Siedziałem a drzewie , ale coś było nie tak. Zeskoczyłem z niego i pognałem na polowanie , upolowałem znów kilka saren, eh tak nie może być. Xavier zachowuje się tak jakby Lilith była jego. Przysięgam zabiję ich wszystkich przy najbliższej okazji, ale jeszcze nie teraz. Biegłem przez las musiałem ,gdzieś iść , do jakiegoś domu opatrzyć rany i wszystko. Dotarłem do domu, jakiejś 35 latki. Przyszedłem do niej i zahipnotyzowałem by mi pomagała.
*miesiąc później*
Odzyskiwałem coraz bardziej siły, bandażowałem sobie ranę na plecach, która powoli się goiła, a również dzięki temu iż karmiłem się ludzką krwią. Wiem ,że to nie było dobre,ale innego wyjścia nie miałem. Przynajmniej nie zabijałem tej kobiety więc jak an razie jest ze mną w porządku. W końcu postanowiłem,że za długo trwa ta szopka. Lilith tam siedzi, faszerują ją narkotykami i myśli,że nie żyję. Ale teraz odzyskałem siły, więc dam radę, mimo że jeszcze rana nie zagoiła się do końca to i tak wiedziałem ,że dam radę. Wróciłem się pod ich dom i czekałem,aż ktoś z niego wyjdzie. Jak widać padło na Luis'a, który właśnie wychodził chyba po narkotyki dla Lilith. Rzuciłem się od razu na niego, łapiąc mocno za szyję.
-Lucas?!-wychrypiał-Ty miałeś nie żyć.
-No cóż , jednak wam nie wyszło-dodałem i uśmiechnąłem się złowieszczo.
Popchnąłem Luis'a na dom, a konkretniej na drzwi wejściowe. Siła uderzenia była tak mocna ,że chłopak rozwalił drzwi swoim ciałem i dopiero zatrzymała go ściana w salonie, jednak i tak zostawił spore wgniecenie.
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz