Dziś mieliśmy dzień wolny, zważywszy na zmianę władz. Każdy siedział w swoim pokoju, aż do kolacji. Wszyscy rozmawiali o aktualnej sytuacji, w ogóle nie przejmując się strażnikami. Większość się cieszyła, choć mało kto pamiętał Lydecker'a. Został dosyć szybko odciągnięty od sterów. Trenował mnie może do dziewiętnastego roku życia (mojego, oczywiście) ale rządził kilka lat krócej. Poza tym, w sumie byłem jednym z niewielu co go lubili.
W następny dzień, na musztrze, postanowił odwiedzić nas "zmartwychwstały" Lydecker. Stanął przed wszystkimi.
- Zapewne część z Was mnie pamięta. Nazywam się Donald Lydecker i jestem tutaj nowym szefem - zaczął. - Moja poprzedniczka zapomniała o najważniejszej zasadzie Manticore, więc postanowiłem powrócić. Program się nie zmienia, jedyne co wprowadzam to zaprzestanie programu rozrodczego.
I odszedł.
***
Minęły cztery miesiące, tak jak mówił Lydecker: bez zmian. Niestety, nie miałem możliwości odwiedzać Katheriny. Lydecker w przeciwieństwie do byłej szefowej jest twardy i nie daje sobie w kasze dmuchać. Nawet gdyby ona mu połamała wszystkie kości, to raczej dostanie ukarana a nie dostałaby to co chciała. Tutaj nikogo nie obchodzą kiełki czy kolorowe oczy, z doświadczenia wiem, że Kath nawet do pięt nie dorasta w sferze zagrożenia nemliną, które za jeden błąd rozrywają na strzępy w ciągu kilku sekund. A kły ma tu co drugi X4, a trenują razem z nami.
Jakie było moje zdziwienie, gdy... Lydecker wypisał z strefy szpitalnej Katherine. Dowiedziałem się o tym, gdy zaczepił mnie przed kolejnym treningiem.
- Cztery dziewięć cztery, mam dla ciebie prezent.
Uniosłem brew do góry. Raczej nie słynął z bycia miłym.
- Powiedzmy, że dam Ci ugodę. Muszę gdzieś przypisać tego kotołaka, a w Twoim oddziale jest wolne miejsce. Dopiszę ją tam, ale mam jeden warunek. Jeśli kiedykolwiek się zawahasz lub okażesz słabość właśnie przez nią, przepisuję ją. Rozumiesz?
- Tak. Dlaczego to robisz?
Westchnął głośno.
- Mieliście być zabójcami. Zimnymi.... Zdyscyplinowanymi... ale przede wszystkim szczęśliwymi. Dlatego. Jednak nie przyzwyczajaj się, to moja jedyna ugoda.
Dwa dni później, zobaczyłem jak Kath wchodziła do nowego pokoju, kilka metrów od mojego. Dzieliły nas jakieś cztery inne. Przemknąłem do niej i stanąłem w drzwiach.
- Witaj, kotku - uśmiechnąłem się.
- Alec?! - wydawała się zdziwiona. - Co tutaj robisz?
- Hmm... Pytasz mnie, co robię w swoim oddziele?
( Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz