niedziela, 2 listopada 2014

od Vivienne - C.D Alec'a/Katheriny (event)

- Nie miałam pojęcia, że on ma brata bliźniaka - uśmiechnęła się ciepło. Ile jeszcze tajemnic kryje w sobie? Ciągła zagadka, na każdej obranej drodze stawia znak zapytania. Spojrzała na Aleca, który odwzajemnił gest. Nie byli identyczni, tylko pozornie podobni. Trochę inne rysy twarzy, kształt oczu i pewnie całkiem odmienny charakter. Sama zdziwiła się, że aż tak wiele zapamiętała w przeciągu kilku zaledwie momentów.
- Jeszcze wiele nie wiesz o Benie - odstawił kieliszek na stół ze śmiechem. Zdawał się być towarzyski, zabawny i otwarty. Ale czy był taki naprawdę? Maski zakłada się nie tylko na twarz, czasem też na duszę. W jego roześmianych oczach czaiło się prawdziwe zwierze i ona to dostrzegła. Cofnęła się minimalnie, nadal pozostając sympatyczną nieznajomą. Przechyliła lekko głowę, zaintrygowana jego śmiałą postawą.
Nagle zauważyła rozpędzony kształt, jakby obitą szkarłatem sofę na kółkach. Odwróciła głowę w tamtą stronę; jakaś kobieta podążała w ich stronę z wściekłością malującą się na twarzy, przepychając się między tańczącymi parami. Energiczny krok sprawił, że falowało jej dosłownie wszystko, co nie miało stabilnego oparcia.
Chłopak obrócił głowę, chrząkając, Lotka ukryła uśmiech udając nagły atak kaszlu.
Kiedy krągła dama w czerwieni stanęła obok Aleca i chwyciła go mocno za rękę, jakby to zapewniło jej dozgonną wierność partnera, uderzył ich zapach mocnych, duszących perfum, tak słodki, że przez chwilę Vivienne myślała, że zwróci jeszcze to, co jadła przed Balem.
- Pewnie pomyliłaś Alec'a z Benem. Alec, to brat bliźniak Bena. A jeśli szukasz Bena, to stoi pod ścianą - jej głos był niemal identyczny w odczuciu co jej zapach. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, mało brakowało a opowiedziała by Lotce co robią wszyscy obecni na Balu, gdzie i o jakim dokładnie czasie w przybliżeniu co do sekundy. Vivienne spojrzała z ukosa na Aleca, którego ciągnęła jego, jak można łatwo wywnioskować z ostrego tonu słów, dziewczyna. Jego wzrok wyrażał nie tyle brak entuzjazmu co po prostu zmęczenie życiem doczesnym. Widać, że nie lubił pełnić roli miotełki, którą można dowolnie przestawiać. Natomiast Pani Sofa, która oczywiście grzecznie się przedstawiła, a nie z buta wjechała w ich rozmowę, widocznie była nieznoszącą jakiejkolwiek formy sprzeciwu domatorką i zazdrośnicą.
Vivienne posłała Alecowi pełne współczucia spojrzenie, nie mogła jednak powstrzymać wpełzającego na jej usta uśmiechu, widząc przed sobą obraz typowej parki.

<Ktoś? XD Może Pani Sofa? Ja bardzo chętnie poprowadzę dyskusję na temat "niemiłych zachowań w społeczeństwie" i "wybawiania z opresji" ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz