Kotłowałem się z złości. Czułem się taki słaby, jak kaleka. A jestem żołnierzem. Nie mogę sobie pozwolić na to. I na pewno nie potrzebuje pomocy. Trochę mną potrzesie, ale zawsze dawałem radę i teraz też dam. Ona mnie chroni, nas wszystkich.
Wolałem więc to przemilczeć i udawać, że nic się nie stało. Przecież nie musi wiedzieć, to drobrnostka.
- To nie Twoja sprawa - mruknąłem może trochę zbyt ostro.
- Ben... - zaczeła.
- Ja wiem co się działo Katherina. Po prostu już wiele z nas nie dostało tryptofanu na czas - powiedział Alec. Westchnąłem. Jackie. Mój braciszek, co prawda nie biologiczny, jak Alec ale kogo to obchodzi.
- A co z tobą? - Spytała Alec`a Katherina.
- Mnie to omineło - wytłumaczył i uśmiechnął się szeroko - Ben, trzęsłeś się jak chihaua.
- Dupek - warknąłem mimo, że uśmiechałem się półgębkiem.
- Baba - parsknął. Spojrzałem na. Kath, a zaraz na Alec`a.
- Pantoflarz - oskażyłem go. Tak, to było dziecinne, wiem. Przynajmniej zeszliśmy z tamtego tematu. A mnie coraz bardziej świerzbiły ręce, a w ustach mi zaschło. Musiałem jednak się jeszcze wstrzymać, choć czułem się jak narkoman na głod ie. Już od dawna nie miałem prawdziwego polowania i nie czułem świeżej krwi... Jak Alec mógł z tego wszystkiego zrezygnować? Nie zamierzałem mu tego wypominać, skądże. Miałem lepszy plan. . .
( Katherina?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz