środa, 29 października 2014

od Vivienne - C.D Bena

- Bo to zazwyczaj mało ważny element, kiedy nie przepadasz za jakąś osobą i chcesz jak najszybciej wyjść - odłożyła książkę na stół i spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem, w głębi duszy przewiercając go na wskroś lodowatym spojrzeniem. Tak naprawdę nie znała go i nie miała podstaw, aby mu ufać. Równie dobrze wszystko mogło być ukartowane, te nagłe pojawienie się przed sklepem i niespodziewana bójka, kiedy akurat ona przechodziła w pobliżu. Nie podobały jej się te "dziwne zbiegi okoliczności".
- Uratowałaś mi życie - zaczął powoli. Jego wzrok padł na chwilę na książkę, którą przyniosła do pokoju. Zmrużył oczy i przechylił lekko głowę. "List w butelce"... Dłoń Lotki opadła z hukiem na okładkę powieści, jednak pobłażliwy wzrok mężczyzny dał znać, że przeczytał już tytuł.
- Co nie oznacza, że musimy się lubić - przytuliła książkę do piersi, splatając ręce. Spojrzała na niego ze złością. To, że czyta romanse nie oznacza przecież, że jest słaba i płaczliwa. W rzeczywistości to właśnie to oznaczało. Vivienne oczywiście żyła w przekonaniu że jest twarda, a momenty w których czuła, że życie ją przerastała starała się jak najbardziej zminimalizować, tak, że między jedną nieprzespaną nocą (wcale nie z powodu bezsenności) a drugą zapominała całkowicie, że jest krucha i delikatna. Funkcjonowała ze świadomością, iż jest silna i stabilna psychicznie, co oczywiście nie było do końca prawdą.
- Ale jednak zapamiętałem - rzekł, lekko się uśmiechając. Czajnik zagwizdał przeciągle, przerywając ciszę, która nagle zapadła. Vivienne ruszyła do kuchni, żeby go wyłączyć, a gdy wróciła, mężczyzny już nie było. Pomyślała, że może to i lepiej, bo w końcu i tak musiała szykować się na dzisiejszy Bal Maskowy.

Ben?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz