Podczas tańca oczywiście , znów pojawił się tajemniczy organizator. Dla Katheriny coraz bardziej ten bal, robił się podejrzany. Jednak ciągle milczała. Potem gdy tylko tajemniczy mężczyzna zniknął , wróciła do tańca ze swoim ukochanym. W pewnej chwili Alec przyciągnął ją tak do siebie, że niemal się przytulali, zamiast tańczyć walca. Katherina położyła brodę na jego ramieniu, patrząc przed siebie. Odetchnęła głęboko, kiedy w pewnej chwili coś przemknęło przed jej oczami. Zaraz zauważyła jakiegoś mężczyznę ,który szedł w ich stronę. Znajome ruchy i to wszystko. Przymknęła oczy i nagle poczuła jak ktoś na nich wpada. W tej samej chwili poczuła jak ktoś łapie ją za dłoń, kłania się i na oczach Alec'a , całuje ją w wierzch ręki.
-Najmocniej przepraszam -odpowiedział szarmandzko
Katherina stała jak wryta, wpatrując się w niego. Gdy mężczyzna spojrzał jej w oczy niemalże pokazała po sobie wielki szok i przerażenie, którego wcześniej nie czuła. Zabrała dłoń i stanęła prosto, nie okazując niczego.
-Nic się nie stało-dodała spokojnie i wymownie
Mężczyzna skinął jedynie głową i odszedł z uśmiechem od ucha do ucha. Katherina pokręciła głową i przyłożyła sobie dłoń do czoła.
-Wszystko w porządku?-usłyszała Alec'a
-Tak -odpowiedziała i uśmiechnęła się w jego stronę.-Po prostu zakręciło mi się w głowie.
Szybko znalazła odpowiednią wymówkę i w tej samej chwili spojrzała jeszcze za mężczyzną który od nich odszedł. Rozpłynął się jak duch w tłumie, a Katherina postanowiła że postara się o tym nie myśleć. To ma być wieczór, dla niej i dla niego. Mają się nim cieszyć ,a tak to cały czas musi się coś dziać.
(Alec?)
poniedziałek, 24 listopada 2014
od MG (event)
Bal maskowy nadal trwa.
Właśnie wybiła północ. Światła zgasły, orkiestra przestała grać, pary wirować. Mgła zgęstniała, o ile to możliwe. Na scenę której przyćmione reflektor jako jedyne rozświetlały ciemność wkroczył zamaskowany organizator. W pomieszczeniu ponownie nieco spadła temperatura, nic dobrego nie przewidując.
- Halloween to noc duchów - rozpoczął swą przemowę niskim głosem - skąd więc mamy pewność, że pośród Was nie ma zbłąkanych dusz? Maski zasłaniają twarz, ukrywając prawdziwą tożsamość, każdy jest tym kim chce. Żywy martwego parodiuje, martwy ponownie żywym jest, tylko w tą ponurą noc.
W tym samym momencie rozniósł się krzyk. Wszystkie oczy zwróciły się ku krzyczącej, zamaskowanej brunetki. Jej towarzysz zdjął lśniącą ozdobę, ukazując świetny makijaż trupa. W różnych kątach sali razem dziesięciu ludzi ściągnęło je, ukazując podobne makijaże. Teraz było pewne, że to kontynuacja zjawiskowego show.
Ludzie ponownie więc chcieli zwrócić się ku organizatorowi, który zniknął korzystając z zamieszania. Aktorzy w przerażających kreacjach zwrócili się ku scenie kontynuując swą grę, tańcząc.
--- INFORMACJA ---
Dusze martwych wróciły z miejsc doczesnego spoczynku i lawirują wśród żywych w maskach, nie ukazując swej tożsamości. Kto przyjdzie nękać ciebie? Mężczyzna którego pamiętnej nocy pogrzebałeś w lesie? Zdradzona i oszukana przyjaciółka, pozostawiona na pastwę losu? A może matka?
Jedno jest pewne: bal zakłócił ich spokój a cwany organizator zwabił ich, wściekłych, zagubionych. Najgorsze mary, zepchnięte w tył umysłu, osoby, których już nigdy nie chcieliście zobaczyć.
Właśnie wybiła północ. Światła zgasły, orkiestra przestała grać, pary wirować. Mgła zgęstniała, o ile to możliwe. Na scenę której przyćmione reflektor jako jedyne rozświetlały ciemność wkroczył zamaskowany organizator. W pomieszczeniu ponownie nieco spadła temperatura, nic dobrego nie przewidując.
- Halloween to noc duchów - rozpoczął swą przemowę niskim głosem - skąd więc mamy pewność, że pośród Was nie ma zbłąkanych dusz? Maski zasłaniają twarz, ukrywając prawdziwą tożsamość, każdy jest tym kim chce. Żywy martwego parodiuje, martwy ponownie żywym jest, tylko w tą ponurą noc.
W tym samym momencie rozniósł się krzyk. Wszystkie oczy zwróciły się ku krzyczącej, zamaskowanej brunetki. Jej towarzysz zdjął lśniącą ozdobę, ukazując świetny makijaż trupa. W różnych kątach sali razem dziesięciu ludzi ściągnęło je, ukazując podobne makijaże. Teraz było pewne, że to kontynuacja zjawiskowego show.
Ludzie ponownie więc chcieli zwrócić się ku organizatorowi, który zniknął korzystając z zamieszania. Aktorzy w przerażających kreacjach zwrócili się ku scenie kontynuując swą grę, tańcząc.
--- INFORMACJA ---
Dusze martwych wróciły z miejsc doczesnego spoczynku i lawirują wśród żywych w maskach, nie ukazując swej tożsamości. Kto przyjdzie nękać ciebie? Mężczyzna którego pamiętnej nocy pogrzebałeś w lesie? Zdradzona i oszukana przyjaciółka, pozostawiona na pastwę losu? A może matka?
Jedno jest pewne: bal zakłócił ich spokój a cwany organizator zwabił ich, wściekłych, zagubionych. Najgorsze mary, zepchnięte w tył umysłu, osoby, których już nigdy nie chcieliście zobaczyć.
od Alec'a - C.D Katheriny (event)
Nawet nie zdążył zareagować, gdy został pociągnięty do tańca przez jedną z wirujących kobiet. Maski zasłaniały twarze, więc nie był w stanie nawet stwierdzić, z kim właściwie tańczy. Nie minęła chwila, aż został zagarnięty przez kolejną i tak przez następne dwadzieścia minut był niczym szmaciana lalka w ich dłoniach. Odmówić nie mógł, niegrzeczny nie chciał być, więc z uśmiechem na ustach tańczył, ciągle ukradkiem zerkając na Katherinę. Przestał gdy został zagadany przez pewną kobietę. Po kolejnych pięciu minutach piosenka się skończyła, on podziękował za taniec uprzejmie i odszedł, wreszcie dorywając swą ukochaną.
- A może teraz ty ze mną zatańczysz? - zapytał swym niskim, charakterystycznym głosem. Kiedy podała mu swą dłoń, niemal od razu powrócił na parkiet razem z nią, jednocześnie kradnąc jakże delikatny pocałunek z jej warg. Wydawał się taki rozbawiony, pełny życia a jednocześnie czuły. Uśmiechał się nawet wtedy, kiedy w jego duszy panoszył się chaos i zapanowało piekło. I choć bawił się ciągle myślał o ostatnich wydarzeniach, a co najważniejsze: całymi siłami opanowywał swą zwierzęcą naturę. Gdyby tego nie robił, na pewno nie zeszli by na dół a zostali tam, na górze w odkrytym pokoju na resztę nocy... albo co gorsza, posłuchałby się instynktu. Zabił Romeo (o ile sam by nie poległ, bo jednak zaatakowanie potężnego demona było jak porwanie się z motyką na słońce), wyrwał się z tej imprezy i zrobił z dziką satysfakcją milion rzeczy, o których tylko myślał, marzył i śnił po nocach.
Zaczęli tańczyć wolnego walca, z uśmiechem na ustach.
- Urwiemy się stąd? - spytał cicho, patrząc wymownie w stronę wyjścia.
- Dopiero przyszliśmy - odpowiedziała. Oczywiście chodziło jej, że dopiero wkroczyli na salę balową po przerwie. Zaśmiał się jedynie.
- A więc tańczmy i korzystajmy z tej niewiarygodnie długiej nocy.
(Katherina?)
- A może teraz ty ze mną zatańczysz? - zapytał swym niskim, charakterystycznym głosem. Kiedy podała mu swą dłoń, niemal od razu powrócił na parkiet razem z nią, jednocześnie kradnąc jakże delikatny pocałunek z jej warg. Wydawał się taki rozbawiony, pełny życia a jednocześnie czuły. Uśmiechał się nawet wtedy, kiedy w jego duszy panoszył się chaos i zapanowało piekło. I choć bawił się ciągle myślał o ostatnich wydarzeniach, a co najważniejsze: całymi siłami opanowywał swą zwierzęcą naturę. Gdyby tego nie robił, na pewno nie zeszli by na dół a zostali tam, na górze w odkrytym pokoju na resztę nocy... albo co gorsza, posłuchałby się instynktu. Zabił Romeo (o ile sam by nie poległ, bo jednak zaatakowanie potężnego demona było jak porwanie się z motyką na słońce), wyrwał się z tej imprezy i zrobił z dziką satysfakcją milion rzeczy, o których tylko myślał, marzył i śnił po nocach.
Zaczęli tańczyć wolnego walca, z uśmiechem na ustach.
- Urwiemy się stąd? - spytał cicho, patrząc wymownie w stronę wyjścia.
- Dopiero przyszliśmy - odpowiedziała. Oczywiście chodziło jej, że dopiero wkroczyli na salę balową po przerwie. Zaśmiał się jedynie.
- A więc tańczmy i korzystajmy z tej niewiarygodnie długiej nocy.
(Katherina?)
sobota, 22 listopada 2014
Od Katheriny - C.D Alec'a (event)
Spojrzała na niego i odwzajemniła jego uśmiech. Nie chciała z nim rozmawiać na te tematy. W ogóle chciała skończyć rozdział życia związany z Romeo. Czy w jej życiu, będą same problemy? Odetchnęła głęboko, chcąc zapomnieć o tym wszystkim i cieszyć się wieczorem. A miało być tak pięknie.... Jednak u niej nic nie jest takie. Czy wszystko w ogóle jej się kiedyś poukłada. Czy wróci do niej jej córeczka. Czy zazna kiedykolwiek spokoju? Te wszystkie wydarzenia, które działy się ostatnio zmieniły ją i to bardzo. Ubolewała nad tym, że nie może znów trzymać swojej małej Hunter w rękach. Ale jednak to było dla jej bezpieczeństwa. Odetchnęła głęboko i odwróciła się do swojego partnera.
-Wykorzystajmy lepiej tę noc-odpowiedziała
Za każdym razem, kiedy ona wychodzi na prostą i dociera do przodu. Wszystko spycha ją znów do otchłani umysłu, gdzie chciała zostawić z daleka sprawy z przeszłości. Katherina zeszła powoli na dół, zagłębiając się w tłum balowiczów. Zabrała kieliszek szampana i usiadła przy stoliku. Zauważyła, że jakaś dziewczyna dorwała się do Alec'a i zaczęła z nim tańczyć. Chciała się podnieść jednak , poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
Odwróciłam głowę i zamarła. Zobaczyła połowę osób, którym robiła nadzieję w miłości, a potem bezczelnie porzuciła. W tym najstarszą miłość którą z pomocą Alec'a , zabiła.... Z dziwnego snu, na jawie odciągnął ją głos nieznajomego.
-Mogę prosić do tańca?-zapytał
Miał niski, ciepły głos. Katherina zerknęła na Alec'a , który tańczył z inną kobietą. Ona jedynie pokręciła przecząco głową i podniosła się z miejsca, stając przed mężczyzną.
-Proszę mi wybaczyć. Ale w tej chwili nie mam zamiaru tańczyć -odpowiedziała spokojnie
-Oczywiście-przytaknął i ukłonił się lekko, a potem odszedł.
Ona zaś nie chciała iść przeszkodzić w tańcu Alec'owi. Niech robi co chce. Ufa mu, ale nie będzie go odciągać od zabawy. Po 20 minutach wpatrywania się w niego, gdy tańczył z innymi kobietami. W końcu jakoś wyrwał się z tłumu i podszedł do niej.
-A może teraz ty ze mną zatańczysz?-zaproponował
Katherina upiła łyk szampana i postawiła szklankę na stoliku. Podniosła się i podała dłoń Alec'owi, który zaprosił ją do tańca. W tej chwili grali wolnego walca.
(Alec?)
-Wykorzystajmy lepiej tę noc-odpowiedziała
Za każdym razem, kiedy ona wychodzi na prostą i dociera do przodu. Wszystko spycha ją znów do otchłani umysłu, gdzie chciała zostawić z daleka sprawy z przeszłości. Katherina zeszła powoli na dół, zagłębiając się w tłum balowiczów. Zabrała kieliszek szampana i usiadła przy stoliku. Zauważyła, że jakaś dziewczyna dorwała się do Alec'a i zaczęła z nim tańczyć. Chciała się podnieść jednak , poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
Odwróciłam głowę i zamarła. Zobaczyła połowę osób, którym robiła nadzieję w miłości, a potem bezczelnie porzuciła. W tym najstarszą miłość którą z pomocą Alec'a , zabiła.... Z dziwnego snu, na jawie odciągnął ją głos nieznajomego.
-Mogę prosić do tańca?-zapytał
Miał niski, ciepły głos. Katherina zerknęła na Alec'a , który tańczył z inną kobietą. Ona jedynie pokręciła przecząco głową i podniosła się z miejsca, stając przed mężczyzną.
-Proszę mi wybaczyć. Ale w tej chwili nie mam zamiaru tańczyć -odpowiedziała spokojnie
-Oczywiście-przytaknął i ukłonił się lekko, a potem odszedł.
Ona zaś nie chciała iść przeszkodzić w tańcu Alec'owi. Niech robi co chce. Ufa mu, ale nie będzie go odciągać od zabawy. Po 20 minutach wpatrywania się w niego, gdy tańczył z innymi kobietami. W końcu jakoś wyrwał się z tłumu i podszedł do niej.
-A może teraz ty ze mną zatańczysz?-zaproponował
Katherina upiła łyk szampana i postawiła szklankę na stoliku. Podniosła się i podała dłoń Alec'owi, który zaprosił ją do tańca. W tej chwili grali wolnego walca.
(Alec?)
czwartek, 20 listopada 2014
Uwaga.
Widzę, że nie spodobał Wam się czat xd No więc jest nowy, znów z witryny xat.com, znajduje się w zakładce "chat". Zapraszam wszystkich tam! Tylko uważajcie, bo potem mogą palce boleć, przecież nie sposób jest tam zajrzeć tylko na chwilę ;)
~Pinciak
środa, 19 listopada 2014
od Alec'a - C.D Katheriny (event)
Stał oparty o zimną ścianę korytarza, czekając na swą ukochaną. Długo jej to wszystko zajmowało, ale nie chciał się mieszać, zapewne by bardziej pogorszył sprawę swoimi uwagami i kłótliwą naturą, padłoby kilka słów za dużo i znów jeszcze by trafił "niechcący" pod ciężarówkę, ot, taka ciamajda. W końcu na horyzoncie pojawiła się Kath, która widocznie już wyszła z szafy*, by po chwili spojrzeć na niego.
- A mogliśmy zostać na górze - stwierdził, uśmiechając się do niej szeroko. Nie chciał poruszać tematu związanego z pewnym demonem, jak będzie potrzebowała rozmowy to co jej szkodzi po prostu mu powiedzieć? Choć.. wolałby nie. Wydaje się silny, podtrzymuje na duszy swą ukochaną ale tak naprawdę ostatnie wydarzenia zniszczyły mu psychikę, którą tak desperacko próbuje ratować. Nie ma siły już na to wszystko, nie mówiąc o tym pasożycie, który ciągle ich gnębił. I jeszcze sprawa małej Hunter... gdy tylko nikt nie patrzył, zdejmował z twarzy maskę i topił to wszystko w alkoholu. Uśmiech to rzecz, którą można zakryć wszystko, nawet to. Czy w tym mieście nie ma kogoś bez kłopotów? On znów wplątuje się w alkohol, cierpiąc w milczeniu. Ona spiera się z dwoma mężczyznami i musiała oddać córkę. Ta dziewczyna, Juliette, przed chwilą wybiegła z płaczem, co raczej nie wskazuje na szczęśliwy żywot. Romeo stracił kogoś bardzo, bardzo ważnego, więc wplątuje się w co nowsze kłopoty. Max również różowo nie ma, a Ben... to Ben, facet, który chorób psychicznych ma więcej niż włosów na głowie, regularne drgawki a przy życiu trzymają go jedynie tabletki i sam musi sobie z tym radzić.
Ta wyspa ściąga nieszczęścia na ludzi i nie-ludzi.
(Katherina?)
*Wejście do pomieszczenia, w którym się znajdowali Romeo i Juliette prowadziło przez tylną ścianę szafy, jak Narnia xd
- A mogliśmy zostać na górze - stwierdził, uśmiechając się do niej szeroko. Nie chciał poruszać tematu związanego z pewnym demonem, jak będzie potrzebowała rozmowy to co jej szkodzi po prostu mu powiedzieć? Choć.. wolałby nie. Wydaje się silny, podtrzymuje na duszy swą ukochaną ale tak naprawdę ostatnie wydarzenia zniszczyły mu psychikę, którą tak desperacko próbuje ratować. Nie ma siły już na to wszystko, nie mówiąc o tym pasożycie, który ciągle ich gnębił. I jeszcze sprawa małej Hunter... gdy tylko nikt nie patrzył, zdejmował z twarzy maskę i topił to wszystko w alkoholu. Uśmiech to rzecz, którą można zakryć wszystko, nawet to. Czy w tym mieście nie ma kogoś bez kłopotów? On znów wplątuje się w alkohol, cierpiąc w milczeniu. Ona spiera się z dwoma mężczyznami i musiała oddać córkę. Ta dziewczyna, Juliette, przed chwilą wybiegła z płaczem, co raczej nie wskazuje na szczęśliwy żywot. Romeo stracił kogoś bardzo, bardzo ważnego, więc wplątuje się w co nowsze kłopoty. Max również różowo nie ma, a Ben... to Ben, facet, który chorób psychicznych ma więcej niż włosów na głowie, regularne drgawki a przy życiu trzymają go jedynie tabletki i sam musi sobie z tym radzić.
Ta wyspa ściąga nieszczęścia na ludzi i nie-ludzi.
(Katherina?)
*Wejście do pomieszczenia, w którym się znajdowali Romeo i Juliette prowadziło przez tylną ścianę szafy, jak Narnia xd
poniedziałek, 17 listopada 2014
od Bena - C.D Max
Miał dziś dobry humor, co było widać i słychać, jego śmiech to ten piękny dźwięk, którego usłyszeć jest dane jedynie paru wybrańcom. Zazwyczaj był wręcz depresyjny, a przy Max jakby nieobecny, z ciągle spuszczonym wzrokiem i myślami które odpłynęły już daleko czasem miał też tendencje do denerwowania i irytowania młodszej siostry... Właśnie. Siostry. Nigdy jej tak nie traktował, ale trudno oczekiwać rodzinnych zachowań od kogoś, kto właściwie nie wie co to znaczy. W efekcie ich relacje były niezwykle zagmatwane. Owszem, umiał ją uderzyć, walczyć - byli na tym samym poziomie, skoro ona mogła go uderzyć, to on nie mógł oddać? Nie tego ich uczyli - ale gdyby groziło jej niebezpieczeństwo oddałby wszystko by tylko dać jej szanse. Co prawda nie sądził, że ona zrobiłaby to samo, w końcu to Ben jest "tym złym" ale to nic nie zmieniało. Nie da się ukryć, że ją kocha swym zniszczonym, martwym sercem. Powróćmy jednak do teraźniejszości, zamiast zagłębiać się w ich relacje.Jej wzrok mógłby zabić, jednak zignorował go. Dopiero groźba go uspokoiła. Jako typowy socjopata, nagle uległ zmianie, przemieniając się o sto osiemdziesiąt stopni. Tym razem to jego wzrok był zabójczy i ciut psychopatyczny. Podniósł się z kanapy trochę, opierając ponownie plecami o kanapę.
- Czy ty mi grozisz? - spytał zimnym głosem. Zaraz zmarszczył nierozumnie brwi - Dotykiem? I masz nadzieje, że jak mnie dotkniesz to... no nie wiem, zniknę? - zaproponował, ukrywając jak bardzo nie chciałby, by jej groźba się spełniła. Co prawda Max jakoś tolerował ale i tak tego nie lubił. Zaostrzona forma hafefobii*, nic się na to nie poradzi.
(Max?)
*Paniczny strach przed byciem dotykanym, strach przed dotykiem.
- Czy ty mi grozisz? - spytał zimnym głosem. Zaraz zmarszczył nierozumnie brwi - Dotykiem? I masz nadzieje, że jak mnie dotkniesz to... no nie wiem, zniknę? - zaproponował, ukrywając jak bardzo nie chciałby, by jej groźba się spełniła. Co prawda Max jakoś tolerował ale i tak tego nie lubił. Zaostrzona forma hafefobii*, nic się na to nie poradzi.
(Max?)
*Paniczny strach przed byciem dotykanym, strach przed dotykiem.
od Damona - C.D Beatrize
Co za szok! Tak jeszcze nigdy się nie wystraszył! Całe szczęście, że nie przerzucił jej przez siebie, bo to mogłoby być naprawdę bolesne. Napędziła mu niezłego stracha. Odwrócił się zaraz po chwili.
— W porządku... — odetchnął głęboko i po chwili zaczął się głośno śmiać. Dotarło do niego to, jak ta sytuacja zabawnie wyglądała. — Nic ci nie jest? — spytał, nie mogąc się opanować. W sensie... nie mogąc opanować chichotu.
— Nie, nie. Teraz już naprawdę jest dobrze. — uśmiechnęła się delikatnie, co on odwzajemnił.
— Mam nadzieję. Na szczęście jesteś lekka i szybko udało mi się tu dotrzeć. Bałem się, że to coś poważnego. Wyrzuty sumienia zaczęły mnie nawet dręczyć... — zaśmiał się. — Nie wiem, ile anioły są zazwyczaj nieprzytomne. Znaczy nie wiedziałem, bo teraz już wiem — poprawił się. — Może masz ochotę na coś do picia? — zaproponował.
— Jeżeli to nie byłby problem... Szklankę wody. — rzuciła cicho.
— Żaden problem — uśmiechnął się, gdy podawał jej "zamówienie". — Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała to śmiało mów, nie krępuj się.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową. Co dalej robić? Damon podszedł do drzwi i otworzył je, wychylając się na zewnątrz. Dopiero słońce zachodziło. Uśmiechnął się pod nosem. Postanowił zabrać Beatrize na spacer przy jeziorze. Miło spędzą czas, pogadają trochę... Wszystko dla zdrowia. Zaproponował jej więc przechadzkę, a kiedy się zgodziła - wyruszyli. Po jakimś czasie usiedli sobie na wzniesieniu pod wielkim drzewem, a nieco niżej chlupotała woda. Spad był stromy, a powierzchnia przy krańcu powierzchni miękka, więc jeżeli ktoś podszedłby za blisko to mogłoby się zakończyć nieplanowaną kąpielą, a potem zapewne zapaleniem płuc. Dlatego siedzieli na ziemi z odstępem od krawędzi. Gawędzili wesoło. Tematy były przeróżne. W pewnej chwili położył dłoń na karku i wymacał drobny łańcuszek. Ostrożnie ściągnął z szyi swój nieśmiertelnik, który zwykł nosić pod zbroją. Niepewnie założył go anielicy. Kiedy spojrzała na niego nieco zdziwionym wzrokiem, uśmiechnął się delikatnie.
— Pasuje ci... Zatrzymaj go. — rzekł cicho, utrzymując z nią kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę.
Niebo powoli zmieniało kolor. Delikatna purpura sprawiała, że otoczenie było pełne uroków.
Beatrize? xd
— W porządku... — odetchnął głęboko i po chwili zaczął się głośno śmiać. Dotarło do niego to, jak ta sytuacja zabawnie wyglądała. — Nic ci nie jest? — spytał, nie mogąc się opanować. W sensie... nie mogąc opanować chichotu.
— Nie, nie. Teraz już naprawdę jest dobrze. — uśmiechnęła się delikatnie, co on odwzajemnił.
— Mam nadzieję. Na szczęście jesteś lekka i szybko udało mi się tu dotrzeć. Bałem się, że to coś poważnego. Wyrzuty sumienia zaczęły mnie nawet dręczyć... — zaśmiał się. — Nie wiem, ile anioły są zazwyczaj nieprzytomne. Znaczy nie wiedziałem, bo teraz już wiem — poprawił się. — Może masz ochotę na coś do picia? — zaproponował.
— Jeżeli to nie byłby problem... Szklankę wody. — rzuciła cicho.
— Żaden problem — uśmiechnął się, gdy podawał jej "zamówienie". — Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała to śmiało mów, nie krępuj się.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową. Co dalej robić? Damon podszedł do drzwi i otworzył je, wychylając się na zewnątrz. Dopiero słońce zachodziło. Uśmiechnął się pod nosem. Postanowił zabrać Beatrize na spacer przy jeziorze. Miło spędzą czas, pogadają trochę... Wszystko dla zdrowia. Zaproponował jej więc przechadzkę, a kiedy się zgodziła - wyruszyli. Po jakimś czasie usiedli sobie na wzniesieniu pod wielkim drzewem, a nieco niżej chlupotała woda. Spad był stromy, a powierzchnia przy krańcu powierzchni miękka, więc jeżeli ktoś podszedłby za blisko to mogłoby się zakończyć nieplanowaną kąpielą, a potem zapewne zapaleniem płuc. Dlatego siedzieli na ziemi z odstępem od krawędzi. Gawędzili wesoło. Tematy były przeróżne. W pewnej chwili położył dłoń na karku i wymacał drobny łańcuszek. Ostrożnie ściągnął z szyi swój nieśmiertelnik, który zwykł nosić pod zbroją. Niepewnie założył go anielicy. Kiedy spojrzała na niego nieco zdziwionym wzrokiem, uśmiechnął się delikatnie.
— Pasuje ci... Zatrzymaj go. — rzekł cicho, utrzymując z nią kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę.
Niebo powoli zmieniało kolor. Delikatna purpura sprawiała, że otoczenie było pełne uroków.
Beatrize? xd
sobota, 15 listopada 2014
od Katheriny - C.D Romeo (event)
Katherina słuchała uważnie jego słów , nie okazując żadnych emocji. Musiała być silna. Chociaż w tej chwili wydawało jej się, że coś się stało. Tam na korytarzu. Alec i Juliette. Odetchnęłam głęboko i spojrzała mu głęboko w oczy. Skrzyżowała ręce na piersiach i przyjrzała mu się.
-Dziękuję. Tego oczekiwałam-odpowiedziała oschle.
Romeo przyjrzał jej się uważnie, myśląc nad czymś. Podniosła do góry głowę i zaraz opuściła ręce. Podeszła do niego bliżej i stanęła twarzą w twarz. Koniec bycia miłym! Koniec z tym chol*rnym uczuciem do niego!
-Coś wydaje mi się, że straciłeś swoją jedyną zabaweczkę !-syknęła - Współczuję, tej dziewczynie że akurat natrafiła na ciebie! Bezdusznego demona......
-Ja jestem bezduszny!-warknął
-Tak! Teraz żałuję, że w ogóle z tobą sypiałam. I że w ogóle Cię pokochałam!-krzyknęła
Romeo wpatrywał się w nią trochę zdziwiony, obrotem akcji. Teraz to faktycznie była zdenerwowana, tym że on stoi przed nią.
-Wolałabym byś na zawsze zniknął z mojego życia-warknęła
Odwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi wyjściowych. Złapała za klamkę i spojrzała przez ramię na niego.
-Obyśmy się więcej nie spotkali-syknęła wściekła. Gwałtownie otworzyła drzwi ,a następnie je zatrzasnęła. Wyszła na korytarz gdzie zauważyła Alec'a ,który stał pod ścianą. Westchnęła cicho i spojrzała na niego.
(Alec?)
-Dziękuję. Tego oczekiwałam-odpowiedziała oschle.
Romeo przyjrzał jej się uważnie, myśląc nad czymś. Podniosła do góry głowę i zaraz opuściła ręce. Podeszła do niego bliżej i stanęła twarzą w twarz. Koniec bycia miłym! Koniec z tym chol*rnym uczuciem do niego!
-Coś wydaje mi się, że straciłeś swoją jedyną zabaweczkę !-syknęła - Współczuję, tej dziewczynie że akurat natrafiła na ciebie! Bezdusznego demona......
-Ja jestem bezduszny!-warknął
-Tak! Teraz żałuję, że w ogóle z tobą sypiałam. I że w ogóle Cię pokochałam!-krzyknęła
Romeo wpatrywał się w nią trochę zdziwiony, obrotem akcji. Teraz to faktycznie była zdenerwowana, tym że on stoi przed nią.
-Wolałabym byś na zawsze zniknął z mojego życia-warknęła
Odwróciła się na pięcie i podeszła do drzwi wyjściowych. Złapała za klamkę i spojrzała przez ramię na niego.
-Obyśmy się więcej nie spotkali-syknęła wściekła. Gwałtownie otworzyła drzwi ,a następnie je zatrzasnęła. Wyszła na korytarz gdzie zauważyła Alec'a ,który stał pod ścianą. Westchnęła cicho i spojrzała na niego.
(Alec?)
piątek, 14 listopada 2014
od Romeo - C.D Katheriny (event)
Zimny uśmiech rozciągnął się na jego twarzy. Nawet nie przejął się przyciśnięciem do ściany czy też innymi nieuprzejmościami Katheriny. Nie zrobiła by mu krzywdy, on o tym wie, ona o tym wie. Mógł sobie pozwolić na wiele, a nawet więcej. Igrał z ogniem? Nie. Igrał z małym, zranionym kociątkiem. Technicznie, mógł pójść do Lilith i powiedzieć prosto z mostu, że anuluje pakt. Co prawda nie obyłoby się bez kłótni i wytargowania ceny, ale w mniej niż trzy godziny Katherina leżałaby w grobie rozszarpana przez psy piekieł, a jej dusza smażąca się w piekle. Czemu tego nie zrobił jeszcze? Tak naprawdę, to miałby duże opory i woli poczekać, aż go porządnie zdenerwuje. Tak, by nie miał wyrzutów sumienia.
- Złość urodzie szkodzi, kociaku - rzucił drwiąco, ciągle stosując swój własny mechanizm obronny. Tak naprawdę niszczyła go skuteczniej niż wszystko inne. Już dawno umarł, teraz powoli gnił w środku. Uśmiechał się, a marzył by to zakończyć. To wszystko. Już nigdy nic nie czuć. Ale nie użalał się nad sobą, bo po co? Stało się i już, po co to rozdrapywać? Dla niego to oczywiste: czuje się winna za zdradę, więc próbuje zrzucić wszystko na Romea, który nic tak naprawdę nie zrobił. Jego winna, że był w ciele Alec'a? Taaa, bo przewidział co się stanie i specjalnie go wybrał, wcale to nie była kwestia przypadku! W kim miałby być, żeby było dobrze, co? Bo jego prawdziwe ciało już dawno zgniło i zostawiło za sobą jedynie parę kości, a w swej postaci prawdziwej nie będzie latał. - Nie oszukam Cię? Wiesz co myślę? Widocznie nie. Jesteś chorą zmorą przyszłości. Owszem, myślę o tobie czasem, ale wolałbym spłonąć w piekle niż choćby Cię dotknąć. Brzydzisz mnie. Boli? Wiesz, mnie to już nie obchodzi, bo mam Cię gdzieś. - powiedział, a każde słowo ociekało jadem. Oj, wredny Romeo.
(Katherina?)
(Katherina?)
od Juliette - C.D Katheriny (event)
Byłam wściekła, nie potrafię dokładnie określić tego uczucia, bo nie miałam ochoty się w nie wgłębiać.
Wiem, że przez to uczucie moje zmysły nagle się wyostrzyły pod wpływem negatywnych emocji.
Słyszałam jak zaczyna kropić na zewnątrz, słyszałam jak krople deszczu uderzają o realia.
Przed chwilą za nadgarstek ściskał mnie demon, teraz to transgenik. Nie znam go i nie wiem, czy chcę, ale nie mam ochoty trwać tu jak jakaś pusta blondynka. Trzymał mnie mocno i pewnie, wiedział czego chce. Kiedy spojrzałam mu w oczy poczułam jak po moim ciele podróżują wzburzone ciarki.
Miał w oczach coś dziwnego, może to, że jest tym transgenik'iem. Nigdy nie potrafiłam rozgryźć tej nazwy i nadal nie potrafię.
-Co ich łączy?-zaczęłam
-Hunter.-odpowiedział krótko spuszczając wzrok, ale nie wiem dlaczego?
-Kto to Hunter?-powiedziałam nerwowo, czułam jak płomienie stanęły mi w oczach.
-Córka Katherine-odpowiedział.
-"Skoro to ich łączy... Skoro to jest jej córka, czyli... Nie nie może być prawda."-Nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
-A ty, kim jesteś?- zapytał oschle obracając tak obym spojrzała w jego oczy.
-Dla niego?-powiedziałam z mimowolnym uśmieszkiem, ponadto powstrzymując łzy napływające mi do oczu.- Kolejną zabawką.- zagryzłam nerwowo zęby,po czułam jak łza uwolniła się mimowolnie i spłynęła mi po policzku. Miałam wrażenie, że jego uścisk, po woli się rozluźnia, wykorzystując moment, uwolniłam się z niego po czym wyszłam z tamtego chol*rnego pomieszczenia.
Z trudem przepchałam się przez tłum ludzi tańczących i w większej części podpitych. Wychowując otarłam się o wiele barków, ale nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi, byli pół trzeźwi co się im dziwić?
Usiadłam na chwile na schodach na zewnątrz. Dochodziła do mnie jeszcze muzyka z budynku zmieszana z mało logicznymi rozmowami podpitych nadnaturalnych.
Deszcz po część poprawił mi humor. Uspokaja mnie każda kropla, ale po chwili wróciły do mnie te myśli, które jeszcze przed chwilą się ze mną przywitały.
(?)
Wiem, że przez to uczucie moje zmysły nagle się wyostrzyły pod wpływem negatywnych emocji.
Słyszałam jak zaczyna kropić na zewnątrz, słyszałam jak krople deszczu uderzają o realia.
Przed chwilą za nadgarstek ściskał mnie demon, teraz to transgenik. Nie znam go i nie wiem, czy chcę, ale nie mam ochoty trwać tu jak jakaś pusta blondynka. Trzymał mnie mocno i pewnie, wiedział czego chce. Kiedy spojrzałam mu w oczy poczułam jak po moim ciele podróżują wzburzone ciarki.
Miał w oczach coś dziwnego, może to, że jest tym transgenik'iem. Nigdy nie potrafiłam rozgryźć tej nazwy i nadal nie potrafię.
-Co ich łączy?-zaczęłam
-Hunter.-odpowiedział krótko spuszczając wzrok, ale nie wiem dlaczego?
-Kto to Hunter?-powiedziałam nerwowo, czułam jak płomienie stanęły mi w oczach.
-Córka Katherine-odpowiedział.
-"Skoro to ich łączy... Skoro to jest jej córka, czyli... Nie nie może być prawda."-Nie dopuszczałam do siebie tej myśli.
-A ty, kim jesteś?- zapytał oschle obracając tak obym spojrzała w jego oczy.
-Dla niego?-powiedziałam z mimowolnym uśmieszkiem, ponadto powstrzymując łzy napływające mi do oczu.- Kolejną zabawką.- zagryzłam nerwowo zęby,po czułam jak łza uwolniła się mimowolnie i spłynęła mi po policzku. Miałam wrażenie, że jego uścisk, po woli się rozluźnia, wykorzystując moment, uwolniłam się z niego po czym wyszłam z tamtego chol*rnego pomieszczenia.
Z trudem przepchałam się przez tłum ludzi tańczących i w większej części podpitych. Wychowując otarłam się o wiele barków, ale nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi, byli pół trzeźwi co się im dziwić?
Usiadłam na chwile na schodach na zewnątrz. Dochodziła do mnie jeszcze muzyka z budynku zmieszana z mało logicznymi rozmowami podpitych nadnaturalnych.
Deszcz po część poprawił mi humor. Uspokaja mnie każda kropla, ale po chwili wróciły do mnie te myśli, które jeszcze przed chwilą się ze mną przywitały.
(?)
od Beatrize - C.D Damona
Powieki powoli się rozwarły, ukazując czekoladowe tęczówki oblegające czarne źrenice. Nie sądziła, że może być aż tak źle, jak do tej pory zemdlała tylko raz, jednak był to naprawdę wyczerpujące przeniesienie. Położyła chudą, bladą rękę na czole i zjechała na czubek głowy, jednocześnie przeczesując włosy, po czym się rozejrzała. Nie znała tego miejsca, ale zauważyła siedzącego tyłem Damona. Powoli wstała i podeszła do niego spokojnie. Położyła rękę na jego ramieniu, lecz... nie spodziewała się, że podeszła ciszej niż zamierzała. On się przestraszył, gwałtownie podskakując i odwracając się. Reakcja łańcuchowa, jego ruchy sprawiły, że i Beatrize ogarnął strach. Odskoczyła od niego instynktownie, jednak mózg nie przewidział jednego: jest nadal bardzo osłabiona. Runęła na łóżko, sparaliżowana, by zaraz zanieść się z lekka nerwowym śmiechem i wstać, tym razem z postanowieniem, że więcej już dziś nie upadnie.
- Przepraszam, nie powinnam była... - plątała się, nie wiedząc zbytnio co powiedzieć.
(Damon? Króciutkie, wiem...)
czwartek, 13 listopada 2014
od Damona - C.D Beatrize
Nie miał pojęcia, co się stało. W jednej chwili stał w mieście, w oknach widział zaciekawionych ludzi i stres rósł, a zaraz potem... znajdował się tam, gdzie poznał Beatrize. Jak na pstryknięcie palcem przenieśli się w miejsce oddalone o dobre kilka kilometrów. Damon rozejrzał się zdumionym wzrokiem. W życiu nie przeżył czegoś takiego. Uczucie towarzyszące temu nagłemu przeniesieniu się było... niezwykłe. Jakby całe jego wnętrze zawirowało, a potem nagła lekkość. I z powrotem powrót do normalności. Kiedy pojawili się pod TAMTYM drzewem, gdzie wszystko się zaczęło... chwilowo stracił słuch. Przeciągliwy pisk dudnił mu w głowie przez trzy sekundy i zaraz wszystko wróciło do normy. Widocznie jakiś efekt uboczny. Nawet nie spostrzegł, że anielica upadła na kolana. #713 patrzył na towarzyszkę otrzepującą się z resztek kurzu. Widział, że chwieje się na nogach. Użycie tej... zdolności z pewnością kosztowało ją sporo energii...
— Co ty zrobiłaś? — spytał po chwili, a w jego głosie nadal dźwięczało spore zdziwienie.
— Przeteleportowałam nas... — odparła słabym głosem.
Nie był pewien, czy ta cała teleportacja była dobrym pomysłem. Nie chciał, by przez niego coś jej się stało. Nawet jeżeli to była zwykła chwilowa słabość to i tak z jego winy czuła się źle.
— Wszystko dobrze? — zapytał niepewnie, obserwując ją.
— Tak, w porządku... — tuż po udzieleniu odpowiedzi białowłosa przechyliła się niebezpiecznie na bok.
Szybka reakcja Damona sprawiła, że grawitacja nie wygrała tej bitwy. Przytrzymał ją.
— Nie wydaje mi się... — mruknął. Nie podobało mu się to. Ta cała magia... On po prostu wolał technologię, nowoczesność, a nie czary mary i pyłki wróżek. — Wydaje mi się, że powinnaś odpocząć. — dodał jeszcze.
— To zbędne, przejdzie mi. Norma, zawsze tak jest... — rzekła wolno z półprzymkniętymi oczami.
Wolno cofnął swoje ręce. Mimo tych wszystkich zapewnień wolał być gotowy na wszystko, dlatego nie odstępował jej nawet na krok, a przynajmniej taki był jego zamiar. Wtem jego wzrok przykuła cudowna tęcza. Warto wspomnieć, że miejsce, w którym się znajdywali położone było na delikatnym wzniesieniu. Podszedł bliżej krańca ów wzgórza.
— Cudowny widok, prawda? Rzadko zdarzało mi się widywać tak mocne kolory u wszelkich tęcz. Zawsze bawiły mnie te opowiastki, że na jej końcu znaleźć można garniec złota... — zaśmiał się cicho, kręcąc przecząco głową i nie dowierzając głupocie ludzkiej. — A ciebie? — zdziwił się, gdy przez dłuższy czas nie otrzymywał odpowiedzi. — Beatrize? — odwrócił się wolno.
Nie widział jej... dopóki nie skierował wzroku nieco niżej. Spostrzegł ją na ziemi, nieprzytomną. W ułamku sekundy znalazł się tuż przy niej, klęcząc.
— Wszystko dobrze, tak? Te twoje zapewnienia... — burknął. Wiedział, że nie można ufać takim słowom, bo każdy mówi tak tylko po to, by nie martwić drugiej osoby. Że też wcześniej na to nie wpadł.
Nie miał pojęcia, co zrobić z nieprzytomnym aniołem. Ile czasu są w tym "transie"? Czy wolno próbować je budzić? Kompletna pustka. Dlaczego musi być aniołem?! Stworzeniem, o którym on nic nie wie?! Nie mając pomysłów, delikatnie chwycił ją na swoje ramiona. Była leciutka jak piórko. Do jego "domu" nie było zbyt blisko, ale jeżeli posłuży się transgeniczną szybkością...
Po kilku minutach byli na miejscu. Mieszkał w starej chacie w głębi lasu, tuż przy wielkim jeziorze. Nad zbiornikiem wodnym unosiła się teraz tajemnicza mgła. Wszedłszy do środka, w pierwszej kolejności ułożył dziewczynę wygodnie na swoim łóżku. Dodatkowo delikatnie przykrył ją mięciutkim kocykiem. Nie wiedział, co dalej zrobić. Denerwował się. Usiadł przy drewnianym stoliku, na którym stał spory kubek. Kubek ze specjalną cieczą, tylko dla niego. Jeżeli inne stworzenie napiłoby się go... to na pewno skończyłoby się śmiercią. Popijał więc i czekał niecierpliwie na pobudkę anielicy. Zależało mu na niej i nie pozwoliłby na skrzywdzenie jej. Czuł się winny, bo to z jego powodu zapadła decyzja o teleportacji...
Beatrize? XD Musiałam. c:
— Co ty zrobiłaś? — spytał po chwili, a w jego głosie nadal dźwięczało spore zdziwienie.
— Przeteleportowałam nas... — odparła słabym głosem.
Nie był pewien, czy ta cała teleportacja była dobrym pomysłem. Nie chciał, by przez niego coś jej się stało. Nawet jeżeli to była zwykła chwilowa słabość to i tak z jego winy czuła się źle.
— Wszystko dobrze? — zapytał niepewnie, obserwując ją.
— Tak, w porządku... — tuż po udzieleniu odpowiedzi białowłosa przechyliła się niebezpiecznie na bok.
Szybka reakcja Damona sprawiła, że grawitacja nie wygrała tej bitwy. Przytrzymał ją.
— Nie wydaje mi się... — mruknął. Nie podobało mu się to. Ta cała magia... On po prostu wolał technologię, nowoczesność, a nie czary mary i pyłki wróżek. — Wydaje mi się, że powinnaś odpocząć. — dodał jeszcze.
— To zbędne, przejdzie mi. Norma, zawsze tak jest... — rzekła wolno z półprzymkniętymi oczami.
Wolno cofnął swoje ręce. Mimo tych wszystkich zapewnień wolał być gotowy na wszystko, dlatego nie odstępował jej nawet na krok, a przynajmniej taki był jego zamiar. Wtem jego wzrok przykuła cudowna tęcza. Warto wspomnieć, że miejsce, w którym się znajdywali położone było na delikatnym wzniesieniu. Podszedł bliżej krańca ów wzgórza.
— Cudowny widok, prawda? Rzadko zdarzało mi się widywać tak mocne kolory u wszelkich tęcz. Zawsze bawiły mnie te opowiastki, że na jej końcu znaleźć można garniec złota... — zaśmiał się cicho, kręcąc przecząco głową i nie dowierzając głupocie ludzkiej. — A ciebie? — zdziwił się, gdy przez dłuższy czas nie otrzymywał odpowiedzi. — Beatrize? — odwrócił się wolno.
Nie widział jej... dopóki nie skierował wzroku nieco niżej. Spostrzegł ją na ziemi, nieprzytomną. W ułamku sekundy znalazł się tuż przy niej, klęcząc.
— Wszystko dobrze, tak? Te twoje zapewnienia... — burknął. Wiedział, że nie można ufać takim słowom, bo każdy mówi tak tylko po to, by nie martwić drugiej osoby. Że też wcześniej na to nie wpadł.
Nie miał pojęcia, co zrobić z nieprzytomnym aniołem. Ile czasu są w tym "transie"? Czy wolno próbować je budzić? Kompletna pustka. Dlaczego musi być aniołem?! Stworzeniem, o którym on nic nie wie?! Nie mając pomysłów, delikatnie chwycił ją na swoje ramiona. Była leciutka jak piórko. Do jego "domu" nie było zbyt blisko, ale jeżeli posłuży się transgeniczną szybkością...
Po kilku minutach byli na miejscu. Mieszkał w starej chacie w głębi lasu, tuż przy wielkim jeziorze. Nad zbiornikiem wodnym unosiła się teraz tajemnicza mgła. Wszedłszy do środka, w pierwszej kolejności ułożył dziewczynę wygodnie na swoim łóżku. Dodatkowo delikatnie przykrył ją mięciutkim kocykiem. Nie wiedział, co dalej zrobić. Denerwował się. Usiadł przy drewnianym stoliku, na którym stał spory kubek. Kubek ze specjalną cieczą, tylko dla niego. Jeżeli inne stworzenie napiłoby się go... to na pewno skończyłoby się śmiercią. Popijał więc i czekał niecierpliwie na pobudkę anielicy. Zależało mu na niej i nie pozwoliłby na skrzywdzenie jej. Czuł się winny, bo to z jego powodu zapadła decyzja o teleportacji...
Beatrize? XD Musiałam. c:
od Beatrize - C.D Damona
Podążyła za jego wzrokiem, napotykając jakąś młodą kobietę, widocznie zainteresowaną jej niecodziennym towarzyszem. Po chwili znikła, zapewne informując swą rodzinę o przebierańcu czającym się w mieście. Damon wydawał się zdenerwowany zaistniałą sytuacją, postanowiła więc uratować go. Pewnie nie zdążyliby umknąć przed ciekawskimi ślepiami, postanowiła więc bardziej skuteczną metodę. Złapała go mocno i po chwili byli w miejscu, w którym się spotkali. Taki bajer aniołów, pozwalający na szybkie przemieszczanie się. Było jednak parę skutków ubocznych, choć miała nadzieje, że na zapuszkowanego psa działać nie będą. Tylko anioły w miarę dobrze to znosiły, choć mocno słabły, a kiedy przy samym fakcie były osłabione... wtedy najczęściej po prostu mdlały lub silnie krwawiły.
Teraz udało się bez większych problemów, choć Beatrize upadła na kolana. Spod białych pasem włosów które opadły na jej bladą twarz spojrzała na Damona orzechowymi ślepiami. Zszokowany rozglądał się, jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi. Powoli wstała, otrzepując się z resztek ziemi które zadomowiły się na jej czarnych getrach.
(Damon?)
Teraz udało się bez większych problemów, choć Beatrize upadła na kolana. Spod białych pasem włosów które opadły na jej bladą twarz spojrzała na Damona orzechowymi ślepiami. Zszokowany rozglądał się, jakby nie mógł uwierzyć w to co widzi. Powoli wstała, otrzepując się z resztek ziemi które zadomowiły się na jej czarnych getrach.
(Damon?)
od Max - C.D Bena
Prawy sierpowy może się powtórzyć, ależ nie ma żadnego problemu! Ona z chęcią wyżyje się na irytującym braciszku.
— Oj, igrasz z ogniem, koleś... — mruknęła, przewracając jednocześnie oczami.
W jednej chwili poczuła okropny chłód. Zimno przeszyło ją aż po same kości. Najwyraźniej zapomniała o tym, że wypadałoby się przebrać. Łatwo mówić "przebrać", gdy ma się przy sobie swoje ubrania. Teraz była u tego śmieciarza, a przecież nie pożyczy od niego niczego. Na samą myśl... bleah! Musiała jakoś wytrzymać. Nadal padało, a do domu miała daleko. Nawet bardzo. Spojrzała na chłopaka, który wciąż się z niej nabijał.
— No już, żebyś czasami płuc ze śmiechu nie wypluł! — rzuciła rozdrażniona. Rozbawiła go znowu, jeszcze bardziej. — Naprawdę zabawne, ha ha... — prychnęła.
Postawiła kilka kroków w przód. Nie wiedziała, że uleciało z niej aż tyle wody, by powstała kałuża. W wyniku swej nieuwagi... cóż, poślizgnęła się. Zarzuciło ją wprost na komodę, która spowodowała, że nie przewróciła się. Dziękowała temu meblowi za uratowanie przed obiciem sobie czterech liter. Nawet nie musiała patrzeć na Bena, by wiedzieć, że ten aktualnie kładzie się ze śmiechu. Ścięła go morderczym wzrokiem.
— Hej, bo będę zmuszona cię dotknąć! Twoja zmora, braciszku... — już wiedziała, w jaki sposób wypracować sobie szacunek. Wystarczy kilka chwil i będzie jadł jej z ręki... Tylko czy aby wojowniczka się nie przeliczyła? Nieważne, miała nadzieję, że "groźba" zadziała.
Ben? X"D
— Oj, igrasz z ogniem, koleś... — mruknęła, przewracając jednocześnie oczami.
W jednej chwili poczuła okropny chłód. Zimno przeszyło ją aż po same kości. Najwyraźniej zapomniała o tym, że wypadałoby się przebrać. Łatwo mówić "przebrać", gdy ma się przy sobie swoje ubrania. Teraz była u tego śmieciarza, a przecież nie pożyczy od niego niczego. Na samą myśl... bleah! Musiała jakoś wytrzymać. Nadal padało, a do domu miała daleko. Nawet bardzo. Spojrzała na chłopaka, który wciąż się z niej nabijał.
— No już, żebyś czasami płuc ze śmiechu nie wypluł! — rzuciła rozdrażniona. Rozbawiła go znowu, jeszcze bardziej. — Naprawdę zabawne, ha ha... — prychnęła.
Postawiła kilka kroków w przód. Nie wiedziała, że uleciało z niej aż tyle wody, by powstała kałuża. W wyniku swej nieuwagi... cóż, poślizgnęła się. Zarzuciło ją wprost na komodę, która spowodowała, że nie przewróciła się. Dziękowała temu meblowi za uratowanie przed obiciem sobie czterech liter. Nawet nie musiała patrzeć na Bena, by wiedzieć, że ten aktualnie kładzie się ze śmiechu. Ścięła go morderczym wzrokiem.
— Hej, bo będę zmuszona cię dotknąć! Twoja zmora, braciszku... — już wiedziała, w jaki sposób wypracować sobie szacunek. Wystarczy kilka chwil i będzie jadł jej z ręki... Tylko czy aby wojowniczka się nie przeliczyła? Nieważne, miała nadzieję, że "groźba" zadziała.
Ben? X"D
od Damona - C.D Beatrize
Kiedy Beatrize rozpoczynała swoją opowieść, gdzieś na plecach wcisnął ledwo wyczuwalny i praktycznie niewidzialny przycisk. Uruchomił się dyktafon. Wszystko to, co powiedziała zostało nagrane. Nie zamierzał wykorzystać tego niecnie. Po prostu zbierał informacje do swojej "wikipedii" o paranormalnych zjawiskach. Potem odsłucha, teraz nie ma czasu. A więc stworzył ją Bóg. Norma, to w końcu anioł. Kiedy przed swoją opowieścią rzekła do Damona, że ma dobre serce... zrobiło mu się ciepło i miło.
— Zatem u ciebie też nie było zbyt kolorowo... — zaśmiał się cicho i niepewnie. Atmosfera zrobiła się z lekka sztywna, dlatego wolał rzucić coś dla odstresowania. Przynajmniej spróbował.
W międzyczasie pogoda nieco się poprawiła. #713 zauważył to wówczas gdy do jego uszu przestał dobiegać dźwięk kropel deszczu odbijających się od blaszanego dachu. Pohukiwanie, które wywoływała burza również ucichło. Wyczuwał już tylko delikatne wstrząsy ziemi, nie było nic słychać. Przez niewielkie okienko w dachu wpadło światło słoneczne.
— Już chyba po wszystkim. — stwierdziła cicho białowłosa.
Przyznał jej rację. Chwilę później zaproponował opuszczenie pomieszczenia. Kiwnęła jedynie głową. Zeszła pierwsza, potem on. Znów jakieś czary i drabinko-schody zniknęły. Gdy tylko opuścił kamienicę, do jego nozdrzy wdarł się zapach świeżości. Wziął głęboki wdech i odetchnął, wzdychając przy tym z przyjemnością.
— Opuśćmy miasto zanim mieszkańcy... — jego wzrok przykuła jakaś młoda kobieta w oknie z domu naprzeciwko. Obserwowała go z błyskiem zainteresowania w oku. Ciemne ślepia sprawiały, że czuł się nieswojo — ...zauważą mnie... — dokończył znacznie ciszej, nie spuszczając z niej wzroku. Kobieta w oknie powiedziała ktoś do kogoś obok siebie i zniknęła. — Beatrize... — Damon wypowiedział niepewnie imię swej towarzyszki, a potem wolno przeniósł na nią wzrok. — Chyba już pora zejść ze sceny... Nie wydaje mi się, bym był tutaj mile widziany... — teraz non stop rozglądał się. Zaniepokojenie wzrosło, serce przyspieszyło rytm. System prześwietlał każdy zakamarek. Czuł, że zagrożenie jest coraz większe.
Anielicy nie groziło nic, bo wyglądała jak zwykły człowiek, ale on... wręcz przeciwnie.
Beatrize? XD
— Zatem u ciebie też nie było zbyt kolorowo... — zaśmiał się cicho i niepewnie. Atmosfera zrobiła się z lekka sztywna, dlatego wolał rzucić coś dla odstresowania. Przynajmniej spróbował.
W międzyczasie pogoda nieco się poprawiła. #713 zauważył to wówczas gdy do jego uszu przestał dobiegać dźwięk kropel deszczu odbijających się od blaszanego dachu. Pohukiwanie, które wywoływała burza również ucichło. Wyczuwał już tylko delikatne wstrząsy ziemi, nie było nic słychać. Przez niewielkie okienko w dachu wpadło światło słoneczne.
— Już chyba po wszystkim. — stwierdziła cicho białowłosa.
Przyznał jej rację. Chwilę później zaproponował opuszczenie pomieszczenia. Kiwnęła jedynie głową. Zeszła pierwsza, potem on. Znów jakieś czary i drabinko-schody zniknęły. Gdy tylko opuścił kamienicę, do jego nozdrzy wdarł się zapach świeżości. Wziął głęboki wdech i odetchnął, wzdychając przy tym z przyjemnością.
— Opuśćmy miasto zanim mieszkańcy... — jego wzrok przykuła jakaś młoda kobieta w oknie z domu naprzeciwko. Obserwowała go z błyskiem zainteresowania w oku. Ciemne ślepia sprawiały, że czuł się nieswojo — ...zauważą mnie... — dokończył znacznie ciszej, nie spuszczając z niej wzroku. Kobieta w oknie powiedziała ktoś do kogoś obok siebie i zniknęła. — Beatrize... — Damon wypowiedział niepewnie imię swej towarzyszki, a potem wolno przeniósł na nią wzrok. — Chyba już pora zejść ze sceny... Nie wydaje mi się, bym był tutaj mile widziany... — teraz non stop rozglądał się. Zaniepokojenie wzrosło, serce przyspieszyło rytm. System prześwietlał każdy zakamarek. Czuł, że zagrożenie jest coraz większe.
Anielicy nie groziło nic, bo wyglądała jak zwykły człowiek, ale on... wręcz przeciwnie.
Beatrize? XD
od Bena - C.D Max
Woda z jego siostry ciągle skapywała na podłogę, a pod jej nogami zrobiła się już całkiem sporych rozmiarów kałuża. Postanowił nie zwracać na to uwagę, najwyżej każe Max to zmywać, bo sam sprzątać jej bałaganu nie zamierza.
Rozbawiały go takie pogadanki o związkach, miłości czy rozstaniach. Dosyć się tego nasłuchał od brata czy też Katheriny. Trudno jest się więc dziwić jego reakcji, tak kpiącej i wrednej w stosunku do Max. Ona mogła mu połamać kości, on mógł jej trochę podokuczać, to i tak nic poważnego. Odruchowo obronnie poruszył rękami, gdy skarpetki zwinięte w kulę trafiły go w głowę, po czym spojrzał na nią. Złość za rzut znikła, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech, który on natychmiast odwzajemnił. Nie raz przyjmował na siebie ciosy od Max, przy których przecież uderzenie skarpetkami to nic. Nie umie zliczyć, ile razy choćby zarobił pięknego prawego sierpowego, ponieważ troszeczkę przegiął. Bywa.
- Niech zgadnę: ja też może kiedyś wpadnę na swego jedynego tak jak on, będziemy się kochać, pobierzemy się i będziemy mieli dom z równo skoszonym trawnikiem, psa i śliczne, zmutowane dzieciątka - powiedział, przedrzeźniając ją i jednocześnie się uśmiechając podle. Takie marzenia wydawały mu się niedorzeczne i głupie,
(Max?)
Rozbawiały go takie pogadanki o związkach, miłości czy rozstaniach. Dosyć się tego nasłuchał od brata czy też Katheriny. Trudno jest się więc dziwić jego reakcji, tak kpiącej i wrednej w stosunku do Max. Ona mogła mu połamać kości, on mógł jej trochę podokuczać, to i tak nic poważnego. Odruchowo obronnie poruszył rękami, gdy skarpetki zwinięte w kulę trafiły go w głowę, po czym spojrzał na nią. Złość za rzut znikła, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech, który on natychmiast odwzajemnił. Nie raz przyjmował na siebie ciosy od Max, przy których przecież uderzenie skarpetkami to nic. Nie umie zliczyć, ile razy choćby zarobił pięknego prawego sierpowego, ponieważ troszeczkę przegiął. Bywa.
- Niech zgadnę: ja też może kiedyś wpadnę na swego jedynego tak jak on, będziemy się kochać, pobierzemy się i będziemy mieli dom z równo skoszonym trawnikiem, psa i śliczne, zmutowane dzieciątka - powiedział, przedrzeźniając ją i jednocześnie się uśmiechając podle. Takie marzenia wydawały mu się niedorzeczne i głupie,
(Max?)
od Beatrize - C.D Damona
Przyjrzała mu się, nie przerywając opowieści, dając mu wolną rękę. Pozwalając się wygadać, opowiedzieć trochę. Lubiła słuchać o innych, sama zazwyczaj milcząc. Dlaczego ludzie - bądź nieludzie - zazwyczaj wyjawiali jej więcej niż innym? Nie wiadomo. Być może to przez fakt bycia aniołem.
- Masz dobre serce. Przy takiej przeszłości trudno zachować tą cechę. - stwierdziła. Westchnęła cicho, wiedząc, że musi się zrewanżować. Co miała opowiadać? Jest tylko aniołem, historia wszystkich jest do bólu podobna. - Ja się nie urodziłam, acz zostałam stworzona. Znam jedynie "ojca" i swoje bardzo liczne rodzeństwo. Podzieleni na poszczególne chóry, żyliśmy w spokoju, kiedy bóg tworzył ziemię. Odgrywaliśmy swe role sumiennie, dopóki stwórca nie wpadł na pomysł ludzi. Wszyscy się cieszyli, dopóki bóg nie pokochał ich bardziej niż nas, a potem każąc się kłaniać. Archanioł Lucyfer się zbuntował, odmówił, za co nasz ojciec stracił go z ziemi. W jego ślad poszło razem dwieście aniołów, teraz porozrzucanych po świecie, bądź już dawno martwych. Ja zostałam w niebie, wypełniając rozkazy "z góry". Od czasu do czasu schodziłam na ziemię, jednak wolałam być w Edenie. Około dwudziestego wieku zaczęli mówić, że bóg nas zostawił bądź umarł, przez co w niebie wybuchły zamieszki. Zmęczona tymi ciągłymi wojnami zeszłam na ziemię i,... jestem tutaj. Taka moja historia w dużym skrócie.
(Damon?)
- Masz dobre serce. Przy takiej przeszłości trudno zachować tą cechę. - stwierdziła. Westchnęła cicho, wiedząc, że musi się zrewanżować. Co miała opowiadać? Jest tylko aniołem, historia wszystkich jest do bólu podobna. - Ja się nie urodziłam, acz zostałam stworzona. Znam jedynie "ojca" i swoje bardzo liczne rodzeństwo. Podzieleni na poszczególne chóry, żyliśmy w spokoju, kiedy bóg tworzył ziemię. Odgrywaliśmy swe role sumiennie, dopóki stwórca nie wpadł na pomysł ludzi. Wszyscy się cieszyli, dopóki bóg nie pokochał ich bardziej niż nas, a potem każąc się kłaniać. Archanioł Lucyfer się zbuntował, odmówił, za co nasz ojciec stracił go z ziemi. W jego ślad poszło razem dwieście aniołów, teraz porozrzucanych po świecie, bądź już dawno martwych. Ja zostałam w niebie, wypełniając rozkazy "z góry". Od czasu do czasu schodziłam na ziemię, jednak wolałam być w Edenie. Około dwudziestego wieku zaczęli mówić, że bóg nas zostawił bądź umarł, przez co w niebie wybuchły zamieszki. Zmęczona tymi ciągłymi wojnami zeszłam na ziemię i,... jestem tutaj. Taka moja historia w dużym skrócie.
(Damon?)
środa, 12 listopada 2014
od Max - C.D Bena
Była przyzwyczajona do jego docinek i kpiarskich uwag, toteż nie zwracała już na nie zbytnio uwagi. Dłuższą chwilę stała nieruchomo i jedynie liczyła spływające po szybie krople deszczu. Właściwie to nie spieszyło jej się z odpowiedzią. Zastukała paznokciami o podłoże pod dłońmi.
— Co mnie ugryzło? — odezwała się wreszcie. Spojrzała na niego kątem oka, a potem już jawnie, odwracając się nagle w stronę Bena. Oparła się zacną tylną połową o parapet i skrzyżowała ręce na piersi. — Pchła o imieniu Ben. — rzuciła zimnym tonem, pełnym jadu.
Była świadoma tego, że może mu się zwierzyć. To jej brat. Niezbyt normalny, który urządza sobie polowania na ludzi, ale... to jednak brat. Co z tego, że przyszywany. Póki co emocje musiały opaść. Miała nadzieję na złagodzenie gniewu poprzez zbesztanie najbliżej położonej osoby, którą był akurat Ben.
— Zły dzień — burknęła jeszcze, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Powoli, powolutku... Coraz mocniejsza była chęć opowiedzenia mu o wszystkim. Jeszcze chwila, a nie wytrzyma... — Rozstaliśmy się z Loganem. To koniec, na dobre. On znalazł swoją prawdziwą miłość, a mi jest dobrze być singielką. Żyłam bez niego wcześniej to i teraz dam radę. Zresztą... i tak to nie było to, co być powinno. Związek polega na czymś innym niż... — urwała na chwilę, widząc rozbawioną minę chłopaka siedzącego nieopodal. — Coś cię bawi? — warknęła, poirytowana. Jeżeli chciał ją doprowadzić do szału to był na dobrej drodze.
— Ty mnie bawisz... — zaśmiał się. — Mogę cię nagrać? Gdybyś tylko usłyszała, jak trajkoczesz. W życiu nie powiedziałbym, że gadałabyś w ten sposób o miłości. Właściwie w ogóle nigdy nie gadałaś o tych głębszych uczuciach...
Gdyby to było realne, zapewne poczerwieniałaby teraz ze złości, a z jej uszu poczęłaby ulatywać para. Rozejrzała się szybko. Jedyna rzecz pod ręką? Zwinięte skarpety. Chwyciła je i rzuciła w jego stronę. Trafiła idealnie, prościutko w łeb. Grymas złości stopniowo został zastąpiony przez cwany uśmiech.
Ben? XD
— Co mnie ugryzło? — odezwała się wreszcie. Spojrzała na niego kątem oka, a potem już jawnie, odwracając się nagle w stronę Bena. Oparła się zacną tylną połową o parapet i skrzyżowała ręce na piersi. — Pchła o imieniu Ben. — rzuciła zimnym tonem, pełnym jadu.
Była świadoma tego, że może mu się zwierzyć. To jej brat. Niezbyt normalny, który urządza sobie polowania na ludzi, ale... to jednak brat. Co z tego, że przyszywany. Póki co emocje musiały opaść. Miała nadzieję na złagodzenie gniewu poprzez zbesztanie najbliżej położonej osoby, którą był akurat Ben.
— Zły dzień — burknęła jeszcze, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć. Powoli, powolutku... Coraz mocniejsza była chęć opowiedzenia mu o wszystkim. Jeszcze chwila, a nie wytrzyma... — Rozstaliśmy się z Loganem. To koniec, na dobre. On znalazł swoją prawdziwą miłość, a mi jest dobrze być singielką. Żyłam bez niego wcześniej to i teraz dam radę. Zresztą... i tak to nie było to, co być powinno. Związek polega na czymś innym niż... — urwała na chwilę, widząc rozbawioną minę chłopaka siedzącego nieopodal. — Coś cię bawi? — warknęła, poirytowana. Jeżeli chciał ją doprowadzić do szału to był na dobrej drodze.
— Ty mnie bawisz... — zaśmiał się. — Mogę cię nagrać? Gdybyś tylko usłyszała, jak trajkoczesz. W życiu nie powiedziałbym, że gadałabyś w ten sposób o miłości. Właściwie w ogóle nigdy nie gadałaś o tych głębszych uczuciach...
Gdyby to było realne, zapewne poczerwieniałaby teraz ze złości, a z jej uszu poczęłaby ulatywać para. Rozejrzała się szybko. Jedyna rzecz pod ręką? Zwinięte skarpety. Chwyciła je i rzuciła w jego stronę. Trafiła idealnie, prościutko w łeb. Grymas złości stopniowo został zastąpiony przez cwany uśmiech.
Ben? XD
od Bena - C.D Max
Rozejrzał się po mieszkaniu które wynajmował. Owszem, najczyściej nie było. Nie w głowie mu porządki, cóż poradzić? Głównie walały się części garderoby pokroju koszulki oraz spodnie, gdzieś tam jeszcze można było znaleźć parę innych ciekawostek. Daleko do zatonięcia, mógł jeszcze trochę po śmiecić. Przynajmniej nie był bezdomnym, choć trzeba przyznać, że nawet w tak prostej czynności jak wynajmowanie mieszkania trzeba było mu pomóc. Niezbyt umiał żyć wśród ludzi, nie rozumiał prawie niczego.
Jego uwagę przykuła jednak Max z którą zdecydowanie coś nie grało. Znał ją na tyle długo i dobrze, żeby wiedzieć, że coś nie gra, ale nie był typem który się nad kimś rozczula. Nie przywykł do takich rzeczy, w jego oczach było to zbędne. Nawet się nie spytał o co chodzi, gdyż był pewien, że jeśli to coś ważnego to sama mu powie. Znaczy miał nie spytać, ale ciekawa natura przezwyciężyła i złapał się właśnie na tym, że zadaje to durne pytanie.
- Co Cię ugryzło? - zapytał. Mimo, że w głosie było słychać kąśliwość tak okazywał troskę. Nikt nie mówił, że życie z nim jest proste, był mężczyzną skomplikowanym, choć za poznanie były nagrody pierwszej klasy, bo oprócz wad ma też wiele zalet. Ukrytych, ale ciągle żywych. Odłożył książkę na oparcie, by usiąść. Tak, był w miarę opiekuńczy co do niej i trudno to było wyjaśnić. Była jego siostrą, trzeba wiedzieć coś jeszcze?
Przyglądał jej się zaciekawiony, oczekując odpowiedzi. Tematy tabu? A co to takiego? Tak. On patrzy na świat oczami dziecka.
(Max?)
Jego uwagę przykuła jednak Max z którą zdecydowanie coś nie grało. Znał ją na tyle długo i dobrze, żeby wiedzieć, że coś nie gra, ale nie był typem który się nad kimś rozczula. Nie przywykł do takich rzeczy, w jego oczach było to zbędne. Nawet się nie spytał o co chodzi, gdyż był pewien, że jeśli to coś ważnego to sama mu powie. Znaczy miał nie spytać, ale ciekawa natura przezwyciężyła i złapał się właśnie na tym, że zadaje to durne pytanie.
- Co Cię ugryzło? - zapytał. Mimo, że w głosie było słychać kąśliwość tak okazywał troskę. Nikt nie mówił, że życie z nim jest proste, był mężczyzną skomplikowanym, choć za poznanie były nagrody pierwszej klasy, bo oprócz wad ma też wiele zalet. Ukrytych, ale ciągle żywych. Odłożył książkę na oparcie, by usiąść. Tak, był w miarę opiekuńczy co do niej i trudno to było wyjaśnić. Była jego siostrą, trzeba wiedzieć coś jeszcze?
Przyglądał jej się zaciekawiony, oczekując odpowiedzi. Tematy tabu? A co to takiego? Tak. On patrzy na świat oczami dziecka.
(Max?)
od Max - C.D Bena
Cóż za wspaniały dzień. Od samego rana spotykały ją same nieszczęścia. Teraz wpadła do domu Bena. Nie przywitała się, nie skinęła głową, kompletnie nic. Była wściekła. Dodatkowo ociekała wodą. Daleko od tego prowizorycznego schronu dopadła ją burza i potworna ulewa.
Ale zacznijmy od początku...
Wstała tak jak zawsze, tuż przed świtem. Poranny trening, dla zachowania swych nienagannych umiejętności. Poskakała nieco po drzewach, powspinała się po większych skałach. Potem wpadła na miasto, by coś przekąsić. Popołudnie... wtedy zaczynały się schody. Wiatr utrudniał jej dotarcie na spotkanie z Loganem, jej chłopakiem. Do pewnego czasu fakt ujrzenia ukochanego dodawał jej energii i jako takiej radości. Cała ta pozytywna energia opadła wraz z jego słowami, które były dla niej jak pchnięcie sztyletem. Zerwał z nią. Po chamsku. Po prostu powiedział, że "to nie to, czego oczekiwał". Znalazł sobie inną, to pewne. Jak przeczuwała, tak też było. Powiedział o nowej miłości. Max wściekła się jak nigdy, dlatego jej ex wrócił ze spotkania do domu ze śladem na prawym policzku. Jakoś tak ręka naszej wojowniczce sama poleciała i trafiła go mocno akurat tam, ojej... Następna była burza i ulewa, o której zostało już wspomniane.
Otworzyła z hukiem drzwi do domu Bena. Zatrzasnęła je za sobą równie głośno.
— Max. — usłyszała jego spostrzegawcze stwierdzenie. Wow, zauważył ją.
Nawet nie raczyła na niego spojrzeć. Rzuciła w kąt swoją podręczną torbę, którą nosiła zazwyczaj przewieszoną przez ramię i tułów. Ona także nie była zbyt sucha. Wycisnęła resztki wody ze swoich włosów, skręcając je. Ponurym wzrokiem zgromiła wylegującego się na kanapie "brata".
— Wyglądasz jak milion nieszczęść. — skomentował Ben, śmiejąc się pod nosem.
— Na szczęście i tak tysiąc razy lepiej od ciebie, narcyzie. Mógłbyś tu chociaż posprzątać. Jak zwykle bajzel. Wszystko porozrzucane. Niedługo zatoniesz w swoich śmieciach. — syknęła.
Miała tendencję do czepiania się o wszystko, gdy świat odwracał się przeciwko niej. Dlaczego miała uśmiechać się szeroko i biegać radośnie po łące, gdy jej humor był tak tragiczny? Szybkim krokiem podeszła do okna i oparła się dłońmi o parapet. Obserwowała krople spływające po szybie. Nagle złość została zastąpiona przez ogromny smutek. Gardło ścisnęło się, a powieki zapiekły niebezpiecznie. Nie, nie mogła płakać. Nie mogła pokazać tego, że byle chłopaczek jest zdolny do doprowadzenia jej do stanu krytycznego. Zacisnęła zatem zęby i liczyła na odrobinę ciszy. Miała nadzieję, że Ben jakimś cudem domyśli się, że w tej chwili nie ma ochoty na jakiekolwiek docinki.
Ben? XD Bez kija nie podchodź. XD
Ale zacznijmy od początku...
Wstała tak jak zawsze, tuż przed świtem. Poranny trening, dla zachowania swych nienagannych umiejętności. Poskakała nieco po drzewach, powspinała się po większych skałach. Potem wpadła na miasto, by coś przekąsić. Popołudnie... wtedy zaczynały się schody. Wiatr utrudniał jej dotarcie na spotkanie z Loganem, jej chłopakiem. Do pewnego czasu fakt ujrzenia ukochanego dodawał jej energii i jako takiej radości. Cała ta pozytywna energia opadła wraz z jego słowami, które były dla niej jak pchnięcie sztyletem. Zerwał z nią. Po chamsku. Po prostu powiedział, że "to nie to, czego oczekiwał". Znalazł sobie inną, to pewne. Jak przeczuwała, tak też było. Powiedział o nowej miłości. Max wściekła się jak nigdy, dlatego jej ex wrócił ze spotkania do domu ze śladem na prawym policzku. Jakoś tak ręka naszej wojowniczce sama poleciała i trafiła go mocno akurat tam, ojej... Następna była burza i ulewa, o której zostało już wspomniane.
Otworzyła z hukiem drzwi do domu Bena. Zatrzasnęła je za sobą równie głośno.
— Max. — usłyszała jego spostrzegawcze stwierdzenie. Wow, zauważył ją.
Nawet nie raczyła na niego spojrzeć. Rzuciła w kąt swoją podręczną torbę, którą nosiła zazwyczaj przewieszoną przez ramię i tułów. Ona także nie była zbyt sucha. Wycisnęła resztki wody ze swoich włosów, skręcając je. Ponurym wzrokiem zgromiła wylegującego się na kanapie "brata".
— Wyglądasz jak milion nieszczęść. — skomentował Ben, śmiejąc się pod nosem.
— Na szczęście i tak tysiąc razy lepiej od ciebie, narcyzie. Mógłbyś tu chociaż posprzątać. Jak zwykle bajzel. Wszystko porozrzucane. Niedługo zatoniesz w swoich śmieciach. — syknęła.
Miała tendencję do czepiania się o wszystko, gdy świat odwracał się przeciwko niej. Dlaczego miała uśmiechać się szeroko i biegać radośnie po łące, gdy jej humor był tak tragiczny? Szybkim krokiem podeszła do okna i oparła się dłońmi o parapet. Obserwowała krople spływające po szybie. Nagle złość została zastąpiona przez ogromny smutek. Gardło ścisnęło się, a powieki zapiekły niebezpiecznie. Nie, nie mogła płakać. Nie mogła pokazać tego, że byle chłopaczek jest zdolny do doprowadzenia jej do stanu krytycznego. Zacisnęła zatem zęby i liczyła na odrobinę ciszy. Miała nadzieję, że Ben jakimś cudem domyśli się, że w tej chwili nie ma ochoty na jakiekolwiek docinki.
Ben? XD Bez kija nie podchodź. XD
Ponaglenie - pisanie postów.
Dziś zdziwiona niskim licznikiem postu w tym miesiącu, postanowiłam przejrzeć ile osób narusza regulamin nie dając znaku życia. Oto osoby, które w tym tygodniu nie napisały żadnego opowiadania, a informacji o nieobecności nie było:
Isaac Rafael Evans
Emily Craven
Caspian Walker
Lilith Farro
Uprzejmie proszę o napisanie chociaż jednego opowiadania bądź informacji o nieobecności / odejściu.
Isaac Rafael Evans
Emily Craven
Caspian Walker
Lilith Farro
Uprzejmie proszę o napisanie chociaż jednego opowiadania bądź informacji o nieobecności / odejściu.
~ Pinciak
PS. Administracja też się ociąga, wikas, weź coś nabazgrz Lucasem :>
od Bena
Ostatni tydzień był spokojny. Żadnych ofiar, większych kłótni, słowem: Ben był aniołkiem, nikomu nie wadząc. Całe dnie siedział na największym punkcie w mieście, czyli dachu pewnego budynku. Odkąd pamiętał uwielbiał wysokości, niczym kot który wspina się na drzewo by móc dokładnie obejrzeć okolice. Nie wiedział, ile tam siedział. Godzinę? Dwie? Sześć? Z dachu przegoniła go dopiero burza. Niechętnie zszedł i ruszył ulicą do swojego mieszkania, oddalonego parę kilometrów od centrum. Przemoczony do suchej nitki, z wodą ściekającą z włosów na twarz i wpadająca do oczu, wszedł. Przebrał się i położył wygodnie, z książką w ręku. Taki spokojny jak jeszcze nigdy, z powodu nieznanego. Ubrany w czarną, bawełnianą koszulkę i wytarte jeansy nie różnił się od pierwszego lepszego człowieka. Pomijając tatuaże, odsłonięte dzięki krótkim rękawom. Takich jak on to chyba nikt nie ma. Trzeba wspomnieć, że wszystkie pomijając wielki na plecach były robione przez niego samego. Tamten tylko narysował.
Wtem do mieszkania weszła Max. Już dawno ustalili zasadę, że nie ma potrzeby pukać. On tego nie robił, ona się nauczyła i sama chamsko wpadała do mieszkania bez żadnego "cześć" czy "witam". Sytuacja jak każda inna, nie zwrócił więc już nawet na to zbytniej uwagi. Spojrzał na nią, niezbyt się przejmując niezapowiedzianą wizytą. Telefon godzinę wcześniej nie zrobiłby większej różnicy i tak zastałaby go leżącego na kanapie i mającego gdzieś cały świat. Owszem, był samotnikiem, nie wychodzącym do ludzi.
- Max - stwierdził niezwykle spostrzegawczo.
(Max?)
- Max - stwierdził niezwykle spostrzegawczo.
(Max?)
od Damona - C.D Beatrize
Gdy piorun walnął niespełna sto metrów od nas, podskoczyłem delikatnie i moje serce przyspieszyło. To było pierwsze wspomnienie na moim dysku. Pamiętałem tylko to uderzenie i potem system się wyłączył, usuwając wszystkie dotychczas zapisane informacje... Do czasu. Powoli coś zacząłem sobie przypominać. Do tej pory zapełniłem go już w dość dużym stopniu. Prawie całkowitą część tej wiedzy stanowiła mini-wikipedia o stworzeniach nadnaturalnych. Nie jeden czyhał na ten mój dysk. Wracając do tematu... Ni z tego, ni z owego zaczęła ciągnąć mnie w stronę niewielkiego miasteczka. Czułem się dziwnie, jakby ktoś mnie obserwował. Dlatego wolałem samotność, bo przynajmniej nie istniało tak wielkie prawdopodobieństwo, że ktoś wyskoczy ci z którejś strony i zadźga nożem. Trochę nierealne, bo byle koślawe ostrze nie przebije mego pancerza, ale panikować każdy potrafi. Nawet ja. Niebawem zniknęliśmy za czeluściami starej kamienicy. Odstraszała samym swoim wyglądem, ale przecież nie ocenia się książki po okładce. Trzecie piętro, chyba najwyższe. Zrobiła jakieś czarny mary z miotłą... a nie, to nie miotła. To po prostu jakiś kijek. Dla mnie wykałaczka, ha! Wysunęły się schodki pod postacią drabiny. Nie wyglądały zbyt masywnie. Obawiałem się, że pod moim ciężarem zarwą się i kaput, po wejściu do mieszkanka. Jeszcze sam musiałbym robić za prywatne schody, ale jeżeli to dla niej... hm, być może nie miałbym nic przeciwko? Stop, Damonie, nie zapędzaj się tak! Ostrożnie wspiąłem się na górę tuż za nią. Rozejrzałem się wokoło. Skromnie, ale przytulnie. Musiałem być lekko pochylony, by nie zaryć głową w dach. Mój wzrost nie zawsze jest taki przydatny. Nakazała się rozgościć. Nie miałem nic innego do wyboru, więc klapnąłem sobie wygodnie i począłem śledzić anielicę wzrokiem. Gdy na mnie spoglądała, szybko zmieniałem obiekt zainteresowań, a kiedy znów zaczynała się krzątać - ponownie rozpoczynała się obserwacja. I tak się to błędne koło powtarzało dopóty, dopóki nie usiadła w pewnej chwili na ziemi i nie zaczęła wpatrywać się w okno na pochylonym dachu; przecież znajdowaliśmy się na poddaszu, więc nic w tym dziwnego. W środku panował półmrok. Co jakiś czas otoczenie rozjaśniały błyskawice. Do moich uszu dobiegł spokojny dźwięk deszczu stukającego o dach, najwyraźniej blaszanego. Odchrząknąłem cicho i przesunąłem się bliżej niej. Dosłownie równo opadliśmy na plecy, nie odrywając wzroku od okienka. W środku mniej się bałem. Poza tym nie byłem sam, miałem kogoś obok siebie. Cichego kogoś, ale zawsze to coś więcej niż nic.
— Wyczułaś mój strach? — spytałem ni z gruchy, ni z pietruchy. Musiałem to wiedzieć. Inaczej nie zaczęłaby mnie wlec w stronę swojego - ekhem - mieszkania. Poza tym była aniołem, a one chyba miały taką zdolność, prawda? I przy okazji zbiorę więcej informacji na ich temat. Powoli, kropelka po kropelce, ziarnko do ziarnka i uzupełnię brakujące pole 'ANIOŁY' na swoim dysku.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową. No tak, po co nadwyrężać struny głosowe, gdy da się gestykulować.
— Skąd ten lęk? — odezwała się. Wreszcie! Długo na to czekałem. Tak ciężko z tej dziewczyny wydobyć jakikolwiek dźwięk.
— To było dawno temu... W zasadzie to nie wiem, ile konkretnie. Po prostu... ugh, mam być szczery? Straciłem pamięć. Jakieś urywki są, pamiętam swoje pochodzenie i prawdziwą nazwę... — niechętnie o tym mówiłem. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, co zrozumiałem jako prośbę o rozwinięcie tematu. — Najlepiej będzie jeżeli zacznę od początku. Tego całkowitego początku. Urodziłem się w Manticore, jako mutant. Nie wiem, kim była moja matka ani ojciec. Nic nie wiem też na temat okoliczności, w jakich przyszedłem na świat. Rodzeństwo, dziadkowie, wujostwo... pustka. Z początku miałem być słaby, najgorszy z miotu. Z czasem jednak wszystko wyszło na jaw... Zaczęli tworzyć dla mnie zbroję, którą noszę do dziś. Jest idealna pod każdym względem, pokrywa każdy fragment mojego ciała. By ją zniszczyć trzeba mieć wielkie szczęście i pojęcie na jej temat. Rozgadałem się, na czym stanęło? Ah, pamiętam. Po ukończeniu pracy nade mną... co ja plotę, przecież cały czas wyciskali ze mnie siódme poty. Nieważne, pominę te nieistotne fragmenty. Sęk w tym, że w końcu zdecydowałem się na ucieczkę. Nie dało się żyć w tych warunkach, istne piekło. Teraz resztę pamiętam jakby przez mgłę... Kojarzę wzgórze, jakąś podróż i potężną burzę. Usłyszałem huk, potem silny ból i ciemność. Wiem, że to piorun trafił we mnie. Wywnioskowałem to po spalonym systemie... — tu przerwałem na chwilę. Wcisnąłem coś na swojej klatce piersiowej i wysunął się jakby chip, nowiutki i błyszczący. Sięgnąwszy głębiej wydobyłem ten stary, zardzewiały i poczerniały; skutek przypalenia. Beatrize popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Schowałem go z powrotem. Taka pamiątka. — Gdy się obudziłem, nie pamiętałem kompletnie nic. Z czasem zacząłem sobie coś przypominać. Nie jestem do końca zrobiony z... z tych ulepszeń — nie potrafiłem dobrać odpowiedniego słowa. Brak określenia i pomysłów. — Mam normalne organy: mózg, płuca... serce... Wszystko. Owszem, jakieś części metalowe znajdą się w moim organizmie. Płyny zawierające silne trucizny czy leki także, ale to już inna sprawa... — zamilkłem na moment. — To wszystko jest takie... trudne — podniosłem się do pozycji siedzącej. Westchnąłem przy okazji. — Przez całe życie wpajano mi, że... jestem tylko maszyną. Że moim powołaniem jest ochrona ojczyzny, że o dobrym życiu mogę zapomnieć, że nie mam szans na jakiekolwiek dobro, że beztroska młodość nie dla mnie. Tylko musztry, treningi i obowiązki. Tak chciałbym urodzić się w normalnym miejscu, być kimś zwykłym, a nie przerośniętym, zapuszkowanym jak ananas psem... — wyznałem jej. Dziwne, zazwyczaj nigdy nikomu tak się nie zwierzałem. Pewnie to znów wina tego, że jest aniołem... Pewnie tak na mnie działa... Pewnie...
Beatrize? >D
— Wyczułaś mój strach? — spytałem ni z gruchy, ni z pietruchy. Musiałem to wiedzieć. Inaczej nie zaczęłaby mnie wlec w stronę swojego - ekhem - mieszkania. Poza tym była aniołem, a one chyba miały taką zdolność, prawda? I przy okazji zbiorę więcej informacji na ich temat. Powoli, kropelka po kropelce, ziarnko do ziarnka i uzupełnię brakujące pole 'ANIOŁY' na swoim dysku.
W odpowiedzi kiwnęła jedynie głową. No tak, po co nadwyrężać struny głosowe, gdy da się gestykulować.
— Skąd ten lęk? — odezwała się. Wreszcie! Długo na to czekałem. Tak ciężko z tej dziewczyny wydobyć jakikolwiek dźwięk.
— To było dawno temu... W zasadzie to nie wiem, ile konkretnie. Po prostu... ugh, mam być szczery? Straciłem pamięć. Jakieś urywki są, pamiętam swoje pochodzenie i prawdziwą nazwę... — niechętnie o tym mówiłem. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, co zrozumiałem jako prośbę o rozwinięcie tematu. — Najlepiej będzie jeżeli zacznę od początku. Tego całkowitego początku. Urodziłem się w Manticore, jako mutant. Nie wiem, kim była moja matka ani ojciec. Nic nie wiem też na temat okoliczności, w jakich przyszedłem na świat. Rodzeństwo, dziadkowie, wujostwo... pustka. Z początku miałem być słaby, najgorszy z miotu. Z czasem jednak wszystko wyszło na jaw... Zaczęli tworzyć dla mnie zbroję, którą noszę do dziś. Jest idealna pod każdym względem, pokrywa każdy fragment mojego ciała. By ją zniszczyć trzeba mieć wielkie szczęście i pojęcie na jej temat. Rozgadałem się, na czym stanęło? Ah, pamiętam. Po ukończeniu pracy nade mną... co ja plotę, przecież cały czas wyciskali ze mnie siódme poty. Nieważne, pominę te nieistotne fragmenty. Sęk w tym, że w końcu zdecydowałem się na ucieczkę. Nie dało się żyć w tych warunkach, istne piekło. Teraz resztę pamiętam jakby przez mgłę... Kojarzę wzgórze, jakąś podróż i potężną burzę. Usłyszałem huk, potem silny ból i ciemność. Wiem, że to piorun trafił we mnie. Wywnioskowałem to po spalonym systemie... — tu przerwałem na chwilę. Wcisnąłem coś na swojej klatce piersiowej i wysunął się jakby chip, nowiutki i błyszczący. Sięgnąwszy głębiej wydobyłem ten stary, zardzewiały i poczerniały; skutek przypalenia. Beatrize popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Schowałem go z powrotem. Taka pamiątka. — Gdy się obudziłem, nie pamiętałem kompletnie nic. Z czasem zacząłem sobie coś przypominać. Nie jestem do końca zrobiony z... z tych ulepszeń — nie potrafiłem dobrać odpowiedniego słowa. Brak określenia i pomysłów. — Mam normalne organy: mózg, płuca... serce... Wszystko. Owszem, jakieś części metalowe znajdą się w moim organizmie. Płyny zawierające silne trucizny czy leki także, ale to już inna sprawa... — zamilkłem na moment. — To wszystko jest takie... trudne — podniosłem się do pozycji siedzącej. Westchnąłem przy okazji. — Przez całe życie wpajano mi, że... jestem tylko maszyną. Że moim powołaniem jest ochrona ojczyzny, że o dobrym życiu mogę zapomnieć, że nie mam szans na jakiekolwiek dobro, że beztroska młodość nie dla mnie. Tylko musztry, treningi i obowiązki. Tak chciałbym urodzić się w normalnym miejscu, być kimś zwykłym, a nie przerośniętym, zapuszkowanym jak ananas psem... — wyznałem jej. Dziwne, zazwyczaj nigdy nikomu tak się nie zwierzałem. Pewnie to znów wina tego, że jest aniołem... Pewnie tak na mnie działa... Pewnie...
Beatrize? >D
od Katheriny - C.D Romeo (event)
Spojrzała na niego zszokowana. Poniekąd miał rację. Znów to się dzieje.............znów ona zaczyna być słaba. Czemu tak przy nim i przy Alec'u jest?! Potrafi się bronić, jest silna, ale jeśli o nich chodzi to po prostu niekiedy wymięka w niektórych sprawach.
-To niby moja wina, że spotykamy się przypadkowo? -warknęła - We wszystkim oboje ponosimy winę. Może i czasami przesadzam z tym wszystkim. Myślisz, że mi jest łatwo? Bardzo śmieszne. Skoro tak bardzo nie chcesz mnie w swoim życiu..........to czemu nie wyjechałeś?-dodała
Romeo patrzył na nią wściekły. Oboje tacy byli, jednak Katherina wiedziała swoje. Zawsze domyślała się kto , co dany człowiek może pomyśleć. Ale jednak zastanawiało ją to ,czemu on nie wyjechał. Czemu nie dał sobie spokoju z tym miastem i całkowicie o niej zapomniał. Popatrzyła mu w oczy gniewnie, cofając się do wcześniejszych jego słów.
-Wiesz co...........mam Cię dosyć! Próbuję być miła, chociaż to nawet mi nie wychodzi,kiedy stoisz obok mnie. Jesteś idiotą! Mam cię powyżej uszu. Rozumiesz?! Odtrącasz mnie i wpajasz sobie , że jestem twoją największą pomyłką. Okej! Ale oboje wiemy co tak na prawdę myślisz. Mnie nie oszukasz Romeo-dodała poirytowana.
On jedynie uśmiechnął się do niej obojętnie. Można powiedzieć, że w tej chwili ją ignorował. Teraz to ona naprawdę się wkurzyła. Jej oczy zmieniły kolor na złoty, a zaraz to ona przyszpiliła go mocno do ściany.
-Nienawidzimy się oboje! I słusznie! Jedyne czego w tej chwili pragnę to, to. Byś mi zszedł z oczu! Nie tylko ja wpycham się z butami do TWOJEGO życia, bo ty również do MOJEGO! -syknęła
Zacisnęła bardziej na nim swoje dłonie, przyciskając do ściany, ale w końcu się odsunęła. Przymknęła oczy,które zaraz wróciły do normalności.
(Romeo?)
-To niby moja wina, że spotykamy się przypadkowo? -warknęła - We wszystkim oboje ponosimy winę. Może i czasami przesadzam z tym wszystkim. Myślisz, że mi jest łatwo? Bardzo śmieszne. Skoro tak bardzo nie chcesz mnie w swoim życiu..........to czemu nie wyjechałeś?-dodała
Romeo patrzył na nią wściekły. Oboje tacy byli, jednak Katherina wiedziała swoje. Zawsze domyślała się kto , co dany człowiek może pomyśleć. Ale jednak zastanawiało ją to ,czemu on nie wyjechał. Czemu nie dał sobie spokoju z tym miastem i całkowicie o niej zapomniał. Popatrzyła mu w oczy gniewnie, cofając się do wcześniejszych jego słów.
-Wiesz co...........mam Cię dosyć! Próbuję być miła, chociaż to nawet mi nie wychodzi,kiedy stoisz obok mnie. Jesteś idiotą! Mam cię powyżej uszu. Rozumiesz?! Odtrącasz mnie i wpajasz sobie , że jestem twoją największą pomyłką. Okej! Ale oboje wiemy co tak na prawdę myślisz. Mnie nie oszukasz Romeo-dodała poirytowana.
On jedynie uśmiechnął się do niej obojętnie. Można powiedzieć, że w tej chwili ją ignorował. Teraz to ona naprawdę się wkurzyła. Jej oczy zmieniły kolor na złoty, a zaraz to ona przyszpiliła go mocno do ściany.
-Nienawidzimy się oboje! I słusznie! Jedyne czego w tej chwili pragnę to, to. Byś mi zszedł z oczu! Nie tylko ja wpycham się z butami do TWOJEGO życia, bo ty również do MOJEGO! -syknęła
Zacisnęła bardziej na nim swoje dłonie, przyciskając do ściany, ale w końcu się odsunęła. Przymknęła oczy,które zaraz wróciły do normalności.
(Romeo?)
wtorek, 11 listopada 2014
Powitajmy gorąco...
Max! Wreszcie ktoś się skusił na adopcję siostrzyczki Bena i Alec'a. W każdym razie cieszmy się i przyjmijmy ją miło.
od Beatrize - C.D Damona
Taka reakcja była oczywista i do bólu przewidywalna. Choć demonów po tym świecie sporo stąpa, to anioły cicho siedzą w Edenie, od czasu do czasu jedynie schodząc do ludzi, a przynajmniej tak było kiedyś. Teraz wszystko się pokomplikowało, to takie smutne. Mocne szarpnięcie sprawiło, że wpadła na niego swym całym wątłym ciałkiem. Zawstydziła się i odsunęła, nie przywykła do takich sytuacji. Zaraz jednak coś innego przykuło uwagę Beatrize, a mianowicie niebo. Zachmurzyło się, a odgłosy dochodzące z daleka świadczyły o nadchodzącej burzy. Uwielbiała ten z pozoru niszczycielski żywioł, zatracając się w lecących z nieba kroplach.
Bóg jest w kroplach deszczu.
Czuła jego niepokój i to sprowadziło na ziemię umysł anielicy. Piorun uderzył sto metrów od nich. Złapała go delikatnie i zaczęła prowadzić w stronę cichego miasta. Ludzie już dawno grzali się w swych domach, chcąc przeczekać bezpiecznie burzę.
- Gdzie idziesz? - spytał niski głos, jednak ona dalej szła, nie zwracając na nie zbytniej uwagi. Wystarczyło kilka chwil, by stanęli przed niezbyt wysoką kamienicą. Powoli weszli na trzecie piętro, po czym kobieta wzięła w rękę kij z haczykiem, zaczepiła o uchwyt i pociągnęła, ponownie odstawiając kij. Składane schody w postaci zmodyfikowanej drabiny opadły na ziemię. Wdrapała się na górę, do swojego mieszkania na poddaszu. Ściany z czerwonej, gołej i w niektórych miejscach skruszonej cegły wydawały się krzyczeć o zapomnieniu tego miejsca przez świat, jednak przeczył temu materac pod ścianą i biurko ubarwione kredkami, farbami, drewnem, figurkami i nożem do strugania. Pod ścianą stała również szafka z ubraniami.
- Rozgość się.... Możesz tutaj przeczekać burzę.
(Damon?)
Bóg jest w kroplach deszczu.
Czuła jego niepokój i to sprowadziło na ziemię umysł anielicy. Piorun uderzył sto metrów od nich. Złapała go delikatnie i zaczęła prowadzić w stronę cichego miasta. Ludzie już dawno grzali się w swych domach, chcąc przeczekać bezpiecznie burzę.
- Gdzie idziesz? - spytał niski głos, jednak ona dalej szła, nie zwracając na nie zbytniej uwagi. Wystarczyło kilka chwil, by stanęli przed niezbyt wysoką kamienicą. Powoli weszli na trzecie piętro, po czym kobieta wzięła w rękę kij z haczykiem, zaczepiła o uchwyt i pociągnęła, ponownie odstawiając kij. Składane schody w postaci zmodyfikowanej drabiny opadły na ziemię. Wdrapała się na górę, do swojego mieszkania na poddaszu. Ściany z czerwonej, gołej i w niektórych miejscach skruszonej cegły wydawały się krzyczeć o zapomnieniu tego miejsca przez świat, jednak przeczył temu materac pod ścianą i biurko ubarwione kredkami, farbami, drewnem, figurkami i nożem do strugania. Pod ścianą stała również szafka z ubraniami.
- Rozgość się.... Możesz tutaj przeczekać burzę.
(Damon?)
od Romeo - C.D Katheriny (event)
- Znów zrzucasz na mnie. To moja wina? Mam Cię błagać o przebaczenie, bo jestem demonem? Taka moja natura. Tak długo zajęło Ci zrozumienie, że należę do rasy pasożytniczej? - wygarnął. On nie miał maski, chyba, że liczyć tą na duszy. Zszedł z fotela i zbliżył się do niej. Biło od niego czystą nienawiścią, która miała zamaskować prawdziwe uczucia. On w przeciwieństwie do Katheriny nie był miękki. Uśmiechnął się ponuro. - Wchodzę w ciała innych ludzi i w nich żyje. Dobrze o tym wiedziałaś, więc nie zganiaj na mnie. To jest kwestia primo, teraz secundo: nie obchodzi mnie ten dzieciak, ponieważ nie jest mój. Spójrz prawdzie w oczy, wtedy kiedy To się wydarzyło, mnie jak gdyby nie było. Alec nie miał moich mocy, jego krew jak i też... inne płyny nie miały ŻADNEJ domieszki demonicznej. Cierpisz i okazujesz to na każdym kroku, gdy się spotykamy, ciągle mówiąc jaka ty jesteś biedna, pokrzywdzona, wymuszasz zupełnie niezasłużone współczucie. Ale wiesz co? Mnie to nie obchodzi. Nie obchodzisz mnie ty, chce już tylko zapomnieć, zepchnąć każde wspomnienie z tobą związane w czeluści umysłu, zagłuszyć je. Owszem, myślę czasem o tobie, ale mogę Ci przysiąc, że tylko w najgorszych koszmarach. Zapłonąłem miłością i się sparzyłem, koniec gatki, nie robię z siebie ofiary, to się zdarza najlepszym. Pożegnaliśmy się, ale ty nadal wtrącasz się w MOJE życie. Czy tak trudno Ci zrozumieć, że nie ma już w nim miejsca dla ciebie? - wyrzucił z siebie, wściekły.
(Katherina?)
(Katherina?)
od Katheriny - C.D Juliette/ Romeo (event)
Wbiłam wzrok w Romea, poniekąd ciesząc się że go widzę. Jednak zaraz zawędrowałam na kobietę, która mu towarzyszyła. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony chciałam ukręcić im kark, a z drugiej było mi trochę obojga żal. Widziałam ból w oczach tej dziewczyny.Romeo każdą potrafił zagarnąć dla siebie. Wzbudzał nadzieję, ale jednak nie było to prawdą. Dalej myślał o mnie tak samo jak ja o nim. Tyle że wolał mnie już nie znać. Szkoda. W zastanowieniu skierowałam wzrok na Alec'a ,który zbytnio nie chciał się w to plątać. Oczywiście nie miałam mu tego za złe. Po części to jego sprawa........ale przecież to nie on sypiał z Romeem i tak dalej. Głupio by trochę to wyjaśniać , nawet bardzo.
-Możesz-powiedziałam cicho, nie odwracając się nawet w stronę Alec'a.
Usłyszałam , że trochę się zdziwił po przez jego głęboki wdech. W tej samej chwili Juliette szarpnęła jeszcze raz ręką, dając do zrozumienia mężczyźnie, że chce wyjść. Romeo ją wreszcie puścił. Nigdy nikogo nie trzymał siłą, jeśli ta osoba nie chciała. Pamiętam to ze starych czasów. W tej samej chwili Alec szybko się ruszył i tym razem to on złapał Juliette za nadgarstek i wyciągnął ją z pokoju. Może to i lepiej. Wampir i kotołak.........zbliżone rasy. Mogłam się jednak tylko domyślać co przeżywała. Odprowadziłam ich wzrokiem, nie będąc nawet wściekłą na Alec'a , że tak postąpił. Odetchnęłam głęboko, gdy zamknęli za sobą drzwi, a on zaprowadził ją trochę dalej. Odwróciłam się w stronę Romea. Nadal siedział , wpatrując się we mnie z gniewem.
-Zrobiłeś jej nadzieję. Szkoda, że się spotkaliśmy. Poznała prawdę, że jednak nadal o mnie nie zapomniałeś-mruknęłam.-Albo może to i lepiej. Wie, że nie ma u ciebie szans.
-To ty dawałaś mi nadzieję. A potem bezczelnie zdradziłaś!-warknął
Starałam się zachowywać spokojnie. Może i poniekąd bolały mnie jego słowa, ale dobrze potrafiłam grać. Pozostawałam niewzruszona. Stałam wpatrując się w niego i pokiwałam przecząco głową.
-Dobrze, wiesz że by do tego nie do doszło, gdyby nie.............. twój wybryk ze zmianą ciał. Za dobrze Cię znam Romeo. Nie chcesz mnie widzieć, a jednak ciągle o mnie myślisz. -syknęłam - Znów Ci powtarzam, że mi również nie było miło z tego powodu iż dowiedziałam się , że mój ukochany..............jednak jest inną osobą. To przez ciebie teraz darzę uczuciem was obu. To przez ciebie, moje życie stało się o wiele gorsze niż przedtem! A ty ciągle obwiniasz tylko i wyłącznie mnie! -krzyknęłam
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy, pełna gniewu. Nienawiść połączona z rozdzieloną miłością. To nie było dość dobre połączenie. Nigdy tak nie miałam. Niestety los chciał, że mnie coś takiego spotkało.
-Może i to poniekąd przez ciebie zaszłam w ciążę. Przez to wszystko co się wydarzyło, musiałam oddać własną córkę by ją chronić, która strasznie przypomina mi was obu! Całe moje życie to problem. Spowodowałam go oczywiście sama, ale to jeszcze bardziej się pogmatwało, gdy ty się pojawiłeś. Potem oczywiście zamiana ról i tak dalej! Odsunąłeś się, obarczając winą tylko mnie. A sam nie pomyślałeś o tym, że ty też jesteś winny, temu wszystkiemu.-dodałam poważnie
Zacisnęłam szczękę , oraz pięści. Dobrze, że miałam na sobie maskę. Odwróciłam od niego poirytowana wzrok. Czy wszyscy faceci muszą być tacy sami? Znaczy nie wszyscy są, ale jednak zawsze coś zwalają na kobiety. To w ogóle sprawiedliwe?! No właśnie , Nie.
(Romeo?)
-Możesz-powiedziałam cicho, nie odwracając się nawet w stronę Alec'a.
Usłyszałam , że trochę się zdziwił po przez jego głęboki wdech. W tej samej chwili Juliette szarpnęła jeszcze raz ręką, dając do zrozumienia mężczyźnie, że chce wyjść. Romeo ją wreszcie puścił. Nigdy nikogo nie trzymał siłą, jeśli ta osoba nie chciała. Pamiętam to ze starych czasów. W tej samej chwili Alec szybko się ruszył i tym razem to on złapał Juliette za nadgarstek i wyciągnął ją z pokoju. Może to i lepiej. Wampir i kotołak.........zbliżone rasy. Mogłam się jednak tylko domyślać co przeżywała. Odprowadziłam ich wzrokiem, nie będąc nawet wściekłą na Alec'a , że tak postąpił. Odetchnęłam głęboko, gdy zamknęli za sobą drzwi, a on zaprowadził ją trochę dalej. Odwróciłam się w stronę Romea. Nadal siedział , wpatrując się we mnie z gniewem.
-Zrobiłeś jej nadzieję. Szkoda, że się spotkaliśmy. Poznała prawdę, że jednak nadal o mnie nie zapomniałeś-mruknęłam.-Albo może to i lepiej. Wie, że nie ma u ciebie szans.
-To ty dawałaś mi nadzieję. A potem bezczelnie zdradziłaś!-warknął
Starałam się zachowywać spokojnie. Może i poniekąd bolały mnie jego słowa, ale dobrze potrafiłam grać. Pozostawałam niewzruszona. Stałam wpatrując się w niego i pokiwałam przecząco głową.
-Dobrze, wiesz że by do tego nie do doszło, gdyby nie.............. twój wybryk ze zmianą ciał. Za dobrze Cię znam Romeo. Nie chcesz mnie widzieć, a jednak ciągle o mnie myślisz. -syknęłam - Znów Ci powtarzam, że mi również nie było miło z tego powodu iż dowiedziałam się , że mój ukochany..............jednak jest inną osobą. To przez ciebie teraz darzę uczuciem was obu. To przez ciebie, moje życie stało się o wiele gorsze niż przedtem! A ty ciągle obwiniasz tylko i wyłącznie mnie! -krzyknęłam
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy, pełna gniewu. Nienawiść połączona z rozdzieloną miłością. To nie było dość dobre połączenie. Nigdy tak nie miałam. Niestety los chciał, że mnie coś takiego spotkało.
-Może i to poniekąd przez ciebie zaszłam w ciążę. Przez to wszystko co się wydarzyło, musiałam oddać własną córkę by ją chronić, która strasznie przypomina mi was obu! Całe moje życie to problem. Spowodowałam go oczywiście sama, ale to jeszcze bardziej się pogmatwało, gdy ty się pojawiłeś. Potem oczywiście zamiana ról i tak dalej! Odsunąłeś się, obarczając winą tylko mnie. A sam nie pomyślałeś o tym, że ty też jesteś winny, temu wszystkiemu.-dodałam poważnie
Zacisnęłam szczękę , oraz pięści. Dobrze, że miałam na sobie maskę. Odwróciłam od niego poirytowana wzrok. Czy wszyscy faceci muszą być tacy sami? Znaczy nie wszyscy są, ale jednak zawsze coś zwalają na kobiety. To w ogóle sprawiedliwe?! No właśnie , Nie.
(Romeo?)
poniedziałek, 10 listopada 2014
od Bena - C.D Vivienne (event)
Nie znosił głośnych dźwięków. Wszelkie huki, parady a nawet gwar rozmów zniechęcały i odrzucały. Jednak ta cisza...
Próbował wsłuchać się w otoczenie. Wychwycić choćby najdrobniejszy dźwięk, acz jedyne co słyszał, to bicie ich serc, pulsowanie ciepłej krwi i oddechy. Być może brzmi to poetycznie, a wręcz romantycznie, a w rzeczywistości najzwyklej rozjuszało Bena. Znikające drzwi dopełniły efektu. Przez dłuższą chwilę nie mógł nabrać powietrza, gdy do jego wnętrza wdarła się panika. Wypełniła płuca, uniemożliwiając oddech, wsiąknęła w krew i niczym mocny alkohol dostała się do mózgu. Zwierze zamknięte w klatce, osaczone. Nie dawał tego po sobie poznać, za wskazówkę służyła jedynie nadmierna czujność. Wtedy jednak wbił swój wzrok w lustro. Nie, nie w odbicie Vivienne, acz swoje.
Dłuższą chwilę wpatrywał się w swe odbicie, takie zwyczajne. Jakby właśnie zauważył obcą osobę dokładnie przyglądał się sobowtórowi. Kto to był? Blond włosy w nieładzie, lekko opalona skóra, zielone oczy, prosty nos pokryty piegami, bladoróżowe usta, to wszystko było jedynie złudzeniem, iluzją, maską, skrywającą prawdziwe oblicze. Tam tkwiła zwierzęca natura, bestia. Nie umiał jej powstrzymywać. Nie tak jak Alec, który ujarzmił ją już dawno. Tutaj sytuacja była odwrotna.
Ben nie miał wewnętrznych demonów, skrytej bestii.
On sam się nią stał. Nie umiał jej poskromić, więc ona poskromiła go. Uwięziła, wdarła się w psychikę, wwierciła korzystając z słabości. Wykorzystała samotność, zagubienie i naiwność, żerowała na braku umiejętności odróżniania dobra i zła, pozbawiając człowieczeństwa, niczym szepczący "nikt Cię nie chce" dziecku do ucha potwór. I Ben patrząc teraz w swe (czy aby na pewno?) odbicie nie widział siebie. Wiecie co jest najgorsze? Że potwór zamiast zmory stał się przyjacielem.
"Sam nim jesteś! Nemlinem".
"Nie kłam!"
"Potworem z piwnicy!".
Słowa Max odbijały się echem w jego głowie, rozrywając zabliźnione rany z których ponownie zaczęła sączyć się krew. Zazwyczaj miał gdzieś słowa innych, jednak to była jego siostra, najbliższa osoba. Nawet z Alecem nigdy nie był aż tak blisko. Porównanie go do nemlinów, nieudanych transgenicznych żyjących w piwnicy? Kwiożerczych, prymitywnych, okrutnych, zwierzęcych? Nie. To nie było porównanie. Został do nich przypisany. Do jedynych istot, których się bał. Zacisnął szczękę i mocno ścisnął w ręce swój naszyjnik, teraz spoczywający jednak w dłoni. Odwrócił wzrok, wbijając go w podłogę, która nagle stała się taka interesująca.
Kap.
Dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu. Zazwyczaj niemal niedosłyszalny, teraz był boleśnie głośny.
Kap.
Kap.
- Ben.
Kap.
Kap.
Spojrzał na Vivienne, po czym na swą dłoń, z której skapywała posoka wprost na nieskazitelną podłogę. Podniósł rękę i otworzył powoli dłoń. Zawieszka z wizerunkiem Matki Boskiej wbiła się głęboko w skórę, raniąc gdy zbyt mocno go ścisnął. Niczym nierozumny szczeniak jedynie przyglądał się ranie, by zaraz wydostać zawieszkę, nawet się zbytnio nie krzywiąc. Przyjrzał jej się, po czym husteczką dumnie ozdabiającą kiczowaty i niewygodny garnitur wytrzeć naszyjnik z okalającej go krwi. Nic nie mówił, tkwił w milczeniu robiąc wszystko niemal mechanicznie, jak gdyby dusza już dawno uleciała z jego ciała, pozostawiając pustą maszynę. Obwinął lekko dłoń, by nie ubrudzić niczego. Zaraz rozejrzał się, szukając jakiegoś wyjścia. Na marne.
Najgorsza jednak była ta cisza.
I pokrywające wszystko lustra.
(Vivienne?)
Próbował wsłuchać się w otoczenie. Wychwycić choćby najdrobniejszy dźwięk, acz jedyne co słyszał, to bicie ich serc, pulsowanie ciepłej krwi i oddechy. Być może brzmi to poetycznie, a wręcz romantycznie, a w rzeczywistości najzwyklej rozjuszało Bena. Znikające drzwi dopełniły efektu. Przez dłuższą chwilę nie mógł nabrać powietrza, gdy do jego wnętrza wdarła się panika. Wypełniła płuca, uniemożliwiając oddech, wsiąknęła w krew i niczym mocny alkohol dostała się do mózgu. Zwierze zamknięte w klatce, osaczone. Nie dawał tego po sobie poznać, za wskazówkę służyła jedynie nadmierna czujność. Wtedy jednak wbił swój wzrok w lustro. Nie, nie w odbicie Vivienne, acz swoje.
Dłuższą chwilę wpatrywał się w swe odbicie, takie zwyczajne. Jakby właśnie zauważył obcą osobę dokładnie przyglądał się sobowtórowi. Kto to był? Blond włosy w nieładzie, lekko opalona skóra, zielone oczy, prosty nos pokryty piegami, bladoróżowe usta, to wszystko było jedynie złudzeniem, iluzją, maską, skrywającą prawdziwe oblicze. Tam tkwiła zwierzęca natura, bestia. Nie umiał jej powstrzymywać. Nie tak jak Alec, który ujarzmił ją już dawno. Tutaj sytuacja była odwrotna.
Ben nie miał wewnętrznych demonów, skrytej bestii.
On sam się nią stał. Nie umiał jej poskromić, więc ona poskromiła go. Uwięziła, wdarła się w psychikę, wwierciła korzystając z słabości. Wykorzystała samotność, zagubienie i naiwność, żerowała na braku umiejętności odróżniania dobra i zła, pozbawiając człowieczeństwa, niczym szepczący "nikt Cię nie chce" dziecku do ucha potwór. I Ben patrząc teraz w swe (czy aby na pewno?) odbicie nie widział siebie. Wiecie co jest najgorsze? Że potwór zamiast zmory stał się przyjacielem.
"Sam nim jesteś! Nemlinem".
"Nie kłam!"
"Potworem z piwnicy!".
Słowa Max odbijały się echem w jego głowie, rozrywając zabliźnione rany z których ponownie zaczęła sączyć się krew. Zazwyczaj miał gdzieś słowa innych, jednak to była jego siostra, najbliższa osoba. Nawet z Alecem nigdy nie był aż tak blisko. Porównanie go do nemlinów, nieudanych transgenicznych żyjących w piwnicy? Kwiożerczych, prymitywnych, okrutnych, zwierzęcych? Nie. To nie było porównanie. Został do nich przypisany. Do jedynych istot, których się bał. Zacisnął szczękę i mocno ścisnął w ręce swój naszyjnik, teraz spoczywający jednak w dłoni. Odwrócił wzrok, wbijając go w podłogę, która nagle stała się taka interesująca.
Kap.
Dźwięk rozniósł się po pomieszczeniu. Zazwyczaj niemal niedosłyszalny, teraz był boleśnie głośny.
Kap.
Kap.
- Ben.
Kap.
Kap.
Spojrzał na Vivienne, po czym na swą dłoń, z której skapywała posoka wprost na nieskazitelną podłogę. Podniósł rękę i otworzył powoli dłoń. Zawieszka z wizerunkiem Matki Boskiej wbiła się głęboko w skórę, raniąc gdy zbyt mocno go ścisnął. Niczym nierozumny szczeniak jedynie przyglądał się ranie, by zaraz wydostać zawieszkę, nawet się zbytnio nie krzywiąc. Przyjrzał jej się, po czym husteczką dumnie ozdabiającą kiczowaty i niewygodny garnitur wytrzeć naszyjnik z okalającej go krwi. Nic nie mówił, tkwił w milczeniu robiąc wszystko niemal mechanicznie, jak gdyby dusza już dawno uleciała z jego ciała, pozostawiając pustą maszynę. Obwinął lekko dłoń, by nie ubrudzić niczego. Zaraz rozejrzał się, szukając jakiegoś wyjścia. Na marne.
Najgorsza jednak była ta cisza.
I pokrywające wszystko lustra.
(Vivienne?)
od Vivienne - C.D Bena (event)
Spod wpół przymkniętych powiek obserwowała grę świateł na gładkiej
powierzchni parkietu. Obijały się w jej oczach, przepływały gładko po
policzkach. Chciała jedynie pozbyć się tej głupiej sukienki, spakować
walizki i wyjechać jak najdalej stąd. Miała dość tego miasta, tych
napuszonych ludzi, gwaru. Ten hałas wyżerał ją od środka, pragnęła
pozbyć się dźwięków ze swojej głowy. Zakryła uszy dłońmi, zachwiała się.
Czuła rytm bicia swojego serca w każdej cząstce ciała.
- Ciebie? - wydusiła, opierając się o jedne z drzwi. Zimna powierzchnia musnęła jej plecy. Chłodny dreszcz sprawił, że wzdrygnęła się mimowolnie. Wzrokiem nadal wodziła za barwnymi plamami tańczącymi na ścianie. Ben zwrócił twarz w jej stronę. - To mnie szukają - nacisnęła klamkę i weszła do pustego pomieszczenia. Oprócz luster zamieszczonych na ścianach nie było tam absolutnie nic. Coś w tej pozornej harmonii ją przerażało. Nie było słychać tu żadnych dźwięków, chociaż od sali tanecznej dzieliło ją jedynie parę centymetrów drewna. Ta wymarzona cisza stała się nieznośnie piskliwym dźwiękiem, tak wysokim, że jej twarz wykrzywił grymas bólu.
- Jak cicho... - Ben stał tuż za nią, patrząc na swoje odbicie w lustrze jak zaczarowany. Vivienne wciągnęła głęboko powietrze. Była pewna, że jest sama. Spojrzała na drzwi. Raczej na ścianę, jednolitą, jakby dopiero co wygładzoną białą ścianę, która pojawiła się w miejscu drzwi.
<Ben?>
- Ciebie? - wydusiła, opierając się o jedne z drzwi. Zimna powierzchnia musnęła jej plecy. Chłodny dreszcz sprawił, że wzdrygnęła się mimowolnie. Wzrokiem nadal wodziła za barwnymi plamami tańczącymi na ścianie. Ben zwrócił twarz w jej stronę. - To mnie szukają - nacisnęła klamkę i weszła do pustego pomieszczenia. Oprócz luster zamieszczonych na ścianach nie było tam absolutnie nic. Coś w tej pozornej harmonii ją przerażało. Nie było słychać tu żadnych dźwięków, chociaż od sali tanecznej dzieliło ją jedynie parę centymetrów drewna. Ta wymarzona cisza stała się nieznośnie piskliwym dźwiękiem, tak wysokim, że jej twarz wykrzywił grymas bólu.
- Jak cicho... - Ben stał tuż za nią, patrząc na swoje odbicie w lustrze jak zaczarowany. Vivienne wciągnęła głęboko powietrze. Była pewna, że jest sama. Spojrzała na drzwi. Raczej na ścianę, jednolitą, jakby dopiero co wygładzoną białą ścianę, która pojawiła się w miejscu drzwi.
<Ben?>
od Juliette - C.D Romeo (event)
Po chwili z ciemności wyjawiły się dwie sylwetki, para. Można to było
spokojnie stwierdzić po ich dłoniach związanych w uścisku, ale i też w
oczach. Czułam spięcie Romeo.
-Katherine- szepnął, a moje oczy wbiły się w kobietę. Patrzyła na niego, niby z pewnym uczuciem, ale nie do opisania, nie można było nazwać tego miłością, ani nienawiścią.Była po części też obojętna, po chwili przestała patrzeć na Romeo, czując na sobie wzrok swojego partnera i spojrzała mu namiętnie w oczy.
Ja wstałam z jego kolan, miałam wrażenie, że za moment pożre ją wzrokiem, ale później spojrzał na niego, a następnie na mnie. Nie ukrywam, że przepełnił mnie głęboki żal. Nienawidzę kiedy ktoś traktuje mnie jak rzecz, a miałam wrażenie, że tak mnie traktuje.
-Pewnie chcecie sobie pogadać. Tyle się nie widzieliście. To ja może pójdę-
powstrzymywałam napływające do oczu mi łzy. Co za znienawidzone uczucie. Kiedy na kimś ci zależy, a czujesz, że nie odwzajemnia tego uczucie. Mam wrażenie, że pęka mi serce, ale nie w przenośni.My, wampiry czujemy każde uczucie wyraziściej, czy to nienawiść, radość, czy smutek.Dlatego tak się od niech powstrzymywałam, by nie musieć czuć tego bólu, ale on złamał tą cholerną barierę, którą kreowałam sobie przez lata. Może nie byłabym wściekła z tego powodu, gdyby się mną w ten sposób nie bawił.Skierowałam się do wyjścia ,ale wtedy on mocno chwycił mnie odwracając twarzą do siebie.
-Nigdzie nie idziesz- powiedział przez zaciśnięte zęby- Przynajmniej beze mnie.
Przegryzłam wargi. Czułam jak uczucia we mnie rosną, cóż za cholerne uczucie.
Widziałam, że on również wewnętrznie nie czuję się najlepiej, ale mimo to stara się zachować maskę.
-witaj Kath, Witaj Alec. Cóż za przypadek nie sądzicie? Poznajcie się. Juliett, Kath. Kath, Juliette.
Juliette, Alec. Alec, Juliette.- Za każdym razem kiedy mnie komuś przedstawiał wklejałam sobie na twarz uśmiech. Oczywiście, że był mimo wolny.
Kiedy spojrzałam na kobietę, widziałam, że już za mną nie przepada.
-Nie zapytasz jak się ma?- zapytała z pretensją Katherine
-Nie potrzebuję twoich złośliwych tekstów.- odparł Romeo
Stałam jak kołek, tak samo jak Alec. Czy on również nie wie o co chodzi?
Nie mam ochoty tego wszystkiego słuchać. Brzydzę się nim, ale czego ja oczekiwałam, że demon się dla mnie zmieni? Dla niego to norma, zmienia kobiety, jak rękawiczki, a ja jestem jedną z nich.
Miałam ochotę wyjść, ale on nadal ściskał mój nadgarstek, a kiedy wchodził z nią w dyskusje, jeszcze bardziej naciskał. Widocznie, on żyje dla niej. Ja jestem, niczym w jego oczach.
(?)
-Katherine- szepnął, a moje oczy wbiły się w kobietę. Patrzyła na niego, niby z pewnym uczuciem, ale nie do opisania, nie można było nazwać tego miłością, ani nienawiścią.Była po części też obojętna, po chwili przestała patrzeć na Romeo, czując na sobie wzrok swojego partnera i spojrzała mu namiętnie w oczy.
Ja wstałam z jego kolan, miałam wrażenie, że za moment pożre ją wzrokiem, ale później spojrzał na niego, a następnie na mnie. Nie ukrywam, że przepełnił mnie głęboki żal. Nienawidzę kiedy ktoś traktuje mnie jak rzecz, a miałam wrażenie, że tak mnie traktuje.
-Pewnie chcecie sobie pogadać. Tyle się nie widzieliście. To ja może pójdę-
powstrzymywałam napływające do oczu mi łzy. Co za znienawidzone uczucie. Kiedy na kimś ci zależy, a czujesz, że nie odwzajemnia tego uczucie. Mam wrażenie, że pęka mi serce, ale nie w przenośni.My, wampiry czujemy każde uczucie wyraziściej, czy to nienawiść, radość, czy smutek.Dlatego tak się od niech powstrzymywałam, by nie musieć czuć tego bólu, ale on złamał tą cholerną barierę, którą kreowałam sobie przez lata. Może nie byłabym wściekła z tego powodu, gdyby się mną w ten sposób nie bawił.Skierowałam się do wyjścia ,ale wtedy on mocno chwycił mnie odwracając twarzą do siebie.
-Nigdzie nie idziesz- powiedział przez zaciśnięte zęby- Przynajmniej beze mnie.
Przegryzłam wargi. Czułam jak uczucia we mnie rosną, cóż za cholerne uczucie.
Widziałam, że on również wewnętrznie nie czuję się najlepiej, ale mimo to stara się zachować maskę.
-witaj Kath, Witaj Alec. Cóż za przypadek nie sądzicie? Poznajcie się. Juliett, Kath. Kath, Juliette.
Juliette, Alec. Alec, Juliette.- Za każdym razem kiedy mnie komuś przedstawiał wklejałam sobie na twarz uśmiech. Oczywiście, że był mimo wolny.
Kiedy spojrzałam na kobietę, widziałam, że już za mną nie przepada.
-Nie zapytasz jak się ma?- zapytała z pretensją Katherine
-Nie potrzebuję twoich złośliwych tekstów.- odparł Romeo
Stałam jak kołek, tak samo jak Alec. Czy on również nie wie o co chodzi?
Nie mam ochoty tego wszystkiego słuchać. Brzydzę się nim, ale czego ja oczekiwałam, że demon się dla mnie zmieni? Dla niego to norma, zmienia kobiety, jak rękawiczki, a ja jestem jedną z nich.
Miałam ochotę wyjść, ale on nadal ściskał mój nadgarstek, a kiedy wchodził z nią w dyskusje, jeszcze bardziej naciskał. Widocznie, on żyje dla niej. Ja jestem, niczym w jego oczach.
(?)
niedziela, 9 listopada 2014
Post nr. 900
Witam wszystkich : ) Ostatnio, mimo eventu, na blogu mało się dzieje, gdyż jedna z administratorek - ja - wpadam raz na ruski rok. Powodem jest awaria komputera, a na komórce blogger się zbuntował i postanowił nie działać. Jestem więc skazana na niewiele młodszy ode mnie grat, który ledwie zipie. W każdym razie, dziś wielki dzień. Archiwum wskazuje, że to dziewięćsetny post! Jednak to nie wszystko: statystyka przekroczyła dziesięć tysięcy wyświetleń! Muszę wspominać, że wyświetlenia administracji się nie liczą? Szósty miesiąc funkcjonowania bloga zapowiada się ciekawie ;)
Niedługo pojawią się instrukcje dotyczące eventu, dajcie mi tylko jeszcze parę chwil na ogarnięcie wszystkiego xd
Niedługo pojawią się instrukcje dotyczące eventu, dajcie mi tylko jeszcze parę chwil na ogarnięcie wszystkiego xd
~ Wasza Pinciak
od Romeo - C.D Juliette (event)
Mroczna muzyka, jeszcze mroczniejsza sceneria dziwaka lubiącego medycynę i sytuacja rodem z American Horror Story. A mimo wszystko, zamiast odrzucać, tylko potęgowało to przyjemność, wprowadzając niepokój. Ich serca pompowały ogromne ilości adrenaliny, co w połączeniu z innymi uczuciami płynącymi z ich aktualnej sytuacji było mieszanką wybuchową. Trudno nazwać to uczucie, które zawładnęły nimi. Nie pozwalały mu się wycofać, póki nie jest za późno. Ugryzienie wybawiło z jego gardła cichy jęk, wywołanym tak uzależniającym połączeniem jak ból i przyjemność, wręcz rozkosz. Erotyzm aż się wylewał z tego gestu, w końcu bez przyczyny w folklorze wampiry były seksownymi kusicielami. Wzięło się to właśnie z ugryzień w szyje i zboczonych umysłów ludu.Zaakceptował górowanie nad nim. Teraz ona miała władze. Nie podobało mu się to z początku, ale się zbytnio na tym nie skupiał. Zbyt bardzo był przerażony, jak na niego działała. Wygłodniały niczym wilk, pragnął jej dotyku, ust, ciała, niczym narkoman pragnie swego ulubionego narkotyku.
Wiedział, że pragnęła czegoś więcej. Ona chciała nie tylko jego ciała, ale i serca. Z jego strony było czyste pożądanie, nie zbroczone miłością czy jakimkolwiek innym głębszym uczuciem. Nie umiał ufać, kochać. Już nie. Już nic nie czuł. Ta umiejętność zanikła z chwilą, gdy usta jego ukochanej dotknęły innych niż jego, a zapieczętowany los Romea został, gdy z gardła wydobyły się tak raniące słowa jak "kocham Cię" skierowane do innego mężczyzny. Niby zapewniała, że nadal kocha Romea, ale gdyby była to prawna nie zapałała by uczuciem do kogoś innego. Wiara w miłość zanikła, pozostawiając czarną pustkę, której nie da się niczym zapełnić. Nie jedzeniem, alkoholem, czy nawet seksem. Tak naprawdę była w nim zawsze, piekło wypaliło człowieczeństwo i skradło duszę. Jednak po pożarze życie odżywa, z popiołów wyłoniło się coś nowego. Tylko to sprawiło, że pokochał. Dwa razy. Jednak teraz? Plonów nie wyda zatruta ziemia.
Z bioder jego ręce ześlizgnęły się tam, gdzie plecy traciły swą szlachetną nazwę, by mocno ścisnąć palce. Wtedy jednak nawiedziły go złe myśli, dotyczące pewnej osoby. Odrzucił je jak najdalej można, jednak one z upartością godną pozazdroszczenia wróciły, niczym bumerang. Jakkolwiek by się ich spróbować pozbyć i tak wracały z spotęgowaną siłą. Jednak nie tylko to nie pozwoliło mu poprawnie funkcjonować. Oparł głowę bezsilnie o oparcie, zamykając oczy. Jej usta sprawnie osaczyły szyję pocałunkami, by ponownie powrócić do ust. Bumerang myśli, bumerang czynów. Uśmiechnął się mimowolnie, po czym ich wargi ponownie się zetknęły. Oczywiście coś musiało im przerwać. Cieszyć się, czy płakać? Prędzej to drugie. Gdzieś niedaleko było słychać huk. Oboje instynktownie zwrócili głowy w tamtą stronę, podnosząc się. Znaczy Romeo usiadł, sprawiając, że Juliette siedziała wygodnie na jego kolanach. Znów coś hukło.
- Co do cholery? - mruknął. Kolejny huk. Głupie atrakcje, niczym w tanim domu strachów, choć trzeba przyznać, że wejście do szafy było co najmniej ciekawe.
(Juliette?)
Wiedział, że pragnęła czegoś więcej. Ona chciała nie tylko jego ciała, ale i serca. Z jego strony było czyste pożądanie, nie zbroczone miłością czy jakimkolwiek innym głębszym uczuciem. Nie umiał ufać, kochać. Już nie. Już nic nie czuł. Ta umiejętność zanikła z chwilą, gdy usta jego ukochanej dotknęły innych niż jego, a zapieczętowany los Romea został, gdy z gardła wydobyły się tak raniące słowa jak "kocham Cię" skierowane do innego mężczyzny. Niby zapewniała, że nadal kocha Romea, ale gdyby była to prawna nie zapałała by uczuciem do kogoś innego. Wiara w miłość zanikła, pozostawiając czarną pustkę, której nie da się niczym zapełnić. Nie jedzeniem, alkoholem, czy nawet seksem. Tak naprawdę była w nim zawsze, piekło wypaliło człowieczeństwo i skradło duszę. Jednak po pożarze życie odżywa, z popiołów wyłoniło się coś nowego. Tylko to sprawiło, że pokochał. Dwa razy. Jednak teraz? Plonów nie wyda zatruta ziemia.
Z bioder jego ręce ześlizgnęły się tam, gdzie plecy traciły swą szlachetną nazwę, by mocno ścisnąć palce. Wtedy jednak nawiedziły go złe myśli, dotyczące pewnej osoby. Odrzucił je jak najdalej można, jednak one z upartością godną pozazdroszczenia wróciły, niczym bumerang. Jakkolwiek by się ich spróbować pozbyć i tak wracały z spotęgowaną siłą. Jednak nie tylko to nie pozwoliło mu poprawnie funkcjonować. Oparł głowę bezsilnie o oparcie, zamykając oczy. Jej usta sprawnie osaczyły szyję pocałunkami, by ponownie powrócić do ust. Bumerang myśli, bumerang czynów. Uśmiechnął się mimowolnie, po czym ich wargi ponownie się zetknęły. Oczywiście coś musiało im przerwać. Cieszyć się, czy płakać? Prędzej to drugie. Gdzieś niedaleko było słychać huk. Oboje instynktownie zwrócili głowy w tamtą stronę, podnosząc się. Znaczy Romeo usiadł, sprawiając, że Juliette siedziała wygodnie na jego kolanach. Znów coś hukło.
- Co do cholery? - mruknął. Kolejny huk. Głupie atrakcje, niczym w tanim domu strachów, choć trzeba przyznać, że wejście do szafy było co najmniej ciekawe.
(Juliette?)
piątek, 7 listopada 2014
od Damona - C.D Beatrize
Patrzyłem na nią, gdy ta się przedstawiała. Kolejna informacja na jej
temat. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, usłyszeliśmy jakiś trzask. Zbytnio
skupiłem się na niej, zapomniałem o czujności. Wielki błąd, przecież to
mogło skończyć się śmiercią! Jak spod ziemi wyrosło przed nami wielkie,
włochate stworzenie. Natychmiast go poznałem. Mój kumpel, którego
poznałem kilka minut - lub godzin - temu. W jednej chwili moje pazury
nieco się wydłużyły. Rozstawiłem delikatnie nogi. Przybrałem pozycję
bojową. Gotów byłem pozbawić życia tego czegoś, gdyby okazało się być
zbyt wielkim zagrożeniem dla mnie lub Beatrize. Zanim zdążyłem mrugnąć,
on już skoczył w stronę mojej towarzyszki. Przewrócił ją. Upadek
wyglądał boleśnie. Już szykowałem się do skoku w ich stronę, by uratować
dziewczynę, gdy ta nagle zrobiła coś, co sprawiło, że oczy niemal
wyszły mi z orbit. Co ona w sobie miała? Jakim cudem udało jej się
poskromić to zwierzę bez użycia siły? Odprowadziłem wzrokiem tajemnicze
stworzenie. Potem znów popatrzyłem na Beatrize. Wciąż leżała, jednakże
podpierała się na łokciach. Spoglądała na mnie.
— Zapomniałam dodać, że jestem aniołem. — usłyszałem jej delikatny głos.
Powiedziała to w taki sposób, jakby było to coś zwyczajnego. W prawdzie żyliśmy w miejscu, gdzie żyły same dziwadła, ale... to było dla mnie szokiem. Nigdy nie spotkałem anioła, nawet nie słyszałem, by bytowały kiedykolwiek na Ziemi. Osłupiały wpatrywałem się w nią ze zdziwioną miną.
— Anioł? — wydusiłem z siebie po chwili.
Więcej nie potrafiłem teraz powiedzieć. Jedynie zbliżyłem się nieco do dziewczyny i wyciągnąłem dłoń, by pomóc jej wstać. Chwyciła mnie delikatnie. Niestety szarpnąłem zbyt mocno i wpadła mi w ramiona. Na szczęście nie obiła się o moją zbroję.
— Wybacz. Nie mam... wyczucia... — zakłopotałem się.
Gdzieś w oddali usłyszałem stłumione huki. Burza... Zbliżała się. Coś, co budziło we mnie strach. Wystarczyło wspomnieć o wyładowaniu atmosferycznym, a ja już czułem dreszcz przebiegający po grzbiecie. Drgnąłem lekko i spojrzałem w niebo, które teraz pociemniało.
Beatrize? C:
— Zapomniałam dodać, że jestem aniołem. — usłyszałem jej delikatny głos.
Powiedziała to w taki sposób, jakby było to coś zwyczajnego. W prawdzie żyliśmy w miejscu, gdzie żyły same dziwadła, ale... to było dla mnie szokiem. Nigdy nie spotkałem anioła, nawet nie słyszałem, by bytowały kiedykolwiek na Ziemi. Osłupiały wpatrywałem się w nią ze zdziwioną miną.
— Anioł? — wydusiłem z siebie po chwili.
Więcej nie potrafiłem teraz powiedzieć. Jedynie zbliżyłem się nieco do dziewczyny i wyciągnąłem dłoń, by pomóc jej wstać. Chwyciła mnie delikatnie. Niestety szarpnąłem zbyt mocno i wpadła mi w ramiona. Na szczęście nie obiła się o moją zbroję.
— Wybacz. Nie mam... wyczucia... — zakłopotałem się.
Gdzieś w oddali usłyszałem stłumione huki. Burza... Zbliżała się. Coś, co budziło we mnie strach. Wystarczyło wspomnieć o wyładowaniu atmosferycznym, a ja już czułem dreszcz przebiegający po grzbiecie. Drgnąłem lekko i spojrzałem w niebo, które teraz pociemniało.
Beatrize? C:
od Katheriny - C.D Alec'a (event)
+18
Spojrzała na niego ze śmiechem i zaraz zdjęła z jego twarzy, maskę. Swoją również szybko zdjęła i odrzuciła gdzieś na balkonie.
-Hmm, mi by to pasowało, gdyby nie to , że jesteśmy na czyimś przyjęciu i muszę w czymś wyjść -zaśmiała się.
Zerknęła na jego przytłoczoną minę i zaraz odepchnęła go od siebie, schodząc z barierki.
Zdjęła szybko swoje szpilki, których jak na razie miała dość i zaraz położyła się na miękkim łóżku. Popatrzyła za Alec'em i rozpięła swoją sukienkę. A zaraz wróciła do niego na balkon w samej bieliźnie. Odwróciła go do siebie przodem i ściągnęła mu marynarkę i rozwiązała muszkę.
-Teraz to możesz sobie robić ze mną co chcesz-zamruczała mu do ucha.
Ujęła jego policzek i wpiła się w jego usta, łapczywie i zachłannie. Przy okazji zaczęła powoli rozpinać jego koszulę.
-Zawsze musisz się mną tak bawić?-zapytał trochę naburmuszony -I odpychać?
-Ale zawsze wracam i jesteś z tego powodu szczęśliwy-uśmiechnęła się
Alec znów zaczął ją całować po szyi. Położył swoje ręce na jej biodrach i zacisnął mocno, przyciągając jeszcze bardziej do siebie. Przylgnęli do siebie ciałem i gdy tylko nadarzyła się okazja, Katherina zdjęła z niego, jego elegancką koszulę. Zadrżała , czując jak jego ręce przesuwają się po jej ciele, ogrzewając je jeszcze bardziej i sprawiając rozkosz.
(Alec?)
Spojrzała na niego ze śmiechem i zaraz zdjęła z jego twarzy, maskę. Swoją również szybko zdjęła i odrzuciła gdzieś na balkonie.
-Hmm, mi by to pasowało, gdyby nie to , że jesteśmy na czyimś przyjęciu i muszę w czymś wyjść -zaśmiała się.
Zerknęła na jego przytłoczoną minę i zaraz odepchnęła go od siebie, schodząc z barierki.
Zdjęła szybko swoje szpilki, których jak na razie miała dość i zaraz położyła się na miękkim łóżku. Popatrzyła za Alec'em i rozpięła swoją sukienkę. A zaraz wróciła do niego na balkon w samej bieliźnie. Odwróciła go do siebie przodem i ściągnęła mu marynarkę i rozwiązała muszkę.
-Teraz to możesz sobie robić ze mną co chcesz-zamruczała mu do ucha.
Ujęła jego policzek i wpiła się w jego usta, łapczywie i zachłannie. Przy okazji zaczęła powoli rozpinać jego koszulę.
-Zawsze musisz się mną tak bawić?-zapytał trochę naburmuszony -I odpychać?
-Ale zawsze wracam i jesteś z tego powodu szczęśliwy-uśmiechnęła się
Alec znów zaczął ją całować po szyi. Położył swoje ręce na jej biodrach i zacisnął mocno, przyciągając jeszcze bardziej do siebie. Przylgnęli do siebie ciałem i gdy tylko nadarzyła się okazja, Katherina zdjęła z niego, jego elegancką koszulę. Zadrżała , czując jak jego ręce przesuwają się po jej ciele, ogrzewając je jeszcze bardziej i sprawiając rozkosz.
(Alec?)
czwartek, 6 listopada 2014
od Beatrize - C.D Damona
Stworzenie na pozór nieprzyjazne okazało się ciekawą i łagodną istotą, o ile nie przyciskało wątłego ciała anielicy do twardego drzewa. Zapewne większość ludzi bądź nie-ludzi zwiałaby stąd jak najszybciej, ale ona tylko stała i przyglądała się mu swymi orzechowymi ślepiami. Jeszcze nigdy nie widziała takiej zbroi. Średniowieczne rycerzy owszem, ale taką z wplecioną technologią? Nie. Ale czego się spodziewać po osobie, która jeszcze nie ujarzmiła telefonu komórkowego a tym bardziej komputera. To wszystko było nowością. Najchętniej nadal wysyłałaby pocztę gołębiem.
- Beatrize. Mam na imię Beatrize - odpowiedziała swoim łagodnym, opanowanym głosem zawsze o tej samej barwie. Co prawda czasem pojawiał się strach, zaciętość czy oburzenie, jednak zazwyczaj była spokojna.
Kilka metrów od nich pękła gałązka. Oboje gwałtownie odwrócili głowy w tamtą stronę. Podczas gdy Beatrize starała się wyczuć kto tam jest, Damon szykował się do walki. Potem wszystko działo się zbyt szybko. Atak. Skierowany był nie tylko na jej nowego towarzysza, ale też na nią. Już po chwili została popchnięta do tyłu. Potknięcie i upadek pamięta jak przez mgłę, będąc chwilowo sparaliżowana przez cios w głowę. Damon widocznie już sobie poradził, jednak na niej ciągle był włochaty stwór. Zanim jednak zabawił się w bohatera ratując damę w opresji, jej dłoń spoczęła na głowie stworzenia, a długie, chude palce zagłębiły się w jego sierść. Zwierz momentalnie przestał warczeć, a gdy jej ręka przesunęła się dalej, na kark zupełnie się uspokoił. Oczy przez chwilę zrobiły się zupełnie białe, by z powrotem zapełnić się naturalnym brązem.
- Ciii, nie zrobię Ci krzywdy - wyszeptała. Zszedł z niej i pomknął do lasu. Nadal leżała, jednak tym razem podpierając się na łokciach. Damon był wyraźnie zszokowany. Uśmiechnęła się blado w jego stronę.
- Zapomniałam dodać, że jestem aniołem.
(Damon?)
- Beatrize. Mam na imię Beatrize - odpowiedziała swoim łagodnym, opanowanym głosem zawsze o tej samej barwie. Co prawda czasem pojawiał się strach, zaciętość czy oburzenie, jednak zazwyczaj była spokojna.
Kilka metrów od nich pękła gałązka. Oboje gwałtownie odwrócili głowy w tamtą stronę. Podczas gdy Beatrize starała się wyczuć kto tam jest, Damon szykował się do walki. Potem wszystko działo się zbyt szybko. Atak. Skierowany był nie tylko na jej nowego towarzysza, ale też na nią. Już po chwili została popchnięta do tyłu. Potknięcie i upadek pamięta jak przez mgłę, będąc chwilowo sparaliżowana przez cios w głowę. Damon widocznie już sobie poradził, jednak na niej ciągle był włochaty stwór. Zanim jednak zabawił się w bohatera ratując damę w opresji, jej dłoń spoczęła na głowie stworzenia, a długie, chude palce zagłębiły się w jego sierść. Zwierz momentalnie przestał warczeć, a gdy jej ręka przesunęła się dalej, na kark zupełnie się uspokoił. Oczy przez chwilę zrobiły się zupełnie białe, by z powrotem zapełnić się naturalnym brązem.
- Ciii, nie zrobię Ci krzywdy - wyszeptała. Zszedł z niej i pomknął do lasu. Nadal leżała, jednak tym razem podpierając się na łokciach. Damon był wyraźnie zszokowany. Uśmiechnęła się blado w jego stronę.
- Zapomniałam dodać, że jestem aniołem.
(Damon?)
Szablon
Wygrał szablon numer jeden z pięcioma głosami! Na drugim miejscu był poprzedni, z dwoma. :>
Jak Wam się podoba nowy wygląd bloga?
Jak Wam się podoba nowy wygląd bloga?
~ Pinciak
środa, 5 listopada 2014
od Damona - C.D Beatrize
Wystraszyłem ją. Ogromna pomyłka, straszny wstyd. Pomyliłem drobną
dziewczynę z krwiożerczą bestią. Może też z tego względu system nie
ostrzegał? Teraz miałem wątpliwości: odległość czy fakt, że ona nie była
zagrożeniem? Rozmyślania jednak lepiej odstawić na potem, gdy będę miał
wolną chwilę. Teraz zajmę się poznaniem niewiasty.
— Damon. Damon Made-it. — przedstawiłem się, czemu towarzyszył delikatny uśmiech. Już uchyliłem pysk, by dodać 'zwany także jako Obiekt #713', jednak wstrzymałem się. Po co od razu opowiadać jej o mojej przeszłości? Dopiero ją poznałem, nie wiem jeszcze, jakie są jej zamiary. Żeby nie wyjść na idiotę, rzuciłem szybko coś na odczepkę: — Niech cię nie zraża mój wygląd.
I zamilkłem. Nie na długo, ale jednak. Wypadało przecież spytać o to samo. Może ona opowie o sobie coś więcej, przełamie lody? Wtedy i ja się przyłączy i dorzuci coś o swej przeszłości, która niestety nie była zbyt kolorowa.
— A ty? Chciałbym przestać zwracać się do ciebie bezosobowo, ale to trochę trudne, jeżeli nie znam twojego imienia, nazwiska, pseudonimu czy chociażby inicjałów. — rzekłem miłym tonem.
Była ode mnie o wiele niższa, jednak było tak w przypadku większości stworzeń. Przestąpiłem z nogi na nogę. Na mym dysku twardym pojawiło się już kilka informacji na jej temat. Między innymi wygląd.
Beatrize? XD
— Damon. Damon Made-it. — przedstawiłem się, czemu towarzyszył delikatny uśmiech. Już uchyliłem pysk, by dodać 'zwany także jako Obiekt #713', jednak wstrzymałem się. Po co od razu opowiadać jej o mojej przeszłości? Dopiero ją poznałem, nie wiem jeszcze, jakie są jej zamiary. Żeby nie wyjść na idiotę, rzuciłem szybko coś na odczepkę: — Niech cię nie zraża mój wygląd.
I zamilkłem. Nie na długo, ale jednak. Wypadało przecież spytać o to samo. Może ona opowie o sobie coś więcej, przełamie lody? Wtedy i ja się przyłączy i dorzuci coś o swej przeszłości, która niestety nie była zbyt kolorowa.
— A ty? Chciałbym przestać zwracać się do ciebie bezosobowo, ale to trochę trudne, jeżeli nie znam twojego imienia, nazwiska, pseudonimu czy chociażby inicjałów. — rzekłem miłym tonem.
Była ode mnie o wiele niższa, jednak było tak w przypadku większości stworzeń. Przestąpiłem z nogi na nogę. Na mym dysku twardym pojawiło się już kilka informacji na jej temat. Między innymi wygląd.
Beatrize? XD
od Juliette - C.D Romeo (event)
18+
Nie potrafię określić tego uczucia. Moje całe ciało go pragnęło,czułam, że nie tylko ja mam takie uczucie.
Przywarłam zachłannie do jego warg, tak jakby to miał by za chwile skończyć się świat.
Jego język starannie omijał moje ostre kły, ale po chwili stwierdził, że się z nimi zabawi.
Nie odrywając warg zmieniliśmy położenie. On rozłożył się na fotelu, a ja leżałam na nim.
Obdarował mnie kilkoma namiętnymi pocałunkami, przez co po mojej szyi po wędrowały ciarki. Jego dłonie powędrowały zaś na moje biodra, co chwile się na nich zaciskając. Uciekałam wargami, lekko je rozchylając. Spojrzałam w jego oczy, topił się w nich gniew, przez ciepło oceanu namiętności i pożądania.
-Masz problem- odparłam nie odrywając wzroku z jego błękitnych oczu. Palcem przejechałam bo jego wiśniowych wargach, po czym chwyciłam go delikatnie za podbródek przyciągając jego usta do swoich, zostawiając na nich pocałunek.
-Ja jestem tym problemem ...- zdawałam sobie sprawę, że może porządnie kopnąć mnie w tyłek, ale gdyby miał by to zrobić, zrobiłby to wcześniej. Romeo nie jest głupi liczył by się z tym, że coś do niego poczuje. Nie podszedł by do mnie na balu...
- I vice-versa- - powiedział z uśmieszkiem przyciągając mnie do siebie. Pocałowałam go namiętnie w szyję pozostawiając na niej ślad po małym ugryzieniu. Romeo jęknął cicho czując rozkosz. Po czym z delikatnością i nie opuszczającą nas oboje namiętnością musnęłam jego usta.
(?)
Nie potrafię określić tego uczucia. Moje całe ciało go pragnęło,czułam, że nie tylko ja mam takie uczucie.
Przywarłam zachłannie do jego warg, tak jakby to miał by za chwile skończyć się świat.
Jego język starannie omijał moje ostre kły, ale po chwili stwierdził, że się z nimi zabawi.
Nie odrywając warg zmieniliśmy położenie. On rozłożył się na fotelu, a ja leżałam na nim.
Obdarował mnie kilkoma namiętnymi pocałunkami, przez co po mojej szyi po wędrowały ciarki. Jego dłonie powędrowały zaś na moje biodra, co chwile się na nich zaciskając. Uciekałam wargami, lekko je rozchylając. Spojrzałam w jego oczy, topił się w nich gniew, przez ciepło oceanu namiętności i pożądania.
-Masz problem- odparłam nie odrywając wzroku z jego błękitnych oczu. Palcem przejechałam bo jego wiśniowych wargach, po czym chwyciłam go delikatnie za podbródek przyciągając jego usta do swoich, zostawiając na nich pocałunek.
-Ja jestem tym problemem ...- zdawałam sobie sprawę, że może porządnie kopnąć mnie w tyłek, ale gdyby miał by to zrobić, zrobiłby to wcześniej. Romeo nie jest głupi liczył by się z tym, że coś do niego poczuje. Nie podszedł by do mnie na balu...
- I vice-versa- - powiedział z uśmieszkiem przyciągając mnie do siebie. Pocałowałam go namiętnie w szyję pozostawiając na niej ślad po małym ugryzieniu. Romeo jęknął cicho czując rozkosz. Po czym z delikatnością i nie opuszczającą nas oboje namiętnością musnęłam jego usta.
(?)
od Beatrize - C.D Damona
Odkąd na tej wyspie zaroiło się od stworzeń nadnaturalnych, nie można nawet spokojnie przejść się. Poprzednim razem natrafiła na ciekawskie medium, kiedy indziej na bezczelnego wampira, a dziś została przytrzaśnięta do drzewa przez wielkie, potężne coś. Pisnęła cicho. Przerażenie wdarło się do jej wnętrza, przyśpieszając serce i oddech, paraliżując wszystkie mięśnie. Już była gotowa by się jakoś obronić, gdy nieznajomy odsunął się trochę. Wolno wypuściła powietrze z płuc, zamykając oczy i spuszczając głowę z wyraźną ulgą. Ciało trochę drżało, jednak uspokoiła się w końcu.
- Zaszła drobna pomyłka, panienka wybaczy - skłonił się lekko. Uchyliła powieki, przyglądając się dziwnie ludzkiemu stworzeniu. Metalowa zbroja skrywała wielkie wilczo-człowiecze ciało. Zmarszczyła brwi, zadziwiona tym dziwnym zachowaniem. - Mam nadzieję, że nie będzie po tym odcisku..
Oderwała od niego wzrok i skierowała na swe ramię. Na bladej, cienkiej skórze było widać lekki ślad, który jednak szybko zniknął. Przy czynieniu cudów które dla Aniołów Cnoty jest normalne, siniak był niczym.
- Nie... - pocieszyła, nie wiadomo czemu. Natura? Oderwała się od drzewa. - Kim jesteś? - spytała ostrożnie.
(Damon?)
- Zaszła drobna pomyłka, panienka wybaczy - skłonił się lekko. Uchyliła powieki, przyglądając się dziwnie ludzkiemu stworzeniu. Metalowa zbroja skrywała wielkie wilczo-człowiecze ciało. Zmarszczyła brwi, zadziwiona tym dziwnym zachowaniem. - Mam nadzieję, że nie będzie po tym odcisku..
Oderwała od niego wzrok i skierowała na swe ramię. Na bladej, cienkiej skórze było widać lekki ślad, który jednak szybko zniknął. Przy czynieniu cudów które dla Aniołów Cnoty jest normalne, siniak był niczym.
- Nie... - pocieszyła, nie wiadomo czemu. Natura? Oderwała się od drzewa. - Kim jesteś? - spytała ostrożnie.
(Damon?)
wtorek, 4 listopada 2014
od Damona
Skok, oddech, kilka sekund w powietrzu i uderzenie. Chwyciłem w łapy
olbrzymie, mleczne kły dziwnego stwora, który śmiał stanąć mi na drodze.
Systemy od razu zaczęły ostrzegać przed potencjalnym wrogiem, jeszcze
zanim ujrzałem go na własne oczy. Teraz powaliłem go, trzymając za
szpile wystające z jego pyska, zaostrzone niczym grot strzały
perfekcyjnego i niezawodnego łucznika. Przytrzymywałem łeb stworzenia
przy ziemi. Zwierzę wiło się i mruczało z niezadowoleniem. Próbowało
chwycić mnie, podciąć oślizgłym ogonem, lecz na marne. Gdy się zmęczył -
po kilku godzinach - i przestał wierzgać, wbiłem pod jego skórę swoje
pazury. W nim znajdowało się coś na wzór pipetki. Krew - która swoją
drogą barwę miała zieloną - wpłynęła do niewielkich pojemniczków w moich
rękach i mogłem go uwolnić. Kolejna próbka, niedługo rozpocznę badania.
Oderwałem również garść jego futra o barwie popielatej. Wreszcie
puściłem go wolno, bo morderstwa to nie moja bajka. Wiedziałem, że
wpadnę na niego jeszcze nie raz. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nakazałem
systemowi wysunąć pojemniczek z krwią. Przyjrzałem się śluzowatej barwie
i zamyśliłem, pomrukując z zainteresowaniem i mrużąc prawe oko.
Schowałem nową próbkę z powrotem i wyprostowałem się. Rozejrzałem się
wokoło. Cisza, ciemność, pustka. Tak mi się wydawało. Wskoczyłem
zręcznie na drzewo, z którego kontynuowałem patrolowanie terenu. Gdzieś
między drzewami mignął cień. System nie zdążył wykryć, co to było ze
względu na dużą odległość, która mnie od 'tego czegoś' dzieliła.
Zaprogramowano mnie jako żołnierza, który chronić ma swojej ojczyzny,
więc mimowolnie zeskoczyłem na dół i począłem podążać za tajemniczym
cieniem. Później zmieniłem swoją drogą na skoki po większych drzewach.
Wreszcie znalazłem się centralnie nad obiektem zainteresowań. Wykonałem
skok w dół. Wylądowałem na ziemi zręcznie, ani razu się nie chwiejąc.
Przycisnąłem łapą do pnia drzewa nieznajomego... lub raczej nieznajomą.
Przyjrzałem jej się. Wyglądała inaczej niż wszystkie kobiety i
dziewczyny, które dotychczas widywałem. Miała w sobie jakąś delikatność,
która przyciągała mnie w dziwny sposób. Poluźniłem ucisk na jej prawe
ramię - bo to właśnie na nim trzymałem rękę - i odsunąłem się na krok,
lekko zmieszany.
— Zaszła drobna pomyłka, panienka wybaczy — skłonił się delikatnie. Gdyby nie zbroja, zapewne mogłaby ujrzeć na jego pyszczku wielki rumieniec. — Mam nadzieję, że nie będzie po tym odcisku... — pragnął rozluźnić atmosferę, ale czy się uda? W żartach był kiepski, tak samo w pocieszaniu. Jedynie rady dawał dobre i romantyki wymyślał znośne.
Beatrize? c;
— Zaszła drobna pomyłka, panienka wybaczy — skłonił się delikatnie. Gdyby nie zbroja, zapewne mogłaby ujrzeć na jego pyszczku wielki rumieniec. — Mam nadzieję, że nie będzie po tym odcisku... — pragnął rozluźnić atmosferę, ale czy się uda? W żartach był kiepski, tak samo w pocieszaniu. Jedynie rady dawał dobre i romantyki wymyślał znośne.
Beatrize? c;
od Alec'a - C.D Katheriny (event)
Objął ją w biodrach jedną ręką i mocnym ruchem przyciągnął bardziej do siebie, ale jednocześnie tak by nie spadła z tej barierki bo zamiast pani Sofy będzie pani Placek a tego nie chcemy. Choć...koty spadają przecież na cztery łapy.
Znów jego myśli odleciały hen daleko. Być może zabrzmi to jak puste romantyczne bzdety, ale przez jego głowę przeleciała myśl, że już nigdy nie chce całować innych warg. Nie powie jednak tego, nienawidzi takich scen jak z babskich filmów więc wolał milczeć. Każdy w tej chwili by powiedział coś typu "kocham Cię", czy coś, ale on nie jest każdym. Odsunął się trochę od niej i spojrzał na nią.
- Wiesz, podoba mi się ta sukienka, ale w tej chwili mam ją ochotę z ciebie zedrzeć - wymruczał.
(Katherina?)
Znów jego myśli odleciały hen daleko. Być może zabrzmi to jak puste romantyczne bzdety, ale przez jego głowę przeleciała myśl, że już nigdy nie chce całować innych warg. Nie powie jednak tego, nienawidzi takich scen jak z babskich filmów więc wolał milczeć. Każdy w tej chwili by powiedział coś typu "kocham Cię", czy coś, ale on nie jest każdym. Odsunął się trochę od niej i spojrzał na nią.
- Wiesz, podoba mi się ta sukienka, ale w tej chwili mam ją ochotę z ciebie zedrzeć - wymruczał.
(Katherina?)
od Ben'a - C.D Vivienne (event)
Ta wielce delikatna skóra wytrzymywała tortury, wszelkie obrażenia, przedzieranie przez kolczaste krzaki było jak łaskotki, jednak na dotyk był szczególnie wyczulony i nic na to nie poradził.
Owszem, był zwykły, równie zwykły jak ludzie pozamykani w oddziałach zamkniętych w psychiatrykach. Pod względem fizycznym był jak inne mutanty z klasy łowców. Miał takie same umiejętności, podobną budowę ciała, wiele cech wspólnych w genach, ba! miał nawet sobowtóra! Jednak zawsze był inny, o czym często był boleśnie uświadamiany. Dlatego jest na tym balu. By grać.
Głośne westchnięcie wydobyło się z jego ust. Podszedł do kotary i zajrzał na salę, jednak policja nadal tam krążyła niczym sfora wygłodniałych psów szukających najsłabszego osobnika, otoczyć i wbić swe ostre kły w jego ciało.
- Chyba tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Zgarną mnie od razu - stwierdził, idąc w głąb rezydencji w poszukiwaniu drugiego wyjścia, na tyłach by uniknąć sfory. Jednocześnie mimowolnie potarł dłońmi swój kark, jakby starał się zmyć wspomnienie dotyku. Nawet nie możecie wyobrazić sobie jego szcześcia, dotyczącego rękawiczek.
(Vivienne? Denne, wiem)
Owszem, był zwykły, równie zwykły jak ludzie pozamykani w oddziałach zamkniętych w psychiatrykach. Pod względem fizycznym był jak inne mutanty z klasy łowców. Miał takie same umiejętności, podobną budowę ciała, wiele cech wspólnych w genach, ba! miał nawet sobowtóra! Jednak zawsze był inny, o czym często był boleśnie uświadamiany. Dlatego jest na tym balu. By grać.
Głośne westchnięcie wydobyło się z jego ust. Podszedł do kotary i zajrzał na salę, jednak policja nadal tam krążyła niczym sfora wygłodniałych psów szukających najsłabszego osobnika, otoczyć i wbić swe ostre kły w jego ciało.
- Chyba tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Zgarną mnie od razu - stwierdził, idąc w głąb rezydencji w poszukiwaniu drugiego wyjścia, na tyłach by uniknąć sfory. Jednocześnie mimowolnie potarł dłońmi swój kark, jakby starał się zmyć wspomnienie dotyku. Nawet nie możecie wyobrazić sobie jego szcześcia, dotyczącego rękawiczek.
(Vivienne? Denne, wiem)
poniedziałek, 3 listopada 2014
od Vivienne - C.D Bena (event)
Ściągnęła tę głupią maskę, która tylko drażniła piórami i ostrym
wykończeniem jej policzki. Cisnęła ją pod nogi, nie mniej wściekła jak
on.
- Ty myślałeś, że ja tego chciałam?! Otóż nie! - syknęła ze złością, uderzając go w pierś dłońmi, odpychając z czystą wściekłością odbijającą się w wielkich, szmaragdowych oczach. A Ben? Delikatny jak pański piesek, zachowuje się jakby jego sprawy były najważniejsze, a on sam był pępkiem świata. Udaje ciągle tajemniczą, owianą grozą postać, a jest po prostu najzwyczajniej zmutowany genetycznie, jak parę tysięcy innych mutantów. Powinien kupić sobie jakiś krem nawilżający na tę bardzo wrażliwą skórę. Fuknęła, przeklinając w duchu podły los, który ani razu nie obdarzył jej życzliwą, całkiem normalną osobą. Widocznie ślepy traf musi splatać ze sobą życia dziwaków.
Wyjrzała zza kotary, śledząc wzrokiem policjanta. Krążył między parami jak wilk, czekający aż jeden z baranów oddali się od stada. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem, w duchu obiecując sobie, ze jak najszybciej wyjdzie z miasta. Jeszcze dziś w nocy.
Spojrzała na Bena, który stał jak stał, przewiercając ją chłodnym spojrzeniem. - Możesz iść, nikt cię tu nie trzyma. I spokojnie, nie mam zamiaru cię dotykać - prychnęła, unosząc ręce w górę.
Ben?
- Ty myślałeś, że ja tego chciałam?! Otóż nie! - syknęła ze złością, uderzając go w pierś dłońmi, odpychając z czystą wściekłością odbijającą się w wielkich, szmaragdowych oczach. A Ben? Delikatny jak pański piesek, zachowuje się jakby jego sprawy były najważniejsze, a on sam był pępkiem świata. Udaje ciągle tajemniczą, owianą grozą postać, a jest po prostu najzwyczajniej zmutowany genetycznie, jak parę tysięcy innych mutantów. Powinien kupić sobie jakiś krem nawilżający na tę bardzo wrażliwą skórę. Fuknęła, przeklinając w duchu podły los, który ani razu nie obdarzył jej życzliwą, całkiem normalną osobą. Widocznie ślepy traf musi splatać ze sobą życia dziwaków.
Wyjrzała zza kotary, śledząc wzrokiem policjanta. Krążył między parami jak wilk, czekający aż jeden z baranów oddali się od stada. Zmierzyła go chłodnym wzrokiem, w duchu obiecując sobie, ze jak najszybciej wyjdzie z miasta. Jeszcze dziś w nocy.
Spojrzała na Bena, który stał jak stał, przewiercając ją chłodnym spojrzeniem. - Możesz iść, nikt cię tu nie trzyma. I spokojnie, nie mam zamiaru cię dotykać - prychnęła, unosząc ręce w górę.
Ben?
od Bena - C.D Vivienne (event)
Wszystkie mięśnie momentalnie się spięły, płuca gwałtownie zaczerpnęły powietrza ani myśląc go wypuszczać. Odsunął się minimalnie, jednocześnie nie chcąc zwracać na ich osoby uwagi, choć miał ochotę odskoczyć jak najdalej się da i upewnić, że już nigdy nie poczuje jej dotyku na sobie. Trudno wyjaśnić, czemu był dla niego jak tortura, sam nie wiedział, ale był pewien, że to nie jest miłe uczucie.
- Obejmij mnie w talii, udawaj że tańczymy.
- Puść mnie. Proszę - szepnął, jednak kobieta nie zastosowała się. Westchnął ciężko i objął ją niepewnie i bardzo lekko. - Postaraj się nie dotykać bezpośrednio mojej skóry - powiedział jeszcze, naśladując wszystkich w około i nawet mu się to udawało. Uwagę jednak przykuła policja, stojąca przy wejściu i rozmawiająca z organizatorem. ben był pewien, że to o niego chodzi, trudno bowiem już zliczyć o ile zbrodni jest oskarżony. Zabójstwa z szczególnym okrucieństwem, bezczeszczenie zwłok, kradzieże, przemyt, nielegalny handel, fałszywki i ucieczka z więzienia, która była jedynym bezpodstawnym zarzutem, bowiem popełnił ją Alec. Gdy byli przy wejściu z sali do reszty rezydencji, niepostrzeżenie wepchnął tam Vivienne jednocześnie samemu wchodząc. Przykuł ją do ściany, starając się opanować nadchodzącą furię. Zacisnął szczękę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał, by szybko się od niej odsunąć, poza zasięg rąk. Nadal czuł to okropne uczucie na szyi.
(Vivienne?)
- Obejmij mnie w talii, udawaj że tańczymy.
- Puść mnie. Proszę - szepnął, jednak kobieta nie zastosowała się. Westchnął ciężko i objął ją niepewnie i bardzo lekko. - Postaraj się nie dotykać bezpośrednio mojej skóry - powiedział jeszcze, naśladując wszystkich w około i nawet mu się to udawało. Uwagę jednak przykuła policja, stojąca przy wejściu i rozmawiająca z organizatorem. ben był pewien, że to o niego chodzi, trudno bowiem już zliczyć o ile zbrodni jest oskarżony. Zabójstwa z szczególnym okrucieństwem, bezczeszczenie zwłok, kradzieże, przemyt, nielegalny handel, fałszywki i ucieczka z więzienia, która była jedynym bezpodstawnym zarzutem, bowiem popełnił ją Alec. Gdy byli przy wejściu z sali do reszty rezydencji, niepostrzeżenie wepchnął tam Vivienne jednocześnie samemu wchodząc. Przykuł ją do ściany, starając się opanować nadchodzącą furię. Zacisnął szczękę.
- Nigdy więcej tego nie rób - wysyczał, by szybko się od niej odsunąć, poza zasięg rąk. Nadal czuł to okropne uczucie na szyi.
(Vivienne?)
od Katheriny - C.D Alec'a (event)
Spojrzała na niego z chytrym uśmieszkiem i rozejrzała się uważnie po sali. Do środka weszli jacyś policjanci. Nie chciała mieć na karku gostków z jakiegoś tam powodu. Złapała Alec'a za ręce i pociągnęła w stronę schodów, prowadzących na pierwsze piętro.
-Chciałabym pozwiedzać -zaśmiała się zadowolona
-Na pewno tylko tyle?-zapytał podejrzliwie
-Na pewno-przytaknęła pewnie
Odwróciła się na chwilę i zerknęła na niego przez ramie , widząc jego trochę przygnębioną minę, z jej odpowiedzi. Zatrzymała się i odwróciła do niego niego z uśmiechem.
-Ktoś tu chyba, chce czegoś więcej-dodała z chytrym uśmieszkiem.
Przybliżył się do niej, jednak ona pokręciła przecząco głową i znalazła nie dość że pokój to jeszcze wyjście na balkon. Był wieczór, a przynajmniej na górze nie zauważy ich policja. Podniosła głowę do góry, stając przy barierce , wpatrując się w piękną pełnię księżyca. Odwróciła się i zaraz centralnie za nią stał Alec. Uśmiechnęła się do niego zawadiacko i pocałowała go namiętnie, oraz zachłannie. Napierał na nią, całym swoim ciałem , a zaraz posadził ją na barierce i dalej całował. Stopniowo schodził w dół, a zaraz drażnił zębami i językiem jej szyję.
-Miło-zamruczała z rozkoszy.
Potem zszedł jeszcze niżej, zsuwając z jej ramiona, ramiączko od czarnej sukienki. Przejechała delikatnie ręką po jego włosach, a zaraz przyciągnęła jego usta do swoich, w gorącym pocałunku.
(Alec?)
-Chciałabym pozwiedzać -zaśmiała się zadowolona
-Na pewno tylko tyle?-zapytał podejrzliwie
-Na pewno-przytaknęła pewnie
Odwróciła się na chwilę i zerknęła na niego przez ramie , widząc jego trochę przygnębioną minę, z jej odpowiedzi. Zatrzymała się i odwróciła do niego niego z uśmiechem.
-Ktoś tu chyba, chce czegoś więcej-dodała z chytrym uśmieszkiem.
Przybliżył się do niej, jednak ona pokręciła przecząco głową i znalazła nie dość że pokój to jeszcze wyjście na balkon. Był wieczór, a przynajmniej na górze nie zauważy ich policja. Podniosła głowę do góry, stając przy barierce , wpatrując się w piękną pełnię księżyca. Odwróciła się i zaraz centralnie za nią stał Alec. Uśmiechnęła się do niego zawadiacko i pocałowała go namiętnie, oraz zachłannie. Napierał na nią, całym swoim ciałem , a zaraz posadził ją na barierce i dalej całował. Stopniowo schodził w dół, a zaraz drażnił zębami i językiem jej szyję.
-Miło-zamruczała z rozkoszy.
Potem zszedł jeszcze niżej, zsuwając z jej ramiona, ramiączko od czarnej sukienki. Przejechała delikatnie ręką po jego włosach, a zaraz przyciągnęła jego usta do swoich, w gorącym pocałunku.
(Alec?)
od Vivienne (event)
Para zaczęła obściskiwać się w jednym z ciemnych, ustronnych kątów. Vivienne odwróciła wzrok z niesmakiem.
Oto definicja miłości XXI wieku.
Ujęła zgrabnie między palce kieliszek, po czym oparła się o blat, leniwie oglądając wirujące w rytm muzyki pary; mężczyzn, rozkochujących w sobie panie za sprawą tony żelu na włosach i marnej imitacji mięśni, które pozostają raczej w dalszym zaniku mimo pozornych starań ich naprężenia, damy, które uwodzą nie urodą oraz inteligencją, bo jak tak spojrzeć to zdecydowana. Większość przedstawicielek płci pięknej tych cech po prostu nie posiadała, a odkrytym wręcz do pępka dekoltem i wyciśniętym w lśniący lateks tyłkiem.
Czasami Vivienne miała ochotę rzucić wszystko i teleportować się na księżyc, a patrząc na scenę rozgrywającą się przed jej oczami-stosunkowo często, żeby nie powiedzieć "ciągle".
Jej wzrok przykuło drobne zamieszanie przy drzwiach wejściowych; na szybie dostrzegła szybki taniec czerwonego światła przeplatanego niebieskimi błyskami. Psy.
Jakby na potwierdzone jej myśli do holu wkroczył funkcjonariusz, chyba jedyny mężczyzna na sali posiadający na wyłączność prawdziwe mięśnie. Gliniarz poprosił stojącego przy drzwiach lokaja o listę gości. Vivienne była pewna, że chodzi o nią. Oczywiście miała na tyle oleju w głowie, aby podać fałszywe imię i nazwisko, ale niewykluczone, że mieli jej rysopis; po pierwszej i ostatniej, miała nadzieję, wpadce przy robocie sąsiedzi jej ofiary mogli usłyszeć odgłosy szamotaniny albo co gorsza zobaczyć jak Lotka ucieka zraniona. Teraz ściągała na siebie uwagę siedząc samotnie przy barze. Odstawiła kieliszek z nietkniętą zawartością na blat i zsunęła się zgrabnie z krzesła. Wzrokiem powędrowała do przyglądającemu się jej z uwagą Benowi. Skinęła do niego głową, dając znak, aby podszedł. Ten zmarszczył brwi i niepewnie zbliżył się do Vivienne. Nie zdążył nic powiedzieć, jak zarzuciła mu ręce na ramiona.
- Obejmij mnie w talii, udawaj że tańczymy - szepnęła, prawie w ogóle nie poruszając wargami.
Ben?
Oto definicja miłości XXI wieku.
Ujęła zgrabnie między palce kieliszek, po czym oparła się o blat, leniwie oglądając wirujące w rytm muzyki pary; mężczyzn, rozkochujących w sobie panie za sprawą tony żelu na włosach i marnej imitacji mięśni, które pozostają raczej w dalszym zaniku mimo pozornych starań ich naprężenia, damy, które uwodzą nie urodą oraz inteligencją, bo jak tak spojrzeć to zdecydowana. Większość przedstawicielek płci pięknej tych cech po prostu nie posiadała, a odkrytym wręcz do pępka dekoltem i wyciśniętym w lśniący lateks tyłkiem.
Czasami Vivienne miała ochotę rzucić wszystko i teleportować się na księżyc, a patrząc na scenę rozgrywającą się przed jej oczami-stosunkowo często, żeby nie powiedzieć "ciągle".
Jej wzrok przykuło drobne zamieszanie przy drzwiach wejściowych; na szybie dostrzegła szybki taniec czerwonego światła przeplatanego niebieskimi błyskami. Psy.
Jakby na potwierdzone jej myśli do holu wkroczył funkcjonariusz, chyba jedyny mężczyzna na sali posiadający na wyłączność prawdziwe mięśnie. Gliniarz poprosił stojącego przy drzwiach lokaja o listę gości. Vivienne była pewna, że chodzi o nią. Oczywiście miała na tyle oleju w głowie, aby podać fałszywe imię i nazwisko, ale niewykluczone, że mieli jej rysopis; po pierwszej i ostatniej, miała nadzieję, wpadce przy robocie sąsiedzi jej ofiary mogli usłyszeć odgłosy szamotaniny albo co gorsza zobaczyć jak Lotka ucieka zraniona. Teraz ściągała na siebie uwagę siedząc samotnie przy barze. Odstawiła kieliszek z nietkniętą zawartością na blat i zsunęła się zgrabnie z krzesła. Wzrokiem powędrowała do przyglądającemu się jej z uwagą Benowi. Skinęła do niego głową, dając znak, aby podszedł. Ten zmarszczył brwi i niepewnie zbliżył się do Vivienne. Nie zdążył nic powiedzieć, jak zarzuciła mu ręce na ramiona.
- Obejmij mnie w talii, udawaj że tańczymy - szepnęła, prawie w ogóle nie poruszając wargami.
Ben?
niedziela, 2 listopada 2014
od Alec'a - C.D... (event)
Nieznajoma wydawała się niezwykle sympatyczną osobą, przez co Alec był jeszcze bardziej ciekawy co łączy ją z Benem. Rozmowa przebiegła miło, ale przecież McDowell należy do osób, które potrafią rozbawić największego ponuraka i zaraża wszystkich swym entuzjazmem, wyluzowaniem i pewnością siebie, choć tak naprawdę to jedna, wielka gra pozorów. Słodki cukierek o gorzkim nadzieniu. Wilk w skórze owcy.
Wszelkie wyrzuty za to odciągnięcie i tą całą scenkę zmył pocałunek, który sprawił, że tak nagle przeszło mu. Przyciągnął ją do siebie, a zaraz ręce powędrowały tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Jesteśmy w miejscu publicznym, kochanie. Dobrze, to nasz wieczór..........więc co byś chciał porobić?
Odsunął się z wyraźnym wyrazem niezadowolenia. Zupełnie nie przejmował się taką drobnostką, jak inni ludzie. Typowa parka, prawda? Szczęśliwe gołąbeczki, zakochane w sobie po uszy, a może nawet bardziej.
- Nie, nie, nie. Co ty chcesz porobić? To ty mnie tu zaciągnęłaś - zaśmiał się.
(?)
Patrz co znalazłam <3 : Klik
Wszelkie wyrzuty za to odciągnięcie i tą całą scenkę zmył pocałunek, który sprawił, że tak nagle przeszło mu. Przyciągnął ją do siebie, a zaraz ręce powędrowały tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.
- Jesteśmy w miejscu publicznym, kochanie. Dobrze, to nasz wieczór..........więc co byś chciał porobić?
Odsunął się z wyraźnym wyrazem niezadowolenia. Zupełnie nie przejmował się taką drobnostką, jak inni ludzie. Typowa parka, prawda? Szczęśliwe gołąbeczki, zakochane w sobie po uszy, a może nawet bardziej.
- Nie, nie, nie. Co ty chcesz porobić? To ty mnie tu zaciągnęłaś - zaśmiał się.
(?)
Patrz co znalazłam <3 : Klik
od Vivienne - C.D Alec'a/Katheriny (event)
- Nie miałam pojęcia, że on ma brata bliźniaka - uśmiechnęła się ciepło.
Ile jeszcze tajemnic kryje w sobie? Ciągła zagadka, na każdej obranej
drodze stawia znak zapytania. Spojrzała na Aleca, który odwzajemnił
gest. Nie byli identyczni, tylko pozornie podobni. Trochę inne rysy
twarzy, kształt oczu i pewnie całkiem odmienny charakter. Sama zdziwiła
się, że aż tak wiele zapamiętała w przeciągu kilku zaledwie momentów.
- Jeszcze wiele nie wiesz o Benie - odstawił kieliszek na stół ze śmiechem. Zdawał się być towarzyski, zabawny i otwarty. Ale czy był taki naprawdę? Maski zakłada się nie tylko na twarz, czasem też na duszę. W jego roześmianych oczach czaiło się prawdziwe zwierze i ona to dostrzegła. Cofnęła się minimalnie, nadal pozostając sympatyczną nieznajomą. Przechyliła lekko głowę, zaintrygowana jego śmiałą postawą.
Nagle zauważyła rozpędzony kształt, jakby obitą szkarłatem sofę na kółkach. Odwróciła głowę w tamtą stronę; jakaś kobieta podążała w ich stronę z wściekłością malującą się na twarzy, przepychając się między tańczącymi parami. Energiczny krok sprawił, że falowało jej dosłownie wszystko, co nie miało stabilnego oparcia.
Chłopak obrócił głowę, chrząkając, Lotka ukryła uśmiech udając nagły atak kaszlu.
Kiedy krągła dama w czerwieni stanęła obok Aleca i chwyciła go mocno za rękę, jakby to zapewniło jej dozgonną wierność partnera, uderzył ich zapach mocnych, duszących perfum, tak słodki, że przez chwilę Vivienne myślała, że zwróci jeszcze to, co jadła przed Balem.
- Pewnie pomyliłaś Alec'a z Benem. Alec, to brat bliźniak Bena. A jeśli szukasz Bena, to stoi pod ścianą - jej głos był niemal identyczny w odczuciu co jej zapach. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, mało brakowało a opowiedziała by Lotce co robią wszyscy obecni na Balu, gdzie i o jakim dokładnie czasie w przybliżeniu co do sekundy. Vivienne spojrzała z ukosa na Aleca, którego ciągnęła jego, jak można łatwo wywnioskować z ostrego tonu słów, dziewczyna. Jego wzrok wyrażał nie tyle brak entuzjazmu co po prostu zmęczenie życiem doczesnym. Widać, że nie lubił pełnić roli miotełki, którą można dowolnie przestawiać. Natomiast Pani Sofa, która oczywiście grzecznie się przedstawiła, a nie z buta wjechała w ich rozmowę, widocznie była nieznoszącą jakiejkolwiek formy sprzeciwu domatorką i zazdrośnicą.
Vivienne posłała Alecowi pełne współczucia spojrzenie, nie mogła jednak powstrzymać wpełzającego na jej usta uśmiechu, widząc przed sobą obraz typowej parki.
<Ktoś? XD Może Pani Sofa? Ja bardzo chętnie poprowadzę dyskusję na temat "niemiłych zachowań w społeczeństwie" i "wybawiania z opresji" ;3>
- Jeszcze wiele nie wiesz o Benie - odstawił kieliszek na stół ze śmiechem. Zdawał się być towarzyski, zabawny i otwarty. Ale czy był taki naprawdę? Maski zakłada się nie tylko na twarz, czasem też na duszę. W jego roześmianych oczach czaiło się prawdziwe zwierze i ona to dostrzegła. Cofnęła się minimalnie, nadal pozostając sympatyczną nieznajomą. Przechyliła lekko głowę, zaintrygowana jego śmiałą postawą.
Nagle zauważyła rozpędzony kształt, jakby obitą szkarłatem sofę na kółkach. Odwróciła głowę w tamtą stronę; jakaś kobieta podążała w ich stronę z wściekłością malującą się na twarzy, przepychając się między tańczącymi parami. Energiczny krok sprawił, że falowało jej dosłownie wszystko, co nie miało stabilnego oparcia.
Chłopak obrócił głowę, chrząkając, Lotka ukryła uśmiech udając nagły atak kaszlu.
Kiedy krągła dama w czerwieni stanęła obok Aleca i chwyciła go mocno za rękę, jakby to zapewniło jej dozgonną wierność partnera, uderzył ich zapach mocnych, duszących perfum, tak słodki, że przez chwilę Vivienne myślała, że zwróci jeszcze to, co jadła przed Balem.
- Pewnie pomyliłaś Alec'a z Benem. Alec, to brat bliźniak Bena. A jeśli szukasz Bena, to stoi pod ścianą - jej głos był niemal identyczny w odczuciu co jej zapach. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, mało brakowało a opowiedziała by Lotce co robią wszyscy obecni na Balu, gdzie i o jakim dokładnie czasie w przybliżeniu co do sekundy. Vivienne spojrzała z ukosa na Aleca, którego ciągnęła jego, jak można łatwo wywnioskować z ostrego tonu słów, dziewczyna. Jego wzrok wyrażał nie tyle brak entuzjazmu co po prostu zmęczenie życiem doczesnym. Widać, że nie lubił pełnić roli miotełki, którą można dowolnie przestawiać. Natomiast Pani Sofa, która oczywiście grzecznie się przedstawiła, a nie z buta wjechała w ich rozmowę, widocznie była nieznoszącą jakiejkolwiek formy sprzeciwu domatorką i zazdrośnicą.
Vivienne posłała Alecowi pełne współczucia spojrzenie, nie mogła jednak powstrzymać wpełzającego na jej usta uśmiechu, widząc przed sobą obraz typowej parki.
<Ktoś? XD Może Pani Sofa? Ja bardzo chętnie poprowadzę dyskusję na temat "niemiłych zachowań w społeczeństwie" i "wybawiania z opresji" ;3>
sobota, 1 listopada 2014
Ok...
Ankieta dotycząca szablonu zakończyła się z dniem dzisiejszym, jednak... ponieważ przeważył o wygranej tylko jeden głos, postanowiłam przedłużyć ją, by nie było nieporozumień oraz sporów. Przypominam: propozycje są trzy.
~ Pinciak
od Katheriny - C.D Alec'a (event)
Czekała na niego dość długo. W końcu postanowiła poszukać swoją zgubę. Zauważyła go przy jakiejś dziewczynie. Usłyszała ostatnie słowo swojego ukochanego jak mówi coś o bliźniakach. Przytaknęła sama do siebie głową. Pewnie dziewczyna wzięła go za Ben'a. Szybko znalazła wzrok brata, swojego chłopaka i podeszła do dwójki. Złapała Alec'a za rękę i stanęła obok niego.
-Pewnie pomyliłaś Alec'a z Benem-uśmiechnęła się - Alec, to brat bliźniak Bena. A jeśli szukasz Bena, to stoi pod ścianą -dodała , wskazując miejsce pobytu, swojego przyjaciela
Katherina patrzyła, na pełną zszokowania dziewczynę, która zaraz podziękowała dość niemile i odeszła. Odprowadziła ją wzrok. Ciekawiło ją to, czemu szukała Bena. Ale cóż nie będzie drążyć tematów, może wkrótce on sam jej to powie. Odwróciła się do Alec'a i zabrała od niego kieliszek szampana.
-Dziękuję -zaśmiała się-I nie ma za co, za uratowanie z opresji.......
-Jakiej opresji!-odpowiedział rozbawiony
Spojrzałam na niego, swoim uwodzicielskim wzrokiem i przysunęłam się , całując go namiętnie. Przyciągnął mnie gwałtownie jedną ręką do siebie. A zaraz zsunął ją na moje pośladki. Odsunęłam się po chwili od niego i pogroziłam mu placem z uśmiechem.
-Jesteśmy w miejscu publicznym, kochanie-podkreśliła.-Dobrze, to nasz wieczór..........więc co byś chciał porobić?
(Alec?)
-Pewnie pomyliłaś Alec'a z Benem-uśmiechnęła się - Alec, to brat bliźniak Bena. A jeśli szukasz Bena, to stoi pod ścianą -dodała , wskazując miejsce pobytu, swojego przyjaciela
Katherina patrzyła, na pełną zszokowania dziewczynę, która zaraz podziękowała dość niemile i odeszła. Odprowadziła ją wzrok. Ciekawiło ją to, czemu szukała Bena. Ale cóż nie będzie drążyć tematów, może wkrótce on sam jej to powie. Odwróciła się do Alec'a i zabrała od niego kieliszek szampana.
-Dziękuję -zaśmiała się-I nie ma za co, za uratowanie z opresji.......
-Jakiej opresji!-odpowiedział rozbawiony
Spojrzałam na niego, swoim uwodzicielskim wzrokiem i przysunęłam się , całując go namiętnie. Przyciągnął mnie gwałtownie jedną ręką do siebie. A zaraz zsunął ją na moje pośladki. Odsunęłam się po chwili od niego i pogroziłam mu placem z uśmiechem.
-Jesteśmy w miejscu publicznym, kochanie-podkreśliła.-Dobrze, to nasz wieczór..........więc co byś chciał porobić?
(Alec?)
od Angela - C.D Beatrize
Spojrzał na nią, rozumiejąc również co przechodzi. Jednak nie mogli tak nad sobą się użalać. Podniosłem się powoli i wyciągnąłem w jej stronę rękę.
-Owszem, ale czy starasz się coś z tym zrobić?-zapytał podejrzliwie
Dziewczyna pokiwała przecząco i niepewnie głową. On tylko uśmiechnąłem się w jej stronę . Pociągnął ją za sobą do góry. Wzięli oczywiście, jeszcze swoje herbaty i wyszli na dach u niego. Oparł się o barierkę i spojrzał na widoki. Zaraz na dole obok jego domku był......mniejszy balkonik. Zerknął na swoją towarzyszkę.
-Pusto Ci na plecach. Skoro tak bardzo chcesz latać.............to czemu tego nie zrobisz?-zapytał po chwili ciszy
Beatrize spojrzała na niego zdziwiona. Widać była, że boi się , czy w ogóle będzie mogła latać czy też nie. Angelo tylko pokiwał głową i odwrócił wzrok z powrotem na piękne widoki.
-Zawsze, każdemu jest trudno pozbierać się po jakiejś stracie lub krzywdzie. To co niegdyś było codziennością, potem staje się praktycznie nie do osiągnięcia, po ogromnych zmianach. -opowiadał
Dziewczyna wpatrywała się w niego uważnie , nie odrywając wzroku. Czuł się trochę dziwnie, gdy go tak pożerała swoimi oczami, jednak to przeżył.
-Ale jedna Trize, świat się na tym nie kończy-odetchnął głęboko-trzeba ryzykować, wracać do niektórych rzeczy.
(Beatrize?)
-Owszem, ale czy starasz się coś z tym zrobić?-zapytał podejrzliwie
Dziewczyna pokiwała przecząco i niepewnie głową. On tylko uśmiechnąłem się w jej stronę . Pociągnął ją za sobą do góry. Wzięli oczywiście, jeszcze swoje herbaty i wyszli na dach u niego. Oparł się o barierkę i spojrzał na widoki. Zaraz na dole obok jego domku był......mniejszy balkonik. Zerknął na swoją towarzyszkę.
-Pusto Ci na plecach. Skoro tak bardzo chcesz latać.............to czemu tego nie zrobisz?-zapytał po chwili ciszy
Beatrize spojrzała na niego zdziwiona. Widać była, że boi się , czy w ogóle będzie mogła latać czy też nie. Angelo tylko pokiwał głową i odwrócił wzrok z powrotem na piękne widoki.
-Zawsze, każdemu jest trudno pozbierać się po jakiejś stracie lub krzywdzie. To co niegdyś było codziennością, potem staje się praktycznie nie do osiągnięcia, po ogromnych zmianach. -opowiadał
Dziewczyna wpatrywała się w niego uważnie , nie odrywając wzroku. Czuł się trochę dziwnie, gdy go tak pożerała swoimi oczami, jednak to przeżył.
-Ale jedna Trize, świat się na tym nie kończy-odetchnął głęboko-trzeba ryzykować, wracać do niektórych rzeczy.
(Beatrize?)
od Romeo - C.D Juliette (event)
Zaczęło robić się dziwnie oraz nieprzyjemnie, ponieważ rozmowa zbaczała na złe tory. Tłumił w sobie złość, która wychodziła na wierzch tylko oczami, że tak powiem. Wcześniej głębokie niczym ocean, teraz nagle zamarzły z wody stając się lodem. Zimnym, nieprzyjaznym. Odzwierciedlenie jego natury, nieprawdaż? Choć trudno to stwierdzić, bo jego charakter zmienia się raz po raz. Człowiek o stu twarzach.
- Po pierwsze, nie przeliczaj się. Nie włamiesz się, do mojej głowy. Po drugie, skoro nie chcesz się kłócić to po co pytasz? - spytał lodowato, po czym parsknął śmiechem już na nią nawet nie patrząc. Pokręcił głową z zrezygnowaniem - Po prostu był tam ktoś, kogo miałem nadzieje już nigdy nie zobaczyć, to wszystko - wzruszył obojętnie ramionami, ucinając temat i dając do zrozumienia, że nie chce o tym mówić. I wtedy... drzwi od szafy z hukiem otworzyły się. Niby nic zwyczajnego, zwykły mechanizm otwierający się na zawołanie, gdyby nie to... że ta szafa mogłaby prowadzić do Narnii, bo zauważył klamkę w tylnej ścianie. Wiedziony czystą ciekawością, podszedł i otworzył drzwi, a jego oczom okazał się pokój jak z horroru. Wszedł do środka, a zaraz po nim Juliette. Wyglądało to jak sala do badań profesora Szajbusa. Na środku był fotel, taki dla pacjentów, trudny do określenia pod względem do jakiego lekarza mógłby należeć bo łączył ze sobą dużo różnych cech. Koło stał stalowy blat z skalpelami i innymi ciekawymi rzeczami. - Zaczyna mi się tu podobać - stwierdził Romeo i spojrzał rozbawiony na Juliette - Przebadać Cię? - zapytał, udając profesjonalistę.
(Juliette? XD)
- Po pierwsze, nie przeliczaj się. Nie włamiesz się, do mojej głowy. Po drugie, skoro nie chcesz się kłócić to po co pytasz? - spytał lodowato, po czym parsknął śmiechem już na nią nawet nie patrząc. Pokręcił głową z zrezygnowaniem - Po prostu był tam ktoś, kogo miałem nadzieje już nigdy nie zobaczyć, to wszystko - wzruszył obojętnie ramionami, ucinając temat i dając do zrozumienia, że nie chce o tym mówić. I wtedy... drzwi od szafy z hukiem otworzyły się. Niby nic zwyczajnego, zwykły mechanizm otwierający się na zawołanie, gdyby nie to... że ta szafa mogłaby prowadzić do Narnii, bo zauważył klamkę w tylnej ścianie. Wiedziony czystą ciekawością, podszedł i otworzył drzwi, a jego oczom okazał się pokój jak z horroru. Wszedł do środka, a zaraz po nim Juliette. Wyglądało to jak sala do badań profesora Szajbusa. Na środku był fotel, taki dla pacjentów, trudny do określenia pod względem do jakiego lekarza mógłby należeć bo łączył ze sobą dużo różnych cech. Koło stał stalowy blat z skalpelami i innymi ciekawymi rzeczami. - Zaczyna mi się tu podobać - stwierdził Romeo i spojrzał rozbawiony na Juliette - Przebadać Cię? - zapytał, udając profesjonalistę.
(Juliette? XD)
od Juliette - C.D Romeo (event)
"-Co ostatnio było łatwe?" - pomyślałam. Owszem większość rzeczy w moim
życiu nie powinna wcale mnie dziwić, w końcu jestem nadnaturalną istotą,
ale nie ukrywam, że myśląc
o tym immunitecie kiedyś miałam nadzieje, że życie będzie łatwiejsze.
Te wcale nie jest takie złe. Ciągłe ryzyko, adrenalina, dreszcze. Wszystko czego dusza zapragnie.
Nastrój w całej rezydencji, sprawiał, że na mojej twarzy pojawił się stały uśmiech,
ale obawiam się, że może być on spowodowany z powodu demona obok mnie, Romeo.
- Liczymy na jakiś cud? -spojrzałam na niego z dziwny, wyrazem twarzy.
-Jednego już się doczekałaś, jestem tutaj - zaśmiał się, a ja lekko go popchałam.
Nagle muzyka zaczęła jeszcze gwałtowniej narastać. Zaczęliśmy się się rozglądać,
ponieważ instynkt podpowiadał nam, że coś za moment się stanie,
a my chcemy być na to w pełni gotowi.
-Czyżby zabawa się rozkręca? - uniósł brwi
Po holu rozległ się dźwięk odsuwającego się jakby kilkunastu wiecznego sarkofagu.
Drzwi na końcu korytarza zaczęły się otwierać, a zza nich przebijało się jakieś światło,
nie było intensywne, ale mimo to zmrużyłam oczy. Stałam z nim pod rękę, kiedy
skierowałam się do drzwi, był jedyną rzeczą, przez którą nie mogłam do ich dojść.
-Idziemy? Czy będziemy tu tak stać?- odparłam z pretensją
-Uwielbiam życie na krawędzi- uśmiechnął się jeszcze wyraźniej.
- Cieszę się, że ty też to kochasz- zaśmiał się i wtedy to już on mnie prowadził.
Przedarliśmy się z łatwością, przez warstwę pajęczyn, świadczącym jak dawno ktoś tu zaglądał.
Co było dziwne, ponieważ pokój był usiany świeczkami, zapalonymi świeczkami.
Na suficie wisiał ogromny kryształowy żyrandol, znajdujący swój sens tylko
i wyłącznie jako dekoracja, więc nie wiem, czy mogę nazwać go żyrandolem.
Piękny kominek, również od dawna nie używany, jakieś stare zakurzone obrazy,
wazony. Ogromne łóżko na środku pokoju, z obszernymi zasłonami, nadającymi
mu nastroju. Miałam przeczucie, że w tym pokoju będzie coś więcej. W końcu w naszym życiu może zdarzyć się wszystko, a jeszcze dziś jest Halloween.
Rozsiadłam się na łóżku, o mało się w nim nie utopiłam, było tak miękkie.
Wtedy spojrzałam na Romeo, który od razu usiadł obok mnie. Jego palce wplotły się w moje, a moja druga ręka gładziła jego policzek.
-Nie chce włamywać się do twojej głowy, nie chce też się kłócić, więc powiedz mi dlaczego byłeś... To nie trafne określenie do ciebie, ale dlaczego byłeś spięty? Powiedz...- przerwałam myśl, czekając na odpowiedź.
(?)
o tym immunitecie kiedyś miałam nadzieje, że życie będzie łatwiejsze.
Te wcale nie jest takie złe. Ciągłe ryzyko, adrenalina, dreszcze. Wszystko czego dusza zapragnie.
Nastrój w całej rezydencji, sprawiał, że na mojej twarzy pojawił się stały uśmiech,
ale obawiam się, że może być on spowodowany z powodu demona obok mnie, Romeo.
- Liczymy na jakiś cud? -spojrzałam na niego z dziwny, wyrazem twarzy.
-Jednego już się doczekałaś, jestem tutaj - zaśmiał się, a ja lekko go popchałam.
Nagle muzyka zaczęła jeszcze gwałtowniej narastać. Zaczęliśmy się się rozglądać,
ponieważ instynkt podpowiadał nam, że coś za moment się stanie,
a my chcemy być na to w pełni gotowi.
-Czyżby zabawa się rozkręca? - uniósł brwi
Po holu rozległ się dźwięk odsuwającego się jakby kilkunastu wiecznego sarkofagu.
Drzwi na końcu korytarza zaczęły się otwierać, a zza nich przebijało się jakieś światło,
nie było intensywne, ale mimo to zmrużyłam oczy. Stałam z nim pod rękę, kiedy
skierowałam się do drzwi, był jedyną rzeczą, przez którą nie mogłam do ich dojść.
-Idziemy? Czy będziemy tu tak stać?- odparłam z pretensją
-Uwielbiam życie na krawędzi- uśmiechnął się jeszcze wyraźniej.
- Cieszę się, że ty też to kochasz- zaśmiał się i wtedy to już on mnie prowadził.
Przedarliśmy się z łatwością, przez warstwę pajęczyn, świadczącym jak dawno ktoś tu zaglądał.
Co było dziwne, ponieważ pokój był usiany świeczkami, zapalonymi świeczkami.
Na suficie wisiał ogromny kryształowy żyrandol, znajdujący swój sens tylko
i wyłącznie jako dekoracja, więc nie wiem, czy mogę nazwać go żyrandolem.
Piękny kominek, również od dawna nie używany, jakieś stare zakurzone obrazy,
wazony. Ogromne łóżko na środku pokoju, z obszernymi zasłonami, nadającymi
mu nastroju. Miałam przeczucie, że w tym pokoju będzie coś więcej. W końcu w naszym życiu może zdarzyć się wszystko, a jeszcze dziś jest Halloween.
Rozsiadłam się na łóżku, o mało się w nim nie utopiłam, było tak miękkie.
Wtedy spojrzałam na Romeo, który od razu usiadł obok mnie. Jego palce wplotły się w moje, a moja druga ręka gładziła jego policzek.
-Nie chce włamywać się do twojej głowy, nie chce też się kłócić, więc powiedz mi dlaczego byłeś... To nie trafne określenie do ciebie, ale dlaczego byłeś spięty? Powiedz...- przerwałam myśl, czekając na odpowiedź.
(?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)