- Cześć - powiedział.
- Odejdź - zażądała.
- Nie.
- Czemu mi nie powiedziałeś o Hunter? - spytała lodowatym tonem. Uniósł wysoko brwi, musząc chwilę się wysilić by odszukać w wspomnieniach to imię. Na nic, jednak zaraz się zorientował o kogo chodzi.
- Po co miałbym Ci o niej mówić? - zapytał rozbawiony.
- No nie wiem... może dlatego, że jest Twoją c... - nie dokończyła, bo przerwał jej. Najpierw się roześmiał, choć w środku rósł gniew do tego skurczybyka Aleca. On naprawdę kochał niszczyć mu życie.
- Hunter? Moją córką? To chciałaś powiedzieć?
- Tak - wyjawiła cicho.
- Zaskoczę Cię kochanie, ale ojcem jest Alec. A teraz przepraszam, zaraz wrócę. Bardzo nie lubię, gdy ktoś kłamie bądź zataja prawdę.
I wszedł z powrotem do środka, czując narastającą, rozrywającą go od środka złość. Kłamca, podły, obrzydliwy kłamca. Czy tylko dlatego? Nie. Ale teraz miał dobre wytłumaczenie by go sprać na kwaśne jabłko. Doszedł do nich tańczących, bezceremonialnie przerywając im. Przyzwoitość? A cóż to takiego?
- Musimy porozmawiać - rzekł do mężczyzny oschłym, lodowatym głosem wskazującym, że dobrych zamiarów to Romek nie ma.
- Nie ma o czym. - Alec wzruszył ramionami.
- O, jest - zapewnił.
- Czego chcesz - wtrąciła się Kath. Raczył na nią spojrzeć błękitnymi ślepiami, leniwie, bez pośpiechu.
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, koteczku.
W końcu Alec poszedł. Weszli znów na korytarz w którym była gęsta mgła. Odwrócił się w stronę Alec'a, który skrzyżował ręce na swojej piersi nie przejmując się sytuacją. Był odważny czy też głupi? Wszystko wskazywało na to drugie.
- Okłamałeś Juliette i wpakowałeś mnie w długie tłumaczenie się.
Nie zwracali najmniejszej uwagi na Kath, która również wyszła z sali. Nie wtrącała się. To byłoby jak wejście pomiędzy walczące lwy.
- Wielka sprawa. Przecież to Twoja zabawka. Ja to wiem, ty to wiesz. Co Ci na niej zależy? - wzruszył ramionami. - Poza tym dobrze zdaje sobie sprawę, że mnie nie zabijesz. Nawet nie skrzywdzisz.
- I tu się mylisz.
Wystarczyła chwila, by Alec znalazł się na ścianie, roztrzaskany przez magiczną moc. Upadł na ziemię, a Romeo jakby nigdy nic podszedł do niego i uklęknął, podnosząc jedną dłoń. Obrócił ją, a Alec zaczął się dławić własną krwią która dodatkowo została podgrzana przez napastnika. Taka sztuczka, dość nieprzyjemna. Wypluł dość dużą ilość posoki z ust, która teraz spływała po jego brodzie.
- To za miesiące bycia uwięzionym w Twojej głowie. Nie było przyjemnie - stwierdził z podłym uśmiechem. Kath nie mogła zareagować, została tak trochę unieruchomiona przez moc Romeo. Coś za silny był, prawda? Owszem. Można powiedzieć, że jechał na red bullu, czyli krwi innych demonów która dodaje mu sił. Po kilku litrach jest w stanie nawet rozerwać kogoś bez dotykania. Miało to konsekwencje, ale kto by się nimi przejmował.
- Idź do diabła - usłyszał.
- Byłem. Całkiem miły gość - wzruszył ramionami, po czym znów przekręcił dłoń. Rezultat ten sam, może nawet trochę silniejszy - To za kłamstwo. - Sytuacja znów się powtórzyła.
- A to? - spytał słabym głosem.
- Na pewno jeszcze kiedyś zajdziesz mi za skórę.
Wstał i ruszył do wyjścia, ale zatrzymał się przy Kath. Już jego moc została cofnięta. Byli blisko, prawie stykali się ciałami. Nachylił się lekko, do jej ucha. Tak blisko...
- Nie denerwuj mnie, Kath. Wystarczy jedno, ot, pstryknięcie - pstryknął - by unieważnić pewien pakt... - widząc jej wyraz twarzy uśmiechnął się szeroko. Jeszcze bardziej ściszył głos - Wiesz, to zabawne. Kiedyś błagałaś mnie bym wyzwolił w sobie demona, a dziś drżysz przed nim ze strachu.
Wyszedł.
(Kath, Juliette?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz