli i cicho, przysłuchując się uważnie wszystkim odgłosom, nagle usłyszałem strasznie cichy krzyk. Ale jednak wiedziałem czyj ten krzyk jest........... Lilith. Mimo mojego zmęczenia, zebrałem się do biegu i myślałem tylko o tym,by dotrzeć tam jak najszybciej mogłem. Biegłem przez las, przedzierając się przez dziwne krzaki, gąszcza i inne rośliny. Przyśpieszyłem , gdy krzyk nasilił się w moich uszach. Już nic więcej nie słyszałem tylko jej krzyk, pisnąłem cicho czując ból w swoim sercu, to były dla mnie katusze, słysząc ,że ją krzywdzą. W pewnej chwili poczułem jak ktoś wpada na mnie i rzuca mną o drzewo. Otrzepałem się i podniosłem się z ziemi,a zaraz zobaczyłem ze cztery, ogromne, zmutowane psy bojowe.
O pięknie, rozejrzałem się dookoła, ale zaraz moim oczom ukazał się nieopodal jakiś stary dom, przypominający mini zamek. Warknąłem zdenerwowany i skoczyłem sprawnie na psy, podenerwowany. Zabrałem się za jednego,ale powalić je nie było wcale tak łatwo. Zacząłem się z nim szarpać, albo ja nim rzucałem ,albo on mną. To nie była czysta walka, bo były cztery psy, na jednego wilka. Gdy udało mi się skoczyć na tego, co wyglądał bardziej na takiego alfę , przygwoździłem go do ziemi i przegryzłem na wylot szyję, swoimi kłami. Wydał z siebie pisk przerażenia i zdechł szybko. Stałem chwilę nad ciałem tego psa, aż w końcu inne psy znów się na mnie rzuciły , przygniotły mnie wszystkie trzy,ale jakimś cudem udało mi się je odgonić od siebie. Wskoczyłem sprawnie na ziemię i skoczyłem na jednego z nich i wbiłem pazury w jego brzuch. Kolejny pies padł z resztą rozprawiłem się trochę szybciej,aż w końcu wszystkie psy nie żyły. Zawyłem głośno i przeciągle, usiadłem zdyszany,ale gdy usłyszałem znów krzyk mojej ukochanej, podniosłem się i popatrzyłem na starą kamienną posiadłość nieopodal. Ruszyłem najpierw powolnym tempem,ale zaraz przyśpieszyłem go do biegu i przeskoczyłem sprawnie ogrodzenie , domu ,które i tak było niewielkie. Zacząłem walić w drzwi, które były przestarzałe i jednocześnie jeszcze drapałem w nie. W końcu udało mi się je wyważyć i wszedłem do środka. Rozejrzałem się dookoła i szedłem spokojnie przez korytarze jako wilk. Rozglądałem się na wszystkie strony i nasłuchiwałem jakiegoś niebezpieczeństwa. Wyszedłem na następne piętro,gdy przeszukałem parter, ale i tak posiadłość miała ze 3 piętra, tak więc jest troczę do szukania. Poruszałem się cicho i sprawnie tak,że szukanie nie powinno sprawić mi problemów. Jednak ku mojemu zaskoczeniu i większemu zmartwieniu usłyszałem krzyk Lilith,który powtarzał się, z krzykiem był zmieszany również jej płacz. Zacząłem szybko wychodzić po schodach,aż na najwyższe piętro i szedłem znów powolnym krokiem przez korytarz by nie dać się zaskoczyć. Krzyki dobiegały z końca korytarza, a do niego było trochę.
(?)
O pięknie, rozejrzałem się dookoła, ale zaraz moim oczom ukazał się nieopodal jakiś stary dom, przypominający mini zamek. Warknąłem zdenerwowany i skoczyłem sprawnie na psy, podenerwowany. Zabrałem się za jednego,ale powalić je nie było wcale tak łatwo. Zacząłem się z nim szarpać, albo ja nim rzucałem ,albo on mną. To nie była czysta walka, bo były cztery psy, na jednego wilka. Gdy udało mi się skoczyć na tego, co wyglądał bardziej na takiego alfę , przygwoździłem go do ziemi i przegryzłem na wylot szyję, swoimi kłami. Wydał z siebie pisk przerażenia i zdechł szybko. Stałem chwilę nad ciałem tego psa, aż w końcu inne psy znów się na mnie rzuciły , przygniotły mnie wszystkie trzy,ale jakimś cudem udało mi się je odgonić od siebie. Wskoczyłem sprawnie na ziemię i skoczyłem na jednego z nich i wbiłem pazury w jego brzuch. Kolejny pies padł z resztą rozprawiłem się trochę szybciej,aż w końcu wszystkie psy nie żyły. Zawyłem głośno i przeciągle, usiadłem zdyszany,ale gdy usłyszałem znów krzyk mojej ukochanej, podniosłem się i popatrzyłem na starą kamienną posiadłość nieopodal. Ruszyłem najpierw powolnym tempem,ale zaraz przyśpieszyłem go do biegu i przeskoczyłem sprawnie ogrodzenie , domu ,które i tak było niewielkie. Zacząłem walić w drzwi, które były przestarzałe i jednocześnie jeszcze drapałem w nie. W końcu udało mi się je wyważyć i wszedłem do środka. Rozejrzałem się dookoła i szedłem spokojnie przez korytarze jako wilk. Rozglądałem się na wszystkie strony i nasłuchiwałem jakiegoś niebezpieczeństwa. Wyszedłem na następne piętro,gdy przeszukałem parter, ale i tak posiadłość miała ze 3 piętra, tak więc jest troczę do szukania. Poruszałem się cicho i sprawnie tak,że szukanie nie powinno sprawić mi problemów. Jednak ku mojemu zaskoczeniu i większemu zmartwieniu usłyszałem krzyk Lilith,który powtarzał się, z krzykiem był zmieszany również jej płacz. Zacząłem szybko wychodzić po schodach,aż na najwyższe piętro i szedłem znów powolnym krokiem przez korytarz by nie dać się zaskoczyć. Krzyki dobiegały z końca korytarza, a do niego było trochę.
(?)
Od Lilith
-Przestańcie! Dość!-krzyknęłam po raz kolejny mimo już i tak zdartego gardła.
-Oj przesadzasz!-zakpili.-Przecież to nie boli!
Nie dość że nadal byłam przywiązana do tej belki..ehh..rozebrali mnie i w tym momencie dla rozrywki zaczęli bić mnie batem.
-No patrz jak ona słodko wygląda..
-Już wiem czemu Lucas w ogóle na nią poleciał!
-No mów.
-Ciałko ma piękne więc wiesz.
-Czemu ja na to nie wpadłem?
Nabijali się z Lucasa przy okazji mnie torturując.
Myślałam że zginę gdy jeden z nich przejechał ostrym nożem po mojej piersi.
-Patrz jak ładnie.
-Rzeczywiście..ale z ciebie artysta!
-Och no wiem.
Widocznie dużo zabawy sprawiało im torturowanie mnie..
***
Po kilkunastu godzinach ta "zabawa" wreszcie się im znudziła.
-Ej stary.
-No co?
-Co ty na to żeby się trochę zabawić z naszym gościem?-zachichotał.
-Hmm..czemu nie...
Rozwiązali mnie widząc że i tak już nie mam siły czegokolwiek zrobić..rzucili mnie na materac i rozebrali się. Jeden z nich był z przodu a drugi z tyłu..oboje weszli we mnie tak samo agresywnie. Krzyczałam a po moich policzkach spływały łzy..przez cały czas starałam się ich odepchnąć lecz na daremne.
(?)
-Oj przesadzasz!-zakpili.-Przecież to nie boli!
Nie dość że nadal byłam przywiązana do tej belki..ehh..rozebrali mnie i w tym momencie dla rozrywki zaczęli bić mnie batem.
-No patrz jak ona słodko wygląda..
-Już wiem czemu Lucas w ogóle na nią poleciał!
-No mów.
-Ciałko ma piękne więc wiesz.
-Czemu ja na to nie wpadłem?
Nabijali się z Lucasa przy okazji mnie torturując.
Myślałam że zginę gdy jeden z nich przejechał ostrym nożem po mojej piersi.
-Patrz jak ładnie.
-Rzeczywiście..ale z ciebie artysta!
-Och no wiem.
Widocznie dużo zabawy sprawiało im torturowanie mnie..
***
Po kilkunastu godzinach ta "zabawa" wreszcie się im znudziła.
-Ej stary.
-No co?
-Co ty na to żeby się trochę zabawić z naszym gościem?-zachichotał.
-Hmm..czemu nie...
Rozwiązali mnie widząc że i tak już nie mam siły czegokolwiek zrobić..rzucili mnie na materac i rozebrali się. Jeden z nich był z przodu a drugi z tyłu..oboje weszli we mnie tak samo agresywnie. Krzyczałam a po moich policzkach spływały łzy..przez cały czas starałam się ich odepchnąć lecz na daremne.
(?)
od Lucas'a
Siedziałem u siebie w domu, czekając niecierpliwie na Lilith. Czemu jej tak długo nie ma?! 16.........17....18....19..........20.........21........22.........23. Nie wytrzymałem w końcu i złapałem wkurzony za telefon i zadzwoniłem.Całe emocje jednak opadły, gdy czekałem aż moja ukochana odbierze. W końcu odebrała ,ale jednak nic nie powiedziała.
-Halo? Lilith?-odezwałem się
-Niestety, Lilith chwilowo nie może rozmawiać -usłyszałem gruby męski głos.
-Co?! Gdzie ona jest!-warknąłem podenerwowany
-Ah , jest zajęta u nas. Wiesz ciekawie jest tutaj siedzieć z paroma osobami,które mogą zrobić jej krzywdę. Ona jest sama jedna, bezbronna-zaczął
-Kim jesteś?-mruknąłem
-No to już jest szczyt wszystkiego, jak możesz mnie nie znać?-zapytał przez telefon-Ja za to dobrze Cię znam i twoich rodziców też dobrze znałem, no może bardziej moi.......
Zamarłem słysząc o swoich rodzicach. Wziąłem głęboki wdech, nie wiedząc nawet do końca jak na to zareagować. Po głowie chodziły mi różne imiona,ale nie byłem pewien kto to może być, w końcu ktoś mi przyszedł do głowy.
-Marcus-warknąłem , strzelając w ciemno jego imię.
-Brawo, applause -zaśmiał się złowieszczo-Jednak pamiętasz.........
-Gdzie ona jest! Czego chcecie!-warknąłem
-To proste czego chcemy,a raczej kogo-nacisnął na ostatnie słowo
Nie odezwałem się, bo doskonale wiedziałem o co im chodzi, normalnie to bym nie szedł gdyby kogoś innego porwali,ale to była Lilith.
-Gdzie jesteście?!-warknął
-Sam się dowiedz. Podobno jesteś dobrym tropicielem więc nas znajdź -nakazał , zanim zdążyłem coś powiedzieć on się rozłączył. Poleciałem szybko do swojego pokoju i zabrałem plecak i różnoraką broń. Wyparowałem z niego jak burza i przemieniłem się szybko w wilkołaka. Pognałem pod jej pracę, o tej porze nikogo nie było na dworze. Zacząłem węszyć i węszyć,ale ślad urwał się gdy poczułem jakiś samochód ,tyle że nie wiem jaki. Po chwili zauważyłem niedaleko coś znajomego, akurat przy chodniku na ulicy. Przemieniłem się w człowieka, to był pierścień mojego ojca. Założyłem go na rękę i zacząłem delikatnie węszyć,aż udało mi się złapać jakiś trop. Nie byłem pewien ,ale na pewno ciągnął się poza miasto. Znów się przemieniłem i pobiegłem w tamtą stronę za zapachem,który wyczułem. Samochodem szybko się dojedzie, ale kto powiedział że będzie szybko tam dotrzeć jak się jest wilkiem,a po samochód nie chciałem się wracać , skoro i tak czekała mnie do niego już godzina drogi. Po dwóch godzinach biegu , doszedłem do jakiegoś lasu i zwolniłem tempo bo byłem już wyczerpany. co prawda dobrą kondycję mam, ale dwie godziny biegu to był wyczyn. Szedłem powoli przez las, już nawet byłem dość daleko od naszego miasta.
(?)
-Halo? Lilith?-odezwałem się
-Niestety, Lilith chwilowo nie może rozmawiać -usłyszałem gruby męski głos.
-Co?! Gdzie ona jest!-warknąłem podenerwowany
-Ah , jest zajęta u nas. Wiesz ciekawie jest tutaj siedzieć z paroma osobami,które mogą zrobić jej krzywdę. Ona jest sama jedna, bezbronna-zaczął
-Kim jesteś?-mruknąłem
-No to już jest szczyt wszystkiego, jak możesz mnie nie znać?-zapytał przez telefon-Ja za to dobrze Cię znam i twoich rodziców też dobrze znałem, no może bardziej moi.......
Zamarłem słysząc o swoich rodzicach. Wziąłem głęboki wdech, nie wiedząc nawet do końca jak na to zareagować. Po głowie chodziły mi różne imiona,ale nie byłem pewien kto to może być, w końcu ktoś mi przyszedł do głowy.
-Marcus-warknąłem , strzelając w ciemno jego imię.
-Brawo, applause -zaśmiał się złowieszczo-Jednak pamiętasz.........
-Gdzie ona jest! Czego chcecie!-warknąłem
-To proste czego chcemy,a raczej kogo-nacisnął na ostatnie słowo
Nie odezwałem się, bo doskonale wiedziałem o co im chodzi, normalnie to bym nie szedł gdyby kogoś innego porwali,ale to była Lilith.
-Gdzie jesteście?!-warknął
-Sam się dowiedz. Podobno jesteś dobrym tropicielem więc nas znajdź -nakazał , zanim zdążyłem coś powiedzieć on się rozłączył. Poleciałem szybko do swojego pokoju i zabrałem plecak i różnoraką broń. Wyparowałem z niego jak burza i przemieniłem się szybko w wilkołaka. Pognałem pod jej pracę, o tej porze nikogo nie było na dworze. Zacząłem węszyć i węszyć,ale ślad urwał się gdy poczułem jakiś samochód ,tyle że nie wiem jaki. Po chwili zauważyłem niedaleko coś znajomego, akurat przy chodniku na ulicy. Przemieniłem się w człowieka, to był pierścień mojego ojca. Założyłem go na rękę i zacząłem delikatnie węszyć,aż udało mi się złapać jakiś trop. Nie byłem pewien ,ale na pewno ciągnął się poza miasto. Znów się przemieniłem i pobiegłem w tamtą stronę za zapachem,który wyczułem. Samochodem szybko się dojedzie, ale kto powiedział że będzie szybko tam dotrzeć jak się jest wilkiem,a po samochód nie chciałem się wracać , skoro i tak czekała mnie do niego już godzina drogi. Po dwóch godzinach biegu , doszedłem do jakiegoś lasu i zwolniłem tempo bo byłem już wyczerpany. co prawda dobrą kondycję mam, ale dwie godziny biegu to był wyczyn. Szedłem powoli przez las, już nawet byłem dość daleko od naszego miasta.
(?)
od Katheriny - C.D Romeo
-Tak, załatwiamy to, ale. Trafiliśmy na festyn i będziemy musieli się przebrać w starsze stroje-uśmiechnęłam się zadowolona
-Jakie?!-zdziwił się
-Starodawne idź przebrać się w smoking !-zaśmiałam się,a ja muszę wyjść na chwilę i się z kimś spotkać.
Wyszłam z naszego hotelu i rozejrzałam się po mieście, jak ja tutaj dawno nie byłam. Parę lat temu wszystko było inne, ale i tak się nie stęskniłam za paroma rzeczami.Poszłam do apteki zielarskiej, miałam tam dobrą znajomą która niegdyś mnie uratowała, pomagając mojemu ojcu, bym wyjechała stąd. Weszłam do sklepu i od razu zobaczyłam ją za ladą.
-Vanessa-powiedziałam
-Katherina?!-na początku się przestraszyła,ale zaraz uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podbiegła do mnie i przytuliła, a zaraz przyjrzała mi się uważnie
-Co ty tutaj robisz?Czemu wróciłaś?-zapytała
-Mam coś do załatwienia,ale potrzebuję parę swoich starych sukni, wiesz ten festyn-uśmiechnęłam się chytrze
-Jasne chodź-pociągnęła mnie.
Wyszłyśmy ze sklepu, pozmieniało się tutaj oczywiście,ale było wiele domów arystokrackich i hrabiowskich z dawnych czasów. W końcu dotarłyśmy do niej, heh jej posiadłość nic, a nic się nie zmieniła. Weszłyśmy na samą górę do zamkniętego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę, w końcu znalazłam odpowiednią suknię.
-Ah nigdy nie tęskniłam za gorsetami i sukniami z kołami-zaśmiałam się oglądając ją.
-Ja również,ale dzisiaj do tego wracamy, wiesz jest jeszcze bal z tej okazji-dodała
-Stara Bługaria, tutaj ciągle odbywają się jakieś bale-uśmiechnęłam się zadowolona-To dobra okazja by kogoś spotkać. Dobra ty już jesteś ubrana więc chodź do mnie do hotelu, pomożesz mi się przebrać.
Wróciłyśmy się do mnie, oczywiście zabrałyśmy suknię, aż w końcu weszłyśmy do hotelowego pokoju. Stanęłam w drzwiach i wpatrywałam się jak Alec dopina smoking.
-Mrr, wyglądasz bosko-zaśmiałam się chytrze
-Kto to?!-warknął widząc Vanessę
-Stara znajoma i przyjaciółka. Spokojnie-odpowiedziałam-No a teraz wyłaź muszę się przebrać.
Wypchnęłam go za drzwi naszego pokoju i Vanessa pomogła mi ubrać gorset, związała mi go, potem koło i suknia na to. Założyłam jeszcze buty na delikatnym obcasie, a następnie jeszcze rękawiczki, zrobiłam włosy, ale parasola nie miałam już siły brać, nie będę z nim chodzić po mieście, no i jeszcze naszyjnik założyłam.
-No dobra, o której jest bal?-zapytałam
-O 20 , w domu .......wiesz czyim-uśmiechnęła się
-Owszem, dobra do zobaczenia-odpowiedziałam
Vanessa poszła, a ja wyszłam tuż za nią i popatrzyłam na Alec'a który zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Nie uważasz ,że w tym stroju będzie trudno szpiegować i w ogóle?-zapytał
-Nie musimy tego robić. Najważniejsze jest to by, wtopić się w tłum, mimo iż wszyscy mnie tutaj znają. Osoba którą szukamy będzie na balu dzisiaj wieczorem. -wyjaśniłam
-Nie było mowy o balu,ale skoro tak......-westchnął
Uśmiechnęłam się i dygnęłam przed nim tak jak za dawnych czasów i przyjrzałam mu się.
-Panie Alec. Teraz proponuję po zwiedzać -dodałam
Wyszliśmy z hotelu, a na ulicach wszyscy byli po przebierani, czy to dziwne, że strasznie mi się to podobało. Wszystko jak za dawnych lat, po prostu uwielbiam takie imprezy.
-Tak więc jak tam pamięć?-zapytałam
(Romeo? xD)
-Jakie?!-zdziwił się
-Starodawne idź przebrać się w smoking !-zaśmiałam się,a ja muszę wyjść na chwilę i się z kimś spotkać.
Wyszłam z naszego hotelu i rozejrzałam się po mieście, jak ja tutaj dawno nie byłam. Parę lat temu wszystko było inne, ale i tak się nie stęskniłam za paroma rzeczami.Poszłam do apteki zielarskiej, miałam tam dobrą znajomą która niegdyś mnie uratowała, pomagając mojemu ojcu, bym wyjechała stąd. Weszłam do sklepu i od razu zobaczyłam ją za ladą.
-Vanessa-powiedziałam
-Katherina?!-na początku się przestraszyła,ale zaraz uśmiechnęła się od ucha do ucha. Podbiegła do mnie i przytuliła, a zaraz przyjrzała mi się uważnie
-Co ty tutaj robisz?Czemu wróciłaś?-zapytała
-Mam coś do załatwienia,ale potrzebuję parę swoich starych sukni, wiesz ten festyn-uśmiechnęłam się chytrze
-Jasne chodź-pociągnęła mnie.
Wyszłyśmy ze sklepu, pozmieniało się tutaj oczywiście,ale było wiele domów arystokrackich i hrabiowskich z dawnych czasów. W końcu dotarłyśmy do niej, heh jej posiadłość nic, a nic się nie zmieniła. Weszłyśmy na samą górę do zamkniętego pokoju i zaczęłam przeszukiwać szafę, w końcu znalazłam odpowiednią suknię.
-Ah nigdy nie tęskniłam za gorsetami i sukniami z kołami-zaśmiałam się oglądając ją.
-Ja również,ale dzisiaj do tego wracamy, wiesz jest jeszcze bal z tej okazji-dodała
-Stara Bługaria, tutaj ciągle odbywają się jakieś bale-uśmiechnęłam się zadowolona-To dobra okazja by kogoś spotkać. Dobra ty już jesteś ubrana więc chodź do mnie do hotelu, pomożesz mi się przebrać.
Wróciłyśmy się do mnie, oczywiście zabrałyśmy suknię, aż w końcu weszłyśmy do hotelowego pokoju. Stanęłam w drzwiach i wpatrywałam się jak Alec dopina smoking.
-Mrr, wyglądasz bosko-zaśmiałam się chytrze
-Kto to?!-warknął widząc Vanessę
-Stara znajoma i przyjaciółka. Spokojnie-odpowiedziałam-No a teraz wyłaź muszę się przebrać.
Wypchnęłam go za drzwi naszego pokoju i Vanessa pomogła mi ubrać gorset, związała mi go, potem koło i suknia na to. Założyłam jeszcze buty na delikatnym obcasie, a następnie jeszcze rękawiczki, zrobiłam włosy, ale parasola nie miałam już siły brać, nie będę z nim chodzić po mieście, no i jeszcze naszyjnik założyłam.
-No dobra, o której jest bal?-zapytałam
-O 20 , w domu .......wiesz czyim-uśmiechnęła się
-Owszem, dobra do zobaczenia-odpowiedziałam
Vanessa poszła, a ja wyszłam tuż za nią i popatrzyłam na Alec'a który zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Nie uważasz ,że w tym stroju będzie trudno szpiegować i w ogóle?-zapytał
-Nie musimy tego robić. Najważniejsze jest to by, wtopić się w tłum, mimo iż wszyscy mnie tutaj znają. Osoba którą szukamy będzie na balu dzisiaj wieczorem. -wyjaśniłam
-Nie było mowy o balu,ale skoro tak......-westchnął
Uśmiechnęłam się i dygnęłam przed nim tak jak za dawnych czasów i przyjrzałam mu się.
-Panie Alec. Teraz proponuję po zwiedzać -dodałam
Wyszliśmy z hotelu, a na ulicach wszyscy byli po przebierani, czy to dziwne, że strasznie mi się to podobało. Wszystko jak za dawnych lat, po prostu uwielbiam takie imprezy.
-Tak więc jak tam pamięć?-zapytałam
(Romeo? xD)
Od Lilith
***
Leżałam obok Lucasa wciąż uspokajając swój oddech,przytulał mnie do siebie i delikatnie głaskał po głowie.
-Krzyczałaś głośniej niż się spodziewałem..-zachichotał.
-Cicho bądź..-mruknęłam z uśmiechem.
Pocałował mnie w czoło i przygarnął jeszcze bliżej siebie.
Po jakimś czasie usłyszałam brzęczenie..to mój telefon. Odebrałam go i po kilku minutowej rozmowie odłożyłam go na bok..westchnęłam ciężko podnosząc się.
-Co jest?-zapytał widząc że się ubieram.
-Muszę iść..ehh..zachciało im się sesji zdjęciowej a większość ekipy zwija się do domu.-mruknęłam kończąc się ubierać.
-Ale..chyba wpadniesz do mnie jeszcze potem?-zapytał całując mnie w policzek.
-Oczywiście.-zaśmiałam się wychodząc razem z nim z pokoju.
Pożegnałam się zarówno z nim jak i jego sunią po czym wyszłam z mieszkania.
***
Wyszłam z firmy późno..baardzo późno..taksówki ani autobusy już o tej godzinie nie jeździły więc zostało mi przebycie drogi do domu Lucasa na pieszo..
Większość czasu czułam że ktoś za mną idzie,ignorowałam to lecz nie pomagało.
W końcu się odwróciłam..nikogo tam nie było. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się by znów iść jedna przed sobą zobaczyłam jakiegoś faceta. Chciałam uciec jednak za mną też ktoś stał. Złapali mnie po czym związali i zakneblowali. Załadowali mnie do jakiego samochodu a potem..widziałam ciemność.
***
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu..podejrzewam że to było wnętrze jakiegoś starego budynku gdyż byłam przywiązana do jakiejś starej belki nośnej.
Gdy nie widziałam już przez mgłę bardziej się rozejrzałam. Jakiś stary materac..szafa..dziwne.
Nagle do pomieszczenia weszło kilkoro facetów i jakaś dziewczyna.
-Teraz gdy mamy ją Lucas na pewno przyjdzie na odsiecz..
-I wtedy wreszcie z nim skończymy..
-A z nią co zrobimy?
-No jak to? Zostawimy ją dla własnych przyjemności.
Wszyscy zaczęli się śmiać i obmyślać jakieś plany..oni..oni chcą zabić Lucasa!!
Usłyszałam brzęczenie mojego telefonu,chodź z resztą nie tylko ja gdyż jeden z nich podszedł do mnie i wyjął telefon z mojej kieszeni. Odebrał..usłyszałam głos Lucasa.
-Halo? Lilith?
(?)
Leżałam obok Lucasa wciąż uspokajając swój oddech,przytulał mnie do siebie i delikatnie głaskał po głowie.
-Krzyczałaś głośniej niż się spodziewałem..-zachichotał.
-Cicho bądź..-mruknęłam z uśmiechem.
Pocałował mnie w czoło i przygarnął jeszcze bliżej siebie.
Po jakimś czasie usłyszałam brzęczenie..to mój telefon. Odebrałam go i po kilku minutowej rozmowie odłożyłam go na bok..westchnęłam ciężko podnosząc się.
-Co jest?-zapytał widząc że się ubieram.
-Muszę iść..ehh..zachciało im się sesji zdjęciowej a większość ekipy zwija się do domu.-mruknęłam kończąc się ubierać.
-Ale..chyba wpadniesz do mnie jeszcze potem?-zapytał całując mnie w policzek.
-Oczywiście.-zaśmiałam się wychodząc razem z nim z pokoju.
Pożegnałam się zarówno z nim jak i jego sunią po czym wyszłam z mieszkania.
***
Wyszłam z firmy późno..baardzo późno..taksówki ani autobusy już o tej godzinie nie jeździły więc zostało mi przebycie drogi do domu Lucasa na pieszo..
Większość czasu czułam że ktoś za mną idzie,ignorowałam to lecz nie pomagało.
W końcu się odwróciłam..nikogo tam nie było. Westchnęłam głęboko i odwróciłam się by znów iść jedna przed sobą zobaczyłam jakiegoś faceta. Chciałam uciec jednak za mną też ktoś stał. Złapali mnie po czym związali i zakneblowali. Załadowali mnie do jakiego samochodu a potem..widziałam ciemność.
***
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu..podejrzewam że to było wnętrze jakiegoś starego budynku gdyż byłam przywiązana do jakiejś starej belki nośnej.
Gdy nie widziałam już przez mgłę bardziej się rozejrzałam. Jakiś stary materac..szafa..dziwne.
Nagle do pomieszczenia weszło kilkoro facetów i jakaś dziewczyna.
-Teraz gdy mamy ją Lucas na pewno przyjdzie na odsiecz..
-I wtedy wreszcie z nim skończymy..
-A z nią co zrobimy?
-No jak to? Zostawimy ją dla własnych przyjemności.
Wszyscy zaczęli się śmiać i obmyślać jakieś plany..oni..oni chcą zabić Lucasa!!
Usłyszałam brzęczenie mojego telefonu,chodź z resztą nie tylko ja gdyż jeden z nich podszedł do mnie i wyjął telefon z mojej kieszeni. Odebrał..usłyszałam głos Lucasa.
-Halo? Lilith?
(?)
od Romeo - C.D Katheriny
Obserwowałem ją, grzecznie sobie siedząc. Nawet na nie nie patrzyłem, Kath przecież sobie radziła. Ha, jak łatwo przekonać ich do gadania. Serio. To nie były nawet tortury, zwykłe zastraszanie. Słabe nerwy, zerowe przeszkolenie, minimalna odporność na ból. Bez żadnego zainteresowania zerknąłem na trupa. Takie przewidywalne. A te informacje które przekazała przed śmiercią. Jak można coś takiego wydać? To była jedyna rzecz, która mnie zainteresowała. Ah, Ci zabójcy i koty przemieniające innych! Z naszego życia robi się kiepski babski film w typie wilkołaków i wampirów.
Bułgaria. Europa. Inny kontynent. Co oznacza cholerny samolot. Długa podróż cholernym samolotem. I... Zaraz, tam jest gorąco... Spojrzałem na Katherine wzrokiem męczennika, po czym szybko się spakowałem i wyniosłem truchło. Trochę by się zdziwili, zastając je w pokoju.
*Bułgaria*
Tyle godzin w samolocie, po to by wyjść na parzące słońce. Wynająłem pokój i wyszedłem na chwilę, by przynieść coś z sklepu.
Dwie godziny na gorącym słońcu. Wróciłem właśnie do naszego hotelu, niosąc parę potrzebnych rzeczy. Rzuciłem jej butelkę wody, moja już była prawie pusta. Katherina spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Zgromiłem ją wzrokiem. Podeszła do mnie.
- Ani słowa - Warknąłem zły. Ona sobie nic z tego nie robiła, nadal śmieszyło ją coś, czego nienawidzę. Głupie piegi, które ujawniają się na wielkim słońcu. Wystarczyły dwie godziny. Co będzie jutro? Skrzyżowałem ręce na piersi, żałując, że nie mam jakiegoś kapelusza, czy czegoś. Jedynie okulary, które i tak niewiele dają. - Zajmujemy się tą sprawą, czy chcesz się jeszcze ze mnie pośmiać? - Spytałem, nieco spuszczając z ostrego tonu.
(Kath?)
Bułgaria. Europa. Inny kontynent. Co oznacza cholerny samolot. Długa podróż cholernym samolotem. I... Zaraz, tam jest gorąco... Spojrzałem na Katherine wzrokiem męczennika, po czym szybko się spakowałem i wyniosłem truchło. Trochę by się zdziwili, zastając je w pokoju.
*Bułgaria*
Tyle godzin w samolocie, po to by wyjść na parzące słońce. Wynająłem pokój i wyszedłem na chwilę, by przynieść coś z sklepu.
Dwie godziny na gorącym słońcu. Wróciłem właśnie do naszego hotelu, niosąc parę potrzebnych rzeczy. Rzuciłem jej butelkę wody, moja już była prawie pusta. Katherina spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Zgromiłem ją wzrokiem. Podeszła do mnie.
- Ani słowa - Warknąłem zły. Ona sobie nic z tego nie robiła, nadal śmieszyło ją coś, czego nienawidzę. Głupie piegi, które ujawniają się na wielkim słońcu. Wystarczyły dwie godziny. Co będzie jutro? Skrzyżowałem ręce na piersi, żałując, że nie mam jakiegoś kapelusza, czy czegoś. Jedynie okulary, które i tak niewiele dają. - Zajmujemy się tą sprawą, czy chcesz się jeszcze ze mnie pośmiać? - Spytałem, nieco spuszczając z ostrego tonu.
(Kath?)
od Lucas'a
Pocałowałem ją namiętnie, tłumiąc jej krzyki i jęki, które docierały do moich uszu,a ja miałem z tego satysfakcję.
-Kocham Cię -wyszeptałem
Całowałem ją cały czas, powoli schodząc w dół i całując jej dekolt i przy okazji pieszcząc go.
Wysunąłem się z niej powoli,ale tylko po to by wejść jeszcze szybciej i agresywnie. Lilith krzyknęła ,ale ściszyłem znów jej krzyk zamykając jej usta pocałunkami. Poruszałem się w niej agresywnie i zmysłowo. Dziewczyna oplotła swoje nogi na moich biodrach i przysunęła się bardziej do mnie. Przejechałem rękami po jej plecach i ponowiłem pocałunki.
(?)
Ps. Okej, trzea jakąś akcję zrobić xDD bo ja normalnie nie wiem co pisać od Lucas'a xD :p
-Kocham Cię -wyszeptałem
Całowałem ją cały czas, powoli schodząc w dół i całując jej dekolt i przy okazji pieszcząc go.
Wysunąłem się z niej powoli,ale tylko po to by wejść jeszcze szybciej i agresywnie. Lilith krzyknęła ,ale ściszyłem znów jej krzyk zamykając jej usta pocałunkami. Poruszałem się w niej agresywnie i zmysłowo. Dziewczyna oplotła swoje nogi na moich biodrach i przysunęła się bardziej do mnie. Przejechałem rękami po jej plecach i ponowiłem pocałunki.
(?)
Ps. Okej, trzea jakąś akcję zrobić xDD bo ja normalnie nie wiem co pisać od Lucas'a xD :p
od Katheriny - C.D Romeo
Podeszłam do nich, a jakiekolwiek uśmiechy zeszły mi z twarzy, teraz miałam bardziej kamienny wyraz. Przykucnęłam przy kotołaczce, którą trzymał Alec i przyjrzałam się jej uważnie. Skądś ją znałam ,ale nie bardzo pamiętam skąd.
-Po co tutaj przychodzicie?!-warknęłam
-Nic Ci nie powiem-dodała stanowczo
Podniosłam się od niej i przechyliłam delikatnie głowę.
-Nie? Oj to nie była dobra odpowiedź -powiedziałam złowieszczo i tajemniczo.
Złapałam dziewczynę za kark i zawlokłam do nas do domku. Rzuciłam ją o ścianę i złapałam za swoją torbę. Gdy chciała uciec zagrodziłam jej ręką drogę i przyłożyłam do brzucha. Ta wydarła się w niebo głosy z bólu.
-Co to?-zapytał Alec
Popatrzyłam na niego obojętnie,ale zaraz otworzyłam dłoń która była cała czerwona od pewnej rośliny.
-Roślina, która nas parzy ,aż wypali nas-odpowiedziałam
Ja w przeciwieństwie do niektórych kotołaków ,potrafiłam wytrzymać ból, jaki sprawiała mi ta roślina.
-No mów! Bo wsadzę Ci to do gardła!-rozkazałam
Podeszłam do niej z rośliną i odchyliłam jej głowę. Dziewczyna zaczęła się szarpać, a ja przejechałam rośliną po jej policzku i zatkałam buzię,żeby inni ludzie nie usłyszeli.
-To co powiesz?-zapytałam
-Nigdy!-warknęła
-No trudno-odparłam obojętnie.
Odeszłam na chwilę od niej i podeszłam do torby, wyciągając kołek i podchodząc do niej. Zamachnęłam się,ale zaraz usłyszałam jej pisk - "Zaraz , powiem!".
-No to słucham -odpowiedziałam
-On Cię szuka.....-wychrypiała
-Kto?!-warknęłam
-Ten, kto zabił twoją rodzinę i Cię przemienił-powiedziała-On ich nie zabił, on ich przemienił i ma zamiar dopiero zabić........
Popatrzyłam na nią zszokowana, odeszłam kawałek od niej,ale zaraz szybkim ruchem wbiłam jej kołek w serce, wydarła się ale krótko z zaskoczenia i była już martwa.
-Okej, masz ochotę na wycieczkę do Bługarii?-zapytałam -Matko nie sądziłam,że kiedyś to powiem i tam wrócę.
(Romeo?)
-Po co tutaj przychodzicie?!-warknęłam
-Nic Ci nie powiem-dodała stanowczo
Podniosłam się od niej i przechyliłam delikatnie głowę.
-Nie? Oj to nie była dobra odpowiedź -powiedziałam złowieszczo i tajemniczo.
Złapałam dziewczynę za kark i zawlokłam do nas do domku. Rzuciłam ją o ścianę i złapałam za swoją torbę. Gdy chciała uciec zagrodziłam jej ręką drogę i przyłożyłam do brzucha. Ta wydarła się w niebo głosy z bólu.
-Co to?-zapytał Alec
Popatrzyłam na niego obojętnie,ale zaraz otworzyłam dłoń która była cała czerwona od pewnej rośliny.
-Roślina, która nas parzy ,aż wypali nas-odpowiedziałam
Ja w przeciwieństwie do niektórych kotołaków ,potrafiłam wytrzymać ból, jaki sprawiała mi ta roślina.
-No mów! Bo wsadzę Ci to do gardła!-rozkazałam
Podeszłam do niej z rośliną i odchyliłam jej głowę. Dziewczyna zaczęła się szarpać, a ja przejechałam rośliną po jej policzku i zatkałam buzię,żeby inni ludzie nie usłyszeli.
-To co powiesz?-zapytałam
-Nigdy!-warknęła
-No trudno-odparłam obojętnie.
Odeszłam na chwilę od niej i podeszłam do torby, wyciągając kołek i podchodząc do niej. Zamachnęłam się,ale zaraz usłyszałam jej pisk - "Zaraz , powiem!".
-No to słucham -odpowiedziałam
-On Cię szuka.....-wychrypiała
-Kto?!-warknęłam
-Ten, kto zabił twoją rodzinę i Cię przemienił-powiedziała-On ich nie zabił, on ich przemienił i ma zamiar dopiero zabić........
Popatrzyłam na nią zszokowana, odeszłam kawałek od niej,ale zaraz szybkim ruchem wbiłam jej kołek w serce, wydarła się ale krótko z zaskoczenia i była już martwa.
-Okej, masz ochotę na wycieczkę do Bługarii?-zapytałam -Matko nie sądziłam,że kiedyś to powiem i tam wrócę.
(Romeo?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)