- Nie miałam pojęcia, że on ma brata bliźniaka - uśmiechnęła się ciepło.
Ile jeszcze tajemnic kryje w sobie? Ciągła zagadka, na każdej obranej
drodze stawia znak zapytania. Spojrzała na Aleca, który odwzajemnił
gest. Nie byli identyczni, tylko pozornie podobni. Trochę inne rysy
twarzy, kształt oczu i pewnie całkiem odmienny charakter. Sama zdziwiła
się, że aż tak wiele zapamiętała w przeciągu kilku zaledwie momentów.
- Jeszcze wiele nie wiesz o Benie - odstawił kieliszek na stół ze
śmiechem. Zdawał się być towarzyski, zabawny i otwarty. Ale czy był taki
naprawdę? Maski zakłada się nie tylko na twarz, czasem też na duszę. W
jego roześmianych oczach czaiło się prawdziwe zwierze i ona to
dostrzegła. Cofnęła się minimalnie, nadal pozostając sympatyczną
nieznajomą. Przechyliła lekko głowę, zaintrygowana jego śmiałą postawą.
Nagle zauważyła rozpędzony kształt, jakby obitą szkarłatem sofę na
kółkach. Odwróciła głowę w tamtą stronę; jakaś kobieta podążała w ich
stronę z wściekłością malującą się na twarzy, przepychając się między
tańczącymi parami. Energiczny krok sprawił, że falowało jej dosłownie
wszystko, co nie miało stabilnego oparcia.
Chłopak obrócił głowę, chrząkając, Lotka ukryła uśmiech udając nagły atak kaszlu.
Kiedy krągła dama w czerwieni stanęła obok Aleca i chwyciła go mocno za
rękę, jakby to zapewniło jej dozgonną wierność partnera, uderzył ich
zapach mocnych, duszących perfum, tak słodki, że przez chwilę Vivienne
myślała, że zwróci jeszcze to, co jadła przed Balem.
- Pewnie pomyliłaś Alec'a z Benem. Alec, to brat bliźniak Bena. A jeśli
szukasz Bena, to stoi pod ścianą - jej głos był niemal identyczny w
odczuciu co jej zapach. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu
maszynowego, mało brakowało a opowiedziała by Lotce co robią wszyscy
obecni na Balu, gdzie i o jakim dokładnie czasie w przybliżeniu co do
sekundy. Vivienne spojrzała z ukosa na Aleca, którego ciągnęła jego, jak
można łatwo wywnioskować z ostrego tonu słów, dziewczyna. Jego wzrok
wyrażał nie tyle brak entuzjazmu co po prostu zmęczenie życiem
doczesnym. Widać, że nie lubił pełnić roli miotełki, którą można
dowolnie przestawiać. Natomiast Pani Sofa, która oczywiście grzecznie
się przedstawiła, a nie z buta wjechała w ich rozmowę, widocznie była
nieznoszącą jakiejkolwiek formy sprzeciwu domatorką i zazdrośnicą.
Vivienne posłała Alecowi pełne współczucia spojrzenie, nie mogła jednak
powstrzymać wpełzającego na jej usta uśmiechu, widząc przed sobą obraz
typowej parki.
<Ktoś? XD Może Pani Sofa? Ja bardzo chętnie poprowadzę dyskusję na
temat "niemiłych zachowań w społeczeństwie" i "wybawiania z opresji"
;3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz