- Złość urodzie szkodzi, kociaku - rzucił drwiąco, ciągle stosując swój własny mechanizm obronny. Tak naprawdę niszczyła go skuteczniej niż wszystko inne. Już dawno umarł, teraz powoli gnił w środku. Uśmiechał się, a marzył by to zakończyć. To wszystko. Już nigdy nic nie czuć. Ale nie użalał się nad sobą, bo po co? Stało się i już, po co to rozdrapywać? Dla niego to oczywiste: czuje się winna za zdradę, więc próbuje zrzucić wszystko na Romea, który nic tak naprawdę nie zrobił. Jego winna, że był w ciele Alec'a? Taaa, bo przewidział co się stanie i specjalnie go wybrał, wcale to nie była kwestia przypadku! W kim miałby być, żeby było dobrze, co? Bo jego prawdziwe ciało już dawno zgniło i zostawiło za sobą jedynie parę kości, a w swej postaci prawdziwej nie będzie latał. - Nie oszukam Cię? Wiesz co myślę? Widocznie nie. Jesteś chorą zmorą przyszłości. Owszem, myślę o tobie czasem, ale wolałbym spłonąć w piekle niż choćby Cię dotknąć. Brzydzisz mnie. Boli? Wiesz, mnie to już nie obchodzi, bo mam Cię gdzieś. - powiedział, a każde słowo ociekało jadem. Oj, wredny Romeo.
(Katherina?)
(Katherina?)