Spod wpół przymkniętych powiek obserwowała grę świateł na gładkiej
powierzchni parkietu. Obijały się w jej oczach, przepływały gładko po
policzkach. Chciała jedynie pozbyć się tej głupiej sukienki, spakować
walizki i wyjechać jak najdalej stąd. Miała dość tego miasta, tych
napuszonych ludzi, gwaru. Ten hałas wyżerał ją od środka, pragnęła
pozbyć się dźwięków ze swojej głowy. Zakryła uszy dłońmi, zachwiała się.
Czuła rytm bicia swojego serca w każdej cząstce ciała.
- Ciebie? - wydusiła, opierając się o jedne z drzwi. Zimna powierzchnia
musnęła jej plecy. Chłodny dreszcz sprawił, że wzdrygnęła się
mimowolnie. Wzrokiem nadal wodziła za barwnymi plamami tańczącymi na
ścianie. Ben zwrócił twarz w jej stronę. - To mnie szukają - nacisnęła
klamkę i weszła do pustego pomieszczenia. Oprócz luster zamieszczonych
na ścianach nie było tam absolutnie nic. Coś w tej pozornej harmonii ją
przerażało. Nie było słychać tu żadnych dźwięków, chociaż od sali
tanecznej dzieliło ją jedynie parę centymetrów drewna. Ta wymarzona
cisza stała się nieznośnie piskliwym dźwiękiem, tak wysokim, że jej
twarz wykrzywił grymas bólu.
- Jak cicho... - Ben stał tuż za nią, patrząc na swoje odbicie w lustrze
jak zaczarowany. Vivienne wciągnęła głęboko powietrze. Była pewna, że
jest sama. Spojrzała na drzwi. Raczej na ścianę, jednolitą, jakby
dopiero co wygładzoną białą ścianę, która pojawiła się w miejscu drzwi.
<Ben?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz