środa, 30 lipca 2014

od Romeo - C.D Katheriny

Skamieniałem. Ah, już wiem dlaczego Ralph tu była. Chciała dopaść naszych prześladowców. Bardzo głupie zagranie, przyjść tu samemu i próbować zabić wrogów którzy mają przewagę liczebną i mają broń. Niczego się nie nauczyła?
Wbiłem wzrok w podłogę, zastanawiając się nad tym wszystkim. Skąd wiedzieli, że ja się tu pojawię? Przecież to Katherine chciał ten facet tu ściągnąć. Chyba, że wiedzieli o tym, że tam gdzie ona tam i ja. Wiedzieli o tym, że łączy nas... coś.
Zamknąłem oczy, jak małe dziecko co myśli, że jak to zrobi to problemy znikną. Nie miałem najmniejszej ochoty teraz wszystkiego tłumaczyć. Prędzej się stąd zmywać, zatrzeć ślady i znów "zniknąć". Jak to jest, że gdy już chcę normalnie żyć to nagle wszystkim moim wrogą przypomina się moje istnienie? To się dopiero nazywa złośliwość losu.
Westchnąłem i odwróciłem się by wyjść z pokoju. Zatrzymał mnie jednak głos Nicolas'a, kpiący choć było słychać, że każde słowo sprawia mu ból.
- Ona nie wie, co?
Odwróciłem się na pięcie podszedłem do niego i złapałem za gardło, ściskając mocno. Podniosłem go, tak, że wisiał pół metra nad ziemią. Próbował się wyrwać, ale wciąż dławił się własną krwią. W końcu przestał. Śmiał się chrapliwie.
- Wiesz, wkurzasz mnie - Warknąłem i popchnąłem go mocno na ścianę. Uderzył w nią mocno. Zawróciłem do drzwi, ale zatrzymałem się znów. Przed Katherine.
- Kto chce mnie dopaść? Przeszłość - Odpowiedziałem na jej wcześniejsze pytanie - Zrób z nim co chcesz. Ja muszę się stąd zmywać. Czekam w motelu.

Wymknąłem się jak najlepiej z budynku.. Po drodze porozmawiałem z Ralph i kazałem się jej stamtąd zmywać. To był rozkaz, musiała się posłuchać. Z tego co wiem, już jest w drodze do Kanady, gdzie mają się zebrać. Miło.
Wszystko było dobrze, dopóki przede mną nie wyrosło dwóch osiłków z paralizatorami w rękach. Wspomniałem, że prąd to najlepszy sposób na powalenie kogoś takiego jak ja? Oni to chyba wiedzą. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, i oni postanowili to wykorzystać.
- Gdzie się wybierasz? - Spytał jeden.
- Ah, takie imprezy nie są w moim stylu - Odpowiedziałem, jednak oni nie mieli ochoty sobie pogadać. Zauważyłem, że jeden naszykował swoją broń. Dobra, koniec cackania się z nimi. Kopnąłem go w rękę, a ten zaskoczony upuścił paralizator. Złapałem broń szybko, odwróciłem kolesia tyłem do siebie i przyłożyłem paralizator do niego.
- Nie zbliżaj się - Ostrzegłem zimno. Tamten wyjął broń i wycelował we mnie.
- Nie strzelaj, nie strzelaj! - Zaczął błagać facet którego trzymałem.
Usłyszeliśmy klaskanie. Za rogu wyszedł mężczyzna w garniturze. Poznałem go od razu. Co tu robi Biały? No tak chce się zemścić czy coś.
- Nie wyszedłeś z wprawy - Powiedział, podchodząc bliżej. Był już bardzo blisko. Eh, chyba moja tarcza na nic się nie zda. Choć ucieczka byłaby bardziej ryzykowna. Wolę jeszcze chwilę zostać i zobaczyć czego on chce.
- Nie strzelaj! Błagam! - Już prawie ryczał trzymany przeze mnie facet.
- Dobrze. Nie chcę tracić człowieka - Biały się wycofał. Coś jest nie tak. Zmarszczyłem brwi, ale zaraz zrozumiałem. Na szczęście, mam dosyć dobry refleks i zasłoniłem się tym facetem, kiedy Biały wystrzelił pięć kulek. Chyba miał nadzieje, że chociaż jedną mnie trafi. Moja tarcza upadła. Na mnie. Cholera. Spróbowałem się wydostać spod jego cielska i udało mi się to dopiero po chwili. W tej samej chwili Biały wystrzelił. Kula przeszyła moje ramię. Szybko wytrąciłem broń Białego z ręki i zastrzeliłem jego przyjaciela. Po chwilę wycelowałem w niego i wystrzeliłem. Skurczybyk padł na ziemię a ja odetchnąłem. Coś za łatwo jednak z nim poszło. Co tu się dzieje? Nie ważne. Pewnie Katherina już na mnie czeka. Opatrzyłem ranę, która nadal krwawiła. Oczyściłem ją i szybko, amatorsko owinąłem ramię fragmętem koszulki jednego z nich. Poszedłem do naszego motelu, gdzie siedziała ona. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
- Jesteś - Powiedziałem, wręcz odetchnąłem. Mogli ją dorwać ludzie Białego. Któremu się najwyraźniej zmarło.

( Katherina?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz