Dom Bena okazał się bliżej, niż mógłby przypuszczać. Dostał się do swego wygodnego mieszkania już po pół godzinie, gdzie miał nadzieje dokończyć w spokoju swoją książkę. Niestety, nie było mu to dane, bowiem każdy kochał denerwować naszego mutanta. Rozwarły się drzwi, bez ostrzeżenia. Przecież kto pamięta o pukaniu? Ot, taka niepotrzebna nikomu drobnostka. Uniósł leniwie wzrok, który napotkał Max, teoretycznie jego młodszą siostrę w postaci brunetki niskiego wzrostu i ponad przeciętnej urodzie. Zamiast jednak drogiej sukni miała na sobie wytarte jeansy i czarną starą koszulkę. Odłożył księgę i wstał, przygotowując się na wszystko...
- Idziesz ze mną na bal - padło stwierdzenie. A jednak prawie na wszystko, bo tego się nie spodziewał.
- Nie. Masz chłopaka, po co chcesz jeszcze mnie ciągać? - zapytał, nie zamierzając się dziś ruszać z miejsca. Nienawidził tłumów, a takie imprezy były mu zupełnie obce. Nie mówiąc o nie posiadaniu umiejętności zwanej tańcem. Nagle: olśnienie - Chcesz mieć na mnie oko, prawda? - Mimowolnie się uśmiechnął. Nie był jednak to uśmiech ukazujący wesołość, szczęście. Był... ponury, wręcz smutny.
- Nie - odpowiedziała łagodnie. Zmiękła, nie chcąc by tak o niej myślał. Za późno. - Po prostu... ruszyłbyś się z domu w innym celu niż... nie ważne. Nie chce nawet o tym myśleć. W każdym razie, idziesz.
- Nie odpuścisz?
- Nie.
Westchnął ciężko. Przynajmniej nie będzie nudno.
Jako, że jeszcze dwie godziny do niego, zaczął szukać jakiejś maski i rozpracowywać, jak założyć smoking. Niedoświadczenie dosyć szybko wyszło na jaw. W końcu skończyło się na tym, że Max musiała pomagać w... prawie wszystkim.
- Zachowujesz się jak dziecko - wygarnęła mu. Zgromił ją wzrokiem, mocując się z krawatem, dopóki się nie zlitowała i zawiązała nieszczęsną ozdobę. Wybór maski padł na czarną, zwykłą i pasującą do reszty. - Logan będzie o dziewiętnastej czterdzieści.
- Pojadę Shellby - zaprotestował. Nieukrywana niechęć do jej chłopaka była mocno uzasadniona: to zwykły, szary człowieczek, nic interesującego. Spojrzał na zegarek. Czerwone cyfry wskazywały 18.30. Wykorzystał wolny czas, by upewnić się, że żaden tatuaż nie wymknął się na zewnątrz. Szczególną uwagą zwrócił na kod na karku, który szczęśliwie został zasłonięty.
(Vivienne? Jak tam Twoje przygotowania?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz