sobota, 30 sierpnia 2014

od Romeo - C.D Katheriny / Od Ben'a

Od Romeo - C.D Katheriny
Zastanowiłem się, a Ben cały czas oglądał ranę. Dotknął ją nawet, ale zaraz z sykiem zabrał rękę. Przewróciłem oczami. On naprawdę był jak takie małe dziecko. Małe, niebezpieczne, obłąkane, niekoniecznie pojmujące to, że już nie jest w Manticore dziecko. Które nie ma na sobie koszulki, bo była cała przesiąknięta krwią i trzymał ją w ręce.
Ok, co robimy. Mój umysł niemal natychmiast przestawił się na myślenie żołnierza. Dwadzieścia lat bycia nim daje we znaki. Zastanowiłem się chwilę, ale nie potrzebowałem wcale długiego czasu do namysłu, w końcu na wojnie trzeba podejmować szybkie decyzje i tego zostałem nauczony. Eh.. Gadam trochę jak Ben. To on tu jest psychopatycznym mordercą "bo tego go nauczono".
- Po pierwsze, powinniśmy się jak najszybciej stąd wynosić, znają nasze położenie. Będzie trzeba się przyczaić, bowiem nie znamy wroga. Eh, czuję się jak na zajęciach taktycznych - mruknąłem, chodząc po pokoju. - Ja pójdę za tym samochodem.
- Dlaczego ty? - spytała Kath.
- No właśnie - zgodził się Ben.
- Bo chcę mieć kogo przepytywać, a rozmawiać z zwłokami nie potrafię - wytłumaczyłem, a Ben mi przytaknął robiąc znów minę jak na filmach. - Nic mi nie będzie, poradzę sobie - odpowiedziałem za wczasu, bowiem wiedziałem, że Kath się martwi. - To tylko taki... zwiad. Wrócę za około cztery godziny i ruszam teraz, zanim ślad po nich zaginie.
I wyszedłem szybko z pokoju. Wiedziałem, że idą za mną. Ben z łatwością mnie dogonił, kiedy wyszliśmy z domu. Odwróciłem się do niego. Będę tego strasznie żałował, ale przynajmniej okaże się, czy Ben naprawdę ma dobre zamiary.
- Eh... Ben. Nie daj ich skrzywdzić - poprosiłem. Po chwili dodałem, ciszej. - Ich obronę potraktuj jak... swoją misję. Obowiązek. Zrozumiałeś?
Zobaczyłem jak zesztywniał i spojrzał na mnie wzrokiem którego odgadnąć nie mogłem. Tak, specjalnie użyłem tych słów, które dla niego miały większe znaczenie niż cokolwiek innego. Wiedziałem, że jeśli się zgodzi, to potraktuje to jak jakiś sens życia, ale zależało mi na bezpieczeństwie dziewczyn. A mimo, że go praktycznie nie znałem, wiem, że oddałby życie by wypełnić swą misję. W końcu to żołnierz, zaprogramowany na to by zabijać i być zabitym. Katherinie nie może się nic stać. Eh... chciałbym z nimi zostać. Bardzo chciałbym. I choć pewnie się do tego nigdy nie przyznam, po prostu zrobię wszystko by Ben nie wrócił do Manticore. Cóż, rodzina to dla mnie rzecz święta, choć nikłe miałem o niej pojęcie. Spojrzałem na niego. Wahał się.
- Tak - odpowiedział, od razu poważniejąc. Uśmiechnąłem się do niego i ruszyłem za śladem kół. Odwróciłem się jeszcze tylko i rzuciłem mu kluczyki od mojego samochodu. Eh, Chevy... Mam nadzieje, że on umie prowadzić.
- Jeśli ją zarysujesz, to Cię zabije! - krzyknąłem jeszcze i poszedłem dalej.

Od Ben'a
Patrzyłem jak odchodzi, nadal stojąc jak kołek. Jeszcze tylko złapałem kluczyki, nawet nie patrząc się na nie. Uwielbiam moce X5. Wypuściłem powietrze z płuc, intensywnie myśląc o tym wszystkim. Miałem się, hmm, zaopiekować Kath i tą dziewczyną. Nie jestem niańką, ale co miałem zrobić? Z jego słów wnioskuje, że to mój obowiązek.
Obowiązek.
Misja.
Z nimi wiąże się również dyscyplina, więc się zgodziłem. Ufa mi, heh. Miło. Schowałem do kieszeni kluczyki od jego samochodu, po czym poszedłem do kuchni. Stały tam obie i mimowolnie się zawstydziłem, gdy poczułem ich spojrzenia na sobie. Nie było mojego zmieszania widać, przecież nie dam im tej satysfakcji. Kerry przypatrywała się tatuażom, widocznie zdziwiona. Potraktuje to jako komplement, nie mam ochoty się teraz kłócić ani tłumaczyć.
- Musimy stąd iść - powiedziałem, opierając się o blat. To wszystko mi się nie podobało, ale co poradzić? Wiele rzeczy może nam się nie podobać. Ruszyliśmy do wyjścia. I wtedy poczułem czyjeś palce na moich plecach. Wzdrygnąłem się i odskoczyłem jak oparzony odwracając się do dziewczyn. Przez chwilę nie oddychałem, by zaraz opróżnić i ponownie napełnić płuca świeżym powietrzem, uspokajając się. Kerry spuściła wzrok i już wiedziałem kto jest winien.
- Przepraszam - powiedziała zawstydzona. I jest nas dwoje.
- Nie lubię być dotykany - wytłumaczyłem chłodnym głosem, nadal czując mrowienie w miejscu, gdzie przejechała palcami. Nie lubię? Nienawidzę. Po prostu nienawidzę, gdy ktoś mnie dotyka. Ten przywilej mają tylko niektóre osoby, a i tak nie sprawia mi to żadnej przyjemności. Powiedzmy, że uraz z dzieciństwa plus kilka lat całkowitej samotności trochę mnie wyalienowały i sięgnąłem rozum do głowy, wiedząc, że nigdy nie znamy zamiarów innych. A dotyk oznacza bliskość, bliskość oznacza praktycznie brak czasu na reakcję, która by była odpowiedzią na niespodziewany atak. Chyba nie trzeba być Sherlockiem, że to była prawdziwa udręka, gdy Alec i Kath mnie trzymali. Alec'a bym zniósł, knebel jeszcze przeżył choć i tak wykazałem się dużym zaufaniem, ale Kath siedząca na mojej piersi, to była przesada. Nadal czułem w tym miejscu nieprzyjemne ciepło. Znaczy ciepło było w miarę przyjemne, ale sam fakt wywołania go już nie. Naprawdę, to przypalanie było niczym przy tym, ale wiedziałem, że to potrzebne. Jej głos brutalnie przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Nie musisz tak na nią napadać - warknęła Katherina. Napadać? Ja?
- Po prostu jeśli nie musicie, nie dotykajcie mnie. Ani w plecy, ani w pierś, ramiona, ręce czy nogi a tym szczególnie szyję, kark, głowę. Trzymajcie się tego, bo przez najbliższe cztery godziny musimy ze sobą wytrzymać. Jak mówiłem: jeśli nie ma takiej potrzeby, ręce przy sobie - mruknąłem, po czym zgarnąłem swoją kurtkę i zarzuciłem ją na ramiona, niczym taką barierę "anty-dotykową". Moja koszulka była zupełnie przesiąknięta i do założenia się nie nadawały.
O matko.
Zapomniałem o krwi.
- Poczekajcie tu chwilę - rzuciłem i wszedłem szybko na górę. Na podłodze było trochę mojej krwi, ale wystarczająco dla dobrego łowcy. Wyjąłem jakikolwiek dezodorant i napsikałem na krew, by ją zanieczyścić. Po chwili już nie nadawała się do niczego. Starłem rozcieńczoną posokę, odłożyłem na miejsce dezodorant. I przy okazji zmyłem z ręki zaschniętą już ciecz, pozostałą po ranie. Wyszedłem na dwór, by rzucić na ziemię szmatkę oraz moją koszulkę. Wyjąłem zapalniczkę i rzuciłem ją na rzeczy, które od razu zajęły się ogniem dzięki dezodorantowi. Nie ma to jak improwizowane zacieranie śladów. Eh. Na szczęście rzeczy się spaliły. Odwróciłem się do dziewczyn.
- Zmywajmy się stąd, zanim wrócą - rzekłem i wsiadłem do Impali.

( Katherina?)

piątek, 29 sierpnia 2014

od Katheriny - C.D Romeo

Zeszłam w końcu z niego i popatrzyłam na niego trochę zdziwiona, gdy usłyszałam jego wypowiedź.
-Nie........ Tak-powiedziałam poważnie w tym samym momencie co Alec, na żarty powiedział "tak".
Popatrzyłam na niego, ale z powagi zaraz nic nie wyszło , bo uśmiechnęłam się do niego rozbawiona. W tej samej chwili usłyszałam , że ktoś na dole otwiera nasze drzwi. Zbiegłam szybko na dół i odciągnęłam Kerry od drzwi i znów je zamknęłam.
-Dziewczyno, proszę nie zachowuj się jak dziecko-powiedziałam zrezygnowana
-Chcę wrócić do domu-dodała poważnie
-Potem-warknęłam
-Teraz-mruknęła wkurzona
Eh nie chciałam tego robić, ale na górze trzeba wszystko wyjaśnić z Ben'em i Alec'em. A jak ta chce cały czas uciekać mi z domu to , to nie wyjdzie. Zahipnotyzowałam ją i kazałam siedzieć grzecznie w kuchni. Cóż na nią na szczęście hipnoza działała więc problemów nie było. Wróciłam się do chłopaków , a Ben już siedział spokojnie na kanapie.
-Sorki, Kerry chce usilnie iść do domu-mruknęłam
-No to niech idzie-powiedział obojętnie Ben
Spojrzałam na niego trochę wkurzona, ale zaraz pokręciłam głową i usiadłam na kanapie obok Alec'a.
-Ben, ja obiecałam Rey'owi , że się nią zaopiekują -wyjaśniłam-Nie chcę tego złamać. Ale nic. Nikomu się więcej nic nie stało?
-Nie, ja jestem cały-odpowiedział szybko Alec.
-No, pierwszy raz chyba nie dostałeś -zaśmiałam się-Kerry też jest cała,ale roztrzęsiona. Więc musiałam ją zahipnotyzować.
-Działa na nią hipnoza? To czym ona jest?-zapytał zdziwiony Alec
-Do końca nie wiem. Nie wspominali o tym -wzruszyłam ramionami.-No a jak rana Ben?
-Jak widać lepiej. A co martwisz się?-zapytał kąśliwie
-Ciesz się, że nie wykopałam Cię na zbity pysk z mojego domu-warknęłam- Poza tym tak martwię się o wszystkich , zawsze którzy są pod moim dachem. Poza tym jesteś bratem Alec'a.
Zamilkłam. W sumie wszyscy milczeli, a ja zamyśliłam się nad tą rozmową z Rey'em.
-Dobra to co my mamy teraz robić? Ktoś ma pomysły?-westchnęłam cicho

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Rana Katheriny na szczęście nie była groźna, w przeciwieństwie do Ben'a, który też oberwał. Byliśmy w innym pokoju, Ben siedział spokojnie na krześle i patrzył na swoją ranę. Nie wyglądała najlepiej, ale chociaż tym razem to nie ja dostałem. Spojrzałem na jego ranę, która była idealnie dwa centymetry pod prawym obojczykiem, a może bardziej na skos, jeszcze bardziej w prawo. Wiem, że okropnie krwawiło, na pewno kula drasnęła tętnicę. Nie mówiąc o tym, że przeszła na wylot. Będzie trzeba wypalić. Spojrzał na mnie i przeczesał lewą ręką włosy.
- Auć - mruknął, zdjął ledwie koszulkę i przyłożył do rany. Trzeba to jakoś zatamować, a koszulka już przemokła.
- To będzie bolało - ostrzegłem go.
- Przecież wiem.
Zszedłem na dół, do Katheriny.
- Gdzie jest Ben? - spytała, rozglądając się.
- Dostał kulką.... Masz do pożyczenia żelazko? - rzekłem, rozglądając się. Zmarszczyła brwi i po chwili wahania mi dała. Wróciłem na górę, do Ben'a. Siedział, będąc blady jak trup. Po jego ramieniu spływała krew, przez rękę i dłoń aż w końcu kapiąc na podłogę. Podłączyłem żelazko. Oh, współczuję mu, bo to będzie cholernie bolało.
- Przygotuj się na największy ból, jaki kiedykolwiek czułeś - ostrzegłem go. Lekko spłycił mu się głos, po czym wstał i położył się na plecach, na podłodze. Unieruchomiłem mu rękę, przygniatając ją kolanem, by mieć obie ręce wolne.
- Myślisz, że to moje pierwsze wypalanie rany? - zaśmiał się. - Choć pierwszy raz ktoś to robi żelazkiem. Za słabo mnie trzymasz.
Nagle w drzwiach pojawiła się Katherina. Ok, to musiał być naprawdę komiczny widok. Zmarszczyła brwi, zaskoczona.
- Eh, Kath, pomożesz mi go trzymać? - poprosiłem. - Trzeba wypalić ranę, nie mam nic żelaznego czy metalowego ani prochu strzelniczego by to zrobić tradycyjnie, więc zostało mi żelazko - wytłumaczyłem. Po chwili wahania, podeszła.
- Jak mam go przytrzymać? - spytała.
- Druga ręka i pierś musi być unieruchomiona. Nie sądzę, by nie próbował się wyrywać. Ah, prawie bym zapomniał - mruknąłem i zakneblowałem go. Nie chcemy, by się darł na całe gardło, co? Wystraszyłby tą dziewczynę na śmierć. Katherina usiadła na piersi Ben'a, a ja wziąłem żelazko i przyłożyłem do rany. Owszem próbował się wyrwać, ale nie trwało to jakoś długo, po niecałej minucie "wypalania" rany, przestałem. Nie krwawiła już, jak i zaczynała się goić, dzięki szybkiej regeneracji typowej dla x-pięć. Kath z niego zeszła, a ja go puściłem, zdejmując knebel. Ben po chwili się podniósł i zaczął patrzeć na swoją ranę. Siedziałem koło niego.
- Dobrze się bawiliście? - spytał, patrząc na nas. Oddychał szybko ale i głęboko.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

Siedziałam z Kerry i rozmawiałam z nią na spokojnie. Ben przez pewien czas przyglądał nam się uważnie, ale później gdzieś poszedł. Kerry opowiadała i streszczała wszystko coraz bardziej dokładniej.  W końcu do kuchni weszli Ben i Alec. Złożyli pewną propozycję. W sumie nie była tak zła, nawet bardzo dobra.
-Mam kontakt ,ale nie wiem czy odbierze -wyjaśniłam
-Spróbujmy-poprosił Ben
Skinęłam spokojnie głową i złapałam za telefon i zaczęłam dzwonić. Czekałam dobre parę minut, ale nikt nie odebrał.
-Nie odbiera -mruknęłam wkurzona
Weszłam do kuchni i złapałam za butelkę alkoholu. Tak standard u mnie w domu nigdy nie zabraknie alkoholu. Porzuciłam go mężczyzną, którzy oczywiście napili się go. Zaraz usłyszałam wibracje. Podeszłam do lady i wzięłam telefon. Wyświetlał się numer Rey'a. Odebrałam i szybko włączyłam na głośnik.
-Kerry nic nie mów-poprosiłam cicho - Halo? Rey?
-Katherina?! Wróciłaś do domu?-zapytał szybko
-Tak, tak wróciłam -odpowiedziałam
-To dobrze, to wynoś się z naszego domu i ukryj się gdzieś. Błagam-powiedział przerażony
-Chwila ,ale o co chodzi?-zapytałam zdziwiona
-Katherina...... Zrobiłem coś strasznego. A teraz ktoś próbuje mnie zabić. Nie wracam do domu, muszę się ukryć. Zaopiekuj się Kerry. Błagam...........oni wiedzą , że była kiedy zabraliśmy dokumenty od ciebie z pokoju-wyłkał
-Tak ja też o tym wiem-warknęłam
-Wybacz mi! Nie chciałem tego robić. Myślałem ,że w ten sposób Ci pomogę. A bardziej zaszkodziłem-westchnął. -Proszę uważaj na siebie!
W tej samej chwili usłyszałam w tle, dźwięk przedzierania się przez las i czyjeś krzyki, oraz wycie psów.
-Muszę kończyć......Niedługo się zobaczymy. Mam nadzieję -powiedział szybko
-Rey..... Czek.....-nie skończyłam bo się rozłączył.
Westchnęłam cicho i weszłam do kuchni. Kerry tam nie było. W tej samej chwili usłyszałam pisk opon na polu. Wyleciałam jak oparzona z domu i w tej samej chwili zobaczyłam jak Kerry wychodzi z mojego ogrodu. W samochodzie ktoś wystawił broń. Skoczyłam w jej stronę i usłyszałam tylko głuchy strzał i ból w ramieniu. Upadłam na Kerry , żeby ją osłonić ,a  z domu wybiegli jeszcze Alec i Ben. Samochód odjechał, a ja podniosłam się z roztrzęsionej dziewczyny.  Położyłam się tuż obok niej na trawie i dotknęłam ramienia.
-Ehh jak miło-mruknęłam zdenerwowana, widząc że kula trafiła moje ramię,które zagoiło się tydzień temu po kołku.
Podniosłam się z trawy i zabrałam do domu Kerry. Zamknęłam drzwi na klucz i zakazałam jej wychodzenia. Weszłam szybko do łazienki i wzięłam pęsetę ,a następnie wyciągnęłam kulę z ramienia. Odkaziłam ją i założyłam sobie bandaż. Założyłam inną, luźną bluzkę na ramiączkach ,która odsłaniała bandaż i wyszłam z łazienki.
-To co robimy?-mruknęłam spoglądając na przerażoną Kerry.

(?)


od Romeo - C.D Katheriny

Westchnąłem. Tragedią by było odbudowanie Manticore. Myślałem, że nigdy już się tego nie podejmą, ich wszystkie badania, laboratoria były spalone w wielkim pożarze sześć lat temu. Chyba że... chyba, że mieli kopie zapasowe w innej bazie. Tamci ludzie Białego nie mieli gnata, noża tylko paralizator o wystarczającej mocy by zdrowa x-piątka straciła przytomność. Być może chcieli nas żywych? Jeśli tak, nie ma co się pakować w to wszystko. Tylko się zaszyć i nie dać się złapać. Ah no i ostrzec innych, ale teraz nie mamy pewności. To nie musi być Manticore, może po prostu jakaś sekta czy coś. Ben spojrzał na mnie i mimo jego kamiennej miny, wiedziałem, że się boi. Manticore to jedyna rzecz na świecie, której się boi. No i może piekło, ale to chyba wiadomo.
- Pójdę się jeszcze rozejrzeć, zostańcie tutaj - mruknąłem. Ben spojrzał na mnie lekko zdziwiony i nieufny. Tak, on był jednym z tych ludzi, którzy dosłownie nikomu nie ufają. On nawet mi nie potrafił zaufać, choć i tak wystarczającym dowodem, że się stara było to, że spał przy nas. Wbiegłem na górę i westchnąłem cicho, po czym uruchomiłem stan Łowcy. Tak samemu z siebie nie było łatwo, ale dla chcącego nic trudnego. Od razu zrozumiałem zmieszanie Ben'a, kiedy próbował coś znaleźć, gdyż od razu uderzył we mnie taki natłok zapachów. Tak jak określił "jakby wybuchła tu bomba zapachowa". Ben... Owszem, mogłem zdać się na niego. Ale on nie miał doświadczenia. Owszem, był bardzo dobrym łowcą, w końcu to mój brat, ale on nie znał się na takim tropieniu. On polował, miał wyznaczony cel który tropił i ścigał. Ten cel często krwawił. A tutaj? Nawet ja nie wiem czego szukać.
Szybko rozpoznałem, nie wiem jak, który zapach jest Rey'a, a który tego drugiego. A po chwili się uśmiechnąłem mimowolnie, gdy poczułem zapach Katheriny, bardzo silny mimo jej długiej nieobecności. Wypuściłem z płuc powietrze głośno i znów zacząłem szukać czegoś istotnego. Wyostrzony wzrok to super sprawa, tak samo jak słuch i węch. I wtedy zobaczyłem to. Na jednej z kartek papieru było kilka kropel krwi. Widocznie szukając istotnych dokumentów, któryś z nich zaciął się. Podniosłem tą kartkę. Krew zaschnięta, ale w miarę świeża, a zapach mocny. Była tego drugiego, ale było jej za mało by po zapachu krwi go wyśledzić. Nagle w drzwiach pojawił się Ben. Odwróciłem się w jego stronę, zaskoczony. Oparł się o framugę z tym swoim denerwującym uśmieszkiem, który nigdy nie schodził z jego ust. Spojrzałem na niego. Podszedł do mnie i wziął dokument, na którym była krew. Przyjrzał mu się w milczeniu, po czym przeniósł wzrok znów na mnie.
- To może być Manticore? - spytał cicho.
- Raczej nie. Po co Rey miałby się wpakować w ich sprawy, a po co oni mieliby go przyjąć? - powiedziałem. Pokiwał głową. Zeszliśmy na dół. Zauważyłem, jak Ben ściąga kurtkę. Ha, wreszcie będzie można nas odróżnić, bo jego bluzka nie miała rękawów. Skierowałem swą uwagę na Katherine, która stała przede mną.
- Masz jak skontaktować się z Rey'em? - spytałem - Możemy z nim porozmawiać. Raczej, ty byś rozmawiała, my słuchali.

(Kath?)

od Katheriny - C.D Romeo

Zerknęłam jeszcze raz, dokładniej na dokumenty i stopniowo poprzypominałam sobie wszystkie jakie miałam w poszczególnych miejscach.
-Zniknęły dwie kartki ,które miałam na twój temat Alec. Ale jeszcze przed tym jak odzyskałeś pamięć. Następnie zniknęły ostatnie sprawy z zabójstwami i......... a właśnie miałam tutaj swoje dokumenty. To co jest?! Kto wziął moje dokumenty. Miałam parę spraw które musiałam załatwić po powrocie. I jeszcze trochę innych. Mniej więcej było tam też przestudiowanie wszystkich ras. -mruknęłam wkurzona
Skoro Rey tutaj był to co się stało?! Kto do jasnej ciasnej wkradł się do mojego domu. Czy Rey mu pomagał? W pewnej chwili usłyszałam coś zza drzwi, jakiś płacz i skrzypienie drzwi w pokoju mojego przybranego brata. Szybko znalazłam się tam i zauważyłam Kerry (dziewczyna Rey'a). Ona podskoczyła przerażona, a ja przyjrzałam jej się zdziwiona.
-Kerry co ty tutaj robisz? Co się stało?-zapytałam
-Rey, przyprowadził mnie tutaj.-wydukała-Kiedy zobaczył kartkę od ciebie, to........... się wkurzył i zadzwonił po mojego brata. On nie chciał u ciebie nic grzebać. Ale dowiedziałam się tyle , że mój brat gdzieś do jakiejś bardzo znanej grupy należy, a Rey jest ich informatorem i też chce być członkiem....... Katherina ja się boję-rozpłakała się.
Dziewczyna chciała się osunąć, jednak ją przytrzymałam i zeszłam z nią na dół. Zaraz za mną przyszli Alec i Ben przyglądając się naszemu gościowi. Zrobiłam jej herbatę i podałam. Kerry miała podpuchnięte oczy i całe czerwone. Zastanawiało mnie to kiedy to się stało?
-Kiedy to się stało?-zadałam pytanie
-Wczoraj. Siedziałam w kuchni z Rey'em , a mój brat wparował do was do domu i pobiegł na górę. Chciałam się dowiedzieć o co chodzi i w ogóle. Ale Rey mnie złapał i nie pozwalał wyjść. Gdy krzyknął "szybciej" do mojego brata to usłyszałam , że coś się rozwala....... Potem gdy wyrwałam się Rey'owi jak szedł na górę, to popchnął mnie na ścianę ze złości. Gdy byli razem w twoim pokoju, schowałam się w szafie u Rey'a. I resztę już powiedziałam-wyjaśniła roztrzęsiona. Skinęłam głową i popatrzyłam na chłopaków. Podniosłam się z krzesła i wyszłam z nimi do salonu zamyślona.
-Co się jeszcze dowiedziałaś?-zapytali obaj.
-Jakaś duża grupa...........myślicie że to mogą być Manticore?-zapytałam tym razem ja ich.

(?)

czwartek, 28 sierpnia 2014

od Romeo - C.D Katheriny

Rozejrzałem się, swoim fachowym okiem. Nie mogłem zrobić nic więcej, nie będę ryzykował przechodząc na tryb łowcy, choć teraz jestem w swoim żywiole. Przeszedł mnie dreszcz ekscytacji, na myśl o polowaniu. Takim prawdziwym. Ale nie mogłem tego zrobić. Boję się, że na tym się nie skończy, mam złe przeczucie. Co jak będzie podobnie, albo gorzej niż wczoraj? Jak nie zaprzestanę na ledwie kilku siniakach? Eh, chce już być sobą, wywalić tego demona na zbyty pysk. Moje demony, te własne, wewnętrzne umiałem okiełznać, ale nie kiedy wspiera je ten dupek, tylko po to by mnie zastąpić. Zacisnąłem szczękę oraz pięści z złości, bezsilności.
Po chwili, spojrzałem prosząco na Ben'a. Przecież on miał te same zdolności co ja, a, mimo jego szaleństwa i obłędu, lepiej nad nimi panował. Co za ironia. Coś mnie zdziwiło. Nie musiał nawet mocno wciągać powietrza, by wyczuć zapachy. Normalnie jak ten facet z "Pachnidła".
- Nie patrz tak na mnie. Jest tu za dużo obcych zapachów - powiedział przepraszająco - Bardzo silny zapach dwóch mężczyzn, który i tak przysłania zapach Katheriny i jakiś perfum. Te dwa są za silne, przykrywają dosłownie wszystkie inne.
- Oczywiście, że tu mną pachnie! - oburzyła się Kath. Zaraz jednak zmarszczyła brwi - Skąd wiesz, jak pachnę?
- Jesteś pół kotem, masz bardzo mocny zapach - wzruszył ramionami.
- Czujesz siarkę? - spytałem. Po chwili wahania, Ben pokręcił przecząco głową. Czyli nie demon. To dobrze.
- Mówiłeś, że czujesz dwóch mężczyzn - wypytywała się Kath.
- Ej, sami użyjcie swoich zmysłów! Czuje się wykorzystywany - przewrócił oczami. Po chwili odpowiedział - Tak. Jeden to pewnie ten osławiony Rey, drugi... Jest za słaby. Dostał się przez drzwi - wytłumaczył, wskazując na nie - potem się strasznie tu kręcił, bo pachnie jakby ktoś bombę zapachową wysadził. Potem wydostał się tym samym wejściem, co wszedł.
Pokiwałem głową, po czym spojrzałem na Katherine.
- Czego dokładnie brakuje? - spytałem.

(Kath?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Stałam i patrzyłam na niego zszokowana. Oczywiście jednocześnie słuchałam uważnie jego opowieści. No teraz to zrobiło mi się trochę głupio, ale trudno. Nawet nie wiedziałam o czymś takim, można powiedzieć, że trochę przykro mi się go zrobiło, ale nie będę nic mówić. I tak z resztą, on sam jest często małomówny, chociaż ta jego wypowiedź. Taka długa.........to mnie zaskoczyło.
-No to jedźmy do mnie-powiedziałam cicho
Ben i Alec szybko wsiedli do samochodu, a ja zerknęłam na domek Alec'a i wsiadłam zaraz za nimi. Impala dowiozła nas do mojego domu w jakieś pół godziny. Wysiadłam szybko z samochodu, nawet zanim chłopaki to zrobili. Podbiegłam pod drzwi swojego domu i otworzyłam je szybko. Weszłam do środka, kładąc torbę w kuchni. Jednak coś mnie niepokoiło. Chłopaki weszli tutaj i zaraz zobaczyłam Ben'a,który się przygląda mojemu domu.
-Przytulne mieszk.....-zaczął jednak zatkałam mu buzię ręką.
Szybkim ruchem odrzucił moją rękę,a  ja mu pokazałam by był cicho. Odsunęłam się od nich i cicho wyszłam na górę. Otworzyłam drzwi do pokoju Rey'a, jednak nic tam nie było. Cisza, a u niego było tak samo jak zostawiłam. Poszłam szybko pod swój pokój. Otworzyłam gwałtownie drzwi i aż mnie zatkało.
-Co jest?!-podbiegł do mnie Alec
Weszłam do środka zszokowana, moja dobrze schowana szafa, była otworzona, a tuż obok były porozwalane dokumenty. Z biurka było wszystko zwalone na podłogę. Tak samo rozwalona lampka nocna , i krzesło rozwalone o ścianę.Jedyne co nie było naruszone to łazienka, garderoba i łóżko.
-Ktoś tu był-stwierdził zdziwiony Alec.
Zignorowałam jego słowa.Podeszłam do biurka i zaczęłam podnosić kartki obok niego. Brakowało paru papierów, które miały różne informacje. Dokumenty przy swojej ukrytej szafie również szybko posprzątałam i również kilku brakowało.
-Szukał czegoś. I najwidoczniej to znalazł-mruknęłam
-Co masz na myśli?-zapytali zaraz obaj.
-Brakuje paru dokumentów-wyjaśniłam

(?)

od Ben'a - C.D Katheriny

Dziewczyna naprawdę miała niewyparzony język. Przez cały lot nie odzywałem się do nich, tak samo jak przed i po pobycie w samolocie. Nie powinno to nikogo zdziwić, ja zazwyczaj siedziałem cicho. Nawet nie wiedziałem jak się odezwać. Można powiedzieć, że trochę czuję się jak ojciec który poznaje swoje dorosłe już dziecko, choć tak bym tego sam nie porównał. Owszem, powinienem się odezwać do Alec'a już dawno. Ale on również powinien jakiś krok do przodu zrobić. Chyba, że nie chciał mnie "poznać". Jakoś nie czuje się źle, że mu wparowałem do życia z butami. Dlaczego miałbym się źle czuć? Jestem jednym z tych, którzy biorą co chcą. A ja chciałem "poznać" mojego brata i koniec, kropka. Jednak źle opuszczało mi się Seattle. Tam była Max... Powinienem się zamknąć.
- Jasne - odpowiedział za nas Alec - Tylko chcę podrzucić moje rzeczy do domu - mruknął i pojechaliśmy jego Impalą pod jego dom. Wysiedliśmy, jednak tylko Alec poszedł. Serio, kto mu dał takie idiotyczne imię? Śmiać mi się chce, gdy je słyszę. Alek*, heh!
Oparłem się o samochód. Spojrzałem na Kath.
- Nie mogłem wcześniej przyjechać - zacząłem, patrząc na dom. - Miałem być szczery. Kiedy miałem dwadzieścia lat, pokłóciłem się z Max. Alec musiał Ci coś o niej mówić. Max była dziewczyną, z mojego oddziału. Jako dzieci byliśmy ze sobą bardzo blisko, niemal jak rodzeństwo. I wtedy się rozdzieliliśmy, podczas ucieczki z Manticore. Miałem pewien cel i gdy już go miałem zamordować, Max stanęła mi na drodze. Walczyliśmy, choć tego nie chciałem. Atakowałem ją, ale nie zrobiłem jej krzywdy. Myślałem o tym, bardziej jak o zabawie niż prawdziwej walce. Ona odwrotnie. Uczyniła mnie kaleką. Jedna moja noga była trwale uszkodzona, a druga... wiesz jak wygląda otwarte złamanie, prawda? Nie chciała tego oczywiście. Powiem Ci w skrócie. Na ogonie siedziała nam Manticore. Nie dałbym rady im uciec, więc przebłagałem Max by mnie zabiła. Niewprawnie skręciła mi kark, jednak nie umarłem. Pogrążyłem się w śpiączce, ale uniknąłem losu jaki mi chcieli zgotować za ucieczkę. Trwałem w tej śpiączce trzy lata. Gdy się wybudziłem... Dopiero wtedy dowiedziałem się o Alec'u. Jak byłem dzieckiem, miałem bardzo bujną wyobraźnię i zwyczajnie myślałem, że go sobie wymyśliłem. Wcześniej narozrabiałem w Nowym Jorku i tu nagle wiadomość, że z więzienia zbiegłem... ja. Nawet było "moje" zdjęcie! Postanowiłem więc znaleźć Alec'a. I to wszystko co musisz wiedzieć. Nie użalam się nad sobą, to nie jest w moim stylu, a wziąć się w garść powinien wziąć się mój brat. I to ja jestem tym "szalonym".
I wtedy Alec wrócił. Znów zamilkłem i nawet nie patrzyłem na Katherine. Wow, była to najdłuższa wypowiedź, jaką kiedykolwiek powiedziałem. W życiu. W ogóle ujawniłem jej rąbek mojej historii! I tak był to ledwie mały szkielet jednego wątku w moim życiu, nie ujawniający zbyt wiele. Ledwie dwa wydarzenia, wcale nie tak wartościowe.

(Katherina?)

*Alec czyta się Alek, ale to chyba wiadomo XD

od Katheriny - C.D Romeo

Spojrzałam zdziwiona na Ben'a i zaczęłam sobie układać w głowie , co ja mam odpowiedzieć.
-No możesz. Ale pojawiasz się po szesnastu latach. Dopiero w tedy kiedy twój brat ma kłopoty. Dlaczego?-zapytałam podejrzliwie
Ben spojrzał na mnie. Milczał. Wpatrywaliśmy się w siebie, Ben jak zwykle chłodnym wzrokiem.
-No właśnie-mruknęłam - Nie mam nic przeciwko, ale weź się w garść i chociaż bądź szczery, co tak na prawdę tutaj robisz........Prócz tego , że chcesz spędzić czas z bratem.
-Katherina-westchnął Alec.
Zamilkłam i zerknęłam na niego. Odwróciłam wzrok od obu mężczyzn i zaczęłam się powoli pakować. Ben przyglądał mi się uważnie. Widziałam w jego oczach zaszokowanie. Nie chciałam się już sprzeczać , zwłaszcza , że jeszcze chwila i już wylatujemy do nas. Westchnęłam cicho , nie patrząc na żadnego z nich.
-Alec nie pakujesz się?-zapytałam
-Już ........-wydukał
Alec zaraz zaczął się pakować , a ja dokładnie mu się przyglądałam. Złapałam za burbon i wypiłam trochę z gwinta. Usiadłam na kanapie i patrzyłam na chłopaków. W końcu wszyscy byli spakowani. Wzięłam swoje rzeczy i poszliśmy na lotnisko. Cały czas się do siebie nie odzywaliśmy. Wsiedliśmy do samolotu i po kilku godzinach byliśmy na wyspie. No cóż Alec jak zwykle nienawidził samolotów. Wysiedliśmy i wyszliśmy na świeże powietrze.
-Jak dobrze być "w domu"-mruknęłam cicho
To nie był do końca mój dom przecież, mieszkałam tutaj fakt. Może i trochę się zżyłam z tym kochanym miastem, ale to nie był mój dom. Zerknęłam na Alec'a i Ben'a , który dalej myślał, nawet na mnie nie patrzył. Teraz to nie wiem czy dobrze zrobiłam mówiąc mu taką rzecz.
-To co idziemy do mnie?-zaproponowałam

(?)

od Romeo - C.D Katheriny

Ben od razu wszedł do łazienki, a po kilku sekundach usłyszałem jak leci woda z prysznica. Westchnąłem i wypiłem do końca swą szklankę burbonu.
- Nie mogę się doczekać powrotu - powiedziała, a ja się uśmiechnąłem. Nie pamiętam wyspy, ale szczerze, jeszcze nigdy (przynajmniej jeśli chodzi o to, co pamiętam) nie widziałem na żywo plaży. Przeczesałem palcami włosy, nieświadomie robiąc dokładnie taki sam gest jak Ben kilka minut temu. Często, najczęściej właśnie nieświadomie, robiliśmy takie same gesty, miny, przybieraliśmy taki sam ton czy nawet w tym samym czasie tak samo się zachowywaliśmy choć mieliśmy zupełnie różne charaktery. Uroda bliźniaków. Nawet nasze głosy się prawie nie różniły. Prawie, bo ja mam bardziej zachrypnięty od codziennego picia alkoholu. On, jeśli w ogóle, tykał jedynie "od święta".
Po chwili, wyszedł z łazienki. Na sobie miał jedynie ręcznik, który dosłownie cudem się trzymał na nim, bo wyglądało jakby miał zaraz spaść. I niemal szczęka mi opadła. Nie przez widok, bo szczerze, jesteśmy przecież prawie tacy sami. Znów się wkrada "prawie". On był niemal anorektycznie chudy, jakbym go nie znał, wysłałbym go na jakąś terapię. Zdziwiły mnie tatuaże. Ten na piersi, którym mógłby się pochwalić jedynie mistrz w robieniu tatuaży. Choć mogłem się spodziewać tatuażu serca, bowiem taki sam motyw miał obrazek Matki Boskiej, który dostał w dzieciństwie. Płomień również mnie nie zdziwił, chociaż samego Ben'a porównałbym bardziej do lodu. Skrzydła i drut kolczasty? Ok, nie wgłębiam się. Jakoś nie marzy mi się zaglądać w jego psychikę.
Podszedł do torby rzeczy, jaką wziął ze sobą z swojego "domu". Łyknął parę tabletek i wciągnął na siebie spodnie. Tego już nie widziałem, nie marzyło mi się oglądać go, nawet przez sekundę, gołego, chociaż stał tyłem i miał na sobie ręcznik.
- Teraz na wyspę, co? - spytał, odwracając się do nas, a jednocześnie zapinał guzik od spodni, po czym zaczął szukać koszulki. Do wstydliwych to on nie należał.
- Tak - powiedziałem. Nagle zmarszczyłem brwi, po czym uśmiechnąłem się, krzyżując ręce na piersi - Dlaczego wróciłeś dopiero nad ranem, padnięty jakbyś nie spał od dwóch tygodni?
Uniósł na mnie leniwie wzrok, nawet nie podnosząc głowy.
- Jestem już dużym chłopcem, tato - mruknął, przewracając oczami. Na ręce naciągnął krótkie rękawiczki bez palców i szybko je zapiął.
Zacząłem się pakować. I znów przez kilka dobrych lat nie zobaczę tego mieszkania. Eh, co tam.
- Dlaczego z nami jedziesz? - spytała Kath Ben'a. Spojrzał na nią.
- Nie mogę? Przepraszam, że chcę trochę pobyć z moim młodszym braciszkiem - W jego słowach, było słychać delikatną nutkę jadu. Tak, to on jest starszy. Dlatego ma numer 493, a ja 494. Ale kogo obchodzi różnica dwóch godzin?!

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

Uśmiechnęłam się widząc jak Ben, słodko śpi. Na prawdę wyglądał na małe dziecko, takie bezbronne...... Szybkim ruchem zabrałam swoje świeże rzeczy i weszłam do łazienki, by się odświeżyć. Po kilku minutach wyszłam spokojnie z łazienki i zerknęłam na Alec'a ,który stał w kącie. Nie miałam w sumie na sobie butów, więc poruszanie się po domku cicho , nie było takie trudne. Podeszłam cicho obok Alec'a czyli bardziej do kuchni i zajrzałam do szafki. Brakowało trzech butelek alkoholu. Zerknęłam ukradkiem na Alec'a, ale nie będę się dopytywać. Chwyciłam za butelkę burbonu i nalałam sobie do szklanki, wyciągnęłam również cicho kostki lodu. Podałam jedną szklankę Alec'owi , a sama szybko upiłam łyka.
-Idę się przewietrzyć -szepnęłam Alec'owi i pocałowałam go delikatnie.
Odsunęłam się i wyszłam z jego domku, trzymając w ręce nadal szklankę. Wskoczyłam na dach i usiadłam spokojnie na nim. Zaczęłam myśleć. Czy ja robię coś źle, że Alec tak się zachowuję?! Czemu ostatnio wszystko się tak komplikuje. Upiłam ponownie łyka burbonu. Matko, coraz gorzej jest. Po prostu coraz gorzej. Wracam do domu i chyba sobie wszystko muszę poukładać. Ja na prawdę się gubię w tym wszystkim, więc co teraz sama mam robić? Westchnęłam cicho i wypiłam jednym łykiem cały burbon. Podniosłam się z dachu i wróciłam do środka domu. Trzeba zachowywać się normalnie. Tak jakbym nic nie wiedziała. No co może być w tym trudnego? Weszłam z powrotem i popatrzyłam na Ben'a ,który usiadł dopiero na kanapie.
-O dziecko się obudziło-zaśmiałam się
Ben spojrzał na mnie wrogo, strasznie wkurzony i przeczesał ręką włosy, a następnie podniósł się z kanapy.
-Oj no nie wkurzaj się ...... -powiedziałam spokojnie
Mężczyzna pokręcił głową i wszedł do łazienki. Westchnęłam cicho z uśmieszkiem i włożyłam szklankę do kranu. Popatrzyłam na Alec'a , ale zaraz zerknęłam na zegarek. Za dwie i półgodziny wylatujemy z tych stanów. Jak miło, wracam do domu. Rey pewnie już wrócił do mnie. Będę musiała z nim wszystko wyjaśnić.
-Nie mogę się doczekać powrotu -uśmiechnęłam się zadowolona
Jakoś wolę ukrywać to zakłopotanie i to wszystko. Po prostu nie mam już siły na te wszystkie rzeczy.....

(Alec?)

od Romeo - C.D Katheriny

Zesztywniałem, nagle czując suchość w ustach. Te wszystkie wydarzenia uderzyły we mnie dwa razy mocniej, jakbym przeżywał to ponownie. Nigdy się tak nie zachowywałem, ale teraz? Jakbym powoli pogrążał się w szaleństwie. Chyba trzeba trochę po naśladować egzorcystę i pozbyć się tego demona raz na zawsze.
- Nie wiem, Katherine - skłamałem, ale zaraz powiedziałem kawałek prawdy - Jeszcze nigdy tak nie miałem. Zawsze panowałem nad tym.
Nadal dziwnie się czułem, gdy była tak blisko. Nieswojo. Jednak po chwili objąłem ją jedną ręką, nadal na jej brzuchu zataczając kółka kciukami.
Po raz pierwszy od dawna, zacząłem zastanawiać się "i co dalej?". Pojedziemy na wyspę, i co dalej? Wątpię, by coś się zmieniło. Nie teraz, nie kiedy nie jestem sam w własnej głowie. Jak jej powiem, co będzie dalej? Ona nie kocha mnie. Ona kocha go. Ja jestem nikim. Ale co zrobię? Będę udawał kogoś kim nie jestem? Grał na jej uczuciach?... Właśnie dostałem lekcję, że historia lubi się powtarzać. Spojrzałem na Katherine i lekko odgarnąłem drugą ręką kosmyk jej włosów z twarzy. Była zmęczona, tak samo jak ja. Delikatnie ją pocałowałem, mając gdzieś wcześniejsze wydarzenia. Niech się dzieje co się ma dziać. Pocałunek przerwałem dopiero po dłuższej chwili i obserwowałem w milczeniu jak walczy z zmęczeniem. W końcu jednak usnęła, a ja trzymałem ją tak jeszcze przez długi czas. Później wstałem, zdjąłem z niej buty i przykryłem ciepłą kołdrom.
Zamówiłem nam bilet na lot, gdyż tamten przepadł, przez ten głupi wypadek. Już dawno przestałem się przejmować moim morderstwem, raczej zabicie kogoś nie było dla mnie czymś nowym. Męczyła mnie jednak ta sprawa z demonem i Katherine. Co jakiś czas zerkałem na nią, jednak za każdym razem mój wzrok spoczywał na niej dłużej, niż początkowo miał. Wtedy wszedł Ben. Szybko zauważył, że Kath śpi i zachowywał się bardzo cicho, by jej nie obudzić. Przyjrzałem mu się. Miał rozczochrane włosy, podkrążone oczy i był lekko blady. Wisiała (nie można było nazwać tego inaczej) na nim czarna koszulka, na której spoczywał duży, srebrny krzyż a koło niego obijał się wisiorek z wizerunkiem Matki Bożej. Od razu padł na kanapę, owinął się miękkim kocem i tak leżał. Nie spał. Wydawałoby się teraz, że to prawda, że bliźniaki mają takie same nastroje. Dziś wszyscy byliśmy w podłym nastroju, przynajmniej ja. Ben usnął i wyglądał jak małe dziecko. Nawet mi się nie śniło, by zobaczyć go tak bezbronnego i niewinnego jak teraz. Ja też wyglądam tak, jak śpię?

Nie spałem całą noc. Błąkałem się po mieszkaniu jak duch, wziąłem prysznic, wypiłem z trzy butelki alkoholu, aż w końcu zaczęło mi szumieć w głowie. Trudno było upić kogoś takiego jak ja, nie dość, że wprawionego, to jeszcze bez naturalnych predyspozycji do upijania się. Najpierw obudziła się Kath, usłyszałem jak jej serce przyśpiesza dając do zrozumienia o wybudzeniu się śpiącej królewny. Podniosła się i rozejrzała.
- Co się s.. - zaczęła, ale przerwałem jej niemym nakazem o zachowaniu ciszy. Wskazałem na śpiącego na kanapie Ben'a, który naprawdę wyglądał jak małe dziecko. Przynajmniej nie ślinił się i nie chrapał. Kath powoli przeciągnęła się i wstała - Ile spałam?
- Kilka godzin - odpowiedziałem równie cicho jak ona - za cztery godziny, mamy wylot - poinformowałem, zachowując się zupełnie normalnie. Wszedłem do kuchni oddzielonej od reszty pokoju jedynie kanapą i nalałem jej kawy, po czym jej podałem. Była jeszcze gorąca. Spojrzała jeszcze raz na Ben'a, który spał jak małe dziecko. Małe, zabite dziecko. - Daj mu pospać. Przynajmniej jeszcze mamy trochę spokoju od niego - zaśmiałem się, szepcząc. 

środa, 27 sierpnia 2014

od Katheriny - C.D Romeo

Spojrzałam na niego z żalem i przysunęłam się do niego trochę bliżej. Pogładziłam go delikatnie po policzku, wpatrując się w jego oczy.
-Nie przepraszaj-odetchnęłam spokojnie.
Po chwili wahania, pocałowałam go delikatnie w usta, ale nie pozwoliłam by znów stracił swoją kontrolę.
-Byłbym Ci zrobił krzywdę -westchnął zrezygnowany.
-Alec nie obwiniaj się, spokojnie. Nic się nie stało-powiedziałam.
Przysunęłam się jeszcze bliżej i położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. Wziął głęboki wdech, jakby czuł się trochę nieswojo czy tym bardziej czuł się zakłopotany.
-A co z nadgarstkami?-zapytał przejęty.
Zerknęłam na swoje nadgarstki, w sumie nie myślałam o nich, ale gdy na nie spojrzałam zauważyłam że mam je czerwone. Zaczęły piec i trochę boleć. Podniosłam zaraz wzrok na Alec'a i uśmiechnęłam się do niego czule.
-Nic. Jest wszystko w porządku z nimi-skłamałam z uśmiechem.
-Nie bolą ?-chciał się upewnić.
-Nie-odpowiedziałam pewnie i spokojnie.
-To dobrze-odetchnął z ulgą.
Już niedługo.............Już niedługo wyjeżdżamy z tych stanów i wracamy na naszą wyspę. Tam powinien być raczej normalny spokój. Leżeliśmy w milczeniu, a przez moją głowę toczyło się wiele myśli. Nie mogłam sobie tego dosłownie poukładać. Co się z nami działo?! Co się dzieje w ogóle z Alec'em?! Czemu nic nie mówi? Czemu to ukrywa? Zerkałam na niego od czasu do czasu milcząc. Zapytać się ? Powie co na prawdę się dzieje. Nie potrzebnie chyba w ogóle Ben ciągnął Alec'a za sobą do klubu. Cholera! A trzeba było go pilnować.
-Alec powiesz co się dzieje?-zapytałam spokojnie

(Alec?)

PS. Kiedy oni w ogóle wylatują?? xD

od Romeo - C.D Katheriny

Jak to się w ogóle stało? Powiedzmy, że zwierzęca natura którą mi dostarczono wraz z przydatnymi umiejętnościami takimi jak wielka siła, wydostała się z klatki w której tkwiła odkąd wyszedłem z Manticore. A nawet tam, była częściowo tłumiona.
Dźwięk mojego imienia trochę mnie ocucił, jednak dopiero po paru chwilach doszły do mnie jej słowa. "To przestaje być fajne". Echo jej wypowiedzi roznosiło mi się po umyśle. Zorientowałem się w sytuacji. Możliwe, że jednak używam zbyt dużo siły. Hah, "możliwe". Jeszcze trochę a pogruchotałbym jej nadgarstki. Puściłem jej ręce i lekko się podparłem by na nią spojrzeć. Nie jestem jakimś neandertalczykiem, nie będę robić nic wbrew jej woli.
Nie zrobisz jej nigdy krzywdy, co? A teraz? - znów moja podświadomość się odezwała. A ja czułem, jak coś, zapewne ten dupkowaty demon próbuje się wyrwać. Jak mu tam? Romeo. Siadaj i milcz, skoro nie chcesz się wynosić z mojego ciała. Tylko, że naprawdę silnie próbował przejąć dowodzenie, bo czułem jakby rozrywał żywcem moje wnętrzności. Być może ból, być może wcześniej wspomniane słowa Kath pomogły mi odzyskać trzeźwe myślenie.
- Przestać? - spytałem cicho. Po chwili wahania, kiwnęła głową. Westchnąłem zamykając na chwilę oczy i wykorzystując strzępy swej samokontroli, udało mi się odsunąć i opaść koło niej. Przez kilka sekund leżałem tak bez ruchu, by zaraz odwrócić się w jej stronę. Moja psychika była w strzępach, widocznie rozszarpana przez ostatnie wydarzenia i tego... czegoś w mojej głowie.
Wypraszam sobie - warknął ten obcy głos.
Zignorowałem go. 
Nigdy nie będzie mną. Nie przejmie nade mną kontroli. Szczególnie tak szczeniackim zagraniem jak niszczenie od środka.

Spojrzałem na nią, delikatnie kręcąc na jej brzuchu kółka kciukiem, nadal wystawiając na próbę swoją samokontrole, która najwidoczniej wyjechała na wakacje.
- Przepraszam - powiedziałem, a emocje powoli opadły, niczym po wielkiej bitwie kurz. A mnie zaatakowało sumienie.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

To wszystko mnie zszokowało. Jego powrót do domu, zachowanie...........jego wygląd. Czy coś się złego stało? I oczywiście jak zwykle nie mogę go zrozumieć. Pocałował mnie. Nagle znienacka, trochę zmuszając mnie bym to odwzajemniła, a zaraz jeszcze ostro przyciągnął do siebie. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej , chcąc odsunąć się od niego chociaż na krok. Nie mogłam. Byłam zbyt słaba ,a  on mi nawet na to nie pozwalał. Po minucie odpuściłam. Nie ma co. Przecież ja z nim nie wygram. O dziwo dość spokojnie przeniosłam ręce na jego szyję.
-Alec....-mruknęłam przez pocałunki. Jednak wysłowić się , kompletnie nie miałam jak. Alec cały czas mnie całował, mocno przyciskając do siebie , a niekiedy błądząc rękami po moim ciele przy okazji ściskając je.
Dogadać. To się chyba z nim raczej nie dogadam.  Jakoś w tej chwili czułam się dziwnie mają przy sobie ukochanego. Zachowywał się kompletnie...............kompletnie jak Ben?!  Może nie do końca, ale było to bardzo zbliżone. W jednej chwili poczułam ,jak uderzam plecami o ścianę, do której przyszpilił mnie Alec.
Ponowił swoje zachłanne i ostre pocałunki, jednak po chwili zaczął schodzić w dół. Zjechał rękami na moje biodra i ściągnął mi szybkim ruchem koszulkę. Złapał mnie za pośladki i ścisnął je mocno, podnosząc do góry, a ja oplotłam swoje nogi na jego biodrach. Mimowolnie roześmiałam się trochę rozbawiona.  Wiedziałam ,że teraz w tej chwili kochanie się było ryzykowne. Przy tym zwłaszcza , że Alec nie wiem....... obudziły się jego zmysły? Czy on w ogóle potrafi nad tym zapanować?! Moje rozmyślenia przerwał fakt, że w tej chwili znalazłam się na łóżku. Przejechałam rękami po jego plecach i sama mu ściągnęłam koszulkę. Alec nachylił się nade mną i ścisnął mocno moje nadgarstki, przyciskając mnie bardziej do łóżka. Czułam to,  a raczej nie miałam żadnych wątpliwości co do tego , że Alec się nie powstrzymywał. Może to przez ten klub? Tak to na pewno przez ten klub..... Strasznie się zmienił zaraz po tym wszystkim. Próbowałam się jakoś poruszyć, ale Alec unieruchomił mnie i dalej przyciskał. Nie wiem czy mam się postarać jakoś to zaprzestać czy w ogóle oddać mu się jak zwykle, co wiązało się z ryzykiem. Mężczyzna całował moją szyję, ale jednak czułam, że coś jest nie tak.
-Alec, to przestaje być ......hm fajne?-wyszeptałam. Sama w sumie nie wiedziałam jakich słów użyć na to wszystko, pierwsze lepsze co mi przyszło do głowy, to powiedziałam. Jednak o dziwo on zignorował chyba mój głos, bo wrócił do namiętnego całowania moich ust. Heh, nie słuchał mnie no cóż ..... Trudno. Odwzajemniłam jego pocałunki i może trochę odgoniłam od siebie te wszystkie myśli.

(Alec?)

Od Romeo - C.D Katheriny

Wszedłem do domu.
- Czy ten dzień, może być jeszcze bardziej pokręcony? - westchnąłem, po czym oznajmiłem, niezbyt zadowolony - Mam robotę
- Jaką?
- Ben mi powiedział, że jeden z mojego oddziału wpadł w pułapkę syreny - mruknąłem i upiłem łyka burbonu z gwinta. Wstała.
- Idę z tobą, ostatni raz jak poszedłeś sam, straciłeś pamięć.
- Raczej odzyskałem - upomniałem ją i wyszliśmy.

*Przed budynkiem*
Staliśmy przed klubem z dancingiem, gdzie aż się roiło od mężczyzn. Wchodziła też akurat pracownica, odziana jedynie w pończochy, naprawdę mini, skórzaną spódniczkę oraz stanik z ćwiekami. Została od razu wpuszczona. Kath już ruszyła do wejścia, ale zatrzymałem ją. Naprawdę myśli, że tam tak po prostu wejdzie?
- Nie wpuszczą Cię. Wpuszczają jedynie pracownice - wytłumaczyłem. Uniosła brew, ale zaraz skrzyżowała ręce na piersi.
- To jak mam tam wejść?
- Z tyłu jest casting. Biorą tylko najlepsze. Wezmą Cię przecież.
- Chyba żartujesz.
- Nie bądź taka skromna - zaśmiałem się, choć wiedziałem, że nie o to jej chodzi. Spojrzała na mnie rozwścieczona i poszła na tyły. Gdy przyszedł Ben, pomóc, weszliśmy do środka i rozdzieliliśmy się.

*Kilkanaście minut później*
W milczeniu obserwowałem tańczącą blondynkę, która wyraźnie wiedziała jak wykorzystać swe atuty. Rękami powoli, kusząco przejechała od żeber które opinał czerwony gorset, przez talię i biodra aż do swych ud. Ok, wiem. Nie powinienem tak ją "rozbierać wzrokiem" ruszając lekko głową w takt muzyki podczas gdy ona tańczyła aż tak blisko, niemal pomiędzy moimi rozchylonymi mocno nogami, ale przecież miałem się wtopić w tłum napalonych, pijących mężczyzn. I wtapiam się.
Podpierałem się dłonią o podłokietnik, bardzo ale to bardzo miękkiego fotela, w którym się niemal zapadałem. Byłem odchylony lekko do tyłu, a fotel był na tyle niski, żeby zapewnić idealny widok na tańczące panie, w tym wypadku Veronice. Wiem, że głowę miałem idealnie na wysokości jej ud, a dzięki lekko podniesionej głowy przez ów odchylenie do tyłu, miałem widok na pewne niezwykle interesujące partie jej ciała. Po chwili dziewczyna tańcząca do tej pory tyłem, odwróciła się do mnie, by kontynuować taniec. Przestałem się podpierać, obserwując ją i przegryzając wargę. A mimo wszystko, nie skupiałem się w stu procentach na ślicznej dziewczynie. Moje myśli ciągle uciekały do Katheriny. Dziewczynie wyraźnie się spodobałem, bo pozwalała sobie na bardzo intymny taniec, choć nie jestem pewien. To doskonałe aktorki.
Mimowolnie przeszedłem na tryb łowcy, skupiając całą swą uwagę na niej. Uwolniłem z swoich zębów wargę, przyglądając jej się niczym łowca swej następnej ofierze. Jeśli ja byłem wilkiem, to ona małą, bezbronną sarenką. Wyostrzony wzrok się nieźle przydawał, choć słuch lekko przeszkadzał. Dziewczyna przeczesała palcami włosy, prostując się. Ten ruch uwolnił jej zapach, który sprawił, że nieświadomie wbiłem palce w fotel, aż zbielały mi knykcie. Instynkt szalał, tak samo jak moje myśli. Miałem wielką ochotę doprowadzić ją do krzyku, jednak obie części świadomości miały na to inny plan. To była zdecydowanie zbyt niebezpieczna zabawa, gdyż przez chwilę, o zgrozo, zacząłem w pewnym sensie rozumieć Ben'a. Byliśmy łowcami. Drapieżnikami. Zabójcami... zamilcz. I to wszystko, przez jeden taniec?!
I wtedy przyszło ukojenie. Zauważyłem Katherine, która cudem się tu dostała. Mój mały kotek, szedł w naszym kierunku.
- Ok, wystarczy, mała - powiedziałem, jednocześnie łapiąc ją lekko za biodra. Przestała tańczyć. Nie była zbytnio zadowolona, spojrzała na mnie z lekkim grymasem. Puściłem jej biodra, ręce kładąc na kolanach.
- To nie koniec piosenki! - mruknęła, bawiąc się pasmem swych włosów.
- Wiesz, jesteś taka piękna - skomplementowałem ją, by tylko odeszła Grymas zszedł, a na jego miejsce wstąpił uśmiech. Również się uśmiechnąłem, swoim typowym, słodkim uśmiechem - Idź, zatańcz dla mojego brata, he? - powiedziałem miękko, wiedząc, że Ben mnie za to zabije. Albo wręcz przeciwnie. Nie ważne. Wyjąłem z portwela należytość za taniec dla mnie i dla Ben'a, po czym jej podałem. Wzieła pieniądze z uśmiechem, odwróciła się i odeszła machając biodrami. Spojrzałem na Katherine
- A więc tak szukasz tego zarażonego? - spytała zdenerwowana. Złapałem ją i jednym ruchem posadziłem sobie na kolanach, mimo, że się opierała mówiąc "hej, ej!" a jako, że jak już wspominałem, to odchylony do tyłu, strasznie miękki fotel, opadła mi na pierś. Uśmiechnąłem się do niej. Siedziała tak, oparta prawą łopatką o moje lewe ramię, mając nogi pod moją prawą ręką, którą delikatnie ją gładziłem.
- Muszę się wtopić w tłum, Katherina. Biały ma tu kogoś, jeśli nas pozna będzie po nas - powiedziałem, trzymając ją.
- Gdzie?
- Na drugiej.
Nie zrozumiała. Kiwnąłem głową "na drugą", gdzie siedział koleś przy stoliku. Mało go było widać, bo wszędzie byli albo napaleni zboczeńcy, albo tańczące "damy".
- Widzisz? Nie pije, nie ma dziewczyny, tylko obserwuje - wytłumaczyłem. Widzieliśmy, jak nachyla się nad nim jakaś kobieta, jednak jednym ruchem odprawił ją. To było oczywiste, że coś tu nie gra. Nagle na nas spojrzał, a my od razu odwróciliśmy wzrok. Spojrzałem na Katherine.
- Musimy coś wymyślić...
- Dlaczego wtedy zamiast załatwić tego gościa, gapiłeś się na tyłek jakiejś dziewczyny?
- Sądzę, że powinniśmy najpierw zająć się tym.
- Powiedz.
- A ty myśl.
- Myślę.
- Gadasz.
- I myślę.
- Wątpię - zripostowałem i oberwałem od Katheriny po głowie. Spojrzałem na nią zirytowany - Właśnie straciłaś napiwek.
I wtedy zobaczyłem, ów zarażonego X5. Był to nie przesadnie umięśniony blondyn, o bardzo mocnych i ostrych rysach. 479 siedział, rozmawiając z przyklejoną do niego dziewczyną. Syrena, było to widać, szczególnie gdy zaczęła go ciągnąć w stronę wyjścia. Wtedy też dostrzegłem kod na jego szyi.
- Znalazłem ich - mruknąłem i wstaliśmy. Ruszyliśmy do wyjścia, a ja wyjąłem sztylet. Robota poszła szybko, tylko, że 479 oberwał sztyletem. Patrzył na nas przestraszony, ale zaraz się rozluźnił widząc mnie.
- Cześć, 494 - mruknął, przeczesując palcami włosy.
- Kath, poznaj 497, 497 poznaj Kath.
- Możecie mi mówić John.
Chwilę rozmawialiśmy, jednak ja nie mogłem myśleć o tym wszystkim. Myślałem jedynie o celu, który sobie obrał mój instynkt.

Zdecydowanie zdolności łowieckie są niezwykle upierdliwe. Owszem, bardzo przydatne w tropieniu, ale jest pewien problem. Nie mogę wyrzucić sobie mojego celu z głowy, ciągle myślę tylko o tym, nie ma szans na uwolnienie się. Dlatego właśnie zrezygnowałem z tego trybu, ale zbyt długo nie używany zaczął świrować i bez mojej woli obrał sobie za cel blondi z klubu. Słysząc najmniejszy szmer odwracałem się mając niewiarygodnie silną potrzebę podążenia za nim. Mimowolnie szukałem jej zapachu wśród innych. Wyłapywałem jej twarz z tłumu. Nie, nie z pożądania jej ciała w kontekście seksualnym. Chciałem ją po prostu pozbawić życia. I to wszystko, przez jeden, głupi taniec.
Siedziałem dziś na swoim ulubionym fotelu w Kawalerce i oglądałem telewizję, wcześniej szwendałem się po mieście niczym bezpański kundel, trochę również porozmawiałem z Ben'em, który większość czasu spędził u Max.
- Alec? - spytała cicho Katherina.
- Muszę iść - odezwałem się, wstając i wychodząc. Szybko ją znalazłem, gdyż ona raczej nie ma powodu do maskowania swego zapachu. Nie wiedziałem co robiłem, podążałem za swym instynktem, który aktualnie przejął nade mną całkowicie kontrolę. Ten wieczór nie skończy się dobrze. Panie i panowie, strzeżcie się, gdyż własnie pachnąca różami blondi stanęła przede mną, odziana jedynie w niewiele zasłaniającą, czerwoną sukienkę. Podeszła blisko, na swoich niewiarygodnie wysokich obcasach. Miłe spotkanie w przytulnej, ciemnej uliczce, gdzie nikt nie usłyszy jej krzyku.
- Alec - wymruczała. Uśmiechnąłem się bardziej zwierzęcym uśmiechem niż ludzkim. Dziś niewiele było ze mnie człowieka.
- Witaj - odpowiedziałem niskim, gardłowym głosem lekko przypominającym warczenie. Również się uśmiechnęła i, wyczytując z jej ruchu ciała, otworzyła mi furtkę mówiąc jakby "bierz co chcesz". Przybliżyłem się, patrząc na nią. Oparła się o moją pierś, by dosięgnąć do ucha, choć sądzę, że to nie był jedyny powód.
- Miałam, nadzieje, że Cię jeszcze zobaczę - wyszeptała kusząco. Oczywiście to była gra, kłamała. Ale kogo to obchodzi. Przyszpiliłem ją do ściany, łapiąc za biodra dokładnie w miejscu, gdzie wczoraj. Poczułem, jakby pod moimi palcami przeszedł prąd. Położyła swe ręce na moim karku, przyciągając mocno do siebie. Jedną z swoich rąk podniosłem, by zaraz palcem przejechać po jej wardze.
Sięgnąłem do moich spodni, po pewną bardzo przydatną rzecz w zbliżeniach tego typu, bez której trudno byłoby się obejść.
Zaraz potem, wbiłem jej sztylet w zagłębienie pod mostkiem, a ręką zasłoniłem usta by stłumić krzyk. Ostrze mocno pociągnąłem do góry, pozbawiając marnego żywota kobietę o imieniu Veronica. Puściłem rękojeść, a jej ciało opadło na ziemię. Oparłem się plecami o zimną ścianę, kiedy powoli do mnie docierało, co właśnie się wydarzyło. Zabiłem ją, zupełnie bez powodu. Przynajmniej nie umarła taką śmiercią, jak większość moich dawnych ofiar. Dlaczego to do mnie wraca? Schowałem twarz w dłoniach, nie wytrzymując już tego wszystkiego. Miałem przez tyle lat spokój! Dlaczego teraz, akurat, kuźwa, teraz?! Cały czas czułem, jakbym nie był sam, we własnym umyśle. Moja psychika powoli podupadała, czułem jak zapadam się we swej świadomości. I wtedy nagle mnie olśniło.
Nagle jestem demonem. Ten obcy głos, wtedy. Nie mówię o mojej wrednej podświadomości, tylko tamtym głosie podczas jednej z nocy z Kath. Sama Kath. Myśli, że nie jestem sam w własnej głowie. Ta dziewczyna. To wszystko. Kath nazywała mnie Romeo. Demon, który się pode mnie podszył, miał na imię Romeo.
Ok, to mocno godzi moje ego, ale najwyraźniej jakiś demon-samobójca wkradł się do mojego umysłu i kiedy oberwałem czymś w łeb, on jakby osunął się w głąb mózgu, a kontrolę zyskałem ja. Wow. To.. wszystko dziwne. I teraz próbuje mnie załamać psychicznie, by mnie osłabić, a wtedy znów obejmie władze.
Co za dupek.

Już nie wiedziałem nic. Zupełnie nic. Szedłem przez miasto, nie wiedząc gdzie, nie wiedząc czy prowadzi mnie obcy demon, czy moje własne, obudzone i rozwścieczone świeżą krwią. Wiem, że nie do końca byłem sobą. Wszedłem do domu, gdzie zastałem Katherine.
- Co się stało? - spytała. Podszedłem do niej, jednak ona cofnęła się, widocznie chcąc mieć przestrzeń dla siebie.
- Nic - powiedziałem, a może skłamałem. Na pewno nie byłem sobą... a może jednak byłem. Byłem tym, kim byłem przed jej poznaniem, czy może odzyskaniem pamięci. Poza tym, jak wspominałem, moje wewnętrzne demony się obudziły i nie chciały odpuścić. Cały czas robiłem kroki w jej stronę, a ona się cofała. Chciała porozmawiać, uuu...
- Ignorowałeś mnie - zarzuciła.
- Teraz też? - zdziwiłem się, a ona natrafiła na ścianę za plecami. Zręcznie mnie uniknęła i znów oddaliła się na parę metrów.
- Alec, pytam naprawdę, co się dzieje? Jesteś blady, moż... - nie dokończyła, bo przerwałem jej, namiętnym pocałunkiem. Językiem rozchyliłem jej wargi, "zmuszając" ją by odwzajemniła pocałunek. Po chwili mocno pogłębiłem go, jednocześnie przyciągając do siebie Katherine, w niezbyt delikatnym geście. Dziś nie miałem ochoty na bycie choćby w najmniejszym stopniu delikatny, po raz pierwszy nie przejmując się, że zrobię jej krzywdę. Ok, ostatnie wydarzenia przysłoniły mi trochę racjonalne myślenie. Coś chciało przestać się powstrzymywać i teraz wydostało się na zewnątrz.

(Katherina?)

wtorek, 26 sierpnia 2014

od Lucas'a

Spojrzałem zdziwiony na Lilith i odetchnąłem głęboko. Pocałowałem ją delikatnie w policzek i zszedłem na dół.
-Słucham?-zapytałem stając w progu drzwi
-Usiądź -powiedziała spokojnie
Chciałem udawać odważnego, ale kiedy powiedziała "usiądź " przeszedł mnie nie miły dreszcz. Podszedłem do niej i usiadłem tuż obok. Kobieta wpatrywała się we mnie i oboje milczeliśmy. Czułem się niepewnie a co gorsza nieswojo.
-Ty zdajesz sobie sprawę , że ożywienie jej jest bardzo trudne prawda?-zapytała
-Tak-wyjaśniłem
Zacząłem z nią rozmawiać i cały czas rozmawiałem. Na prawdę nie mogłem uwierzyć w niektóre jej słowa.

(?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Stałam jak wryta, wpatrując się w całą sytuację. No nie no , przy nich można dostać zawału, to takie głupki.
-Głupki!-warknęłam wkurzona- A to wiszenie było za to , że nie mogłam Cię dobudzić i twój braciszek wpadł na genialny pomysł.
-Ktoś się tu zdenerwował-mruknął Ben
Popatrzyłam na niego wrogo, przy nim nie można było się nudzić czy też nawet, kurka wodna mieć spokój!
-A żebyś wiedział. Bo przy was czasami wytrzymać nie można -prychnęłam
Alec patrzył na mnie trochę zdziwiony, a Ben wręcz przeciwnie. Niewzruszony. Tak oni są kompletnie inni, mimo iż są bliźniakami. Ja nie wiem czy wytrzymam to że Ben jedzie do nas na wyspę. Chociaż muszę............skoro wytrzymałam z nim już tyle to nie powinno być większych problemów. Tylko jak tu nadal być miłą i weź tu zachowaj trzeźwy umysł jak masz identycznych gostków przy sobie i tylko możesz ich poznać po tym , że jeden ma tatuaże, a drugi nie.
-Dobra ja wracam do twojego domku Alec-mruknęłam
Mężczyźni w tej samej chwili spojrzeli na mnie , a ja tylko wzruszyłam ramionami i zaczęłam schodzić stamtąd. Usłyszałam jak ktoś zbiega za mną i w 1/4 drogi złapał mnie Alec za rękę.
-Kath co jest?-zapytał
-Nic, po prostu chcę wrócić do domku, odpocząć-odpowiedziałam bez żadnych emocji
-Zrobiłem coś nie tak?-spytał ponownie przejęty.
-Nie ........-dodałam i uśmiechnęłam się by go pocieszyć.
Alec puścił mnie, a ja odsunęłam się od niego i wyszłam z tamtej budowli. Poszłam spokojnie przez miasto do małego domku, który zamieszkiwał kiedyś tutaj Alec. Po drodze skoczyłam do sklepu i kupiłam Burbon i kostki lodu. Wróciłam się do domku i weszłam od razu do prowizorycznej kuchni i wzięłam szklankę, a następnie nalałam sobie Burbona i wrzuciłam do niego lód. Usiadłam na przy oknie i zaczęłam pić spokojnie alkohol ze szklanki.

(?)

*Nie wiem czy dobrze napisałam, ale masz pole do popisu xD*

Od Ban'a - C.D Katheriny

Z łatwością znalazłem mojego brata i tego kotołaka. Byli oczywiście na moim ulubionym punkcie widokowym. Takie przewidywalne, ale jak tu nie przewidzieć kolejnego posunięcia mojego bliźniaka? W końcu tyle się mówi o wyczuciu. Tyle, że ja i Alec byliśmy jak ogień i woda, zupełne przeciwieństwa. On wolał świat zwiedzać, ja oddałbym wszystko za wrócenie do Manticore, mojego małego świata, w którym wszystko miało sens. Nie tak jak tutaj. Tutaj nic nie ma sensu, tam życie było poukładane, a tutaj totalny chaos. Ale teraz nie wróciłbym tam, nie kiedy rozstrzeliliby mnie albo, co gorsza, wrzucili do nemlinów... Wszystko, tylko nie nemliny.
Alec spał jak zabity, zupełnie nie reagował na nic. Co mu jest? Zdążyłem się już zdenerwować. Podszedłem do nich.
- Katherina, odsuń się. - zażądałem. Spojrzała na mnie gniewnie, ale odsunęła się od mojego braciszka. Podszedłem do niego i szturchnąłem go mocno, głośno mówiąc jego głupie imię. Kto je wymyślił? Przewrócił się jedynie na bok, coś tam mrucząc pod nosem. Westchnąłem, przewracając oczami. On chyba sobie jaja ze mnie robi. Trzeba zastosować gwałtowniejsze środki, zdecydowanie bardziej skutecznie od zwykłej pobudki. Wody w pobliżu nie ma, więc może coś bardziej odważnego? Ile razy budziło ludzi uczucie spadania w dół? Złapałem go za koszulkę i jednym ruchem, wyrzuciłem go poza obręb spodka, jednak nadal trzymając go, żeby nie spadł. Co prawda miał stopy postawione na spodku, ale prędzej by spadł, niż się utrzymał.
- Co robisz?! - krzyknęła Kath, ale zignorowałem ją. Alec w tej samej chwili, gdy zawisł, otworzył gwałtownie oczy i poruszył rękami, jakby chciał złapać równowagę. Raczej nie był zadowolony, z mojej pobudki. Po chwili, jakby nigdy nic, skrzyżował ręce na piersi, zupełnie się nie przejmując, że wisi. Czego innego się po nim spodziewałem?
- Puść mnie - wycedził, a ja wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz, to proszę - powiedziałem i puściłem go.
- Nie! - znów wykrzyczała Kath. Alec raczej nie rozbił się o ziemię, bo nie usłyszeliśmy uderzenia. Po chwili, zauważyłem, jak trzyma się krawędzi, by się odepchnąć i wskoczyć z powrotem na "ufo". Teraz już na pewno nie był szczęśliwy.
- Za co? - mruknął, a ja jedynie ponownie się uśmiechnąłem.

(Katherina?)
*Tylko niech jeszcze nie wylatują, mam planik!*

Od Lilith

Kobieta weszła do salonu.
-Lucas..zostaw nas sam na sam na chwilę dobrze?-powiedziała.
-Tak.-kiwnął głową i wyszedł z pokoju.
Kobieta upewniła się że jesteśmy same i podeszła bliżej mnie.
Zaczęła mnie wypytywać jak zginęłam..co wtedy czułam,o kim myślałam..kiedy o tym mówiłam po moich policzkach spływały łzy..eh..to było okropne.
-Pójdź na górę..i zawołaj Lucasa.
-Tak.-kiwnęłam głową.
Podniosłam się z kanapy i wyfrunęłam z salonu.
-Masz do niej iść..-powiedziałam wymijając Lucasa.

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Wpatrywałam się w Alec'a i milczałam. Nie miałam pojęcia jak się odezwać. Wszystko..............dosłownie wszystko wydaje się tak cholernie trudne, że nie wiem co z tym robić. Chociaż patrząc na Alec'a nie tylko ja tego nie wiem. Podkuliłam nogi i objęłam je rękami , kładąc głowę na kolanach.
-Kotek?-zapytał Alec
-To życie chyba nigdy nie będzie dla nas łatwe -mruknęłam
-Nigdy nie było łatwe -wyjaśnił
-Tyle że, ostatnio wszystko coraz bardziej się gmatwa- warknęłam sama na siebie.
Alec zerknął na mnie z żalem, a ja odetchnęłam głęboko i położyłam się na plecach, wbijając wzrok w rozgwieżdżone niebo.
-Gdyby tak było zawsze...........-zaczęłam -Było by nudno- dodałam ze śmiechem.
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie wesoło, a ja zerknęłam na niego odwzajemniając uśmiech.  Alec położył się obok mnie, a ja przybliżyłam się do niego i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Przymknęłam spokojnie oczy i zaczęłam intensywnie nasłuchiwać. Miałam ochotę już wracać na wyspę, tam przynajmniej było parę osób znajomych.... A tutaj? Tylko Alec i od niedawna Ben.
-Nie podoba mi się to , że Ben z nami jedzie na wyspę -westchnęłam
-A co ja na to poradzę. Jest strasznie uparty. W sumie mi też to się nie podoba-odparł zrezygnowany.
-No ,ale przeżyjemy to-uśmiechnęłam się pogodnie.
Alec skinął głową i chyba na chwilę oboje zasnęliśmy. Nic dziwnego skoro, wszyscy są już tym zmęczeni. Ciągłe ucieczki, chowanie się , walki i inne rzeczy. Heh. Można czasami nawet z tego powodu ześwirować.
-Wstawać gołąbeczki!-usłyszałam czyjeś mruknięcie
Otworzyłam zdziwiona oczy i podniosłam wzrok. Nad nami stał Ben. Podniosłam się i stanęłam na równe nogi, o dziwo Alec dalej spał.
-Z rana wylatujemy. Z resztą myślę, że lepiej by wam było w domu-mruknął wkurzony
-Ależ ty troskliwy-odgryzłam się
Zerknęłam na Alec'a i zaczęłam go budzić. Zerkałam od czasu do czasu na Ben'a ,który miał ten swój zimny wzrok. Chyba on nigdy się nie zmieni.

(Alec?)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Romeo - C.D Katheriny

- Masz rację, Ben... - próbowałem jakoś zmienić temat, skierować rozmowę na inne tory. Nie lubiłem myśleć o tym wszystkim.
- Alec - upomniała mnie dosyć ostro.
- Chciałbym Ci to wytłumaczyć, Katherina. Ale nie potrafię. Nie wiem co się dzieje, czuje się jakbym szedł po omacku. To wszystko, to dla mnie nowość, nie łapię się w tym wszystkim, tak jak ty. Dlaczego jestem demonem, skoro jeszcze niedawno byłem mutantem? Dlaczego Ci pomagam? Dlaczego akurat teraz pojawił się Ben? Nie widziałem go przecież od szesnastu lat, myślałem, że mnie nawet nie pamięta. Tak, pamięć bywa bardzo zawodna. Kiedy patrzę wstecz, na sceny które pamiętam choć jest ich niewiele, czuję jakbym to nie był ja, tylko ktoś inny. Kiedyś... kiedyś było inaczej. Potem straciłem pamięć, a to co pamiętam, to jak sceny z filmu, jakbyś oglądała życie innych ludzi..... Tak, owszem. Bardzo, bardzo często romansowałem i nigdy nic nie poczułem do żadnej z tych dziewczyn. Poznajesz kogoś, spędzasz noc, ze świadomością, że to zupełnie obcy Ci człowiek - powiedziałem. Wiem, miałem dosyć rozrywkowe życie, patrząc na alkohol, dziewczyny i pewnie niechlubne życie.
"Tak, Katherino, szmaciłem się jak mało kto." - odezwał się kąśliwy głosik. To już mnie strasznie irytowało, ale przecież nie odstrzelę sobie łba, bo moja "podświadomość" lubi mi dogryzać, co? To by było dziwne.
- Nie wiąże się emocjonalnie, bo bardzo często wiąże się z tym ból. Mówiłem Ci, że boję się, że Cię zranie. Mam powód do tego strachu. Nie wiem dlaczego ty, jesteś po prostu... inna, co zbytnią niespodzianką nie jest. Ale wiem czego chcę i co czuje, a nie jestem kimś, kto siedzi cicho. Nie umiem tak. Kiedy kogoś nienawidzę, lubię, mówię mu to. Kiedy kogoś pragnę, mówię to. Kiedy kogoś kocham, mówię to. A ja Cię pragnę, oraz, co najważniejsze, kocham. Cholernie Cię kocham. Możesz mi nie wierzyć - parsknąłem śmiechem i wbiłem wzrok w metal pod nami - ja na Twoim miejscu też bym sobie nie wierzył. Ale to prawda. Od samego początku, gdy tylko odzyskałem czy też z Twojego punktu widzenia utraciłem pamięć, wiedziałem, ze coś do ciebie czuje. I wyszło, że to było silniejsze niż myślałem.

(Katherina?)

od Katheriny - C.D Romeo

Patrzyłam na miasto z zachwytem. Nawet u nas nie było tak pięknych i wspaniałych widoków, jak tutaj.
-Coś wspaniałego...... Mogłabym tutaj siedzieć godzinami-szepnęłam zadowolona
Tutaj tak jakby wszystkie zmartwienia odchodziły w niepamięć. Nie myślałam o najgorszych rzeczach, jakie ostatnio się wydarzyły. Liczyła się teraźniejszość i sam fakt że tutaj byłam. Zerknęłam w pewnej chwili na Alec'a , który wpatrywał się w widoki. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam głowę o jego ramię. Kto by pomyślał ,że jednak delikatnie zmięknę przy nim. No cóż na pewno nie ja........ a co dopiero on.  Jednak....... wciąż zastanawiał mnie sam fakt , że Alec wszystko w pewnym momencie zapomniał. To naprawdę było dziwne. Sama dniami i nocami na ten temat rozmyślałam, a co dopiero on dodatkowo.  Westchnęłam cicho i w tej samej chwili Alec spojrzał na mnie.
-Co jest?-zapytał przejęty.
Podniosłam głowę i popatrzyłam mu w oczy, a następnie uśmiechnęłam się zadowolona i pocałowałam go namiętnie.
-Nic takiego.......po prostu jest tu przepięknie-uśmiechnęłam się z ulgą w głosie.
-Na pewno? Kath nie okłamujesz mnie?-dopytywał się podejrzliwie
-Nie, nie. Nie martw się o mnie-machnęłam ręką ze śmiechem.
-Na to raczej nie licz -zapewnił mnie.
-W porządku, nie będę na to liczyć -wzruszyłam ramionami zadowolona.
Siedzieliśmy jeszcze tam przez dłuższą chwilę w milczeniu. Chyba oboje się zamyśliliśmy, a mimo to nadal się uśmiechaliśmy do siebie. W końcu spojrzałam na rozgwieżdżone niebo i przymknęłam oczy, czując na swojej skórze powiew wiatru.
-Pamiętam normalnie każdy dzień od twojego spotkania...........jakby to było wczoraj. -westchnęłam-A jednak nie jesteś taki sam jak wtedy. Przedtem znałam jako Romeo, a teraz znam jako Alec'a-wyjaśniłam
-Sam nie wiem czemu coś takiego się stało-przyznał zmieszany.
Zerknęłam na niego , zastanawiałam się może zna odpowiedzi na pytania które od zawsze mnie dręczyły. Które były uciążliwe i............ i sprawiały mi ból, wprowadzały w zakłopotanie, a jednak jakoś sobie z tym radziłam. Nie pokazywałam, że mi jest smutno czy żal. Nie robiłam czegoś takiego, nawet po stracie rodziny. Tak...........to po tym wszystko się zmieniło.
-Alec................ ja muszę wiedzieć -zaczęłam
Mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony, nie wiedząc o co mi chodzi. Milczał. Widocznie uważał , że nie musi się dopytywać i tak mu o tym powiem.
-Czemu akurat to ja? Wiele dziewcząt zgaduję miałeś i w ogóle. Gdy poznałam ciebie prawdziwego , mówiłeś że nigdy nie angażowałeś się uczuciowo. A teraz...... mówisz , że mnie kochasz. Skąd mam wiedzieć , czy to w ogóle prawda. Poznałam dwie osoby w jednym ciele. Czuję się dziwnie, wiedząc że straciłeś pamięć, potem ją odzyskałeś i wszedłeś w zakamarki swojego umysłu by zobaczyć , że ze mną byłeś. Jako Alec i jako Romeo, cudem uniknęłam śmierci, tylko przez pomoc. Byłeś inny, a potem zmieniłeś się nie do poznania i teraz kolejna zmiana. Mi się już to wszystko miesza, nie wiem co z tym wszystkim robić, na prawdę. Jeszcze do tego dochodzi twój brat............. Heh. Ten świat jest strasznie pogmatwany-westchnęłam

(Alec?)

sobota, 23 sierpnia 2014

od Romeo - Cd Katheriny

Gdy Katherina poszła, Ben spojrzał na mnie porozumiewawczo. Kath, po co ty kłamiesz? Nie z bardzo jej się to udało. Przy okazji mój braciszek postanowił pochodzić po mieście. Mało ze mną rozmawiał, lecz on z natury jest małomówny. Szczerze zdziwiło mnie to, że ostatnio tak dużo mówił. Cóż, długo się nie widzieliśmy i miał dużo do powiedzenia. A teraz znów siedział cały czas cicho. Cały czas patrzyłem na niego, próbując zrozumieć jego zachowania, reakcje. Kiedyś był łatwy do odgadnięcia, ale teraz? Był chodzącą zagadką. W milczeniu analizowałem jego każdy ruch. Patrzył na każdego mijanego człowieka nieufnie, jak na potencjalnego wroga. Może to efekt uciekania przed Manticore? Nie, on zdecydowanie nie boi się tych kolesi, co chcą nas rozstrzelać. Znając życie, spotykając ich, zamiast się bronić, uciekać, prowokowałby ich do strzału. Raczej nie jest kimś, posiadającym dużą wolę życia. Cóż, nie moja sprawa. Jak sobie umrze, to sobie umrze.
Przeszliśmy kawałek drogi. Oczywiście, to Ben kupował bilety na lot i kupił co prawda do Stanów, ale do miasta którego już raczej nie chciałem widzieć. Seattle wyglądało zjawiskowo. Omijaliśmy sklepy, budynki, budowy które pamiętałem i te, które nie. Przez tyle lat, zmieniło się to miasto. Ukradkiem zauważyłem, jak Ben wpatrywał się, w chudą budowlę wznoszącą się nad wszystkie inne. Był to słup, na którego szczycie był "latający spodek". Space Needle, bo tak się nazywa, wyglądał całkiem pokaźnie. Pewnie miał jakieś wspomnienie z nim związane.
W końcu wróciła Katherina. Byliśmy znów tam, gdzie się rozstaliśmy. Leżałem na ławce, podrzucając z nudów piłeczką, a Ben stał oparty o jakiś budynek, raczej nic ważnego nie robiąc. Przestałem już nawet zwracać na niego uwagę. Musieliśmy śmiesznie wyglądać, takie dwa identyczne klony. Ben spojrzał na Katherine, która rzuciła nam wodę. Zmarszczył nos, raczej teatralnie. Czy on nigdy nie przestawia się z "trybu łowcy"? Wyraźnie nie.
- Mężczyzna, dwadzieścia jeden lat, człowiek. Uzależniony od papierosów i kawy - powiedział. Wow. Katherina zmarszczyła brwi, a on uśmiechnął się zwycięsko. Westchnąłem, przewracając oczami. Chyba znudziło mu się bycie miłym, sądząc po tonie głosu. Cóż, on dla nikogo nie był całkowicie miły. Może poza Max z jego oddziału, ale to osobna historia.
- To gdzie się zatrzymamy? - spytała, udając, że nie było wcześniejszego tematu. Ok, skoro nie chce o tym mówić, to nie. Ben już chciał się odezwać, ale nie dałem mu dojść do słowa. Pewnie znów nocowalibyśmy w jakimś totalnie poj****m miejscu. On raczej nie mieszka w normalnych domach. To raczej nie w jego stylu, woli odludzia.
- Mieszkałem tu kiedyś, moje mieszkanie stoi puste. Co prawda zbyt wielkie nie jest, ale nie powinno to sprawiać większych problemów - powiedziałem, przypominając sobie moją starą kawalerkę.

*W starej kamienicy*
Weszliśmy do środka. Nie było to zbyt okazałe miejsce, ale jakoś nie miałem pieniędzy na nic porządniejszego. Otworzyłem drewniane drzwi. Kawalerka wyglądała dużo ładniej do klatki, ale najwyższych lotów nie była. W kilku miejscach odpadały płaty farby, poza tym było to jedno pomieszczenie z łazienką. Była kuchnia, rozkładane łóżko, fotel, telewizor, parę szafek. Przynajmniej dało się mieszkać i jakoś okropnie to nie wyglądało, bo kawalerka była zadbana.
- Przytulnie - mruknął Ben. Po chwili odwrócił się do wyjścia. - To ja idę. Wrócę... no wiesz, kiedyś.
- Gdzie idziesz? - spytałem. Westchnął niczym męczennik, ale gdy się odwrócił, na ustach miał uśmieszek, który mu tak często towarzyszył.
- Max jest w mieście. Idę złożyć odwiedziny - tajemniczo rzekł i wyszedł. Katherina spojrzała na mnie. z pytającym wyrazem twarzy.
- Ktoś ważny dla Ben'a - wytłumaczyłem w krótkich, żołnierskich słowach. Wydała się jeszcze bardziej zaciekawiona.
- On jest... no wiesz... gej... - nie dokończyła, bo się roześmiałem wesoło. Ben gejem? To by było komiczne, ale nie możliwe.
- Po pierwsze, Max to dziewczyna - wypowiedziałem się, starając się powstrzymać śmiech - po drugie, oni razem to byłaby istna apokalipsa!
- Nie śmiej się ze mnie! - Oburzyła się. Postarałem się spoważnieć i w końcu jedynie się uśmiechałem wesoło. Zbliżyłem się do niej.
- Przepraszam, kotku - wymruczałem i ją pocałowałem przeciągle, by znów ugryźć lekko jej wargę. Po chwili odsunąłem się, czując coś dziwnego. Ból, wypełniający całe ciało. Uciszyłem jednak to, nie okazując tego Kath. - Idę pod prysznic, by zmyć ten caaaały dzień.

*Łazienka*
Po wzięciu krótkiego prysznica, stanąłem przed lekko zaparowanym lustrem. Miałem rozczochrane włosy, stojące w wszelkie strony świata, a jedyne co mnie osłaniało to zawiązany na biodrach ręcznik. Ogoliłem się, cały czas próbując zdławić ten ból. Jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Oczy zabarwiły się na zupełną czerń, a ja czułem jakbym nie miał panowania nad ciałem. Nie wiem, co się działo, przez następne pięć minut. Pamiętam jedynie urywki, by zaraz uświadomić sobie, że nadal jestem przed tym cholernym lustrem. Westchnąłem ciężko, oparty o umywalkę, której końce tak mocno ściskałem, że miałem białe knykcie. Co to do jasnej cholery było?
Ostrzeżenie - rozbrzmiał znów ten dziwny głos w mojej głowie. Ok... Ubrałem się i wyszedłem z łazienki, przeczesując palcami mokre włosy. To było bardzo, bardzo dziwne, ale postanowiłem udawać, że nic się nie stało. Znów przelała się przeze mnie ta smutna świadomość, że nie odzyskałem do końca pamięci. Pamiętam jedynie parę scen i osób. I to było straszliwie irytujące. Dlaczego jestem demonem? Co ja w ogóle robię? Może kiedyś się dowiem. Teraz potrzebuje przerwy. Wyszedłem z łazienki i uśmiechnąłem się do Kath, szeroko. Cóż, aktorem byłem dobrym.
- Muszę gdzieś Cię zabrać - stwierdziłem. Była noc i Space Needle był dziś zamknięty, choć nie znam powodu. Ciemna "wieża" górowała nad miastem, co wyglądało pięknie. Po kilku minutach wchodzenia, wręcz wspinania byliśmy na samej górze, a dokładnie na dachu spodka. Usiadłem razem z Katheriną, która wpatrywała w miasto. Widok na Seattle z lotu ptaka... hmm. Ślicznie. Mimo, że bałem się latania samolotem, kochałem wysokości, głównie przez Ben'a. To on mnie tym zaraził, zawsze wspinał się na dachy, drzewa, byle tylko bliżej nieba.
- Wow - szepnęła. Uśmiechnąłem się.
- Kiedy mieszkałem w Seattle, codziennie tu przychodziłem - powiedziałem, mimo próby tłumienia wspomnień. Nie lubiłem ich.

(Katherina?)

piątek, 15 sierpnia 2014

od Lucas'a

Uśmiechnęliśmy się razem z Lilith i zabrałem małego z jej rąk. Pokołysałem go trochę, a następnie zaniosłem na górę i położyłem w łóżeczku. Zszedłem na dół i w tej samej chwili zadzwonił mój telefon. Samantha porozmawiała ze mną i wyjaśniła wszystko, zapytała gdzie jesteśmy i powiedziała że za pół godziny będzie ta kobieta u nas. Porozmawiałem z nią chwilę i się rozłączyłem. Podszedłem do Lilith i pocałowałem ją delikatnie. Siedziałem z nią na kanapie i oglądaliśmy telewizję rozmawiając, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Podniosłem się i otworzyłem je, a następnie zaprosiłem kobietę do środka.
-Sheila tak?-zapytałem
-Tak, a to pewnie Lilith-powiedziała i zerknęła zaciekawiona na dziewczynę siedzącą na kanapie.

(?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Zerknęłam na obu chłopaków i uśmiechnęłam się delikatnie. Co tam , skoro trochę się już dowiedziałam, to aż tak nie będę drążyć tego tematu. Skinęłam jedynie głową i przyglądałam im się cały czas. Zastanawiał mnie Ben. Nawet bardzo, był ciekawym mężczyzną, oczywiście chodzi o sam fakt zachowania i tego co przeżył kiedyś łącznie z Alec'em. Zastanawiało mnie to , że to Ben był bardziej łowcą, był dość niebezpieczny, a Alec zrezygnował ze wszystkiego. Może nie na długo, ale co do Ben'a nie do końca mu ufam. Tak....... po tylu latach i tylu rzeczach co się wydarzyły w moim życiu to chyba nikomu nie ufam. W pewnym momencie poczułam jak ssie mnie w żołądku. Och nie dobrze, jak pojedziemy do stanów będę musiała skoczyć coś porządniejszego przegryźć niż ludzie jedzenie. W ogóle to......... od kąt jestem z Alec'em nie pożywiałam się dobrze. Hmm.........może to też mnie osłabiło. No to też jest nie dobrze.
-No dobra koniec, chłopaki. Lecimy dalej-odpowiedziałam-Mam ochotę szybko się stąd wynieść.
-Faktycznie ja też-przyznał Alec
Ruszyliśmy już trochę szybszym tempem do samolotu. Oczywiście jak zwykle Alec był spięty podczas lotu, no bo przecież...... Ja nie rozumiem jest hybrydą i to potężną , a boi się latania. Trochę.........heh nawet bardzo to dziwne.

***

W końcu wylądowaliśmy na ziemi w Stanach. Och jak dobrze, jeszcze trochę a bym totalnie nie wytrzymała.
Wysiedliśmy szybko z samolotu i wyszliśmy z lotniska.
-Dobra jeden dzień może tutaj? I... nasza kochana wyspa-powiedziałam
-W porządku-zgodził się Alec
Rozejrzałam się dookoła i nabrałam głęboko powietrza do płuc. Wyczułam dość daleko, że ktoś się gdzieś przeciął.
-Chłopaki, muszę coś załatwić poczekajcie tutaj. Zaraz wracam-uśmiechnęłam się delikatnie.
Z nadludzką prędkością znalazłam się w jakimś parku. No tak chłopak w moim wieku chodził sobie po drzewach i się skaleczył. Znalazłam się tuż obok niego i zaciągnęłam w krzaki.
-Nie uciekaj i nie krzycz-zahipnotyzowałam go
Chłopak posłusznie stał i milczał, pożywiłam się nim jednak nie zabiłam. Tak....... jakoś kiedyś zabijałam ile wlezie ,ale nie ma to żadnego sensu. Odeszłam od niego po skończeniu posiłku i oczywiście wymazałam wspomnienia. Poszłam jeszcze do sklepu kupić wodę i wróciłam się po 10 minutach do chłopaków.
Rzuciłam Ben'owi i Alec'owi wodę i zerknęłam na nich , pijąc swoją. Wcześniej w rzecz jasna umyłam buzię.
-No to teraz tylko miejsce na jedną noc, gdzie się zatrzymamy-odpowiedziałam-Jakieś pomysły?

(?)

czwartek, 14 sierpnia 2014

od Bena - C.D Katheriny

Kotłowałem się z złości. Czułem się taki słaby, jak kaleka. A jestem żołnierzem. Nie mogę sobie pozwolić na to. I na pewno nie potrzebuje pomocy. Trochę mną potrzesie, ale zawsze dawałem radę i teraz też dam. Ona mnie chroni, nas wszystkich.
Wolałem więc to przemilczeć i udawać, że nic się nie stało. Przecież nie musi wiedzieć, to drobrnostka.
- To nie Twoja sprawa - mruknąłem może trochę zbyt ostro.
- Ben... - zaczeła.
- Ja wiem co się działo Katherina. Po prostu już wiele z nas nie dostało tryptofanu na czas - powiedział Alec. Westchnąłem. Jackie. Mój braciszek, co prawda nie biologiczny, jak Alec ale kogo to obchodzi.
- A co z tobą? - Spytała Alec`a Katherina.
- Mnie to omineło - wytłumaczył i uśmiechnął się szeroko - Ben, trzęsłeś się jak chihaua.
- Dupek - warknąłem mimo, że uśmiechałem się półgębkiem.
- Baba - parsknął. Spojrzałem na. Kath, a zaraz na Alec`a.
- Pantoflarz - oskażyłem go. Tak, to było dziecinne, wiem. Przynajmniej zeszliśmy z tamtego tematu. A mnie coraz bardziej świerzbiły ręce, a w ustach mi zaschło. Musiałem jednak się jeszcze wstrzymać, choć czułem się jak narkoman na głod ie. Już od dawna nie miałem prawdziwego polowania i nie czułem świeżej krwi... Jak Alec mógł z tego wszystkiego zrezygnować? Nie zamierzałem mu tego wypominać, skądże. Miałem lepszy plan. . .

( Katherina?)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Od Lilith

-Nie chcę..-powiedziałam.
-Na pewno?-dopytał.
-Na pewno.-uśmiechnęłam się.
Przytulił mnie od tyłu,trzymałam małego na rękach a on go karmił.
-Mam nadzieję że się uda..-westchnęłam.
-Na pewno się uda,nie martw się.
Pocałował mnie lekko w policzek. Po nakarmieniu mały przytulił się do mnie i zamknął oczy.

(?)

od Lucas'a

Zasnąłem w końcu na kanapie, mimo iż nie była wybitnie wygodna to i tak się dało spać. O dziwo dobrze mi się spało bo nikt mi nie przeszkadzał, ale przecież nie mogę tak zostawić Lilith ze wszystkimi obowiązkami.
W końcu usłyszałem jak Lilith przygotowuje chyba jedzenie dla małego. Otworzyłem oczy i podniosłem się z kanapy i zerknąłem na zegar. Spałem aż trzy godziny, no nieźle. Poszedłem do kuchni i aż w sam raz zdążyłem na dolanie do mleka , krwi.
-Jak się spało?-zapytała Lilith
-Bardzo dobrze-zaśmiałem się
Odkleiłem plaster i przeciąłem sobie nadgarstek , i nalałem do mleka krwi. Potem starłem chusteczką krew z nadgarstka i z powrotem go zakleiłem.
-A ty kochanie nie chcesz iść spać?

(?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Zerknęłam zszokowana na obu chłopaków, nawet nie wiedząc co robić. Jednak zaraz zaczęłam zbierać jego tabletki. Wzięłam od Alec'a pudełko i wsypałam je tam z powrotem , oczywiście wyczyszczone.
Wpatrywałam się w Ben'a ,który cały czas jeszcze miał drgawki, ale już trochę zelżały. Jednak zaraz musiałam nasłuchiwać bo chyba jakiś raban się zrobił czy coś. W końcu po paru minutach jego drgawki się uspokoiły.Chciałam coś powiedzieć , zapytać się ,ale jednak powstrzymałam się i siedziałam cicho.
W końcu Ben spróbował wstać jednak trochę mu to nie wychodziło. Alec pomógł mu i w końcu stanął na równe nogi.
-Idziemy?-zapytał
Podeszłam do niego i skinęłam głową. Jednak widziałam że trochę mu jest ciężko więc pomogłam Alec'owi z Ben'em, do puki mężczyzna sam dobrze nie złapie równowagi. Szliśmy spokojnie jakoś przez miasto , a ja zarzuciłam Ben'owi kaptur na głowę. No wiecie trochę by było dziwnie gdyby się skapnęli o co chodzi z ich planem. Po 10 minutach Ben już jakoś chodził samodzielnie.  Mężczyźni szli dalej jednak ja się zatrzymałam. Gdy się zorientowali że mnie nie ma obok odwrócili się w moją stronę.
-Dobra Ben, powiedz co się działo-odpowiedziałam poważnie
-Nic-mruknął
-Takie drgawki to mówisz nic?! Twój brat mało od zmysłów nie odszedł. Po co Ci te tabletki i co Ci się przed paroma minutami działo?-zapytałam i pokazałam mu pudełko z tabletkami ,które pozbierałam.

(?)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

od Ben'a - C.D Katheriny

Ale ona skromna! "ja się znam dobrze na praktycznie wszystkich rasach i jak je skutecznie zabić". Ciekawe czy wiedziałaby jak skutecznie zabić X5. Albo od razu ją podrzucić na X9. W końcu, my też jesteśmy rasą. Transgeniczną ale zawsze jakąś. Nie odzywałem się jednak, bo usłyszałem kroki Alec'a. (...) Westchnąłem. Oni chcą jechać na wyspę.
- Tak - powiedział Alec.
- Nie, nie. Ja jadę z Wami - odpowiedziałem zdeterminowany. Po chwili wyjąłem plan fabryki i całej okolicy, mając w ręku marker - Ok. Od wschodu jest bliżej do miasta. Spodziewają się nas tam, więc nie zawiedźmy ich. Spotkamy się w mieście za pół godziny.

*Pół godziny później

Stałem w miejscu, w którym się umówiliśmy. Nie było ich jeszcze. Może coś się stało? Poczekam na nich z dwadzieścia minut.
Wyoostrzyłem słuch, by nasłuchiwać ich kroków. Nagle zauwarzyłem, że znów się to dzieje,. Najpierw moje ręce zaczeły drżeć. Przeklnąłem głośno. Tylko nie teraz! Te niewinne drżenie zaczęło się nasilać. Szybko sięgnąłem po tryptofan który zatrzymuje te drgawki, ale kiedy sięgałem po pudełko, upuściłem je i rozsypały się. Zsunąłem sie na ziemię w drgawkach przypominających atak padaczki. Siedziałem tak na ziemię oparty plecami o zimną ścianę. Nagle pojawił się Alec i Katheriny. Podbiegł do mnie.
- Ben! - krzyknął. Chciałem coś powiedzieć ale drgawki były za mocne. On szybko chwycił pudełko, które resztkami sił mu odebrałem i połknąłem hurtowo około dziesięć tabletek i położyłem się na ziemi, a drgawki powoli słabły
 -Co się stało? - spyttał ALec. Nawet na niego nie spojrzałem, leżąc skulony i próbując opanoować drgawki. Tryptofan nie dział od razu.

(Katherina? Wybacz błęfy, pisz4ę z komórki)

Od Lilith

Wyfrunęłam z auta i zaczęłam rozglądać się po domku..mrr..był taki przytulny!
Kiedy skończyłam się rozglądać wróciłam do Lucasa i Chrisa...mój ukochany leżał plackiem na kanapie trzymając małego na brzuchu.
-Zmęczony?-uśmiechnęłam się.
-Po takiej podróży..-zaśmiał się.
-Odpocznij sobie..ja zajmę się Chrisem..dobrze?
-No dobrze..-powiedział i zamknął oczy.
Pocałowałam go w policzek i wzięłam Chrisa na ręce.

(?)

od Lucas'a

- O dziwo Chris to bardzo spokojne dziecko-przyznałem zadowolony
-Faktycznie, bardzo-uśmiechnęła się Lilith.
Siedziałem wygodnie na miejscu kierowcy i kierowałem samochodem. Eh nie mogę tyle czasu trzeba będzie spędzić na dojeździe.

***

Kilka godzin później dojechaliśmy do pewnego domku w Londynie. Weszliśmy tam, był to zwykły domek.
-Trochę tu zabawimy-uśmiechnąłem się
Wyniosłem wszystkie rzeczy z auta i następnie przyniosłem śpiącego Chris'a.

(?)

od Katheriny - C.D Ben'a

Przyjrzałam się swojej broni i zabrałam sztylety z półki chowając je.
-To raczej nic złego zbierać broń. W końcu w pewnym momencie na pewno się przyda.-odpowiedziałam spokojnie
-Jak tam ramie?-zapytał z nienacka
Osobiście dziwiło mnie to ,że się pyta o moje ramię. Przedtem się nienawidziliśmy w prost, a teraz jest miły.
-W porządku. To nic, za tydzień będzie po wszystkim-wzruszyłam ramionami
-Kto wymyślił kołki na wampiry-mruknął
Zaśmiałam się cicho, widząc jego minę.
-Ludzie którzy pragnęli się nas pozbyć i odkryli że drewno może nas uśmiercić -wyjaśniłam-Powinniście w końcu to wiedzieć z bratem.
-Niestety nie wszystko wiemy-pokręcił głową
-Jak coś, ja się znam dobrze na praktycznie wszystkich rasach i jak je skutecznie zabić -zaśmiałam się-Jednak się na coś przydaję  , Nie?
Ben skinął głową i w tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Alec. Uśmiechnęłam się zadowolona na jego widok.
-I wy nie roznieśliście składzika, będąc tu razem?-zapytałem rozbawiony
-Nie. Dogadywanie się nie idzie nam tak źle -wyjaśniłam
-No to świetnie, ale przypominam za godzinę musimy ruszać -odpowiedział Alec.
-Dobra. Tyle że jak? Wracamy do stanów i ja z Alec'em jadę na wyspę czy jak?-zapytałam obu, w sumie idealnie w swój plan nie wprowadzili w ogóle mnie.

(kto?xD)

niedziela, 10 sierpnia 2014

od Ben'a - C.D Katheriny

- To ja - mruknąłem, a zaraz zmarszczyłem brwi. Raczej po tych dwóch słowach nie można określić, który jest tym "ja" - Ben - dodałem.
Spojrzałem na Beretta którego miała w dłoni. Osobiście preferowałem moje dwa ukochane cudeńka, ale innych również miałem jak na lekarstwo. Lepiej mieć za dużo, niż za mało. Po chwili ukucnąłem, otwierając szafkę pod kratką z bronią. Stamtąd wyjąłem czarną, metalową teczkę, położyłem ją na blacie i uśmiechnąłem się do Katheriny.
- Mogę coś doradzić? - spytałem, choć wiedziałem, że odpowiedź to "tak". Otworzyłem ją, i wyjąłem pasujący tłumik z dziesięciu tam leżących. Był czarny, tak jak jej broń. Podałem jej. - Sprawdź ten. Tylko dokręć. - Poradziłem, po czym wziąłem się za moje dwa ukochane Desert Eagle w srebrnej wersji, kalibru 6 mm, po czym naładowałem je, dokręciłem tłumiki "samoróbki" i schowałem w kurtce, umieszczając je w skórzanych "kieszeniach" stworzonymi przeze mnie, specjalnie na ten model. Przynajmniej były łatwe do wyjęcia, w razie potrzeby.
- Skąd masz tyle tego wszystkiego? - Była wyraźnie zdziwiona. Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem się w jej stronę.
- Powiedzmy, że jestem... kleptomanem, choć niektóre z nich, przyznam, kupiłem prawie uczciwie - odpowiedziałem, biorąc jeszcze Smith and Wesson Model 29, czyli inaczej starego, dobrego 44 Magnum w razie krytycznym i schowałem go również.

( Katherina?)

Od Lilith

Kiedy wsiadłam do samochodu od razu zaczęłam bawić się z Chris'em jego ulubioną zabawką.
Chwilę później do samochodu wsiadł Lucas,ruszyliśmy. Mały przez pewien czas był strasznie niezadowolony..później jednak zasnął spokojnie..
-Jego pierwsza podróż samochodem.-zaśmiałam się.
-Tak..ale..myślałem że gorzej to zniesie.
-W sumie ja też.-powiedziałam.

(?)

od Lucas'a

Usiadłem spokojnie na krześle i przypatrywałem się jak Lilith karmi małego. Sam natomiast w sumie zacząłem jeść śniadanie. Gdy Lilith skończyła go karmić, sama usiadła do stołu i coś zjadła. Zabrałem od niej małego i zacząłem się z nim bawić.
-Za chwilę wyjeżdżamy-westchnąłem
-Wiem-uśmiechnęła się Lilith
-Tak........Londyn, będzie ciekawie-zaśmiałem się
-Pozwiedzamy coś??-zapytała z entuzjazmem.
-Postaram się gdzieś nas zabrać. Obiecuję -zapewniłem
-Cieszę się -odpowiedziała
Skinąłem głową ,aż w końcu Lilith skończyła jeść śniadanie. Najpierw zapakowałem nasze bagaże do samochodu. Potem nosidełko zamontowałem w nim i posadziłem tam Chris'a, zapinając go porządnie.
Zmęczony już trochę zawołałem z góry Lilith. Ona zbiegła na dół i wsiadła do samochodu, a ja zamknąłem na klucz cały dom.

(?)

Katheriny - C.D Romeo

Stałam jak wryta i wpatrywałam się w chłopaków. Podeszłam do jednego z nich i podciągnęłam mu kurtkę. Tatuaże, no tak Ben. Zwróciłam się zaraz w drugą stronę z uśmiechem,ale się odsunęłam o krok.
-To był twój plan Ben?-zapytałam
-Tak-uśmiechnął się triumfalnie.
-Aha. W porządku-odpowiedziałam
Wyszłam z łazienki i poszłam pod pryczę, gdzie zostawiłam swoją torbę i zaczęłam coś tam chować. Usłyszałam czyjeś kroki za sobą i zaraz zobaczyłam obu. Alec nie miał kurtki, tak więc tatuaży też nie miał na ręce. Podniosłam się i przyjrzałam się każdemu z osobna.
-No to co jeszcze jakieś genialne pomysły?-zapytałam ze śmiechem
-To co już mówiłem......... Przedrzeć się do miasta i polecieć do stanów-wyjaśnił Ben
Skinęłam głową jednak ja ciągle się zastanawiałam nad jedną rzeczą. Czy ze stanów, my wyjedziemy z Alec'em i czy wrócimy na wyspę.
-Wieczorem wychodzimy, a jak na razie mogę zajrzeć do składzika na bronie?-zapytałam
-Tak-odpowiedział Ben
Odetchnęłam z ulgą i odeszłam od chłopaków, a następnie poszłam do składzika. Miałam przy sobie swój sztylet i parę rzeczy,które oczywiście trzeba było wyczyścić. Podczas czyszczenia coś błysnęło w czarnym kącie składzika. Podeszłam tam i zobaczyłam w idealnym stanie Beretta. Uśmiechnęłam się pod nosem i wzięłam go do ręki, następnie wyczyściłam i naładowałam. Gdy skończyłam wszystko robić, po raz pierwszy postanowiłam pooglądać dokładniej broń,którą Ben sprowadził. To było na prawdę fascynujące ile on tutaj rodzai broni miał. Chodziłam tak po składziku przyglądając się bacznie każdej, każdej broni.

(Nie wiem który xD?)

od Romeo - C.D Katheriny

Nie przywykłem do takiego zachowania, więc przez chwilę stałem bez ruchu, nie wiedząc co zrobić. Zaraz jednak również ją objąłem i oparłem swój policzek o jej czubek głowy. Po chwili wyszliśmy z łazienki. Hmm, Ben'a nie było w tym pomieszczeniu. Dopiero kiedy przeszliśmy do mniejszego, zobaczyliśmy go. Siedział na podłodze, opierając się plecami o ścianę.
- Co tak siedzisz? - spytałem. Dopiero wtedy spojrzał na nas i wstał, otrzepując się. Dostrzegłem, że trzyma w ręku jakieś małe pudełeczko z tabletkami.
- Nie ważne - powiedział, pewnie by zbić nas z tropu. Cóż, skorzystałem z nadzwyczajnych zmysłów i wyostrzyłem wzrok na tyle, by dostrzec co to za tabletki. Tryptofan. Po co mu do jasnej cholery tryptofan i dlaczego siedział na podłodze. Nie mówiąc, że dostrzegłem parę tych samych tabletek leżących wolno na podłodze, porozrzucanych. Jakby to pudełko upadło. Spojrzałem na niego podejrzliwie, ale chyba nic mu nie było, więc dopytywać się nie będę. 
- Wiedzą gdzie jesteśmy, więc musimy opuścić tą kryjówkę. Proponuję wyjść w nocy, punkt dwuna... Choinka, przestań bawić się buldogiem - skarcił mnie zirytowany, kiedy oglądałem maskę przeciwgazową, z pochłaniaczami po bokach. 
- Choinka? - powtórzyła Kath, śmiejąc się.
- Oficer z paroma medalami - wytłumaczyłem, sam się lekko śmiejąc. No co? Głupio to zabrzmiało. W ogóle żargon wojskowy był często komiczny. Na przykład cudze papierosy to cudzesy, a oficer, czyli ja, to "gwiazdor" albo właśnie "choinka".
- Mogę dokończyć? Otóż musimy przedrzeć się do miasta. Potem dostajemy się na lotnisko i lecimy z powrotem do stanów. Ale co do lasu. Tam jest pełno wrogich jednostek, mamy farta jeśli to tylko te sierściuchy zwane wilkołakami. Musimy się rozdzielić, przynajmniej ja nie mogę być w tym samym miejscu co ty, Alec.
- Dlaczego? - spytałem, marszcząc brwi.
- Mam pomysł - powiedział z błyskiem w oku.

*Dziesięć minut później*
Ok, staliśmy przed lustrem i teraz za nic nikt by nas nie rozróżnił. Ben miał kurtkę, więc nie było widać żadnego tatuażu, a to była jedyna rzecz która teraz by mogła przesądzić o tym, który z nas to który. I oboje mieliśmy na tyle wysokie kołnierzyki, by sprawę załatwił kod kreskowy na karku. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
- Cóż, teraz jak by, nie daj Boże, któregoś nas złapali, pomyśleliby, że sprawa załatwiona - wytłumaczył. W tej samej chwili, weszła Katherina. Odwróciliśmy się w jej stronę. Spojrzała na nas, zdziwiona, gdyż nie wiedziała o pomyśle Ben'a. 

(Katherina?)

Od Lilith

Gdy otworzyłam oczy..Lucas'a już nie było. Pewnie już wstał..ehh..mógł mnie obudzić.
Podniosłam się i przeciągnęłam ziewając.
Spojrzałam na łóżeczko Chris'a..spoglądał na mnie z uśmieszkiem. Wyjęłam go z łóżeczka i przytuliłam całując go w czółko.
-No cześć kochanie..-uśmiechnąłem się.
Zeszłam z nim na dół..Lucas siedział już przy stole i popijał herbatę.
-Dzień dobry Lucas.-powiedziałam.
-Dzień dobry kochanie..-uśmiechnął się.-Dzień dobry Chris.
Mały na przywitania pomachał w jego stronę rączką..
-Ślicznie kochanie.-pocałowałam go w małe usteczka.
Roześmiał się i pociągnął za moje włosy..troszkę bolało ale nie aż tak.
-Jego mleko jest w kuchni na stole.
-Dobrze..
Poszłam do kuchni i chwyciłam buteleczkę z mlekiem.
Niedługo po mnie do kuchni wszedł Lucas.
-Chwilka..jeszcze nie dałem krwi.-zaśmiał się.
Zdjął plaster z nadgarstka i znów naciął ranę..kilka kropelek krwi wpadło do mleka. Zakleił ponownie ranę.
-No i proszę.
Zaczęłam karmić małego..

(?)

od Katheriny - C.D Romeo

Wpatrywałam się w lustro i w to jak Alec, oczyszcza moją ranę. Jakoś jak trafił to nie bolało, jak wyciągnęłam kołek to zaczęło...........niestety.
-Ryzykowałeś-mruknęłam
-W jakim sensie?-zapytał zaciekawiony
-W tedy kiedy mnie zabrali..... Ryzykowałeś, bo ciebie też mogli zabić, a przy okazji poraniłeś się-westchnęłam
-To nic takiego-zapewnił i uśmiechnął się delikatnie
Skinęłam delikatnie głową i czekałam aż Alec skończy zakładanie bandaży. Tsa...... jakoś tak słodko teraz jest, chyba do tego się nie przyzwyczaję. Już drugiej osobie na mnie zależy, pierwszą straciłam ,ale drugiej nie mam zamiaru. W końcu mężczyzna zabandażował moją ranę , a ja odwróciłam się do niego. Popatrzyłam mu głęboko w oczy i pocałowałam namiętnie, a następnie się przytuliłam.

(Romeo?)

od Romeo - C.D Katheriny

Wszedłem do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem na jej ranę. Jest na wylot i uniknęła tętnicy, czyli powinno być wszystko dobrze. Pokazałem jej butelkę z alkoholem.
- Mogę? - spytałem miękko, a ona pokiwała głową. Podszedłem i wylałem trochę na jej ranę, a ona skrzywiła się. Na pewno ją piekło. Po chwili trochę wylałem również z tyłu - Zaczyna się goić, farciaro. - Powiedziałem z uśmiechem.
- Co z Twoimi nadgarstkami?
Zaśmiałem się.
- Martwisz się o mnie....? Goją się - skłamałem, wiedząc, że na razie nie ma mowy o gojeniu. Mogę jedynie mieć nadzieje, że nie wdało się zakażenie. Musiałem się liczyć z tym, że nawet jeśli zakażenia nie będzie, to rany szarpane goją się bardzo długo.

(Katherina? Zupełny brak weny)

sobota, 9 sierpnia 2014

od Katheriny - C.D Romeo

Spojrzałam na niego zszokowana, nie wiedząc nawet jak się odezwać na jego słowa. Pierwsze co zrobiłam, to odsunęłam się od niego delikatnie.
-Wiele osób-odpowiedziałam-Nie tylko stąd.
-A dokładniej?!-warknął
-Jeden kotołak ,który mnie przemienił, ale Alec się go pozbył i ...-zaczęłam
Popatrzyłam delikatnie za niego i przyjrzałam się mężczyźnie na ziemi. Skądś znałam tą twarz, ale jak stałam oddalona o trupa nie mogłam stwierdzić kto to. Podeszłam powoli do mężczyzny i nie mal że zamarłam.
-Katherina?-zapytał Alec, podchodząc do mnie.
-Aiden-wyszeptałam przerażona
-Twój........-zaczął Alec
-No to co odpowie mi ktoś w końcu , kto chce ją dopaść?-zapytał znudzony Ben, przerywając bratu.
-Już powiedziałam! Wilkołaki, stary ród, który mój "kochany" tatuś praktycznie wytępił. I jak widać mój przyjaciel,którego zabiłeś!-krzyknęłam wkurzona
Ben stanął jak wryty , tak samo jak Alec. Chyba jednak nie wiedział jak na to zareagować, obaj nie wiedzieli. Byłam wściekła ,ale nie chciałam robić żadnemu z nich krzywdy. Zacisnęłam pięści i wzięłam głęboki wdech.
-Wracajmy już na serio!-mruknęłam
Przez całą drogę szłam z Alec'em, jednak za bardzo nie odzywałam się do niego. Miałam tylko przed oczami Ben'a, ale zaczęłam się stopniowo zastanawiać , czemu Aiden? Czy Vanessa faktycznie miała rację mówiąc,że mój najlepszy przyjaciel mnie zdradził? Chociaż wszystko mogła trzymać się kupy, bo on chciał być kotołakiem, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru go przemienić, tak samo jak Vanessa.... Był w sumie po części czarodziejem i zielarzem, takie tam bzdety.
-Katherina, jeśli chcesz mogę z nim na ten temat porozmawiać i go ochrzanić -usłyszałam Alec'a.
-Nie. Wszystko jest w porządku. Działał w końcu w naszej obronie. Po części uratował nam życie-odpowiedziałam
Alec chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak pokiwałam przecząco głową. Już po 20 minutach wróciliśmy z powrotem do fabryki.Nie odzywając się weszłam do łazienki i zdjęłam szybko bluzkę. Odgarnęłam włosy i zaczęłam przyglądać się ranie. W tej samej chwili do drzwi łazienki ktoś zapukał.
-Proszę?-odpowiedziałam spokojnie.

(Romeo?)

od Romeo - C.D Katheriny

Tak. Jego krew. Ona chyba tego nie przemyślała, oszukiwać mnie i to z zapachem krwi, którego umiem odróżnić odkąd byłem dzieckiem! Spojrzałem na Ben'a, który był wyraźnie rozdrażniony i zdezorientowany, ale to nie przez kłamstwo Katheriny. Znów przeszedł na "stan łowcy" kiedy pocisk trafił w drzewo, a wszechobecny, niezwykle intensywny zapach krwi prowadził do takiego zachowania. Coś o tym wiedziałem. Z dalszego "polowania" musimy zrezygnować. Kath jest ranna, a ja i Ben niezdolni do pełnego użycia zdolności łowieckich.
- Udawajmy, że nie wiem o Twojej ranie, skoro tak chcesz - powiedziałem, po czym ruszyliśmy do fabryki. Ben znów był.. cóż, łowcą. Milczał, nasłuchując, szedł umiarkowanym tempem i ostrożnie, by nie zagłuszyć innych hałasów. Szliśmy tak długi czas, raczej w milczeniu. Ben prowadził inną drogą niż szliśmy wcześniej, widocznie po to by się nie natknąć na kolejnego durnego wilkołaka czy coś innego. Byliśmy na jakimś wzniesieniu, idąc wąską drogą, gdzie po prawej był las, a po drugiej rzeka położona dwa metry niżej. Dosłownie. Nagle jednak usłyszałem świst powietrza i w tej samej sekundzie zauważyłem strzałę pędzącą na Ben'a. Oczywiście był to ułamek sekundy i kiedy się zorientowałem co się dzieje, ten trzymał ów kawałek drewna z grotem kilka centymetrów od swojej twarzy, gdzie najwyraźniej miała trafić. Skoczył w dół, na napastnika. Gdy ja i Kath zeszliśmy na dół, zobaczyliśmy jak rozwścieczony ale i dumny z siebie mój braciszek stał nad ciałem mężczyzny, któremu najwyraźniej złamał kark po czym wbił ów strzałę pomiędzy oczami. Ben, mistrz ironii. Podszedł do Katheriny.
- Kto na ciebie poluje? - Spytał nieco zimno, ale trzeba mu wybaczyć, w końcu przed chwilą był kilka centymetrów od śmierci.

(Katherina?)