wtorek, 5 sierpnia 2014

od Romeo - C.D Katheriny

Katherina... Powstrzymałem ochotę zrobienia "facepalm", kiedy zaczęła mówić o wartach. Ben zacisnął szczękę, taka charakterystyczna cecha u nas dzięki której widać zdenerwowanie. Na szczęście, to żołnierz i ma trochę opanowania. Choć to tykająca bomba. Naprawdę, nie chcę sytuacji, w której będę walczył z Ben'em. To mój braciszek.
(...) Poszedłem porozmawiać z Ben'em. Naprawdę mnie denerwował, ale chce dobrze. A jest jak taki szczeniak, widząc wrogość Katheriny sam jest dla niej wrogi, co nie wróży dobrze. Ale nie skrzywdziłby jej, a przynajmniej nie jakoś szczególnie. Spojrzałem na niego.
- Chodź, Ci coś pokażę - powiedział, wyraźnie szczęśliwy. Zdjął właśnie kurtkę, po czym zaprowadził mnie do innego pomieszczenia. Wmurowało mnie. Wow.... On chyba okradł wojsko. Na wielkiej kracie wisiały różne rodzaje broni. Przynajmniej dwadzieścia pistoletów krótkich o różnych kalibrach, parę z długą lufą, dwururka, bazooka, parę maczet, dwie strzelby, na widoku trzy rewolwery, siedem karabinów w tym AK-47, Galil, Valmet M62, noże, mina lądowa (!), pięć granatów odłamkowych, lina, kajdanki razy dwa. Wow... Niech da się pobawić tymi cackami.
- Skąd to wszystko masz? - spytałem, zdejmując Desert Eagle kaliber 9 mm, po czym załadowałem magazynek i odbezpieczyłem.
- Aa... trochę ukradłem z Manticore, niektóre dostałem po znajomości, inne kupiłem - opowiedział obojętnym tonem, choć było widać, że tylko udaje. My faceci kochamy swoje zabawki, szczególnie gdy... O fuck, to wyrzutnik granatów. Podszedłem do wielkiego, metrowego ustrojstwa i dla śmiechu wycelowałem nim w Ben'a. Zaśmiał się.
- Po co Ci to wszystko?
- Eh.. Robię to czego nas nauczono. A poza tym, nie pogardzę żadną bronią, szczególnie kiedy są tak tanie - mruknął, rozładowując Desert'a którym się wcześniej bawiłem. Magazynek wrzucił do odpowiedniego pudełka, których było jak na lekarstwo. Może serio z nim nie zadzierajmy. To by było bolesne dla mojego domu na wyspie. 
- Hmm, uczyli Cię polować na ludzi? - spytałem.
- Widzę, że sporo o mnie wiesz. Jestem drapieżnikiem, tak jak ty. Do tego nas stworzono...
- Oh, stul pysk. Ja taki nie jestem. 
- Jesteśmy łowcami, a ty jesteś wilkiem w owczej skórze. Hamujesz instynkt, ukrywasz to przed nią, przed wszystkimi. Ile jeszcze czasu będziesz sobie wmawiał, że nienawidzisz smaku krwi, że wcale nie masz ochoty czasami po prostu kogoś rozerwać?
Ok, może mnie trochę poniosło, bo go po prostu uderzyłem. Zsunął się na podłogę, tak że po prostu na niej siedział. Krwawił. Mruknął coś i splunął krwią. Po chwili dotknął lekko rany na wardze i spojrzał na swoje palce. Była na nich posoka. Pokazał mi.
- Widzisz? Mówiłem Ci - powiedział z tryumfalnym uśmiechem. Jednak po chwili wstał i chyba mu przeszło, bo zaczął nowy temat, już nie przejmując się raną. Kiedy on się przejmował takim małym uszkodzeniem? No właśnie - A ta dziewczyna, Katherina, to co ona tak w ogóle tu robi? W końcu wszyscy wiemy, że jesteś zwykłym dziwkarzem - zakpił. Oczywiście. Wkraczamy na wojenną ścieżkę. Taką wojenno-przyjacielską. Uśmiechnąłem się, po czym obejrzałem tą wyrzutnię. 
- Naładowana? - rzuciłem. Po chwili jednak zrezygnowałem z tego przekomarzania się z nim. - Będziesz dla niej milszy?
- To dzieciak który myśli, że wszystko mu wolno. Cóż, ktoś ją musi uświadomić, że nie jest najważniejsza - warknął, krzyżując ręce na piersi.
- Daj spokój - przewróciłem oczami. Znów zdawał się zły.
- Ściągnie na nas kłopoty.
- Nas? Jakich nas? - parsknąłem. Spojrzałem na niego. W oczach miał ból. Uderzeniem się nie przejmował, ale teraz... był jak zbity szczeniak.
- Widzimy się po raz pierwszy od szesnastu lat, a ty chcesz tak po prostu sobie iść? - Westchnął ciężko i pokiwał głową - Zgoda.
I odszedł. Eh... Cholerny socjopata.

Następny dzień
(...) Usłyszałem ich słowa. Katherina... Znowu? Oni chyba na prawdę się nie polubią. Ja aktualnie zmieniałem opatrunki. Na ramieniu już nie potrzebowałem, wszystko było dobrze. Serio. Szybko mi się goją rany. A co do rąk... Cóż, mocno się szarpałem i w kilku miejscach było wręcz widać kość. Na szczęście dzisiaj już było o niebo lepiej i spokojnie mogłem poruszać obiema dłońmi. Obwiązałem więc tylko bandażem. Musimy zawsze się pakować w kłopoty. Wiecie co? Ja chyba zrobię sobie na razie wolne. Nie mam już do tego wszystkiego siły. Przez tyle lat sobie radziłem, pojawia się kobieta i bum! Wypadek za wypadkiem.
- A co mi zrobisz, dzieciaku? - Usłyszałem syk Ben'a. Cholera...  Ben był widocznie wściekły. A Katherina niemal obojętna. Eh, już rozumiem Ben'a. Też bym się wściekł. Nagle Ben z łatwością powalił Katherine, podcinając jej nogi. Upadła na ziemię. Ukląkł przy niej, nonszalanckim gestem - Jesteś pod moim dachem. Należy mi się szacunek, Petrova.
Podniósł się i spojrzał na mnie, kiedy akurat stanąłem w drzwiach. Uśmiechnął się jedynie półgębkiem i podszedł do mnie. Miał krótki rękaw, więc po raz pierwszy się przyjrzałem jego tatuażom. Dostrzegłem ozdobny krzyż na prawej ręce, na drugiej złożone do modlitwy dłonie, a na prawym ramieniu były znane już mi napisy:
"Misja
Obowiązek
Dyscyplina"
Nic dziwnego, że tak potraktował Katherine, skoro świętością były dla niego te pojęcia. Szczególnie ostatnie. A Katherina go znieważyła. To poważny cios, dla jego ego. Cóż, na szczęście nie zrani jej jakoś poważnie, bo... ja mu stoję na przeszkodzie.
- Muszę Ci przypominać, że miałeś jej nie dotykać? - spytałem wrogo.
- Zasłużyła! - obronił się. Nie miałem siły się z nim sprzeczać. Poza tym, on jest całkowicie odporny na groźby. Podszedłem do Katheriny, która już wstała.
- Nic Ci nie jest, kotku? - spytałem miękko.

(Katherina?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz