Słuchałem jej cierpliwie, by zaraz znów zobojętnieć. Siedziałem sobie na krześle, odchylony lekko do tyłu. Myślałem nad tym wszystkim. Zastanawiałem się nad zachowaniem Alec'a, ale nic nie umiałem wykombinować. Wiem, że coś mi nie grało, a Katherina była zbyt załamana by to dostrzec. To wszystko nie miało sensu. Na pewno to nie było takie proste. A my gadamy sobie jak te psiapsiółki. Eh, jak ja się nisko stoczyłem. Nie ważne. Muszę się zastanowić, o co mogło chodzić Alec'owi. Przecież tak po prostu by nie rzucił wszystkiego i zaszył się pod ziemię.
- Trudno Ci będzie zapomnieć o nim, przez pewnego nie do końca człowieka siedzącego właśnie u ciebie w domu - rzuciłem, uśmiechając się lekko. Wyglądałem przecież identycznie jak Alec. Eh, ale i tak nie będę jej często odwiedzał. Mam ciekawsze rzeczy do roboty. Jak na przykład moja misja. Ta prawdziwa. Ostatnio ją mocno zajechałem, teraz chciałem to naprawić. Potrzebuje jedynie kilka sztuk broni, maszynkę do tatuażu, jakiegoś człowieka lub niekoniecznie, las oraz jakieś odosobnione miejsce. I kajdanki. Większość z nich już mam, ale muszę jeszcze parę rzeczy zdobyć. Między innymi człowieka, godnego człowieczka. Tak. Ah, jeszcze muszę odwiedzić sobie kościół. Maxi nie będzie zadowolona, ale co z tego? Wezwie policję? Manticore? A może połamie mi nogi? Ha, ha.
- Nie wiem co Ci poradzić - zacząłem - patrzysz na kogoś kto nigdy nie miał zawodu miłosnego bo ma miłostki gdzieś. Więc... ja może już lepiej pójdę, zanim ucierpi moja twarz albo brzuch. Do widzenia, Katherino.... A, jest tu na wyspie kościół?
- Tak - powiedziała zdziwiona i zapisała mi adres.
- Czyli wierzysz w boga? - spytała po chwili.
- Nie - odpowiedziałem i wyszedłem. Oh, nie szukałem w kościele żadnego boga. Zaraz jednak wróciłem, ale nie przechodziłem przez próg tylko oparłem się o framugę. - Ok, to może poczekać. Zbieraj się, zrób coś ze sobą i chodź.
- Gdzie?
- Gdzie chcesz. Tylko nie marudź, bo Cię zaknebluje - mruknąłem z uśmiechem.
( Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz