środa, 15 października 2014

od Alec'a - C.D Katheriny

Patrzyłem z lekkim uśmiechem na ich walkę. Katherina wygrała to starcie, rozkładając tamtego na łopatki. Uh. Uderzenie całą siłą o betonową powierzchnię musiało boleć. Dosyć szybko się zorientowałem, że oddział dziwnie się na mnie patrzy. No tak. Odkąd tutaj trafiłem, ani razu na mojej twarzy się nie pojawił uśmiech. Po kilku chwilach, ponownie była moja kolej. Oficer krążył wokoło kręgów oddziałów, odchodząc trochę od nas. Tym razem moim przeciwnikiem okazał się jakiś koleś. Budowa trochę bardziej porządna ode mnie, zgaduje więc, że wojownik. Pozycja bojowa, ocenienie przeciwnika, namierzenie słabych punktów, przygotowanie się. Zaatakował pierwszy, jednak tylko na to czekałem. Kopnięcie. Zablokowałem i gdy tylko się wydostał z mojego uścisku, kopnąłem go w klatkę piersiową. Cofnął się trochę, ale nie przewrócił... Eeee.... miało być inaczej. Nic dziwnego, że nie przygotowałem się na uderzenie w twarz z pięści. Poruszyłem trochę szczęką, która trochę, niezbyt widocznie zmieniła położenie. Zaraz jednak była na swoim miejscu.
- Au - mruknąłem, ale nie miałem czasu na narzekanie, bo przypuścił kolejny atak. Zrobiłem unik, zaatakowałem, zrobił unik. Wyszedłem trochę z wprawy, ale nie dam się pokonać! Zanim się spostrzegłem, leżałem na ziemi, jednak w dokładnie tej samej sekundzie zrzuciłem go z siebie, przygwoździłem do podłogi i z całej siły uderzyłem w twarz. Tym samym wygrałem. Wstałem z niego i podałem mu rękę. Zignorował ją. Co za snoby. Na szczęście tylko ta trójka była taka, reszta wydawała się w porządku, chociaż pewności nie mam. Może do dziwne, ale nie rozmawiałem z nimi zbytnio.
- Jak chcesz - wzruszyłem ramionami, zabierając rękę i już chciałem odejść, ale w tej samej chwili poczułem jak coś mi podcina nogi i upadłem na plecy, waląc się przy okazji głową o beton. Jęknąłem cicho, widząc przed oczami gwiazdy. - Sukinsyn - warknąłem. Jakoś powoli wstałem i wróciłem do szeregu, choć kręciło mi się w głowie. Przynajmniej wygrałem.
Po zajęciach, postanowiłem trochę poduczyć Kath walki. W tym celu wyszliśmy na plac. Był prawie pusty, nie licząc paru, zupełnie nie zwracających na nas uwagi knypków z paralizatorami. Mogliśmy spokojnie ćwiczyć.
- Jak się czujesz? - spytała. Wiedziałem, że chodzi jej o tamten upadek. Mówić mogę, chodzić mogę, więc chyba nic mi nie jest.
- Dobrze. To zaczynamy trening, kotku? - ustawiłem się w pozycji bojowej.

( Katherina?)

od Katheriny - C.D Alec'a

Spojrzałam na mężczyznę z pogardą. Jednak nie byłam pewna, czy uda mi się go pokonać. Ani pazurów, ani zębów nie można używać. Znam parę chwytów i tak dalej,ale dla wyszkolonego żołnierz to chyba nic. Najchętniej ukręciłam bym mu kark za to jego "kici, kici". Co z tego, że jestem kotołakiem,ale też człowiekiem! Dobra Kath, opanuj się. Wściekłość i brak samokontroli to jest najgorsze co teraz możesz zrobić. Hah, kochany zdrowy rozsądek! Czy go posłucham? Chyba jednak powinnam. Zerknęłam na chwilę na Alec'a i odwróciłam znów wzrok w stronę przeciwnika. Przyjęłam postawę bojową.
-Oj będzie ciekawie-mruknęłam cicho
624 rzucił się na mnie, jednak jakimś cudem udało mi się ominąć jego cios. Całe szczęście! Ale na omijaniu ciosów nie kończy się walka. Kolejny atak udało mi się jakoś zablokować, ale czułam, że jest ode mnie silniejszy. Nie dziwić się, ja takiej masy mięśniowej jak oni nie mam! No pięknie. Miałam parę potknięć, za to można powiedzieć , że mój przeciwnik zero? W pewnej chwili wylądowałam na ziemi. Zanim dostałam z pięści , udało mi się przeturlać i szybko podnieść z ziemi. Odwróciłam się w jego stronę i zdałam sobie sprawę, że skoro nie mogę używać mocy, to chociaż jak normalny człowiek mogę na niego skoczyć. Wykorzystam to. Przykucnęłam i gdy tylko rzucił się na mnie, wskoczyłam mu na ramiona i moja siła ciężkości przeważyła i wylądowaliśmy na ziemi. W rzecz jasna ja zaraz przed nim. To nie było miękkie lądowanie, ale cóż czy ktoś powiedział, że życie jest łatwe? Udało mi się go przytrzymać, chociaż już opadałam z sił. Gdy tylko oficer wymówił pierwszą część zdania i był przy końcówce, 624 wyrwał mi się i wrócił do szeregu. Przeczesałam ręką włosy i sama też wróciłam do szeregu. Ależ dziękuję bardzo! Walka wręcz jest na prawdę wspaniała ,ale muszę popracować nad tym. Cóż jak to w walkach, nie obyło się bez siniaków ,które i tak zejdą za dzień być może dwa. Stanęłam obok Alec'a i jeszcze jakiegoś mężczyzny. Zerknęłam na 624, który patrzył na mnie wrogo. Nabrałam powietrza i je wypuściłam, a zaraz zerknęłam na Alec'a. Dzięki, wielkie,że nie było z tym gostkiem tak źle. Na razie postanowiłam nie przyglądać się moim siniakom bo nie było sensu , tak więc cóż. Ale dawno się nie biłam i było dość miło skopać komuś tyłek. Mimo, że walka trwała dość długo to i tak się cieszę, że z nim wygrałam. Może jak lepiej poćwiczę z Alec'em to będzie mi łatwiej ich pokonywać. Tak na pewno! Muszę się nauczyć wszystkiego. Nie chcę być ciągle bezbronna, a to.....Och to poniekąd dla mnie nowy start w walce i samoobronie i tak dalej. Ale i dobrze, zadowala mnie to tak czy siak.

(Alec?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Cieszyłem się, że mogę ją widzieć. Nawet miło, że jest w moim oddziele, choć nie sądzę, że ktoś da się nabrać, że Katherina jest X5. Uśmiechnąłem się do niej wesoło, słysząc pytanie o trenowanie. Przyda jej się. Choćby do ucieczki.
- Oczywiście - powiedziałem i pocałowałem ją przeciągle. Zaraz jednak oderwałem się od niej, bo usłyszałem kroki. - Hmm... muszę iść. Do zobaczenia jutro... Mam tylko kilka rad. Po pierwsze, koszulka w spodnie. Po drugie, na musztrze patrzysz prosto przed siebie, nawet gdy oficer do ciebie mówi. Nie patrzysz w oczy, nie odzywasz się niepytana, odpowiadasz "Tak jest, ser" a najlepiej w ogóle milczysz. Po trzecie, nie wahaj się uderzyć mnie, jeśli będziemy na treningu walczyć. Ja ciebie raczej z pięści nie uderzę, ale wiarygodnie to musi wyglądać - zaśmiałem się i szybko wyszedłem z pokoju. Skierowałem się do mojego, gdzie od razu położyłem się na łóżku, nie przejmując się gdy usłyszałem "gasimy światła" i wszelkie źródła jego zostały wyłączone.


***

Śniadanie było spokojne, nie mogłem jednak z nią rozmawiać, reszta grupy mi nie dała się nawet odezwać, kiedy powtarzali swoje numery i wypytywali się Katherinę o różne bzdety, głównie o jej rasę. Widząc jej zniecierpliwienie parsknąłem jedynie śmiechem i mruknąłem do nich, by już się zamknęli. Większość mnie posłuchała, reszta jednak nie chciała dać spokoju biednej Kath. Musztra również przemknęła niemal niezauważalnie, oficer jedynie przyjrzał się Katherinie i ruszył dalej, niezadowolony, że nie ma czego wypominać. Po musztrze dziś była walka wręcz, a nie zajęcia w terenie jak zwykle. Po paru minutach rozgrzewki, oddziały stawały w okręgach w pozycji "spocznij"*, a dwóch na środku walczyło. My jednak razem nie walczyliśmy, mi się trafił jakiś koleś. Szybka analiza faktów: chudy, niewiele niższy ode mnie, raczej niezbyt wytrzymały ale szybki. Krótka choć zacięta walka, ale po paru chwilach przeciwnik leżał na ziemi. Wydostał się jakoś, mruknął do mnie parę wściekłych słów i wrócił na swoje miejsce. Po paru rundkach innych, przyszła czas na Kath. Obserwowałem ją zaciekawiony. Nie mogła gryźć ani używać pazurów, więc walka może wyglądać ciekawie.
- Kici, kici - mruknął 624, trochę starszy ode mnie chłopak.

(Katherina?)


* - u żołnierzy staje się w rozkroku, z dłońmi złożonymi w dole pleców.

od Romeo - C.D Juliette

Nie przerażały mnie demony. Nic mnie nie przerażało. Tyle lat polowań wypleniło ze mnie większość emocji, ostatnie wydarzenia resztę. Radość i Szczęście? Poszły na wagary. Śmiech? Zapomniał już. Zaufanie? Choruje. Dobroć? Wyjechała i nie zamierza wracać. Litość? Nieobecna. Miłość? Ty się lepiej już zamknij.... 
Spojrzałem leniwie w stronę okien, po czym niepośpiesznie zacząłem wyjmować broń. Tak dawno nie walczyłem. Stęskniłem się za ciężarem broni w dłoni. Nie długo jednak cieszyłem się tym uczuciem, bo musimy działać. Schowałem mojego starego colta w środek kurtki (naboi marnować nie mogę, strzelając do wszystkiego co się poruszy) a drugą broń miałem w ręce. Zwykłe naboje może demonowi nic nie zrobią, ale z doświadczenia wiem, że trudno jest się poruszać z uszkodzonym kręgosłupem. Poza tym w kieszeni miałem małą torebeczkę z solą, którą wystarczy otworzyć i już masz sypany środek żrący. Rozsypałem sól przed drzwiami, tworząc mały okrąg i na parapetach. Żaden demon nie przejdzie, jest mała wada: ja również, ale ja przynajmniej mogę przerwać linię i tak wyjść. Oni nie. Wziąłem marker w dłoń, narysowałem szybko na kartce pułapkę na demony (klik), tylko, że trochę bardziej uproszczoną wersję (tak samo skuteczną) i podałem jej.
- Tak wygląda pułapka na demona. Jeśli w nią wejdzie, to już nie wyjdzie, więc jeślibyśmy się rozdzielili, czy coś, to znajdź bezpieczne pomieszczenie i przed drzwiami, na podłodze lub suficie namaluj to. By uwolnić z pułapki, przerwij linię w dowolnym miejscu.
Wytłumaczyłem szybko. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. Podszedłem jak najbliżej się da, po czym spojrzałem przez judasza. Demony. Widać to było na pierwszy rzut oka, dla mnie przynajmniej. Nikt inny raczej by nie powiedział, że tych dwoje: facet pod czterdziestkę i drugi, jeszcze brakuje gadki "my tylko rury sprawdzimy, panie, po co ten gnat?". Spojrzeli po sobie po czym zapukał ten pierwszy mocniej. Westchnąłem cicho.
- Kto tam? - spytałem głośno.
- Inspekcja! - odpowiedzieli chórem. A nie mówiłem? Idioci. Poluję na stworzenia nadnaturalne od ponad stu pięćdziesięciu lat, a oni myślą, że mnie nabiorą inspekcją?


(Nie mam pomysłu... Juliette?)

od Katheriny - C.D Alec'a

Tak na prawdę nie chciałam by mnie stamtąd wypisał. Hunter została pod opieką lekarzy, co nie oznacza, że nie mogę jej odwiedzać. Jasne, że będę to robiła, w końcu jestem jej matką! Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się wesoło. Podeszłam powoli do niego i zmierzyłam go wzrokiem. Cztery miesiące się nie widzieliśmy ,a  jak to u nadnaturalnych na szczęście po miesiącu już nie miałam pozostałości po ciąży. To było najlepsze co mogło być.
-Co z Hunter?-zapytał zaciekawiony
-Wszystko w porządku. Lekarze dość dobrze się nią zajmują. Martwi mnie jednak to, że nie będę mogła jej zbyt często odwiedzać przez ten harmonogram twojego kochanego oddziału-powiedziałam złośliwie, ale i z uśmiechem chytrym.
Skrzyżowałam ręce, na piersi i spojrzałam za Alec'a. Hmm nikogo nie ma, jak miło. Podniosła wzrok by spojrzeć mu w oczy i gwałtownym ruchem przyciągnęłam go , całując namiętnie i zachłannie. Przeszłam delikatnie z Alec'em do tyłu. On podniósł mnie gwałtownie,  a ja oplotłam nogami jego biodra. Ciałem napierał na mnie, a ja byłam poniekąd jeszcze przyciśnięta do ściany. Uśmiechnęła się między naszymi pocałunkami, jednak ta chwila już po paru minutach się skończyła. Stanęłam szybko na ziemi i poprawiłam sobie włosy.
-Stęskniłam się -zaśmiałam się
-Ja też -przyznał i odetchnął z ulgą.
Mogę teraz spokojnie powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona  z faktu iż mogę z  nim trenować. Nie wiem czy wszystkiemu podołam, bo nigdy nie miałam takich treningów i jestem mieszanką wielu ras! Błagam chyba będę jednak trochę gorsza od tych wszystkich innych. Alec chyba zauważył moje zamyślenie i ujął mój podbródek.
-Wiesz, że Lydecker , zakazał programu rozrodczego -uśmiechnął się zadowolony
-To wspaniale-przyznałam.
Jednak zaraz sobie przypomniałam tamte różne chwile. Odwróciłam wzrok od Alec'a i odetchnęłam głęboko. To nie były przyjemne wspomnienia, ale jednak koniec z okazywaniem nadmiernym smutku. Muszę być silna. Spojrzałam ponownie na niego.
-Alec, dołączam do twojego oddziału. Będę z wami ćwiczyć. Ale potrzebuję jeszcze dobrego trenera, który będzie mnie uczyć. Muszę trochę nadrobić. Poza tym nie będę już więcej słaba. Potrzebuję tego. Wchodzisz w to?-zapytałam poważnie

(Alec?)

od Juliette - C.D Romeo

-No nie wiem, może dlatego, że demony się zbliżają? I to sporo- powiedziałam zapinając pas z sztyletami, które były moje,ale Romeo mi je odebrał.
-Wiesz, też planowałam inną pobudkę.
-Jaką?-zapytał nadal nieuświadomiony z zaistniałą sytuacją
-Wiesz wyobrażałam sobie to, że obudzisz się,a ja będę leżała obok w seksownej bieliźnie, a na dodatek w uwodzicielskiej pozycji.Mam jeszcze też dwie inne opcje:
Kolejna to śniadanie do łóżka, a ostatnie to to, że już ty byś się nie obudził, a ja piłabym sobie twoje whisky- za żartowałam z ostatnim przykładem
-Tak? Wybieram tą pierwszą opcję...- pocałował mnie zachłannie chłonąc moje usta.
-Nie zapominaj, że zbliża się tu banda demonów.
-Skąd ta pewność?-zapytał dociekliwie
-Wiesz to leży w mojej kolejnej umiejętności- pogładziłam go po policzku
-Fajne sztylety-zmierzył mnie wzrokiem
-Nie martw się to jeszcze nie dla ciebie
-Jeszcze?- uniósł brew
-Dla ciebie mam w zanadrzu lepsza zabawkę, tylko jeszcze moi ludzie mi jej nie dostarczyli -zaśmiałam się
-Żartujesz prawda?-objął mnie w talii
-Oczywiście, ośle- ode pchałam go ręką.
-Nie mów, że się gniewasz?
-Czuje że sporo demonów pozbawię dziś tchnienia.-uśmiechnęłam się złośliwie-Będą za dwie minuty.- powiadomiłam go.
-A ty to co? wykrywacz demonów?
-Jest ich dużo- zignorowałam jego pytanie- Bardzo dużo.- dodałam z lekkim prawie niewidocznym nie pokojem, bo bardziej było widać po mnie chęci zabijania. Zaczęłam zasłaniać okna.- Jesteśmy okrążeni.-pocałowałam go namiętnie a zarazem z ogromnym pożądaniem.-Zaczynamy- mrugnęłam do niego.

(?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Dziś mieliśmy dzień wolny, zważywszy na zmianę władz. Każdy siedział w swoim pokoju, aż do kolacji. Wszyscy rozmawiali o aktualnej sytuacji, w ogóle nie przejmując się strażnikami. Większość się cieszyła, choć mało kto pamiętał Lydecker'a. Został dosyć szybko odciągnięty od sterów. Trenował mnie może do dziewiętnastego roku życia (mojego, oczywiście) ale rządził kilka lat krócej. Poza tym, w sumie byłem jednym z niewielu co go lubili.

W następny dzień, na musztrze, postanowił odwiedzić nas "zmartwychwstały" Lydecker. Stanął przed wszystkimi.
- Zapewne część z Was mnie pamięta. Nazywam się Donald Lydecker i jestem tutaj nowym szefem - zaczął. - Moja poprzedniczka zapomniała o najważniejszej zasadzie Manticore, więc postanowiłem powrócić. Program się nie zmienia, jedyne co wprowadzam to zaprzestanie programu rozrodczego.
I odszedł.

***
Minęły cztery miesiące, tak jak mówił Lydecker: bez zmian. Niestety, nie miałem możliwości odwiedzać Katheriny. Lydecker w przeciwieństwie do byłej szefowej jest twardy i nie daje sobie w kasze dmuchać. Nawet gdyby ona mu połamała wszystkie kości, to raczej dostanie ukarana a nie dostałaby to co chciała. Tutaj nikogo nie obchodzą kiełki czy kolorowe oczy, z doświadczenia wiem, że Kath nawet do pięt nie dorasta w sferze zagrożenia nemliną, które za jeden błąd rozrywają na strzępy w ciągu kilku sekund. A kły ma tu co drugi X4, a trenują razem z nami.
Jakie było moje zdziwienie, gdy... Lydecker wypisał z strefy szpitalnej Katherine. Dowiedziałem się o tym, gdy zaczepił mnie przed kolejnym treningiem.
- Cztery dziewięć cztery, mam dla ciebie prezent.
Uniosłem brew do góry. Raczej nie słynął z bycia miłym.
- Powiedzmy, że dam Ci ugodę. Muszę gdzieś przypisać tego kotołaka, a w Twoim oddziale jest wolne miejsce. Dopiszę ją tam, ale mam jeden warunek. Jeśli kiedykolwiek się zawahasz lub okażesz słabość właśnie przez nią, przepisuję ją. Rozumiesz?
- Tak. Dlaczego to robisz?
Westchnął głośno.
- Mieliście być zabójcami. Zimnymi.... Zdyscyplinowanymi... ale przede wszystkim szczęśliwymi. Dlatego. Jednak nie przyzwyczajaj się, to moja jedyna ugoda.

Dwa dni później, zobaczyłem jak Kath wchodziła do nowego pokoju, kilka metrów od mojego. Dzieliły nas jakieś cztery inne. Przemknąłem do niej i stanąłem w drzwiach.
- Witaj, kotku - uśmiechnąłem się.
- Alec?! - wydawała się zdziwiona. - Co tutaj robisz?
- Hmm... Pytasz mnie, co robię w swoim oddziele?

( Katherina?)

od Romeo - C.D Juliette

Naburmuszyłem się. Nienawidzę, kiedy nie dostaję tego, co chcę, jednak akurat na tej płaszczyźnie nie wezmę tego siłą. To moja granica, w końcu aż takim dupkiem to nie jestem. Zaśmiałem się jedynie cicho, widząc jej upór. Lamka zgasła. Po kilku sekundach, mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Odwróciłem głowę w jej stronę.
- Dobranoc, ośle - powiedziałem. Wstałem jeszcze by wziąć prysznic. Od razu po orzeźwiającej, chłodnej kąpieli zrobiło mi się lepiej. Wyszedłem z łazienki już przebrany, po czym nalałem sobie trochę alkoholu, wypiłem i wróciłem do łóżka. Dziwnie mi się leżało koło Juliette. Bardzo dziwnie. Wina niedawnego rozstania? Owszem.
Usnąłem dopiero po jakiejś godzinie bezczynnego patrzenia się pusto w biały sufit.

Sen nie był głęboki, więc, niestety, Juliette mnie obudziła. Nie, żeby tego nie chciała. Spojrzałem na nią spod na wpół przymkniętych oczu.
- Ja też potrzebuje snu - mruknąłem, przykrywając głowę poduszką.
- Wstawaj - powiedziała głośno. Byłem śpiący, podirytowany i miałem ochotę użyć na niej mocy telekinezy. Nie marudziłaby, przypięta przez niewidzialną moc do ściany.
- Nastała apokalipsa?
- Nie.
- Pali się?
- No nie...
- Wali się?
- Nie.
- Więc czemu mam wstawać z łóżka? - spytałem.

( Juliette?)

od Katheriny - C.D Alec'a

- Proszę grzecznie - mruknął ostrym głosem. - Nie każ mi Cię zmuszać, szczególnie, że ona jest jeszcze za młoda na jakiekolwiek szkolenia czy poważniejsze badania. Chyba nie chciałabyś , żebym inaczej Ci ją zabrał?
Spojrzałam na niego trochę wkurzona, a zaraz na Hunter. Czemu wszyscy uważają, że jestem słaba?! To takie denerwujące, czuję się upokarzana. Pomachałam palcem przed twarzyczką małej ,która zaczęła się delikatnie śmiać. W tej samej chwili do pokoju wszedł lekarz. Chciał zabrać mi małą,ale ja syknęłam wystawiając kły. Schowałam ją delikatnie za siebie i podniosłam wzrok na tego Lydecker'a.
-Jeśli usłyszę jej płacz. A słuch mam świetny, jeśli w jakikolwiek sposób ucierpi przez was, to przysięgam, że wybiję Ci całych lekarzy i przy okazji ciebie jeśli będzie trzeba. Albo nie tą szefową,z którą mam na pieńku-syknęłam-Obiecasz mi , że wróci do mnie cała?-dodałam podejrzliwie, ale jednak już spokojniej-Inaczej będziesz, miał ze mną kłopoty....
Lydecker bacznie mnie obserwował, tak samo jak ja jego. Nie jestem jakąś głupią dziewczyną X5, która jak urodzi dziecko oddaje je na stałe do lekarzy i nie zajmuje się nim. To moje dziecko ,a  ja na pewno nie pozwolę by zrobili jej krzywdę. Nie spuszczałam w ogóle z niego wzroku i czekałam na jego odpowiedź. Zbytnio nie potrafiłam wyczytać, jego myśli. Dobrze się maskował. Ah tak. Wspaniali żołnierze i tak dalej, a ja......zwykły kotołak, słaby i bezwartościowy. Spoko, skoro tak wszyscy uważają.... Niektórzy jednak się chyba przeliczają.
-W porządku -mruknął niechętnie
Spojrzałam na lekarza, któremu oddałam dziecko jednak spojrzałam na niego, wystawiając kły.
-Ostrzegam.  Nie chcesz podzielić losu, kolegi prawda?-uśmiechnęłam się złowrogo.
Pokiwał głową i wyszedł z moim dzieckiem. Spuściłam głowę, jednak zaraz spojrzałam na tego mężczyznę, który dalej nie wychodził. Przyjrzałam mu się uważnie.
-O co chodzi?-mruknęłam
-Widzisz. Chciałbym się czegoś więcej dowiedzieć Katherino, o twojej rasie-wyjaśnił
-A mianowicie?-dopytałam niechętnie.
Mężczyzna usiadł na krześle na przeciw mojego łóżka i zaczął się mnie wypytywać o wiele rzeczy. Powiedziałam mu tylko urywek, o naszej rasie. Nie będę mu streszczała wszystkiego.......nie mogę!

(Alec?)

od Alec'a - C.D Katheriny

Ta rozmowa była niczym żywcem wzięta z filmu... Ok, dla mnie wszystkie takie "urocze" scenki są niczym z filmu. Spojrzałem na Katherine.
- Nie. Znaczy... powrót Lydecker'a wszystko zmienia - zacząłem cicho, jednak i tak nikt nas nie podsłuchiwał. Wszyscy byli zajęci tą wojną o władzę.
- Musimy jak najszybciej się stąd wydostać.
- Kath. Nie możemy się ruszyć, dopóki nie będziesz w pełni sił - powiedziałem nie znoszącym sprzeciwu głosem. Zmiażdżyła mnie wzrokiem. Wiem, że się chciała stąd wydostać, ale możemy jeszcze poczekać. Przecież nie będą eksperymentować na noworodku, mamy jeszcze z rok, choć jak zobaczą, że nie ma kodu... Nie ważne. I tak nie możemy się teraz stąd wydostać. Ona jest osłabiona, nie mówiąc o tym, że Hunter jest jeszcze troszeczkę za mała. Przecież ona potrzebuje stałej opieki, a Manticore jest otoczona strzeżonym pilnie lasem, nawet za murami. Z tego co wiem, do najbliższej drogi jest trochę ponad kilometr, a nią najczęściej jeżdżą właśnie patrole. Możliwe, że ucieczka przedłużyłaby się do kilku dni. Przecież ucieczek z Manticore było w całej jej historii trzy. Jedna: uciekł cały oddział, ponad dwadzieścia osób, przeżyło dziewięć, między innymi Max i Ben. A oni są świetnie wyszkoleni, na pewno lepiej niż Kath. Druga ucieczka to kompletna klęska, nikomu się nie udało. Trzecia... zwiała część mutantów Manticore, kiedy ex-szef postanowił wysadzić ją w powietrze. Ile przeżyło? Nie wiem. Z około tysiąca świetnie wyszkolonych żołnierzy w wieku 8-25 lat, przeżyło tylko jakieś dwieście ileś, głównie X4, X5, X6. Jak ja, Kath i Hunter mielibyśmy teraz uciec?
- Jestem kotołakiem, Alec.
- Powtarzasz się - upomniałem ją. -  Jesteś słaba. To przecież widać.
W tej samej chwili do pokoju wszedł Lydecker.
- Cztery dziewięć cztery, nie sądzę, by to był Twój pokój.
Kiwnąłem głową i wstałem.
- A co do ciebie.... - wskazał na Katherinę, po czym pokręcił z zrezygnowaniem głową - Nie wiem, co z tobą zrobić. Ani z małą...
- Hunter - powiedziałem.
- W każdym razie, nie wiem.
- Może wypuści je pan? - spytałem z nadzieją, ale widząc jego wzrok i minę dodałem: - taka luźna propozycja.
- Co jeszcze tutaj robisz? - pogonił mnie. Już byłem za drzwiami, ale jeszcze chwilę postanowiłem zostać i posłuchać. Tak sekundkę. - Cóż...
- Katherina.
- Katherino, może Ci się to nie spodoba, ale oddaj Hunter lekarzowi. Nie będzie żadnych eksperymentów, najwyżej parę badań w celu ustalenia klasy i dlaczego nie ma kodu. Oh, oczywiście również ilość genów zwierzęcych.
- Nie.
- Proszę grzecznie - mruknął ostrym głosem. - Nie każ mi Cię zmuszać, szczególnie, że ona jest jeszcze za młoda na jakiekolwiek szkolenia czy poważniejsze bada...
Niestety, dalej nie usłyszałem, bo ochroniarz mnie przegonił. Od razu wróciłem do pokoju, choć nie mogłem się skupić na niczym innym niż Kath.

(Katherina?)