Chciała zaprzeczyć, zaoponować w jakiś sposób. Czuła się dużo lepiej, Amazonki miały to do siebie, że ich rany szybko się bliźniły. Wraz z nadejściem ranka dopłynęły do jej brzegu fale nowej energii.. On i tak dużo dla niej zrobił, a teraz jeszcze miał ją ma karku, obarczony jej problemami; musiał ją odwieźć, chociaż widocznie nie przepadał za jej towarzystwem.
Zauważyła dziwną zależność, że ilekroć zbliżała się, czy przechodziła obok niego odsuwał się jak oparzony. Wiedziała, że bycie potomkinią Amazonek niesie za sobą wiele konsekwencji, ale to pierwszy raz, kiedy ktoś w jej obecności zachowuje się, jakby została zarażona trądem. Zmarszczyła brwi. Coś tu nie grało, zwykli ludzie tak nie postępują...Zebrała włosy w ciasny kucyk na czubku głowy i zlustrowała mężczyznę ponownie wzrokiem, kiedy nakładał kurtkę, odwrócony do niej tyłem.
- Chyba coś zostawiłam - oznajmiła przepraszającym tonem wskazując na sofę w głębi pomieszczenia, tak naprawdę wcale nie mając zamiaru szukać wymyślonej zguby. Podczas gdy on sznurował pieczołowicie buty, Vivienne skręciła za róg, skacząc zgrabnie w plamę cienia. Przerzuciła stos papierów leżących na półce; tysiąc kwitków, tony gazet i reklamowego spamu, zajrzała pod poduszki, układając je potem idealnie tak jak były wcześniej. Wiedziała, że nie powinna szperać mu w rzeczach i przewracać mieszkania do góry nogami, ale ta świadomość nie poruszała znacznie jej sumienia. Błysk na dywanie przyciągnął spojrzenie bystrych oczu; schyliła się i podniosła mały, ale zaskakująco ciężki, chłodny przedmiot. Srebrna kula.
- Znalazłaś? - dobiegł ją lekko zniecierpliwiony głos zza ściany. Przez chwilę wyrwana z zamyślenia nie wiedziała, o co mu chodzi.
- Słucham? - wróciła do holu z miną niewiniątka, zaciskając palce na gładkiej, zimnej powierzchni. Uniósł brwi, ponawiając pytanie. Wyraźnie uznał ją za trochę opóźnioną, bo wymawiał wyrazy powoli i głośno. Tym lepiej dla niej; im bardziej niepozorna się wydaje, tym groźniejsza jest w rzeczywistości.
- Ah, tak - pokiwała prędko głową i dotknęła ostrza noża. Nadal tam był.
~~
Poranek był zimny i rześki, mroźne powietrze zdawało się osadzać w płucach powodując ból. Nos Vivienne momentalnie stał się czerwony; potarła dłońmi ramiona, a z jej ust wzleciał w niebo gęsty pióropusz pary. Podeszli do auta, które zrobiło niejakie wrażenie na dziewczynie, ale nic nie powiedziała. Podziwiała je w całkowitym milczeniu, tylko rozszerzone źrenice zdradzały jej zachwyt. Zawsze chciała mieć samochód, ale nigdy nie było jej na takowy stać. Musnęła czubkami palców maskę uśmiechając się lekko.
- Wsiadasz? - ponaglił ją mężczyzna, zamykając za sobą drzwi. Vivienne trzymała już dłoń na klamce, kiedy nagle uderzyła ją myśl o jej najwierniejszym i tak właściwie jedynym przyjacielu, na którym mogła zawsze polegać - Grot. Zagwizdała przeciągle, używając do tego dwóch palców. Wysoka częstotliwość chyba raniła uszy chłopaka, bo skrzywił się, robiąc gniewną minę. Czyżby wyczulone zmysły? Trzepot skrzydeł sokoła był jednym z tych dźwięków, których tak bardzo uwielbiała słuchać. Ptak ciężko opadł na jej ramię, wczepiając się szponami w cienki materiał bluzki. Uszczypnął ją lekko w ucho, domagając się pieszczot. Vivienne wsiadła do samochodu, schylając głowę. Od razu zauważyła, że mężczyzna odsunął się, a Grot nastroszył piórka, obserwując go z nieustępliwością godną sokoła. Z radia płynęła spokojna MUZYKA, mijali kolejne nijakie, szare budynki osnute mgłą. Zerknęła na kierowcę, który najwyraźniej niczego się nie spodziewał. Z szybkością pantery dopadającej swoją ofiarę dotknęła jego dłoni. Była bardzo gorąca.
- Dopadła cię gorączka, mutancie? - zapytała, cofając rękę i sięgając po nóż, gdyby w razie czego był potrzebny.
Ben?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz