Ta wielce delikatna skóra wytrzymywała tortury, wszelkie obrażenia, przedzieranie przez kolczaste krzaki było jak łaskotki, jednak na dotyk był szczególnie wyczulony i nic na to nie poradził.
Owszem, był zwykły, równie zwykły jak ludzie pozamykani w oddziałach zamkniętych w psychiatrykach. Pod względem fizycznym był jak inne mutanty z klasy łowców. Miał takie same umiejętności, podobną budowę ciała, wiele cech wspólnych w genach, ba! miał nawet sobowtóra! Jednak zawsze był inny, o czym często był boleśnie uświadamiany. Dlatego jest na tym balu. By grać.
Głośne westchnięcie wydobyło się z jego ust. Podszedł do kotary i zajrzał na salę, jednak policja nadal tam krążyła niczym sfora wygłodniałych psów szukających najsłabszego osobnika, otoczyć i wbić swe ostre kły w jego ciało.
- Chyba tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Zgarną mnie od razu - stwierdził, idąc w głąb rezydencji w poszukiwaniu drugiego wyjścia, na tyłach by uniknąć sfory. Jednocześnie mimowolnie potarł dłońmi swój kark, jakby starał się zmyć wspomnienie dotyku. Nawet nie możecie wyobrazić sobie jego szcześcia, dotyczącego rękawiczek.
(Vivienne? Denne, wiem)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz