Westchnąłem. Tragedią by było odbudowanie Manticore. Myślałem, że nigdy już się tego nie podejmą, ich wszystkie badania, laboratoria były spalone w wielkim pożarze sześć lat temu. Chyba że... chyba, że mieli kopie zapasowe w innej bazie. Tamci ludzie Białego nie mieli gnata, noża tylko paralizator o wystarczającej mocy by zdrowa x-piątka straciła przytomność. Być może chcieli nas żywych? Jeśli tak, nie ma co się pakować w to wszystko. Tylko się zaszyć i nie dać się złapać. Ah no i ostrzec innych, ale teraz nie mamy pewności. To nie musi być Manticore, może po prostu jakaś sekta czy coś. Ben spojrzał na mnie i mimo jego kamiennej miny, wiedziałem, że się boi. Manticore to jedyna rzecz na świecie, której się boi. No i może piekło, ale to chyba wiadomo.
- Pójdę się jeszcze rozejrzeć, zostańcie tutaj - mruknąłem. Ben spojrzał na mnie lekko zdziwiony i nieufny. Tak, on był jednym z tych ludzi, którzy dosłownie nikomu nie ufają. On nawet mi nie potrafił zaufać, choć i tak wystarczającym dowodem, że się stara było to, że spał przy nas. Wbiegłem na górę i westchnąłem cicho, po czym uruchomiłem stan Łowcy. Tak samemu z siebie nie było łatwo, ale dla chcącego nic trudnego. Od razu zrozumiałem zmieszanie Ben'a, kiedy próbował coś znaleźć, gdyż od razu uderzył we mnie taki natłok zapachów. Tak jak określił "jakby wybuchła tu bomba zapachowa". Ben... Owszem, mogłem zdać się na niego. Ale on nie miał doświadczenia. Owszem, był bardzo dobrym łowcą, w końcu to mój brat, ale on nie znał się na takim tropieniu. On polował, miał wyznaczony cel który tropił i ścigał. Ten cel często krwawił. A tutaj? Nawet ja nie wiem czego szukać.
Szybko rozpoznałem, nie wiem jak, który zapach jest Rey'a, a który tego drugiego. A po chwili się uśmiechnąłem mimowolnie, gdy poczułem zapach Katheriny, bardzo silny mimo jej długiej nieobecności. Wypuściłem z płuc powietrze głośno i znów zacząłem szukać czegoś istotnego. Wyostrzony wzrok to super sprawa, tak samo jak słuch i węch. I wtedy zobaczyłem to. Na jednej z kartek papieru było kilka kropel krwi. Widocznie szukając istotnych dokumentów, któryś z nich zaciął się. Podniosłem tą kartkę. Krew zaschnięta, ale w miarę świeża, a zapach mocny. Była tego drugiego, ale było jej za mało by po zapachu krwi go wyśledzić. Nagle w drzwiach pojawił się Ben. Odwróciłem się w jego stronę, zaskoczony. Oparł się o framugę z tym swoim denerwującym uśmieszkiem, który nigdy nie schodził z jego ust. Spojrzałem na niego. Podszedł do mnie i wziął dokument, na którym była krew. Przyjrzał mu się w milczeniu, po czym przeniósł wzrok znów na mnie.
- To może być Manticore? - spytał cicho.
- Raczej nie. Po co Rey miałby się wpakować w ich sprawy, a po co oni mieliby go przyjąć? - powiedziałem. Pokiwał głową. Zeszliśmy na dół. Zauważyłem, jak Ben ściąga kurtkę. Ha, wreszcie będzie można nas odróżnić, bo jego bluzka nie miała rękawów. Skierowałem swą uwagę na Katherine, która stała przede mną.
- Masz jak skontaktować się z Rey'em? - spytałem - Możemy z nim porozmawiać. Raczej, ty byś rozmawiała, my słuchali.
(Kath?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz