wtorek, 5 sierpnia 2014

od Lucas'a.

-Może chciał szybko znaleźć się w swoim łóżeczku-zaśmiałem się
-Może-westchnęła
Wziąłem go na ręce i położyłem w łóżeczku, gdzie już wcześniej dałem wszystkie rzeczy.  Był bardzo spokojny jak na malucha. Mało płakał, dobrze sypiał, raczej da mi się dzisiaj w nocy wyspać. Podszedłem do Lilith, chciałem dotknąć jej ,ale jednak moja dłoń przeleciała przez nią.
-Tak mały śpioch. Jego moce gdy śpi sprowadzają się tylko do widzenia i słyszenia ciebie-westchnąłem
-Chociaż tyle-odpowiedziała
-Tak, faktycznie. Ale nie wiesz ile bym oddał ,żeby teraz spędzić z tobą wspaniałą noc-mruknąłem
-Nawzajem -uśmiechnęła się delikatnie.
Położyłem się na łóżku, a Lilith obok mnie. Tak trochę dziwnie to zabrzmiało , zważywszy na to że jest teraz duchem.
-Zobaczysz. Znajdę sposób by cię ożywić , obiecuję -zapewniłem

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Spojrzałam wściekła na Alec'a, ale zaraz zerknęłam na Ben'a, który miał ten swój uśmieszek. Jeśli nie chcę zginąć, po raz drugi muszę chodź trochę być milsza. Odetchnęłam głęboko i zaraz ponownie spojrzałam na Alec'a. Podniosłam z ziemi torby.
-Twoje rzeczy-odparłam
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.-stwierdził
-Nic-dodałam szybko
-Na pewno?-dopytywał się
-Alec, Tak. Na pewno-wyjaśniłam poważnie
-Przepraszam za niego-przeprosił
-Nie trzeba. Sprowokowałam go. Już taki mój charakter. Ale jeśli chce żyć, muszę być milsza-z trudem przeszło mi to przez gardło.
-Dzieciak, chce być milszy, jak słodko!-usłyszałam Ben'a.
Odchyliłam się na bok i syknęłam na niego wkurzona wystawiając kły. Alec westchnął cicho, jednak nie przejmowałam się tym.
-Uważaj, bo się rozmyślę. I cały ten pobyt z nami będzie dla ciebie piekłem-mruknęłam
-Katherina....-westchnął Alec
-Tak, tak wiem. Nie idzie mi bycie miłym. Ale może zrobię coś w tym kierunku. -prychnęłam-Przepraszam.
Alec i Ben spojrzeli po sobie, a zaraz obaj popatrzyli na mnie. No tak nie codziennie Alec widział jak kogoś przepraszałam. Z resztą z moim charakterem rzadko kiedy to się zdarzało.
-Na razie ich  nie przyjmuję. Musisz pokazać ,że mogę Ci zaufać -odpowiedział
W tej samej chwili miałam ochotę go rozszarpać na strzępy, ale trzeba zawierać sojusze i sprawiać pozory.
-W porządku-dodałam
Ben tylko skinął głową z uśmieszkiem i odszedł od nas. Zaraz cała wściekłość opadła ,a ja odwróciłam się do Alec'a. Złapałam go za rękę przyciągając go do siebie zadowolona. Wplątałam palce w jego włosy i pocałowałam namiętnie.
-A co z moim bratem?-mruknął między pocałunkami
-Może i jesteśmy pod jego dachem. Ale przecież nie zabroni twojemu bratu, spędzania czasu z dziewczyną-zaśmiałam się
-Hm........przekonałaś mnie-dodał zadowolony
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha przechylając delikatnie głowę w prawo i ponowiłam pocałunek.
-Spróbuję z nim wytrzymać. Obiecuję -obiecałam między pocałunkami

(Romeo?)

od Romeo - C.D Katheriny

Katherina... Powstrzymałem ochotę zrobienia "facepalm", kiedy zaczęła mówić o wartach. Ben zacisnął szczękę, taka charakterystyczna cecha u nas dzięki której widać zdenerwowanie. Na szczęście, to żołnierz i ma trochę opanowania. Choć to tykająca bomba. Naprawdę, nie chcę sytuacji, w której będę walczył z Ben'em. To mój braciszek.
(...) Poszedłem porozmawiać z Ben'em. Naprawdę mnie denerwował, ale chce dobrze. A jest jak taki szczeniak, widząc wrogość Katheriny sam jest dla niej wrogi, co nie wróży dobrze. Ale nie skrzywdziłby jej, a przynajmniej nie jakoś szczególnie. Spojrzałem na niego.
- Chodź, Ci coś pokażę - powiedział, wyraźnie szczęśliwy. Zdjął właśnie kurtkę, po czym zaprowadził mnie do innego pomieszczenia. Wmurowało mnie. Wow.... On chyba okradł wojsko. Na wielkiej kracie wisiały różne rodzaje broni. Przynajmniej dwadzieścia pistoletów krótkich o różnych kalibrach, parę z długą lufą, dwururka, bazooka, parę maczet, dwie strzelby, na widoku trzy rewolwery, siedem karabinów w tym AK-47, Galil, Valmet M62, noże, mina lądowa (!), pięć granatów odłamkowych, lina, kajdanki razy dwa. Wow... Niech da się pobawić tymi cackami.
- Skąd to wszystko masz? - spytałem, zdejmując Desert Eagle kaliber 9 mm, po czym załadowałem magazynek i odbezpieczyłem.
- Aa... trochę ukradłem z Manticore, niektóre dostałem po znajomości, inne kupiłem - opowiedział obojętnym tonem, choć było widać, że tylko udaje. My faceci kochamy swoje zabawki, szczególnie gdy... O fuck, to wyrzutnik granatów. Podszedłem do wielkiego, metrowego ustrojstwa i dla śmiechu wycelowałem nim w Ben'a. Zaśmiał się.
- Po co Ci to wszystko?
- Eh.. Robię to czego nas nauczono. A poza tym, nie pogardzę żadną bronią, szczególnie kiedy są tak tanie - mruknął, rozładowując Desert'a którym się wcześniej bawiłem. Magazynek wrzucił do odpowiedniego pudełka, których było jak na lekarstwo. Może serio z nim nie zadzierajmy. To by było bolesne dla mojego domu na wyspie. 
- Hmm, uczyli Cię polować na ludzi? - spytałem.
- Widzę, że sporo o mnie wiesz. Jestem drapieżnikiem, tak jak ty. Do tego nas stworzono...
- Oh, stul pysk. Ja taki nie jestem. 
- Jesteśmy łowcami, a ty jesteś wilkiem w owczej skórze. Hamujesz instynkt, ukrywasz to przed nią, przed wszystkimi. Ile jeszcze czasu będziesz sobie wmawiał, że nienawidzisz smaku krwi, że wcale nie masz ochoty czasami po prostu kogoś rozerwać?
Ok, może mnie trochę poniosło, bo go po prostu uderzyłem. Zsunął się na podłogę, tak że po prostu na niej siedział. Krwawił. Mruknął coś i splunął krwią. Po chwili dotknął lekko rany na wardze i spojrzał na swoje palce. Była na nich posoka. Pokazał mi.
- Widzisz? Mówiłem Ci - powiedział z tryumfalnym uśmiechem. Jednak po chwili wstał i chyba mu przeszło, bo zaczął nowy temat, już nie przejmując się raną. Kiedy on się przejmował takim małym uszkodzeniem? No właśnie - A ta dziewczyna, Katherina, to co ona tak w ogóle tu robi? W końcu wszyscy wiemy, że jesteś zwykłym dziwkarzem - zakpił. Oczywiście. Wkraczamy na wojenną ścieżkę. Taką wojenno-przyjacielską. Uśmiechnąłem się, po czym obejrzałem tą wyrzutnię. 
- Naładowana? - rzuciłem. Po chwili jednak zrezygnowałem z tego przekomarzania się z nim. - Będziesz dla niej milszy?
- To dzieciak który myśli, że wszystko mu wolno. Cóż, ktoś ją musi uświadomić, że nie jest najważniejsza - warknął, krzyżując ręce na piersi.
- Daj spokój - przewróciłem oczami. Znów zdawał się zły.
- Ściągnie na nas kłopoty.
- Nas? Jakich nas? - parsknąłem. Spojrzałem na niego. W oczach miał ból. Uderzeniem się nie przejmował, ale teraz... był jak zbity szczeniak.
- Widzimy się po raz pierwszy od szesnastu lat, a ty chcesz tak po prostu sobie iść? - Westchnął ciężko i pokiwał głową - Zgoda.
I odszedł. Eh... Cholerny socjopata.

Następny dzień
(...) Usłyszałem ich słowa. Katherina... Znowu? Oni chyba na prawdę się nie polubią. Ja aktualnie zmieniałem opatrunki. Na ramieniu już nie potrzebowałem, wszystko było dobrze. Serio. Szybko mi się goją rany. A co do rąk... Cóż, mocno się szarpałem i w kilku miejscach było wręcz widać kość. Na szczęście dzisiaj już było o niebo lepiej i spokojnie mogłem poruszać obiema dłońmi. Obwiązałem więc tylko bandażem. Musimy zawsze się pakować w kłopoty. Wiecie co? Ja chyba zrobię sobie na razie wolne. Nie mam już do tego wszystkiego siły. Przez tyle lat sobie radziłem, pojawia się kobieta i bum! Wypadek za wypadkiem.
- A co mi zrobisz, dzieciaku? - Usłyszałem syk Ben'a. Cholera...  Ben był widocznie wściekły. A Katherina niemal obojętna. Eh, już rozumiem Ben'a. Też bym się wściekł. Nagle Ben z łatwością powalił Katherine, podcinając jej nogi. Upadła na ziemię. Ukląkł przy niej, nonszalanckim gestem - Jesteś pod moim dachem. Należy mi się szacunek, Petrova.
Podniósł się i spojrzał na mnie, kiedy akurat stanąłem w drzwiach. Uśmiechnął się jedynie półgębkiem i podszedł do mnie. Miał krótki rękaw, więc po raz pierwszy się przyjrzałem jego tatuażom. Dostrzegłem ozdobny krzyż na prawej ręce, na drugiej złożone do modlitwy dłonie, a na prawym ramieniu były znane już mi napisy:
"Misja
Obowiązek
Dyscyplina"
Nic dziwnego, że tak potraktował Katherine, skoro świętością były dla niego te pojęcia. Szczególnie ostatnie. A Katherina go znieważyła. To poważny cios, dla jego ego. Cóż, na szczęście nie zrani jej jakoś poważnie, bo... ja mu stoję na przeszkodzie.
- Muszę Ci przypominać, że miałeś jej nie dotykać? - spytałem wrogo.
- Zasłużyła! - obronił się. Nie miałem siły się z nim sprzeczać. Poza tym, on jest całkowicie odporny na groźby. Podszedłem do Katheriny, która już wstała.
- Nic Ci nie jest, kotku? - spytałem miękko.

(Katherina?)

Od Lilith

Kiedy Chris się obudził wzięłam go na kolana i wiernie wraz z nim obserwowałam jak Lucas składa łóżeczko dla niego. Gdy było już złożone Chris z uśmieszkiem wyciągał w jego stronę rączki.
-No patrz mały..wiesz dla kogo to?-zaśmiałam się widząc jego uśmieszek.
-Dla ciebie mały.-uśmiechnął się Lucas podchodząc do niego,przykucnął przy łóżku.
Christopher szybko złapał za jego włosy i pociągnął ze śmiechem.
-Baw się włosami mamusi..są dłuższe.-powiedział Lucas śmiejąc się.
Spojrzał na mnie z tym swoim słodkim uśmiechem. Złapał parę kosmyków moich włosów,owinął sobie nimi rączkę. Przytulił się do moich piersi ziewając i znów zasnął.
-Mały śpioch..-uśmiechnęłam się głaszcząc go po głowie.

(?)

od Lucas'a

Wyszedłem z domu, zostawiając Lilith samą , ale zabrałem Chris'a. Pojechałem z nim do sklepu i oczywiście jak to mnie,można powiedzieć że trochę poniosło. Kupiłem dosłownie wszystko co jest potrzebne dla dziecka, dosłownie. Nie przepłaciłem no bo niby czemu? Ah. Bycie nadnaturalnym ma wiele zalet, chociaż zdarzają się wady. Wyszedłem po 3 godzinach ze sklepu, z małym który nadal spał. Miałem dwa przepełnione wózki, które z trudem doprowadziłem do auta i wpakowałem do niego. Po powrocie do domu wszedłem na górę i zostawiłem Chris'a, na łóżku, tak by Lilith się nim nacieszyła. A sam wróciłem do rozpakowywania całego auta. Już po pół godzinie wszystko było w domu, teraz tylko trzeba wszystko poukładać.
-Dużo tego kupiłeś -usłyszałem Lilith
-Trzeba było-wyjaśniłem składając łóżeczko dla małego.
Co jak co, ale byłem niezły w te klocki, znaczy w montowanie i takie tam, więc szybko się z tym uporałem, tak że łóżeczko po 20 minutach było gotowe i solidnie zmontowane.

(?)

Od Lilith

Mocno wtuliłam się w Lucasa zamykając oczy.
-Lucas....dziękuję...-wyszeptałam.
-Nie masz za co..-wplótł palce w moje włosy.
Po chwili usłyszeliśmy ciche chrapanie..mały zasnął.
-Chodźmy..nie jest jeszcze tak późno więc kupimy mu to łóżeczko.-zaśmiał się.
-Wy jedźcie..dobrze? Ja zostanę..-powiedziałam.
-Skoro tak wolisz..-mruknął odsuwając się.
Wyszli z pokoju..zostałam sama..
Usiadłam na łóżku i znów na siebie spojrzałam..nadal nie mogę uwierzyć w to że jestem duchem..

(? Brak weny ;c )

od Katheriny - C.D Romeo

-Nie proś ,żebym była dla niego miła, bo nie będę -odpowiedziałam poważnie
-Nie proszę, ale za to błagam,żebyś nie robiła głupstw i żebyś mu nie podpadła-poprosił
Wzięłam głęboki wdech zastanawiając się nad tym. Mieszkać pod jednym dachem z Alec'em i jego bratem. Z Alec'em tak, ale nie z Ben'em. Jednak skoro on o to prosi, muszę uważać, ostatnio coraz dziwniej jest.
-W porządku-odpowiedziałam niechętnie
-Dziękuję -odetchnął z ulgą.
Już po paru minutach Ben, wrócił a ja popatrzyłam na niego, a zaraz na Alec'a, Byłam wściekła mając na widoku jego brata, bo nawet nie chciałam żeby tu był.
-Ale, niech lepiej twój kochany braciszek trzyma się z dala ode mnie-mruknęłam i zerknęłam na Ben'a.
Opuściłam ręce i ominęłam go , a zaraz poszłam w jakiś zakątek fabryki. Cudownie obskurna fabryka, nie przywykłam do takiego mieszkania, ale przecież nie mogę narzekać. To nie w moim stylu, ale nie wiem czy wytrzymam z psychopatycznym Ben'em. Upewniłam się ,że nikogo nie ma w pobliżu i złapałam za telefon.
-Vanessa. Cześć potrzebuję ,żebyś załatwiła mi moje i Alec'a rzeczy z naszego hotelu-wyjaśniłam-Spotkamy się niedaleko mojej starej posiadłości, jutro rano.
-W porządku będę czekać , do zobaczenia-odpowiedziałam.
Rozłączyłam się i wróciłam do chłopaków, tak przydadzą się moje ubrania i Alec'a.  Była już północ, więc pewnie będzie ciekawie.
-No to idziemy spać, jest tu bezpiecznie, tak więc nie musimy się obawiać -wyjaśnił Ben.
-Ugh. Lepiej dmuchać na zimno. Wezmę pierwszą wartę -mruknęłam
-Nic o czymś takim nie mówiłem-zaprzeczył szybko
Zignorowałam go i wyszłam na pole, wspięłam się na dach budynku i rozglądałam się wszędzie. W pewnej chwili usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się i zobaczyłam....eh są tak podobni,że nawet dobrze nie da się ich odróżnić.
-Prosiłem Cię, Katherina-westchnął
No tak, Alec teraz to wiadome, tylko jak ich odróżnić, przyjrzałam mu się uważnie.
-Jeśli chcesz nas odróżnić, to mój brat ma dłuższe włosy i tatuaże na rękach-wyjaśnił
-Dobra, tyle chciałam wiedzieć -odparłam
-Uważaj przy nim, na prawdę Cię o to proszę.-odezwał się
Pogładził mnie po policzku, ale zaraz się do niego przysunęłam i pocałowałam namiętnie. Jednak zaraz usłyszałam jakiś hałas.
-Jak słodko-usłyszeliśmy Ben'a.
Odsunęłam się wkurzona od Alec'a i spojrzałam na jego braciszka. Popatrzyłam na niego wrogo, ale wzięłam głęboki wdech by się uspokoić. Alec zabrał Ben'a by z nim pogadać i takie tam. Przez resztę nocy wymienialiśmy się wszyscy.

*Następnego dnia*

Wstałam wcześnie rano, w sumie nawet nie spałam. Podniosłam się z prowizorycznego łóżka i wyszłam cicho z fabryki. Doszłam po pewnym czasie do swojej posiadłości gdzie czekała Vanessa. Zabrałam od niej torby a potem poszłam się przebrać w nowe ciuchy. Porozmawiałam z przyjaciółką ,aż  w końcu musiałam się zbierać i wróciłam się do fabryki. Weszłam cicho do środka i gdy się odwróciłam zobaczyłam..............hm......długie włosy, tatuaże. No tak przede mną stał Ben. Widać było że był wkurzony,ale jednak nie przejmowałam się tym.
-Gdzie byłaś?-zapytał
-Byłam po coś.-odpowiedziałam obojętnie-Akurat to nie twoja sprawa.
Ominęłam go, ale ten złapał mnie mocno za rękę. Syknęłam cicho czując jak mi miażdży nadgarstek. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego wkurzona.
-Lepiej mnie puść , jeśli nie chcesz mieć kłopotów-warknęłam

(Romeo?)

od Romeo - C.D Katheriny

Ben jedynie roześmiał się kpiąco na słowa Katheriny. Nie obchodziły go żadne groźby, zawsze tak było. Ma je kompletnie gdzieś, tak jak teraz. On chyba naprawdę miał gdzieś, czy umrze dziś czy jutro. Cóż... to Ben. Mężczyzna muszący mieć wielkie wejścia, mordujący "w imię Pana", modlący się przed lub po każdym pozbawieniem życia który naoglądał się za dużo filmów. Zdecydowanie za dużo, sądząc po jego zachowaniu i sposobie bycia. A teraz czołga się w szybie wentylacyjnym, jakby znajdował się w jakimś kiepskim kinie akcji.
Po chwili szyb skręcił, ale przez kratkę na przeciwko widziałem, że to koniec naszej podróży. Odwróciłem się w miarę możliwości i wyważyłem kratkę, po czym zeskoczyłem na dół. Katherina i Ben zrobili to samo. Wciągnąłem do płuc czyste powietrze, ciesząc się z naszego wyjścia. Źle mi się kojarzą ciasne przestrzenie. Ben przeciągnął się, a ja wreszcie mu się przyjrzałem. Cóż, co mam powiedzieć? Wyglądał jak ja, jednak kiedy zdjął skórzane rękawiczki zauważyłem skrawek wystającego tatuażu. Ah, no i miał dłuższe włosy. Nie wiele, ale jednak i przez to było widać, że jest blondynem. U mnie nie, bo jak były tak ścięte, wydawały się brązowe, a nie koloru brudny blond. Nie chciałem wyglądać jak Kalifornijski surfer, przepraszam bardzo. I dostrzegłem pewien szczegół. Miał przy sobie pełen zestaw dobrego zabójcy. Dwa gnaty z tłumikami, pistolet ogłuszający, całkiem pokaźny nóż i parę innych. A to wszystko ukryte w kurtce. No kto by się spodziewał? (sarkazm)
- Skąd ty tu się wziąłeś? - spytałem, patrząc na mojego brata. Odwrócił się jak oparzony i znów spojrzał na mnie jak na kompletnego idiotę.
- Jak to skąd? Bóg mi wskazał drogę - mruknął, urażony moją postawą. No tak. Zapomniałem. I znów szedł, prowadząc nas gdzieś, aż doszliśmy do starego... czegoś. Sądząc po zapachu, farbryki nie używanej jakieś dwadzieścia, trzydzieści lat. Weszliśmy tam. Wszystko było uprzątnięte, nawet dało się tam mieszkać. W kącie leżał materac, koło szafka. Nic się nie wyróżniało od innych miejsc zamieszkiwanych "dziko". Może oprócz wielkiego napisu na ścianie:
"Misja
Obowiązek
Dyscyplina"
A to wszystko czarnym sprejem. Tak. Widać, że to dom Ben'a.
- Jest tu bezpiecznie - powiedział - Pójdę się rozejrzeć po okolicy...
Tak. Rozejrzeć. Parsknąłem kpiąco, ale on to zignorował i wyszedł. Odwróciłem się do Katherine, która najwyraźniej nie polubiła go. To dobrze, ale... Muszę jej coś powiedzieć. Podszedłem do niej.
- Uważaj na niego. Nie ufam mu - poinformowałem ją. Uniosła brew. Widocznie muszę jej to wyjaśnić - Kath, Ben nie jest do końca... normalny. Zazwyczaj mamy jakiś powód by zabić. Są również psychopaci, zabijający dla sportu. Ale Ben... On zabija dla przyjemności i jeszcze myśli, że to co robi, to jego obowiązek, nałożony przez Boga. Jakbyś mu podpadła, to byłby gotowy wybić pół świata by tylko Cię dopaść. No wiesz. Trochę mu odbiło. Podobno zabił już ponad sto ludzi, najpierw zamykając ich w celi, tatuując swój numer na ich karku jako "podpis" a potem puszczając wolno, by urządzić sobie takie małe "polowanie". Ale dopóki jest naszym sojusznikiem, raczej jest nieszkodliwy.

(Katherina?)

od Lucas'a

To było coś pięknego. Tak jakby wszystkie problemy odeszły w niepamięć kiedy przytulałem ją i Chris'a. Wziąłem głęboki wdech i objąłem ją jedną ręką, chcąc by nigdy nie oddaliła się od nas. Sam nie wiem po tym wszystkim coś za bardzo się rozklejam. Przytulaliśmy się do siebie dobre parę minut, a ja nie chciałem jej puścić.
-Lilith, wiem czyje to dziecko-westchnąłem patrząc na Chris'a.
-Lucas......ja przepraszam, to............oni mnie zgwałcili -załamała się
-Nie, nie mam Ci tego za złe. Xavier nie żyję. A Chris lepiej żeby nigdy się nie dowiedział, że zabiliśmy jego ojca. Teraz to my jesteśmy jego rodzicami. Oboje-podkreśliłem ostatnie słowo.
-Tak, ja jako duch-westchnęła
-Znajdę, sposób. Znajdę by Cię ożywić. Byś znów chodziła po tej ziemi, razem ze mną -wyjaśniłem
-Nawet nie wiesz, czy Ci się uda-odpowiedziała
-Uda, postaram się. Mam nadzieję - dokończyłem

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Otworzyłam w tej samej chwili oczy, byłam cała obolała i w tej samej chwili zorientowałam się ,że wiszę w powietrzu? Rozejrzałam się dookoła, najpierw na Ben'a, mężczyznę który stał przed nami, normalnie identiko co  Alec, wyglądał. Zaraz mój wzrok pokierował się na Alec'a. Puściłam jego szyję.
-Postawisz mnie?-zapytałam
Alec niechętnie mnie puścił, a ja stanęłam na równe nogi. Ten prąd, o boże nie mogę na prawdę. Wszystko mnie bolało, dosłownie, jeszcze czułam jakbym miała za chwilę zemdleć. Ale nie wytrzymam, odpocznę jak będziemy w bezpiecznym miejscu niż tutaj. Podniosłam wzrok i spojrzałam na brata Alec'a.
-Katherina Petrova-przedstawiłam się, popatrzyłam na Alec'a ,który miał ręce dalej w kajdanach, po których sączyła się krew. Podeszłam do strażnika i zręcznie wyciągnęłam kluczyki od kajdanek, które znalazłam przypięte przy pasku. Podeszłam do mężczyzny i odpięłam go od kajdanek, które rzuciłam w bok.
-Zawsze potrafimy pakować się w kłopoty-mruknęłam
Wzięłam jakiś kawałek materiału i przetarłam mu ręce, które mimo to nadal krwawiły.  Westchnęłam cicho wkurzona i wzięłam oberwałam koszulkę zmarłego mężczyzny. Zawiązałam mu na rękach prowizoryczne bandaże. Nagle usłyszeliśmy za sobą jakiś raban i hałas.
-Dobra koniec pogaduszek, lecimy-mruknęłam -Tyle że gdzie?!
-Szyb wentylacyjny-powiedział i wskazał nad siebie.
Przewróciłam oczami i zaraz znalazłam się w szybie, zaraz potem Alec, a za nami Ben, który zamknął szyb wentylacyjny. Szliśmy przez pewien czas tak w tym szybie.
-Normalnie świetna ucieczka-mruknęłam
-Możesz nie marudzić?-westchnął Ben
Nie odezwałam się tylko i popatrzyłam na niego miażdżącym wzrokiem, wkurzonym
-Kotku-powiedział Alec
-Dobra, to twój brat, więc dla tego nie rozwalę mu łba -prychnęłam

(Romeo?)

Od Lilith

Czyli to tak..teraz będę tylko nie istniejącą zjawą..czemu to musiało spotkać mnie..? Teraz..gdy mały się urodził..ja...ja nie wiem...po prostu nie wiem..
Po tym jak byliśmy już w domu Lucas poszedł do swojego pokoju i wszystko rozpakował.
-Teraz będzie trzeba kupić jakieś łóżeczko dla małego.-powiedział.
-Tak..-kiwnęłam głową..
Delikatnie pogłaskałam po głowie śpiącego synka.
-Cieszę się że mogę go dotknąć..-uśmiechnęłam się słabo.-Mój mały..mam nadzieję że będzie ci tu dobrze.
-Będzie.-zapewnił mnie Lucas i pocałował w skroń..
Do moich oczu znów napłynęły łzy..jednak powstrzymałam się.
-Nie płacz Lili..-powiedział kojąco Lucas.
-Jak mam nie płakać..? No jak..? Nie mogę być z ukochanym..z dzieckiem..-wyszeptałam.
-Przecież jesteś..
-Jestem jako nieżyjąca zjawa którą tylko wy możecie usłyszeć i zobaczyć!
-Lili..tylko spokojnie..-powiedział.
-Czy będę czy nie to i tak nic nie zmieni!-zaczęłam płakać.
Mały otworzył swoje oczka i spojrzał na mnie wyciągając w moją stronę rączki,przysunęłam do niego dłoń a on ją chwycił obiema rączkami i delikatnie pociągnął..zdziwiło mnie to że przysunął moją dłoń do swoich małych warg.
-O co chodzi mały?-zapytałam.
Jeszcze bardziej pociągnął moją dłoń..byłam dosłownie przyklejona do niego.
Nagle podniósł rączkę jakby chciał bym spojrzała w górę,zrobiłam to..tuż nade mną była twarz Lucasa. No tak..przecież trzymał Chris'a na rękach. Pocałował mnie w czoło..bez wahania przytuliłam ich oboje...w miarę swoich możliwości.

(?)

od Lucas'a

-Dobrze, ale najpierw on musi tutaj chwilę zostać, pójdę do pielęgniarki-zapewniłem ją
Odłożyłem malca do łóżeczka i poszedłem do pielęgniarki, jeszcze jeden dzień tutaj z nim posiedzę i będziemy mogli wyjść.

*Dzień później

Rano już wszystko było gotowe, zabrałem swoje rzeczy, zabrałem dosłownie wszystko,a  na koniec wziąłem na ręce Chris'a. Poszedłem z nim do auta, a zaraz potem byliśmy już pod naszym domem. Wszedłem do środka, z trudem niosąc wszystko na raz. Dolca wyleciała z kuchni i zaczęła szczekać, ale zdziwiona spojrzała na dziecko.
-Dolca, to Chris-zaśmiałem się

(?)